Palmer Diana - Gra pozorów.doc

(596 KB) Pobierz

 

Palmer Diana

GRA POZORÓW

 

Eleanor nigdy nie kryła podziwu dla Keegana. Przystojny i bogaty sąsiad bardzo imponował naiwnej nastolatce. Gdy zaprosił ją na randkę, nie posiadała się z radości. Potem przez cały wieczór snuła śmiałe plany na przyszłość. Jakie było jej zdumienie, gdy następnego dnia Keegan zaręczył się z inną dziewczyną, z którą zresztą zerwał zaledwie po dwóch miesiącach... Od tej pory Eleanor traktuje go jak śmiertelnego wroga, i to pomimo upływu lat. Jednak Keegan niezbyt się tym przejmuje. Na agresję odpowiada kpiną, nie unika spotkań. Wpada we wściekłość tylko wówczas, gdy Eleanor opowiada o swoim nowym chłopaku...

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Eleanor Whitman zobaczyła na podjeździe czerwone porsche i z rozmysłem minęła skromny, parterowy domek na terenie ogromnej farmy należącej do rodziny Taber. Imponującej wielkości posiadłość sąsiadowała z przedmieściem Lexington, drugiego co do wielkości miasta stanu Kentucky.

Eleanor aż za dobrze znała czerwone autko i wiedziała, kto nim przyjechał. Miała wszelkie powody, aby nienawidzić tego osobnika, lecz mimo to jej serce zabiło szybciej i nic nie mogła na to poradzić. Zacisnęła smukłe palce mocniej na kierownicy i zaczęła głęboko oddychać. Jej dłonie w końcu przestały drżeć, a z wielkich, ciemnych oczu zniknął wyraz głębokiej niechęci.

Skręciła w długą, uroczą aleję wysadzaną pośrodku wielkimi drzewami o rozłożystych koronach. Nie miała pojęcia, dokąd jedzie. Lexington było luźnym zgrupowaniem niedużych dzielnic o zróżnicowanym charakterze, lecz mieszkańcy każdej z nich czuli się tutaj niemal jak członkowie jednej solidarnej rodziny. Eleanor często żałowała, że wraz z ojcem nie mieszka w mieście.

Wolałaby żyć tutaj, ale za dom na terenie farmy nie musieli płacić czynszu, co było swoistą premią dla osób zatrudnionych przez starszego pana Tabera. Na gigantycznej farmie mieszkały dziesiątki pracowników - stolarze, mechanicy, robotnicy rolni, weterynarz i jego pomocnicy, trener koni oraz jego asystenci, kowal... lista zdawała się nie mieć końca. Dumą stadniny były dwa wspaniałe konie wyścigowe, z których jeden zdobył trofeum Potrójnej Korony, oraz stado czystej krwi byczków rasy Angus. Farma prowadziła wielostronną działalność i była niemal samowystarczalna, a Taberowie mieli pieniędzy jak lodu.

Ojciec Eleanor był stolarzem - bardzo dobrym stolarzem - i albo naprawiał istniejące budynki, albo pomagał wznosić nowe. Ale trzy miesiące temu spadł z wysokiej drabiny, złamał kość biodrową i dopiero teraz, po długich tygodniach fizykoterapii, zaczynał odzyskiwać formę. Taberowie nie tylko go nie zwolnili, lecz przez cały ten okres płacili składki na ubezpieczenie zdrowotne oraz rachunki za świadczenia, chociaż Eleanor usiłowała ich przekonać, aby przestali to robić.

Nie zatrudnili nikogo na miejsce jej ojca i troszczyli się o niego jak o członka własnej rodziny. Chcieli, aby po powrocie do zdrowia nadal dla nich pracował. Zdaniem lekarzy wszystko wskazywało na to, że jej ojciec już wkrótce będzie mógł podjąć przerwane obowiązki. Na razie jednak Eleanor troskliwie o niego dbała, dogadzała mu jak mogła i była wdzięczna niebiosom za to, że nie stracił w wypadku życia. Poza ojcem nie miała nikogo innego na świecie.

