GŁUPOTA I MĄDROŚĆ
Jedynie spokojna toń odbija w sobie niebo i pozwala wejrzeć w swoją głębię. Rozfalowana – tylko szumi i niepokoi.
*
Ponoć biały, który ląduje gdzieś w zapadłej Afryce, powinien pozbyć się zegarka, a nawet kalendarza. Nie każdy jednak chce się z tym zgodzić. Na pewno nie siostra Freneta, która po założeniu kilku nowych placówek w Europie, wybrała się teraz do Kongo, by tam wskrzesić placówkę misyjną.
Zaczęła od dobrej logistyki. Kiedy zjawiła się w murzyńskiej wiosce z kilkoma kontenerami, samochodem terenowym i motocyklem, wzbudziła sensację. Przyjechały tam we dwie, ale ta druga Silena, była tylko po to, by gotować, modlić się i wspierać duchowo pierwszą. Freneta rozpakowała sprzęt według kategorii i ważności, dopracowała program i przystąpiła do działania. Trzeba jej przyznać, że talent, energię i umiejętności miała za trzech mężczyzn. W parę tygodni stanął tam domek dla sióstr, duża kuchnia, szpitalik i hala spotkań służąca także za kaplicę. Freneta była niezmordowana. Nieustannie albo w swoim jeepie, albo na motocyklu, albo w biegu z furkoczącym habitem. Mieszkańcom wioski podobało się to, co już zrobiła, ale dziwna rzecz, że szczególną sympatią darzyli Silenę. Do niej przychodzili po rady, z nią się bardzo chętnie modlili, starali się jej pomagać. Freneta za to nieustannie narzekała na ich bierność, nieliczenie się z czasem, lenistwo. Nie zauważała, że prócz tego, że uśmiechali się do niej, to także śmiali się z niej, po cichu przezywając „tarantulą”. Kiedy to do niej dotarło, zapytała Silenę o powód. Ta nieśmiało wyjaśniła, że mieszkańcy wioski, widząc ją wciąż pędzącą gdzieś i zaśpieszoną, szeptali, że chyba ją ukąsiła tarantula, bo właśnie ukąszeni są tak niespokojni i gorączkowi. Zresztą, dla nich taka ruchliwość była i jest oznaką głupoty, więc mimo swoich zasług i umiejętności, Freneta była godna śmiechu, jak dokazujące nieustannie na palmach małpy. I wtedy Freneta znieruchomiała zszokowana tym prawie. Wsiadła do jeepa i zniknęła na kilka godzin. Wróciła jakby inna. Nader spokojnie wysiadła i poprosiła zdziwionego miejscowego katechistę o rozmowę. – „Czy naprawdę sądzicie, że jestem ukąszona, szalona lub po prostu głupia?” – zapytała. Ten patrząc jej spokojnie w oczy powiedział: „Nie gniewaj się, siostro, ale my tak myślimy, choć tyle ci zawdzięczamy. Zrobiłaś wiele, ale nie ustajesz w bieganiu. I nawet dzieci widzą, że jesteś w tym podobna do małp, do wiatru, do chorego od ukąszenia.” Na to Freneta: „Ale ja tylko oszczędzam czas.” A katechista: „Ale Bóg stworzył bardzo dużo czasu, a ty chyba Mu nie ufasz, jeśli gonisz jak szalona każdą chwilę, zerkając na zegarek. A Bóg robi wszystko powoli i zawsze zdąża na czas.” Freneta odruchowo zerknęła na zegarek, ale zdjęła go i schowała. Zawsze tak pewna siebie, usiadła zawstydzona i siedziała tak chyba z godzinę. Wtedy nieśmiało zaczęły do niej podchodzić dzieciaki, potem ich matki, a nawet niektórzy mężczyźni, jak do Sileny, która od początku nie miała zegarka i nie znała się na logistyce.
Tak się w tym naszym świecie przyjęło, że człek jest tym więcej wart, im bardziej mobilny, wielozadaniowy, wciąż gdzieś pędzący, rozchwytywany. Może on i ma sporo wiedzy, umiejętności, inwencji, niespożytej energii, ale czy ma on mądrość? Nie zapytam, czy ma on czas na miłość, która ponoć przede wszystkim ma być cierpliwa?
klio56