Biuletyn-04-2006.pdf

(254 KB) Pobierz
Microsoft Word - Biuletyn2006_4_caly.doc
BIULETYN LEKÓW
2006, Nr 4
Szanowni Państwo!
Mija kolejny trudny i pracowity rok.
Z nadzieją myślimy o zwiększającej się liczbie raportów o niepożądanych działaniach leków,
nadsyłanych do naszego Wydziału.
Chcielibyśmy w tym miejscu jeszcze raz podziękować wszystkim, którzy zechcieli poświęcić
swój czas, wypełniając zgłoszenie o podejrzeniu powikłania farmakoterapii.
Szczególne wyrazy wdzięczności należą się Regionalnemu Ośrodkowi w Krakowie.
Większość kart, jakie otrzymaliśmy w tym roku pochodzi z tego Ośrodka.
Cieszymy się bardzo z rozpoczęcia działania ośrodka we Wrocławiu. W tym miesiącu
dostarczył nam aż 45 kart.
Jesteśmy przekonani, że praca centrów w Krakowie, Poznaniu i Wrocławiu przyczyniać się
będzie coraz wyraźniej do przekonania lekarzy o celowości dzielenia się swoimi
doświadczeniami dotyczącymi zalecanej terapii.
Czekamy na zmiany w prawie – nowelizację ustawy Prawo farmaceutyczne, zapowiadane na
początek 2007 r.
Liczymy na to, że implementacja do polskiego prawa Dyrektywy Europejskiej ułatwi pracę
zarówno Urzędowi Rejestracji jak firmom farmaceutycznym.
Zachęcamy Państwa do przeczytania garści informacji pochodzących z piśmiennictwa.
Przypominamy, że na stronie internetowej naszej instytucji zamieszczamy komunikaty o
bezpieczeństwie opracowane przez firmy farmaceutyczne i zaakceptowane przez Urząd - o ile
tylko firma wyraża zgodę na rozpowszechnienie informacji również tą drogą. Liczba
komunikatów rośnie z roku na rok. Udział polskich przedstawicieli w pracach gremiów
unijnych pozwala na śledzenie na bieżąco aktualnych problemów związanych ze stosowaniem
leków, w tym z wywiązywania się z obowiązku rozpowszechniania danych wymagających
szybkiego powiadomienia o nowych, istotnych zagrożeniach.
Życzymy sobie i współpracującym z nami firmom jak najszybszego dorównania do
standardów europejskich, w szczególności w odniesieniu do liczby zgłaszanych opisów
przypadków powikłań polekowych. Wiemy, że nie nastąpi to w krótkiej perspektywie
czasowej, widać jednak „tendencję wzrostową”.
W nadchodzącym Nowym Roku życzymy wszystkim szczęścia, zdrowia, sukcesów
i powodów do optymistycznego patrzenia w przyszłość.
Redakcja
1/11
109782011.001.png
SPIS TREŚCI
System monitorowania niepożądanych działań leków - potrzeba nowych rozwiązań?.............3
Informacje różne.........................................................................................................................6
2/11
System monitorowania niepożądanych działań leków - potrzeba nowych rozwiązań ?
Systemy zbierania niepożądanych działań leków (ndl) działają na świecie od około 40 lat.
Co roku centralna baza danych Światowej Organizacji Zdrowia wzbogaca się o około 200 000
opisów pojedynczych przypadków powikłań polekowych. Udział w monitorowania ndl biorą
organizacje rządowe, przemysł farmaceutyczny, placówki opieki zdrowotnej, ośrodki
akademickie, stowarzyszenia naukowe, centra zatruć, ośrodki informacji o lekach, organizacje
międzynarodowe, prasa. Sprawa talidomidu, jego działanie teratogenne uświadomiło z całą
ostrością konieczność skupienia się nie tylko na skuteczności, ale i na bezpieczeństwie. Dało
to początek tworzenia systemu monitorowania ndl i na szczęście do lat 60-tych XX wieku nie
było drugiej takiej tragedii.
Wiek XX przyniósł niebywały rozwój nauk, w tym medycyny. Poznano mechanizmy
patofizjologiczne, pozwalające na leczenie wielu chorób. Zsyntetyzowano mnóstwo
skutecznych leków.
Należy więc zadać sobie pytanie – skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?
Na czym polega problem?
Liczba raportów i informacji w nich zawartych jest tak olbrzymia, że tworzone są programy
komputerowe by dokonać chociaż wstępnej ich selekcji. WHO stworzyło program do
szukania tzw. sygnałów, czyli nowych, dotychczas nieznanych ndl, wiązanych ze
stosowaniem danego leku. Liczba raportów z monitorowania spontanicznego wciąż wzrasta.
Nie łączy się to jednak z poprawą ich jakości.
W każdym opisanym przypadku mamy do czynienia tylko z podejrzeniem związku
przyczynowo-skutkowego między lekiem a reakcją. Niezwykle rzadko możemy mówić z
pełnym przekonaniem o pewności co do istnieniu tego związku. Zgłaszane przypadki budzą
zwykle szereg wątpliwości. Brak wszystkich danych potrzebnych do analizy bardzo utrudnia
ocenę. Wiemy z własnego doświadczenia, że prośby o uzupełnienie danych często nie
znajdują zrozumienia u osoby, która zgłosiła przypadek i pozostają bez odpowiedzi.
Spotykamy się też z reakcjami, że już więcej dana osoba nic nie zgłosi, skoro jest nękana
pytaniami o dodatkowe informacje. Problemem jest więc zarówno ilość jak i jakość raportów.
Trudno na tym polu liczyć na znaczącą poprawę. Sposób, w jaki pisany jest raport zależy
oczywiście od kwalifikacji osoby go piszącej i te zawsze można doskonalić, ale zależy też od
okoliczności i na te zwykle nie ma wpływu, przynajmniej w bliskiej perspektywie. Za
przykład mogą tu służyć takie czynniki jak organizacja służby zdrowia, w tym ilość czasu,
jaki lekarz może poświęcić jednemu pacjentowi.
Liczba raportów zależy od zakresu stosowania leku, dostępności do informacji o leku, od jak
dawna lek jest stosowany, typu i ciężkości reakcji, którą wywołał. Trzeba podkreślić, że
liczba raportów o danym leku nie ma prostego przełożenia na wielkość zagrożenia, jakie
stwarza jego stosowanie. Bywają sytuacje, gdy już kilka opisanych przypadków powinno
zaniepokoić osobę je analizującą. W innych nawet wiele raportów odzwierciedla jedynie
znane ryzyko W niektórych okolicznościach raporty z monitorowania spontanicznego mogą
stanowić podstawę do podejmowania decyzji przez organy kontroli leków np. w przypadku
rzadko występujących ndl.
Wiadomo, że każda metoda ma swoje wady i zalety. Ma je także monitorowanie
spontaniczne. Niewątpliwą zaletą monitorowania spontanicznego jest to, że obejmuje
wszystkich lekarzy i farmaceutów, wszystkich pacjentów i wszystkie leki. Wadą jest duża
niepewność wyników i brak możliwości oceny częstości występowania danego ndl. Mamy do
analizy za dużo niepewnych danych. Powinno się więc sięgnąć po inne metody, przede
wszystkim badania epidemiologiczne, pozwalające m.in. na ilościową ocenę zjawisk. Tylko
kto zechce przeznaczyć na nie pieniądze? Bardzo wartościowe byłyby badania porównujące
leki z tej samej grupy terapeutycznej. Fundusze na takie projekty musiałyby pochodzić z
3/11
budżetu lub grantów naukowych. Koszty badań przedrejestracyjnych ponosi firma
farmaceutyczna, mając nadzieję na ich zwrot po wprowadzeniu swojego produktu do
lecznictwa. Nie można się jednak dziwić, że firma nie wykłada dobrowolnie środków na
porównanie swojego produktu z produktem konkurencji, nie mając gwarancji, że wyniki
niezbicie wykażą wyższość własnego leku.
By ocenić zagrożenia wnikające ze stosowania danego leku należałoby odpowiedzieć także na
pytanie, jakie mogą być konsekwencje z zaniechania stosowania leku ?
Przyglądając się systemowi monitorowania ndl widać, że nie działa on zgodnie z
oczekiwaniami. Istotne dane ważące na bezpieczeństwie farmakoterapii nie docierają
wystarczająco szybko.
Jedną z głównych przyczyn braku pełnej informacji o leku jest coraz krótszy czas
poprzedzający wprowadzenie produktu do lecznictwa. Wiąże się to oczywiście z ogromnymi
kosztami badań naukowych, badań klinicznych i chęci jak najszybszego zwrotu
zainwestowanych środków.
Przykładowo w Stanach Zjednoczonych średni czas wprowadzenia leku do lecznictwa w
roku 1993 wynosił 27 miesięcy, a w roku 2001 – 14 miesięcy. W latach 1993-1996 wycofano
1,56% leków, a w latach 1997-2001 –5,35% [1]. Wiadomo też, że im więcej zainwestowano
pieniędzy tym bardziej agresywnie i intensywnie promuje się nowy lek, a to powoduje, że
więcej lekarzy przepisuje go swoim pacjentom. Jeżeli lek niesie ze sobą nieznane zagrożenie,
to może się szybko okazać, że nie jest on tak bezpieczny jak wynikałoby to z dokumentacji
stanowiącej podstawę do jego rejestracji.
Z przeprowadzonej analizy wynika, że ponad połowa produktów leczniczych w momencie
wprowadzania do obrotu w USA obarczonych jest ryzykiem wystąpienia ciężkich ndl, nie
wykrytych przed wejściem produktu do lecznictwa [1]. Dowodzi to, że dopuszczenie leku do
obrotu nie jest jednoznaczne z gwarancją jego bezpiecznego stosowania.
Można pogodzić się z faktem, że uzyskanie pełnej wiedzy o nowym (innowacyjnym) leku
wymaga czasu, trudniej zaakceptować to, że nie potrafimy skorzystać z już zdobytej wiedzy.
Wszystko wskazuje na to, że większości ndl można zapobiec, zwłaszcza tych, które wynikają
z mechanizmu ich działania.
Z danych zebranych w dwóch brytyjskich szpitalach, obejmujących opieką 630 tysięcy osób
widać, że 72% ndl można było uniknąć [2].
Prowadzono liczne analizy, ich wyrazem są publikowane prace. Nie zawsze jednak
wyciągane są właściwe wnioski, nawet w sytuacji, gdy można podać „receptę” na
ograniczenie zagrożenia.
Najbardziej spektakularnym przykładem z ostatnich lat jest ceriwastatyna. Wiadomo, że
wszystkie statyny mogą wywołać rabdomiolizę. W przypadku ceriwastatyny ryzyko to
wzrasta przy jednoczesnym stosowaniu gemfibrozilu. Obliczono nawet, że ryzyko to wynosi
5,34 na 10 000 pacjento-lat, gdy podaje się samą statynę, a 1035 na 10 000 pacjento-lat, gdy
do statyny doda się fibrat [1,3]. Wystosowanie komunikatów do lekarzy przypominających by
nie stosować ceriwastatyny w połączeniu z gemfibrozilem, szczególnie w dużych dawkach
nie zmieniło sposobu przepisywania leku. W komunikacie do lekarzy nie podano nowych
danych, tylko te, które zamieszczone były w drukach (ulotka, charakterystyka produktu
leczniczego).Trudno znaleźć odpowiedź na pytanie dlaczego tylko 5 % lekarzy dostosowało
się do wskazówek zawartych w liście, wysłanym bezpośrednio do każdego z nich. Trudno też
jednoznacznie odpowiedzieć na pytania dlaczego mimo tego, że interakcja ceriwastatyny z
gemfibrozilem znana była już po 4 miesiącach od wprowadzenia leku, przeciwwskazanie
ostrzegające przed łączeniem tych leków dodano po 18 miesiącach. Czy był to czas potrzebny
na weryfikację hipotezy ? Mówi się, że gdyby komunikat odniósł zamierzony skutek nie
trzeba byłoby wycofywać leku.
4/11
Oprócz braku skuteczności metod z docieraniem do lekarzy z nową, ważną informacją
podnosi się kwestię konfliktu interesów. Uważa się, że zbieranie danych o działaniach
niepożądanych o własnym produkcie jest swoistym „donosem” na własny produkt, będący
źródłem zysku [4].
W USA przetoczyła się burzliwa dyskusja w związku z wycofaniem rofekoksibu. Szuka się
przyczyn błędów i metod poprawy sytuacji. Podkreśla się konieczność wzmocnienia roli
Amerykańskiej Agencji ds Żywności i Leków (Food and Drug Administration, FDA) i
możliwości nakazania różnych działań firmie farmaceutycznej, m.in. dlatego, że w momencie
rejestracji firmy przyrzekają przeprowadzenie badań, będących warunkiem rejestracji, a w
praktyce ponad połowa tych badań nie jest nawet rozpoczynana. FDA nie ma możliwości
egzekwowania takich decyzji m.in. ukarania firmy. Rozważa się prowadzenie badań i analiz
przez niezależne, naukowe instytucje. Najbardziej radykalnym pomysłem zmieniającym
procedury dopuszczania leku do obrotu jest warunkowa rejestracja. W początkowym okresie
rejestracji nowy produkt podawano by tylko tym pacjentom, dla których lek były
rzeczywiście konieczny. Na ulotce dołączonej do preparatu zamieszczano by zapis, że lek ten
dopuszczono do obrotu po przeprowadzaniu badań z udziałem ograniczonej liczby osób.
Napis taki usuwano gdy:
- po stosowaniu leku przez dużą populację – 30 000, a nawet 300 000 osób,
- po ocenie zebranych przypadków ndl, gdy wszystkie kwestie niejasne w momencie
rejestracji zostałyby wyjaśnione.
Dopełnienie zaleceń kończyłoby okres warunkowej rejestracji. Uważa się, że FDA powinna
mieć uprawnienia by móc nakazać przeprowadzenie badań porejestracyjnych. Także
dokonywanie zmian w zatwierdzanej informacji o lekach nie powinno być przedmiotem
negocjacji z firmą [5].
Trzeba też zadać pytanie, kiedy wprowadzać lek?- w którym momencie korzyści z szybkiego
dostępu do nowego leku przeważą nad zagrożeniem, wynikającymi z faktu, że dopuszcza się
produkt o nieznanym profilu ndl ? Jest to po części odpowiedź na pytanie - jak oszacować
nieznane ?
Bardzo ważna wydaje się w tym przypadku umiejętność zarządzania ryzykiem. Jest to
działalność nowa zarówno dla organów kontroli leków, jaki i dla firm farmaceutycznych.
Trzeba sobie zdawać sprawę, że ograniczanie ryzyka wiąże się z dodatkową pracą i
ograniczeniami dla lekarzy i pacjentów. Można tu wymienić zobowiązanie lekarza do
przekazywania raportów o ndl, obowiązkową rejestrację lekarzy, pacjentów aptek,
farmaceutów, wdrażanie programów edukacyjnych. Nie należy się dziwić, że wprowadzanie
takich rozwiązań, wymagających kształcenia, pieniędzy i nakładu pracy nie przez wszystkich
będzie przyjmowane z entuzjazmem.
Kluczową kwestią pozostaje jednak wyważenie proporcji między produktem leczniczym jako
towarem i produktem leczniczym jako lekiem. Chwila, w której obawa przed utratą zysku
przeważy i wstrzyma rozpowszechnienie informacji, rzutującej na zmniejszenie tego zysku
jest linią, której nie wolno przekroczyć.
Piśmiennictwo:
1. Fontarosa PB, Rennie D, DeAngelis CD. Postmarketing Surveillance – Lack of
Vigilance, Lack of Trust, JAMA 2004, Vol. 292 (21): 2647-2650
2. Pirmohamed M et al. Adverse drug reactions as cause of admission to hospital:
prospective analysis of 18 820 patients. BMJ, 2004, Vo.l 329:15-19
3. Pharmacovigilance: ensuring the safe use of medicines. WHO Policy Perspectives on
Medicines 2004, WHO
4. Strom BL. Potential for Conflict of Interest in the Evaluation of Suspected Adverse Drug
Reactions –A counterpoint. JAMA 2004; 292 (21); 2643-2646
5/11
Zgłoś jeśli naruszono regulamin