Wychowała się na farmie Taberów i jako nastolatka uwielbiała ich wielki, biały dom z imponującym, długim gankiem i eleganckimi kolumnami. Ale jeszcze bardziej uwielbiała Keegana Tabera i właśnie to stało się początkiem jej upadku. Później długo nie mogła się pozbierać, ale cztery lata szkoły pielęgniarskiej w Louisville pomogły Eleanor wydorośleć, a najlepszym przejawem jej dojrzałości było podjęcie stałej pracy w prywatnym szpitalu w Lexington.

Przed czterema laty nie zdołała oprzeć się urokowi Keegana. Nie znała prawdziwego powodu, z jakiego chciał iść z nią na randkę, i szczerze go znienawidziła, gdy poznała prawdę. Obecnie rozmawiała z nim jedynie wtedy, gdy było to absolutnie nieuniknione, i trzymała się od niego z daleka. Upływ czasu pomógł złagodzić ból doznanego rozczarowania i Eleanor dopiero teraz zaczynała żyć od nowa.

Czasami zastanawiała się jednak, dlaczego od jej powrotu Keegan zachowuje się dziwnie. Zupełnie nie przejmował się ani jej jadowitymi spojrzeniami, ani żadnymi innymi przejawami okazywanej mu antypatii. A na dodatek często ich odwiedzał i Eleanor wiedziała, że Keegan spędza z jej ojcem mnóstwo czasu. Najwyraźniej miał go w nadmiarze, co wydawało się niezrozumiałe, ponieważ zajmował się wieloma interesami wymagającymi dużego nakładu pracy.

Ojciec Keegana, Gene Taber, z racji wieku był coraz mniej zaangażowany w sprawy farmy i syn prawie całkowicie przejął zarządzanie rodzinnym interesem. Keegan był jedynakiem, a jego matka zmarła dawno temu, toteż wielka rezydencja Flintlock, otoczona białym płotem na bujnych, zielonych łąkach, miała aktualnie tylko dwóch mieszkańców.

We wczesnym okresie istnienia stanu Kentucky zdarzyło się we Flintlock coś nadzwyczajnego. Podczas zmagań z Indianami pionierom skończyły się zapasy wody. W tej kryzysowej sytuacji żony osiedleńców zdecydowały się na niezwykle śmiały krok. Pod przywództwem podobno samej Becky Boone, żony Daniela, jednego z najbardziej znanych osadników, udały się z wiadrami nad płynący w pobliżu strumień.

Kontrolowali go Indianie, lecz - co wszystkich ogromnie zdumiało - wstrzymali oni ogień z broni palnej aż do chwili, gdy kobiety bezpiecznie wróciły z wodą do swojego obozowiska. Miejsce tego historycznego wydarzenia oznaczono wielkim głazem, obecnie znajdującym się na terenie pastwiska dla bydła. Turyści, którzy chcieli przeczytać wyrytą na kamieniu opowieść, nadal ryzykowali spotkaniem oko w oko z pasącymi się bykami.

Eleanor właśnie mijała to pastwisko i natychmiast przypomniała sobie dzień, kiedy dawno temu przyszła obejrzeć słynne miejsce z Keeganem. Ależ była wtedy naiwna i zauroczona przystojnym sąsiadem. Dobrze, że to właśnie Keegan wyleczył ją z tego młodzieńczego uczucia. Terapia była brutalna, lecz szalenie skuteczna i po jej zakończeniu Eleanor długo sądziła, że już nie będzie jej stać na cieplejsze uczucia. Lecz obecnie, dzięki Wade'owi, jej serce zaczęło powoli topnieć.

Wade. Miał ją dzisiaj odwiedzić w domu po raz pierwszy, od kiedy się poznali. Chciała przedstawić go ojcu. Oby tylko Keegan znów nie wpadł do nich na partyjkę szachów ze swoim ulubionym partnerem, Barnettem Whitmanem. Jeszcze tego brakowało, aby plątał się pod nogami, gdy ojciec będzie gawędził z zaproszonym na obiad gościem.

Wade Granger stopniowo stawał się w jej życiu kimś ważnym. Był pacjentem w jej szpitalu i przywiązał się do niej, co zdarza się wielu osobom, którymi przez pewien czas opiekuje się ta sama pielęgniarka. Eleanor zbywała śmiechem prośby o randkę, ponieważ była pewna, że Wade po wyjściu ze szpitala natychmiast o niej zapomni. Ale tak się nie stało. Najpierw zaczął przysyłać kwiaty, później - bombonierki z pysznymi czekoladkami. Był równie bogaty, jak Keegan, więc nie posiadała się ze zdumienia, że tak bardzo się nią zainteresował. W końcu nawet go polubiła, on zaś bezustannie próbował ją przekonać, aby została jego dziewczyną. 

- No powiedz, czego mi brakuje? - pytał żałośnie, lecz uśmiechał się przy tym jak sprytny kot z komiksu, a w ciemnych oczach igrały ogniki rozbawienia. - Jestem tylko parę lat starszy od ciebie, nieżonaty, bogaty i taki seksowny. Potrzebujesz czegoś więcej? Może i mam trochę nadwagi, ale co z tego?

Z westchnieniem wyjaśniła, że ona pochodzi z niezamożnej rodziny i dlatego nie powinna się z nim wiązać.

- Nonsens - mruknął Wade. - Przecież się nie oświadczam. Proszę cię tylko o randkę.

W końcu się poddała, lecz zamiast iść z nim do eleganckiej restauracji, wolała zaprosić go do domu na obiad. Może Wade ostygnie w swoich zapałach, gdy zobaczy, jak i gdzie ona mieszka.

Był sympatycznym człowiekiem i traktowała go po przyjacielsku, ale nie chciała emocjonalnie się zaangażować. Keegan kompletnie wyleczył ją z romantycznych uczuć. Nie zamierzała znów zaufać mężczyźnie i oddać mu swego serca. Aż za dobrze wiedziała, czym to się kończy. Nadal pamiętała, jakie zimne popioły zostawia za sobą ogień gorącej miłości.

W domu nigdy nawet słowem nie wspomniała o romansie z Keeganem. Lepiej, aby ojciec o niczym nie wiedział. Zresztą słowo romans było w tym przypadku określeniem na wyrost. Spędziła z Keeganem tylko jeden wieczór i jedną magiczną noc, ponieważ jak głupia wierzyła wtedy w bajki. Cóż, zapomniała o zdrowym rozsądku, ale nagłe zaloty Keegana bardzo jej pochlebiły i dlatego nie zakwestionowała motywów jego zainteresowania. Nie miała pojęcia, że użył jej tylko jako narzędzia, za pomocą którego chciał sprowokować kobietę, którą naprawdę kochał.

Eleanor czasami zastanawiała się nad losami Lorraine Meadows. Drobna, jasnowłosa Lorraine imponowała ekskluzywnym gustem, nosiła kosztowne ciuszki z najdroższych butików, a jej rodzice wydali majątek na jej wychowanie. Keegan ogłosił zaręczyny z Lorraine nazajutrz po owej pamiętnej randce z Eleanor, która na wieść o jego małżeńskich planach zalała się łzami. Przyjechał do domu jej ojca, aby z nią porozmawiać, ale nie chciała go widzieć i zamknęła się w swojej sypialni. Zresztą o czym tu rozmawiać? Przecież już dostał to, czego chciał.

Zaręczyny odnotowano we wszystkich najważniejszych kronikach towarzyskich, lecz niespełna dwa miesiące później para zrezygnowała ze wspólnej przyszłości i definitywnie się rozstała. Eleanor, która już rozpoczęła studia w szkole pielęgniarskiej, nie posiadała się ze zdumienia. Jej zdaniem Lorraine idealnie nadawała się na panią rezydencji Flintlock. Obecnie, po czterech latach, nikt już nawet nie wspominał Lorraine Meadows. A jeśli wierzyć miejscowym plotkom, Keegan uganiał się za wszystkimi ładnymi dziewczynami.

Eleanor jeszcze przez pół godziny jeździła po okolicy i w końcu ruszyła z powrotem do domu. Miała nadzieję, że Keegan już załatwił sprawy z jej ojcem, lecz niestety spotkało ją rozczarowanie. Nie mogła jednak dłużej zwlekać, ponieważ zaprosiła Wade'a na szóstą trzydzieści, a teraz była już czwarta.

Zaparkowała auto za czerwonym, stylowym porsche i z białym pielęgniarskim czepkiem w dłoni weszła do domu. Siłą woli stłumiła przypływ podniecenia, które zawsze ogarniało ją na widok Keegana.

Siedział naprzeciw jej ojca w saloniku i zupełnie nie pasował ani do tego pokoju, ani do starego fotela o spłowiałej tapicerce. Teraz zerwał się z niego, a Eleanor niechętnie przyznała w myśli, że Keegan to wyjątkowo przystojny mężczyzna. Był bardzo wysoki i muskularny, miał faliste, ognistorude włosy, a w twarzy o męskich, ostrych rysach zwracały uwagę wysoko sklepione kości policzkowe i oczy błękitne jak niebo w lecie.

Keegan emanował wrodzoną arogancją, która działała na Eleanor ekscytująco, a cień jego uśmiechu i spojrzenie lekko przymrużonych oczu zawsze przyprawiały ją o rumieniec. Wąskie wargi, choć jakby stworzone do wyrażania okrucieństwa, były zdumiewająco zmysłowe. Szczupła sylwetka mogła zmylić kogoś, kto nie znał Keegana. Eleanor wielokrotnie widziała, czym kończyły się utarczki z robotnikami, którzy nie docenili jego fizycznych możliwości. Cóż, ona sama też kędyś zlekceważyła jego siłę. Ale już nigdy więcej...

- Cześć, Keegan - powitała go lekkim, chłodnym tonem. Nawet się uśmiechnęła i cmoknęła ojca w czoło. - Udany dzień, tato?

- Nawet bardzo. - Jej ojciec zaśmiał się dobrodusznie. - Keegan zawiózł mnie do Lexington na zabieg. Zdaniem pani fizjoterapeutki już za miesiąc będę nadawał się do pracy.

- Wspaniale! - oświadczyła.

Wiedziała, że Keegan, jak zwykle, pożera ją wzrokiem.

- Muszę już lecieć - oznajmił teraz, jakby rzeczywiście się śpieszył. - Eleanor, twój ojciec i ja nie mogliśmy znaleźć kosztorysu budowy nowej stodoły. Może wiesz, gdzie jest?

- Oczywiście. - Ach, więc dlatego dzisiaj tu przyszedł. A ona naiwnie sądziła, że... - Zaraz ci go dam. - Poszła do małego biurowego pokoiku, wspięła się na palce i zdjęła z najwyższej półki regału pudło z dokumentami. Na moment zaparło jej dech, gdy zauważyła, że Keegan błądzi spojrzeniem po jej sylwetce w białym pielęgniarskim uniformie.

- Wprawiłem cię w zażenowanie? Po raz pierwszy od lat, prawda, Ellie?

- Nie podoba mi się to zdrobnienie - odparła chłodno. Nie patrząc na Keegana, usiadła za biurkiem i wyjęła z pliku papierów kosztorys. - Proszę bardzo.

- Jak długo jeszcze będziesz się na mnie boczyć? - Keegan odsunął się od drzwi i wziął dokument. - Minęły już całe lata.

- Nie mam nic przeciwko panu, panie Taber - odparła z udawaną obojętnością. 

- Nie zwracaj się do mnie po nazwisku. Wiesz, że tego nie lubię.

- Naprawdę? - spytała z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. - Przecież jesteś tu szefem, prawda? Mieszkamy w domu, który należy do ciebie, dostarczamy ci rozrywki... dość urozmaiconej - dodała z goryczą, a cienkie wargi Keegana na moment się zacisnęły.

- Wróciłaś tutaj. - Keegan zrolował kosztorys w tubkę. - Dlaczego?

- A dlaczegóżby nie? - spytała wyzywająco, unosząc brwi. - Myślałeś, że do końca życia będę trzymać się z daleka, aby ci oszczędzić wstydu?

- Wcale mnie nie zawstydzasz.

- Ale ty zawstydzasz mnie. - Spiorunowała go wzrokiem. - Nienawidzę wspomnień o tamtym dniu. Nienawidzę ciebie. Dlaczego w ogóle tu przychodzisz?

- Przyjaźnię się z twoim ojcem. Troszczyłem się o niego, gdy cię tu nie było. Przecież miał wypadek przy pracy.

- Wiem i jestem ci wdzięczna, ale ojciec już prawie odzyskał formę.

- Poza tym jest świetnym szachistą. Nie ma jak dobra partyjka... Uwielbiam szachy.

- Uwielbiasz strategiczne rozgrywki. Aż za dobrze pamiętam, jaki z ciebie manipulator. Umiesz po mistrzowsku pociągać za sznurki i ludzie robią wszystko, czego chcesz. Ale nie ze mną te numery, Keegan. Nigdy więcej. 

- Uważasz mnie za skończonego egoistę, prawda? Żadnych wątpliwości co do motywów?

- Chyba już zapomniałeś, że wyszło szydło z worka - wycedziła słodkim tonem.

Twarz Keegana stężała, a w jego błękitnych oczach zamigotał błysk gniewu.

- Na litość boską, sama nigdy nie popełniłaś błędu w swoim idealnym życiu?

- Popełniłam. Z tobą, tamtej nocy - odparła z pasją w głosie. - Co za ironia, że wcale nie sprawiło mi to przyjemności!

Policzki Keegana poczerwieniały i Eleanor z zadowoleniem stwierdziła, że trafiła na czułą strunę. Dobrze mu tak.

- Niech cię diabli! - wydyszał, rozjuszony jej uwagą, i zgniótł w dłoni zrolowany dokument.

- Prawda w oczy kole? Wybacz, że zdeptałam twoją męską dumę, ale nie lubię kłamać. - Odgarnęła z czoła kosmyk włosów w kolorze złocistego miodu. - Dałam ci to, co pragnęłam zachować dla mężczyzny, którego kocham, a nazajutrz się dowiedziałam, że mnie wykorzystałeś, aby wzbudzić zazdrość Lorraine! Chciałeś tylko, żeby zgodziła się za ciebie wyjść! Ciekawe, czy jej powiedziałeś całą prawdę. Powiedziałeś? - Eleanor po raz pierwszy od lat dała upust goryczy.

- Mów ciszej - syknął Keegan. - A może chcesz, żeby twój ojciec cię usłyszał?

- Myślisz, że nadal miałby o tobie dobre zdanie? - Eleanor prychnęła kpiąco. - Jego kumpel do gry w szachy, jego idol. Mój ojciec wcale cię nie zna!

- Ty też mnie nie znasz. Próbowałem wszystko ci wyjaśnić, ale nie chciałaś słuchać. Ani wtedy, ani później. Nawet napisałem do ciebie list.

- Spaliłam go, nieprzeczytany - oznajmiła triumfalnie. - Przecież i tak już wiedziałam, jakie z ciebie ziółko. Lorraine sama do mnie zadzwoniła i z rozkoszą podała mi wszelkie szczegóły... - Głos jej się załamał, więc się odwróciła i przygryzła język, usiłując powstrzymać łzy.

Nawet teraz, po czterech latach, cierpienie nadal było dojmujące. Odetchnęła głęboko i pomasowała kark, aby zapanować nad nerwami.

- A zresztą to wszystko już należy do przeszłości. Może wkrótce nawet o tym zapomnę. - Zerknęła na Keegana. - Nie powinieneś już iść i na przykład zająć się farmą? Mam za sobą długi dzień, a powinnam jeszcze przygotować kolację.

Keegan milczał. Usłyszała pstryknięcie zapalniczki, gdy zapalał papierosa, i kliknięcie, gdy wrzucił ją do kieszeni z kluczami. Ojciec kiedyś wspomniał, że Keegan rzucił palenie. Widocznie znów był w szponach wstrętnego nałogu.

- Dopiero po fakcie zrozumiałem, jak bardzo ci na mnie zależało. - Głos Keegana zabrzmiał ponuro. - I było już za późno, aby naprawić szkodę.

- Mam nadzieję, że wyrzuty sumienia dręczyły cię dzień i noc. Nie masz pojęcia, jak zraniłeś moją dumę. Ale na szczęście nie zaszłam w ciążę. - Eleanor jakimś cudem zdołała się zaśmiać i skrzyżowała ramiona na piersi. - A przy okazji... gdzie podziała się twoja narzeczona? Myślałam, że zaraz po oświadczynach zawleczesz ją przed ołtarz. Przecież powiedziała „tak".

- Nie chcę rozmawiać o Lorraine!

Oczywiście. Przecież był po uszy zakochany w tej bogatej pannicy, mimo jej wrednego zachowania. Eleanor zbyła jego odpowiedź wzruszeniem ramion, jakby dawny romans rzeczywiście nie był wart dalszej dyskusji.

- Jeśli chodziło ci tylko o ten kosztorys, to wybacz, ale już pójdę. - Ruszyła w stronę drzwi. - Muszę ugotować coś dobrego dla mojego chłopaka.

- Twojego chłopaka?

- Co cię tak dziwi? Wiem, że uważasz się za bożyszcze, któremu nikt nie dorówna, ale chyba nie spodziewałeś się, że przez resztę życia będę usychać z tęsknoty za tobą. Owszem, mam chłopaka - skłamała w żywe oczy. Ale Wade przecież był chłopakiem. I może kiedyś będzie należał do niej. - Jest bardzo przystojny, seksowny i nieziemsko bogaty.

- Bogaty?

- Och, pewnie nawet go znasz. To Wade Granger.

- Ty idiotko! - Twarz Keegana poczerwieniała z gniewu. - Wiesz, jak go nazywają? Stadny Romeo! Robił to z każdą dziewczyną w każdy możliwy sposób z wyjątkiem dyndania na gałęzi! 

- Cóż za erotyczna możliwość... - Eleanor uśmiechnęła się słodziutko. - Wprost nie mogę się doczekać!

- Do licha, nie słyszysz, co mówię? Jemu chodzi tylko o trochę rozrywki!

- Tak samo jak tobie cztery lata temu. - Eleanor prychnęła z pogardą. - No dalej, postrasz mnie konsekwencjami. Palnij mi kazanie na temat bogatych facetów, którzy wykorzystują mniej zamożne kobietki do niecnych celów. Znasz ten temat na wylot.

Keegan zrobił taką minę, jakby za moment miał wybuchnąć. Wyglądał jak ruda laska dynamitu spragniona ognia zapałki. Nawet piegi wydawały się większe niż zwykle.

- Eleanor...!

Dobrze znała ten ton, lecz już nie reagowała na niego w potulny sposób.

- Przestań się podniecać - odparła z udawaną słodyczą. - Bo zanadto podskoczy ci ciśnienie, staruszku.

- Nie jestem staruszkiem! - burknął Keegan. - Mam tylko trzydzieści pięć lat!

- Jesteś starszy ode mnie o całe trzynaście - przypomniała z naciskiem. - Dzieli nas przepaść międzypokoleniowa. Szkoda, że nie zauważyłam tego cztery lata temu. Byłam zbyt w tobie zadurzona, aby dostrzec różnicę wieku, lecz już dawno przejrzałam na oczy. Bądź spokojny, obecnie nie mam najmniejszej ochoty uganiać się za tobą. To doskonała wiadomość, prawda? - Stwierdziła, że Keegan wcale nie ma zachwyconej miny. Przeciwnie, w jego spojrzeniu malowała się niepewność.

- Wade jest dwa lata starszy ode mnie - oznajmił w końcu po długiej chwili milczenia, a jego głos zabrzmiał dziwnie drętwo.

- Tak, ale jest młody duchem. - Eleanor uśmiechnęła się promiennie. - Ciało też ma całkiem niezłe.

Wydęła wargi, jakby nad czymś się zastanawiała.

- Romeo, powiadasz? Fascynujące. Mam nadzieję, że jest naprawdę dobry...

Keegan odwrócił się na pięcie i bez słowa wypadł z pokoju, a Eleanor z trudem powstrzymała chichot. To cię wyleczy z arogancji, panie Taber, pomyślała z przekąsem. Dzięki tej rozmowie zdołała nieco podleczyć zranioną dumę. Obecnie już umiała przeciwstawić się Keeganowi, umiała się bronić. Te umiejętności mogły jeszcze jej się przydać, ponieważ on nadal traktował ją w zaborczy sposób. Wcale tego nie chciała. Wiedziała, że powinna trzymać się od niego z daleka, ponieważ kiedyś zapłaciła wysoką cenę za miłość, którą go obdarzyła. Nie popełni takiego głupstwa po raz drugi.

I niby dlaczego Keegan ostrzegał ją przed Wade'em? Prawdopodobnie wolałby, żeby nie poszła do łóżka z kimś innym. Typowa reakcja psa ogrodnika.

Doskonale, pomyślała. Niech się martwi. Była to mała rekompensata za dawny ból spowodowany jego machinacjami!

Poszła do swojego pokoju, aby przebrać się do kolacji. Włożyła jasnoniebieskie spodnie, bluzkę z cieniutkiej, gniecionej bawełny w drobne paski oraz sandałki. W drodze do kuchni zajrzała do saloniku.

- Wade przyjdzie na kolację - oznajmiła radosnym tonem.

- Naprawdę? - Ojciec zmierzył ją uważnym spojrzeniem. - Więc nareszcie będę miał okazję go poznać?

- Straszny z niego uparciuch - odparła z uśmiechem. - Musiałam się poddać.

- Może to i dobrze. Już nie było gdzie stawiać tych kwiatów.

Ojciec nagle trochę się zasępił, a Eleanor pomyślała, że gdyby nie siwe włosy i zmarszczki, wyglądałby jak jej lustrzane odbicie. Byli do siebie podobni jak dwie krople wody.

- Pokłóciłaś się z Keeganem?

- Czemu pytasz?

- Wyglądał jak chmura gradowa, wymamrotał coś o jakimś zebraniu i pognał do samochodu. A przecież to nasz szachowy wieczór.

- Och, całkiem o tym zapomniałam. Naprawdę.

- Chyba nie zwracasz na niego takiej uwagi jak dawniej. Kiedyś miałaś bzika na jego punkcie. Pamiętam, jak płakałaś, gdy się zaręczył. W tym samym tygodniu wyjechałaś do Louisville na studia. - Ojciec zaczął nabijać fajkę, lecz zdążył zauważyć nagły rumieniec na policzkach córki. - Myślę, że Keegan wpada do nas tak często nie tylko ze względu na mnie.

- Niech ci się nie wydaje, że szaleje za mną. Na pewno tak nie jest. 

- Spędza tu więcej czasu, niż sądzisz. Po prostu tego nie zauważyłaś.

- Nie chcę niczego zauważyć. Proszę cię, tato, nie baw się w Kupidyna. Keegan już mnie nie interesuje. Ale Wade... - Znacząco zawiesiła głos. - To całkiem inna sprawa.

- Myślisz, że się nie zniechęci, gdy zobaczy, gdzie mieszkamy?

- Oczywiście - zapewniła z uśmiechem. - Wade nie jest snobem.

- Zobaczymy. - Starszy pan zapalił fajkę i wprawił w ruch bujak, na którym siedział.

- Jeśli twoim zdaniem nasz dom trzeba odnowić, poproś o pomoc przyjaciela, farmerskiego magnata. Wykorzystaj swoje wpływy.

- Wykluczone! - oburzył się ojciec. - Wiesz, że jego tatuś ciężko harował, aby coś osiągnąć. Nie odziedziczył majątku - zapracował na niego. Farma Taberów to... Dokąd idziesz?

- Już słyszałam to kazanie - odparła z westchnieniem. - Wiem o Taberach aż za dużo. Teraz muszę zająć się obiadem.

- Mogłabyś być bardziej gościnna w stosunku do mojego szachowego partnera. - Ojciec z namysłem przyglądał się jej przesadnie ściągniętym łopatkom.

- Och, uczynię wszystko, co w mojej mocy, żeby czuł się tutaj jak król. Może nawet dygnę, gdy przekroczy próg.

- Przestań się wymądrzać - burknął ojciec.

- Zgoda. Będę go traktować z szacunkiem, na jaki zasługuje z uwagi na swoje lata. Przecież w porównaniu z nim jestem prawie dzieckiem. - Eleanor pomaszerowała do kuchni. - Gotuję spaghetti, jeśli nie masz nic przeciwko temu.

- Nie mam, ale twój bogaty gość może nie lubić klusek.

- Wstydź się, tato. - Eleanor wyjrzała z kuchni i zmierzyła go groźnym spojrzeniem. - Fakt, że Wade ma mnóstwo pieniędzy, nie czyni z niego snoba.

- To samo mógłbym powiedzieć o Keeganie... ale mnie nie słuchasz.

Pokazała ojcu język.

- Dlaczego tak bardzo go nie lubisz? - Ojciec przyglądał się jej spod oka.

Co mogła na to odpowiedzieć? Prawdziwy powód musiał pozostać tajemnicą, a nic innego ojca by nie przekonało.

- Bo ma piegi, tato - oznajmiła konspiracyjnym szeptem. - Nie cierpię piegusów.

Zniknęła w kuchni, nie czekając, aż ojciec przestanie się śmiać.

 

ROZDZIAŁ DRUGI

Wade zjawił się punktualnie i Eleanor powitała go radosnym uśmiechem. Spodziewała się, że Wade nie będzie wystrojony, lecz on miał na sobie elegancką granatową marynarkę, białe spodnie i białą koszulę z krawatem. I najwyraźniej się zdziwił na widok skromnego stroju Eleanor.

- Wybacz, skarbie, czyżbym przesadził z moimi ciuchami? - spytał niepewnym tonem.

Z zakłopotaną miną przesunął spojrzeniem po holu, z jego dawno niemalowanymi ścianami, wytartym linoleum i gołą żarówką w oprawce na suficie.

- Mieszkamy tu trochę prymitywnie. - Eleanor uśmiechnęła się blado. - Ojciec pracuje dla Taberów od wielu lat, więc nie musimy płacić czynszu. Dom należałoby odnowić, ale jakoś nie mogliśmy się na to zebrać, bo nie było powodów, żeby... ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin