Dokument.doc

(442 KB) Pobierz
ANIOŁ POTĘPIONYCH

23

 

 

 

 

 

ANIOŁ POTĘPIONYCH

 

 

 

 

 

                 Przedałeś moją krew za bezcen, o, gdybym przez tę krew

ciebie mógł zba­wić! Wydałeś mnie na śmierć, o, umarłbym chętnie, gdyby śmierć moja stała się dla ciebie przyczyną zbawienia  (…)

       Cóż to za zatwardziałość, cóż to za nieczułość, cóż to za serce kamienne? Idźże tedy niewdzięczniku, szukaj twego szczę­ścia w nasyceniu twej podłej namiętności. Lecz kto był, kto jest, kto będzie szczęśliwy, będąc niewolnikiem szatana!? Ledwo na­sycił swoją namiętność, ledwo zdradę wykonał, a już sumienie się budzi i strasznym głosem woła na niego. Poznaje czarną swą zbrodnię w całej okropności i szkaradzie, straszne obrazy niby tortury najokropniejsze go dręczą. (…) Zgrzeszyłem, zgrzeszyłem, wydając krew niewinną!...  (…). Niech zginie dzień, któregom się urodził, i noc, w którą rzeczono: Począł się człowiek. Dzień on niech się obróci w ciemności, niech się o nim nie pyta Bóg z wysoka, i niech nie będzie oświecon światłością – niech go zaćmią ciem­ności i cień śmierci, a niech będzie ogarnion gorzkością, noc onę ciemny wicher niech osiędzie; niech nie idzie w liczbę dni rocz­nych, niechaj się zaćmią gwiazdy mrokiem jej, niechaj czeka światła a nie ogląda, iż nie zawarła drzwi żywota, który mię miał. Czemum w żywocie nie umarł? – a tak pójdę i nie wrócę się, do ziemi ciemnej i okrytej mgłą śmierci – do ziemi nędzy i ciem­ności, kędy cień śmierci, i nie masz rządu, ale wieczny strach przebywa. Czemum wnet po narodzeniu moim nie zginął? czemu byłem karmiony piersiami? Teraz bowiem śpiąc milczałbym i odpoczywał snem moim... I cóż robi? (…)

 

 

Ks. Franciszek Eberhard SI

 

 

 

 

 

O Męce Pana Jezusa. Kazania i szkice księży Towarzystwa Jezusowego. Zebrał X. J. M. Zatłokiewicz T. J., Wydanie drugie. Kraków 1923. Wydawnictwo Księży Jezuitów, ss. 71-80.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

PROLOG - WYZNANIE NESSI

 

 

      

            W Forks panował już spokój. Ja i moja rodzina nie musieliśmy się już obawiać ataku ze strony Volturi.

Bynajmniej w najbliższym czasie. Taką miałam nadzieję.

Hmm, tylko tata nie był o tym tak bardzo przekonany jak reszta rodziny.

Dobrze, że nie poruszał tego tematu, bynajmniej przy mamie.

Dla niej rodzina Volturi nie stanowiła tak wielkiego problemu jak dla niego.

Miała przecież swój dar - tarcze i wiedziała jak go skutecznie używać.

Od tamtych zamierzchłych wydarzeń intensywnie go trenowała.

Jej zdaniem najważniejsze było, że może odeprzeć ataki, Aleca i Jane, oraz chronić nas w obrębie swojej tarczy. Resztą ewentualnego zagrożenia, w postaci innych wrogo nastawionych wampirów, miała się zająć rodzina Cullenów i sfora Jacoba.

Tata bywał poirytowany tym, jaką ufność pokładała w wilkach. Nie miał jej jednak tego za złe.

Wiele razy ratowali ją z opresji. Zawsze byli, kiedy ich potrzebowali.

To oni stanęli przecież u ich boku, kiedy jeszcze przed moim narodzeniem prowadzili walkę z armią nowonarodzonych.

Jacob, mój kochany Jacob strzegł swojej przyjaciółki jak najlepiej umiał.

Nie opuścił jej nawet po tym jak stała się wampirem.

Ehmm...tylko dzięki niemu ona może egzystować teraz między nami. Kochany Jacob.

Dał szansę nam obu na to żebyśmy się poznały.

Ale wiem, że w głębi serca tak bardzo ją kochał, że nie mógł pozwolić sobie na to by znikła z jego życia.

Najmniejszy detal sprawiał fakt, że to ja mu kazałam ją ratować.

I tak oto dwie wrogie sobie populacje stały ramię w ramię, zawsze gotowe do obrony...do obrony mnie.

Wiem, że oddaliby za mnie swoje życie.

Brzmi to może paradoksalnie z powodu, iż wszystkie najbliższe mi osoby były nieśmiertelne.

Miały żyć wiecznie...

Pytanie brzmiało. Wieczność była nagrodą czy też karą?

W moim pięcioletnim życiu poznałam tylko jedną osobę, dla której była spełnieniem marzeń!

Tak, tą osobą była, Isabella Swan - Cullen - moja matka.

Dlaczego miłowała ten stan tak bardzo skoro pozostali członkowie rodziny Cullen odrzuciliby go, jeśli ktoś dałby im tę szansę?

Miłowała ponad swoje ludzkie życie mnie i mojego ojca - Edwarda Cullena.

Ich miłość - o ile uczucie, jakie do siebie żywili nie było czymś o wiele głębszym,

Jakby w drodze ewolucji zapoczątkowali uczucie, którego ludzkość nie umiała jeszcze nazwać - dała życie mi.

Z nieopisanego miało nastać nieopisane......

Z małej dziewczynki, która musiała walczyć o swoje życie już od swojego poczęcia, wyrosłam na nastolatkę.

Tak minęło zaledwie pięć ludzkich lat, przez ten czas musiałam jednak korzystać ze swoich talentów aktorskich. Ponieważ nie rozwijałam się wedle zasad znanych ludziom, odgrywałam role dalekiej krewnej ze strony Charliego, który

w rzeczy samej był przecież moim dziadkiem. Na kolejnym etapie dojrzewania wcieliłam się w daleką kuzynkę mojej mamy.

Od tego czasu minął rok. Wedle przelicznika wiekowego, który stworzył Carlisle miałam aktualnie siedemnaście lat. Mieszkańcom Forks została, zatem przedstawiona kolejna wersja pojawienia się mnie.

A niestety trudno było mnie nie zauważyć. Część mnie, ta bardziej odziedziczona po ojcu wyróżniała się z tłumu. Niepokojąco blada skóra, (na której jednak często pojawiały się rumieńce, odziedziczone po mojej matce, w chwili moich narodzin była jeszcze człowiekiem) uroda, której ludzkie oko nie było w stanie ogarnąć i ta magnetyczna siła przyciągania mojego głosu.

Byłam w połowie drapieżnikiem. Jednak w przeciwieństwie do mojej rodziny ludzie mnie nie unikali, nie bali się mnie, nie działał u nich instynkt samozachowawczy.

Doktor Carlisle był pod wrażeniem moich zdolności, był pod wrażeniem całej mnie. Na każdym etapie rozwoju dostarczałam mu kolejnych ciekawostek, cieszył mnie fakt, że byłam dla niego czymś nieodgadnionym.

A teraz na dodatek miałam zostać jego kolejnym adoptowanym dzieckiem. Ustaliliśmy to na naradzie rodzinnej w ubiegłym tygodniu, prawdę mówiąc to Charlie wpadł na ten pomysł.

- Nessi była moją krewną tak wiele razy, że czas i Was troszkę wyróżnić. Co powiecie na pomysł żeby zaadoptować trzecią córkę?

Esme i Carlisle byli bardzo zadowoleni z postawy, Charliego, widać było, że bardzo sie ucieszyli na samą myśl bycia moimi rodzicami zastępczymi.

Emmett, Rosalie, Jasper i Alice, ściskali mnie wtedy jakbym naprawdę dopiero, co do nich dołączyła. Jedynie mama i tata stali niczym marmurowe posągi wpatrując się na mnie i na Charliego z niedowierzaniem.

- Więc jak mam teraz do ciebie mówić mamusiu? Bello moja bratowo?- zaśmiałam się miło. Widok rodziców stojących w takim osłupieniu był naprawdę zabawny.

- Nie umiałbym traktować ciebie jak siostrę! - otrząsnął się w końcu tata materializując się przy mnie - Jesteś moją małą Nessi! - przytulił mnie mocno.

- Córką rówieśniczką! - salon w domu Cullenów wypełnił się basowym śmiechem Emmetta.

- Edwardzie to chyba najmądrzejsze rozwiązanie! - mama westchnęła ciężko.

- Wiem, co nie znaczy, że mi się podoba! - odparł krótko.

Zatem stałam się od tamtego dnia siostrą mojego ojca i bratową mojej matki.

Mama postanowiła pojechać do Seattle w celu załatwienia odpowiednich papierów dla mnie i swoich teściów. Koniecznie chciał się tym zająć Jasper, ale mama stwierdziła, że Janks trudno znosi jego obecność. Wynikła z tego powodu nawet mała sprzeczka, kiedy ojciec dowiedział się, że ta misja nie jest bezpieczna dla jego żony. I oto całą trójką, wybrali się do niejakiego Janks'a, albo Scotta.Te dwa nazwiska padały w czasie ich wymiany zdań, więc założyłam, że pan, Janks i Scott to jedna osoba. Papiery miały być oczywiście fałszywe to i człowiek, który je dla mnie miał stworzyć nie mógł rzecz jasna posługiwać się prawdziwymi danymi osobowymi...

Czułam, że w jakimś stopniu byłam do niego podobna.

Ja o wielu rzeczach też nie mogłam mówić, na razie

Wiedziałam o tym, co miało nadejść, choć nie rozumiałam wszystkiego.

Jednak sny, które zaczęły nawiedzać mnie, co noc, odkąd skończyłam pięć lat, powoli przybliżały mi obraz tego, co nieopisane....

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

NOWE ŻYCIE

 

 

 

 

Tego, co przed chwilą usłyszałam z ust mojego ojca, Charliego się nie spodziewałam. Zamurowało mnie, och nie tylko mnie, mój ukochany mąż stał również w zastygłej pozie z rozdziawionymi ustami. Jedyna różnica była w tym, co nas tak zszokowało. Mnie fakt, iż Charlie zabłysnął przed Cullenami swoją wspaniałomyślnością proponując im by zostali rodzicami zastępczymi dla mojej córki, Renesmee. Zawsze uważał, że powinna udawać pokrewieństwo z rodziną Swan. Edwarda - fakt, że w ogóle takie rozwiązanie narodziło się w jego słabym ludzkim mózgu.

- Więc jak mam teraz do ciebie mówić mamusiu? Bello moja bratowo? - zaśmiałam się odruchowo, choć wcale do śmiechu mi nie było. Zaczęłam w panice( mój wampirzy mózg panikował! Kolejna wada wrodzona) wyobrażać sobie, jak mogłoby wyglądać moje życie z perspektywy bycia dla własnej córki bratową.

Z zamyśleń, które zdawały się trwać wieki, a nie setne ułamki sekundy, wyrwało mnie nagłe zniknięcie Edwarda, pozostawił przy mnie tylko drobiny kurzu unoszące się nad podłogą pod wpływem wibracji powietrza. I już był przy naszej Nessi.

- Nie umiałbym traktować ciebie jak siostrę - znałam mojego męża i wiedziałam, że cierpi. Fakt, iż jego dziecko, jego rodzone dziecko ma teraz być jego siostrą był nie do zniesienia - Jesteś moją małą Nessi! - głos miał przesycony miłością. Widok, jaki nam zaserwował cisnął łzy do oczu...w przenośni oczywiście.

-Córką rówieśniczką! - Emmett potrafił jak nikt inny zamieniać wszystko w żart i okazję do śmiechu. Wszyscy się uśmiechnęli, tylko nie ja. I oto znów kolejna sytuacja przypomniała mi o tym, że jestem starsza od Edwarda. Jednak w tym wszystkim można się było dopatrzyć jednego plusa. Byłam starsza od własnego dziecka! Zakładając, że już zatrzyma się na tej siedemnastce.

- Edwardzie to chyba najlepsze rozwiązanie! - westchnęłam ciężko.

-Wiem, co nie znaczy, że mi się podoba! - odparł wywracając oczami. Nie skapitulował jeszcze, o tym też wiedziałam. I wiedziałam jeszcze o wielu sprawach, które trzeba będzie załatwić.

- Tato wiem, że jesteś przedstawicielem prawa....- zaczęłam niepewnie kierując się w stronę szeryfa - Sam wiesz, że potrzebne nam będą nowe papiery dla Renesmee...- ciągnęłam dalej wzbudzając tym samym ciekawość pozostałych zebranych w salonie.

- Nie jestem w stanie załatwić papierów adopcyjnych! - skrzywił się niezadowolony, widocznie nie pomyślał o tym drobnym szczególe swojego planu.

Edward uśmiechnął się w zadowoleniu. Stał tak pod ścianą z tym swoim kpiarskim uśmieszkiem. Zawsze chciałby wszystko było po jego myśli.

- Ty nie, ale ja tak! - odpowiedziałam ojcu lecz łobuzerski uśmiech posłałam ukochanemu. Nie ukrywał swojego niezadowolenia.

- Córeczko, jeśli to jest nielegalne to nie....a zresztą to moja wnuczka! - Charlie najwyraźniej bił się w myślach ze swoim policyjnym sumieniem.

- Jest ktoś taki jak Jason Janks! - odparłam tajemniczo przygryzając przy tym wargę. Moje spojrzenie powędrowało ku Alice i Jasperowi.

- Bello pozwól, że ja się tym zajmę! - Jazz ożywił się momentalnie.

- Ani mi się waż! Zestresujesz Scotta i zamiast papierów adopcyjnych dostaniemy coś innego albo w ogóle! - wykłócałam się dobrze wiedząc, że facet boi się mojego szwagra jak samego diabła.

- To niebezpieczne dla ciebie Bello! - o nie mój mąż tylko czekał na takie słowa brata. Zresztą wątpię żeby Hale nie powiedział tego celowo i z premedytacją.

- Jasper to załatwi! - zawyrokował mój ukochany heros - Mamy inne zmartwienia na głowach! Trzeba zapisać Nessi do szkoły! I w ogóle inne takie tam! - starał się mnie odwieść od wyjazdu do Seattle.

- Od tego ma nowych rodziców! - odparłam złośliwie - Sam powiedz jak by to wyglądało gdybyśmy poszli do naszego liceum i zapisali tam nasze dziecko???

- Ehhh! i tak nie pojedziesz! - machnął ręką wiedząc, że mam racje.

- Kochanie umie o siebie zadbać! Już nie jestem małym kruchym człowieczkiem! - odparłam rozbawiona jego zaciekłością i od razu zamilkłam wiedząc, że trafiłam straszną gafę.

- Jak to nie jesteś człowiekiem? - Charlie spojrzał na mnie jakbym właśnie wyszła ze statku kosmicznego - Nic więcej nie mów! Nie chce wiedzieć! - dodał z dużo mówiącym spojrzeniem, które skupiło się na Edwardzie.

- Tato to taka przenośnia tylko! - i tak za wszelką cenę próbowałam wszystko sprostować.

-Belli chodziło o to, że już bardziej uważa na siebie! Jak sam zauważyłeś Charlie twoja córka od ponad pięciu lat nie wylądowała na izbie przyjęć! - doktor postanowił całą sprawę obrócić w żart, w żart czyli przeważnie moim kosztem.

- Uwierz, ale to mnie bardziej niepokoi niż cieszy! - odparł brunet drapiąc się po głowie.

- Jutro pojadę do Janksa! -Jasper postanowił zmienić temat mojej nienormalnej normalności czując, że szeryf zaczyna się stresować w naszym towarzystwie.

- Niech ci będzie! - machnęłam ręką. Edward rozpromieniał - Pojedziemy razem! - dodałam dobitnie patrząc na swoja miłość, która posyłała mi właśnie mordercze spojrzenie.

- Jedziemy w trójkę! Nie puszczę mojej bezbronnej żony samej! - rzekł grając przed Charliem, a faktycznie robił mi po prostu na złość.

- Tak...bezbronna to ona jest rzeczywiście! - parsknął Emmett masując odruchowo całe prawe ramię. Od mojej przemiany, co tydzień siłowaliśmy się na ręce i nie muszę chyba dodawać, że moja siła nowonarodzonego na niczym nie straciła. Jedyne, co traciło na sile to ego bruneta.

- Kiedy zapisujemy małą do szkoły? - zapytał szeryf Swan chcąc mieć najwyraźniej wszystko zapięte na ostatni guzik.

- Jak tylko załatwimy dokumenty! - przypomniał mu Edward - Ten ostatni akt urodzenia i paszport Renesmee, a raczej Vanessy Wolf już nam się nie przydadzą.... - tym razem to mój mąż się zagalopował. Tata spojrzał na niego z groźną miną.

- Jaka niby Vanessa Wolf?

- To długa historia - odparł wymijająco nerwowo stukając w stół. Esme posłała mu błagalne spojrzenie typu " ja naprawdę lubię ten stół". Fakt niby tylko stukał palcami, ale wtajemniczeni wiedzieli, że za chwilę w miejscach uderzania pojawią się głębokie wgniecenia.

- Nigdzie mi się nie spieszy! - odparł po czym rozsiadł się wygodnie w fotelu. Założył nogę na nogę i rozejrzał się po zebranych. Ukradkowo zerkaliśmy na siebie robiąc to bardzo dyskretnie, niezauważalnie dla ludzkiego oka.

- Powiedzcie mu. Dziadek ma prawo znać prawdę! - Renesmee wzruszyła ramionami, po czym skierowała swe kroki ku niemu i usiadła na oparciu mebla - Tylko darujcie mu szczegóły, dziadek ich nie lubi! - dodała klepiąc go po ramieniu.

- Dokładnie! Lepiej bym sam tego nie ujął! - uśmiechnął się do wnuczki. Bardzo ją kochał, tak jak my wszyscy - Więc, które z was wyjawi mi ten sekret, dla którego musieliście jej wyrobić te dokumenty? - zlustrował nas spojrzeniem po kolei. Nie zdziwiło mnie, kiedy zatrzymał asie na zięciu i zachęcająco kiwnął głową.

- On akurat tato miał w tym najmniejszy udział! - zabrałam głos. Nie mogłam patrzeć na Edwarda, kiedy przeżywał prawdziwe umysłowe męki. Do cholery, o czym ten, Charlie myśli, że mój mąż ma minę jakby prowadzili go na ścięcie.

- Ooo! - jęknął cicho. Najwyraźniej sam asie zganił za przedwczesne wyciąganie wniosków w swoich myślach. Edward uśmiechnął się nieznacznie.

- Wiesz, że Nessi jest inna niż pozostałe dzieci... - zaczęłam niepewnie. Nawet jako wampirzyca wystąpień przed publiką obawiałam się najbardziej na świecie, pomijając namacalne zagrożenia oczywiście - Nie urodziła się w szpitalu tylko w tym domu. To Edward pomógł jej przyjść na świat. Ze mną było już krucho i musiał wtedy zaaplikować mi to cos, dzięki czemu nie odwiedzam już izby przyjęć w szpitalach. Kolejno wyniknęło wielkie nieporozumienie w sprawie Nessi i musieliśmy wyrobić jej te wszystkie dokumenty żeby razem z Jacobem mogła uciec. No wiesz....ehmm...mieli nas odwiedzić tacy ...powiedzmy znajomi z Włoch i oni raczej nie byli pokojowo nastawieni. Ot po prostu zastosowaliśmy taki środek zapobiegawczy żeby naszemu dziecku nie stała się krzywda! - starałam się jak mogłam żeby zabrzmiało to logicznie.

- A niby, jakim cudem masz znajomych z Włoch? - ojciec wbijał we mnie podejrzliwe spojrzenie - Nigdy tam nie byłaś!

Cholera jakby nie mógł już doczepić się tego, co naprawdę zaaplikował mi mój mąż. Teraz musiałam się tłumaczyć z tego, że mam znajomych z Włoch, którzy na domiar złego bardzo chcieli mnie zabić. Druga sprawa, musiałam się przyznać do tego, że go po prostu okłamałam. Świetnie!

- Wiesz...ehmm nigdy to ja nie byłam w Los Angeles - odparłam, mój idealnie wampirzy głos załamał się. Twarz ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin