104-107.docx

(113 KB) Pobierz

Rozdział 104. Nad ranem

— Chyba zacznie padać — wyszeptał Harry. Magiczne okno w sypialni ukazywało stalowe niebo nad hogwarckimi błoniami. — Myślisz, że będzie burza?

— Nie wiem i nic mnie to nie obchodzi. Ale możesz zapytać Trelawney.

— Byłaby zachwycona.

Harry bardziej wyczuł niż usłyszał, że Severus prychnął. Poprawił głowę, wygodniej układając ją na jego piersi. Była siódma rano. Noc minęła im bezsennie, więc brudnoszary świt wydobył z mroku blade oblicza i podsiniałe z niewyspania oczy. Harry miał wrażenie, że z każdym uderzeniem serca wyczerpanie coraz głębiej wsącza się w jego kości, nie mógł jednak zasnąć, bo we krwi wciąż czuł adrenalinę. Rozpierała go radość wymieszana z niepokojem i odrobiną niedowierzania. To już? Pogodzili się? Tak po prostu? Po miesiącu udręki ciężko mu było w to uwierzyć, śledził więc każdy grymas Snape'a, szukając na jego twarzy jakichkolwiek oznak zniechęcenia, ale niczego takiego nie znajdował. Wręcz przeciwnie — choć Severus prawie się nie uśmiechał, z jakiegoś powodu kojarzył mu się z kotem, który właśnie upolował tłustą mysz.

— Kto cię ubrał? — odezwał się jego zadowolony z siebie mąż, a Harry nie musiał nawet pytać, o co mu chodziło.

— Hermiona — odparł. — Ale golf sam sobie transmutowałem. Twój mi się bardzo podobał.

— Co czytałeś? — wypytywał dalej Severus. Pół nocy tak go męczył; zdaje się, że za punkt honoru postawił sobie dowiedzieć się absolutnie wszystkiego o tym, czym zajmował się Harry przez ostatni miesiąc. A on odpowiadał szczerze i wyczerpująco, po raz pierwszy od początku ich małżeństwa niczego nie ukrywając, choć niektóre pytania strasznie go krępowały. Już wkrótce miał zamiar zacząć zadawać własne i liczył, że wtedy Severus zrewanżuje mu się taką samą szczerością.

— Hmm?

— Powiedziałeś, że trochę czytałeś i że ja nie mam pojęcia, czego chcesz. Pytam więc, co czytałeś?

— Och… eee… taką jedną książkę. — Snape parsknął cicho, a Harry się zarumienił, co odrobinę go zirytowało. — Książkę o seksie, w porządku? Męsko-męskim.

— „Być gejem"?

— Skąd wiesz?

— W Hogwarcie każdy jeden chłopak z podobnymi skłonnościami prędzej czy później znajduje ten poradnik. Jest tu chyba od zawsze, w dziale o zdrowiu.

— Hermiona mi go przyniosła.

— Tylko tobie pornograficzną książkę dla homoseksualistów mogła dostarczyć kobieta.

Harry był zbyt szczęśliwy, żeby się na serio wkurzyć, więc tylko z zemsty zaczął kreślić małe kółka wokół sutka męża. Brązowy guziczek niemal natychmiast stwardniał. Nie do wiary, że Severus był w tym miejscu taki wrażliwy.

— Poważnie? Dobrze przynajmniej, że nauczyłem się sylabizować, no nie? Pomyśl, co by było, gdyby musiała mi go jeszcze przeczytać!

— Zabierz palucha, bo ci go zaraz złamię. Myślisz, że nie wiem, co robisz?

— Nie złamiesz mi palca, bo musiałbym cię wtedy przykleić do drzwi Wielkiej Sali, i to na cały dzień.

Severus złapał go za rękę i zatrzymał ją w miejscu.

— Tego przez ostatni miesiąc uczył cię Dumbledore? Jak przyklejać ludzi do drzwi? Czy tak zamierzasz pokonać Czarnego Pana?

Harry rozprostował i rozluźnił palce, jednak Severus nie zabrał dłoni.

— Nie sądzę, żeby to konkretne zaklęcie zadziałało, ale tak, tego między innymi uczył mnie dyrektor. Magii wykonywanej za pomocą czystej intencji.

— Bezróżdżkowej?

— Niezupełnie o to chodzi, ale jeśli spojrzeć na efekt, to mniej więcej tak to wygląda. Bez różdżki, bez inkantacji, nawet bez gestu.

Zapadła kłopotliwa cisza. Harry nie miał pojęcia, jak Severus zareaguje na tego typu rewelację. Czasami nawet jemu trudno było uwierzyć, że taka magia istnieje, a co dopiero, że to on się nią posługuje.

— Nie mogę powiedzieć, że nigdy o tym nie myślałem — stwierdził wreszcie Snape. — W końcu spontaniczna magia, którą posługują się dzieci, funkcjonuje dokładnie w ten sposób. Tyle że dotąd wydawała mi się zbyt nieprzewidywalna, by traktować ją poważnie. Skąd przyszło ci do głowy, żeby się nią zająć?

— Wiesz, właściwie używałem jej już wcześniej — odparł Harry, uśmiechając się leciutko. — Wtedy, kiedy posłałem moc, żeby was obudziła. Tylko że nie za bardzo umiałem nad nią zapanować i sam wiesz, jak to się skończyło. A potem budziłem mugoli i za drugim razem poszło mi dużo lepiej.

— A jak to technicznie wygląda?

— Eee… to jest akurat najprostsza część. Kiedy chcę coś zaczarować, wtedy wyobrażam sobie swoją moc jako ciasto…

— Ciasto?

— No… coś plastycznego, co daje się kształtować w dowolny sposób. I myślą wysyłam ją tam, gdzie ma zadziałać. W wyobraźni widzę, co chcę osiągnąć i wypycham magię z siebie. A ona z reguły robi to, czego od niej zażądam. Chociaż nie zawsze.

— Jak to?

— Są zaklęcia, których efekt nie jest bezpośrednio fizyczny i wtedy sama intencja nie wystarczy. Potrzebne jest słowo, a czasami nawet gest.

— Wyjaśnij. Z przykładami.

— Jeszcze nie wszystko sprawdziłem, ale taką Avadę mógłbym rzucić samą intencją. To proste zaklęcie z prostym efektem końcowym. Nie patrz tak na mnie, przecież nie mam zamiaru rzucać Avadami. Nie cierpię Niewybaczalnych. Mówię tylko, że mógłbym to zrobić, że to możliwe. To tak jak z przyklejaniem ludzi do drzwi: chodzi o fizyczny efekt końcowy, ręce, klej, drzwi. Co innego z patronusem. Nie potrafię stworzyć go samą intencją i nie do końca rozumiem dlaczego. Potrzebuję do tego zarówno słów, jak i różdżki. Podobnie jest ze świstoklikami: nie mogę zrobić ich bez użycia właściwej formuły, chociaż już różdżka nie jest mi potrzebna.

— Robiłeś świstokliki?

Harry zmieszał się nieco, ale skinął głową.

— Zajmowałem się wieloma rzeczami. Na przykład badałem magię skrzatów.

— W jaki sposób?

— Dotykałem jej. Trochę tak, jak robiłem to z magią wampirów, chociaż nie do końca. Przede wszystkim skrzacia moc nie jest mroczna. Jasna zresztą też nie, raczej neutralna. Niesamowicie intuicyjna. Myślę, że skrzaty operują nią w taki sposób, w jaki ja bym chciał, tylko że one nie muszą się tego uczyć. Zgredek mówi, że od zawsze potrafił wszystko, co teraz umie, a jego moc ani nie rośnie, ani nie maleje. Przypuszczamy z dyrektorem, że właśnie to miał na myśli Slytherin, gdy pisał o pozornym poziomie mocy czarodzieja.

— A dokładnie?

— Sądzimy, że pojęcie stałego poziomu mocy jest takim samym ograniczeniem jak opinia, że do czarowania niezbędna jest różdżka. Czyli że tak naprawdę moc jest wszędzie, wcale nie tylko w rdzeniu i jedynie od tego, jak otwarci na nią jesteśmy, zależy, na ile możemy z niej korzystać.

— Więc jeśli otworzyłbym się wystarczająco, to mógłbym stać się potężniejszy od ciebie?

— Zupełnie teoretycznie? Przypuszczam, że tak.

— Czy wiesz, jak potworna jest ta wizja? Czarny Pan posiadający…

— Wiesz, wydaje mi się, że akurat Voldemort nigdy nie skorzysta z tej teorii.

— Niby dlaczego?

— Sam zamknął swój umysł na swobodny przepływ mocy. Jest tak bardzo przywiązany do myśli o określonej pojemności rdzenia magicznego, że podłączył do siebie ponad setkę innych zbiorników mocy i w ten sposób uniemożliwił sobie czerpanie jej z otoczenia. Zamknął się przed nią w swojej własnej głowie, rozumiesz? Nie potrafi sobie wyobrazić, że moc przychodzi do niego znikąd, więc ona do niego nie przyjdzie.

— Czym w takim razie jest rdzeń, jeśli nie źródłem mocy?

— Nie wiem. Ani dyrektor tego nie wie i Slytherin też chyba nie wiedział. Może miejscem, w którym mieszka ta iskra, która sprawia, że jesteśmy czarodziejami? Która pozwala nam rozpoznawać magię i z niej korzystać? Wydaje się, że to najsensowniejsze wyjaśnienie, zwłaszcza jeśli spojrzysz na rdzenie mugoli. Oba niby pozostają w uśpieniu, a przecież ciągle są aktywne. Mugole czerpią z nich, choć nie tak samo, jak my. Wykorzystują ich potencjał w ograniczony sposób i nieświadomie, ale bez przerwy.

Snape przez długą chwilę leżał w zupełnym bezruchu, aż Harry zaczął myśleć, że usnął, drgnął więc lekko, gdy mąż jednak się odezwał.

— Byłeś ostatnio bardzo zajętym młodym mężczyzną.

Harry uśmiechnął się leniwie.

— Nawet nie masz pojęcia — powiedział, a potem wiedziony jakąś niezrozumiałą potrzebą wyznał ze wstydem: — Chodziłem do dyrektora na lekcje samokontroli.

— Wiem o tym. I nie wątpię, że bardzo ci się one przydały.

— Przyganiał kocioł garnkowi — burknął Harry. — To nie ja waliłem wczoraj twoją głową o drzwi, Panie Jestem-Oazą-Spokoju.

— Moje działanie było celowe. Nie straciłem nad sobą panowania — wycedził Severus.

— Jasne — zgodził się Harry bez oporów, jedynie z maleńką nutką kpiny w głosie. Dzisiaj zgodziłby się na wszystko.

Przez dłuższą chwilę odpoczywali w błogiej ciszy, a Harry koncentrował się na rytmicznych uderzeniach, które wyczuwał pod swoim policzkiem. Serce Snape'a biło mocno i miarowo.

— Zadziwiające, że mnie nie przekląłeś, kiedy przyniosłem Blacka do Hogwartu. Jak mam to rozumieć? Zadziałał jakiś gryfoński czynnik, o którym dotąd nie słyszałem?

Harry uniósł głowę z piersi męża i spojrzał na jego napiętą twarz. Snape leżał na plecach z jedną ręką pod karkiem i miał zamknięte oczy, jakby odpowiedź go nie interesowała, jednak Harry domyślał się, że to tylko pozory.

— Wiem, jak to wyglądało, bo rozmawiałem z Remusem. Nie jestem aż tak zaślepiony, żeby mieć do ciebie pretensje o to, co się tam stało. Chyba że to ty stworzyłeś tego kota i kazałeś mu zaatakować Syriusza. Hej…! Chcesz mi o czymś powiedzieć?

Snape prychnął.

— Szalenie zabawne. Kiedyś nie byłbyś równie sprawiedliwy. Spodziewałbym się raczej wrzasków i wyzwisk.

— Gdyby Syri umarł… Wtedy kto wie? Ale on żyje, a ja naprawdę wierzę, że się obudzi. — Harry westchnął. — Przecież nie mogę mieć do ciebie żalu, że wziąłeś na misję ludzi, którym ufasz, bo zrobiłbym to samo…

— Zdumiewający rozsądek, panie Potter — przerwał mu Severus drwiąco.

— …chociaż nie przeczę… byłem wściekły, że potem ani razu do niego nie zajrzałeś — dokończył Harry z wyrzutem, którego nawet nie starał się ukryć.

— Nic tam było po mnie — burknął Snape. — Nie nadaję się na płaczkę.

Pogardliwy ton w jego głosie sprawił, że Harry się skrzywił. Ostrze sarkazmu skierowane było oczywiście w Remusa, a ukryte w nim okrucieństwo budziło w Harrym instynkt obrońcy. To wydawało się takie… bezlitosne, szydzić z czyjegoś cierpienia. A jednak, jeśli miał być wobec siebie uczciwy, musiał przyznać, że odrobinę się ze Snape'em zgadza. Nie czuł się komfortowo, gdy sobie ten fakt uświadomił. Lepsza część jego duszy, ta odpowiedzialna za współczucie, wstydziła się, że gdzieś głęboko w nim tkwiła inna, mniej chwalebna cząstka, szepcząca z uporem gorzkie, pełne wzgardy słowa.

I owszem, to było raczej wstrętne, że patrząc na płacz Remusa, nie potrafił zdobyć się na nic więcej niż powściągnięcie grymasu niesmaku. Ale, Merlinie!, mężczyzna powinien lepiej nad sobą panować, prawda? Jeśli on sam, mając ledwie siedemnaście lat, potrafił się powstrzymać przed wylewaniem łez przy byle okazji, to chyba Lupin też dałby radę? Był w końcu dorosłym facetem, na litość boską!

Harry nie zamierzał tego wszystkiego powiedzieć głośno, ale skoro tak właśnie uważał, to jak mógł mieć żal do męża, że ten myślał podobnie?

Westchnął i zmienił temat.

— Zastanawiam się, dlaczego rany Syriusza nie chcą się goić.

— Mnie też to ciekawi. W leksykonie magicznych urazów nie ma żadnych informacji o podobnych przypadkach…

— Szukałeś? — Harry ponownie podniósł głowę, żeby spojrzeć na Snape'a. Czyli jednak interesował się stanem zdrowia jego chrzestnego ojca! Nie do wiary, że nie potrafił się do tego zwyczajnie przyznać.

Na twarzy Severusa nie drgnął żaden mięsień.

— Zajrzałem tu i tam przy okazji innych badań. Co, jak wspomniałem, nie przyniosło rezultatów.

— Wiesz, jego moc… jest dziwna. Jakby zanieczyszczona.

— Pomfrey nic mi o tym nie mówiła.

— Podejrzewam, że standardowe testy tego nie wykazują. Ja… widzę to, gdy patrzę na jego iskrę. Magia w jego rdzeniu wygląda, jakby miała plamki. Wydaje mi się, że jest ich coraz więcej.

— Poinformowałeś o tym Pomfrey? Albo tych z Munga?

— Tylko panią Pomfrey, ale poprosiliśmy ją z dyrektorem o dyskrecję. Dumbledore odradził mi nagłaśnianie tej wiadomości. Powiedział, że to nie jest… że nigdy wcześniej o czymś podobnym nie słyszano i lepiej tego nie rozdmuchiwać. Ktoś mógłby pomyśleć, że to zaraźliwe, a wtedy… Rozumiesz?

— W porządku. — Severus skinął głową. — Bierzesz pod uwagę, że przyczyną może okazać się ten zielony dym, którym potraktował Blacka kot?

— Tak, tak właśnie z dyrektorem przypuszczamy, ale nie mamy żadnej pewności. Możliwe, że dowiemy się czegoś, gdy Hermiona i Malfoy rozszyfrują pochodzenie tego stwora.

— Być może.

— A wiesz, to mi przypomniało, że muszę skoczyć do Winter Land, chociaż na jeden dzień.

— Wyrmy?

— Tak, przede wszystkim one. Ale mam też kilka pytań do Lorda Asgeira.

— Na jaki temat?

— Na temat moich praw i obowiązków jako suwerena. — Uśmiechnął się Harry pod nosem.

Severus spojrzał na niego ze zdumieniem.

— Chyba nie zamierzasz wikłać się w ich wewnętrzne problemy?

— Zamierzam. Mam kilka pomysłów, jak ulepszyć magiczny świat, a oni mi w tym pomogą.

— Niby jak? Planujesz iść na wojnę? Mieczem zagarniać nowe ziemie? Bo wikingowie do niczego innego ci się nie przydadzą.

Harry ledwo powstrzymał się, by nie wywrócić oczami.

— Oczywiście, że nie. Chcę sprawdzić na nich swoją teorię mocy, a Ron ma pewne pomysły edukacyjne…

— Zrobisz z nich króliki doświadczalne? — spytał Severus z kamiennym wyrazem twarzy, na widok którego Harry poczuł się nieswojo.

— Niezupełnie to miałem…

— Znakomity pomysł. Jak na Gryfona, rzecz jasna.

Harry przymknął oczy, niepewny, czy powinien się zezłościć, czy roześmiać. W końcu zdecydował się na coś pośredniego i wykrzywił wargi w zirytowanym uśmiechu. Ślizgoni!

— Skoro się ze mną zgadzasz, to czy zechciałbyś towarzyszyć mi jutro w tej wycieczce?

Snape rzucił mu krótkie spojrzenie spod wpółprzymkniętych powiek.

— Owszem, pod warunkiem, że ty zgodzisz się udać ze mną później w pewne miejsce. Potraktuj to jako krótki weekendowy wypad.

Harry poczuł, że jego serce przyspiesza, a żołądek zaciska się z trudnej do zniesienia mieszanki emocji. Radosne podniecenie było w tym zestawie najmniej skomplikowanym uczuciem.

— Wołami mnie od ciebie nie oderwą — zapewnił.

— Zobaczymy, czy po wszystkim też będziesz taki… rozochocony.

— Uwielbiam twój optymizm. Jest taki… ożywczy — przedrzeźnił Harry męża. Wstrętny popsuj-zabawa.

— Chcesz coś optymistycznego? Proszę bardzo: czy wiesz, że w ministerstwie czeka sześć kartonów listów z propozycjami towarzyskimi dla ciebie? Zaczęły przychodzić po tym, jak „Prorok Codzienny" opublikował tamte spekulacje dotyczące naszego rozstania.

— I co w nich jest?

— Różne rzeczy. Mniej albo bardziej… jednoznaczne, ale wszystkie mają na celu jedno: zwabić cię, upolować, zaciągnąć do jaskini i, cóż, skonsumować, jak sądzę.

— Brzmi paskudnie.

— Sam pan się o to prosił, panie Potter.

Harry potarł nosem pierś Severusa.

— Nie mów do mnie Potter — wymruczał. — A tych wszystkich świrów mam gdzieś. Nie rozumiem, co sobie wyobrażają, słowo daję.

— Hmm… chcesz czy nie, musisz teraz na każdy z tych listów odpowiedzieć.

— Nie żartuj! — Harry, przerażony, gwałtownie poderwał głowę, a wtedy Snape wykrzywił się do niego drwiąco. — Jesteś wredny!

— Zasłużyłeś sobie. Przez trzy tygodnie torturowałeś mnie na treningach.

Harry zamknął oczy. Nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Sam siebie nie rozumiał, więc jak mógł o tym dyskutować? Zwłaszcza że teraz własne zachowanie w Pokoju Życzeń wydawało mu się odrobinę szalone. Jedyne, co przyszło mu do głowy, to prosić o wybaczenie.

— Nie chciałem, żeby…

— Ależ chciałeś — przerwał mu Severus. — I muszę niechętnie przyznać, że twoje gierki, choć mało wyrafinowane, okazały się dosyć skuteczne.

Harry, zaskoczony, nie zdołał powściągnąć uśmiechu.

— Flirtujesz ze mną?

— Nie mam pojęcia, o czym mówisz. — W kąciku warg Snape'a igrał cień grymasu przypominającego drwiący uśmieszek.

Harry ledwo się powstrzymał, by nie jęknąć, gdy wzdłuż kręgosłupa przebiegł mu znajomy dreszcz. Severus to robił, prawda? Prowokował go! I szło mu całkiem nieźle, stwierdził, czując, jak głęboko wewnątrz niego narasta niewygodna kombinacja pożądania i onieśmielenia. Wziął głęboki oddech, a po nim jeszcze jeden i kolejny, próbując zapanować nad swoim budzącym się ciałem. Bez skutku. W zderzeniu z obietnicą ukrytą w unoszącym się wokół piżmowym aromacie wszystkie sprytne metody relaksacyjne Dumbledore'a brały w łeb. A Severus leżał tuż obok zupełnie spokojny, z półprzymkniętymi powiekami i wyrazem łagodnej kpiny na wargach. Nie odzywał się, a Harry i tak czuł się przy nim wyjątkowo niedojrzale, jak te opisywane w jego mugolskiej książce żałosne dzieciaki, podniecające się z idiotycznych powodów. W duchu pocieszał się, że jego powód przynajmniej był dobry — chciałby zobaczyć twardziela odpornego na dwuznaczne komentarze, wygłaszane ochrypłym szeptem przez faceta, który w nocy owijał swoją dłoń wokół jego… Boże, niech mnie ktoś zabije!, pomyślał i znów zamknął oczy.

— To całkiem zabawne, obserwować, jak się mienisz i pocisz, i może nawet poświęciłbym dłuższą chwilę na kontemplację tego fenomenu, ale jest już dosyć późno, więc czy mógłbyś wyjaśnić mi, co nagle wprawiło cię w stan takiego… ożywienia? — odezwał się drwiąco Severus, a Harry pomyślał, że za moment zapadnie się pod ziemię. Merlinie, teraz już na pewno ktoś powinien go zabić.

— Ja… — zaczął i przerwał, bo poczuł gorąco rozlewające się po jego szyi i twarzy. Czemu to było takie trudne? W nocy wszystko wydawało się o wiele prostsze, ale teraz, gdy do ich sypialni przez okno zajrzał świt, wyławiając z ciemności najdrobniejsze szczegóły, fizyczność stała się czymś okropnie skomplikowanym. Severus wydawał się tak cholernie doświadczony, jego ciało tak rzeczywiste, a Harry był tylko głupim siedemnastolatkiem, który nie panował nad erekcją. Nękała go nieodparta pokusa, by zasypać swoje zażenowanie lawiną słów, ale co, do diabła, miał powiedzieć, żeby nie skompromitować się jeszcze bardziej? Przeprosić? Niby jak? „Przepraszam, że się podnieciłem, to się już więcej nie powtórzy"? Miał wrażenie, że jeszcze chwila i zacznie nerwowo chichotać, ale wtedy Snape odrobinę się przesunął i o udo Harry'ego otarło się coś, co nie mogło być niczym innym niż… — Och… — wykrztusił i otworzył oczy. — Ty draniu!

Kącik ust Severusa drgnął, a Harry zapragnął własnym językiem i zębami zetrzeć mu z twarzy ten kpiący grymas. Pragnienie paliło go tak intensywnie, że ledwo mógł oddychać. Nie miał pojęcia, czy to normalne, podejrzewał, że niezupełnie, ale czy warto było z tym walczyć? Zwłaszcza teraz, gdy już pojął, że w swoim obłędzie nie jest sam?

Napięcie między nimi iskrzyło niemal namacalnie, jakby każdy włosek z osobna naładowany został seksualną energią. W ułamku sekundy wszystko stało się bardziej realne i zmysłowe, i Harry odkrył, że ten gęsty, piżmowy zapach, który go otoczył, nigdy jeszcze nie był równie intensywny, a dotyk nagiej skóry męża pod jego dłonią tak palący. I choć każde z tych doznań zdawało się znajome, to jednocześnie było zupełnie nowe, bo teraz on sam na wszystko patrzył inaczej. W nocy przekroczyli granicę, za którą nie było już odwrotu, pozostawało tylko iść naprzód, coraz dalej i dalej.

Uniósł lekko głowę, by przyjrzeć się Snape'owi. W szarym świetle poranka ciało Severusa wydawało się prawie idealnie białe, poprzecinane wstęgami błękitnych żył na ramionach i szyi, i Harry wyobraził sobie, jak jego palec przesuwa się wzdłuż tych lekko wypukłych linii, by zbadać ich kręty szlak i przekonać się, dokąd prowadzą. Kusiła go też równa ścieżka rosnących poniżej pępka włosów, które układały się w kształt litery V niczym strzałka drogowskazu. Mapa skarbów, pomyślał i parsknął nerwowym śmiechem.

— Rozbawiony? — zapytał Severus. — Spodziewałbym się raczej, że będziesz analizował swoje winy i metody ich odpokutowania. — Kiedy twarz Harry'ego spochmurniała, Snape dodał: — Miałem na myśli twoje zachowanie podczas treningów. Nic więcej.

— Byłem dupkiem — przyznał Harry cicho. — Nie chodzi o treningi. Muszę…

— Nie będziemy o tym teraz rozmawiać — przerwał mu Severus łagodnie. — Mówimy tylko o Pokoju Życzeń albo wstawaj szykować się na lekcje.

Harry przymknął powieki i uśmiechnął się. Nie miał najmniejszego zamiaru opuszczać łóżka.

— W porządku. Wyznaj mi w takim razie, jak bardzo cierpiałeś — zażądał, starając się nadać głosowi najbardziej mruczące brzmienie, na jakie tylko potrafił się zdobyć, bo przypomniał sobie wskazówki z „Być gejem", część „Pościelowe pogawędki".

Snape uniósł brwi, ale się nie roześmiał. Wyglądał raczej na… wstrząśniętego? Harry miał ochotę zachichotać. Kiedy tydzień temu czytał o „gadkach w łóżku", zawarte w rozdziale wskazówki wydawały mu się dość głupkowate i sztuczne, ale z jakiegoś niepojętego powodu tu i teraz zdawały się działać. A wyraz twarzy Severusa… Warto było zaryzykować ośmieszenie, żeby to zobaczyć.

— Umiarkowanie — odparł Snape powoli.

— Tylko umiarkowanie? — Usta Harry'ego zaczęły mimowolnie błądzić po skórze znajdującej się w ich zasięgu, jakby były prowadzone przez jakiś niezawodny, prastary mechanizm. — Mówiłeś coś o torturach. „Tortury" i „umiarkowanie" nie pasują do siebie.

— Więc może nie chodziło o tortury. — Głos Snape'a zabrzmiał nieco chrapliwie.

— Nie-tortury to za mało. Nie wystarczą, żeby skazać mnie na odpisywanie na listy wariatów — wyszeptał Harry. Gra z mężem zaczynała go bawić, zwłaszcza że nieoczekiwanie okazał się w niej utalentowany. — Poskarżę się na ciebie przed Wizengamotem i wygram, zobaczysz. Nawet korespondencyjnie. Chyba że przyznasz się, co naprawdę wtedy czułeś.

Powietrze wyczuwalnie zgęstniało. Harry miał wrażenie, jakby drażnił dzikie zwierzę; nieprzewidywalne i groźne. Palce wciąż trzymał na piersi Snape'a, mimochodem pocierając ukryty pod nimi brązowy guziczek, a kiedy to robił, dłoń Severusa zaciskała się na jego własnej coraz mocniej i mocniej. Obrócił głowę i objął wargami drugą stwardniałą brodawkę. Snape złapał go za włosy na karku, uniemożliwiając wykonanie jakiegokolwiek ruchu.

— Jesteś małym prowokatorem — wycedził. — Niby przerażony, a mimo to zawsze chętny, żeby sprawdzać, jak daleko możesz się jeszcze posunąć — ciągnął ochrypłym szeptem. — Całkowicie polegasz na mojej samokontroli, prawda? A co, jeśli ja już nie chcę się kontrolować? Jesteś gotów ponieść konsekwencje swoich sztuczek?

Niski, wibrujący głos i ukryta w nim groźba sprawiły, że z ust Harry'ego, ściśle otaczających twardy sutek, wyrwał się zduszony jęk. Jego penis wściekle pulsował; powstrzymywanie mimowolnych drgnięć bioder wydawało mu się zadaniem ponad ludzkie siły.

— Mały… bezmyślny… — wymruczał Severus i pociągnął go do góry za włosy, aż Harry pisnął z bólu.

Pocałunek, brutalny i głęboki, przypominał zemstę. Rytm narzucały wargi Snape'a, jego język i zęby, których nie wahał się używać. Prawą rękę zaciskał na karku Harry'ego, lewą wsunął pod pościel, by objąć okryty bawełną, napięty pośladek. Harry drżał, uchwycony w sidła stalowych ramion i ocierał się o biodro Snape'a, jęcząc nieprzerwanie prosto w jego usta. Pod dłonią czuł, że serce Severusa bije tak samo mocno jak jego własne i nie mógł — po prostu nie był w stanie — oprzeć się pragnieniu, by zacisnąć palce na nabiegłej krwią brodawce.

Snape zaklął i obrócił ich obu, wgniatając Harry'ego w materac. Kolanem rozsunął mu nogi i opadł między nie, mocno przyciskając do siebie dwie erekcje.

— O Boże… — zdołał jeszcze wydyszeć Harry, zanim Severus otworzył jego usta językiem i bezlitośnie w nie wtargnął.

Snape miał piękne, silne dłonie, którymi potrafił się posługiwać. Używał ich niczym złodziej wytrychów, kradnąc onieśmielenie Harry'ego centymetr po centymetrze; każdą pieszczotą sprawiał, że wstyd znikał, zastępowany płytkim, gorącym oddechem i lśniącymi łzami potu. Harry obejmował go najmocniej jak potrafił, ledwo powstrzymując się od wbijania paznokci w jego plecy. Pod palcami czuł rozpaloną skórę poznaczoną cienkimi liniami blizn; dotykanie ich okazało się dokładnie tak podniecające, jak to sobie zawsze wyobrażał. Ich biodra oddzielały od siebie jedynie dwie pary cienkich bawełnianych spodni, a świadomość tego sprawiała, że jego członek wilgotniał z oczekiwania.

— Masz taki słodki tyłek — wyszeptał Severus, a Harry niemal zadławił się piskiem. Słowo „tyłek" w ustach Snape'a było jak dłoń przesuwająca się po penisie. — Mały i jędrny… — dodał i mocno zacisnął rękę, którą obejmował naprężony pośladek. Po chwili rozluźnił uścisk, a jego palce przesunęły się na biodro. Kciuk zaczął krążyć poniżej wystającej kości miednicy, ześlizgując się leniwie w stronę pachwiny. W odpowiedzi nogi Harry'ego samoczynnie rozsunęły się szerzej.

Nieistotne, jak bardzo tego nie chciał, i tak pojękiwał, wzdychał, syczał i wydawał bezlik innych dźwięków, nad którymi zupełnie nie panował, tak jak nie panował nad pozostałymi reakcjami swojego ciała. Jego skóra mrowiła, biodra podrygiwały bez udziału woli, a twardy jak kamień członek raz za razem ocierał się o erekcję Snape'a. Palce Severusa robiły z jego nerwami rzeczy, od których niemal tracił przytomność. Nie był w stanie znieść niczego więcej. Pragnął natychmiastowego wyzwolenia, nieważne w jaki sposób.

— Proszę — zaszemrał pośród pocałunków, którymi obsypywał twarz męża.

Severus uniósł głowę, by na niego spojrzeć, czym zmusił go do otwarcia oczu. W ciemnym wzroku Snape'a było coś nieodgadnionego i odrobinę niepokojącego, ale Harry nie chciał się nad tym zastanawiać. Nie teraz. Później, kiedy już…

— Proszę — powtórzył błagalnie, a kącik warg Severusa drgnął, jakby wyjękiwane prośby sprawiały mu jakąś nieprzyzwoitą satysfakcję. — Czy mógłbyś…?

— Niewykluczone, że bym mógł — stwierdził miękko Severus, znacząc pocałunkami linię jego szczęki. — Ale czy chcę? Może najpierw powinieneś zaoferować jakąś rekompensatę za katusze, które mi zaserwowałeś? Co ty na to, mały prowokatorze?

Harry sapnął i jeszcze szerzej rozsunął nogi. Chropawy głos doprowadzał go do obłędu. Odchylając głowę do tyłu, żeby Severus mógł go gryźć bez przeszkód, Harry pomyślał, że jego mąż też czytał ten rozdział „Być gejem" i miał całe dwadzieścia lat na ćwiczenia. Życie było cholernie niesprawiedliwe.

Ostatnie pytanie zawisło bez odpowiedzi w powietrzu gęstym od urywanych westchnień i kwaśno-słonego zapachu potu. Wokół, łagodnie wirując, tańczyła magia; gdy wznosiła się i opadała, przypominała srebrny pył. „Spójrz, czy to nie dziwne?", chciał zapytać Harry, ale wargi Severusa okazały się zbyt rozpraszające, kiedy tropiąc krzywizny mięśni, sunęły niespiesznie po jego ciele. Zapomniał o magii i skupił się na ciepłym języku, który bez chwili przerwy eksplorował rozpaloną, boleśnie wrażliwą skórę, rysując na niej śliną czułe wyznania. Sufit nad nim zdawał się falować, więc Harry zamknął oczy i pozwolił, by świat w jego głowie kołysał się, gdy odchylił ją do tyłu, gwałtownie chwytając oddech.

Severus nie przestawał go lizać i gryźć, jakby ciągle nie miał dość jego smaku, a Harry ledwo hamował jęki. Mimo to czasem, wbrew jego woli, jakiś odgłos jednak mu się wyrywał, co sprawiało, że mąż całował go i kąsał jeszcze intensywniej. Merlinie… Słodka tortura, którą ledwo znosił, ale za nic nie chciał jej przerwać. Każdy mięsień miał naprężony i czuł, że jeśli to potrwa dłużej, za chwilę po prostu zacznie skamleć.

Wilgotny szlak pozostawiony przez usta Snape'a, pełen przystanków w postaci bladych śladów zębów, biegł przez krtań, bark, obojczyk, a później przez piersi, robiąc spiralę wokół różowych sutków, kierując się w stronę mostka, by wreszcie zacząć schodzić niżej… i niżej… I znów wróciła żądza, odsyłając w niepamięć łagodność, Harry załkał, a paznokcie Severusa wpiły się mocno w skórę na jego żebrach. Kiedy zachłanne wargi dosięgły jego pępka, Harry poczuł, że wir w jego głowie przyspiesza, a szum w uszach narasta.

Godryku, co on wyprawia?

Czy to było to, co mu się wydawało? Wyobraźnia, karmiona przez ostatni miesiąc erotycznymi obrazami, podsunęła mu wizję, od której napięcie w pachwinach stało się niemal bolesne.

Dłonie Snape'a przytrzymywały jego biodra, a język wytyczał krótką trasę wzdłuż krawędzi spodni od piżamy.

— Rekompensata, Harry? — Severus zahaczył kciuki o gumkę i bardzo powoli zaczął ciągnąć bieliznę w dół.

Harry wstrzymał oddech, jego nogi mimowolnie zgięły się w kolanach, a całe ciało spięło się w oczekiwaniu. Policzki go paliły, jakby głowa mu płonęła! Miał wrażenie, że każdy jego nerw drży i mimo ogromnego zawstydzenia nigdy w całym swoim życiu nie pragnął niczego bardziej, niż żeby Severus zsunął w końcu te cholerne spodnie i wziął go do ust. Był na to gotowy, właśnie tutaj, w tej chwili. Gdzieś na krawędzi umysłu zdawał sobie sprawę, że jego dłonie robią coś strasznego z włosami Snape'a, ale nie mógł ich kontrolować, bo cały zdrętwiał. Jedyne, co teraz czuł, to pulsujący penis, zaciskające się jądra i drapiąca, przesuwająca się po jego podbrzuszu gumka.

— Tak… proszę — wyrzucił z siebie nagląco idiotycznie łamiącym się głosem.

Naraz dłonie Snape'a zniknęły, tak jak i jego język. Harry jęknął z pretensją.

— Idę pod prysznic. — Usłyszał całkiem trzeźwy głos męża.

Zszokowany, otworzył oczy i zobaczył, że Severus pochyla się nad nim, z krzywym uśmieszkiem studiując jego twarz.

— Co?

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin