Zimowy las.doc

(32 KB) Pobierz

Było tuż po Bożym Narodzeniu. Po wsiach chodzili kolędnicy poprzebierani za Turonia, Śmierć, Diabła, Anioła, a nawet za Trzech Króli. Był to wesoły czas śpiewania kolęd, odwiedzin i zabaw na śniegu. Do lasu dobiegały śmiechy i radosne pohukiwania. Zwierzęta już trochę się przyzwyczaiły do bijących od wsi kolorowych świateł, i do kuligów, które w tym czasie przejeżdżały przez dukty i polany, czasem całkiem blisko czyjejś nory albo leża. Najbardziej nie lubił hałasów Misiek. Od kiedy uderzył się konarem w łeb, miał trudności z zasypianiem. Na początku grudnia wydawało się, że zasnął na dobre, ale teraz te wszystkie karnawałowe zabawy wyrywały go z zimowego spania.

     - Wytłukę tych wrzaskliwców jak nic - ryknął któregoś popołudnia i usiadł w swojej gawrze drapiąc się po kudłatym karku. Był naprawdę niewyspany i naprawdę zły.

     - A co tam, co tam bracie? - mruknął żubr Sobiesław, który zwykł każdego nazywać "bratem". Nie możemy spać, co? - i żubr wetknął swój rogaty łeb do miśkowej gawry.

     - Daj spokój, nie ma co gadać, wylezę chyba na dwór albo co...

     - A może bracie zrobić ci napar z chmielowych szyszek? Na sen robi wspaniale!

     - Ba, i co z tego? Zasnąć, to może i zasnę, ale zaraz mnie te szopki znów obudzą. Chyba nie przetrzymam do wiosny.

     - Co też ty mówisz, braciszku?

     - Racja - odezwał się basowym głosem borsuk Teofil, który też obudził się z zimowego snu. - Jak się nie wyśpimy, nic z nas nie będzie. I żadne szyszki chmielowe nam nie pomogą.

     Zwierzęta rozsiadły się wygodnie na ziemi zasłanej zeschniętym łajnem i liśćmi, a Misiek, jako gospodarz, zaczął szperać w swojej spiżarni, żeby poczęstować czymś niespodziewanych gości. Tymczasem do jego gawry zaczęło zaglądać coraz więcej leśnych mieszkańców. Przy drzwiach przycupnął zając Marchewa, a tuż za nim bracia Jeżowie i lis Leon. Przydreptała również z pola kuropatwa Pelagia, a zgłębi lasu przykuśtykał stary wilk Leopold. Jeszcze trochę i Misiek nie miał gdzie usadzać wciąż przybywających zwierząt. Wokół rozlegało się tylko pochrząkiwanie, mruczenie, tupanie, warczenie i mlaskanie, ponieważ gospodarz rozczęstował między przybyłych prawie wszystkie swoje zimowe zapasy. Gdy już pierwszy głód był zaspokojony i zapanował jaki taki ład, rozpoczęła się bardzo ważna narada. Jako pierwszy głos zabrał Sobiesław:

     - Bracia, tak dalej być nie może - żubr zawiesił głos, coś niewyraźnie mruknął i zakończył swoją przemowę. Inne zwierzęta pokiwały głowami na znak, że ich pobratymiec dobrze mówi i całkowicie się z nim zgadzają. Kuropatwa, znana pieśniarka ludowa poderwała się, zamachała skrzydełkami i na poczekaniu zanuciła kuplecik:

     - Gdy zwierz się nie wyśpi
     To się groźne staje
     Oj, nie chodźta ludzie
     Wtedy na rozstaje.
     Uha!

     - Brawo, brawo! - zakrzyknęły zwierzęta i już zamierzały ruszyć w tany, lecz powstrzymał je ochrypły głos Leopolda. - Spokój mi tu! Trzeba radzić, a nie zajmować się głupotami. Siadać z powrotem hołoto! - Trzeba przyznać, że Leopold nigdy nie był uprzejmy, ale zwierzęta wolały nie zwracać mu uwagi i wszystkie grzecznie zajęły swoje miejsca.

     - Stary wilk jestem - ciągnął już spokojniejszym głosem - i niejeden kulig przepłoszyłem. Ale tu sprawa jest bardziej skomplikowana. Wprawdzie możemy z Leonem pogonić jeszcze sanki i konie, ale co dalej? Ludzie przestaną jeździć na kuligi lecz hałasy we wsi zostaną? Co zrobić z tymi kolędnikami i zabawami? Tam nasze wycie i warczenie nie pomoże.

     - Może zaatakować wieś całym lasem? - zaproponował Misiek ziewając, bo po posiłku znów zachciało mu się trochę spać.

     - Braciszkowie, nie można tak. Wszak to czas Bożego Narodzenia, nie będziemy nikogo atakować i prowadzić wojen...

     - O to, to - podchwycił Marchewa. - lepiej jakoś w zgodzie.. Może przy wspólnym stole?...

     - Przy wspólnym stole? Hi, hi - zaśmiali się bracia Jeżowie. - Uważaj zając, żebyś nie znalazł się raczej na stole i do tego w sąsiedztwie buraczków, hi, hi.

     - No, no! Nie pozwalajcie sobie!

     - Cicho! Ja mam pomysł! - wykrzyknął Teofil. - Skoro my, miłośnicy zimowego snu - tu spojrzał na Miśka, który zwiesił łeb i zaczął pochrapywać - nie możemy na dobre zasnąć, to trzeba kupić specjalne kaski i nauszniki, żeby nic nie słyszeć!

     - No, dobra - zapiszczały Wiewióry - a skąd weźmiemy na to pieniądze?

     - Zacznijmy sami kolędować! Piosenki ułoży Pelagia, przebrań nam specjalnie nie potrzeba, bo mamy na sobie futra, pióra i sierści różnej maści.

     - No, a kogo będziemy odwiedzać? Przecież do wsi nie pójdziemy, bo nas psami poszczują.

     - Będziemy odwiedzać okoliczne gajówki i leśniczówki. Tam nie przychodzą przecież kolędnicy.

     - To jest myśl, to jest pomysł! - zakrzyknęły zgromadzone zwierzęta i odtańczyły taniec radości.

     Już nazajutrz grupa złożona z Sobiesława, Marchewy, Leona, Pelagii, Wiewiór i czterech Saren wyruszyła z kolędowaniem do pierwszej gajówki. Zwierzęta zostały przyjęte bardzo serdecznie, a pan gajowy tak się wzruszył, że poczęstował niezwykłych kolędników kompotem z suszonych owoców, a do woreczka uszytego przez braci Jeżów wrzucił złoty pieniążek. Z każdym dniem w woreczku przybywało monet, a leśnicy długo wspominali występy ich futerkowych podopiecznych. Kolędowanie zbliżało się już ku końcowi i Leopold przeliczył zebrane pieniądze. - Wystarczy - powiedział, po czym gwizdnął na cietrzewia, który nieźle znał się na modzie - Hej , Boguś, leć no do miasteczka i kup jakieś nauszniki, czapki, czy coś, no tego, sam wiesz najlepiej. Coś takiego, co osłoni uszy przed hałasem.

     - Jasne, już się robi! Uwielbiam latać na zakupy!

     Bogumił długo nie wracał, ale kiedy w końcu pojawił się przed miśkową gawrą, zwierzęta nie posiadały się z zachwytu. Cietrzew otworzył piękną firmową walizę, w której były równo poukładane białe kaski motocyklowe, żółte kaski budowlane i różowe nauszniki. Każde zwierzę, które potrzebowało spać aż do wiosny, mogło sobie coś wybrać. Misiek zdążył już zasnąć, więc Sobiesław wcisnął mu na łeb żółty kask i dla pewności nakrył jeszcze opróżnioną walizką.

     - Chyba się nie obudzi, co?

     - Na pewno nie - odparł Teofil, który zaopatrzony w parę różowych nauszników wczołgał się do nory.

     Tak więc mimo, że karnawał trwał jeszcze do początku lutego, żadne ze zwierząt nie zostało obudzone z zimowego snu. Gdyby ktoś z was znalazł się w lesie, w którym zwierzęta śpią w kaskach i nausznikach, to na pewno będzie to las, w którym czworonogi kolędują dla swoich gajowych i leśniczych.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin