opowiadanie 7 (27).doc

(136 KB) Pobierz

27. Wiosenna gonitwa

Olgierda postanowiła zająć się sportem, co, oczywiście, nie obejdzie się bez przygód!

Jak tylko zrosła się moja ręka, złamana w nielekkim boju ze zmiennokształtnym, postanowiłam zająć się sportem.

Chociaż tak dziwna potrzeba pojawiła się już dawno temu (pewnie od momentu gdy pierwszy raz stanęłam na nogach), końcowy zamiar sformułował się w jeden zimny wiosenny dzień, kiedy patrzyłam na magów bojowych zajętych swą poranną przebieżką.

Błyszczące od potu i porannej mgły mocne torsy, nogi w obcisłych skórzanych spodniach, kształtne kontury skąpane w czułych promieniach porannego słonka, figuryCzy jest coś przyjemniejszego niż patrzenie rankiem na przystojnych mężczyzn?

I mam powód do zajęcia się sportem! Pojawiłam się w mistrzowni cała pogodna.

 Co się stało? zdziwił się Otto, już przygotowując obudowę najnowszego artefaktu.Myślałem, że ranna pobudka nie bardzo cię uszczęśliwi, а ty się uśmiechasz. Mam się zacząć bać?

Oczywiście miał rację. Obudziłam się dzisiaj z jękami i biadoleniem nad znienawidzonym przyjacielem. Dlaczego dzisiaj zachciało mu się popracować o świcie? Przecież sam lubi spać nie mniej ode mnie!

 Widziałam jak bojowi magowie robią poranne biegi, marzycielsko odpowiedziałam.

 I co?  zdziwił się półkrasnolud, ale potem zrozumiał.  Zasiedziała się dziewczyna bez mężczyzny. Wiosna!

  No właśnie się zasiedziałam. Teraz będę rano z nimi biegać.

 No no,  rzucił Otto, ale powstrzymał się od dalszych komentarzy.

Po zajęciach na Uniwersytecie polazłam do odmętów mojej szafy. Poranne biegi potrzebowały specjalnych ubrań, jakżeby inaczej! Chęć kupienia nowych spodni była bardzo kusząca, ale postanowiłam trzymać wolę w ryzach wszelkimi sposobami! Wstawać codziennie rano, biegać, jeść owsiankę, nie kupować niepotrzebnych szmat, nie żreć czekolady kilogramamiStop. Wydaję mi się, że przedobrzyłam z obietnicami.

 Тy co?  zdziwiła się Lira, która wróciła z Domu Uzdrowicieli, przedzierając się przez porozrzucaną po komnacie odzież.

 Szukam porządnych spodni. Będę rano biegać, pochwaliłam się.

 Będę cię budzić, od razu zaoferowała się przyjaciółka.

 Nie trzeba! Sama będę wstawać!

 Jesteś aż tak drastycznie na to nastawiona?

— Oczywiście! W-f jest dobry dla zdrowia. Kiedy trzeba się nim zając jak nie wiosną?
— Racja, — stwierdziła Lira, oglądając rozwalone na podłodze rzeczy. — А dlaczego masz trzy takie same spódnice?
— Eeee… Pewnie dlatego, że strasznie spodobała mi się ta spódnica. Więc postanowiłam obłowić się od razu trzema.
— Ale jakoś ani razu nie widziałam żadnej na tobie, — zdziwiła się przyjaciółka. — A co to za bluzeczka? Przecież jest za ciebie za mała!
— Zamierzałam dać ją siostrze na urodziny, — powiedziałam. — No i zapomniałam. Dam potem. Tak, wiem, że jestem straszna szmaciarą – kajałam się.
— Z drugiej strony spacer między straganami i sklepami także można zaliczyć jako formę przygotowań do wychowania fizycznego, — pocieszyła mnie wierna przyjaciółka.
Lira pomogła mi wybrać dobre spodnie do zajęć i z powrotem napchać rzeczy do szafy. Przepełniona postanowieniem porannej przebieżki poszłam spać.
Rano padał delikatny chłodny deszczyk. Porywisty wiatr rzucał krople prosto w twarz. Postałam w klatce akademika i postanowiłam wrócić do cieplutkiego pokoiku — zaczynać coś tak wielkiego trzeba przy dobrej pogodzie.
— I jak? — na lekcji zainteresował się Otto.
— Przecież widzisz, jaka jest dzisiaj pogoda.
— А praktycy biegali, specjalnie patrzyłem.
— Nie porównywaj! Oni biegają tak od pierwszego dnia pierwszego roku. A ja nie.
Otton sceptycznie parsknął.
Deszczowa pogoda trzymała się przez cały tydzień. Chętka do biegów porannych topniała z każdym dniem. W końcu zrozumiałam, że jak jutro nie pobiegnę, to nigdy więcej nie zdobędę się na taką obietnicę.
Następnego szarego poranka wyszłam na dwór i poszłam na stadion. Minęłam się tam z praktykami. Ja, naśladując ich, pomachałam rękami i nogami, przyłączyłam się do niedużej grupy dziewcząt pobiegłam razem z nimi. Szybko dostałam zadyszki. Z ostatnich sil podtrzymywałam tempo biegu, dziwiąc się, że studentki jeszcze między sobą prowadza umoralniającą pogawędkę. Zaczęło kłuć mnie w boku. Odstałam od grupy i zginając się w pół popełzłam do najbliższego drzewa, żeby odetchnąć oraz przyłożyć łeb do zimnego mokrego pnia. Musiałam przyznać, że nie mogę biegać z praktykami. Lekkim truchtem pobiegłam z powrotem do akademika, rozmyślając nad perspektywą dalszych zajęć fizycznych.
W korytarzu złapał mnie Trochim.

  Przeszła fama, że dzisiaj zaczęłaś zajmować się bieganiem.

 Kto ci powiedział? najeżyłam się.

 Koledzy z grupy powiedzieli, że zaczęłaś z nimi biegać, a potem gdzieś przepadłaś.

 Oczywiście, że przepadłam. Gdzie mi do nich.

 Nic, zmiłował się kolega. – będziesz robiła to codziennie i szybko ich dogonisz, ba, nawet przegonisz.

 Szybciej, to znaczy kiedy?

Trochim niedbale machnął ręką.

 Najważniejsze to zajmować się tym regularnie. Ja, na przykład, już dziesięć lat biegam codziennie, nie patrząc na pogodę, na swoje poczucie, na swój nastrój.

 W każdy dzień...  uściśliłam, wspominając pijackie rundki.

 Trafiłaś, roześmiał się Trochim.  każdego dnia oprócz Wielkiego Chmieluи po Burzliwej Nocy. W takie dni organizmowi i tak jest ciężko.

Otto nie zadawał żadnych pytań, ale byłam przekonana, że przyjaciele omówili już między sobą moje sportowe aspiracje.

Następnego ranka okazało się, że studentki z wczoraj czekały na mnie na stadionie.

 Będziesz z nami biegać, tak?

 Nie nie, sama.

 Samej będzie ci nudno, biegnij z nami. Dla ciebie nawet zmniejszyłyśmy tempo, bo rozumiemy, że trzeba najpierw przywyknąć.

Oferty, składane tak wiarygodnie, zawsze skłaniały mnie do szukania w nich haczyku, ale teraz nie mogłam odmówić i, przeklinając zimny poranek oraz swą całą edukację, przyłączyłam się do grupy. Dzisiaj nie było wcale lżej biegać niż wczoraj. Nawet ciężejmięśnie bardziej bolały. Dziewczyny zaczęły rzucać sobie figlarne spojrzenia i zwiększyły tempo biegu. Zrozumiałam, że urządziły mi test na naszej drodze pojawili się praktycy męskiego rodzaju, śledzący nas wzrokiem. Oczywiście, na tle mojego mokrego, roztrzepanego i dyszącego ciała dziewczyny wyglądały bardzo korzystnie. Zacisnąwszy zęby z całych sił próbowałam nie odstawać. Najważniejszy jest miarowy oddech, miarowy oddech, miarowyhyhhyhhyhJa mogę, mogę, mogę! Dziwiąc się własnej sile woli, zakończyłam bieg razem z wrednymi praktykantkami prawie nie odstając od nich. Starczyło mi jej nawet na to, żeby się grzecznie uśmiechnąć i pomachać ręką na pożegnanie. Ale nie otwierałam ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin