07.htm

(30 KB) Pobierz

 

 

Anne McCaffrey       Jeźdźcy Smoków

    . 7 .    

Na złote jajo Faranth

Na władczynię Weyru prawą.

Niechaj wzlecą skrzydła ze spiżu,

Niechaj wzleci błękit, zieleń.


 

Zrodź nam jeźdźców silnych, mężnych,

Smokom miłych i zrodzonych jak szalony

Lot zastępów przez nieboskłon.

Smok i jeździec zespolony.


 

   Czekała tak długo, dopóki nie upewniła się, że jeździec odszedł. Biegiem ruszyła przez wielką jaskinię, cały czas mając w uszach chrobot smoczych pazurów i szum potężnych skrzydeł. Wpadła do krótkiego korytarza, który prowadził na skraj krateru. Ujrzała spiżowego smoka, który spływał w dół ku owalnej, długiej na milę skalnej niszy Weyr Benden. Jak każdy mieszkaniec Pernu wiele słyszała o Weyr.

   Rozglądała się ciekawie po stromych zboczach skał. Nie można było się stąd wydostać inaczej niż na skrzydłach smoka. Najbliższe wejście do jaskini znajdowało się wprawdzie tuż nad nią, ale nie można było dotrzeć tam inaczej niż powietrzem. Była zupełnie odcięta od świata.

   Nazwał ją kobietą Weyr. To znaczy jego kobietą? Czy właśnie to miał na myśli? Nie, nie o to mu chyba chodziło. Nagle uświadomiła sobie, że doskonale rozumiała myśli smoka. Czy wszyscy ludzie byli do tego zdolni? A może w jej rodzie płynęła krew jeźdźców smoków? Mnementh przekazywał jej coś bardzo ważnego, coś o specjalnym znaczeniu. Wszystko wskazywało na to, że szukają kobiety dla nie wyklutej smoczej królowej. Lecz czy to właśnie ona miała nią być? Słyszała kiedyś, że jeśli jeźdźcy smoków udają się na Poszukiwania, to zabierają potem z sobą kobiety . Tak, szukają jakiejś kobiety. Zatem była jedną z kandydatek. A przecież spiżowy jeździec traktował ją tak, jakby to właśnie ona była celem Poszukiwań. Musi być niezwykle próżnym mężczyzną - zdecydowała Lessa. Chociaż był arogancki, to jednak nie był zbirem jak Fax.

   Ujrzała jak spiżowy smok spada na uciekające zwierzę, powala je, a następnie wzbija się ku górze, by osiąść na wysokiej grani i pożreć je. Bezwiednie cofnęła się w ciemność korytarza, który wydawał się jej bardziej bezpieczny.

   Widok smoka, który pożera swą ofiarę przypominał jej rozmaite okropne opowieści. Czy smoki rzeczywiście pożerają ludzi. Czy... Nie. Wystarczy tych pytań. Smoczy gatunek nie był na pewno bardziej drapieżny niż ludzie. Działaniami smoka kieruje przynajmniej bardziej instynkt i potrzeba niźli zachłanność.

   Weszła do sypialni przez większą jaskinię. Wzięła ubranie oraz torbę z piaskiem i poszła do łaźni. Było to małe, ale przyjemne pomieszczenie. Owalny basen otoczony był szerokim stopniem. Znajdowała się tam ława i półki służące do suszenia bielizny. Do wody zeszła szybko tak, że ochlapała kamienną ścianę po drugiej stronie.

   Wykąpać się! Wymyć się i być czystą przez cały czas. Ze wstrętem, nie mniejszym niż uczynił to wcześniej jeździec smoka, zrzuciła z siebie resztki łachmanów. Kopnęła je na bok, nie troszcząc się o to, gdzie upadną. Dłoń pełną wonnego piasku zamoczyła w wodzie.

   Szybko wymieszała miękką maź z pachnącym mydłem i wyszorowała nim dłonie oraz twarz. Szorowała tak długo, aż pojawiła się krew z ledwie zagojonych ran. Potem weszła, a raczej wskoczyła, do basenu, sycząc z bólu, gdy ciepła woda wniknęła w rany. Zanurzyła delikatnie głowę w wodzie, by zmoczyć dokładnie kudły. Następnie tarła je tak długo piaskiem, dopóki nie upewniła się, że są czyste. Włosy nie były myte od paru lat. Ciało też musiała mocno trzeć piaskiem, by zedrzeć skorupę brudu.

   Kąpiel była dla Lessy czymś fascynującym. Nie przypuszczała, że sprawi jej aż tyle przyjemności. Z ociąganiem wyszła z basenu. Gwałtownym potrząśnięciem rozrzuciła mokre włosy na plecach, potem zebrała je razem i wysuszyła. Wytrzepała darowane ubranie i przymierzyła. Zielony materiał był delikatny w dotyku. Włożyła szatę przez głowę. Ubranie było wprawdzie luźne, ale narzuta o barwie ciemnej zieleni miała szarfę, którą mocno ścisnęła się w talii. Jedwabny materiał przyjemnie chłodził ciało. Spódnica, już nie postrzępiony łachman, wirowała wokół kostek.

   Zwykły kobiecy uśmiech pojawił się na jej twarzy.

   Z zewnątrz usłyszała stłumiony dźwięk. Zastygła z podniesionymi ramionami. Uważnie nasłuchiwała. To chyba jeździec powrócił ze smokiem. Skrzywiła się. Przesunęła ręką po wilgotnej jeszcze plątaninie włosów. Jej ręka zatrzymała się na nierozczesanych strąkach. Przeszukiwała półki tak długo, dopóki nie znalazła metalowego grzebienia o wielkich zębach. Zaatakowała z furią niesforne kosmyki. Mimo bólu rozczesywała splątane przez lata włosy. Próbowała je jakoś ułożyć.

   Rozczesane włosy zaczęły żyć jakby swym własnym życiem, wijąc się wokół dłoni i czepiając się twarzy, grzebienia i sukni. Trudno było je ułożyć. Były dłuższe niż sądziła.

   Przerwała nasłuchując, ale nie usłyszała już żadnego dźwięku. Bojaźliwie podeszła do zasłony i ostrożnie zajrzała do sypialni. Nie było nikogo. Rozsądniej jest spotkać się z jeźdźcem w obecności śpiącego smoka niż w sypialni. Gdy przechodziła przez pokój, kątem oka spojrzała na wypolerowany kawałek metalu wiszący na ścianie. Ujrzała w nim wizerunek nieznajomej kobiety.

   Patrzyła z niedowierzaniem w lustro. Dopiero, gdy zobaczyła jak postać w lustrze dotyka policzków w geście mimowolnego zdumienia, zdała sobie sprawę, że patrzy na swe odbicie.

   Cóż, ta dziewczyna w lustrze jest na pewno ładniejsza niż lady Tekla czy córka garderobianego. Ale jaka chuda. Jej ręce mimowolnie dotknęły szyi, wystających kości obojczyka, pełnych piersi, które nie pasowały do całości figury. To z pewnością suknia jest dla mnie za duża - pomyślała, by podtrzymać dobre mniemanie o samej sobie. A włosy... no cóż, tworzyły nad jej głową dziwną aureolę. Nie były zbyt posłuszne. Zirytowana zaniechała bezskutecznych zabiegów upiększających. Włosy z powrotem ułożyły się w aureolę.

   Chrzęst butów, dobiegający z oddali, wyrwał ją z zadumy. Była gotowa na wejście F'lara. Nagle pozbyła się swej bojaźliwości. Obecny wygląd pozbawił ją wcześniejszej anonimowości - jej twarz była obecnie odsłonięta, włosy zaczesane do tyłu, a ciało zarysowane pod materiałem. Poczuła się bezbronna.

   Opanowała jednak chęć ucieczki. Nie powinna się bać. Patrząc na swoje odbicie w lustrze rozprostowała ramiona i uniosła wysoko głowę. Ruch ten wywołał trzaski naelektryzowanych włosów. Przecież jest Lessą z Ruatha, a w jej żyłach płynie szlachetna krew. Już nie musi dłużej grać tej niewdzięcznej roli, by przeżyć; może dumnie stanąć przed każdym... nawet przed jeźdźcem.

   Śmiało ruszyła przez pokój odsuwając zasłony w drzwiach. prowadzących do wielkiej pieczary.

   Był tam. Stał za głową smoka drapiąc go po obrzeżach jego oczu z dziwnie czułym wyrazem twarzy. Nie spodziewała się takiego widoku. Słyszała już niegdyś o dziwnym związku, jaki łączy jeźdźca ze smokiem. Teraz uświadomiła sobie, że częścią tej więzi była wzajemna miłość. Czyżby ten opanowany i chłodny mężczyzna był zdolny do tak głębokiego uczucia? Jakże szorstki był wobec jej starego wher-stróża. Nic dziwnego, źe ta biedna bestia tak wrogo go potraktowała. Jeźdźcy smoków winni być bardziej tolerancyjni. F'lar z ociąganiem odwrócił się od spiżowej bestii. Spojrzał na Lessę z niedowierzaniem, zdumiony jak bardzo się odmieniła. Szybkim i lekkim krokiem podszedł do niej i wyprowadził ją z pomieszczenia.

   - Mnementh został nakarmiony i teraz potrzebuje ciszy, by odpocząć - powiedział cicho, jakby była to najważniejsza rzecz na świecie. Zaciągnął ciężką zasłonę zakrywającą otwór, gdzie leżał smok.

   Potem odsunął od siebie Lessę. Obracał ją na wszystkie strony przyglądając się jej z lekkim zdziwieniem.

   - Wykąpałaś się... no cóż, jesteś ładną kobietą, tak... całkiem niezłą - mówił zabawnie niskim głosem. Wyrwała się mu lekko urażona, gdyż usłyszała w jego głosie nutę szyderstwa. - W jaki sposób można było odgadnąć, co skrywa się pod brudem nagromadzonym przez... okres dziesięciu Obrotów. Jesteś tak miła, by obłaskawić F'nora.

   Podenerwowana jego postawą chłodno zapytała:

   - A czy F'nor musi być za wszelką cenę zjednywany?

   Kpił z niej dopóki nie zauważył, że zacisnęła pięści, szykując się do ataku. By uchronić się od tego, przestał się śmiać.

   - To nie ma większego znaczenia - rzucił. - Musimy coś zjeść, a potem będę ciebie potrzebował. - Odwrócił się, słysząc jej przestraszony okrzyk. Rana na jego lewej ręce zaczęła ponownie krwawić.

   - Wiele od ciebie nie żądam, ale obmycie rany, którą otrzymałem stając w twojej obronie, powinno być twoim obowiązkiem. Odsunął na bok część draperii, by odsłonić kamienną ścianę. - Jedzenie dla dwojga! - krzyknął w czarny otwór znajdujący się w ścianie.

   Lessa usłyszała echo, które zagrzmiało gdzieś na dole.

   - Nemorth już prawie nie żyje - rzucił biorąc zapasy z innej ukrytej za zasłoną półki. - Wylęg zacznie się niedługo, tak czy owak.

   Na wzmiankę o wylęgu Lessa zadrżała. Nawet najłagodniejsze opowieści, które o nim słyszała, pełne były grozy. Zdrętwiała, automatycznie brała rzeczy, które podawał jej jeździec.

   - Co? Przestraszona? - docinał jej jeździec, zdejmując niezgrabnie swą podartą i zakrwawioną koszulę.

   Potrząsnęła przecząco głową. Patrzyła na szerokie i muskularne plecy, które miała opatrzyć. Jasna skóra pokryta była wieloma krwawiącymi ranami. W niektórych miejscach koszula przykleiła się do strupów.

   - Potrzebuję wody - oznajmiła. Rozejrzała się wokół i spostrzegła, że wśród rzeczy, które jej wręczył znajdowała się płaska miska. Wzięła ją i szybko podeszła do sadzawki. Po drodze zastanawiała się, jak to się stało, że zgodziła się porzucić Ruatha. W ruinie, ale była to jej Ruatha. Znała ją od wieży po najgłębszą piwnicę. Doprowadzając do śmierci Faxa czuła, że jest zdolna do wszystkiego. Teraz jednak wszystko do czego była zdolna, to przyniesienie wody. Musiała uważać, gdyż ręce jej drżały z nieznanych powodów.

   Skoncentrowała się na opatrywaniu rany. Było to paskudne cięcie, głębokie w miejscu, gdzie zagłębiło się ostrze i rozdarte ku dołowi. Skóra jeźdźca była delikatna. Poczuła męski zapach: mieszaninę potu, zapach skóry i niezwykłą woń piżma, która najprawdopodobniej pochodziła od smoka. Choć musiało go boleć, gdy usuwała skrzepy krwi, to jednak nie dał po sobie niczego poznać. Musiała się pilnować, by nie zemścić się przy opatrunku za jego pogardliwy stosunek do niej.

   Zacisnęła zęby i wcierała maść leczniczą w obolałe ciało jeźdźca. Założyła następnie opatrunek. Cofnęła się, gdy skończyła. F'lar zgiął na próbę ramię skrępowane bandażem.

   Gdy zwrócił się do niej, oczy jego były ciemne i zamyślone. -Delikatnie to zrobiłaś. Dziękuję.-Ironicznie uśmiechnął się. Cofnęła się bardziej, gdy wstał. On jednak podszedł tylko do skrzyni, by wyjąć czystą, białą koszulę. Rozległ się przytłumiony grzmot.

   To smoki ryczą - pomyślała Lessa, próbując przezwyciężyć niezrozumiały lęk. A może już rozpoczął się wylęg? Nie było tu legowiska wher-stróża, gdzie mogłaby się skryć.

   Jakby rozumiejąc zmieszanie dziewczyny, jeździec roześmiał się dobrodusznie. Odsunął zasłonę skrywającą szyb wyciągu. Hałaśliwy mechanizm dostarczył właśnie tacę z jedzeniem.

   Lessa była zawstydzona swoim zachowaniem. Najgorsze, że jeździec był tego świadkiem. Usiadła na pokrytej futrem ławie stojącej przy ścianie. Z całego serca życzyła mu jak najwięcej ran, które by mogła, zadając ból, opatrywać. Nie zmarnuje już następnej okazji. F'lar umieścił tacę na niskim stoliku przed nią. Lessa spojrzała na mięso, chleb, dzban klah, żółty ser i kilka zimowych owoców. Jeździec nie sięgnął po jedzenie. Dziewczyna też nie jadła, czekała, choć ślina płynęła jej do ust.

   Spojrzał na nią i zachmurzył się.

   - Nawet w Weyr dama pierwsza łamie chleb - powiedział i skłonił uprzejmie głowę w jej stronę.

   Lessa zaczerwieniła się, nie przyzwyczajona do takiego traktowania, a już z pewnością nie do tego, aby jeść pierwsza. Odłamała kawałek chleba. Nie pamiętała, żeby jadła kiedykolwiek przedtem coś o takim smaku. Po pierwsze był świeży. Mąka była dokładnie przesiana, bez śladu piasku czy otrąb. Wzięła kawałek sera, który jej podał. Ośmielona sięgnęła po największy owoc.

   - Otóż... - zaczął, dotykając jej ręki.

   W poczuciu winy wypuściła owoc myśląc, że zachowała się w czymś niewłaściwie. Spojrzała na niego badawczo, zastanawiając się, w czym zawiniła. Jeździec podniósł upuszczony przez nią owoc i podał jej. Dziewczyna odgryzła kawałek uważnie słuchając.

   - Nie wolno ci okazywać strachu, jeśliby się wydarzyło coś w Wylęgarni. Nie wolno ci też pozwolić, by bestia przejadła się. Jednym z naszych głównych zadań jest pilnowanie smoka, by się nie przejadł - uśmiechnął się.

   Lessa straciła zainteresowanie owocem. Starannie odłożyła go do miski. Próbowała zrozumieć, o czym F'lar mówi. Analizowała nie treść, ale intonację jego wypowiedzi. Po raz pierwszy spojrzała na niego, jak na konkretnego człowieka, a me jak na symbol.

   Było w nim coś zimnego. Srogość lego zachowania tłumaczy młody wiek, choć nie był bardziej groźny niż jej przełożony w Ruatha. Było w nim coś ponurego, wynikającego bardziej z pewnego rodzaju cierpliwości niż z nieżyczliwości. Gęste czarne włosy opadały kręcąc się w loki z czoła aż na szyję. Krzaczaste ciemne brwi, często stykające się ze sobą, gdy marszczył czoło, jak i oczy koloru bursztynu, wszystko to niezbyt pasowało do osoby cynicznej. Wargi miał cienkie, ale kształtne, a w chwilach zadumy nawet delikatne. Dlaczego musi zawsze ściągać usta w grymasie dezaprobaty czy w jednym z tych swoich ironicznych uśmiechów? Na pewno uważany jest za przystojnego, było coś magnetycznego wokół niego. I w tym momencie, gdy mówił, był zupełnie szczery.

   Nie żartował wtedy. Na pewno nie chciał jej wystraszyć. Bardzo mu zależało na tym, aby Lessa spełniła jego oczekiwania. Ale jakie oczekiwania? By nie dopuścić do obżarstwa smoka? Czym? Trzodą? Przecież nowo wykluty smok z pewnością nie jest w stanie zjeść całego zwierzęcia. To by było zbyt proste. Wher-stróż był jej posłuszny i nie tylko on jeden w Ruatha. Rozumiała też myśli wielkiego spiżowego smoka. O jakie główne zadanie mu chodzi? O jakie n a s z e podstawowe zadanie?

   Jeździec patrzył na nią wyczekująco.

   - Naszym głównym zadaniem? - powtórzyła, żądając więcej informacji na ten temat.

   - O tym później. Wszystko po kolei - zbył pytanie Lessy machnięciem ręki.

   - Ale co ma być? - nalegała.

   - To co powiedziałem. Nie mniej i nie więcej. Pamiętaj o dwóch rzeczach: nie bój się smoka i nie pozwól mu się obżerać.

   - Ale...

   - Jesteś przecież głodna, powinnaś coś zjeść, proszę.

   Nadział kawałek mięsa na swój nóż i wyciągnąć go do niej. Miał zamiar zmusić Lessę do przełknięcia jeszcze jednego kęsa, ale ona chwyciła swój na wpół zjedzony owoc i wgryzła się w twardy i słodki miąższ. W trakcie tego jednego posiłku zjadła więcej, niż zjadała przez cały dzień w posiadłości.

   - Wkrótce będziemy jadać lepiej - rzucił F'lar przyglądając się krytycznie zawartości tacy.

   Lessa spojrzała na niego zdumiona. Dla niej była to prawdziwa uczta.

   - To, co zjadłaś to było o wiele więcej niż jadałaś dotychczas, nieprawdaż?

   Lessa zesztywniała.

   - Dobrze sobie radziłaś. Nie chciałem ci sprawić przykrości dodał uśmiechając się do niej. - Ale spójrz na siebie - wyciągnął rękę, twarz jego przybrała dziwny wygląd ni to zdumienia, ni zamyślenia.

   - Nie sądziłem, że jak się umyjesz będziesz tak ładna powiedział. - Ani też, że masz tak śliczne włosy - tym razem na jego twarzy malował się szczery podziw.

   Mimowolnie dotknęła ręką włosów. Opryskliwa odpowiedź zamarła jej na ustach, gdyż rozległ się nagle wibrujący pisk. Lessa przycisnęła ręce do uszu. Mimo to hałas wypełniał jej czaszkę. Pisk nagle się skończył.

   Nim pojęła o co chodzi, F'lar złapał ją za rękę i pociągnął w kierunku skrzyni.

   - Zdejmuj to - rozkazał wskazując na szatę.

   Patrzyła na niego ogłupiała. Jeździec wyciągnął luźną białą suknię bez rękawów.

   - Zdejmiesz to sama, czy mam ci pomóc? - zapytał zniecierpliwiony.

   Dziki dźwięk znów się powtórzył. Jego drażniący ton sprawił, że palce Lessy zaczęły się poruszać szybciej. Rozpięła szatę i pozwoliła jej zsunąć się na podłogę. Gdy narzucił jej nową tunikę przez głowę, ledwo zdołała wsunąć ramiona we właściwe miejsca. Chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą.

   Gdy wpadli do zewnętrznej komnaty, spiżowy smok już czekał na nich. Wydawał się zniecierpliwiony długą nieobecnością Lessy. Jego wielkie oczy, które tak dziewczynę fascynowały, migały opalizująco. Jego zachowanie zdradzało wielkie podniecenie. Z gardła smoka wydobywał się dźwięk o kilka oktaw niższy od tego odrażającego ryku.

   Nagle Lessa uświadomiła sobie, że jeździec i smok rozmawiają o niej. Wielki pysk smoka niespodziewanie znalazł się naprzeciwko dziewczyny. Gorący oddech bestii wprawiał w ruch wszystko, co znajdowało się wokół. Usłyszała jak smok informuje jeźdźca, że pochwala jego decyzję wyboru tej właśnie kobiety z Ruatha.

   Mocno poszturchując dziewczynę skierował ją do przejścia. Smok tak szybko dreptał wraz z F'larem, że Lessa była pewna, iż wylecą ze skalnej półki jak z katapulty. W jakiś sposób została posadzona na smoczym karku. Jeździec chwycił ją mocno w pasie.

   Łagodnie oderwali się od skały i już po chwili szybowali nad wielką misą Weyr. W powietrzu pełno było smoczych skrzydeł i ogonów. Lessa bała się, że Mnementh zderzy się z innymi smokami, które - tak jak on - leciały wprost ku ogromnej dziurze w ścianie urwiska. W jakiś niepojęty sposób bestie dostawały się do środka. Rozpostarte skrzydła Mnementha niemal dotykały ścian wejścia.

   Korytarz rozbrzmiewał łoskotem skrzydeł. Wkrótce wlecieli do gigantycznej jaskini.

   Prawdopodobnie góra była wydrążona, by pomieścić taką jaskinię - zdumiała się Lessa. Po bokach ogromnej jaskini w szeregach siedziały smoki: błękitne, zielone, brunatne i tylko dwa spiżowe, które siedziały na półce mogącej pomieścić setki takich bestii. Lessa chwyciła się łuski na szyi smoka, instynktownie czując, że zbliża się jakaś wielka chwila.

   Mnementh osiadł na dnie jaskini, zupełnie nie zwracając uwagi na półkę, gdzie siedziały spiżowe smoki. Lessa spostrzegła dziesięć monstrualnej wielkości, pstrokatych jaj leżących w piasku na dnie wielkiej jaskini. Ich skorupy drżały spazmatycznie, gdy młode próbowały przebić się na wolność. Po drugiej stronie jaskini spoczywało złote jajo, o połowę większe od tych pstrokatych. Tuż za nim leżało nieruchome ciało starej królowej o barwie ochry.

   Gdy zdała sobie sprawę, że Mnementh zawisł nad złotym jajem, poczuła, iż jeździec zdejmuje ją z szyi smoka.

   W przestrachu chwyciła się kurczowo F'lara. Ten zsunął ją jednak ku jaju.

   - Pamiętaj Lesso, co mówiłem - wyszeptał dziwnym głosem. Mnementh dodawał otuchy, kierując na Lessę swe wielkie oko. Dziewczyna w błagalnym geście uniosła ręce, by nie zostawiali jej na pastwę losu. Kątem oka dostrzegła, że spiżowy smok osiadł na półce w pewnym oddaleniu od pozostałych bestii, wygiął swą szyję w ten sposób, by jego głowa znalazła się za jeźdźcem. F'lar wyciągnął rękę i roztargniony głaskał swego wierzchowca.

   Lessa zobaczyła, że jeszcze więcej smoków obniża swój lot, by zawisnąć tuż nad dnem jaskini. Każdy z jeźdźców zsadził ze swego smoka młodą kobietę. Wraz z nią w jaskini znajdowało się dwanaście dziewcząt. Lessa pozostała nieco na uboczu, gdyż pozostałe dziewczyny skupiły się w małej grupce. Spojrzała na nie zaciekawiona. Kandydatki nie były ranne. Dlaczego więc tak lamentowały? Wciągnęła głęboko powietrze do płuc. Niech sobie tam lamentują, ona jest Lessą z Ruatha i niczego nie musi się obawiać.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin