Materiały z Sesji upamiętniającej 75-lecie patronatu misyjnego
św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Wyższym Seminarium Duchownym Misjonarzy Oblatów w Obrze (13 grudnia 2002)
Kuria
Krakowskiej Prowincji Karmelitów Bosych
Kraków 2003Od Redakcji
Z inicjatywy o. dra Wojciecha Kluja OMI, wykładowcy misjologii w Wyższym Seminarium Duchownym Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej w Obrze (filii Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu) odbyła się 13 grudnia 2002 r. sesja upamiętniająca 75-lecie ogłoszenia św. Teresy od Dzieciątka Jezus patronką misji. Ogłoszenie to nastąpiło 14 grudnia 1927 r. Dokonał go papież Pius XI na prośbę biskupów misyjnych, wśród których prym wiedli Oblaci Maryi Niepokalanej pracujący wśród Eskimosów w północnej Kanadzie, na czele ze sługą Bożym Owidiuszem Charlebois.
Prelegentami sesji byli: N.O. Prowincjał dr Szczepan T. Praśkiewicz, który wygłosił odczyt pt. Duchowość misyjna św. Teresy od Dzieciątka Jezus, oraz ks. dr Kazimierz Lubowicki OMI, który przedstawił referat pt. Droga ogłoszenia św. Teresy Patronką Misji[1].
Seria wydawnicza Kurii Prowincjalnej naszej Prowincji Życie i Misja Karmelu Terezjańskiego udostępnia zainteresowanym tekst obydwu prelekcji, włączając się tym samym w obchody wymownej rocznicy.
I. Droga św. Teresy Z Lisieux
do ogłoszenia patronką misji i misjonarzy
o. Kazimierz Lubowicki OMI
Mija 75 lat od chwili, gdy 14 grudnia 1927 r. papież Pius XI ogłosił św. Teresę z Lisieux patronką misji i misjonarzy. Jest to owoc konkretnych działań, których inicjatorem był sługa Boży Ovide Charlebois OMI, biskup Bérénice, wikariusz apostolski Keewatin w Kanadzie. Aby uchwycić rzeczywisty sens tego aktu, nie wystarczy prześledzić kronikę wydarzeń, lecz trzeba spojrzeć na to w perspektywie communio sanctorum. Ogłoszenie św. Teresy patronką misji nie jest bowiem jedynie jakimś zaszczytnym tytułem przyznanym jej w nagrodę, lecz ukazuje i potwierdza jej posłannictwo w Kościele. Dekret papieski poprzedziła wewnętrzna droga św. Teresy, która pozwoliła jej to posłannictwo odkryć i zinterioryzować.
1. Droga wewnętrzna św. Teresy
Droga do zaangażowania misyjnego św. Teresy od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza to nie kolejne etapy intelektualnych odkryć, lecz wewnętrzna droga dojrzewania w wierze. Jej ontologiczny początek stanowi osobiste spotkanie z Ukrzyżowanym, które prowokuje w Teresie kolejne odpowiedzi i wprowadza ją na coraz to głębsze płaszczyzny odpowiedzialności – a raczej współodpowiedzialności z Chrystusem – za zbawienie świata.
W niedzielę, pod koniec lipca 1887 r., czternastoletnia Teresa oglądała obrazek Ukrzyżowanego. Nagle uderzył ją i poruszył do głębi widok Jego krwawiącej ręki. Ta ręka objawiła jej powołanie, aby być współpracowniczką Zbawiciela: „Zaczął nieustannie rozbrzmiewać w mym sercu krzyk Jezusa na krzyżu: „Pragnę!” (zob. J 19,28). Te słowa rozpaliły we mnie żar nieznany mi dotąd i gwałtowny. Chciałam dać pić memu Umiłowanemu i czułam równocześnie, że i mnie samą pali pragnienie dusz. Pociągały mnie dusze wielkich grzeszników. Rozpalało mnie pragnienie, by wyrywać ich z wiecznych płomieni”[2].
Wkrótce nadarzyła się okazja, by rozpocząć walkę o zbawienie: Otóż 31 sierpnia 1887 r. miano wykonać wyrok śmierci na Pranzinim, który w nocy z 16 na 17 marca tegoż roku popełnił potrójne morderstwo. Wszystko wskazywało na to, że umrze, nie okazując żalu. Teresa przypuściła szturm na niebo i... wygrała. Oto jej relacja: „Nazajutrz po jego egzekucji wpadł mi w ręce dziennik La Croix. Otworzyłam go pośpiesznie i co zobaczyłam?... Ach! Łzy zdradziły moje wzruszenie i byłam zmuszona pójść się ukryć... Pranzini bez spowiedzi wstąpił na szafot i gotował się do włożenia głowy w ponury utwór, gdy nagle, poruszony niespodziewanym natchnieniem obrócił się, chwycił Krucyfiks ukazywany mu przez kapłana i ucałował trzy razy Jego święte rany!”[3]. Tak oto po raz pierwszy Teresa doświadczyła namacalnie potęgi modlitwy w dziele ewangelizacji.
Gdy jako czternastoletnia dziewczyna pojechała do Rzymu, aby wybłagać u papieża pozwolenie na wstąpienie do Karmelu w piętnastym roku życia, natknęła się na Roczniki Sióstr Misjonarek. Wciągnęły ją. Jednak w pewnym momencie przerwała lekturę, mówiąc do swojej siostry: „Nie chcę tego więcej czytać. Już i tak bardzo pragnę zostać misjonarką. Do czego by więc doszło, gdybym się jeszcze przyglądała obrazkom tego apostolatu. Ja chcę być karmelitanką”[4]. Czy mogła przewidzieć, że ponieważ „Bóg nie daje pragnień, których nie chce spełnić”[5], będzie naprawdę karmelitanką i misjonarką...?
Dnia 9 kwietnia 1888 r. wstąpiła do Karmelu w Lisieux. Gdy zapytano ją, po co przyszła, odpowiedziała: „Przyszłam zbawiać [fr.: sauver] dusze, a przede wszystkim modlić się za kapłanów”[6]. „Moje powołanie zrozumiałam we Włoszech... W ciągu tego miesiąca [mojej pielgrzymki] spotkałam wielu świętych kapłanów i widziałam, że chociaż ich wzniosła godność wynosi ich ponad aniołów, to jednak pozostają ludźmi słabymi i ułomnymi... Jeśli nawet święci kapłani, których Jezus nazywa w swojej Ewangelii solą ziemi, przez swój sposób życia pokazują, jak bardzo potrzebują modlitwy, to co powiedzieć o oziębłych. Czyż Jezus nie powiedział: Jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? (Mt 5,13). Jakże piękne jest powołanie mające na celu zachowanie soli przeznaczonej dla dusz! A to jest właśnie powołanie Karmelu, gdyż jedynym celem naszych modlitw i ofiar jest to, abyśmy jako apostołki apostołów błagały za nimi, podczas gdy oni głoszą Ewangelię słowem, a nade wszystko przykładem. No, ale dosyć tego. Nigdy bym nie skończyła mówić na ten temat”[7].
Po wstąpieniu do Karmelu, zawładnęły nią oschłości i roztargnienia; cała szczęśliwa spontaniczność jej modlitwy przekształciła się w walkę: „Nie było duszy mającej mniej pociech na modlitwie niż ona. Zwierzyła mi się, że jej całkowicie oschła modlitwa trwała siedem lat [w Karmelu była dziewięć...]. Jej coroczne rekolekcje i comiesięczne dni skupienia były dla niej męczarnią”[8]. Teresa jednak tę ciemność, niemoc i poczucie bezsensu uczyniła swoją modlitwą. „Czyż apostolat modlitwy nie jest niejako wznioślejszy od apostolatu słowa? Naszą misją, jako karmelitanek, jest kształtowanie robotników ewangelicznych, którzy zbawią miliony dusz, a my będziemy ich matkami... Naszym powołaniem nie jest praca żniwiarza na łanach dojrzałego już zboża. [...] nasza misja jest daleko wznioślejsza. Oto słowa Jezusa: Podnieście oczy wasze i patrzcie... Patrzcie, jak wiele w moim niebie jest miejsc pustych. Waszym zadaniem jest zapełnić je... Jesteście moimi Mojżeszami modlącymi się na górze”[9]. „Dusze giną, jak płatki śniegu... Żyjmy dla dusz. Bądźmy apostołami... Ratujmy dusze, zwłaszcza dusze kapłanów. One powinny być bardziej przeźroczyste niż kryształ... Módlmy się, ofiarujmy nasze cierpienia...”[10].
„Odczuwam powołanie Apostoła – zanotowała Teresa, mając 23 lata. Chciałabym przebiegać ziemię, głosić Twe Imię i umieszczać w ziemi niewiernych Twój chwalebny Krzyż. Ale, Ukochany mój, nie starczy mi jedno posłannictwo. Chciałabym w tym samym czasie głosić Ewangelię w pięciu stronach świata, aż po najbardziej odległe wyspy. Chciałabym być misjonarzem (...) Przede wszystkim, o mój Ukochany Zbawicielu, chciałabym przelać za Ciebie moją krew aż do ostatniej kropli"[11]. Pragnienia potężniały. Teresa czuła, że ją przerastały, ale nigdy nie uważała ich za niemożliwe. Wytrwale, z Pismem św. w ręku, szukała sposobu ich realizacji. Któregoś dnia znalazła swoje miejsce w Kościele. Pisze o tym tak:
„Otwarłam listy św. Pawła, by szukać tam odpowiedzi. Mój wzrok padł na dwunasty i trzynasty rozdział pierwszego listu do Koryntian (...) Miłość dała mi klucz do mego powołania (...) Zrozumiałam, że Kościół posiada serce i że to serce płonie Miłością, że jedynie Miłość pobudza członki Kościoła do działania i gdyby przypadkiem zabrakło Miłości, Apostołowie przestaliby głosić Ewangelię, Męczennicy nie chcieliby przelewać swej krwi... Zrozumiałam, że Miłość zamyka wszystkie powołania, że Miłość jest wszystkim, obejmuje wszystkie czasy i wszystkie miejsca... Jednym słowem – jest wieczna. Zatem, uniesiona szałem radości, zawołałam: O Jezu, Miłości moja... Nareszcie znalazłam swoje powołanie. Moim powołaniem jest Miłość! Tak znalazłam swoje miejsce w Kościele. Sam mi je, Chryste, ofiarowałeś. W sercu Kościoła, mojej matki, będę Miłością... W ten sposób będę wszystkim i marzenie moje zostanie spełnione”[12].
W październiku 1895 r. przełożona powierzyła duchowej opiece Teresy kleryka Maurycego Bellière (10.06.1874 - 14.07.1907). Spełniło się marzenie jej serca, aby mieć brata kapłana: „Matko moja! Nie potrafię ci powiedzieć, jak bardzo jestem szczęśliwa. Moje pragnienie spełnione w tak nieoczekiwany sposób zrodziło w mym sercu radość, którą nazwałabym radością dziecka, gdyż musiałabym wrócić do dni mego dzieciństwa, by odnaleźć wspomnienie radości tak żywych, że dusza jest zbyt mała, aby je pomieścić. Nigdy, od lat, nie przeżywałam tego rodzaju szczęścia. Czułam, że pod tym względem coś nowego zrodziło się w mojej duszy. To było tak jakby pierwszy raz dotknięto strun instrumentu muzycznego, które aż dotąd pozostawały zapomniane”[13]. Teresa jest gotowa towarzyszyć mu całym sercem, modlitwą i cierpieniem: „Wiesz, Panie, że jedyną moją ambicją jest przyczyniać się do tego, abyś był bardziej znany i kochany. I oto spełnia się moje pragnienie. Mogę wprawdzie tylko modlić się i cierpieć, ale kapłan, z którym chcesz mnie złączyć szczególnymi więzami, pójdzie na pole walki, aby zdobywać dla Ciebie dusze. Ja zaś... będę Cię błagać o zwycięstwo dla niego”[14].
30 maja 1896 r. Teresa otrzymuje drugiego brata duchowego – o. Adolfa Roulland (13.10.1870 - 12.05.1934) z Misji Zagranicznych, który dwa miesiące później odpływa do Chin. „A więc w taki oto sposób jestem duchowo złączona z apostołami, których Jezus dał mi za braci. Cokolwiek do mnie należy, jest własnością każdego z nich”[15].
Była im naprawdę siostrą. Uczyła ich swojej drogi: „Błagam Cię – pisała do ks. Bellière – nie czołgaj się już dłużej u Jego nóg, ale idź śmiało za tym pierwszym porywem, który Cię skłania, byś rzucił się w Jego objęcia. Tam jest Twoje miejsce. [...] Nie wolno ci iść inną drogą do nieba niż tą, jaką idzie Twoja biedna siostrzyczka”[16]. Misjonarze cieszyli się, odpisywali, a często traktowali ją jak młodziutką siostrę zakonną, która wielu rzeczy nie rozumie...
W ostatnich miesiącach życia Teresa bardzo często zapewniała, że po śmierci będzie jeszcze bardziej aktywna w działalności misyjnej. 17 lipca 1897 r., siedemdziesiąt pięć dni przed śmiercią, powiedziała: „Czuję, że wkrótce odejdę odpocząć... Czuję jednak przede wszystkim, że moja misja dopiero się rozpocznie. Moja misja, aby sprawiać, że Dobry Bóg będzie kochany tak, jak ja Go kocham, i uczyć dusze mojej małej drogi. Jeśli Dobry Bóg spełni moje pragnienia, spędzę moje niebo na ziemi, aż do końca świata. Tak, chcę spędzić moje niebo, czyniąc dobro na ziemi... Nie mogę urządzić sobie radosnego święta, nie mogę odpoczywać, dopóki będą dusze do zbawienia”[17]. Czas potwierdził, że nie były to czcze obietnice. Tak zaangażowała się w pomoc misjonarzom, że papież Pius XI ogłosił ją patronką misji i misjonarzy na całym świecie.
2. Droga administracyjna
Administracyjna droga do ogłoszenia Teresy patronką misji i misjonarzy rozpoczęła się wśród lodów polarnych, na misjach powierzonych Misjonarzom Oblatom Maryi Niepokalanej.
Piętnaście lat po śmierci Teresy, 3 września 1912 r., ojcowie Turquetil i Leblanc wylądowali w Chesterfield, na zachodnim brzegu Zatoki Hudsona. Eskimosi przyjęli ich z nieufnością. Jeżeli przychodzili do domu misjonarzy, gdzie znajdował się Najświętszy Sakrament, to często tylko po to, aby kpić z Chrystusa i modlitwy. Misjonarze musieli nie tylko żyć wśród heroicznych wysiłków, lecz ginąć w wiośnie życia, nie nawróciwszy nawet jednego Eskimosa. Niektórych z nich zarżnięto jak dzikie karibu, odrąbując głowę, ręce i nogi i zjadając jeszcze gorącą wątrobę! Tak zamordowano ojców Rouvière i Leroux. 21 września 1915 r. zmarł o. Leblanc. Został sam o. Arsène Turquetil ... W takiej sytuacji biskup Owidiusz Charlebois OMI wydał formalny nakaz zamknięcia misji, jeśli w ciągu najbliższego roku nie będzie żadnych nawróceń.
Właśnie wtedy, gdy chcieli już opuścić te misje, przypuszczając, że „ten naród nie da się nawrócić”, przyszła im z pomocą św. Teresa z Lisieux. Znów wyglądało to całkiem zwyczajnie: Późną jesienią 1916 r., jeden z myśliwych, których grupka przybyła z Południa, dał o. Arsène Turquetil dwie koperty. W jednej była kilkustronicowa broszura opowiadająca o Teresie, karmelitance, która kochała śnieg i dużo modliła się za misjonarzy. W drugiej papier złożony na czworo, a w nim trochę ziemi z jej grobu. Nigdy nie dowiedziano się, kto był ich nadawcą. O. Arsène Turquetil – bez wiedzy Eskimosów – rzucił z ufnością tę ziemię na teren swej bezowocnej pracy. Skutek był natychmiastowy. W roczniku Misjonarzy Oblatów M. N. pt. Missions[18], można znaleźć oficjalne sprawozdanie biskupa Owidiusza Charlebois OMI. Czytamy tam: „Oto w najbliższą niedzielę nie mógł uwierzyć swym oczom, bo chmara Eskimosów ciągnęła do kościoła.
- Dawno wiedzieliśmy, że mówisz prawdę – powiedzieli, podchodząc do niego. Nie chcieliśmy tylko cię słuchać. Ale teraz ciążą nam nasze grzechy, a ty możesz je zabrać.
- Tak, mogę, gdy was ochrzczę.
- Więc szybko nam wszystko wyjaśnij. Pokaż nam, jak się poprawnie czyni znak krzyża. Chcemy, by Jezus był z nas zadowolony.
O. Arsène Turquetil zrozumiał, kto mu pospieszył z pomocą. Ale pod wieczór czekała go rozmowa pełna jeszcze większych niespodzianek. Przyszedł do niego Tuni, szef wioski i powiedział krótko:
- Trzech z nas chciałoby się jutro, koniecznie jutro, ochrzcić wraz z rodzinami.
- Jutro – odpowiedział misjonarz – to niemożliwe. Musimy się przygotować.
- Kiedy więc będzie możliwe?
- Nie wiem. Przecież musicie pójść na polowanie, potem na połów ryb, a potem...
- My nie pójdziemy nigdzie – przerwał mu Tuni w pół zdania. Nieważne teraz łowy ani ryby. Zostaniemy tutaj, abyś nas przygotował do chrztu!
- Z czego będziecie żyć? – zapytał misjonarz. Ryby ani karibu samo do was nie przyjdzie.
Tuni spojrzał mu prosto w oczy.
- Czy to prawda, co nam kiedyś mówiłeś, że jest taki dobry ktoś, do kogo mówimy "Ojcze nasz"?
- Prawda.
- On jest ojcem dla nas i dla wszystkich?
- Jest dla nas ojcem...
- On nas kocha?
- Bez wątpienia.
- A zatem wszystko jest bardzo proste. Ty nauczysz nas mówić do Niego w ten sposób, by się Mu to podobało, a On nam pomoże, nie zginiemy z głodu i będziemy ochrzczeni.
W sercu misjonarza rozbłysła iskierka nadziei, choć jeszcze wczoraj myślał, że wszystko, co tutaj przecierpiał pójdzie na marne.
- Dobrze, Tuni. Masz tyle wiary, że możemy rozpocząć od jutra – powiedział krótko.
Nawet na niego nie spojrzał, bo bał się rozpłakać ze szczęścia, wiedząc, że Eskimosi wykpią i wzgardzą każdym mężczyzną, w którego oku dostrzegą choć jedną łzę. Rozpoczęła się katechizacja. Trwała 8 miesięcy. Przychodzili każdego dnia. Chłonęli każde słowo. Od tej pory wszystko zmieniło się na dobre. W 1923 r. ochrzcił 50 osób. W 1924 r. trzeba było założyć następną misję. Oczywiście pod wezwaniem św. Teresy. Kilka miesięcy później Ojciec Święty złączył misje eskimoskie w osobną prefekturę, której przełożonym mianował o. Arsène Turquetil. Wśród Misjonarzy Oblatów M.N. umacniało się powszechne przekonanie, że św. Teresa współpracuje z nimi w szczególny sposób[19].
Starania
W 1925 r. papież Benedykt XV kanonizował Teresę Martin. Gdy pan Paul Bernard z Quebeku zaproponował biskupowi Owidiuszowi Charlebois OMI, by podpisał zbiorowy list dziękczynny za tę kanonizację, biskup postanowił skierować do papieża prośbę o ogłoszenie św. Teresy patronką misji i misjonarzy i właśnie panu Paul Bernard powierzył zebranie podpisów pod tą petycją od biskupów misyjnych Kanady[20]. Bp Charlebois OMI zamierzał przekazać tę petycję Ojcu Świętemu przez o. Esteve OMI, ówczesnego prokuratora Misjonarzy Oblatów M.N. przy Stolicy Apostolskiej. Pan Bernard wolał jednak, aby ks. Leonidas Perrin PSS poprosił o pośrednictwo swego przyjaciela, kardynała Sincero[21].
Gdy kardynał Sincero uczynił to w marcu 1926 r., papież Benedykt XV przyjął propozycję bardzo życzliwie, ale polecił porozumieć się z kardynałem Van Rossum, prefektem Kongregacji Rozkrzewienia Wiary. Ten zasugerował, aby była to prośba z misji prowadzonych na całym świecie, a nie tylko w Kanadzie[22]. Ostatecznie zebrano 224 petycje od arcybiskupów, biskupów, wikariuszy i prefektów apostolskich ze Szwecji, Norwegii, Danii, Finlandii, obu Ameryk, Azji, Afryki i Oceanii, nie tylko obrządku łacińskiego, ale również obrządku greko-malachickiego oraz syro-malabarskiego[23].
W lipcu 1927 r. petycje oprawione w jeden wolumen zostały przekazane do Rzymu biskupowi Perrin. Najprawdopodobniej 14 października 1927 r. kard. Sincero przekazał ten tom Ojcu Świętemu. Oto relacja biskupa Perrin: „Kardynał Sincero przed trzema dniami wrócił do Rzymu. Następnego dnia po jego powrocie przekazałem mu ten drogocenny tom i wczoraj, podczas specjalnej audiencji, oddał go on do rąk Ojca Świętego. Papież powiedział, że wolumen jest bardzo piękny, oglądał go z zainteresowaniem i powiedział, że przeczyta go osobiście w całości. Być może już to zrobił wczoraj w nocy. Papież przyjął tę prośbę bardzo chętnie i powiedział kardynałowi Sincero, że to nie on, ale sam papież przedstawi prośbę Kongregacji Rytu, dołączając własną opinię. Kardynał Sincero przyszedł do mnie dzisiaj rano cały radosny, by podzielić się ze mną tymi radosnymi wiadomościami. Przygotował on telegram do przeoryszy w Lisieux, który przetłumaczyłem na francuski i który już wysłałem do Lisieux. Prosiłem kardynała, by osobiście popychał sprawę w Kongregacji Rytów i w Kongregacji Rozkrzewiania Wiary. Kiedy będziemy mieli dekret? Nie potrafię powiedzieć, ale mam nadzieję, że wkrótce”[24].
Wkrótce tę prywatnie przekazaną wiadomość potwierdził oficjalnie kardynał Gasparri, przesyłając biskupowi Charlebois OMI oficjalne zawiadomienie o bardzo życzliwym przyjęciu prośby przez Ojca Świętego[25].
Nic dziwnego, że biskup Charlebois, pewny pozytywnego załatwienia sprawy, dzieli się swą radością z panem Bernard[26] oraz wydaje entuzjastyczny list pasterski na ten temat: Najpierw ukazuje w nim sens tego aktu: „Dzieło misji jest piękne, wielkie i wzniosłe. Budzi podziw całego świata. Jest ono jednak bardzo trudne zarówno pod względem fizycznym, jak i duchowym. Misjonarze muszą stawić czoła konieczności przeróżnych wyrzeczeń i cierpień. Równocześnie muszą walczyć z ludzką przewrotnością i najróżniejszymi przeciwnościami wzbudzanymi przez szatana. Nie można zwyciężyć w tej gigantycznej walce bez szczególnej pomocy z nieba. To właśnie dlatego już dawno Kościół dał misjonarzom szczególnego patrona w osobie wielkiego apostoła, św. Franciszka Ksawerego.
W ostatnich latach papież Benedykt XV oraz Jego Świątobliwość Pius XI dali nowy impuls życiu apostolskiemu. Ten zapał, by rozszerzyć Królestwo Chrystusa, zakłada jednak wzrost energii i zapału w walce. To zaś wymaga nowej pomocy z nieba. Trzeba nam było patronki misji obok patrona.
Otóż, moi drodzy Współpracownicy i Bracia, jestem tak szczęśliwy, że bardziej już nie można, gdyż mogę wam ogłosić, że dostąpiliśmy tej łaski. Odtąd będziemy mieli nie tylko patrona, ale także patronkę w niebie. Jestem pewny, że będziecie tryskali radością, gdy wam powiem, że tą patronką jest kochana mała święta Teresa od Dzieciątka Jezus. Tę właśnie dobrą nowinę przyniósł mi osobisty list Jego Eminencji kardynała Gaspari z 30 października”[27].
...
jtrk