The Fortune Boys 02 - Elise Title - Peter i Elizabeth.pdf

(726 KB) Pobierz
6646541 UNPDF
Edited by Foxit PDF Editor
Copyright (c) by Foxit Software Company, 2004
ELISE TITLE
PETER I ELIZABETH
For Evaluation Only.
6646541.001.png
Edited by Foxit PDF Editor
Copyright (c) by Foxit Software Company, 2004
PROLOG
Myślę, że słyszeliście już wszystko o tym weselu. Tak
jak każdy w Denver. Nasza miejscowa gazeta umieściła na
pierwszej stronie olbrzymi tytuł: „Ślub dziesięciolecia".
Nawet,,New York Times" informował o tym wydarzeniu.
Oczywiście, prasa brukowa miała swój wielki dzień, co nie
znaczy, że czytam takie piśmidła. To moja sekretarka, Do­
ris, powtarzała jak opętana wszystkie nagłówki typu:
, Adam woli Ewę" albo „Rajski związek". Tak bodaj okre­
śliła go babka Adama, Jessica Fortune, wygłaszając toast
na cześć młodej pary.
Jessica promieniała. Dawno nie czuła się tak szczęśliwa.
Dobrze, że tylko rodzina i kilku najbliższych przyjaciół
wiedziało dlaczego. Tak, tak, jestem przyjacielem tej rodzi­
ny, jak również jej prawnikiem. Dlatego wiem o wszy­
stkim.
Dziennikarze, oczywiście, próbowali dogrzebać się ja­
kichś brudów. Wspominała mi o tym Doris. Na szczęście
jednak skupili się na romantycznym wątku całej historii.
Przecież nie co dzień zdarza się, żeby ktoś o nazwisku
Fortune rezygnował... no właśnie, z fortuny. I to z powodu
miłości!
Zdziwieni? Och, z całą pewnością słyszeliście o nie­
sławnym zapisie w testamencie Aleksandra Fortune'a -
właściciela sieci znakomicie prosperujących domów hand­
lowych Fortune Enterprises w północno-zachodniej części
For Evaluation Only.
 
6 » PETER I ELIZABETH
PETER I ELIZABETH • 7
Stanów. Mogę wam zdradzić w najgłębszej tajemnicy, że
na jesieni powstanie prawdopodobnie kolejna filia Fortune
Enterprises. Peter Fortune jest właśnie w trakcie negocjacji
z Charlesem W. Oppenheimerem HI. Tym od Oppenheimer
Limited, które prowadzi elitarne sklepy z najbardziej eks­
kluzywnymi towarami. Tak się jednak niefortunnie składa
(przepraszam za mimowolny kalambur), że oprócz braci
Fortune'ów również inni biznesmeni ostrzą sobie zęby na
dorobek życia niemal siedemdziesięcioletniego Oppenhei­
mera. Z tego, co mówił mi Peter, wynika, że stary Oppen­
heimer chciałby widzieć w nabywcy nie tylko odpowied­
niego partnera, ale również człowieka inteligentnego i ucz­
ciwego. Nic dziwnego, przecież te sklepy znaczą dla niego
tak wiele. Moim zdaniem Peter na pewno zwycięży. No, ale
cóż, zobaczymy...
Truman i Taylor. Każdy z nich pochodził z innego, zresztą
bardzo krótkiego, małżeństwa.
Może zdziwicie się, dlaczego o tym mówię. Nie, nie
jestem starą babą, która powtarza plotki. Mam nadzieję, że
informacja o czterech małżeństwach Aleksandra pozwoli
wam zrozumieć różnice w psychice chłopaków. Cztery
matki, a jedna niepodobna do drugiej. Można powiedzieć,
że Aleksander Fortune nigdy nie popełniał dwa razy tego
samego błędu. Inni zaś twierdzą, że po prostu lubił kobiety.
Szkoda tylko, że za każdym razem doznawał rozczarowa­
nia.
Tak, jego chłopcy są zupełnie do siebie niepodobni.
Zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Co, oczywiście, nie
znaczy, że czegoś im brakuje. Każdy z nich jest wspaniały,
tyle że na swój sposób. Jestem ojcem chrzestnym całej
czwórki i ten fakt napawa mnie dumą i radością.
Och, znowu się zapędziłem. Dobrze, że nie ma tu Doris!
Wracajmy więc do testamentu. Tak jak powiedziałem, Ale­
ksander zadbał zarówno o matkę, jak i potomków. Każdy
z nich otrzymał czwartą część majątku Fortune Enterprises.
Ojciec zastrzegł jednak, że żaden z synów nie może prze­
kazać lub sprzedać swojej części komuś spoza rodziny. To
jednak nie wszystko. Do testamentu była dołączona koper­
ta, którą miałem otworzyć dopiero w sześć miesięcy po
śmierci Aleksandra, tak aby jego synowie mieli czas na
opłakanie śmierci ukochanego ojca.
To, co wydarzyło się po pół roku, będę pamiętał do
końca życia. Jessica i chłopcy byli wyjątkowo podekscyto­
wani. Od rana, kiedy to przeczytałem zapis z koperty, nic
nie jadłem. Odezwały się moje wrzody żołądka. Od tego
czasu mam coraz częstsze problemy gastryczne. Ale do
rzeczy, Doris nigdy by mi nie darowała, gdybym zanudził
wszystkich problemami zdrowotnymi. Uważa zresztą, że
Ale, ale, zapomniałbym o zapisie w testamencie. Moja
skłonność do dygresji pogłębia się z wiekiem. Przynaj­
mniej tak twierdzi Doris. Według mnie, to raczej ona staje
się coraz bardziej krytyczna. Pracujemy razem już trzydzie­
ści dwa lata. Doris zna mnie jak własną kieszeń. Zarówno
' moje zalety, jak i wady.
Przejdźmy jednak do sedna sprawy. Inaczej nigdy wam
nie powiem o testamencie. Otóż Aleksander Fortune zmarł
niespodziewanie półtora roku temu. Byłem jego bliskim
przyjacielem, jak również prawnikiem. Zdaje się, że już
o tym wspomniałem. Doris zwróciła mi ostatnio uwagę, że
niepotrzebnie powtarzam niektóre rzeczy. Pewnie bym te­
go nie robił, gdyby bardziej uważała. Mniejsza z tym. Przy­
padł mi w udziale zaszczyt ogłoszenia jego ostatniej woli.
Zresztą, testament był dosyć prosty. Jego matka, Jessica
Fortune, otrzymała pokaźną roczną pensję i posiadłość
w Denver. Resztę dostali czterej synowie: Adam, Peter,
8 • PETER I ELIZABETH
PETER I ELIZABETH • 9
sam sobie jestem winien. Podobno mam zbyt wielką skłon*
ność do kawy i słodyczy! Dobre sobie!
Ale zaraz, mówiliśmy o zapisie. Już do niego przecho­
dzę. Tak jak wspominałem, czułem się fatalnie. Szedłem na
spotkanie z rodziną jak sędzia, który ma skazać oskarżone­
go, mimo iż jest przeświadczony o jego niewinności. To, co
później nastąpiło, potwierdziło tylko moje najgorsze prze­
czucia. Ślub Adama... Rola, jaką odegrała w całej sprawie
Jessica Fortune... Późniejsze nastroje wśród chłopaków...
Co prawda wtedy, siedemnastego lipca, nie wiedziałem
o niczym, ale już spodziewałem się najgorszego. Tak, to
właśnie wtedy poinformowałem rodzinę o zapisie dołączo­
nym do testamentu Aleksandra Fortune'a.
Muszę podkreślić, że nic nie wiedziałem o planach Ale­
ksandra. Gdyby zapytał mnie wcześniej o zdanie, z całą
pewnością odradziłbym mu tak radykalne rozwiązanie. Za­
równo jako prawnik, jak i jego przyjaciel. No cóż, wtedy,
siedemnastego lipca, sam przeżyłem szok. Trudno mi na­
wet winić Jessicę i chłopaków za to, co mówili. Doris
ciągle przypomina mi, że wszyscy bracia Fortune'owie są
już po trzydziestce. Wiem o tym, ale dla mnie zawsze
pozostaną chłopakami.
Najstarszy, Adam, ma teraz trzydzieści sześć lat. Trudno
się dziwić, że pierwszy poszedł za głosem serca. Adam miał
reputację wiecznego kawalera, chłopaka do wypitki i wy-
bidci. Kobiety szalały za nim. Miejscowe brukowce prze­
ścigały się w informowaniu o jego kolejnych romansach.
Doris pokazywała mi nawet zdjęcia. Cóż, muszę przyznać,
że miał niezły gust.
Doris twierdzi, że powinienem wiedzieć wszystko
o moich klientach. Dlatego znosi mi te szmatławe pisma.
Zresztą, na jej usprawiedliwienie mogę dodać, że nie tylko.
Zawsze mam na swoim biurku „Wall Street Journal", jeśli
tylko pojawi się w nim nazwisko któregoś z chłopaków.
Ostatnio często piszą tam o Peterze.
Ten chłopak ma prawdziwy talent do interesów. A teraz,
kiedy został szefem Fortune Enterprises, jeszcze bardziej
rozwinął skrzydła. Tylko dzięki swojej babce uczestniczy
w życiu towarzyskim miasta. Gdyby nie Jessica, żyłby jak
mnich i poświęcił się wyłącznie firmie. Aż trudno uwie­
rzyć, że ma już za sobą nieudane małżeństwo. Tak, to było
jeszcze w czasach studenckich. Łatwo zrozumieć, że dał się
zwieść pozorom: ładnej buzi, długim nogom, no i tak dalej.
W moim wieku nie ma nawet sensu o tym mówić.
Adam jest inny. Lubi się bawić, co nie znaczy, że w pełni
zasłużył sobie na epitety, jakimi obdarzała go brukowa
prasa. Co prawda miał trochę kłopotów, ale któż ich nie ma!
Prawdopodobnie odzywa się w nim od czasu do czasu
gorąca krew madci.
Z kolei Taylor to niepoprawny marzyciel. Na szczęście
jego pragnienia nie mają nic wspólnego ze skandalami.
Taylor z uporem godnym lepszej sprawy zajmuje się wyna­
lazkami. Niestety, żadnego nie udało mu się opatentować.
Coś zawsze stoi na przeszkodzie. Pamiętam, kiedyś zapro­
sił nas na pokaz nowej, udoskonalonej maszynki do wyci­
skania soku. Nie wiem, jak to się stało, ale cały sok się
wylał. Jedynie skórka od pomarańczy pozostała w poje­
mniku. Radziliśmy mu później, żeby opatentował maszyn­
kę jako „przyrząd do robienia głupich kawałów". Można by
ją sprzedawać razem z wybuchającymi cygarami. Taylor
nie wyglądał na przekonanego. Mówił, że musi udoskona­
lić mechanizm. O ile wiem, pracuje teraz nad robotem
kuchennym. Na wszelki wypadek postanowiłem zachoro­
wać, gdyby zaprosił mnie na kolejny pokaz.
Adam był zupełnie inny. Pamiętam gazety, które Doris
6646541.002.png
10 • PETER 1 ELIZABETH
PETER I ELIZABETH • 11
podsuwała mi z wyraźną przyjemnością. „Lew salonowy",
„pożeracz niewieścich serc" - krzyczały tytuły.
No, ale cóż, Adam się zmienił. Z powodu Ewy czy raczej
Laury Ashley, ponieważ poznał ją pod tym nazwiskiem.
Ewa, to znaczy Laura, była projektantką mody, ale nie tą
znaną, tylko zupełnie inną. Wybaczcie mi wszystkie niejas­
ności. Ta historia jest zbyt skomplikowana. Najważniejsze,
że Laura, to znaczy Ewa, zdobyła serce Adama i gdyby nie
zapis, wszystko byłoby w porządku. Co nie znaczy, że
wyniknęły z tego jakieś problemy.
Mój Boże, znowu się zaplątałem. A przecież nie wyjaś­
niłem jeszcze, o jaki zapis chodziło. Nie będę już więcej
zwlekał. A jeśli idzie o historię Adama, najlepiej zajrzyjcie
do gazet. Doris chętnie udostępni wam swoje zbiory. A mo­
że wolicie poczekać na film? A tak, podobno jakiś filmo­
wiec zainteresował się tą romantyczną historią.
Zaraz, o czym to ja mówiłem? W głowie mi szumi. Zda­
je się, że wypiłem za dużo szampana na weselu i wciąż
jestem, jak to mówią, pod dobrą datą. Doris natychmiast
posłałaby mnie do łóżka. Wprost nie znosi zawianych ga­
duł, co nie znaczy, że sama wylewa za kołnierz. O nie! Nie
znacie Doris.
I jej nie poznacie! O czym to ja mówiłem? Aha, dotar­
łem wreszcie do zapisu...
Więc był zapis. Sprawa wydaje się z jednej strony bar­
dzo prosta, a z drugiej niezmiernie zawiła. Jakby tu za­
cząć...
Może powiem, nie wdając się w szczegóły, o co chodzi­
ło. Pamiętam dokładnie wszystkich członków rodziny ze­
branych siedemnastego lipca w gabinecie Aleksandra For-
tune'a. Nikt nie mógł się nawet domyślać treści zapisu.
Zwykle w dodatkowych kopertach mieszczą się informacje
na temat tego, kto dziedziczy w wypadku nagłej śmierci
spadkobiercy. Ale w rodzinie Fortune "ów nie zamierza
umierać. Nawet Jessica trzyma się świetnie i nie wygląda
na swoje lata. Jednak Aleksander wymyślił coś niezwykłego
przewrotnego - zamiast śmierci wstawił małżeństwo Nie,
nie przesłyszeliście się. Koperta zawierała informacje na
lemat tego, kto dziedziczy w wypadku nagłego ożenku
spadkobierców. Oczywiście, Jessica była tutaj poza konku­
rencją. Aleksander upatrzył sobie na ofiary swoich czterech
synów. W wypadku, gdyby któryś z nich się ożenił, wszy­
stkie jego udziały w firmie miały przejść na pozostałych
braci. Ale najgorsze znajdowało się na końcu. Wyobraźcie
sobie, że gdyby wszyscy bracia Fortune'owie znaleźli żony
(co, mam nadzieję, nigdy się nie zdarzy), cały ich majątek
przechodziłby na mnie. Teraz już chyba rozumiecie, skąd
się wzięły moje kłopoty z żołądkiem!
Bracia oczywiście się wściekli. Truman walnął pięścią
w stół i powiedział, że ten zapis godzi w jego obywatelskie
prawa czy wręcz obowiązki. Zagroził, że podejmie odpo­
wiednie kroki. Inni go poparli. Szykowała się niezła rozró­
ba, chociaż jako prawnik muszę stwierdzić, że testament
jest praktycznie nie do podważenia. Ale Truman ma swoje
sposoby. Pamiętam, jak jeszcze w szkole podstawowej do­
prowadził do buntu całej klasy w czasie zajęć z tańca u sta­
rej pani Paulie. Wyobraźcie sobie bandę wyrostków, która
żąda, żeby szacowna dama nauczyła ich jakichś dyskoteko­
wych wygibasów. Pani Paulie oczywiście odmówiła, wy­
rzuciła Trumana za drzwi i zaczęła lekcję walca. Ale Tru­
man wcale się nie poddał. Przytargał skądś- magnetofon
i głośniki i postawił je pod otwartym oknem sali. Jestem
pewny, że do tej pory nie potrafi tańczyć walca.
W zasadzie jedynie Peter próbował zachować spokój.
Bąknął tylko, że jego zdaniem zapis jest bezprawny i upo­
karzający. Inni podejrzewali mnie o fałszerstwo.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin