moje pieskie zycie.txt

(18 KB) Pobierz
Wspomnienia Krzywo�apa z dzieci�stwa. Opowiadanie napisane jako challenge. Zako�czone.
.
.
.
Pojedynek z Psi� Gwiazd�, toroj Moje pieskie �ycie
Okre�lenie �pieski �ywot� w przypadku kota brzmi wyj�tkowo ironicznie. Ja jednak lubi� nie tylko nazywa� rzeczy po imieniu, ale tak�e wy�awia� z nich samo sedno, osnow� rzeczywisto�ci, rdze� - wszystko jedno, jak to nazwiemy � a potem z ch�odn� przyjemno�ci� ogl�da� go ze wszystkich stron. Wpierw nie wiedzia�em dlaczego to robi�, potem doszed�em do wniosku, maj�cego najwi�kszy stopie� prawdopodobie�stwa, �e znany wr�g jest mniej gro�ny. Poznaj� wi�c swoich wrog�w, niebezpiecze�stwa codziennego �ycia osoby, kt�ra mia�a nieszcz�cie urodzi� si� w kocim ciele.
Moje pierwsze wspomnienie dotyczy �wiat�a.
Nie, sk�ama�em. Kiedy pr�buj� uporz�dkowa� w jaki� spos�b swoj� pami��, do koszyczka z numerem jeden musz� wrzuci� reminiscencje mi�kko�ci, ciasnoty, walki z w�asnym niepos�usznym cia�em, mrok wype�niony jednostajnym wznosz�cym si� i opadaj�cym d�wi�kiem, kt�ry dopiero p�niej potrafi�em odpowiednio nazwa�: mruczenie, g�os mojej matki. Ruchliwe obiekty woko�o by�y moim bezimiennym rodze�stwem.
�wiat�o pojawi�o si� w nast�pnej kolejno�ci, fascynuj�c i wabi�c ca�� nasz� czw�rk�. Z perspektywy czasu oceniam jego wp�yw jako silniejszy ni� ten wywierany na mnie przez kocimi�tk� czy mi�osne zewy kocich panien. Kocimi�tce i pie�niom potrafi� si� oprze�, a �wiat�u nie potrafi�em. Mo�e dlatego, �e by�em dzieckiem. Dzieci �yj� intensywniej, czuj� mocniej i s� takie ufne, tak bardzo wierz� w swoj� nie�miertelno��. Wyszed�em na zewn�trz z bezpiecznego gniazda, jakie matka urz�dzi�a nam pod deskami werandy. Oszo�omiony, o�lepiony, pijany niewiarygodn� ilo�ci� wielkich, gigantycznych! bod�c�w, kt�re nie mog�y si� pomie�ci� w tak ma�ym ciele jak moje, zatacza�em si� na mi�kkich �apkach w niezmierzonej jasnej przestrzeni, kt�ra wtedy wydawa�a mi si� bia�a jak mleko � pierwszy koci kosmonauta w galaktyce Trawnik-Na-Ty�ach-Domu.
A zaraz potem gro�na przygoda w pozaprzestrzeni pozawerandowej. Utrata kontaktu z pod�o�em: w jednej chwili miaucz�cy z przera�enia, naje�ony, jakby ka�dy w�os chcia� uciec z mej dr��cej sk�ry, znalaz�em si� gdzie indziej, czuj�c nowy zapach, s�ysz�c powolne, g�uche bicie serca kogo� innego, nie mojej matki. Ludzki g�os... nie pami�tam s��w, zreszt� wtedy nie mia�y dla mnie �adnego sensu, by�y tylko jeszcze jednym d�wi�kiem, pozbawionym g��bszego znaczenia, jak deszcz pukaj�cy o deski, jak skrzypienie okiennic lub oddalone szczekanie psa gdzie� na s�siedniej posesji. By� mo�e dziecko, kt�re mnie podnios�o wtedy z ziemi, wo�a�o: Patrzcie, patrzcie, kotek, kiciu�! � albo co� r�wnie banalnego, nie wiem. Widocznie kto� nakaza� mnie uwolni�, bo wr�ci�em na swoj� w�asn� planet� � i do rodziny.
Mo�e do koszyczka numer trzy powinienem w�o�y� nieu�wiadomione jeszcze uczucie frustracji, �e nie potrafi� zrzuci� z siebie ci�aru tego straszliwego do�wiadczenia, dziel�c go z kim� innym. Nie mog�em, nie umia�em o nim opowiedzie�, dysponuj�c tak marnym instrumentarium jak zwyk�e �miau�, �mru� i nie do ko�ca opanowany j�zyk cia�a. Spogl�daj�c wstecz na samego siebie w postaci dwutygodniowego kociaka, mog� stwierdzi�, �e ju� wtedy by�em nienormalny. Koty, owszem, odczuwaj� potrzeb� wyra�ania uczu�. Kolejne do�wiadczenia pozwoli�y mi si� przekona�, �e radz� sobie z tym nie gorzej od ludzi, lecz na tym ko�cz� si� ich mo�liwo�ci przekazu. O ile koci behawiorysta znalaz�by dla siebie mn�stwo smacznych k�sk�w, werbalnie kocia rasa przypomina ja�ow� przestrze� kuchennej posadzki i nie odczuwa potrzeby zmian w tym wzgl�dzie. Niemota jest jednym z moich ulubionych �wrog�w�, kt�rego ogl�dam cz�sto i bardzo dok�adnie.
W kolekcji mych �pierwszych raz�w� znajduj� si� takie okazy jak w�a�nie �w pierwszy dramatyczny spacer, pierwsze pieszczoty otrzymane z ludzkiej r�ki, ale tak�e uderzenie �cierk�, kiedy odwa�nie postanowi�em eksplorowa� st� na werandzie, skuszony woni� jedzenia. Skupi� si� jednak na widoku swojej rodziny � pi�ciu barwnych plamach na zielonym tle trawy � obrazie, kt�ry przechowuj� w pami�ci ze wzgl�d�w sentymentalnych, nie mog�c si� zdecydowa� na wepchni�cie go w te rejony archiwum, kt�rych nigdy nie odwiedzam, gdzie le�� na zakurzonym stosie wszystkie schwytane myszy, podarte w zabawie szmaciane pi�eczki, denerwuj�co piszcz�ce wr�ble i tym podobne b�ahe sprawy. Czy� jest co� bardziej s�odkiego i kiczowatego od gromadki dzieci, bawi�cych si� beztrosko w s�oneczny dzie� na trawniku w�r�d stokrotek? Perspektywa nieco z g�ry, musia�em wi�c ogl�da� ich z najwy�szego stopnia werandy lub nawet z por�czy. Moja matka � pi�kna, z wzniesion� czujnie arystokratyczn� g�ow�, czerwonofutra niczym p�omie�, a doko�a niej moje siostry i brat. Dwie puchate kulki, o futerkach zdobnych w mapy bia�o-rdzawo-burych kontynent�w i trzecia w szaro-bure pr��ki jakby �w malec chodzi� w przybrudzonej pi�amie. Obracam ten obraz w g�owie, ubieram w metafory i bawi� si� nim jak myszk� na gumce, a potem odk�adam do w�a�ciwego koszyczka, a� do nast�pnego razu.
Pr�dko odkry�em, �e jestem podobny do matki, przynajmniej kolorem i faktur� sier�ci, ale jakie� by�o moje rozczarowanie, kiedy ju� zapozna�em si� z przedziwnymi w�a�ciwo�ciami zimnej tafli lustra i odkry�em, �e ten brzydki kociak, �yj�cy w mahoniowych ramach jest mn�! Na pewno nie po cudownej rasowej Lorelei odziedziczy�em kr�tki nos i agresywnie wysuni�t� szcz�k� boksera, ani te� niezgrabnie wygi�te �apy, jakby kto� dla okrutnego �artu kszta�towa� je na beczce. Pewnie w�a�nie dlatego w domu, gdzie przyszed�em na �wiat, pojawiali si� kolejni ludzie i ubywa�o mego rodze�stwa, ale mnie nikt nie chcia�. Matka z rezygnacj� odprowadza�a wzrokiem swe odchodz�ce dzieci, a potem patrzy�a na mnie swymi cudownymi bursztynowymi oczami. Do tej pory jest dla mnie zagadk�, czy cieszy�a si�, �e jeszcze jestem, czy mo�e �a�owa�a, i� nie wzi�to w�a�nie mnie.
Ros�em, gromadzi�em wiedz�. Sp�dza�em coraz wi�cej czasu z lud�mi: Moj� Dziewczynk� Kate i Skarbem-Mam�; wieczorami do��cza� do nich Tata Dough � tak, wiem, s� to niewiarygodnie naiwne imiona, lecz w�a�nie tak si� do siebie zwracali, a ja wtedy dopiero zaczyna�em przygod� z poznawaniem j�zyka ludzi. Przesiadywa�em razem z nimi, ogl�daj�c telewizj�. Siedzia�em pod fotelem, czujnie nastawiaj�c uszu, kiedy Tata Dough czyta� g�o�no urywki z gazet. Wartowa�em niestrudzenie przy Mojej Dziewczynce, kiedy ogl�da�a ksi��eczki z obrazkami � takie by�y moje �r�d�a wiedzy.
W ko�cu zosta�em tylko ja i moja matka. W perspektywie mia�em spokojne �ycie na poduszce Mojej Dziewczynki lub na parapecie w kuchni, kt�ra by�a rewirem Skarbu-Mamusi; odgrodzony z jednej strony siatk� od Koszmarnie-Wkurzaj�cego-Pudelka, a z drugiej drewnianym p�otem od Ch�opaka-Tych-Lewinson�w. Kto wie, jak potoczy�by si� moje losy, gdybym nie us�ysza� od Taty Dougha pami�tnej frazy: Skarbie, je�li chcemy zatrzyma� Dodgera, musimy go wykastrowa�. Nie chcesz przecie� mie� zn�w w domu gromady kot�w. Wystarczaj�co du�o k�opotu by�o z poprzednimi.
Dodger to moje stare imi� � koszyczek numer pi�tna�cie.
S�owo �kastrowa� by�o dla mnie poj�ciem niezbyt jasnym, ale z kontekstu wynika�o, �e chc� zrobi� co�, co sprawi, �e nie b�d� m�g� mie� dzieci. To mi nie odpowiada�o. Pragn��em dzieci. Chcia�em siedzie� na por�czy werandy i patrze� na swoje dzieci, bawi�ce si� pomi�dzy stokrotkami. W�a�nie to sprawi�o, �e pewnego ranka, nie zwa�aj�c na �nieg i zimno, wyruszy�em w �wiat, na w�asn� �ap� szukaj�c w nim swego miejsca. Do koszyczka z tamtego okresu hurtem za�adowa�em g��d, b�l wyzi�bionych �ap, za delikatnych na tak ci�kie w�dr�wki oraz psy � przera�aj�ce potwory, gro��ce mi zza ogrodze�. Na szcz�cie �aden nie m�g� mnie dosi�gn��. By�em wtedy bardzo m�odym, zaledwie siedmiomiesi�cznym kotem i by�o to najbardziej przera�aj�ce do�wiadczenie w mym dotychczasowym �yciu.
Koszyczek wspomnie� numer trzydzie�ci zarezerwowa�em dla szczeg�lnego obrazu. Ogl�dam go czasami, czuj�c za ka�dym razem dziwn� mieszanin� szacunku, l�ku i wdzi�czno�ci. Nie b�d� si� rozwodzi� nad swoj� poniewierk�, ale kiedy ju� zamarza�em w �niegu, pokonany i zrezygnowany, nadszed� on � m�j prywatny anio�, chocia� w tamtej chwili przypomina� raczej diab�a. Sun�� ku mnie przez t� bia�� potworno�� jak czo�g, prawie nie po�wi�caj�c jej uwagi � kr�py, masywny, ko�ysa� si� z boku na bok jak zapa�nik. Potem rzuci� mi si� w oczy kszta�t g�owy przybysza. Przedtem widzia�em i takie /i uszy jedynie na obrazku z lisem pustynnym w ksi��ce Mojej-Dziewczynki, ale on nie by� lisem lecz kotem, a w ka�dym razie tak mi si� wtedy wydawa�o. Buro c�tkowany, krzywo�apy, wielkouchy kocur z wrednym wyrazem pyska stan�� nade mn�, a we mnie walczy�y ze sob�: ch��, by wcisn�� si� w ziemi� i zrobi� malutki, jak najmniejszy, i przeciwnie - ochota przybrania bojowej postawy, z postawion� sier�ci� na karku. Ostatecznie jednak nie zrobi�em nic. On sta� jeszcze przez chwil�, odwr�ci� si� i zacz�� wraca� po w�asnych �ladach. Zrobi� kilka krok�w, po czym spojrza� do ty�u, jakby chc�c powiedzie�: Chod� za mn�. Nie mia�em wielkiego wyboru, wi�c powlok�em si� poprzez padaj�cy �nieg, wpatruj�c si� w p�dzel na ko�cu ogona przewodnika, uniesionego dumnie niczym chor�giew.
W ten spos�b dotar�em do schronienia, szopy na granicy podmiejskich zabudowa� i ugor�w. Cicha, bezpieczna przysta�, pe�na zakamark�w, w kt�rych mo�na by�o si� ukry� � raj dla kot�w i nieco mniej rajskie w�o�ci dla myszy. By�em za s�aby, �eby polowa� (zreszt� nie mia�em w tym wprawy, do tej pory trenuj�c jedynie na zabawkach) wi�c kot, kt�ry tak wielkodusznie si� mn� zaopiekowa�, z pocz�tku przynosi� mi mysie zw�oki i chude wr�ble, z�apane na zewn�trz. Najpierw nauczy�em si� je je��, potem zdoby�em umiej�tno�� samodzielnego polowania. Tak up�ywa� czas � na �owach, na wsp�lnym milczeniu, kiedy nauczy�em si� segregowa� my�li. Prawdopodobnie On robi� to samo podczas d�ugich godzin trwania w bezruchu, kiedy jego bursztynowe oczy wolno, p�ynnie przemieszcza�y...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin