20071124_Proces Szesnastu.doc

(83 KB) Pobierz

 

Proces szesnastu – pokazowy proces polityczny przywódców Polskiego Państwa Podziemnego, przeprowadzony w dniach 18–21 czerwca 1945 r. w Moskwie.

(źródło: Wikipedia)

 

GENEZA PROCESU

1 lutego 1945 r. Rząd Tymczasowy Rzeczypospolitej Polskiej uznawany przez ZSRR, Czechosłowację i Jugosławię przeniósł się z Lublina do Warszawy - zorganizował swoją administrację na ziemiach polskich uwolnionych spod okupacji hitlerowskiej w wyniku ofensywy styczniowej. Oprócz powołania terenowych organów administracyjnych (wojewodów, starostów, wójtów itd.) ogłoszono m.in. mobilizację do wojska.

 

W dniach 4–11 lutego 1945 r. w Jałcie na Krymie odbyła się konferencja tzw. wielkiej trójki, czyli przywódców USA, Wielkiej Brytanii i ZSRR, tj. Franklina Delano Roosevelta, Winstona Churchilla i Józefa Stalina. Jej wynikami w stosunku do sprawy Polski było uznanie przez państwa zachodnie sowieckiej aneksji wschodnich ziem Rzeczypospolitej, przyznanie Polsce w zamian bliżej nieokreślonej części przedwojennego terytorium Niemiec, a przede wszystkim potwierdzenie utworzenia tzw. "tymczasowego rządu jedności narodowej", który miał powstać poprzez reorganizację Rządu Tymczasowego z udziałem wszystkich sił demokratycznych. Uchwały konferencji całkowicie przemilczały istnienie rządu emigracyjnego. 13 lutego premier emigracyjnego rządu londyńskiego Tomasz Arciszewski odrzucił postanowienia jałtańskie, stwierdzając, że nie zobowiązują one ani rządu RP, ani Narodu Polskiego. Był to jednak tylko sprzeciw symboliczny, gdyż alianci zachodni nie liczyli się już z nim. W tych warunkach 21 lutego Rada Jedności Narodowej, czyli parlament Polski Podziemnej, postanowiła uznać ustalenia z Jałty, mimo że jej zdaniem warunki oznaczają dla Polski nowe, niezmiernie ciężkie i krzywdzące ofiary. Ostatnią nadzieją dla polskich ugrupowań niepodległościowych stało się ich wejście do deklarowanego w Jałcie rządu "jedności narodowej", aby nie zdominowali go komuniści podporządkowani J. Stalinowi.

 

Dopiero na tym tle zrozumiała jest dramatyczna decyzja krajowych przywódców o przyjęciu sowieckiego "zaproszenia" do rozmów – wbrew wszelkim dotychczasowym doświadczeniom, zwłaszcza ze wschodnich obszarów Polski (aresztowania oficerów i żołnierzy AK na Nowogródczyźnie, Wileńszczyźnie, czy Lubelskiem i wywożenie ich na Wschód lub mordowanie). Nie przyjęcie zaproszenia było równie złym rozwiązaniem, bo dawało Sowietom pretekst do ostatecznego wyeliminowania polskich partii niepodległościowych z przyszłego rządu. W rezultacie doszło do nawiązania kontaktu z władzami sowieckimi i ich przedstawicielem gen. NKWD Iwanem Sierowem.

 

WSTĘPNE SPOTKANIA Z PRZEDSTWICIELAMI SOWIECKIMI

Pośrednikami w kraju między przedstawicielami Polski Podziemnej a Sowietami byli oficerowie Polskiej Armii Ludowej, związanej z RPPS i zinfiltrowanej przez NKWD. Jako pierwszy propozycję przeprowadzenia rozmów z dowództwem sowieckim otrzymał ostatni Komendant Główny AK, a wówczas Komendant Główny organizacji "NIE" gen. Leopold Okulicki ps. "Niedźwiadek". Skonsultował ją z Radą Jedności Narodowej, która na posiedzeniu w Podkowie Leśnej 21 lutego jednomyślnie odradziła pójście na takie spotkanie. Jednocześnie jednak cały czas szukano za wszelką cenę sposobów "legalizacji" działalności polskich partii politycznych w warunkach komunistycznych rządów. Dlatego polscy przywódcy gotowi byli ponieść każde ryzyko.

 

4 marca odbyło się w Pruszkowie wstępne spotkanie delegacji AK z płk Pimienowem, pełnomocnikiem gen. I. Sierowa (występującego pod fałszywym nazwiskiem gen. Iwanowa). Pimienow zapewniał, że strona sowiecka ma uczciwe zamiary, a podjęcie rozmów przyniosłoby odprężenie w stosunkach między AK a stroną sowiecką. Ręczył także słowem honoru za bezpieczeństwo polskiej delegacji. Na koniec wręczył Polakom listy dla gen. L. Okulickiego i wicepremiera Jana Stanisława Jankowskiego z zaproszeniem na spotkanie ze sztabem marszałka Gieorgija Żukowa i gwarancją bezpieczeństwa. Pomimo nieufności wobec Sowietów i ogromnego ryzyka osobistego Polacy postanowili przybyć na spotkanie. Nie wiedzieli tylko, że uczestniczą w specjalnej operacji NKWD i kontrwywiadu sowieckiego, kierowanej przez gen. I. Sierowa. Na nawiązanie kontaktów nalegały także rządy Wielkiej Brytanii i USA. Ostatecznie również RJN zaakceptowała decyzję podjęcia wspólnych rozmów.

 

PORWANIE PRZYWÓDCÓW POLSKI PODZIEMNEJ

Pośrednikami w kraju między przedstawicielami Polski Podziemnej a Sowietami byli oficerowie Polskiej Armii Ludowej, związanej z RPPS i zinfiltrowanej przez NKWD. Jako pierwszy propozycję przeprowadzenia rozmów z dowództwem sowieckim otrzymał ostatni Komendant Główny AK, a wówczas Komendant Główny organizacji "NIE" gen. Leopold Okulicki ps. "Niedźwiadek". Skonsultował ją z Radą Jedności Narodowej, która na posiedzeniu w Podkowie Leśnej 21 lutego jednomyślnie odradziła pójście na takie spotkanie. Jednocześnie jednak cały czas szukano za wszelką cenę sposobów "legalizacji" działalności polskich partii politycznych w warunkach komunistycznych rządów. Dlatego polscy przywódcy gotowi byli ponieść każde ryzyko.

 

4 marca odbyło się w Pruszkowie wstępne spotkanie delegacji AK z płk Pimienowem, pełnomocnikiem gen. I. Sierowa (występującego pod fałszywym nazwiskiem gen. Iwanowa). Pimienow zapewniał, że strona sowiecka ma uczciwe zamiary, a podjęcie rozmów przyniosłoby odprężenie w stosunkach między AK a stroną sowiecką. Ręczył także słowem honoru za bezpieczeństwo polskiej delegacji. Na koniec wręczył Polakom listy dla gen. L. Okulickiego i wicepremiera Jana Stanisława Jankowskiego z zaproszeniem na spotkanie ze sztabem marszałka Gieorgija Żukowa i gwarancją bezpieczeństwa. Pomimo nieufności wobec Sowietów i ogromnego ryzyka osobistego Polacy postanowili przybyć na spotkanie. Nie wiedzieli tylko, że uczestniczą w specjalnej operacji NKWD i kontrwywiadu sowieckiego, kierowanej przez gen. I. Sierowa. Na nawiązanie kontaktów nalegały także rządy Wielkiej Brytanii i USA. Ostatecznie również RJN zaakceptowała decyzję podjęcia wspólnych rozmów.

 

REAKCJE NA PORWANIE

Po porwaniu wicepremiera J. S. Jankowskiego jego tymczasowy zastępca i zarazem szef Departamentu Spraw Wewnętrznych Delegatury Rządu Stefan Korboński z SL przekazał do Londynu wiadomość o wywiezieniu przywódców do Moskwy. Ambasador Edward Raczyński natychmiast złożył w brytyjskim Foreign Office list wzywający do podjęcia interwencji. Podobnie postąpił ambasador Polski w Waszyngtonie Jan Ciechanowski. W rezultacie ambasadorzy Wielkiej Brytanii i USA interweniowali w Moskwie, ale dowiedzieli się jedynie, że żadnego porwania nie było i że to Polacy wymyślili całą historię. Dopiero 5 maja Sowieci oficjalnie podali wiadomość o aresztowaniu Polaków pod zarzutem prowadzenia działań dywersyjnych na zapleczu armii sowieckiej.

 

PROCES MOSKIEWSKI

Polscy przywódcy podziemni spędzili początkowo prawie 3 miesiące w więzieniu NKWD na Łubiance, gdzie byli intensywnie przesłuchiwani i "przygotowywani" do pokazowego procesu. Ujawnili fakt istnienia organizacji "NIE", jej genezę i zadania. W preparowaniu "procesu" władzom sowieckim chodziło jedynie o szybkie przyznanie się oskarżonych do zarzucanych przewinień. J. Stalin wychodził bowiem ze słusznego założenia, że przywódcy zachodni nie będą dochodzili prawdy i zadowolą się przyznaniem się podsądnych do win, nie wnikając, czy jest to prawda, czy nie.

 

Proces rozpoczął się 18 czerwca. Odbywał się według wzorów sowieckich, które nie miały jakiekolwiek związku z rzeczywistym procesem sądowym w demokratycznym państwie. Był on zarazem jawnym pogwałceniem międzynarodowych umów, które nie uznają sądzenia władz państwowych jednego państwa przez organa sądowe innego państwa na mocy jego przepisów prawnych. Opierał się jedynie na przepisach umowy z 26 lipca 1944 r. pomiędzy PKWN a rządem ZSRR o pasie przyfrontowym i ochronie tyłów frontu oraz zaakceptowanej przez Rząd Tymczasowy uchwały z 22 lutego 1945 r. o pasie przyfrontowym. Sprawa jednego z polskich przywódców, socjalisty A. Pajdaka, została wyłączona z procesu z powodu ciężkiej choroby więźnia.

 

Sam proces wyglądał następująco: po przywiezieniu Polaków z Łubianki rozmieszczono ich na podium, w dwóch rzędach krzeseł. Przed więźniami, twarzą w twarz, stanęli strażnicy. W rękach trzymali karabiny z nastawionymi bagnetami. Na sali obecni byli m.in. urzędnicy ambasady amerykańskiej i brytyjskiej oraz dziennikarze. Sądowi przewodniczył gen. Wasilij Ulrych, pełniący funkcję przewodniczącego Kolegium Wojskowego Sądu Najwyższego ZSRR. W latach 1936-1938 w tej samej sali przewodniczył on sądom, które skazywały masowo na śmierć tysiące starych bolszewików tępionych w wielkiej czystce Stalina. W składzie sądzącym znajdowali się też: gen. mjr Nikołaj Afanasjew, generalny prokurator wojskowy ZSRR i Roman Rudenko, który reprezentował potem ZSRR w procesie norymberskim.

 

Głos najpierw zabrali oskarżyciele. W akcie oskarżenia zarzucono:

 

1.       organizację podziemnych oddziałów zbrojnych Armii Krajowej na tyłach Armii Czerwonej,

2.       utworzenie podziemnej organizacji wojskowo-politycznej "NIE",

3.       Działalność terrorystyczno-dywersyjną i szpiegowską podziemnych oddziałów zbrojnych AK i NIE,

4.       Pracę nielegalnych radiostacji nadawczo-odbiorczych na tyłach Armii Czerwonej,

5.       Plan przygotowania wystąpienia zbrojnego w bloku z Niemcami przeciwko ZSRR.

 

Stwierdzili także arbitralnie "nielegalność" AK, RJN i Rady Ministrów na Kraj, działających na terenie Polski. Odmalowali "zbrodnie" tych organizacji - spiski, akty terroru, dywersji antyradzieckiej, wywiadu i łączności radiowej.

 

L. Okulickiego, J. S. Jankowskiego, S. Jasiukowicza i A. Bienia prokurator oskarżył o to, że byli organizatorami i kierownikami polskiej organizacji podziemnej na tyłach Armii Czerwonej na terytorium zachodnich obwodów Białorusi i Ukrainy, na Litwie i w Polsce i działając według instrukcji tzw. rządu emigracyjnego, kierowali robotą wywrotową przeciwko Armii Czerwonej i ZSRR, dokonywaniem aktów terroru w stosunku do oficerów i żołnierzy Armii Czerwonej, organizowaniem zamachów dywersyjnych i napadów podziemnych oddziałów zbrojnych, prowadzeniem propagandy wrogiej wobec ZSRR i Armii Czerwonej, a oskarżony Okulicki prócz tego również prowadzenie pracy wywiadowczo-dywersyjnej na tyłach Armii Czerwonej. Natomiast pozostałych 12 oskarżonych o to, że brali udział w robocie polskich organizacji podziemnych na terytorium Polski, byli poinformowani przez kierowników podziemnej organizacji o nie wykonywaniu rozkazów radzieckiego dowództwa wojskowego co do oddania radiostacji, drukarń, broni i amunicji i używaniu ich w celach przestępczych. Prokurator stwierdził, że na skutek działalności terrorystycznej oddziałów AK od 28 lipca do 31 grudnia 1944 r. zabitych zostało 277, a ciężko rannych 94, zaś od 1 stycznia do 30 maja 1945 r. zabito 314 i ciężko raniono 125 żołnierzy i oficerów Armii Czerwonej. O oskarżonych prokurator Afanasjew powiedział: To organizatorzy zabójstw i dywersji, to spiskowcy, to oszczercy i prowokatorzy, to podli oszuści i złośliwi gwałciciele praw o ochronie tyłów Armii Czerwonej.

 

Akt oskarżenia był więc najzupełniej jawnym stwierdzeniem przez władze sowieckie faktu, że władze polskie niezależne od Moskwy są nielegalne, a więc uznaniem, że przyszła Polska ma być krajem zależnym od ZSRR. W pewnym momencie gen. W. Ulrych zapytał wręcz wicepremiera rządu emigracyjnego J. S. Jankowskiego: Czy mógł pan sądzić, że ZSRR nie uzna powstania polskiej administracji cywilnej na waszym terytorium za akt wrogi względem siebie i że do tego dopuści?

 

Wyjątkowo perfidnie brzmiało też oskarżenie o współpracę z Niemcami, gdyż wielu z oskarżonych osobiście ucierpiało od terroru hitlerowskiego - jedynym przedstawionym dowodem był list gen. L. Okulickiego do dowódcy Obszaru Zachodniego "NIE" ppłk Szczurka-Cergowskiego ps. "Sławbor", w którym, spekulując o powojennym układzie sił, dopuszczał możliwość wojny państw zachodnich (w tym Niemiec) oraz Polski z ZSRR. Na większość zarzutów nie przedstawiono wiarygodnych dowodów, poza przyznaniem się wszystkich, oprócz Z. Stypułkowskiego, do niektórych działań, jak np. utrzymywanie łączności i wywiadu. Wszystkich oskarżonych obarczono też odpowiedzialnością za działalność wojskową "NIE", mimo że poza Komendantem Głównym "NIE" gen. L. Okulickim wiedziała o niej tylko część oskarżonych.

 

W trakcie procesu przesłuchano również w charakterze świadków oskarżenia niektórych, doszczętnie złamanych długotrwałym śledztwem, oficerów i żołnierzy AK i "NIE" uwięzionych wcześniej. Recytowali oni przygotowane zawczasu zeznania obciążające oskarżonych aktami sabotażu, wywiadem, dywersją, posługiwaniem się radiostacjami na tyłach Armii Czerwonej. W sprawie organizacji "NIE" zeznawali m.in. dowódca Obszaru Lwowskiego "NIE" ppłk Feliks Janson oraz dowódca Okręgu Stanisławów kpt. Władysław Herman. Gdy jednak gen. L. Okulicki poprosił o wezwanie, wskazanych przez niego świadków, okazało się, że gen. Ludwika Bittnera, płk Jana Kotowicza i płk Władysława Filipkowskiego odesłano do odległych łagrów, a płk Kazimierza Tumidajskiego i płk Adama Świtalskiego "nie wykryto na terytorium ZSRR", pomimo że także siedzieli w obozach sowieckich. Gen. L. Okulicki z godnością odparł zarzuty o współpracę AK z Niemcami słowami: Nie możecie nam dowieść, że nie walczyliśmy z Niemcami (...) Najlepsi patrioci i demokraci brali udział w tej walce (...) Oskarżenia o współpracę z Niemcami to (...) pozbawienie honoru, to (...) oskarżenie narodu polskiego o to, że brał udział w podziemnej walce.

 

Następnie przemawiali sowieccy obrońcy z urzędu oskarżonych , których ci zresztą poznali dopiero na sali sądowej. Ich wystąpienia wprawiły niektórych oskarżonych w osłupienie, gdyż przyznawali się w imieniu swoich klientów do winy, a jedynie zapewniali o ich skrusze i prosili sąd o okazanie prawdziwie sowieckiej wielkoduszności, zaś tylko niektórzy o uniewinnienie oskarżonych. Trzech Polaków broniło się samodzielnie. Generał L. Okulicki wygłosił długie przemówienie, w którym, stanowczo zaprzeczając zarzutowi o współpracę z Niemcami, przyznał się do części zarzutów - rozkazu ukrycia broni i sprzętu wojskowego, kierowaniu organizacją wojskową "NIE", posługiwaniu się radiostacjami, prowadzeniu wywiadu. Za starcia zbrojne i akty dywersji wziął odpowiedzialność, choć stwierdził, że nie były jego intencją, a pozbawiony był łączności z okręgami zabużańskimi. Wicepremier J. S. Jankowski mówił krótko. Przyznał się do politycznej odpowiedzialności za zarzucane mu działania i nadzoru nad organizacją "NIE" oraz posługiwania się radiostacjami. Natomiast Z. Stypułkowski, działacz obozu narodowego, jako jedyny w śledztwie nie przyznał się do niczego. W ostatniej mowie odrzucił wszelkie oskarżenia i żądał uniewinnienia.

 

Na koniec prokurator gen. N. Afanasjew wygłosił mowę oskarżycielską, w której nakreślił stalinowską wizję historii Polski, stanowiącą złowrogą groźbę dla wszelkich sił niepodległościowych w kraju. Stwierdził, że proces podsumował zbrodniczą działalność reakcji polskiej, która walczyła w ciągu wielu lat przeciwko Związkowi Radzieckiemu i zaprzedała interesy swego narodu. Dowodził, cytując obficie z J. Stalina, że przedwojenni przywódcy Polski woleli prowadzić grę między Niemcami a ZSRR. I naturalnie doigrali się... Polska została okupowana, a jej niepodległość zniesiona, a cała ta zgubna polityka umożliwiła wojskom niemieckim dotarcie aż do bram Moskwy. Mowa gen. N. Afanasjewa zawierała też ocenę AK, której bandy wysadzały w powietrze, mordowały obywateli radzieckich (...) po zwierzęcemu torturowały i znęcały się w sposób straszliwy, przez co niewiele różniły się od bestialstw niemieckich. Ideą przewodnią tej mowy była teza, że Polska mogła "żyć w przyjaźni" z ZSRR , ale polskie podziemie miało rzekomo wybrać sojusz z Niemcami.

 

Ostatecznie po trwającym jedynie 3 dni procesie wydano 21 czerwca następujące wyroki:

 

 

Funkcja

Wyrok

Dalsze losy

gen. Leopold Okulicki

ostatni dowódca AK, komendant Sił Zbrojnych w Kraju, Komendant Główny organizacji "NIE"

10 lat

prawdopodobnie zamordowany w Wigilię 1946 r.

Jan Stanisław Jankowski

wicepremier, Delegat Rządu na Kraj, działacz Stronnictwa Pracy, inż. chemik

8 lat

zmarł w więzieniu we Władymirze 13 marca 1953 r. na 2 tygodnie przed końcem wyroku; prawdopodobnie zamordowany

Adam Bień

zastępca Delegata Rządu RP na Kraj, minister dla spraw kraju, wiceprezes Stronnictwa Narodowego, dr ekonomii politycznej

5 lat

zmarł 4 marca 1998 r. po trzytygodniowej chorobie w Klinice Rządowej w Warszawie

Stanisław Jasiukowicz

zastępca Delegata Rządu RP na Kraj, minister dla spraw kraju, wiceprezes Stronnictwa Narodowego, dr ekonomii politycznej

5 lat

zmarł w więzieniu na Butyrkach kilka dni przed zakończeniem kary - prawdopodobnie zamordowany

Kazimierz Pużak

przewodniczący RJN, przywódca i współtwórca PPS-WRN, prawnik

1,5 roku

zwolniony 1 listopada 1945 r., powrócił do Polski, nie zgodził się na emigrację. Ponownie aresztowany przez UB w 1947 r., skazany na 10 lat więzienia, zmarł 30 kwietnia 1950 r. w więzieniu w Rawiczu

Kazimierz Bagiński

wiceprzewodniczący RJN, wiceprzewodniczący Stronnictwa Ludowego

1 rok

1 listopada 1945 r. zwolniony i zmuszony do emigracji do USA

Aleksander Zwierzyński

wiceprzewodniczący RJN, prezes Zarządu Głównego Stronnictwa Narodowego, dziennikarz

8 miesięcy, 1 listopada 1945 r. zwolniony

 

kpt. Eugeniusz Czarnowski

członek RJN i AK, prezes Zjednoczenia Demokratycznego, ekonomista

6 miesięcy, zwolniony we wrześniu 1945 r.

 

Józef Chaciński

członek RJN, prezes Stronnictwa Pracy, adwokat

4 miesiące, zwolniony w sierpniu 1945 r.

 

Stanisław Mierzwa

członek RJN, przedstawiciel Stronnictwa Ludowego, adwokat.

4 miesiące, zwolniony w sierpniu 1945 r.

Ponownie aresztowany w Polsce i wtrącony na 7 lat do więzienia za działalność w PSL

Zbigniew Stypułkowski

członek RJN, przedstawiciel Stronnictwa Narodowego, sekretarz generalny Tymczasowej Narodowej Rady Politycznej, politycznej nadbudowy nad Narodowymi Siłami Zbrojnymi, adwokat

4 miesiące

zwolniony w sierpniu 1945 r., w listopadzie 1945 r. emigrował do Wielkiej Brytanii

Franciszek Urbański

członek RJN, przedstawiciel Stronnictwa Pracy, urzędnik

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin