05.htm

(20 KB) Pobierz

 

 

Anne McCaffrey       Jeźdźcy Smoków

    . 5 .    

Czuwaj wher-stróżu, bądź czujny

w swojej ciemnej norze

strzeż dobrze, wher-strażniku!

Ktoś się zbliża po cichu!


 

   Wher coś ukrywa - F'lar zapewniał F'nora, gdy naradzali się w pośpiesznie uprzątniętej Wielkiej Izbie. w pomieszczeniu nadal było zimno, choć rozpalono duży ogień na kominku.

   - On skomlał, ponieważ Canth mówił coś do niego - zauważył F'nor, opierając się o okap kominka i przesuwając się z miejsca na miejsce, by choć trochę się ogrzać. Patrzył na dowódcę, który przechadzał się niecierpliwie po izbie.

   - Mnementh uspokaja go - odpowiedział F'lar. - Bestia jest w stanie uznać nocne majaki za zagrożenie. Zresztą jest tak stara, że może nie być przy zdrowych zmysłach. Ale...

   - Wcale tak nie sądzę - F'nor podzielił wątpliwości F'lara. Z obawą patrzył na obwieszony pajęczynami sufit. Nie był pewien ery, zniszczył większość robactwa, a nie lubił ich ukąszeń. Nie był to zresztą szczyt niewygód, jakich doświadczył mieszkając w tych zapomnianych schronieniach. Jeśli tylko się w nocy ociepli, to wzbije się na swym smoku w powietrze. Byłoby to rozsądniejsze niż podporządkowanie się temu, co Fax lub zarządca sugerowali.

   - Hm-m-m - zamruczał F'lar, patrząc z dezaprobatą na brunatnego jeźdźca.

   - To nie do wiary, by w przeciągu dziesięciu krótkich Obrotów Ruatha mogła tak podupaść. Przecież każdy smok wyczułby tu obecność mocy i wydaje się oczywiste, że wher był przez kogoś na pewno kontrolowany. Taka praca wymaga dobrego panowania nad sobą.

   - Taką mocą dysponować może jedynie ktoś z rodu - przypomniał mu F'lar.

   F'nor spojrzał kątem oka na przywódcę, zastanawiając się przez chwilę czy to prawda.

   - Zgadzam się z tobą, że jest tu gdzieś moc - zgodził się F'nor. - Jestem w stanie wyobrazić sobie, że w schronieniu ukrywa się może jakiś bękart, w którego żyłach płynie krew dawnego rodu. Ale my poszukujemy kobiety.

   - Wher jednak coś ukrywa. A tylko ktoś z rodu może sprawić, by się tak zachowywał - powiedział F'lar z naciskiem. Wskazując ręką na ściany stwierdził: - Ruatha została pokonana. Trwa jednak w oporze, w subtelnym oporze. Powiedziałbym, że to wskazuje na obecność potomka starego rodu i mocy. Nie tylko mocy.

   Uparty wyraz oczu F'lara i zaciśnięte szczęki mówiły F'norowi, żeby zmienił temat rozmowy.

   - Muszę dokładnie sobie obejrzeć zrujnowaną posiadłość wymamrotał i opuścił izbę.

   F'lar był poirytowany obecnością kobiety, którą Fax przysłał mu do towarzystwa. Denerwowała go ciągłym chichotem i kichaniem. Wymachiwała chusteczką, choć zupełnie nie wycierała nią nosa. Była to zresztą raczej przepaska niż chusteczka, która już bardzo dawno temu powinna być wyprana. Kobieta śmierdziała kwaśnym potem i zjełczałym odorem pożywienia. Zwierzyła się F'larowi z tego, że jest brzemienna i jak sądził, albo robiła to, by ubliżyć jeźdźcowi, albo też Fax polecił jej celowo powiedzieć to niby mimochodem. F'lar zwyczajnie to zignorował.

   Lady Trela nerwowo trajkotała o potwornym stanie pokoi, do których skierowano lady Gammę i inne szlachetnie urodzone kobiety z orszaku Faxa.

   - Wszystkie okiennice były nie domknięte przez całą zimy Ach, gdybyś zobaczył, panie te wszystkie śmieci, które walały się po podłodze. W końcu kazaliśmy służącym zanieść je do pieca Ale wówczas piec zaczął tak okropnie kopcić, że trzeba były posłać po zduna - lady Trela zachichotała. - A zdun znalazł kamień w przewodzie kominowym, który nie pozwalał uzyskaj ciągu. Reszta komina, o dziwo, była w zupełnie dobrym stanie.

   Dla potwierdzenia swych słów machnęła chusteczką. F'lar wstrzymał oddech, gdy gest ten przywiał odrażający zapadł w jego kierunku.

   Spojrzał w górę izby, w stronę wewnętrznych drzwi schronienia i zobaczył schodzącą powolnymi, bojaźliwymi krokami lady Gammę.

   - Ach, ta biedna lady Gamma - paplała lady Trela, głęboko przy tym wzdychając. - Jesteśmy tak przejęte. Nie wiem, dlaczego mój pan nalegał na jej przyjazd. Niby ma jeszcze czas do porodu a jednak... - troska w jej głosie brzmiała szczerze.

   Pozostawił swą trajkoczącą towarzyszkę i dwornie wyciągnął ramię do lady Gammy, aby pomóc jej zejść po schodach. Jedynie krótkotrwałe zaciśnięcie jej palców na jego przedramieniu zdradziło mu jej wdzięczność. Twarz jej była bardzo blada i ściągnięta. Zmarszczki głęboko wyryte wokół oczu i ust były wystarczającym dowodem jej wysiłku.

   - Widzę, że próbowano posprzątać w izbie - zauważyła, by podjąć rozmowę.

   - Tylko próbowano - sucho przyznał F'lar, rozglądając się po wielkiej przestrzeni izby. Krokwie obwieszone były od wielu Obrotów pajęczynami, których mieszkańcy zrzucali od czasu do czasu larwy na podłogę, stoły i półmiski. Miejsca, gdzie wisiały kiedyś stare chorągwie rodu, były obecnie pokryte grubą warstwą kurzu.

   - A kiedyś było to całkiem przyjemne pomieszczenie - wyszeptała lady Gamma do F'lara.

   - Pani, jesteś związana uczuciowo z Ruatha? - zapytał uprzejmie.

   - Tak, gdy byłam młoda - głos jej wyraźnie załamał się na ostatnim słowie. - To był szlachetny ród!

   - Czy sądzisz, pani, że ktokolwiek mógł ujść siepaczom Faxa? Lady Gamma rzuciła mu wystraszone spojrzenie. Szybko jednak uspokoiła się, żeby nikt nie zauważył. Ledwie dostrzegalnie potrząsnęła głową, potem przesunęła się, aby zająć miejsce przy stole. Wdzięcznie skinęła głową w kierunku F'lara, zwalniając go z obowiązku towarzyszenia jej.

   F'lar wrócił do swojej partnerki i posadził ją przy stole po swej lewej stronie. Po prawej siedziała bowiem lady Gamma. Fax natomiast usiądzie za nią. Jeźdźcy oraz oficerowie Faxa będą umieszczeni przy niższych stołach. Żaden z członków gildii nie został zaproszony do Ruatha.

   Do izby wszedł Fax w towarzystwie aktualnej faworyty, dwóch oficerów oraz zarządcy. Podszedł do stołu z twarzą purpurową od tłumionego gniewu. Gwałtownie odsunął krzesło. Siadając przysunął je do stołu z taką siłą, że niezbyt stabilny kamienny blat o mało się nie urwał. Patrząc spode łba, zbadał swój kielich oraz talerz przeciągając palcem po jego powierzchni, gotów rzucić nim, jeśliby tylko próba nie wypadła pomyślnie.

   - Pieczeń i świeży chleb, mój lordzie. Owoce i korzenie, które mamy. Gdybym tylko wiedziało przybyciu waszej wysokości, natychmiast posłałbym do Crom po...

   - Posłałbym do Crom? - zaryczał Fax uderzając talerzem. Siła uderzenia była tak wielka, że talerz wygiął się na brzegach. Zarządca zadrżał tak, jakby to jego właśnie okaleczono.

   - W dniu, w którym hold nie będzie w stanie utrzymać siebie, czy też godnie przyjąć swego prawowitego władcy, nie będzie mi potrzebny i zniszczę go.

   Lady Gamma sapnęła, a smoki równocześnie zaryczały. F'lar poczuł obecność mocy. Jego oczy instynktownie odszukały F'nora, który siedział przy niższym stole. Brunatny jeździec i pozostali jeźdźcy smoków, doświadczyli trudnego do wyjaśnienia uderzenia uniesienia.

   - Czy coś się nie podoba? - warknął Fax.

   F'lar udawał pewnego siebie. Wyciągnął nogi pod stołem i przyjął niedbałą pozycję w ogromnym fotelu.

   - Coś nie w porządku?

   - Smoki!

   - Nie, to nic takiego. One często ryczą... o zachodzie słońca, na stada przelatujących wherów lub jeśli są głodne - F'lar uprzejmie uśmiechnął się do pana Dalekich Rubieży. Jego sąsiadka zapiszczała:

   - Czy już pora na ich karmienie? Czy nie byty karmione?

   - Ach, pięć dni temu.

   - Och... pięć dni temu? I są... teraz głodne? - Jej piskliwy głos przeszedł w przerażony szept.

   - Nie, dopiero za kilka dni - zapewnił ją F'lar. Pod maską rozbawienia kryło się skupienie. Uważnie lustrował izbę. Źródło mocy znajdowało się gdzieś w pobliżu. W izbie lub tuż na zewnątrz. Moc dała znać o sobie naraz po słowach Faxa, tak jakby ją specjalnie sprowokował do ujawnienia się. Zatem jej źródło musi być w izbie. Miała niewątpliwie coś kobiecego w sobie Można zatem wykluczyć żołnierzy Faxa i ludzi zarządcy. F'la zauważył, że F'nor i inni jeźdźcy ukradkowo przyglądają się każdej osobie znajdującej się w izbie. Któraś z kobiet Faxa? Uważał to za mało prawdopodobne Wszystkie znajdowały się w pobliżu Mnementha i żadna nie ujawniła ani krzty mocy, ani - za wyjątkiem lady Gammy - śladu inteligencji.

   Czyli któraś z kobiet przebywających w izbie. Jak dotąd, widział jedynie godne pocałowania służące oraz starzejące się kobiety, które zarządca trzymał jako gospodynie. A może kobieta zarządcy? Musi sprawdzić, czy jakąś ma. A może któraś z kobiet strażników? Musiał wręcz stłumić w sobie chęć wyjścia z izby na poszukiwania.

   - Wystawia pan wartę - rzucił niedbale do Faxa.

   - W holdzie Ruatha, podwójną - odpowiedział twardym głosem Fax.

   - Tutaj? - roześmiał się F'lar wskazując na żałośnie wyposażoną izbę.

   - Tutaj! - rzucił krótko Fax i zmienił temat rozmowy. Podawać wreszcie jedzenie!

   Pięć służących wniosło tacę z pieczenią. Dwie z nich miały łachmany tak brudne, że F'lar miał nadzieję, iż to nie one przygotowywały posiłek. Nikt, kto miał choć odrobinę mocy, nic upadłby chyba tak nisko, chyba że...

   Zapach, który dotarł do niego, gdy półmisek został postawiony na bocznym stole, rozproszył jego myśli. Śmierdziało przypalonymi kośćmi i zwęglonym mięsem. Nawet przyniesiony dzban klah wydawał przykrą woń. Zarządca gorączkowo ostrzył narzędzia łudząc się, że dobrze wyostrzonym nożem wykroi jakieś jadalne porcje z tej, nic wyglądającej na pieczeń, padliny.

   Lady Gamma ponownie głęboko wciągnęła powietrze. F'lar zobaczył, jak dłonie jej zacisnęły się mocno na poręczach fotela. Widział jej konwulsyjnie pracujący przełyk. F'larowi również odechciało się ucztowania.

   Znowu pojawiły się służące niosąc tym razem drewniane tace z chlebem. Z bochenka zeskrobano lub wycięto spaloną skórkę. F'lar próbował dojrzeć twarze usługujących. Półmisek z warzywami pływającymi w tłustej cieczy podawała osoba, której twarz skryta była wśród poplątanych włosów. Z obrzydzeniem F'lar grzebał wśród warzyw. Chciał znaleźć ugotowaną porcję, aby ją podać lady Gammie. Towarzyszka Faxa odmówiła jednak skosztowania czegokolwiek. Jej twarz była przeraźliwie blada. Właśnie miał się odwrócić, żeby obsłużyć lady Trelę, gdy zobaczył, że ręka lady Gammy zaciska się konwulsyjnie na poręczy krzesła. Wówczas zdał sobie sprawę, że jej złe samopoczucie nie było spowodowane wcale paskudnym pożywieniem. Ona po prostu miała gwałtowne skurcze porodowe.

   F'lar spojrzał w kierunku Faxa. Lord patrzył nachmurzony na wysiłki zarządcy próbującego znaleźć choć jedną jadalną porcję mięsa.

   F'lar ledwo palcami dotknął ramienia lady Gammy. Obróciła się jedynie na tyle, by kątem oka spojrzeć na F'lara. Zmusiła się do półuśmiechu.

   - Nie śmiem teraz wyjść, lordzie F'lar. Fax staje się nieobliczalny, gdy tylko przybywa do Ruatha.

   F'lar nie wiedział, jak się zachować, gdy po raz kolejny lady Gammą wstrząsnął skurcz. Ta kobieta byłaby wspaniałą władczynią Weyr, pomyślał, gdyby tylko była młodsza.

   Tymczasem zarządca trzęsącymi się rękoma podawał Faxowi pokrojone mięso. Były tam kawałki zarówno mocno spieczone, jak i niemal nadające się do jedzenia.

   Jeden wściekły ruch wielkiej pięści Faxa i zarządca miał talerz, mięso i sos na twarzy. Wbrew sobie F'lar westchnął, gdyż niewątpliwie stanowiły one jedyne jadalne kawałki z całego zwierzęcia.

   - Ty to nazywasz jedzeniem? Odpowiedz, czy byś to zżarł?! ryknął Fax. Głos jego odbijał się od sklepienia izby. Z pajęczyn spadło robactwo, gdyż dźwięk głosu wprawił w drganie delikatne nici.

   - Pomyje! Pomyje!

   F'lar szybko strząsnął z szat lady Gammy pełzające robaki.

   Kobieta nie była w stanie się ruszyć.

   - To jest wszystko, co byliśmy w stanie w tak krótkim czasie przygotować - wyskomlał zarządca, a przemieszany z krwią sos sączył się po jego policzkach. Fax rzucił w niego kielichem i wino spłynęło z piersi mężczyzny. Dymiący półmisek pełen korzeni był następnym w kolejności i mężczyzna zajęczał, gdy gorąca ciecz chlusnęła na niego.

   - Mój panie, mój panie, gdybym tylko wiedział...

   - Najwidoczniej Ruatha nie jest w stanie podjąć należycie swe go lorda.

   - Musisz się zatem jej wyrzec - usłyszał F'lar wypowiedziani przez siebie słowa.

   Były one równie szokujące dla F'lara, jak i dla każdego innego uczestnika biesiady. Zapadła cisza przerywana jedynie plaśnięciami spadających robaków i kapaniem sosu spływającego z twarzy zarządcy. Chrobot podkutych butów Faxa był aż nadto wyraźny, gdy odwrócił się powoli, by spojrzeć w twarz spiżowemu jeźdźcowi.

   Nim F'lar otrząsnął się ze zdumienia i próbował znaleźć wyjście z niezbyt przyjemnej sytuacji, ujrzał F'nora podnoszącego się powoli z ręką opartą na rękojeści sztyletu.

   - Czy nie przesłyszałem się? - spytał Fax z twarzą bez wyrazu, ze znieruchomiałymi oczyma.

   F'lar nie był w stanie zrozumieć, jak mógł rzucić te słowa, wręcz aroganckie wyzwanie dla Faxa. Jednak opanował się i przybrał znudzoną pozę.

   - Wspomniałeś przecież lordzie - powoli przeciągał słowa że jeżeli któraś z twoich posiadłości nie będzie w stanie utrzymać siebie i ugościć prawowitego władcę, to wówczas wyrzekniesz się jej.

   Z twarzą zastygłą od tłumionych emocji oraz z niekłamanym błyskiem triumfu w oczach, Fax spojrzał na F'lara. Jeździec z wymuszoną obojętnością na twarzy gorączkowo rozmyślał. Na Jajo, czyż stracił resztki rozsądku.

   Udając jednak zupełną niefrasobliwość, nadział kilka warzyw na nóż, a następnie zaczął je głośno żuć. Kątem oka zauważył, że F'nor rozgląda się uważnie po izbie, bacznie badając każdego z osobna. Nagle F'lar zdał sobie sprawę z tego, co się wydarzyło. W jakiś niepojęty sposób on, jeździec, swoim zachowaniem spełnił wolę przesłania zawartego w mocy. F'lar, spiżowy jeździec, dał się wplątać w sytuację, z której jedynym wyjściem byłaby walka z Faxem. Dlaczego? Jakim celom miałoby to służyć? By Fax , zrzekł się posiadłości? Niewiarygodne! Jest tylko jeden prawdopodobny powód uzasadniający taki bieg wypadków. Jedyne co mógł zrobić w tej sytuacji to nadal odgrywać rolę znudzonego biesiadnika. Jakakolwiek próba stanięcia na drodze Faxowi oznaczałaby po prostu pojedynek, a pojedynek nie rozwiązywał żadnego problemu.

   Głośny jęk lady Gammy rozładował napięcie między dwoma przeciwnikami. Poirytowany Fax spojrzał na nią i podniósł zaciśniętą pięść, aby uderzyć ją za to, że śmiała przeszkadzać swemu panu i władcy. Raptem zaczął się śmiać. Odrzucił swą głowę do tyłu, ukazując duże, pożółkłe zęby.

   -Tak, zrzeknę się Ruatha ze względu na jej stan. Ale tylko, gdy ona urodzi chłopca... i będzie on żył! - wyryczał śmiejąc się ochryple.

   - Usłyszane i poświadczone! - rzucił F'lar, zrywając się na nogi i wskazując na swych jeźdźców. W tej samej chwili oni także wstali. - Usłyszane i poświadczone! - potwierdzili zwyczajową formułę.

   W tym momencie wszyscy naraz zaczęli z ożywieniem rozmawiać. Pozostałe kobiety dawały rozkazy służącym oraz wzajemne rady. Podążały w kierunku lady Gammy, kręcąc się jak ogłupiałe kwoki spędzone z grzędy, aby nie dostać się w zasięg rąk Faxa. Rozdarte między strachem przed swym lordem, a pragnieniem dotarcia do rodzącej kobiety nie wiedziały, co uczynić.

   Fax doskonale widział, że chciałyby pomóc, ale boją się. Śmiał się z tego kopiąc krzesło, na którym siedział, aż je przewrócił. Przekroczywszy je podszedł do stołu z pieczenią i odkroił kilka kawałków mięsa. Następnie, ociekające od sosu, wpychał je do ust, nie zaprzestając rubasznego śmiechu.

   F'lar pochylił się nad lady Gammą. Chciał pomóc jej wstać z krzesła, gdy ona chwyciła go nagle za ramię. Jej oczy zamglone bólem spotkały oczy F'lara. Przyciągnęła go bliżej szepcząc:

   - On chce cię zabić, spiżowy jeźdźcu. Kocha zabijanie.

   - Jeźdźców nie zabija się tak łatwo, pani. Dziękuję jednak za ostrzeżenie.

   - Nie chcę byś został zabity- powiedziała cicho, przygryzając wargi. - Mamy tak mało spiżowych jeźdźców.

   F'lar spojrzał na nią zaskoczony. Czy ona, kobieta Faxa, rzeczywiście wierzyła w dawne prawa? Skinął na dwóch ludzi zarządcy, by zanieśli ją na górę. Schwycił lady Trelę za ramię, gdy ta kręciła się nerwowo.

   - Czego potrzebujecie?

   - Och - wykrzyknęła z paniką. - Wody, gorącej i czystej. Płótna. I akuszerki. Och, tak, musimy mieć położną.

   F'lar spojrzał na jedną z kobiet, która zaczęła wycierać zalaną podłogę. Zawołał zarządcę i rozkazał posłać po położną. Zarządca kopnął kobietę klęczącą na podłodze.

   - E, ty... ty! Jak ci tam. Idź sprowadź położną z osady. Na pewno wiesz, która to.

   Służąca zręcznie uniknęła pożegnalnego kopniaka, którym zarządca zamierzał ją poczęstować. Uczyniła to zbyt zręcznie jak na rozczochrana wiedźmę. Popędziła przez izbę. Wybiegła przez kuchenne drzwi.

   Fax kroił i rozszarpywał mięso, od czasu do czasu wybuchając głośnym śmiechem, jak gdyby się śmiał z własnych myśli. F'lar wolnym krokiem zbliżył się do pieczeni i nie czekając na zaproszenie ze strony gospodarza, zaczął wykrawać jadalne kawałki. Żołnierze Faxa czekali, aż ich lord naje się do syta.

następny   

 

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin