DARK SECRET - Rozdział 9 i 10.doc

(231 KB) Pobierz
Rozdział 9

Tłumaczenia: franekM

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

DARK SECRET

 

Dark Series Book 15

 

By

 

CHRISTINE FEEHAN

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział 9

 

 

"Ben był w cholernie podłym nastroju, " Paul przywitał się przechodząc szybko przez drzwi  kuchni całkiem jak na wpół dorosły szczeniak. Wyprostował się i podszedł do zlewu i umył ręce. Colby była śmiertelnie poważna jeżeli chodziło o czystości. "Muszę ci powiedzieć, że cieszyłam się widząc jak odchodzi. Dlaczego był taki bez formy? Co mu powiedziałaś, Colby? "

 

Obracała młynkiem, piorunując go wzrokiem. "Mówić do niego?" Powtórzyła cichutko. "Niby dlaczego myślałeś, że coś mu powiedziałam? Ben jest mężczyzną" Wydała dźwięk przypominający brzydki wyraz." To powinno powiedzieć ci wszystko."

 

Paul zagwizdał bardzo cicho pod nosem. "Nikt  do mnie nie dzwonił?" zapytał z nadzieją. Nikt nie zadzierał z Colby gdy była w nastawiona na krytykowanie mężczyzn. Ktoś albo coś wyprowadziło ją z równowagi i miał nadzieję, że to nie był on.

 

"Nie, ale miałam nadzieję, że zostawisz tam Bena by się zagubił."

 

Brwi Paula uniosły się w górę na nastrój Colby, a następnie rzucił spekulatywnie okiem od swojej siostry do Rafaela. "Więc, zgaduję, że przyniosłeś papiery dotyczące pożyczki. Czy Colby już je widziała? "To było dobre przypuszczenie z jego strony po tym jak zobaczył wyraz twarzy swojej siostry.

 

Rafael wydobył papiery i podał je Colby. "Nie, jeszcze nie. Może mogłaby na nie  spojrzeć, podczas gdy my lepiej się poznany. "Dał znak w kierunku pokoju dziennego, prowadząc Paula i Ginny przed sobą, by dać Colby więcej prywatności.

 

Colby zamarła, dźwięk jej serca był głośny w jej uszach. "Czekajcie!" Zabrzmiała zupełnie ogarnięta panicznym strachem. Poczuła się zupełnie ogarnięta panicznym strachem. Faktycznie wyciągnęła swojej ręce powstrzymując rodzeństwo od opuszczenia pokoju z Rafaelem.

 

Rafael odwrócił się by popatrzeć na nią, jego czarne oczy przesuwały się po jej twarz z twardym wyrazem, tak że cofnęła się od niego. "Co się stało, meu amor?" mówił łagodnie, jego głos był jak aksamitna pieszczota, ale zadrżała tak czy inaczej. Tlił się. Tlił. Mogła poczuć, jak wulkan wirował w nim tak jak byli połączeni. Jego oczy były na niej, ponure i zimne, już płonące straszną intensywnością. Ogień i lód. Znowu to tam było. Paradoks. Nie zrozumiała go. Nie zrozumiała siebie. Ale przede wszystkim, pomimo tego co musiała albo chciała, albo czuła, musiała wiedzieć, że Ginny i Paul byli bezpieczni przez jakąkolwiek krzywdą. Rafael był cieniem w jej umyśle i zobaczył jej strach.

 

"Colby?" była burza zmartwienia w głosie Paula. "Co się stało?"

 

Bądź bardzo ostrożna, w tym co mówisz chłopcu, pequena; nie chcę by bał się mnie niepotrzebnie jak ty wydajesz się mnie bać. Słowa wypowiedziane w jej umyśle, były jak uspokajająca groźba.

 

Ręka Colby podeszła do jej gardła, w obronnym geście, poruszająca się dookoła by zagłuszyć pulsowanie znaku, jak oszalałego na jej szyi. Doprowadzasz mnie do obłędu? Czuję się  jak bym nie wiedziała co jest rzeczywiste, a co już nie jest. Jestem inna. Wiem, że Jestem inna. Krzyczała słowa, potrzebując jego wsparcia nawet gdy próbowała odpędzić go  oskarżeniami.

 

Będziemy sami już wkrótce, Colby, nie trzeba tego całego strachu. Ty i dzieci jesteście pod moją ochroną. To nie jest żadna mała rzecz. Jeśli mi nie wierzysz, to uwierz w Armando. Posłał po rodzinę. Oni są ludźmi honoru. Gdyby sądzili, że cię skrzywdzę, sądzisz, że pozwoliliby na taką rzecz?

 

Nie wiem. Oni są bardzo lojalni wobec ciebie. Nie wiedziała. Szczerze nie wiedziała. Jak  mogłaby być tak przyciągana do kogoś, komu nawet nie ufała? Jak mogłaby pozwolić mu robić taki rzeczy ze swoim ciałem a mimo to łaknąć więcej? To nie miało dla niej sens. I bracia Chevez bali się go. Wyczuła niepokój w nich ilekroć rozmowa skręcała na Rafaela. Był dużo więcej niż człowiekiem z wyjątkowymi talentami, takimi jak miała Colby. Był dużo bardziej potężny. I była w nim ciemność, której mignięcia często łapała. I tak jak bardzo była przyciągana do Rafaela, była równie często odpychana, jej wyczucie instynktu mocno ją odrzucało. Opanowywał ją, stopniowo, cal po calu. Jej serce. Jej płuca. To sprawiało wrażenie jakby bez niego nie mogła oddychać. Nikt inny nie patrz na nią z takim palącym się głodnym spojrzeniem. Nikt nie dotknął jej z takim poleceniem, taką potrzebą. Był dominujący pod każdym względem i coś, w niej czego nie mogła kontrolować odpowiedziało mu, potrzebowało go, łaknęło go, nawet gdy nie była pewna z kim lub czym był.

 

"Przejrzyj papiery, Colby." Rafael brzmiał przekonywująco. "Będziemy w drugim pokoju. Ginny interesuje się wegetariańskimi przepisami zupy a ja jestem całkiem dobry w tym  obszarze."

 

Colby wpatrywała się w Rafaela, prawie bojąc się podjęcia decyzję. Nie zrobisz…? faktycznie nie mogła wymówić oskarżenia. A co jeśli skierował ich mentalności by zrobili coś szkodliwego? Mógł to zrobić?

 

Jego czarne oczy zapaliły się ze złości na moment. Tak, mógłbym ale nie zrobię. Obrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju.

 

Paul wsunął swoje ramię wokół ramion Ginny. "Nie zamierzam udać, że wiem co dzieje się między wami, ale zaproponował nam olbrzymią pożyczkę praktycznie za nic, Colby, a jeśli wkrótce nie zdobędziemy pieniędzy, niedługo stracimy ranczo."

 

Colby wzruszyła ramionami. "Cóż, może tym razem jesteś zbyt ufny, Paul. Powinieneś już wiedzieć, że nie dostaniesz czegoś za nic. To nigdy nie idzie tą drogą."

 

"Może tak, Colby, ale z drugiej strony to ty zaufałaś na tyle Danielsowi by wziąć pożyczkę," Paul warknął na nią.

 

Colby skrzywiła się jakby ją uderzył. W jej wstrząsie, jej oczy faktycznie wypełniły się łzami. Ginny podbiegł do jej, okrążając jej pas ochronnie ramionami, otwarcie piorunowanie wzrokiem swojego brata.

 

"Nie pozwalaj mi jeszcze raz usłyszeć jak mówisz do swojej siostry w ten sposób, Paul." Duża postura Rafaela wypełniła otwarte drzwi. Zawsze wydawał się pojawić nie wiadomo skąd, poruszając się niepostrzeżenie i cicho by pojawić się i przejąć obowiązki. Patrzał wprost na nastolatka. "Jesteś zbyt duży, by wykrzykiwać oskarżenia, gdy nie znasz wszystkich faktów. Colby zasługuje na dużo więcej szacunek z twojej strony. "Była chłosta w jego mocnym, cichym głosie. "Pomyśl zanim coś powiesz, chłopcze. Całkiem dobrze potrafię cię zapoznać z pojęciem dobrych manier." Rafael cofnął się w zaproszeniu, pozwalając Paulowi iść przed nim, jego spojrzenie było stalowe.

 

Paul wyglądał przez moment arogancko, jego twarz wolno się zaczerwieniła. Ginny ruszyła się pierwsza, pośpiesznie przechodząc obok Rafaela do drugiego pokoju, zatrzymując się właśnie wystarczająco długo by udzielić bratu jedno oburzone spojrzenie. Colby, tym razem, nie pomogła Paulowi, spoglądając w dół na porysowane czubki swoich butów, jakby nie mogła znieść patrzeć na niego. Jakby zadał jej ból tak głęboki jego oskarżeniami, że nie  mogła stanąć przodem do niego ani nikogo innego.

 

"Colby." wypowiedział jej imię łagodnie, już żałując atakowania jej. Nie miał nawet pewności dlaczego to zrobił, tylko tego że nie podobał mu się sposób w jaki Rafael patrzy na Colby, ani sposób w jaki ona patrzy na niego.

 

Potrząsnęła swoją głową nie patrząc w górę. Paul poszedł za Ginny do pokoju dziennego. Colby rozłożyła papiery niechętnie i rozłożyła dokumenty z ofertą na stole kuchennym. To było ściśle rzeczowe, zgodne z prawem i bardzo uczciwe. Nie mogła znaleźć niczego co mogła w tym skrytykować. Rafael nie zostawił jej żadnego wyjścia, żadnego logicznego powód by mu odmówić. Suma odpowiadała ilość pieniędzy jakie musiała oddać Danielsowi a nawet odbudować i dodać nowe wyposażenie. Colby nigdy nie będzie miała tego rodzaju gotówki co Daniels albo De La Cruz i nigdy nie będzie mieć.

 

"Zamierzasz patrzeć gniewnie na to cały dzień, czy podpiszemy to i przejdziemy przez to?" Rafael włamał się do jej myśli, opierając się o framugę drzwi, jego ramiona złożone były na jego ramionach.

 

Rzuciła okiem na niego, lekko marszcząc brwi. "Czytam to, szukając ukrytych pułapek."

 

"To nie wyjdzie, wiesz" powiedział, jego głos był niski.

 

"Co nie wyjdzie?" zaripostowała.

 

"Próbując wywołać kłótnie ze mną. To mnie nie odstraszy. Myślisz że to sprawi, że wrócę do mojej ojczyzny. Nie zdajesz sobie sprawę, że już za późno na to?"

 

Colby przepchnęła rękę przez swoje włosy i przyjrzała się mu poważnym wzrokiem. "Wiem, że musimy porozmawiać, Rafael."

 

Wskazał papiery z pełnym gracji ruchem jego ręki.

 

"Czy naprawdę tak trudno zdecydować? Myślałaś ze raczej odwrócę się plecami od ciebie i dzieci? To tylko pieniądze. Dałbym ci je, ale byś ich nie przyjęła. Pieniądze nic dla mnie nie znaczą, nigdy nie znaczyły." Westchnął, jego czarne spojrzenie zamknęło się na jej bardzo wyrazistej twarz. "Nie cierpisz faktu, że zaproponowałem pieniądze, ale naprawdę, querida, miałeś mnie tak czy owak. Gdybym nie zaoferował ich, jakiego rodzaju byłbym człowiekiem?" Nie było żadnej nuty potępienia w jego głosie, po prostu stwierdzał fakt.

 

Colby zawstydziła się natychmiast. To była prawda. Miała pretensje do niego, tak czy owak. I nie ufała jego motywom. Rafael wydobył złote pióro ze swojej kieszeni i podał go jej, jego ciemne oczy były wymowne. Colby potrząsnęła swoją głową podążając za głupotą którą robiła, ale wzięła pióro. Jej palce musnęły jego, wysyłać dreszcz świadomości w dół jej kręgosłupa. Mógł to zrobić, ale czy była to czysta chemia? Colby nie wiedziała dlaczego była tak przyciągana do niego. Myślała, że zachowuje się chłodno, ale mimo to czasami płoną z taką intensywnością że roztopiła się wokół niego. Który był prawdziwym Rafaelem? Myślała o nim jak o samolubnym i aroganckim, a mimo to był pierwszym który pomagał na ranczu w nieustającym kryzysie. Pomógł Ginny w samym środku kłopotów, mimo faktu, że znajdował się w ekstremalnej niewygodzie. I zaproponował pieniądze przy więcej niż rozsądnych warunkach, więc mogli zatrzymać ranczo. Czy tak myliła się co do niego?

 

Nie, pequena, nie pomyliłaś się tak co do mnie. Słowa musnęły jej umysł prawie delikatnie.

 

Colby rzuciła okiem w górę na niego, zaskoczona. To wprawiało w zakłopotanie, ze mógł czytać jej każdą myśl. "Zgaduję, że musimy porozmawiać. Musisz wyjaśnić mi co właśnie dzieje się między nami ponieważ nie wiem co to jest." Nie zamierzała tego odkładać. Obiecał porozmawiać z nią i miała zamiar trzymać się tego.

 

"Naprawdę sądzisz, że mam coś wspólnego z problemami na tym ranczu?" Rafael poruszony się po raz pierwszy, leniwie, niedbałym ruchem bardzo przypominający jaguar, gdy wyprostował się i ruszył w jej kierunku, natychmiast napełniając całą kuchnię jego obecnością.

 

Telefon zadzwonił przeraźliwie. Mogli usłyszeć Paula i Ginny obydwoje śpiesząc się by odpowiedzenia na niego. Colby pchnęła drzwi z siatką przeciw owadom otwierając je. Potrzebowała nocnego powietrza, szerokich - otwartych przestrzeni. Nie odwróciła głowy i nie usłyszała, jak Rafael wychodził ale poczuła, jak porusza się przy niej.

 

Gdy szli przez podwórze, jego ręka ocierała się o jej. Od razu jej serce oszalało, bijąc lekkomyślnie zanim mogła powstrzymać to. Rzuciła okiem w górę na niego, spod długich rzęs, ukradkiem przesuwając swoją rękę za swoje plecy. "Dlaczego tu przyszedłeś, Rafael? Dlaczego w ogóle tu jesteś? Nie należysz tu, prawda?"

 

"Moi bracia i ja rzadko podróżujemy. Wolimy zostawać blisko lasu deszczowego. "Rzucił okiem w górę na wyłaniający się łańcuch górski ocieniający ranczo." Potrzebujemy środowiska naturalnego. Nawet razem zawsze byliśmy samotni. "

 

Jego głos był bardzo cichy, prawie hipnotyzujący. Colby zauważyła że również spogląda na  góry. Wszystko wydawało się dużo bardziej intensywne. Intensywne kolory w nocy, bryza przynosząca jej zapachy i dźwięki, których  nigdy wcześniej nie doświadczyła. Wdychała głęboko, niosąc to wszystko do swoich płuc. "Dlaczego chcę być z tobą, gdy nawet cię nie lubię?" Nie patrzała na niego, gdy zadała pytanie. "Wiesz dlaczego, prawda?" Wiedziała o pewnych rzeczach; zawsze wiedziała. Wiedziała, że nie skłamie jej, cokolwiek było między nimi.

 

Rafael przeniósł się do niej w ciszy, jego ciało było jak płynne i potężne. Mogła poczuć jego moc. Przeszli za duży ogród, w którym pracowała tak ciężko by go utrzymać. Zauważyła z roztargnieniem, że Paul zapomniał go podlać. Gdy tylko myśl zalśniła w jej umyśle, Rafael machnął swoją ręką i woda zaczęła wpływać do węży irygacyjnych. Zrobił to mimochodem, prawie jakby nie zauważył, że to zrobił...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin