11.htm

(20 KB) Pobierz

 

 

Anne McCaffrey       Jeźdźcy Smoków

    . 11 .    

Z wszystkich Weyrów i z Równiny,

W spiżu, brązie i zieleni,

To widoczni, to znikają:

Jeźdźcy Pernu uskrzydleni.


 

   Lord z Telgar, Larad, przyglądał się wypiętrzonym skałom Benden Weyr. Prążkowane kamienie przypominały mu zamarznięte wodospady oglądane o zachodzie słońca. Były zresztą równie jak one niegościnne. Larad wzdrygnął się na myśl o bluźnierstwie, które on i jego ludzie mieli za chwilę popełnić. Starał się o tym nie myśleć.

   Weyr przestał być użyteczny. Było to oczywiste. Nie ma już żadnej potrzeby, aby dzierżawcy oddawali owoce swej pracy i swego potu leniwemu ludowi Weyr. Dzierżawcy byli dotąd cierpliwi. Bez urazy wspierali Weyr z wdzięczności za wcześniejsze zasługi. Ale jeźdźcy smoków przekroczyli granice wdzięcznej hojności.

   Najpierw ta głupota Poszukiwania. Dlaczego, gdy zostało złożone królewskie jajo, jeźdźcy smoków musieli wykradać najładniejsze kobiety? Przecież mieli własne. Dlaczego zabrali sobie siostrę Larada, Kylarę, która chciała związać się z Brancem na Igen zamiast kontynuować to absurdalne poszukiwanie? Nigdy więcej o niej już nie słyszano.

   A zabicie Faxa?! Ten człowiek był wprawdzie chorobliwie ambitny, jednak należał do Rodu. A nikt nie prosił Weyr o to, by wtrącał się w wewnętrzne sprawy Dalekich Rubieży.

   Poza tym, to ciągłe podkradanie żywności. Tego już było za wiele. No cóż, właściciel może wybaczyć stratę kilku kozłów co jakiś czas. A1e gdy smok pojawiał się znienacka (fakt ten głęboko niepokoił Larada) i porywał najlepszego kozła rozpłodowego z dobrze strzeżonego i karmionego stada, to już przekraczało wszelkie granice!

   Weyr musi zrozumieć, że posiada jedynie podrzędne miejsce na Pernie. Będzie musiał w jakiś inny sposób zabezpieczyć sobie zaopatrzenie w prowiant. Wkrótce przybędą żołnierze z Benden, Bitra i Lemos. Muszą dzisiaj skończyć z tą zabobonną dominacją Weyr.

   Niemniej, im bardziej Larad zbliżał się do tej gigantycznej góry, tym więcej wątpliwości go ogarniało. Nie wiedział, w jaki sposób lordowie przebiją się przez ten masyw. Dał znak Meronowi, samozwańczemu lordowi z Nabol (w istocie nie ufał temu eks-zarządcy o bystrych rysach, który nie wywodził się z żadnego szlachetnego Rodu), aby podjechał bliżej na swej bestii.

   Meron smagnął batem swojego wierzchowca i zrównał się ramię w ramię z Laradem.

   - Czy do Weyr nie ma innej, przyzwoitszej drogi, niż ta przez tunel?

   Meron zaprzeczył ruchem głowy.

   - Nawet miejscowi są co do tego zgodni.

   Samego Merona ta droga nie przerażała, ale zauważył, że Larad ma niepewny wyraz twarzy.

   - Wysłałem szpicę do południowej krawędzi szczytu - pokazał ręką kierunek. - Być może tam, gdzie opada szczyt jest jakaś niska, skalna ściana, po której można by się wspiąć.

   - Wysłałeś drużynę bez mojej zgody? To przecież mnie wyznaczono na dowódcę...?

   - To prawda - zgodził się Meron uprzejmie, szczerząc zęby. Zwykły mój kaprys.

   - Zupełnie możliwe. Miałeś dobry pomysł, ale byłoby lepiej, gdybyś... - Larad zerknął na szczyt.

   - Nie ma wątpliwości co do tego, że nas widzą, Laradzie zapewnił go Meron popatrzywszy pogardliwie na cichy Weyr. To wystarczy. Dostarcz nasze ultimatum, a poddadzą się przed taką siłą jak nasza. Są przecież coraz większymi tchórzami. Dwukrotnie obraziłem spiżowego jeźdźca, którego oni zwą F'larem, a on nawet nie zareagował na to. Czy prawdziwy mężczyzna by tak postąpił?

   Nagły ryk i podmuch najzimniejszego w świecie powietrza przerwał jego słowa. Gdy Larad opanował swą wierzgającą bestię, zauważył na niebie mnóstwo smoków wszystkich kolorów i wielkości. Były wszędzie, gdzie tylko spojrzał.

   Larad z wielkim wysiłkiem zmusił swoją bestię, by stanęła naprzeciw jeźdźców smoków. Na pustkę, która nas zrodziła - pomyślał wytężając wszystkie siły, aby zapanować nad własnym strachem - zapomniałem, że smoki są tak wielkie.

   Najbardziej przerażająca była trójkątna formacja złożona z czterech wielkich, spiżowych bestii; gdy unosiły się ponad ziemią, ich skrzydła zachodziły jedno na drugie tworząc straszliwy, krzyżujący się wzór. Na długość smoka powyżej i poniżej niej, ciągnęła się druga linia - dłuższa i szersza - złożona z brunatnych bestii. Pod nią i wysoko w górze ciągnęły się łukiem, wielkimi oddziałami, błękitne, zielone i brunatne bestie. Wszystkie wachlowały swoimi wielkimi skrzydłami zimne powietrze na przerażony tłum, który jeszcze przed chwilą był armią.

   Skąd pochodzi to przenikliwe zimno, zastanawiał się Larad. Szarpnął za wędzidło swojej bestii, gdy ta znów zaczęła wierzgać.

   A jeźdźcy siedzieli sobie spokojnie na karkach smoków i czekali. - Każ im zsiąść i zabrać dalej te zwierzęta, to będziemy mogli porozmawiać - krzyknął do Larada Meron, którego wierzchowiec brykał i ryczał ze strachu.

   Larad dał znak piechurom, aby podeszli. Potrzeba było czterech ludzi na każdego wierzchowca, aby uspokoić go na tyle, żeby lordowie mogli zsiąść.

   Błędna kalkulacja numer dwa, pomyślał w ponurym nastroju Larad. Zapomnieli o wrażeniu, jakie wywierały smoki na zwierzętach. Łącznie zresztą z człowiekiem. Poprawiwszy swój miecz i podciągnąwszy na nadgarstki rękawice skinął głową ku innym lordom i wszyscy ruszyli naprzód.

   F'lar, zobaczywszy że zsiedli z wierzchowców, powiedział Mnementhowi, aby przekazał trzem pierwszym szeregom polecenie lądowania. Jak wielka fala smoki posłusznie siadły na ziemi, składając skrzydła z szeleszczącym odgłosem, który przypominał westchnienie.

   Mnementh przekazał F'larowi, że smoki są podniecone i zadowolone. To jest dla nich znacznie większa zabawa niż manewry. F'lar zganił Mnementha, że to wcale nie jest zabawa.

   - Larad z Telgar - przedstawił się najdostojniejszy z mężczyzn. Miał szorski głos, żołnierskie maniery i był zbyt pewny siebie jak na młodego lorda.

   - Meron z Nabol.

   F'lar natychmiast rozpoznał śniadą twarz o bystrych rysach i niespokojnych oczach. Kiepski i nie panujący nad sobą wojownik. Mnementh przekazał F'larowi niezwykłą wiadomość z Weyr.

   F'lar niedostrzegalnie skinął głową i kontynuował posłuchanie. - Wyznaczono mnie, abym przemawiał - zaczął lord z Telgar. - Lordowie z posiadłości jednomyślnie zgodzili się, że czas Weyr już minął. W konsekwencji żądania z Weyr są nieprawne. Żądamy zaniechania poszukiwań w obrębie naszych posiadłości oraz najeźdżania na stada i stodoły naszych posiadłości przez kogokolwiek ze smoczego ludu.

   F'lar wysłuchał go uprzejmie. Larad wyrażał się wytwornie i zwięźle. F'lar skinął głową. Przyjrzał się uważnie każdemu ze stojących przed nim lordów, mierząc ich wzrokiem. Ich twarze wyrażały pewność siebie i oburzenie.

   -Jako władca Weyr, ja, F'lar, jeździec Mnementha, odpowiadam wam. Wasza skarga została wysłuchana. A teraz posłuchajcie, co rozkazuje władca Weyr. - Jego niedbała poza zniknęła. Mnementh wygrzmiał groźny kontrapunkt, który zadzwonił poprzez równinę, tak że słowa jeźdźca wróciły echem.

   - Zawrócicie i pojedziecie z powrotem do swoich posiadłości. Potem pójdziecie do waszych stodół i między wasze stada. Przygotujecie sprawiedliwą i godziwą dziesięcinę. Wyślecie ją do Weyr w ciągu trzech dni od waszego powrotu.

   - Władca Weyr rozkazuje lordom złożyć dziesięcinę? - zaśmiał się szyderczo Meron z Nabol.

   F'lar dał znak i nad kontyngentem z Nabol pojawiły się dwa nowe skrzydła.

   - Władca Weyr daje lordom rozkazy złożenia dziesięcin potwierdził F'lar. - Ubolewamy, że aż do czasu póki lordowie nie wyślą dziesięcin, panie z Nabol, Telgar, Fort, Igen, Keroon będą musiały zamieszkać z nami. Także panie ze schronienia w Balan, schronienia w Gar, schronienia...

   Przerwał. Panowie nerwowo zaczęli szemrać międy sobą, gdy usłyszeli listę zakładniczek. F'lar podał Mnementhowi szybką informację do przekazania dalej.

   - Wasz blef się nie uda - zadrwił Mezon dając krok w przód, jego ręka spoczywała na rękojeści miecza. - W najazdy na stada można było uwierzyć. To się rzeczywiście zdarzyło. Ale posiadłości są święte. Nie śmieliście chyba...

   F'lar poprosił Mnementha o przekazanie sygnału i pojawiło się skrzydło T'suma. Każdy jeździec trzymał na karku swego smoka jedną lady. T'sum trzymał swoją grupę w górze, ale wystarczająco blisko na to, aby każdy mógł rozpoznać swą przestraszoną, rozhisteryzowaną kobietę.

   Zaszokowany Mezon patrzył z nienawiścią na jeźdźca, który pilnował jego lady. Postąpił krok naprzód. Była jego nową i bardzo kochaną żoną. Małą pociechę stanowiło to, że nie płakała ani nie mdlała, ponieważ była spokojną i odważną osóbką.

   - Wygraliście - przyznał ponuro Larad. - Wycofamy się i przyślemy dziesięcinę.

   Właśnie miał zawrócić, gdy do przodu wyrwał się, z dzikim wyrazem twarzy, Mezon.

   - Tchórzliwie podporządkujemy się rozkazom? Kim jest jeździec smoka, aby nam rozkazywać?

   - Zamknij się - rozkazał Larad, chwytając Naboleńczyka za ramię.

   F'lar uniósł rękę we władczym geście. Pojawiło się skrzydło niebieskich z niefortunnymi wspinaczami ze szpicy Merona. Poszarpane ubrania były dowodem zmagań z południowym szczytem Benden.

   - Jeźdźcy smoków zaprowadzają porządek. I nic nie ujdzie ich uwagi - zadzwonił zimno głos F'lara. - Powrócicie do waszych posiadłości. Przyślecie odpowiednią dziesięcinę i nie próbujcie znowu nas oszukać. Potem przystąpicie, pod groźbą smoczego kamienia, do oczyszczania swoich domostw z zieleni, zarówno zagrody jak i posiadłości. Dobry Gelgarze, spójrz ku południowym obszarom twojej posiadłości. Takas jest łatwa do zdobycia. Oczyść wszystkie doły ogniowe w umocnieniach przy drodze. pozwoliłeś im zarosnąć brudem. Kopalnie mają być ponownie otwarte, a zapas smoczego kamienia zgromadzony w stosach.

   - Dziesięciny owszem, ale reszta... - przerwał Larad. F'lar podniósł ramię ku niebu.

   - Popatrz w górę, lordzie. Popatrz dobrze. Czerwona Gwiazda pulsuje zarówno w ciągu dnia, jak i nocą. Góry niedaleko Ista dymią i tryskają ognistą skałą. Morza szaleją w przypływach i zatapiają wybrzeża. Czyż wszyscy zapomnieliście treści sag i ballad? Tak, jak zapomnieliście o umiejętnościach smoków? Czy możecie zignorować te znaki, które zawsze przepowiadają nadejście Nici?

   Mezon nigdy nie uwierzy, dopóki nie zobaczy srebrnych Nici przecinających niebo. Ale F'lar wiedział, że Larad i wielu innych jest w stanie mu uwierzyć.

   - A królowa - kontynuował - wzniosła się do lotu godowego w drugim roku życia. Poleciała wysoko i daleko.

   Głowy wszystkich podniosły się nagle ku górze. Także Mezon spojrzał zaskoczony. F'lar usłyszał za sobą sapnięcie R'gula, jednak sam nie ośmielił się spojrzeć z obawy, że jest to podstęp.

   Nagle, kątem oka zauważył blask złota na niebie.

   Mnementh warknął; potem najzwyczajniej grzmotnął po smoczemu uszczęśliwiony. Zaraz potem pojawiła się królowa piękny i promieniejący widok, przyznał niechętnie F'lar.

   Lessa, ubrana w białą, pofałdowaną tunikę, była wyraźnie widoczna na złotym karku Ramoth. Królowa unosiła się łopocząc leniwie skrzydłami, a rozpiętość jej skrzydeł była nawet większa niż Mnementha. Ze sposobu w jaki wygięła w łuk szyję było widać, że jest w doskonałym, wręcz swawolnym nastroju. F'lar był jednak rozwścieczony, choć podniebny spektakl królowej wywarł całkiem niezłe wrażenie na wszystkich dzierżawcach. Widział jego odbicie na twarzach niedowierzających najeźdźców, wyczuwał je ze sposobu w jaki pomrukiwały smoki, słyszał o nim od Mnementha.

   - Oczywiście, nasze największe władczynie Weyr - Moreta, Torene, by wymienić tylko te - wszystkie pochodziły z posiadłości Ruatha, tak jak Lessa z Pernu.

   - Ruatha... - wyskrzeczał tę nazwę Meron zaciskając posępnie szczęki. Jego twarz była ponura.

   - Nadchodzą Nici? - zapytał Larad. F'lar wolno skinął głową.

   - Twój harfiarz może ponownie pouczyć ciebie o znakach. Dobrzy lordowie, wymagamy dziesięciny. Wasze kobiety zostaną zwrócone. Posiadłości mają być uporządkowane. Weyr przygotowuje Pern, ponieważ Weyr jest zobowiązany do ochrony Pernu. Oczekujemy współpracy z waszej strony - przerwał znacząco - i wymusimy ją.

   F'lar odwrócił się, wskoczył na kark Mnementha i pognał w kierunku królowej.

   Był wściekły, że Lessa dla zademonstrowania swojego buntu wybrała ten właśnie moment, gdy cała jego energia była skupiona na rozwiązaniu konfliktu. Dlaczegóż musi tak pysznić się swoją niezależnością na oczach całego Weyr i wszystkich lordów? Tak bardzo chciał pogonić za nią i dać jej nauczkę. Ale musiał poczekać, aż z Weyr zniknie armia lordów. Chciał też zademonstrować jeszcze raz siłę Weyr, aby lordowie pozbyli się wszelkich głupich myśli.

   Zgrzytając zębami kazał Mnementhowi wzbić się do góry. Ze spektakularnym rykiem i pędem wyrastały przed nim skrzydła. Mogło się wydawać, że jest tu w powietrzu niemal tysiąc smoków, a nie zaledwie dwieście, którymi szczyciło się Benden Weyr.

   Uspokojony, że ta część jego planu przebiega w porządku, kazał Mnementhowi lecieć za szybującą wysoko władczynią Weyr. Kiedy dostanie wreszcie tę dziewczynę w swoje ręce, powie jej niejedno...

   Mnementh poinformował go uszczypliwie, że powiedzenie jej niejednego to może być bardzo dobry pomysł. Dużo lepszy, niż taki mściwy lot za parą, która tylko wypróbowuje siłę swych skrzydeł. Przypomniał też swojemu poirytowanemu jeźdźcowi, że wczoraj złoty smok poleciał co prawda daleko i wysoko wykrwawiając cztery ofiary, ale nic od tego czasu nie jadł. Dopóki Ramoth nie naje się do syta, nie będzie miała ochoty na żadne powietrzne pląsy. Jednakże, jeśli F'lar nalega na ten nierozważny i niepotrzebny pościg, może tym tylko wzbudzić u Ramoth wrogość, która skłoni ją do skoku w pomiędzy.

   Sama myśl o możliwości udania się tej nieprzeszkolonej pary w pomiędzy natychmiast zmroziła F'lara. Zdał sobie sprawę, że osąd Mnementha jest w tym momencie rozsądniejszy niż jego. Pozwolił, by gniew i niepokój wpływały na jego decyzje, ale...

   Mnementh kołował, by wylądować na Kamiennej Gwieździe, wierzchołku Szczytu Benden, skąd F'lar mógł obserwować zarówno uciekającą armię, jak i królową.

   Można było odnieść wrażenie, że wielkie oczy Mnementha wirują, kiedy smok nastrajał swój wzrok na najdalszy zasięg. Zrelacjonował F'larowi, że jeździec Pyantha doniósł, że smoczy nadzór nad odwrotem spowodował histerię wśród ludzi i bestii. W rezultacie są ranni.

   F'lar niezwłocznie polecił K'netowi prowadzenie nadzoru z większej wysokości do czasu, zanim armia nie rozbije obozu na noc. Przez cały czas ma on jednak utrzymywać bliską obserwację kontyngentu z Nabol.

   F'lar wiedział, że przekazując te polecenia Mnementhowi myśli zupełnie o czymś innym. Cała jego uwaga była w rzeczywistości skupiona na latającej wysoko parze.

   Lepiej byś zrobił ucząc ją latać w pomiędzy, zauważył Mnementh błysnąwszy dokładnie ponad ramieniem F'lara jednym ze swych wielkich oczu. Lessa wystarczająco szybko nauczy się tego sama, a wówczas co z nami?

   F'lar nic nie odpowiedział, ponieważ śledził z zapartym tchem Lessę i królową. Ramoth nagle zwinęła skrzydła i złota smuga przeszyła niebo. Bez wysiłku wyszła z tego trudnego korkociągu i znów poszybowała ku górze. Mnementh rozmyślnie przypomniał sobie jej pierwszy, wielce komiczny lot: Czuły uśmiech przeciął twarz F'lara i nagle zrozumiał, jak bardzo Lessa musiała tęsknić do latania, jak bardzo musiało być jej przykro patrzeć na ćwiczące smoczątka, gdy jej zabroniono próbować.

   A ona nie jest przecież Jorą, zgryźliwie przypomniał mu Mnementh. Wzywam je z powrotem, dodał smok. Rantoth staje się już matowopomarańczowa.

   F'lar obserwował, jak posłusznie zaczynają lądować. Skrzydła królowej wygięły się w łuk, gdy wytracała swą ogromną prędkość. Głodna czy nie, ona potrafi latać!

   Dosiadł Mnementha i machnięciem kazał mu lecieć w dół ku pastwiskom. W przelocie mignęła mu twarz Lessy, na której malowało się uniesienie i bunt.

   Gdy Ramoth wylądowała, Lessa kazała jej zabrać się za jedzenie.

   Potem dziewczyna odwróciła się i popatrzyła, jak Mnementh ześlizguje się i zawisa w powietrzu pozwalając zsiąść F'larowi. Jej zachowanie było podobne do zachowania weyrzątka, które oczekuje kary i jest zdecydowane znieść ją bez słowa. Nie była przy tym ani odrobinę skruszona.

   Jeździec poczuł szacunek dla tak nieposkromionej osobowości i zapomniał, że chciał się złościć. Kiedy zbliżał się do niej nie mógł powstrzymać uśmiechu.

   Lessa zaskoczona była jego nieoczekiwanym zachowaniem. Lekko się cofnęła.

   - Królowe także potrafią latać - powiedziała prowokująco. F'lar uśmiechnął się od ucha do ucha i położył ręce na jej ramionach. Potrząsnął nią czule.

   - Oczywiście, że potrafią latać - zapewnił ją głosem pełnym , dumy i szacunku - po to mają skrzydła!

następny   

 

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin