06.htm

(48 KB) Pobierz

 

 

Anne McCaffrey       Jeźdźcy Smoków

    . 6 .    

Władco posiadłości, twa nadzieja

w grubych murach, kutych wrotach,

w przestrzeniach bez zieleni.


 

   Lessa wymknęła się z izby i pobiegła ku osadzie rzemieślników. Była zawiedziona. Tak blisko była celu! Tak blisko. Mimo wszystko poniosła porażkę. Fax powinien rzucić wyzwanie F'larowi. A jeździec był silny i młody. Miał surową i opanowaną twarz wojownika.

   Czy już zapomniano na Pernie, co to jest honor, czy został Zarośnięty zieloną trawą?

   I dlaczego, dlaczego lady Gamma musiała wybrać tę bezcenną chwilę, by poczuć boleści? Gdyby nic jej jęk, doszłoby na pewno do walki. Na pewno zwyciężyłby jeździec, gdyż miał jej wsparcie, choć Fax cieszył się reputacją niebezpiecznego szermierza. Posiadłość musi wrócić w ręce prawowitych właścicieli! Fax tym razem nie może opuścić Ruatha żywy

   Ponad nią, na wysokiej wieży, wielki, spiżowy smok zawodził niesamowitym głosem, a jego fasetowe oczy błyskały iskrami w ciemności.

   Zupełnie nieświadomie uspokoiła go, tak jak to już robiła z wher-stróżem. Ach, ten wher! Nie opuścił nawet swego legowiska, aby ją przywitać. Wiedziała jednak, że smoki czyhały na niego. Słyszała jego pełne paniki mamrotanie wydobywające się z nory.

   Droga prowadząca do osady rzemieślników była tak pochyła, że schodząc w dół musiała biec. Ledwo zdołała się zatrzymać przed kamiennym progiem domu akuszerki. Zastukała w zamknięte drzwi i usłyszała dobiegający ze środka przestraszony głos.

   - Kto tam?

   - Narodziny! Narodziny w schronieniu! - Lessa wykrzykiwała w takt uderzeń w drzwi.

   - Jakie narodziny? - usłyszała stłumiony okrzyk zza drzwi i nagle rygle zostały odsunięte. - W schronieniu, mówisz?

   - Zona Faxa rodzi, pospiesz się, jeśli życie ci miłe! Jeśli będzie to chłopiec, zostanie władcą Ruatha.

   Powinno to zrobić na kobiecie wrażenie, pomyślała Lessa i w tej samej chwili drzwi otwarły się gwałtownie. Lessa mogła dojrzeć przez uchylone drzwi akuszerkę, która zbierała w pośpiechu niezbędne przybory i pakowała je w chustę. Przez całą drogę Lessa poganiała kobietę, a gdy pod bramą wieży akuszerka na widok smoka próbowała czmychnąć, chwyciła ją za kark. Wciągnęła ją na dziedziniec, a gdy nadal się opierała przed pójściem dalej, pchnęła ją do izby.

   Kobieta kurczowo chwyciła się drzwi, bojąc się nawet spojrzeć w głąb izby. Lord Fax z nogami na stole obcinał paznokcie u rąk ostrzem noża, wciąż jeszcze chichocząc. Jeźdźcy spokojnie jedli przy jednym ze stołów, podczas gdy żołnierze czekali na swoją kolej.

   Akuszerka sprawiała wrażenie, jakby wrosła w ziemię. Lessa daremnie starała się ją ciągnąć za ramię, przynaglając do przejścia przez salę. Ku jej zdziwieniu spiżowy jeździec podszedł ku nim.

   - Idź szybko kobieto, stan lady Gammy wymaga szybkiego działania - powiedział marszcząc brwi. Złapał ją za ramię, podczas gdy Lessa ciągnęła akuszerkę za drugie.

   Gdy dotarli do masywnych drzwi Lessa zauważyłą, że jeździec wnikliwie im się przygląda. Wpatrywał się szczególnie w jej rękę leżącą na ramieniu akuszerki. Ostrożnie zerknęła na nią i ujrzała dłoń jakby kogoś zupełnie obcego - długie kształtne palce pomimo brudu i złamanych paznokci.

   Lady Gamma rzeczywiście bardzo cierpiała. Gdy Lessa próbowała wyjść z pokoju, położna spojrzała na nią tak przestraszonym wzrokiem, że Lessa z wielką niechęcią zgodziła się zostać. Nie ulegało wątpliwości, że pozostałe kobiety Faxa były zupełnie bezużyteczne. Zbiły się w bezładną gromadę po jednej stronie wysokiego łoża, załamując jedynie ręce i piskliwie rozpaczając. Lessie i położnej nie pozostało nic innego, jak zdjąć ubranie z lady Gammy, uśmierzyć jej ból i trzymać ją za ręce.

   Mało pozostało piękna w twarzy brzemiennej kobiety. Była bardzo spocona i jej skóra przybrała zielonkawy odcień. Oddech stał się ostry i chrapliwy. Przygryzła usta, by nie krzyczeć.

   - Nie jest najlepiej - wymamrotała półszeptem położna. A ty mi tu nie pochlipuj - rozkazała, odwracając się na pięcie w kierunku jednej z kobiet Faxa. Porzuciła swe niezdecydowanie, ponieważ miała teraz przewagę nad tymi, z urodzenia górującymi nad nią, osobami. - Przynieś gorącą wodę. Podaj to płótno! Znajdź coś ciepłego dla dziecka! Jeśli tylko urodzi się żywe, musi być chronione przed przeciągami i ziąbem.

   Uspokojone jej stanowczym zachowaniem, kobiety przerwały zawodzenie i posłusznie wykonywały jej rozkazy.

   Jeśli przeżyje, słowa te odbijały się jak echo w umyśle Lessy. Przeżyje by zostać lordem Ruatha. I będzie z rodu Faxa. Nie to było jej celem, chociaż...

   Lady Gamma po omacku chwyciła ręce Lessy. Dziewczyna wbrew sobie obdarzyła cierpiącą kobietę tak silną otuchą, jaką może nieść mocny uścisk dłoni.

   - Za bardzo się wykrwawiła - mamrotała położna - Więcej płótna.

   Kobiety ponownie zaczęły piskliwie lamentować.

   - Nie powinna udawać się w tak długą podróż.

   - Ani ona, ani dziecko nie przeżyją.

   - Och, zbyt wiele krwi.

   Zbyt wiele krwi, pomyślała Lessa, w niczym mi nie zawiniła. Dziecko będzie wcześniakiem. Umrze. Spojrzała na wykrzywioną twarz i na skrwawione wargi lady. Jeśli teraz się nie żali, to dlaczego uczyniła to wcześniej? Lessę ogarnęła wściekłość. Ta kobieta z jakiegoś niezrozumiałego powodu rozmyślnie odsunęła Faxa i F'lara od nieuchronnego starcia. O mało nie zmiażdżyła dłoni Gammy.

   Ból z tak nieoczekiwanej strony wyrwał Gammę z krótkiego okresu ulgi pomiędzy skurczami. Choć pot zalewał jej oczy, skupiła swój wzrok na twarzy Lessy.

   - W czym ci zawiniłam? - ciężko łapiąc powietrze wysapała.

   - W czym zawiniłaś? Już prawie miałam odzyskać Ruatha, gdy ty rozmyślnie swym krzykiem wszystko znowu popsułaś powiedziała Lessa, schylając tak nisko głowę, że nawet położna, znajdująca się przy łóżku, nie mogła jej słyszeć. Była zresztą tak wściekła, że zapomniała o tym, by się nie zdradzić. To było już bez znaczenia dla kobiety, która miała za chwilę umrzeć.

   Lady Gamma szeroko rozwarła oczy.

   - Lecz jeździec... Fax nie może zabić jeźdźca. Tak mało pozostało spiżowych jeźdźców. Są potrzebni. Stare przekazy... gwiazda... gwi... - Nie była w stanie dokończyć. Wstrząsnął nią potężny skurcz. Ciężkie pierścienie uderzyły w rękę Lessy, gdy lady kurczowo chwyciła jej dłoń.

   - Co przez to rozumiesz? - Lessa zachrypłym szeptem domagała się odpowiedzi. Kobieta jednak już konała. Lessa dotychczas zahartowana myślą, by wszystko podporządkować zemście, tym razem była wstrząśnięta. Chciała w jakiś sposób ulżyć w cierpieniu tej kobiecie. A mimo to słowa lady Gammy dzwoniły jej w umyśle. A zatem ta kobieta nie broniła Faxa, lecz jeźdźca. Gwiazda? Co miała na myśli lady Gamma mówiąc o Czerwonej Gwieździe? O jakie stare przekazy jej chodzi?

   Położna trzymała obydwie ręce na brzuchu lady Gammy prąc ku dołowi. Raptem lady próbowała się podnieść z łóżka. Lessa chwyciła ją za ramiona. Lady Gamma szeroko otworzyła oczy, a na twarzy jej pojawił się wyraz niedowierzania. Runęła bezwładnie w ramiona Lessy.

   - Nie żyje - zapiszczała jedna z kobiet. I uciekła wrzeszcząc. Jej głos odbijał się echem o sklepienie: - Umarła... marła... arła... aaaa. - Pozostałe kobiety zaszokowane stały w bezruchu.

   Lessa położyła lady na łóżku. Patrzyła w osłupieniu na dziwnie triumfujący uśmiech na jej twarzy. Usunęła się na bok. Głęboko przeżywała śmierć kobiety. Ona, która nigdy nie Zawahała się, by zniszczyć wszelkimi metodami Faxa, by doprowadzić Ruatha do ruiny. Zaślepiona zemstą zapomniała, że mogłyby istnieć inne osoby, które także nienawidziły Faxa. Do nich należała niewątpliwie lady. Była osobą, która bardziej niż Lessa cierpiała z powodu jego brutalności i zniewag. A przecież Lessa nienawidziła lady Gammy, choć winna była jej szacunek.

   Nie miała czasu na żal i skruchę teraz, gdy prowokując śmiertelny pojedynek może pomścić nie tylko zło jakie ją spotkało, ale także i Gammę!

   Właśnie. I ma wreszcie pomysł. Dziecko... tak, dziecko. Powie, że żyje, że jest to chłopiec. Wtedy jeździec będzie walczył. Słyszał przysięgę i może poświadczyć, co rzekł Fax.

   Na twarzy Lessy pojawił się uśmiech, podobny do tego, jaki gościł na twarzy martwej kobiety.

   Prawie wpadła do sieni, gdy uświadomiła sobie, że postępuje zbyt emocjonalnie. Zatrzymała się w portalu i głęboko wciągnęła powietrze. Rozluźniła ramiona i ruszyła w dół jako jedna ze służących.

   Na twarzy Faxa gościło piętno śmierci.

   Lessa zacisnęła zęby, by nie pokazać, jak bardzo nienawidzi lorda. Fax był zadowolony, że lady Gamma umarła. Wydał zaraz rozkaz rozhisteryzowanej kobiecie, by poszła zawiadomić o tym jego faworytę. Chciał niewątpliwie ogłosić ją Pierwszą Lady.

   - Dziecko żyje - wykrzyknęła Lessa, a głos jej zniekształcony został przepełniającą ją złością i nienawiścią. - To chłopiec.

   Fax gwałtownie powstał. Odrzucił kopniakiem zapłakaną kobietę i spojrzał na Lessę szyderczo.

   - Co powiedziałaś kobieto?

   - Dziecko żyje. To chłopiec - powtórzyła schodząc ze schodów. Wściekłość i niedowierzanie na twarzy Faxa były dla Lessy najwspanialszym widokiem. Rozbawieni dotąd strażnicy zamarli z przerażenia.

   - Ruatha ma nowego lorda - wrzasnęli jeźdźcy.

   Lessa doznała jednak zawodu, gdy zauważyła reakcję innych obecnych.

   Fax nie wytrzymał. Skokami ruszył przed siebie. Nim Lessa zdążyła uskoczyć, jego pięść wylądowała na jej twarzy. Ścięta z nóg runęła na kamienną posadzkę jak kupa rzuconych bezładnie brudnych łachmanów.

   - Zatrzymaj się, Faxie! - głos F'lara przerwał panującą w pomieszczeniu ciszę. Lord podniósł właśnie nogę, by kopnąć bezwładne ciało dziewczyny. Odwrócił się, a jego ręka odruchowo zacisnęła się na rękojeści noża.

   - To, co zostało powiedziane, zostało usłyszane i poświadczone przez jeźdźców przypomniał mu F'lar z ostrzegawczo wyciągniętą ręką. - Dotrzymaj słowa wypowiedzianego przy świadkach!

   - Przy świadkach? Masz na myśli jeźdźców? - szyderczo wykrzyknął Fax. - Myślisz chyba o babach zajmujących się smokami! - drwiąco uśmiechnął się, a jego octy patrzyły pogardliwie. Machnął lekceważąco w kierunku jeźdźców.

   W tym momencie został zaskoczony szybkością, z jaką w dłoni. F'lara pojawił się nóż.

   - Baby od smoków, powiadasz - podejrzliwie łagodnym głosem zapytał F'lar. Światło błyskało na klindze noża, gdy zaczął się zbliżać ku Faxowi.

   - A baby! Jeźdźcy to pasożyty pełzające po Pernie. Potęga Weyr już dawno upadła. Raz na zawsze! - ryknął Fax skacząc do przodu, by przyjąć pozycję do walki.

   Obydwaj przeciwnicy ledwie byli świadomi bezładnej ucieczki za ich plecami, czy też hałasu pospiesznie odsuwanych na bok stołów, by uczynić miejsce dla walczących. F'lar nie musiał wcale patrzeć na leżące nieruchomo ciało służącej, by nabrać przekonania, że to właśnie ona była źródłem dziwnej mocy. Zrozumiał to w chwili, gdy weszła do pomieszczenia. Na znak potwierdzenia jego myśli ryknął smok. A jeśli uderzenie Faxa ją zabiło...? Runął na Faxa, robiąc unik przed potężnym ciosem.

   F'lar z łatwością odparowywał ciosy przeciwnika, badając uważnie zasięg jego ramienia. Z satysfakcja stwierdził, że pod tym względem ma nad Faxem lekką przewagę. Ale Fax miał o wiele większe niż on doświadczenie w zabijaniu. Pojedynki wśród jeźdźców zawsze prowadzone były jedynie do pierwszej krwi i miały miejsce tylko na sali treningowej. F'lar postanowił unikać bezpośrednich zwarć ze swym zwalistym przeciwnikiem. Mężczyzna o tak ciężkiej budowie był niebezpieczny. O losach pojedynku musi zadecydować zręczność a nie brutalna siła, o ile F'lar chce z niego wyjść obronną ręką.

   Fax robił zwody, badając słabe punkty jeźdźca. Obaj w pół przysiadzie, w odległości sześciu stóp, patrzyli na siebie. Noże ze świstem przecinały powietrze, a rozcapierzone dłonie czekały, by chwycić znienacka przeciwnika.

   Fax znowu zaatakował. Jeździec pozwolił mu się zbliżyć na tyle, by zadać cios i błyskawicznie odskoczyć do tyłu. Czubkiem noża rozdarł tunikę lorda i usłyszał wściekłe warknięcie. A jednak Fax był szybszy niż początkowo wydawało się F'larowi na podstawie jego ciężkiej budowy. F'lar poczuł nóż Faxa rozdzierający jego skórzaną kurtkę.

   Obydwaj krążyli w milczeniu, czekając na błąd. Fax raz po raz dźgał nożem, próbując wykorzystać swą wagę i wzrost, by zepchnąć lżejszego i szybszego mężczyzną między ścianę a podwyższenie.

   F'lar odparował zręcznie cios, rzucając się pod spadające ramię Faxa, by ciąć go w bok. Fax zdążył jednak go schwycić i F'lar znalazł się w pułapce. Rozpaczliwie szarpnął swym lewym ramieniem, by powstrzymać lorda szykującego się do zadania rozstrzygającego ciosu. Gwałtownym kopnięciem w krocze przeciwnika wyswobodził się z pułapki. Mimo iż lord stracił oddech i skulił się z bólu, to jednak zdążył sięgnąć jeźdźca nożem. Piekący ogień rozdarł lewe ramię F'lara, gdy odskakiwał już od Faxa. Nie udało mu się wydostać z pułapki bez szwanku.

   Twarz Faxa czerwona była z furii. Jednocześnie charczał z bólu. F'lar nie miał siły, by wykorzystać nadarzającą się okazję, aby zaatakować. Jego przeciwnik szybko wyprostował się i runął do ataku. Jeździec zmuszony został do cofnięcia się, nim Fax zmniejszył dzielący ich dystans. Dzielił ich stół z pieczenią. F'lar krążył wokół niego, ostrożnie zginając ramię. Ból, jaki czuł, przypominał dotknięcie rozpalonego żelaza, lecz ramię było sprawne.

   Nagle Fax rzucił we F'lara kawałkiem mięsa. Jeździec instynktownie uskoczył w bok, a połyskujące ostrze noża przeszło kilka cali od jego brzucha. W rewanżu jego nóż rozorał ramię lorda. Obydwaj przeciwnicy stanęli twarzą w twarz. Lewe ramię Faxa zwisało bezwładnie.

   F'lar licząc na łut szczęścia rzucił się na rywala, gdy ten zataczał się osłabiony. Źle jednak ocenił jego siły, gdyż nagle otrzymał kopniaka w bok. Skulony z bólu, toczył się po podłodze, by uniknąć ciosów atakującego go przeciwnika. Fax słaniając się na nogach, próbował runąć na F'lara, by swym ciężarem przyszpilić go do podłogi, zadając rozstrzygający cios. Jednak jakimś cudem F'lar zdołał się podnieść i stanąć na wyprostowanych nogach. To właśnie ocaliło mu życie. Fax chybił celu i stracił równowagę, w tym momencie F'lar z całych sił pchnął nożem w plecy upadającego Faxa. Ostrze utkwiło w ciele lorda aż po rękojeść.

   Pokonany upadł na kamienne płyty posadzki.

   F'lar usłyszał z oddali czyjeś zawodzenie. Spojrzał w górę i zobaczył - poprzez pot zalewający oczy - kobiety stojące przy wejściu do holu. Jedna z nich trzymała owinięte w płótno zawiniątko. F'lar, mimo iż nie od razu zrozumiał znaczenie tego co widział, podświadomie wiedział, że to coś ważnego.

   Spojrzał na martwego lorda. Zdał sobie sprawę, że zabicie go nie sprawiło mu żadnej przyjemności. Odczuwał jedynie ulgę, że sam pozostał przy życiu. Otarł ręką czoło i zmusił się do wyprostowania. Bok nadal pulsował bólem, a lewe ramię paliło żywym ogniem. Pokuśtykał do służącej, która wciąż leżała rozciągnięta tam, gdzie upadła.

   Obrócił ją delikatnie i zauważył wielki siniak na jej brudnym policzku. Dotarły do niego okrzyki F'nora, który przywracał porządek w izbie.

   Jeździec położył rękę na piersi kobiety, by sprawdzić czy bije jej serce... biło wolno, ale mocno.

   Westchnął głęboko, gdyż obawiał się, że uderzenie Faxa, jak i upadek, mogły okazać się śmiertelne dla dziewczyny.

   Czuł jednak pewien niesmak. Z łatwością podniósł jej lekkie ciało, choć był osłabiony walką. Był pewien, że F'nor skutecznie poradzi sobie w izbie, zaniósł więc dziewczynę do swej komnaty.

   Położył ją na wysokim łożu. Następnie podsycił ogień i dołożył więcej drew. Na samą myśl, że będzie musiał dotknąć tych poplątanych i brudnych włosów, ogarniały go mdłości. Delikatnie zsunął je z twarzy, odwracając jej głowę raz w jedną, raz w drugą stronę. Rysy miała drobne i regularne. Jedno ramię, które wysunęło się z łachmanów, było mocno naznaczone siniakami i ostrymi bliznami. Skórę miała delikatną, a ręce kształtne.

   F'lar uśmiechnął się. Tak. To ona sama upaćkała tę rękę i to tak zręcznie, że gdy patrzyło się po raz pierwszy, nie sposób było stwierdzić mistyfikacji. A zatem pod brudem ukrywa się młoda dziewczyna. Wystarczająco młoda, by Weyr miał z niej korzyść. Na szczęście, nie była dzieckiem Faxa, była na to zbyt duża. A może pochodziła z nieprawego łoża poprzedniego lorda? Nie. Krew, która w niej płynęła była pozbawiona jakiejkolwiek domieszki. Była czysta i nieważne z jakiego rodu pochodziła. Jednak nie miał wątpliwości, że była najprawdopodobniej potomkiem starego rodu. Była jedyną osobą, która w jakiś sposób ocalała z pogromu dziesięć Obrotów temu. Czekała na sposobność zemsty. Ale dlaczego miałaby pragnąć zrzeczenia się przez Faxa holdu?

   Zachwycony i zafascynowany tym nagłym odkryciem, F'lar sięgnął ku niej, by zedrzeć z nieprzytomnego ciała suknię, gdy nagle poczuł się zawstydzony swym postępkiem. Dziewczyna uniosła się. Jej wielkie, głodne oczy zastygły na nim. Nie było w nich ani przerażenia, ani oczekiwania, były po prostu czujne.

   Delikatna zmiana pojawiła się na jej twarzy. Z rosnącym rozbawieniem F'lar patrzył na to, jak jej regularne rysy zmieniały się w maskę pełną brzydoty i starości.

   - Czy chcesz oszukać jeźdźca, dziewczyno? - zaśmiał się. Nie zrobił żadnego ruchu, by ją dotknąć. Usiadł jedynie, opierając się o rzeźbiony słupek baldachimu. Skrzyżował ręce na piersiach, ale natychmiast pożałował tego gestu. Palący ból spowodował, że musiał zrezygnować z tej pozy.

   - Twe imię i pochodzenie, dziewczyno!

   Uniosła się i wyprostowała. Rysy jej twarzy przestały się przeobrażać. Powoli oparła się o ściankę łoża, tak że spoglądali na siebie oddzieleni całą jego długością.

   - Co z Faxem?

   - Nie żyje. Pytałem o twoje imię!

   Wyraz triumfu zagościł na jej twarzy. Ześliznęła się z łoża i stała się nadspodziewanie wysoka.

   - W moich żyłach płynie krew prawowitych właścicieli Ruatha. Żądam przywrócenia mych praw do posiadłości zażądała dźwięcznym głosem.

   Przez moment F'lar zachwycony słuchał pełnych dumy słów dziewczyny, lecz zaraz potem odrzucił w tył głowę i roześmiał się. - Ty? Ta kupa łachmanów? - nie mógł powstrzymać się, by nie zakpić sobie z kontrastu pomiędzy dumną postawą dziewczyny, a jej ubraniem. - Nie, nie moja pani, my jeźdźcy słyszeliśmy słowa wypowiedziane przez Faxa, który zrzekł się schronienia na rzecz swego potomka. Jak myślisz, czy dla twego kaprysu mam wezwać na pojedynek także nowo narodzone dziecko? A może udusić je pieluszkami?

   Oczy jej zabłysły, a wargi skrzywiły się w strasznym uśmiechu. - Dziecko nie żyje. Gamma zmarła wraz z nie narodzonym dzieckiem. Skłamałam...

   ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin