OSHO - Mapy świadomości.rtf

(269 KB) Pobierz
OSHO RAJNEESH

OSHO RAJNEESH
MAPY ŚWIADOMOŚCI

 

SPIS TREŚCI:

Wstęp

CZĘŚĆ I: MAPY ŚWIADOMOŚCI

Dżungla – las – ogród – dom

Wielbłąd – lew – dziecko

Student – uczeń – oddany – Mistrz

Siedem czakr – jedność

Siedem czakr – joga

Siedem czakr – sufi

Siedem czakr – tantra

Dziesięć byków Zen

Doznania potwierdzające

CZĘŚĆ II: Drogi do miłości

Cztery kroki do miłości

Seks, miłość, modlitwa

Medytacja i miłość

Mapy świata wewnętrznego czyli po czym poznać dokąd zmierzasz gdy nie ma dokąd zmierzać

Dżungla – las – ogród – dom

Całe to poszukiwanie prawdy można podzielić na cztery etapy. I chciałbym, byś zgłębił te cztery etapy, gdyż będziesz gdzieś w tych czterech etapach: na którymś z tych etapów albo w drodze z jednego etapu do innego... Pierwszy etap nazywam dżunglą, drugi nazywam lasem, trzeci nazywam ogrodem, czwarty nazywam domem.

DŻUNGLA

Dżungla jest stanem głębokiego snu – człowiek świadomie nie poszukuje. Większość żyje w tym stanie. Jest pewne poszukiwanie, ale bardzo nieświadome, jeszcze nie rozmyślne. Człowiek szuka w ciemności po omacku, ale niezupełnie jest świadomy celu, ani nawet nie jest świadomy tego, że błądzi po omacku – jest to bardzo przypadkowe. Czasem natknie się na jakieś okno i może zyskać pewne spojrzenie, ale znów to przegapia. Ponieważ nie jest to świadome szukanie, tych wizji nie można utrzymać. Czasem w snach coś ci się wyjaśnia. Czasem w miłości otwierają się i zamykają jakieś drzwi, ale ty nie wiesz jak się otworzyły i jak się znów zamknęły.

Czasem patrzysz na wspaniały zachód słońca, obejmuje cię coś ogromnie pięknego, wnika w ciebie inny świat, a przynajmniej cię dotyka – a potem odchodzi. I nie możesz zaufać nawet temu, że tak było, nie możesz nawet uwierzyć, że to się stało... ponieważ nie poszukujesz świadomie. Wiele razy spotykasz Boga – uważaj, wiele razy spotykasz Boga, spotykasz Go w wielu miejscach swego życia, ale nie potrafisz Go rozpoznać, przede wszystkim dlatego, że nie szukasz Go.

I pamiętaj, jeśli czegoś nie szukasz, nie możesz tego zobaczyć. Możesz to zobaczyć tylko wtedy, gdy tego szukasz. Może to przejść tuż obok ciebie, ale jeśli tego nie szukasz, nie zobaczysz tego. Aby coś zobaczyć, człowiek musi tego szukać.

Pierwszy stan przypomina dżunglę: głęboką, ciemną, gęstą, prymitywną, pierwotną. Żadna ścieżka nie istnieje, nawet ślady stóp, i człowiek nie zmierza donikąd, stale potykając się wędruje od jednego ciemnego zakątka do innego ciemnego zakątka. Większość ludzi żyje w dżungli, w nieświadomym stanie umysłu. Ludzie śpią głębokim snem, czasem są lunatykami, czasem są somnambulikami.

Tak nauczają Budda, Chrystus, Gurdjieff, Kabir – większość ludzi nie żyje, tylko egzystuje, wegetuje. Wyglądasz tak, jakbyś był uważny – nie jesteś uważny. Żyjesz w gęstej mgle, w chmurach. Twoje życie jest mechaniczne. Owszem, różne rzeczy się dzieją, ale dzieją się tak, jak dzieje się to mechanizmom: naciskasz guzik i zapala się światło, tak, po prostu, naciskasz guzik i mechanizm zaczyna funkcjonować, tak, po prostu. Ktoś naciska ten guzik w tobie i przychodzi złość, ktoś naciska inny guzik w tobie i jesteś bardzo szczęśliwy, ktoś inny naciska jakiś inny guzik i otacza cię jakiś inny nastrój, i nie ma nawet jednej chwili przerwy między naciśnięciem guzika i pojawieniem się tego nastroju. Jest to mechaniczne. Nie jesteś panem, jesteś niewolnikiem.

I takie jest twoje życie: twoje najgłębsze centrum śpi głębokim snem, a twoja świadomość jest otumaniona. Twoje ciało jest rydwanem, a byle zachcianka, byle pragnienie wchodzi w ciebie, wiezie cię przez jakiś czas, zabiera cię dokądś, zostawia cię tam, a potem kolejna zachcianka, kolejne pragnienie... I tak wędrujesz zakosami, potykasz się o jakiś kamień, wpadasz na jakieś drzewo. W ciemności ranisz siebie, przysparzasz sobie bólu. Całe twoje życie to nic innego jak tylko głęboki koszmar.

Kilku ludzi tutaj przyszło do mnie nie szukając, z samego przypadku; znają jakiegoś przyjaciela, który tu był i pomyśleli: "dobra, pojedziemy i zobaczymy jak tam jest". Przeglądali książki w księgarni i natknęli się na którąś z moich książek, a moje zdjęcie ich przyciągnęło – albo spodobał im się tytuł książki, zaciekawili się i przybyli tutaj. Ale to poszukiwanie jest bardzo, bardzo nieświadome.

Nie myślisz, nie medytujesz nad swym życiem, jakie powinno być, czym powinno być, dokąd powinno prowadzić.

A każde pragnienie, gdy opanuje cię, staje się twym panem. Gdy jesteś w złości, złość staje się twoim panem, całkowicie nad tobą zapanowuje. I nie jest tak, że jesteś w złości: stajesz się złością, i w tej złości robisz coś, czego będziesz żałował. I w tym tkwi ironia – inne "ja" będzie żałowało tego, co zrobiło tamto "ja", inne pragnienie, inny stan, inny nastrój. Teraz będziesz cierpiał, i pójdziesz, i będziesz chciał prosić o wybaczenie. Jest to ktoś inny, nie jest to ta sama osoba. Gdzie są te zaczerwienione oczy, ta twarz pełna przemocy, ta gotowość zabicia albo bycia zabitym? Wszystko minęło.

Na tym etapie, etapie dżungli, ludzi bardziej interesują odpowiedzi niż pytanie. Natychmiast zadowalają się jakąkolwiek głupią odpowiedzią, jaka została im udzielona. W istocie rzeczy nigdy nie zadali pytania. Jeszcze przed zapytaniem przyjęli odpowiedź. Tak ktoś staje się hindusem, ktoś inny mahometaninem, a ktoś inny chrześcijaninem, zanim zadałeś pytanie, odpowiedź została ci udzielona, a ty kurczowo trzymasz się tej odpowiedzi.

Taki właśnie jest typ człowieka, którego nazywasz "prostym" – ociosany, tradycyjny, konformista. Ukierunkowany na przeszłość: nigdy nie spogląda w przyszłość, i nigdy nie spogląda w teraźniejszość... Ten typ człowieka wierzy w księdza, w biskupa, w papieża, w shankaracharyę. Ten człowiek nigdy nie idzie poszukiwać gdzie indziej.

Trzyma się kurczowo tego księdza, tej religii, tego kościoła, w którym przypadkowo się narodził. Zostaje tam, żyje w nim, umiera w nim... A prawdziwe życie jest niebezpieczne: na to nie może sobie pozwolić.

Życie jest przygodą w tym, co nowe, ale on kurczowo trzyma się starego. Życie jest nieznane i niepoznawalne, a on nie chce ryzykować swoją wiedzą. Wraca pocztą zwrotną bez otwarcia koperty.

Przychodzi, żyje, umiera, a w rzeczywistości nigdy nie przychodzi, i nigdy nie żyje i nigdy nie umiera. Cała jego egzystencja to głęboki sen. Jeszcze nie domaga się bycia człowiekiem.

Ten typ człowieka nazywasz "głupkowatym". Zawsze wygląda tak, jakby był świętszy od ciebie, bardzo moralistyczny. Myśli, że jest bardzo moralny, ale nie zna żadnych podstaw moralności. I kurczowo trzyma się norm społecznych, nigdy nie wykracza poza nie.

Przestrzega zasad... Ten typ człowieka jest też uparty: nigdy się nie zmienia, nie jest gotowy do zmiany. Jest bardzo przeciwny zmianom, jest antyrewolucyjny I ten typ człowieka jest fanatykiem i faszystą; w każdej chwili gotowy jest stać się pełnym przemocy. A cała ta jego przemoc pojawia się, gdyż nie jest przekonany co do samego siebie, nie jest pewien własnej religii. Jego religia nie jest jego doznaniem – jak może być jej pewny? Kiedy z nim dyskutujesz, natychmiast w dyskusji wyjmuje miecz. Miecz jest jego argumentem. Ten typ człowieka jest bardzo irracjonalny, ale przemawia tak, jakby był bardzo racjonalny. Jego racjonalizm to nic innego jak tylko racjonalizacja, nie jest to rzeczywisty rozum.

Pamiętaj i obserwuj – gdzieś w głębi duszy musisz mieć tę dżunglę.

Niektórzy mają ją bardziej, inni mają ją mniej, ale różnica dotyczy ilości, stopnia. Ta dżungla tkwi w każdym człowieku. Jest to twoja nieświadomość, ciemna noc wewnątrz ciebie. A z tej ciemnej nocy powstaje wiele instynktów, impulsów, obsesji, szaleństw, i zapanowują one nad twą świadomością. Stań się obserwującym, stań się uważnym.

Na przykład – pojawia się złość. Pojawia się z nieświadomości, ten dym unosi się z nieświadomości. Potem obejmuje twą świadomość i to cię otumania. Potem możesz zrobić coś, czego przy zdrowych zmysłach nigdy byś nie zrobił. Czekaj. Nie jest to pora na mówienie ani jednego słowa lub robienie czegokolwiek. Zamknij drzwi, usiądź w ciszy, obserwuj jak ta złość powstaje, a znajdziesz klucz.

Obserwując powstawanie złości, zobaczysz – stopniowo złość wygaśnie. Nie może trwać wiecznie, ma pewną ilość energii, pewną potencjalność. Gdy wyczerpie się ona, złość odchodzi; a gdy odchodzi i wewnętrznie znów się uspokoisz, stwierdzisz pewną zmianę, zmianę jakości swego istnienia. Stałeś się bardziej uważny. Energia, która miała stać się złością i która miała być zmarnowana i która miała być niszcząca, została wykorzystana przez twą świadomość. A teraz świadomość płonie jaśniejszym ogniem, korzystając z tej samej energii.

Taka jest wewnętrzna metoda dokonywania przemiany trucizny w nektar.

LAS

Z dżungli musisz się wydostać. Drugim stanem jest las. Przypomina on dżunglę, z jedną małą różnicą – w lesie jest kilka ścieżek, szlaków, nie autostrad, ale ścieżek do pieszych wędrówek. W dżungli nie ma nawet jednej ścieżki. Dżungla jest bardzo prymitywna, w dżungli człowiek jeszcze się nie pojawił, jest ona niemal zwierzęca. W lesie pojawiają się ludzie. Jest kilka ścieżek, możesz odnaleźć drogę.

Las przypomina śnienie. Dżungla była jak sen, las przypomina śnienie. Przypomina podświadomość: krainę brzasku, ani nocy, ani dnia, ot, pośrodku. Wszystko jest nadal zamglone, ale nie jest ciemne.

Coś można zobaczyć, odrobinę możesz się poruszyć, masz pewną dozę świadomości. Jest to kraina błyszczących oczu, hippisów, tak zwanego religijnego szukającego, uzależnionego od narkotyków, próbującego znaleźć jakąkolwiek drogę, jakikolwiek sposób, skróty pozwalające jakoś wydostać się z tego lasu. Jest to stan, w którym zaczyna się poszukiwanie, bardzo niepewnie, ale przynajmniej się zaczyna. Lepsze to niż dżungla.

Hippis jest lepszy od człowieka tępego, lepszy od człowieka prostego: przynajmniej szuka. Może czasem iść w niewłaściwym kierunku.

Poszukując medytacji staje się uzależniony od narkotyków, gdyż narkotyki mogą dać coś podobnego, pewne zbliżone doznanie; a on przynajmniej poszukuje, przynajmniej wędruje. Może popełnia błędy, ale przynajmniej wędruje. Człowiek w dżungli w ogóle nie wędruje – nie popełnia błędów, ale i nie wędruje.

A pozostawanie w miejscu jest największym błędem jaki można popełnić. Wędruj! W życiu są próby i błędy, człowiek musi uczyć się na błędach. Wiele ścieżek otwiera się w drugim etapie; w gruncie rzeczy zbyt wiele, i człowieka ogarnia zamieszanie. Jest to bardzo chaotyczne. Dżungla jest bardzo spokojna, wszystko jest jasne. Choć jest ciemno, wiara jest jasna – ktoś jest hindusem, ktoś jest mahometaninem, ktoś jest chrześcijaninem, i wszystko jest jasne...

Jest ciemno, ale wszystko jest jasne, ludzie nie są w zamieszaniu.

Ludzie są martwi, ale nie zmieszani. Wraz z życiem pojawia się zamieszanie, i chaos. Ale to z chaosu gwiazdy się rodzą.

W drugim typie pojawiają się poeci, malarze, artyści, muzycy, tancerze. To rewolucjoniści. Pierwszy typ jest ortodoksyjny, drugi jest rewolucyjny. Pierwszy typ jest tradycyjny, drugi jest utopijny.

Pierwszy jest ukierunkowany na przeszłość, drugi jest ukierunkowany na przyszłość. Dla pierwszego złoty wiek już minął, dla drugiego dopiero nadejdzie. Patrzy on przed siebie. Przypomina Głupca z kart tarota – patrzy przed siebie, w niebo. Stoi na skraju skały, z jedną nogą zawieszoną nad przepaścią. Ale jest tak szczęśliwy, nie patrzy w dół, patrzy w niebo, na odległe gwiazdy. Jest pełny marzeń. Jest bliski śmierci, ale jest pełny marzeń. To niebezpieczne. A jeśli zapytasz mnie co wybrać, powiem: wybierz to drugie, bądź głupcem, nigdy nie bądź punditem. Lepiej być głupcem i ryzykować niż nigdy nie ryzykować i pozostać zaspokojonym fikcyjną, zapożyczoną wiedzą.

To drugie to głupiec. Dla drugiego etapu mam specjalną nazwę – nazywam to "Kraina Kalifornii". Tak, jest to Kalifornia ludzkiej duszy, gdzie istnieje wielki supermarket, supermarket duchowy – wszelkiej maści techniki i wszelkiej maści przewodniki i mapy.

W takiej chwili człowiek zaczyna patrzeć. Nie jest zaspokojony kościołem, w którym się urodził, zaczyna wędrować i próbuje obcych ścieżek, nieznanych ścieżek. To jest chwila, gdy człowiek staje się studentem i szuka nauczyciela. Poszukiwanie nie weszło jeszcze zbyt głęboko, ale zaczęło się. Nasienie wykiełkowało. Droga do przebycia jest wciąż daleka. Trzeba odbyć długą drogę, ale teraz jest pewna możliwość.

Pierwszy typ jest martwy, drugi typ jest zbyt żywy, niebezpiecznie żywy. Pierwszy typ jest w jednym ekstremum, drugi typ wszedł w drugie ekstremum. W drugim też nie ma równowagi, równowaga przyjdzie w trzecim etapie. Pierwszy kurczowo trzyma się martwych liter, a drugi kurczowo trzyma się nicości, nigdzie nie ma miejsca, stale idzie, jest wędrowcem. Pierwszy to gospodarz domostwa, drugi to wędrowiec. Drugi przypomina toczący się kamień: nie obrasta mchem. Nigdy nie dociera do centrum, stale wędruje od jednego nauczyciela do innego, od jednej książki do innej.

Pierwszy bardzo łatwo posługuje się mową, drugi staje się mniej wygadany. Rozmawiałeś kiedyś z hippisem? Bardzo trudno zrozumieć co on mówi. A gdy sam nie wie co mówi, powiada "prawda?" Nie zna siebie, a pyta ciebie: "prawda? widzisz?" – a sam niczego nie widzi. I zamiast wyrażać się słowami, zaczyna wyrażać się dźwiękami. Zaczyna używać dźwięków, dziecinnych dźwięków.

Staje się mniej elokwentny.

Pierwszy jest bardzo rozumowy, żyje w głowie. Drugi porusza się ku sercu, staje się typem bardziej uczuciowym. Pierwszy nie jest świadomy, ale myśli, że jego myślenie jest świadomością. Drugi jeszcze nie dotarł do źródła uczucia, ale myśli, że emocjonalizm, sentymentalizm to uczucie.

Hippis potrafi płakać, potrafi śmiać się. Jest ekscentryczny, szalony, ale to lepsze niż pierwszy. Pierwszy jest polityczny, drugi jest niepolityczny. Pierwszy wierzy w wojnę, drugi zaczyna ufać pokojowi. Pierwszy gromadzi przedmioty, drugi zaczyna kochać ludzi... piękne. Pierwszy wierzy w małżeństwo, drugi wierzy w miłość. Pierwszy żyje w schronieniu, drugi nie wie gdzie będzie jutro.

Ale jest to dobre – wszystko zaczęło się poruszać. Może poruszać się w niewłaściwym kierunku, to prawda, ale może też poruszać się we właściwym kierunku. Ruch jest dobry. Teraz potrzebny będzie właściwy kierunek. Jedna rzecz już się stała, teraz potrzebny będzie kierunek.

Pierwszy jest bardzo ziemski: wierzy w konta bankowe i ubezpieczenie na życie. Pierwszy jest bardzo chciwy władzy, pieniędzy Drugi nie wierzy w zabezpieczenie – bardziej ufa życiu niż ubezpieczeniu na życie. Wierzy w miłość bardziej niż w zabezpieczenie jakie można mieć z konta bankowego. Nie jest opętany pieniędzmi, nie gromadzi. Nie jest moralny w takim sensie moralności jak pierwszy typ, zaczyna mieć moralność nowego rodzaju, moralność rewolucyjną, moralność osobistą. Moralność pierwszego typu jest społeczna, moralność drugiego typu jest osobista. Moralność pierwszego typu polega na uwarunkowaniach, moralność drugiego typu polega na sumieniu. Rozgląda się wokoło i cokolwiek ma ochotę zrobić, robi to. Robi to, co uznaje, jest indywidualnością... Pierwszy typ jest zbiorowością. Nieświadomość jest zbiorowa, podświadomość jest indywidualna... Pierwszy typ jest dogmatyczny, teologiczny – drugi jest filozoficzny.

OGRÓD

A trzecim jest ogród, trzecim etapem. Ogród jest stanem przebudzenia – człowiek jest przebudzony.

Pierwszym jest sen, drugi to śnienie, trzeci to przebudzenie. Hindusi nazywają pierwszy sushupti, drugi – swabhana, trzeci – jagrati. Teraz jest on świadomy, uważny, dzień się przebudził. Książki, przewodnicy, nauczyciele stali się nieistotni – znalazł Mistrza.

Pierwszy wierzy w księdza. Drugi nie wie dokąd iść, nie ma kompasu, pogubił wszelkie kierunki, do nikogo nie idzie. Możesz wyszkolić psa i nazwać go Guru Maharaji i on pójdzie. Zrób tylko propagandę i zobaczysz, że ten pies znajdzie swoich zwolenników. Drugi może iść do jakiegokolwiek Guru Maharaji. Gotowy jest upaść u stóp kogokolwiek, jest za bardzo gotowy. Pierwszy nigdy nie jest gotowy, drugi jest zbyt gotowy. Dla pierwszego kwestia padnięcia u stóp kogokolwiek innego niż jego własny ksiądz nie istnieje. Drugiemu każdy zdaje się być tym księdzem. Jego oczy są bardzo niezdecydowane. Może on iść do każdego, do każdego, kto twierdzi, do każdego, kto potrafi krzyczeć w głos: "Tak, ja będę twoim przewodnikiem. Ja jestem nauczycielem świata. Ja jestem tym i tamtym." Ktokolwiek potrafi to powiedzieć, on będzie gotowy paść do jego stóp.

Ale trzeciego nie interesują już nauczyciele, nie jest studentem.

Interesuje go kontakt osobisty, interesuje go Mistrz, on chce stać się uczniem. Nie przejmuje się tym, co Mistrz mówi, bardziej interesuje się tą aurą, którą Mistrz stwarza wokół siebie. Nie interesują go jego doktryny, jego filozofia – interesuje go jego istnienie.

Gdy stajesz się zainteresowany istnieniem, i gdy patrzysz wprost do najgłębszego rdzenia człowieka, gdy zaczynasz odczuwać obecność, dopiero wtedy możesz stać się uczniem. Nie poszukujesz filozoficznych odpowiedzi, teraz pytanie Kim jestem? stało się istotne.

Drugi jest gotów uczyć się, pierwszy nie jest gotów uczyć się, trzeci jest gotów oduczyć się. Powtórzę – pierwszy nie jest gotów uczyć się.

Drugi jest gotów uczyć się skądkolwiek i uczy się zbyt wielu rzeczy, sprzecznych, głupich, dobrych, złych – i popada w zamęt.

Trzeci jest gotowy oduczyć się. Nie poszukuje wiedzy. Powiada: "Poszukuję kogoś, kto dotarł. I nie będę słuchał tego czy to, co on mówi, jest argumentacyjnie uzasadnione, filozoficznie prawdziwe.

Chcę być w intymnej relacji."

Relacja między nauczycielem i studentem nie jest osobista. Relacja między Mistrzem i uczniem jest osobista, jest to romans. Trzeba czuć, trzeba być w obecności Mistrza, trzeba obserwować. Nie trzeba wnosić swojego umysłu – trzeba odsunąć umysł na bok i trzeba patrzeć wprost, i czuć.

Jeden z Mistrzów zen powiadał: "Gdy dotarłem do mojego Mistrza, przez trzy lata siedziałem u jego boku, a on nawet na mnie nie spojrzał. Potem, po trzech latach – spojrzał na mnie i była to wielka radość. Potem znów minęły trzy lata i któregoś dnia uśmiechnął się do mnie, i było to błogosławieństwem. Potem znów minęły trzy lata, i któregoś dnia położył dłoń na mej głowie, i było to ogromne, było to niewiarygodne. Potem znów minęły trzy lata, i któregoś dnia objął mnie, i ja zniknąłem, i on znikł... i była jedność."

Znalezienie Mistrza to znalezienie punktu, z którego Bóg jest najbliższy, znalezienie najbliższych drzwi, za którymi Bóg jest dostępny. Ktoś dotarł... A jak się o tym przekonasz? Musisz odczuć, myślenie tu nie pomoże. Myślenie zaprowadzi cię na manowce; musisz odczuć, musisz być cierpliwy, musisz być w jego obecności, musisz smakować, musisz stać się odurzony jego obecnością. I powoli, powoli wszystko stanie się jasne. Gdy twój umysł wygaśnie, wszystko stanie się jasne. Albo jest Mistrzem, albo nie jest, i będzie to objawienie. Jeśli jest, możesz zanurzyć się całkowicie. Jeśli nie jest, musisz ruszyć w drogę. W obu przypadkach dojdziesz do pewnego końca. Czasem może tak się zdarzyć, że poczujesz, że to jest Mistrz, ale nie dla ciebie. Wtedy też musisz ruszyć w drogę, bo Mistrz może pomóc tylko wtedy, gdy ty i on pasujecie do siebie, gdy waszym przeznaczeniem jest bycie razem, gdy waszym przeznaczeniem jest bycie dla siebie.

Na tym etapie, ogrodu, otwiera się totalnie inna perspektywa. Jest to punkt, w którym ważne staje się pytanie Kim jestem? a ty nie domagasz się odpowiedzi. Nie jesteś gotów przyjąć żadnej odpowiedzi z zewnątrz. A Mistrz nie da ci żadnej odpowiedzi. Tak naprawdę zniszczy wszystkie twoje odpowiedzi – to właśnie ja tutaj robię... Zabieram ci wszystkie twoje odpowiedzi, byś pozostał sam ze swym pytaniem, czysty ze swym pytaniem, dziewiczy ze swym pytaniem. Gdy pozostaje pytanie, a nie ma odpowiedzi z zewnątrz, zaczynasz zapadać się wewnątrz siebie. To pytanie jak strzała przenika do samego źródła twego istnienia – i tam jest odpowiedź. I ta odpowiedź nie jest werbalna. Nie jest to teoria, którą napotykasz, jest to urzeczywistnienie. Eksplodujesz. Po prostu wiesz. Nie jest to wiedza – wiesz. Jest to doznanie, egzystencjalne. Ten pierwszy człowiek jest dogmatyczny, sekciarski. Ten drugi człowiek jest filozoficzny. Ten trzeci człowiek jest religijny, egzystencjalny.

DOM

A czwartym etapem jest dom. Hindusi zwą go turiya – czwarty stan.

W czwartym stanie dotarłeś, dotarłeś do samego rdzenia swego istnienia – dom, oświecenie, samadhi, satori, nirwana. Dotarłeś do miejsca, w którym znika Mistrz i uczeń, w którym znika oddany i Bóg, w którym znika poszukujący i to, co poszukiwane, w którym znikają wszelkie dualizmy. Wykroczyłeś ponad dwa, dotarłeś do jednego.

To jest to miejsce, którego wszyscy szukamy, a jego piękno polega na tym, że ono już tu jest. Gdy dotrzesz do domu, stwierdzisz, że dotarłeś tam, gdzie zawsze byłeś. Patrząc za siebie z tego domu, roześmiejesz się. Zobaczysz, że tej dżungli nie było na zewnątrz, była to twoja własna nieświadomość. Lasu nie było na zewnątrz, było to twoje własne śnienie. Ogrodu nie było na zewnątrz, była to twoja własna uważność. A tym domem jest twoje własne istnienie, satchitanand. To ty, twoja najbardziej wewnętrzna natura, swabhava, tao – nazywaj to jak tylko chcesz. Jest to bez nazwy. Takie są te cztery etapy.

Wielbłąd – lew – dziecko

Zarathustra dzieli ewolucję świadomości na trzy symbole: wielbłąd, lew i dziecko.

Wielbłąd to zwierzę juczne gotowe oddać się w niewolę, nigdy się nie buntuje. Nie potrafi nawet powiedzieć nie. Jest istotą wierzącą na słowo, wyznawcą, zwolennikiem, wiernym niewolnikiem. To najniższy poziom ludzkiej świadomości.

Lew jest rewolucją. Początkiem rewolucji jest święte nie. W świadomości wielbłąda zawsze jest potrzeba kogoś, kto będzie prowadził i kto będzie mówił "powinieneś..." Potrzeba mu dziesięciorga przykazań. Potrzebne mu są wszystkie religie, wszyscy księża i wszystkie święte pisma, bo sam sobie nie potrafi zaufać. Nie ma odwagi i nie ma duszy i nie ma tęsknoty do wolności. Jest posłuszny.

Lew jest tęsknotą do wolności, pragnieniem zniszczenia wszystkich więzień. Lew nie potrzebuje żadnego lidera – sam sobie wystarcza.

Nikomu nie pozwoli nakazywać "będziesz..." – jest to urazą dla jego dumy. Może on tylko powiedzieć: "ja to zrobię". Lew jest odpowiedzialnością i ogromnym wysiłkiem wyzwolenia się z wszelkich łańcuchów.

Ale i lew nie jest najwyższym szczytem ludzkiego wzrastania.

Najwyższy szczyt jest wtedy, gdy lew także przechodzi metamorfozę i staje się dzieckiem. Dziecko jest niewinnością. Nie jest posłuszeństwem, nie jest nieposłuszeństwem. Nie jest wiarą, nie jest niewiarą – jest czystą ufnością, jest świętym tak mówionym egzystencji i życiu i temu wszystkiemu, co się w nim zawiera.

Dziecko jest samym szczytem czystości, szczerości, autentyzmu, chłonności i otwartości na egzystencję. Te symbole są bardzo piękne.

Zgłębimy implikacje tych symboli w miarę jak Zarathustra będzie je opisywał – jeden po drugim.

WIELBŁĄD

Wielbłąd jest chyba najbrzydszym zwierzęciem całej egzystencji. Nie można pogłębić jego brzydoty. Co jeszcze można zrobić? Taka z niego karykatura. Wygląda tak, jakby wyszedł prosto z piekła.

Wybór wielbłąda jako najniższej świadomości jest idealnie trafny.

Najniższa świadomość w człowieku jest kaleka – chce być zniewolona. Boi się wolności, bo boi się odpowiedzialności. Gotowa jest dać się objuczyć takim ciężarem, jak to tylko możliwe. Cieszy się, gdy jest obarczana ciężarem. I taka jest najniższa świadomość – obładowana wiedzą, która jest zapożyczona. Żaden godny człowiek nie pozwoli sobie na obciążanie się zapożyczoną wiedzą. Ta obładowuje cię moralnością, którą umarli przekazują żywym, która jest dominacją martwych nad żywymi. Żaden godny człowiek nie pozwoli, żeby rządzili nim umarli.

Najniższa świadomość człowieka tkwi w ignorancji i nieświadomości, nieuważności, w głębokim śnie – gdyż stale podawana jest jej trucizna wierzenia na słowo, wiary, nigdy nie dopuszcza się wątpienia, nawet mówienia nie. A człowiek, który nie potrafi powiedzieć nie, traci swoją godność. I człowiek, który nie potrafi powiedzieć nie... jego tak nic nie znaczy. Czy widzisz te implikacje? Tak ma znaczenie tylko wtedy, gdy wcześniej potrafiłeś powiedzieć nie. Jeśli nie umiesz powiedzieć nie, twoje tak jest bezsilne, nic nie znaczy.

LEW

Dlatego wielbłąd musi zmienić się w pięknego lwa, gotowego umrzeć, ale nie gotowego dać się zniewolić. Nie możesz z lwa uczynić zwierzęcia jucznego. Lew ma taką godność jaką żadne inne zwierzę nie może się poszczycić. Nie ma skarbów, nie ma królestw – jego godność tkwi tylko w sposobie bycia – bez lęku, bez obawy przed nieznanym, gotów powiedzieć nie nawet ryzykując śmierć.

Ta gotowość powiedzenia nie, ta buntowniczość, zmywają z niego wszelki brud pozostawiony przez wielbłąda – wszelkie ślady i odciski kopyt, jakie zostawił wielbłąd. I dopiero po lwie, po wielkim nie, możliwe jest święte tak dziecka.

Dziecko mówi tak nie dlatego, że się boi. Mówi tak dlatego, że kocha, dlatego, że ufa. Mówi tak, bo jest niewinne, nie może sobie wyobrazić, że może być oszukane. Jego tak to ogromna ufność. Nie wynika z lęku, wynika z głębokiej niewinności. Tylko to tak może je zaprowadzić na najwyższy szczyt świadomości, do tego, co nazywam boskością... Teraz poszukuje ono swojej najwyższej boskości. Żaden bóg nie będzie mu wrogiem. Nie będzie się kłaniać żadnemu bogu – samo sobie będzie panem. Taki jest duch lwa – absolutna wolność z pewnością oznacza wolność od boga, wolność od tak zwanych przykazań, wolność od świętych pism, wolność od jakiejkolwiek moralności narzuconej przez innych ludzi.

Oczywiście pojawi się też coś w rodzaju cnoty, ale będzie to coś, co pochodzi z twego własnego, cichego, małego głosu. Twoja wolność przyniesie odpowiedzialność, ale ta odpowiedzialność nie będzie narzucona przez kogoś innego... Teraz nie ma kwestii kogokolwiek, kto mógłby nim rządzić. Nawet Bóg nie jest już tym, kogo by słuchał.

Człowiek o duchu buntowniczym – a bez buntowniczego ducha metamorfoza nie może nastąpić – musi rzec: "nie, to moja wola – zrobię wszystko, co moja świadomość uzna za słuszne, i nie zrobię nic, co moja świadomość uważa za niewłaściwe. Poza mym własnym istnieniem nie ma dla mnie innego przewodnika. Prócz własnych oczu, nie będę wierzył żadnym innym oczom – nie jestem ślepy i nie jestem idiotą.

Widzę. Myślę. Medytuję i sam odnajduję dla siebie co jest słuszne, a co jest niewłaściwe. Moja moralność będzie jedynie cieniem mojej świadomości."

DZIECKO

Dziecko jest najwyższym szczytem ewolucji pod względem świadomości. Ale dziecko to tylko symbol – nie znaczy to, że dzieci są najwyższym stanem istnienia. Dziecko podano tu symbolicznie, gdyż dziecko nie jest wyuczone. Jest niewinne, a jeśli jest niewinne, jest pełne zadziwienia, jego dusza tęskni do tego, co tajemnicze. Dziecko to początek, przygotowanie – i życie zawsze powinno być początkiem i zawsze uciechą i zabawą, zawsze śmiechem, nigdy powagą.

Święte tak jest potrzebne, ale to święte tak może przyjść dopiero po świętym nie. Wielbłąd zawsze mówi tak, ale jest to tak niewolnika.

On nie potrafi powiedzieć nie. Jego tak nie ma żadnej wartości.

Lew mówi nie! Ale nie potrafi powiedzieć tak. Sprzeciwia się to jego własnej naturze. Przypomina mu wielbłąda. Jakoś wyzwolił się od wielbłąda i powiedzenie tak znów mu przypomina – zrozumiałe – tak wielbłąda i niewolę. Nie, to zwierzę w wielbłądzie nie potrafi powiedzieć nie. W lwie – może powiedzieć nie, ale nie jest w stanie powiedzieć tak. Dziecko nic nie wie o wielbłądzie, nic nie wie o lwie. To dlatego Zaratustra powiada: "Dziecko jest niewinnością i zapomnieniem..."

Jego oczy są czyste i ma ono wszelki potencjał, by powiedzieć nie.

Skoro tego nie mówi, to dlatego, że ufa – nie dlatego, że się boi. Nie z lęku, ale z ufności. A gdy tak pochodzi z ufności, jest to największa metamorfoza, największa przemiana, na jaką można mieć nadzieję.

Te trzy symbole są piękne i warto je pamiętać. Pamiętaj, że jesteś tu, gdzie wielbłąd, i że musisz stać się lwem, i pamiętaj, że nie wolno ci zatrzymać się na lwie. Musisz pójść jeszcze dalej, ku nowemu początkowi, ku niewinności i świętemu tak – ku dziecku. Prawdziwy mędrzec na powrót staje się dzieckiem.

Krąg się zamyka – od dziecka, znów po dziecko. Ale różnica jest ogromna. Dziecko jako takie jest w ignorancji. Będzie musiało stać się wielbłądem, lwem, i wrócić potem do dziecka – ale to dziecko nie jest tym samym dawnym dzieckiem, gdyż nie jest w ignorancji. Musi przejść przez wszystkie doznania życia – niewolę, wolność, bezsilne tak, dzikie nie – a jednak wszystko to zapomni. Nie jest to ignorancja, ale niewinność. Tamto pierwsze dziecko było początkiem podróży.

Drugie dzieciństwo jest dopełnieniem podróży.. Pierwsze narodziny są narodzinami ciała, drugie są narodzinami świadomości. Pierwsze narodziny czynią cię człowiekiem, drugie narodziny czynią cię bogiem.

Student – uczeń – oddany – Mistrz

Są takie cztery etapy, które trzeba zrozumieć.

Pierwszy – student – przychodzi do mistrza, ale nigdy do mistrza nie dociera. Dociera tylko do nauczyciela. Może to być ten sam człowiek, ale student nie jest gotów do przemiany, do odrodzenia się. Przyszedł, by posiąść nieco więcej wiedzy. Chce stać się nieco bardziej wyuczonym. Ma pytania, ale te pytania są jedynie intelektualne, nie są egzystencjalne. Nie dotyczą jego życia, nie są kwestią życia i śmierci. Człowiek tego rodzaju może wędrować od jednego mistrza do drugiego zbierając słowa, teorie, systemy, filozofie. Może stać się bardzo efektywny, może stać się wielkim punditem, ale nie wie nic.

Jest to coś, co trzeba zrozumieć. Jest wiedza – możesz jej mieć tyle, ile chcesz, a nadal pozostaniesz ignorantem. I jest ignorancja, która tak naprawdę jest niewinnością – nic nie wiesz, a jednak dotarłeś do takiego miejsca, gdzie wszystko jest znane. Jest więc wiedza, która jest ignorancją, i jest ignorancja, która jest mądrością.

Studenta interesuje wiedza.

Ale czasem tak jest, możesz przyjść do mistrza jako student, ot, z samej ciekawości, i możesz zostać pochwycony jego charyzmą, możesz zostać pochwycony jego oczami, możesz zostać pochwycony biciem jego serca. Przyszedłeś jako student, ale przechodzisz do drugiego etapu – stajesz się uczniem.

Student niepotrzebnie wędruje z miejsca na miejsce, od jednego świętego pisma do innego. Wiele zbiera, ale wszystko to są śmieci.

Kiedy wyjdzie z tego kokonu bycia studentem i stanie się uczniem, błądzenie ustaje – harmonizuje się z mistrzem. Sam tego nie wiedząc, ulega przemianie. Dowie się o tym dopiero później, że wszystko się zmienia. Te same sytuacje, wobec których stawał w przeszłości, teraz przyjmuje całkiem inaczej.

Wątpliwości znikają, racjonalność zdaje się być dziecinną zabawą.

Życie jest o wiele głębsze, tak bardzo, że nie można tego zawrzeć w słowach. Gdy student staje się uczniem, zaczyna słyszeć coś, co nie zostało wypowiedziane – pomiędzy słowami... pomiędzy zdaniami... w przerwach, gdy mistrz nagle się zatrzymuje... ale porozumienie trwa.

Uczeń to wielki krok naprzód w porównaniu ze studentem.

W przeszłości, w czasach Upaniszadów, szkoły tajemne istniejące w Indiach nazywane były gurukula. Słowo bardzo znaczące – oznacza ono "rodzina mistrza". Nie jest to zwykła szkoła, studium czy uniwersytet. Nie jest to kwestia jedynie uczenia się, jest to kwestia bycia w miłości. Nie oczekuje się od ciebie, abyś był w miłości ze swoim nauczycielem na uniwersytecie.

Ale w gurukula, gdzie rozkwitały Upaniszady, była to rodzina miłości. Kwestia uczenia się była drugorzędna, istotna była kwestia istnienia. Nie jest ważne ile wiesz, ważne jest na ile jesteś. A mistrz nie jest zainteresowany dokarmianiem twojego biokomputera, umysłu. Nie będzie powiększał twojej pamięci, bo jest to bezużyteczne. To może dokonać maszyna, a maszyna może to zrobić nawet lepiej od ciebie.

Komputer może robić to, czego ludzka pamięć nie potrafi dokonać.

Jeden komputer może pomieścić całą bibliotekę. Nie musisz czytać – wystarczy, że zapytasz komputer, a on da ci odpowiedź. I bardzo rzadko zdarza się, aby coś stało się nie tak, gdy wysiądzie elektryczność lub wyczerpią się baterie.

Mistrza nie interesuje uczynienie z ciebie komputera. Interesuje go uczynienie z ciebie światła dla ciebie samego, autentycznego istnienia, istnienia nieśmiertelnego – nie tylko wiedzy, nie tylko tego, co inni powiedzieli, ale twojego przeżycia.

Gdy uczeń zbliża się do mistrza coraz bardziej, nastaje pewien punkt przemiany: uczeń staje się, w pewnej chwili, oddanym. Każdy z tych etapów ma w sobie pewne piękno.

Stanie się uczniem było wielką rewolucją, ale to nic wobec stania się oddanym. W jakim momencie uczeń przemienia się i staje się oddanym? Tak bardzo żywi go energia mistrza, jego światło, jego miłość, jego śmiech, sama jego obecność – a on nic nie może dać w zamian. Przychodzi chwila, gdy zaczyna odczuwać tak ogromną wdzięczność, że po prostu chyli głowę do stóp mistrza. Nie ma nic innego, co mógłby dać, oprócz siebie. Od tej chwili jest on niemal częścią mistrza. Jest w głębokiej synchroniczności z sercem mistrza.

Jest to wdzięczność, bycie pełnym podziękowania.

A czwarty etap przychodzi wtedy, gdy staje się on jednym z mistrzem.

Jest taka opowieść o Rinzai. Niemal dwadzieścia lat żył on ze swym mistrzem, a pewnego dnia przyszedł i usiadł na miejscu mistrza.

Przyszedł mistrz – spojrzał na Rinzai siedzącego na jego miejscu. Po prostu podszedł i usiadł tam, gdzie zwykł był siadać Rinzai. Nic nie zostało powiedziane, ale wszystko zostało zrozumiane. Wszyscy byli zadziwieni – "Co się dzieje?" W końcu Rinzai rzekł do mistrza: * Czy nie czujesz się urażony? Czy nie znieważyłem cię? Czy w jakiś sposób nie okazałem niewdzięczności?

Mistrz roześmiał się.

– Teraz stałeś się mistrzem. Dotarłeś do domu – rzekł. – Od studenta do ucznia, od ucznia do oddania, a od oddania do bycia mistrzem. Ogromnie się cieszę, że możesz mieć udział w mojej pracy Teraz nie muszę przychodzić tu codziennie, wiem, że jest ktoś jeszcze z tą samą aurą, tym samym aromatem.

– A naprawdę to byłeś bardzo leniwy. To powinno stać się trzy miesiące temu, nie możesz mnie oszukać. Od trzech miesięcy czuję, że ten człowiek niepotrzebnie trzyma moje stopy. Może usiąść na tym miejscu, a dla odmiany teraz ja mogę trzymać jego stopy. Zebranie odwagi zajęło ci trzy miesiące.

– Mój Boże – rzekł Rinzai – a ja myślałem, że nikt o tym nie wie, że to było tylko wewnątrz mnie. A ty podajesz mi dokładną porę kiedy to się stało. Tak, to było trzy miesiące temu. Byłem leniwy i nie miałem dość odwagi. Zawsze myślałem, że to jest niewłaściwe, że wygląda to nieodpowiednio.

– Gdybyś zaczekał jeszcze jeden dzień – odrzekł mistrz – uderzyłbym cię w głowę. Trzy miesiące to dość czasu na podjęcie decyzji, a ty nie zadecydowałeś... egzystencja zadecydowała.

Byłem nauczycielem na uniwersytecie. Opuściłem uniwersytet z tego tylko powodu, że zatrzymuje się on na pierwszym etapie. Żaden uniwersytet nie wymaga byś stał się uczniem, kwestia bycia oddanym czy mistrzem po prostu nie istnieje. I są świątynie, które nie czyniąc cię studentem czy uczniem, po prostu narzucają ci oddanie – które będzie fałszywe, nie będzie miało korzeni. A na całym świecie, w kości...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin