20.htm

(46 KB) Pobierz

 

 

Anne McCaffrey       Jeźdźcy Smoków

    . 20 .    

Nad pustką samotną wzburzonego morza,

Gdzie skrzydła smoków dawno nie dotarły,

Leciały wiosną - złoty i brunatny,

By zbadać, czy ląd to jest wymarły.


 

   Kiedy Ramoth i Canth wyniosły swych jeźdźców ponad Gwiezdny Kamień, Lessa i F'nor dostrzegli pierwszą grupę lordów i mistrzów cechów zdążających na obrady.

   Lessa i F'nor doszli do wniosku, że aby przenieść się na Południowy Kontynent o dziesięć Obrotów wstecz najłatwiej będzie najpierw skoczyć w pomiędzy do Weyr sprzed dziesięciu Obrotów, który F'nor doskonale pamiętał. Dopiero potem polecieć w pomiędzy już w przestrzeni tak, by znaleźć się nad morzem u wybrzeży zapomnianego Południowego Kontynentu, których opis znaleziono w kronikach.

   F'nor dokonał projekcji konkretnego dnia sprzed dziesięciu Obrotów do umysłu Cantha, a Ramoth wkrótce też odebrała ten obraz. Przeraźliwy chłód pomiędzy zaparł Lessie dech w piersi. W chwilę później widok ludzi krzątających się w Weyr dziesięć Obrotów temu. przyniósł jej ulgę i zanim się obejrzała, smoki porwały ich pomiędzy, wynosząc nad wzburzone morze Południa.

   W oddali, w ponurym świetle pochmurnego dnia, czaiła się purpurowa plama Południowego Kontynentu. Lessa poczuła podniecenie rozlewające się po ciele Ramoth, która ruszyła w kierunku odległego wybrzeża. Canth mężnie usiłował dotrzymać jej kroku.

   To tylko brunatny smok - upominała Lessa swą złotą królową. Kiedy leci za mną musi trochę wyciągać skrzydła - odparła chłodno Ramoth.

   Lessa uśmiechnęła się. Pomyślała, że Ramoth wciąż czuje rozgoryczenie, że nie było jej dane walczyć wspólnie ze smokami z Weyr. Wszystkie samce będą musiały przez jakiś czas znosić jej humory. Ujrzeli stado wherów. Zatem na Kontynencie musi być jakaś roślinność. Zwierzęta te co prawda mogą przez jakiś czas prawie w ogóle nie jeść, ograniczając się jedynie do pożerania robaków, ale z natury są stworzeniami roślinożernymi.

   Lessa poprosiła Cantha, żeby powtórzył swemu jeźdźcowi jej pytania.

   Jeśli Południowy Kontynent został całkowicie wyniszczony i pozbawiony wszelkiego życia przez Nici, to jakim cudem pojawiło się tu znowu życie? Skąd wzięły się zwierzęta?

   Widziałaś kiedyś, jak pękają i otwierają się nasiona, a wiatr roznosi po świecie zarodki dawnych roślin ? A widziałaś kiedykolwiek stado wherów, odlatujące jesienią na południe? - odpowiedział. Tak, ale...

   No właśnie!

   Ale przecież ta ziemia została wyjałowiona.

   Nawet popalone przez Nici wzgórza na naszym kontynencie potrzebują czasu krótszego niż czterysta Obrotów, by zazielenić się na wiosnę, odparł F'nor przez Cantha, zatem można założyć, że Południowy Kontynent mógł także odżyć.

   Nawet przy tempie, jakie narzuciła Ramoth trzeba było niemało czasu, by dotrzeć do poszarpanej linii brzegowej, utworzonej przez nieprzyjaźnie wyglądające, potężne skały, oświetlone przyćmionym światłem. Lessa jęknęła z odrazą, ale kazała Ramoth wzlecieć ponad wzgórza zasłaniające widok lądu w głębi. Z tej wysokości wszystko wydawało się' szare i bez życia. Wtem przez grubą pokrywę chmur błysnęło słońce, a szary ląd zamigotał żywymi barwami zieleni i brązu, odsłaniając widok bujnej roślinności tropikalnej. Okrzyk triumfu, który wydała Lessa zlał się z głośnym "hurra" F'nora i metalicznym rykiem smoków. W dole, spłoszone niezwykłymi dźwiękami zwierzęta poderwały się z piskiem ze swych legowisk.

   W głębi za wysokim, skalistym cyplem, ląd schodził łagodnie w dół, tworząc trawiasty płaskowyż otoczony dżunglą. Przypominał nieco Środkowy Boll. Mimo że F'nor i Lessa spędzili cały ranek na poszukiwaniach, nie udało im się znaleźć odpowiedniego masywu skalnego z jaskiniami, w którym dałoby się założyć nowy Weyr. Czyżby to miało być owo jedno z niepowodzeń tej wyprawy? - zastanawiała się Lessa. Zniechęceni, wylądowali nad niewielkim jeziorem. Było ciepło, ale nie duszno. F'nor i Lessa usiedli do południowego posiłku, a smoki odpoczywały, pławiąc się w wodzie.

   Lessa czuła się nieswojo i zupełnie nie miała ochoty na jedzenie. Zauważyła, że F'nor też jest niespokojny - nerwowo rzucał krótkie spojrzenia na jezioro i skraj dżungli.

    - Co u licha nas tak niepokoi? Przecież żadne dzikie zwierzęta nie zbliżają się do smoków. Jesteśmy dziesięć Obrotów przed nadejściem Gorącej Gwiazdy, zatem nie może tu być też Nici.

   F'nor wzdrygnął się i uśmiechnął niepewnie. Resztki nie zjedzonego chleba wrzucił do sakwy.

    - To chyba dlatego, że to miejsce jest tak przerażająco puste powiedział rozglądając się wokół.

   Na jednym z drzew dostrzegł dojrzały owoc księżycowy.

    - No, przynajmniej ten owoc wygląda swojsko. Nareszcie coś, co nie ma smaku kurzu.

   Zwinnie wspiął się na drzewo i zerwał pomarańczowo - czerwony owoc.

    - Pachnie ponętnie i wydaje się dojrzały - stwierdził i zręcznie przepołowił owoc nożem. Z uśmiechem podał Lessie kawałek miąższu, wykrawając drugi dla siebie. Uniósł go do ust i wyrecytował teatralnie:

    - Skosztujmy owocu i umrzyjmy razem!

   Lessa zaśmiała się i gestem uniesionej dłoni, trzymającej owoc, wyraziła zgodę na spełnienie żartobliwej propozycji. Jak na komendę, jednocześnie zatopili zęby w soczysty owoc. Lessa pośpiesznie oblizała wargi, by nie uronić ani kropli tego wspaniałego płynu.

   - Umrę szczęśliwy! - wykrzyknął F'nor, wycinając kolejną cząstkę.

   Po chwili beztroski powrócili do poprzedniego tematu.

    - Myślę - powiedział F'nor - że to wszystko dlatego, że tu nie ma skalnych jaskiń i że tu jest tak... tak spokojnie. To ta świadomość, że z wyjątkiem nas czworga nic matu żadnych ludzi ani smoków.

   Lessa skinieniem głowy przyznała mu rację.

   Ramoth, Canth, czy brak Weyr bardzo by was zmartwił?

   Dawno temu nie mieszkaliśmy w jaskiniach, odparła Ramoth wyniośle i okręciła się wokół własnej osi. Pokaźnych rozmiarów fale uderzyły o brzeg jeziora, sięgając niemal zwalonego pnia, na którym siedzieli Lessa i F'nor. Słońce tak przyjemnie grzeje, a woda wspaniale chłodzi. Podobałoby mi się tutaj, ale nie jest mi dane tu być.

   - Jest niezadowolona - Lessa szepnęła do F'nora. Najdroższa, pozwól Pridith mieć coś swojego, wykrzyknęła na pocieszenie do złotej królowej. Ty masz swój Weyr i całą resztę!

   Ramoth zanurkowała w jeziorze i dając upust swojemu niezadowoleniu, potężnym wydechem spieniła powierzchnię wody. Canth przyznał, że życie na wolnym powietrzu wcale mu nie przeszkadza. Przyjemniej będzie spać na suchej, ciepłej ziemi, aniżeli na chłodnej skale w jaskini, trzeba tylko umościć sobie legowisko. Nie, brak jaskini zupełnie mu nie wadzi, byle mógł najeść się do syta.

    - Będzie trzeba sprowadzić tu bydło - mruknął F'nor. - I to w takiej ilości, żeby po rozmnożeniu dysponować odpowiednio dużym stadem. Tutejsze zwierzęta są wyjątkowo duże - to dobrze. Słuchaj, wydaje mi się, że z tego płaskowyżu nie ma naturalnych wyjść. Nie będzie trzeba grodzić pastwisk. Muszę to sprawdzić. Płaskowyż ma jezioro i wystarczająco dużo otwartej przestrzeni, żeby zbudować na nim domy, a zatem wydaje się idealny dla naszych celów. Pomyśl, wychodzisz z domu i zrywasz śniadanie z drzewa!

   - Byłoby wskazane dobrać takich ludzi, którzy nie wychowywali się w schronieniach - dodała Lessa. - Nie czuliby się nieswojo pozbawieni kamiennych ścian domostw i bliskości wzgórz, które stanowią naturalną ochronę naszych holdów. Przyznam, że jestem większą niewolnicą przyzwyczajenia niż przypuszczałam zaśmiała się krótko. - Te niezamieszkałe, spokojne, otwarte przestrzenie wydają mi się... nieprzyzwoite - wzdrygnęła się nieco, ogarniając wzrokiem szeroką, otwartą równinę, rozpościerającą się za jeziorem.

   - Są śliczne i pełne owoców - sprostował F'nor, podskakując ku gałęziom i zrywając kolejne pomarańczowo-czerwone sukulenty.

    - Owoce są fantastyczne. Nie przypominam sobie, by owoce z Nerat były tak słodkie i soczyste, choć to przecież ta sama odmiana.

    - Niezaprzeczalnie są smaczniejsze od tych, które otrzymuje Weyr. Podejrzewam, że Nerat zachowuje najlepsze dla siebie, a najgorsze wysyła nam.

   Oboje łakomie rzucili się na owoce.

   Dokładna penetracja terenu dowiodła, że płaskowyż jest niedostępny z zewnątrz. Trawiaste tereny były doskonałymi pastwiskami dla stada bydła, którym miały się żywić smoki. Z jednej strony płaskowyż kończył się przepaścią głęboką na kilka długości smoka, a w dole rozpościerała się gęsta dżungla. Po przeciwnej stronie ograniczony był nadmorską skarpą. Bujna dżungla zapewniała budulec na domostwa dla mieszkańców nowego Weyr. Ramoth i Canth autorytatywnie stwierdzili, że smokom będzie wystarczająco wygodnie pod osłoną liści gęstej dżungli. Ta część kontynentu przypominała pod względem warunków, klimatycznych Górny Nerat, a zatem nie będzie tu ani za gorąco, ani za chłodno.

   O ile Lessa z ochotą chciała wyruszyć z powrotem do Benden Weyr, to F'nor zwlekał z decyzją.

   - W drodze powrotnej możemy polecieć pomiędzy jednocześnie w czasie i przestrzeni - zawyrokowała ostatecznie Lessa i w ten sposób znajdziemy się w Wcyr wczesnym popołudniem. Do tego czasu lordowie z pewnością opuszczą już Weyr.

   F'nor kiwnął potakująco głową.

   Lessa zebrała w sobie całą odwagę. Zastanawiała się, dlaczego transfer w czasie napawał ją większym niepokojem niż skok w pomiędzy w przestrzeni. Przecież na smokach nie robiło to żadnego wrażenia. Ramoth instynktownie wyczuła niepewność Lessy i pisnęła, by dodać jej odwagi. Długa, bardzo długa chwila przeraźliwego chłodu pomiędzy - zakończyła się raptownie i jeźdźcy znaleźli się w promieniach słońca ponad Weyr.

   Z pewnym zaskoczeniem Lessa zobaczyła, że na ziemi przed Jaskiniami Niższymi leży pełno worków i tobołków, a jeźdźcy nadzorują ich załadunek na grzbiety swoich smoków.

   - Co tu się dzieje? - wykrzyknął F'nor.

   - Najwidoczniej F'lar domyśla się, co mu powiemy - odparła Lessa.

   Wylegujący się Mnemcnth przesłał podróżnikom pozdrowienie i poinformował ich, żc F'lar życzy sobie ich widzieć, jak tylko wylądują.

   Odnaleźli F'lara w Sali Obrad. Jak zwykle, ślęczał nad jakimiś starymi, nieczytelnymi skórzanymi kronikami.

    - No i...? - zapytał, uśmiechając się na powitanie.

   - Zieleń, bujna roślinność, nadaje się do zamieszkania - odparła Lessa zdawkowo, przyglądając mu się bacznie. Musiał dowiedzieć się czegoś nowego na temat Południowego Kontynentu. Cóż, miała nadzieję, że się nie wygada. F'nor nie był głupcem, a wszelkie wieści o tym, co go czeka, mogłyby wpłynąć na jego postawę wobec całego eksperymentu, co w konsekwencji mogłoby okazać się niebezpieczne.

   - Właśnie to pragnąłem usłyszeć - powiedział F'lar bez namysłu. - Teraz opowiedzcie mi szczegółowo, co widzieliście i co odkryliście. Będzie można nareszcie wypełnić puste miejsca na mapie.

   Lessa pozwoliła F'norowi zdać relację z wyprawy, F'lar słuchał uważnie sprawozdania, robiąc jednocześnie notatki.

   - W nadziei, że przyniesiecie dobre nowiny zarządziłem pakowanie zapasów i alarm dla tych jeźdźców, którzy z tobą polecą powiedział do F'nora, kiedy ten skończył relację. - Pamiętaj, że mamy tylko trzy dni na to, by wysłać was dziesięć Obrotów w przeszłość i zrealizować nasze przedsięwzięcie. My tutaj nie mamy ani chwili do stracenia i musimy mieć dojrzałe smoki już za trzy dni, mimo że dla was tam upłynie aż dziesięć Obrotów. Lesso, twój pomysł, żeby wysłać jeźdźców wychowanych na wsi jest bardzo dobry. Szczęśliwym zrządzeniem losu nasz najnowszy narybek z ostatniego poszukiwania kandydatów pochodzi głównie z rodzin rolników i rzemieślników, zatem nie ma z tym żadnego problemu. Większość z tych trzydziestu dwóch młodzieńców to dopiero nastolatki.

    - Trzydziestu dwóch? - wykrzyknął F'nor. - Potrzeba nam pięćdziesięciu. Małe smoki muszą mieć możliwość wyboru, nawet jeśli kandydaci zaczną opiekować się smoczętami przed wykluciem.

   F'lar wzruszył niedbale ramionami.

    - Przyślesz po następnych, jeśli będzie trzeba. Będziecie tam mieli dużo czasu, pamiętaj - F'lar urwał, jakby w ostatniej chwili zdecydował się nie kończyć swojej myśli i zaśmiał się.

   F'nor nie miał czasu sprzeczać się z władcą Weyr, bowiem ten natychmiast zasypał go kolejnymi poleceniami.

   F'nor zabierze ze sobą jeźdżców ze swojego skrzydła, aby pomogli mu w szkoleniu kandydatów. Mieli również zabrać czterdzieści młodych smoków, dzieci Ramoth, w tym młodą królową Pridith z Kylarą, a także T'bora na jego spiżowym Piyanth. Spiżowy smok N'tona wkrótce dorośnie i będzie mógł uczestniczyć w locie godowym Pridith, a zatem młoda królowa zyska możliwość wyboru partnera.

   - A co by było, gdybyśmy zastali kontynent nagi i jałowy spytał F'nor zaintrygowany niezmienną pewnością siebie F'lara. Cóż wtedy?

   - Hm, wysłalibyśmy ich w przeszłość do, powiedzmy, Dalekich Rubieży - odparł F'lar szybko, jakby spłoszony tym pytaniem i nie dając F'norowi czasu na powzięcie podejrzenia, kontynuował poprzednią myśl: - Powinienem wysłać więcej spiżowych smoków, ale potrzebuję ich na miejscu, żeby móc spenetrować Keroon i Nerat w poszukiwaniu nor wykopanych przez Nici. Już kilka takich nor smoki odnalazły w Nerat. Podobno Vincet jest bliski ataku serca ze strachu.

   Lessa pozwoliła sobie w tym miejscu na kilka niemiłych uwag na temat postawy owego lorda.

    - A jak tam obrady dziś rano? - spytał F'nor przypomniawszy sobie o spotkaniu F'lara z lordami i mistrzami cechów.

   - Mniejsza teraz o to. Masz przecież dziś do wieczora odlecieć na Południowy Kontynent.

   Lessy patrzyła badawczo na władcę Weyr. Doszła do wniosku, że musi jak najprędzej dowiedzieć się, co tu się wydarzyło przed ich powrotem z wyprawy na południe.

   - Lesso, narysuj mi to miejsce, dobrze? - poprosił F'lar. Kiedy pośpiesznie podał jej płachtę czystej skóry i rylec, Lessy dostrzegła w jego oczach wyraźne błaganie. Najwyraźniej nie chciał, by Lessy zadała mu jakieś pytanie, które mogłoby zaniepokoić F'nora. Lessy westchnęła i uniosła rylec.

   Rysowała szybko, uwzględniając kilka szczegółów, o których przypomniał jej F'nor, i wkrótce mieli dość dokładną mapę przedstawiającą płaskowyż. Wtem zupełnie niespodziewanie straciła ostrość widzenia. Zakręciło jej się w głowie.

   - Lcsso? - F'lar pochylił się ku niej.

   - Wszystko... się rusza... wiruje... - powiedziała słabym głosem i upadła w jego ramiona.

   F'lar wymienił zaniepokojone spojrzenie ze swym przyrodnim bratem.

   - Zawołam Manorę - zaproponował F'nor.

    - A ty jak się czujesz? - F'lar prawie wykrzyknął to pytanie.

   - Jestem zmęczony i to wszystko - zapewnił F'nor i pochylając się nad szybem windy kuchennej krzyknął, żeby zawołano Manorę i przysłano gorący klah. Niewątpliwie i jemu przydałby się łyk ciepłego napoju.

   F'lar ułożył władczynię Weyr na tapczanie i otulił ją delikatnie futrem.

   - Nie podoba mi się to - mruknął pod nosem. Błyskawicznie przypomniał sobie, co F'nor mówił mu o zachowaniu Kylary, czego sam F'nor nie mógł jeszcze w tej chwili wiedzieć, albowiem miał tego dopiero doświadczyć w nadchodzącej przyszłości. Czyżby Lessa była aż tak nieodporna?

   - Skok w czasie sprawia, że człowiek czuje się jakby - F'nor zawahał się, szukając właściwego określenia - niezupełnie... kompletny. Wczoraj poleciałeś pomiędzy w czasie, by walczyć w Nerat.

   - Poleciałem, ale ani ty, ani Lessa nie walczyliście dzisiaj zauważył F'lar. - Musi to być jakiś wewnętrzny... umysłowy stres... charakterystyczny dla wędrówki pomiędzy czasami. Posłuchaj mnie F'nor. Kiedy zamieszkacie w południowym Weyr, chcę żebyś tylko ty komunikował się z nami. Taki jest mój rozkaz. Powiem też Ramoth, żeby zakazała smokom wracać do nas. W ten sposób żaden jeździec nie będzie w stanie powrócić, nawet jeśliby chciał. Jest w tym wszystkim jakiś nieznany nam czynnik, który może okazać się bardziej niebezpieczny niż przypuszczamy. Nie wystawiajmy się na ryzyko.

   - Zgoda.

   - I jeszcze jedno. Bądź niezwykle ostrożny, kiedy - będziesz wybierał czas swego powrotu do nas. Nie wykonywałbym skoku pomiędzy w czasie bliskim temu, w którym jesteś obecny w Weyr. Nie potracę sobie wyobrazić, co by się stało, gdybyś powróciwszy stanął w korytarzu naprzeciw samego siebie. F'nor, ja nie mogę cię stracić.

   Z niezwykle rzadką u siebie demonstracją uczucia F'lar mocno uścisnął swego przyrodniego brata.

   - Pamiętaj, F'nor. Byłem tu przez cały ranek, a ty wróciłeś do Weyr ze swej pierwszej wyprawy dopiero po południu. I pamiętaj też o tym, że my tutaj mamy tylko trzy dni. Wy będziecie mieli dziesięć Obrotów.

   F'nor wyszedł, mijając się w korytarzu z Manorą.

   Manora nie mogła znaleźć żadnej przyczyny złego samopo­czucia Lessy. W końcu doszli z F'larem do wniosku, że było to po prostu wyczerpanie spowodowane wczorajszym wysiłkiem, kiedy Lessa musiała przekazywać wiadomości smokom oraz jeźdźcom, a także dzisiejszą niezwykle męczącą podróżą w czasie.

   Kiedy F’lar wychodził, by życzyć członkom ekspedycji szczę­śliwej podróży, Lessa spała spokojnie, jej twarz była wprawdzie blada, ale oddech głęboki i regularny.

   F’lar, za pośrednictwem Mnementha, polecił Ramoth, żeby wydała smokom zakaz opuszczania Południowego Kontynentu. Co prawda królowa wywiązała się z tego zadania, ale nie omieszkała poskarżyć się Mnementhowi, co ten natychmiast przekazał F'larowi, że wszyscy mieli masę przygód, tylko ona jedna - królowa Weyr - była ich stale pozbawiana.

   Zaledwie objuczone smoki zniknęły ponad Gwiezdnym Ka­mieniem, a już w Weyr lądował młodziutki jeździec pełniący funkcję gońca w schronieniu Nerat. Blady z przerażenia mel­dował:

   - Władco Weyr, odkryto mnóstwo nor i nie sposób zniszczyć ich samym ogniem. Lord Vincet wzywa cię na pomoc.

   F’lar nie wątpił, że jest w tej chwili Vincetowi potrzebny.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin