Updike_John_-_Gertruda_i_ Klaudiusz.rtf

(551 KB) Pobierz

John Updike

 

 

 

GERTRUDA

I KLAUDIUSZ

Przełożył: Maciej Świerkocki


Dla Marty

De dezir mos cors no Fina

vas selha ren qu’iesspus am
Słowo wstępne

 

 

Imiona, które nadałem bohaterom w części I pochodzą ze streszczenia pradawnej legendy o Hamlecie, zamieszczonej w łacińskojęzycznym dziele “Historia Danica” pióra Saxo Grammaticusa, pochodzącym z końca XII wieku, a opublikowanym po raz pierwszy Paryżu w roku 1514. Odmiany tych imion, użyte w części II, zaczerpnąłem z piątego tomu “Histoires tragiques” Francoisa de Belleforesta, swobodnej przeróbki dzieła Grammaticusa, wydanej drukiem w Paryżu w roku 1576 (w swoich “Sources of Hamlet” [1926] sir Israel Gollancz przedrukowuje wydanie z roku 1582), przełożonej zaś na język angielski w roku 1608, prawdopodobnie pod wpływem popularności, jaką cieszyła się już wówczas sztuka Szekspira. Imię “Corambis” (w przekładzie polskim tłumacz - dla wygody czytelnika - w nie wielkim stopniu modyfikuje wersję imion użytych w oryginale angielskim przez Updike’a, a zaczerpniętych z podanych źródeł. Stosuje na przykład formę “Korambis” zamiast “Corambis”, “Geruta” zamiast “Gerutha”, “Amlet” zamiast “Amleth”, “Roryk” zamiast “Rorik” itd. przyp. red.). występuje w pierwszym wydaniu dzieł Szekspira (First Quatro Version, 1603) i powraca echem jako Corambus w niemieckim “Der bestrafte Brudermord odoor Prinz Hamlet aus Daennemark” (pierwodruk z roku 1781, wykonany na podstawie zaginionego rękopisu, datowanego na rok 1710), utworze znacznie skróconym i obniżającym rangę dzieła Szekspira, możliwe jednak, że odnoszącym się do tak zwanego “Pra-Hamleta”, dramatu pochodzącego z lat osiemdziesiątych XVI wieku, o którym można zasadnie przypuszczać, że wyszedł spod pióra Thomasa Kyda i został następnie zakupiony do przeróbki przez zespół Sług Lorda Szambelana, czyli trupę teatralną, do której należał Szekspir. W części III stosuję Szekspirowską wersję wszystkich wspomnianych wyżej imion własnych.


Część pierwsza


Król był wzburzony. Geruta, jego zaledwie szesnastoletnia i dopiero co zaokrąglona na ciele córka sprzeciwiała się poślubieniu mężczyzny, którego wybrał dla niej ojciec, Horwendila Juta, potężnego wojownika i pod każdym względem odpowiedniego dla księżniczki konkurenta, o ile w ogóle Jut był właściwym kandydatem do ręki zelandzkiej dziewicy, urodzonej i wychowanej w królewskim zamku Elsynor.

- Nieposłuszeństwo władcy oznacza zdradę stanu - skarcił Roryk dziecko, którego policzki, nakrapiane dyskretnymi piegami, pałały różanym pąsem strapienia i sprzeciwu. - A kiedy winowajczynią jest jedyna księżniczka w królestwie, zbrodnia nabiera posmaku cudzołóstwa i staje się samobójcza - ciągnął dalej król.

- Niewątpliwie Horwendil pod każdym względem odpowiada tobie - odparła Geruta, podążając za głosem własnych instynktów, przypominających cienie, które królewskie spojrzenie ojca zapędzało w najdalsze zakamarki jej umysłu. - Mnie jednak wydał się za mało subtelny.

- Za mało subtelny! Horwendil posiadł dokładnie tyle mądrości wojownika, ile potrzeba każdemu prawowiernemu Duńczykowi! To on zgładził łupieżcę, nękającego nasze wybrzeża. Kolia, króla Norwegii: pochwycił oburącz swój długi miecz, odsłaniając pierś, ale nim Koli zdążył go pchnąć, Horwendil strzaskał tarczę wikinga i odrąbał mu stopę, przez co krew uszła z niego do ostatniej kropli. Leżąc na plaży, której piaski zamieniały się pod jego ciałem w błoto, Koll układał się z Horwendilem o warunki pogrzebu, a młody zabójca wyraził na nie zgodę w swojej łaskawości.

- Można by to uznać za ujmujący gest w dawnej, mrocznej epoce wielkich wyczynów i zdarzeń, o których prawią sagi, a zatem w czasach, kiedy ludzie, bogowie i siły natury stanowiły jedność - powiedziała Geruta.

Roryk nie zgodził się z córką.

- Horwendil żywi na wskroś nowoczesne poglądy... Jest godnym synem mojego bitewnego druha, Gerwindila, i okazał się nader zręcznym współnamiestnikiem Jutlandii, gdzie rządził wespół ze swoim bratem, Fengiem, który wywarł na mnie mniej korzystne wrażenie. Mógł bym właściwie rzec, że Horwendil sprawował swą funkcję samodzielnie, i tym bardziej wywiązywał się z niej znakomicie, Feng bowiem bawi ciągle w południowych krainach, walcząc po stronie świętego cesarza rzymskiego i każdego władcy, który zawierzył jego ramieniu i obrotnemu językowi. Wojuje i oddaje się rozpuście, jak powiadają. A lud go uwielbia. To znaczy Horwendila. Fenga nie darzą miłością.

- Cechy potrzebne, by zyskać miłość ludu, mogą krępować miłość w zaciszu domowym - odparła Geruta. Różany rumieniec na jej policzkach ustępował z wolna, jako że chwila najgorętszego sporu między ojcem a córką już minęła. - Podczas naszych przelotnych kontaktów Horwendil traktował mnie z obojętną, pospolitą kurtuazją, jak ozdobę dworu, której wartość wynika jedynie z łączących mnie z tobą więzów krwi. Kiedy indziej przeszywał mnie wzrokiem na wylot, niby powietrze, dostrzegając je dynie wyczyny rywali, pragnących mu dorównać. Prawdziwy galant, zaiste. Wyprawił Kolla w zaświaty, złożywszy jego ciało i odpowiednią miarę złota na czarnej łodzi, którą pogrzebano w ziemi, a potem ruszył w pościg za siostrą zabitego króla, Selą, i zaszlachtował ją bez żadnej litości dla słabej płci niewieściej.

- Sela była wojowniczką i zbójczynią, dorównującą mężczyźnie.Dlatego zasłużyła, by umrzeć jak mężczyzna.

Słowa Roryka rozdrażniły Gerutę.

- Ciekawe...Czy skon kobiety mniej waży niż skon mężczyzny? Wydaje mi się, że śmierć jest dla obu płci tak wielka, jak być musi, niby czarny księżyc, który przesłania zupełnie słońce i życie, aż po ostatni dech, będący czasem westchnieniem nad zmarnowanymi szansami i utraconym szczęściem. To prawda, że Sela wiodła zbójecki żywot, lecz żadna kobieta nie chce, by traktować ją jak stołek albo łoże, którym można frymarczyć, a potem na nim zlec.

Na tę buntowniczą deklarację, spływającą z ust jego pięknej córki o zarumienionym obliczu, siwe, splątane, wydatne brwi Roryka uniosły się ku górze jednocześnie z górną wargą, z której bezwładnie zwisały długie wąsy. Warga króla opadła, gdy Roryk pod naciskiem obowiązującej go monarszej etykiety zdusił pobłażliwy, odruchowy śmiech, zmieniając go w ciche warknięcie. Upomniał się w duchu, że musi być surowy. Jego mięsiste, skrzywione usta dzieliły czerwoną szparą królewskie wąsy i nieczesaną, szpakowatą brodę.

- Drogie dziecko, od przedwczesnej śmierci twojej matki głównym przedmiotem moich trosk stało się twoje szczęście. Ale przyrzekłem cię już Horwendilowi, a jeśli król złamie słowo, to i jego królestwo pokryją rysy pęknięć. A Horwendil przez całe trzy lata wojowniczych wypraw, kiedy to zagrabił skarby Kolla, złupił pałac Seli i chyba ponad tuzin zamożnych portów w Szwecji i na Rusi, przesyłał mi, jako suwerenowi, należną część zdobyczy.

- Którą teraz w zamian mam się stać ja - zauważyła Geruta. Była zażywną, pogodną, skłonną do potliwości i roztropną dziewczyną. Jeśli jej urodę znaczyła jakaś skaza, była nią niewielka szczelina między przednimi zębami, które jak gdyby rozepchnął kiedyś zbyt szeroki uśmiech. Jej rozpuszczone - jak przystało na dziewicę - włosy miały czerwony kolor miedzi, rozcieńczony nieco cynową barwą słońca. Otaczało ją nieokreślone ciepło, jak by aura widoczna wokół dziewczynki już od kołyski. Niańki Geruty uwielbiały tulić do piersi jej sprężyste ciałko w lodowatych, usłanych słomą komnatach Ełsynoru. Zwoje brązowych bransolet, brosze umocowane w labiryncie splecionych wstążek i ciężki naszyjnik z cienkich, kutych w srebrze łusek były świadectwem hojnej miłości ojcowskiej. Matka Geruty, Ona, umarła poza najdalszymi granicami pamięci księżniczki, kiedy ta liczyła sobie zaledwie trzy wiosny. Zapadła wtedy na tę samą malaryczną gorączkę, która zabrała jej matkę, oszczędziła jednak krzepkie dziecko. Ona odznaczała się smagłą karnacją, była, bowiem wenedzką branką. Ciemna oprawa twarzy i oczu o spuszczonych powiekach, melodyjny, śpiewny głos, nacechowany akcentem, który nawet mały berbeć rozpoznałby jako obcy, i dotyk delikatnych, ale chłodnych palców składały się na niemal cały matczyny skarb w pamięci Geruty. To, co ojciec powiedział przed chwilą o Seli, sprawiło jej przyjemność, słowa króla potwierdzały, bowiem, że kobiety także potrafią wojować. Geruta również czuła w sobie waleczną krew - posiadała dumę i zuchwałość wojowniczki. Dawniej, trzy albo cztery lata po śmierci matki, sądziła, że ona i dzieci, z którymi z braku rodzeństwa bawiła się na mocy swobodnych nordyckich zasad, panujących w Elsynorze, należą do tego samego stanu, choć były to dzieci dworzan, czeladzi, dam dworu, a nawet pomocy kuchennych. Potem jednak, na długo zanim wiek dojrzewania obudził w niej pragnienie zespolenia; zrozumiała, że płynie w niej królewska krew ojca. Ponieważ nie miała brata, była pierwszą osobą w kolejności do tronu, prymat ten zaś miał jej wydrzeć mężczyzna, którego poślubi. A zatem w nierównym pojedynku woli Gerutę wspierała jednak cząstka potęgi państwa.

- A jakiej to szczególnej przywary dopatrzyłaś się w Horwendilu? - zapytał ją ojciec.

- Żadnej... co zapewne samo w sobie jest już przywarą. Słyszałam, że żona powinna być dopełnieniem małżonka, ale Horwendil czuje się absolutnie spełniony bez małżeństwa.

- Żaden bezżenny mężczyzna nie może czuć się spełniony, choć się do tego nie przyznaje - rzekł ponuro Roryk, który sam pozostawał wszak w bezżennym stanie.

Czyżby chodziło o to, żeby ją zmiękczyć, aby tym łatwiej ugięła się pod jego rozkazem? Oboje wiedzieli, że Geruta ostatecznie ustąpi. Roryk był królem, substancją nieśmiertelną w swej istocie, jej zaś przypadła w udziale jedynie przemijająca nadobność, której nie sposób przeciwstawić historycznym imperatywom dynastii i sojuszów.

- Czy nie ma żadnej nadziei, by Horwendil mógł cię zadowolić? - błagał Roryk. - Czy naprawdę tak dokładnie już wiesz, jaki powinien być twój przyszły małżonek? Wierzaj mi, Geruto, w brutalnym męskim świecie Horwendil jest kimś więcej niż tylko okazem dorodnego mężczyzny, albowiem wypełnia swoje obowiązki i dotrzymuje przysiąg. W twoich żyłach płynie królewska krew, dlatego wybrałem dla ciebie mężczyznę zdatnego na króla. - Roryk zniżył głos o przebiegłej, politycznej skali, rozciągającej się między błaganiem a groźbą, i przybrał ton nieodpartej łagodności. - Moja kochana córko, miłość dla kobiety i mężczyzny jest stanem tak naturalnym, że jeśli oboje są zdrowi i wnoszą w małżeństwo mniej więcej równe wiano, afekt pojawia się nieuchronnie jako następstwo rezydowania pod jednym dachem i pędzonego wspólnie życia małżeńskiego. Wy zaś oboje jesteście wspaniałymi przykładami nordyckiej tężyzny: można by rzec, blond bestie, potężni niczym kamienie runowe na wyżynnych pastwiskach. Wasi synowie będą olbrzymami. I będą zwyciężać olbrzymów.

Twoja matka żyła zbyt krótko, byś mogła ją dobrze po znać, ale ty swą jaśniejącą dorodnością dajesz świadectwo naszej miłości - ciągnął dalej Roryk, jak gdyby snuł opowieść, mogącą wspomóc prośby. - Wywalczyłaś sobie istnienie, przepychając się przez oporny, wąski kanał rodny matki. A prawdę rzekłszy, ona i ja wystarczaliśmy sobie i wcale nie błagaliśmy niebios, by obdarzyły nas dzieckiem. Ona była wenedzką księżniczką, o czym nieraz ci mówiłem, a sprowadził ją do Danii mój ojciec, wielki Hoter, po morderczym najeździe, jakiego dokonał na południowe krainy. Jednak nie powiedziałem ci dotąd, że twoja matka nienawidziła mnie, syna zabójcy jej ojca, nienawidziła mnie aż do świętej ceremonii ślubnej, a na wet i potem. Miała ciemne włosy i białą cerę. Przez sześć miesięcy broniła się paznokciami i zębami ze wszystkich sił swoich szczupłych członków, gdy próbowałem ją po siąść. Kiedy w końcu mi się to udało, wykorzystując okoliczność, że Ona była osłabiona po chorobie, próbowała zakończyć swoje życie sztychem sztyletu, tak bardzo brzydziła się sobą, ponieważ uległa i została zbrukana, zbrukana u pierwotnych źródeł życia. Jednak po dalszych sześciu miesiącach nieustającej łagodności z mej strony, jak również wskutek niezliczonych drobnych uprzejmości i hołdów, które kochający mąż świadczy ukochanej żonie, zbudziła się w niej miłość. Dawna wrogość przetrwała w jej namiętności niczym szczególny żar, stając się szałem, którego nie umiała zaspokoić. Raz po raz śpieszyliśmy ku sobie, jak gdyby w zespoleniu naszych ciał, ciemności i blasku, córy Wenedów i Duńczyka, można było znaleźć rozwiązanie tajemnicy świata. Więc skoro z tak mało obiecującego zarania zrodziło się tak wielkie przywiązanie, jak może nie udać się twój związek z czcigodnym, pięknym i bohaterskim Horwendilem? On jest prawie twoim kuzynem, łączą was, bowiem więzy sojuszu, zawartego przez waszych ojców.

Dłoń Roryka, dłoń starca, żylasta, plamista i tak lekka, jak gdyby była pusta, uniosła się na fali jego uporczywej, szeptanej elokwencji i niczym drewno, niesione wodną pianą, spoczęła na ręce córki.

- Zaufaj mojej decyzji, mała Geruto - przekonywał dalej król. - I poświęć się temu małżeństwu całą sobą. Wierzę głęboko, że życie niektórych ludzi obciążone jest czarem... Od twoich krwawych narodzin, które nadwątliły siły Ony, aż do końca jej krótkiego życia, zdawałaś się posiadać w nadmiarze ów tajemniczy element, niosący szczęście innym. Nazwij go światłem słonecznym, zmysłem lub słodką prostotą. Więc oczarujesz i męża, tak jak od dzieciństwa urzekałaś mnie. Nie może być inaczej.

Gerucie przyszło do głowy, że trudno jest rozmyślać o jednym mężczyźnie w obecności drugiego. Horwendil, uchodzący za niezwykle urodziwego rycerza, ze swoją szeroką, bladą jak świeca twarzą, długimi, lodowato niebieskimi oczami, przypominającymi małe rybki, kędzierzawymi płowymi włosami, krótkim, prostym nosem i wąskimi, jakby zasznurowanymi ustami, wydawał jej się maleńki w myślach, choć dzieliła ją od niego niezbyt odległa przyszłość. Roryk natomiast był tu, dotykał dłonią jej dłoni, jego znajoma, ukochana twarz znajdowała się najwyżej o łokieć od jej twarzy, w zmarszczce powyżej nozdrza dużego, haczykowatego nosa króla gnieździła się przezroczysta kurzajka, a z wszystkich zmarszczek ojcowskiego oblicza biło władcze znużenie i garbarski zapach. Roryk miał grubą skórę, ogorzałą od soli i słońca młodzieńczych wypraw morskich, wiodących za oszroniony Bałtyk i dalej, w górę wielkich, odludnych rzek na Rusi. Szaty króla - nie aksamitny strój, obszyty gronostajem, który Roryk przywdziewał na uroczystości państwowe, lecz odzienie z grubej, surowej wełny, jakie nosił w rodzinnych komnatach - wydzielały lekki, tajemny, tłustawy zapach mokrych od deszczu owiec. Znajomy, grzmiący głos Roryka, powtarzający znane na pamięć słowa czułości, wprawiał Gerutę w drżenie do szpiku kości. Poczuła ucisk drugiej ręki ojca, którą położył na jej głowie w geście błogosławieństwa. Jak gdyby ktoś szturchnął ją w plecy, Geruta opadła nagle na posadzkę przyklękając przed królem w dziecięcym przypływie uczucia miłości do ojca.

Roryk natomiast, który pochylił się, by pocałować równiutki przedziałek w jej włosach, odsłaniający białą niczym szkielet skórę pośrodku głowy, poczuł na twarzy łaskotanie jakby maleńkich płatków śniegu. Kilka pojedynczych, nieposłusznych włosków, zbyt cienkich, by można je zobaczyć, zbuntowało się przeciw wyszczotkowanemu ładowi Gerutowej fryzury, podtrzymywanej wysadzanym klejnotami diademem, przypominającym filigranową odmianę jego ciężkiej, ośmiobocznej korony, wieńczącej mu skronie podczas tych samych uroczystości państwowych, które wymagały od niego przywdziania ciasnych, nieledwie unieruchamiających go - aksamitnogronostajowych szat. Odsunął twarz od łaskotliwych, rozwichrzonych włosów córki z drgnieniem winy, ponieważ Geruta przyjęła wobec niego pozę przesadnie niewolniczą, pozę jeńca, którego odurzono zielem ciemiernika, by złożyć go po chwili na ofiarę.

Lecz małżeństwo z Horwendilem, dzięki któremu Geruta uzyskałaby pewną pozycję królowej, nie miało przecież nic wspólnego z niewolnictwem. Kto może wiedzieć, czego chcą kobiety? Było i w Onie coś, czego Roryk nie umiał nigdy dosięgnąć, wyjąwszy chwilę zespolenia ich ciał, znajdujących ulgę w bezmyślnym rytmie pchnięć i kontrpchnięć, w którym jej miednica uczestniczyła równie aktywnie, jak biodra króla - jakaś namiętność ofiarna, trawiona niby ogniem w tym akcie, bądź co bądź, zniewolenia. Potem jednak, już po chwili, kiedy ich pot wsiąkał jeszcze w pościel, a oddech powracał do piersi kochanków na podobieństwo dwóch powracających do gniazd jaskółek, Ona zaczynała się od niego oddalać. Choć może to jednak on się od niej oddalał, dokonał, bowiem aktu przemocy i dzięki temu było mu lżej na duszy? Roryk i Ona zachowywali się jak para spiskujących w ciemnościach rzezimieszków, którzy przeprowadziwszy jakąś sekretną transakcję, potem rozstają się, szybko i bezceremonialnie, rozdzieleni wzajemną nienawiścią. Nie, mimo wszystko nie była te nienawiść, ponieważ odbita fala odprężenia kazała leżeć im przez chwilę przy sobie, pod haftowanym baldachimem, za lnianymi, podwójnej grubości zasłonami, by nie prześwitywały przez nie ich zmagające się cienie w wysokiej kamiennej komnacie, nawiedzanej przez zimne przeciągi i grubiańską służbę... Spocone ciała małżonków schły, oni zaś rozpoczynali senną, niezdarną rozmowę, choć pod powiekami Roryka utrzymywała się wizja nagiej piękności, majaczącej nad nim, pod nim, obok niego albo w pozycji, w której bujne, nieokiełznane, czarne włosy pomiędzy rozchylonymi, białymi udami Ony łaskotały go w usta. Niejeden raz rozprawiali o dorastającej córce, promiennym owocu któregoś z takich właśnie z miłosnych zespoleń. Mówili, że Geruta stopniowo nabiera umiejętności chodzenia i mowy i że przestaje przekręcać różne słowa oraz ich, ukochane przez rodziców, sepleniące zbitki, przyswajając sobie poprawniejszy, doroślejszy język i zwyczaje.

Geruta pozostała głównym, a nawet przytłaczająco jedynym tematem ich zachwytów, ponieważ nie pojawili się po niej bracia ani siostry, jak gdyby w łonie Ony zatrzasnęły się drzwi. Trzy lata później królowa, małżonka Roryka, umarła, unosząc w ciszę nocne okrzyki wyzwolenia z chutliwej niewoli, narzuconej ludziom przez dziwny grzech Ewy, oraz miękkie wenedzkie zgłoski, których zniekształcone, nieakcentowane brzmienie w gardłowej duńszczyźnie cieszyło króla tak samo, jak pomyłki językowe córki. Przypomniał sobie, że końce palców Ony bywały czasem chłodne, choć nawet kredowobiała skóra przedziałka we włosach Geruty miała ciepły smak. Bez względu na to, jak ciężki los czeka jego dziecko w życiu na tym świecie, zostało zrodzone z miłości.

Roryk przyjmował Gerutę w niewielkiej, wykuszowej komnacie o podłodze i ścianach wyłożonych drewnem, a zbudowanej niedawno obok królewskiej sypialni, zamek w Elsynorze poddawano, bowiem ciągłym przebudowom. Plamy czerwonego popołudniowego słońca spoczywały na szerokich deskach jedliny, jak gdyby usprawiedliwiając nazwę “słonecznych alkierzy”, nadaną położonym na piętrze komnatom, przeznaczonym na część mieszkalną zamku - Płytki kominek, zgodnie z najnowszą moda, osłaniał szeroki okap z wapienia. Wytworny flamandzki arras, obszyty brokatem, przydawał łagodności kamiennej ścianie, przeciwległej do trójłukowego okna o dwóch poprzeczkach, wychodzącego na ponurą, burzliwą, szarozieloną cieśninę Sund, dzielącą Zelandię od Skanii. Skania, którą pragnęli zająć Szwedzi, podlegała władzy duńskiej - na wschodzie leżały Halland i Blekinge, na zachodzie Jutlandia i Fyn, na południu zaś wyspy Lolland, Falster i Men. Utrzymanie w jedności takiego królestwa, rozrzuconego i poszarpanego jak kawałki porcelany z rozbitego o podłogę naczynia, wymagało od kolejnych władców Danii wszystkich ich sił i całej przebiegłości - dlatego królów obierali prowincjonalni wielmoże, a od nastania chrześcijaństwa także wyżsi dostojnicy kościelni. Prawa dziedziczności krwi królewskiej rozrzedzała w Danii prastara, demokratyczna instytucja, “thing”, będąca zgromadzeniem wolnych obywateli, które stanowiło sądy i zarządzało społecznościami lokalnymi oraz prowincjami. Wyboru króla dokonywały cztery takie prowincjonalne thingi, obradujące na czas elekcji w Viborgu. Tradycja otaczała mieszkańców zamku równie nieubłaganie, jak jego liczne mury, przybudówka stolpy, barbakan, wartownie, blanki, wieżyczki, baraki koszarowe, kuchnie, klatki schodowe, latryny i kaplica.

Kiedy Geruta była jeszcze dzieckiem, kaplica wydawała jej się zatraconym, zagubionym miejscem, do którego mogła dotrzeć tylko w jeden sposób - w trzewikach, w których marzły jej stopy, pokonywała najpierw długą, wielką salę, potem galerię i kilkanaście stopni małych, stromych schodków. Za kaplicę służyła nieogrzewana wysoka sala, pachnąca drażniącym nozdrza dziewczynki ostrym kadzidłem, zimną wilgocią nieużywanego po mieszczenia i niemytymi, świętobliwymi ciałami odzianych w sutanny ludzi, którzy szurali nogami podczas mszy, unosząc krągły, blady opłatek ku kolistemu, krytemu mlecznym szkłem oknu, umieszczonemu wysoko nad ołtarzem. Może dlatego, słysząc rozbrzmiewające wokół niezrozumiałe łacińskie pienia, mała Geruta myślała, że eucharystia to posiłek dla niebios. Bała się kaplicy, jak gdyby jej młode ciało było grzechem, który zostanie pewnego dnia pomszczony, przeszyty ostrzem od dołu choćby i w chwili, gdy będzie pić drażniące gardło wino, kaustyczną krew Chrystusa, wypełniającą wysadzany klejnotami kielich. Chłód, łacina i stęchlizna powodowały, że Geruta czuła się w kaplicy jak podsądna, co studziło jej naturalne ciepło.

 

Horwendil zjechał w konkury z Jutlandii. W uznaniu zasług, jakie oddali koronie, Roryk darował Horwendilowi i jego bratu sąsiadujące lenna, położone o dwie godziny drogi w głąb lądu. Dobra Fenga były mniejsze, bo pracowało na nich zaledwie dziewięćdziesięciu niewolników, choć bracia dzielili ryzyko i trudy wypraw u wybrzeży Norwegii i Szwecji po równo. Feng był młodszy od Horwendila o zaledwie osiemnaście miesięcy, niższy o cal lub dwa, miał ciemniejszą karnację i był szczuplejszy. Rzadko bawił w Elsynorze, większość czasu spędzając na ziemiach niemieckich, gdzie, jak powiadano, walczył i szpiegował dla cesarza, choć szpiegostwo Fenga zwało się inaczej dyplomacją. Brat Horwendila obdarzony był zdolnością do języków i służył też królowi Francji. Należąca do tego kraju prowincja Normandii stanowiła niegdyś posiadłość duńską, lecz było to dawno, w heroicznych czasach, poprzedzających panowanie króla Gorma, gdy niemal każdy Duńczyk wiódł żywot awanturnika. Później najmicki miecz Fenga zawiódł go jeszcze dalej na południe, za francuskie góry, na suche, gorące i jałowe ziemie, zajęte przez pogan, walczących krzywymi szablami z grzbietów długonogich, rączych jak ptaki rumaków.

Feng nie ożenił się, choć tak jak Horwendil dobiegał trzydziestu lat życia. Geruta pomyślała, że los młodszych braci w rodzinie przypomina los córek, ponieważ młodszego rodzeństwa oraz dziewcząt nikt nie traktuje poważnie, choć wydaje im się, że na to zasługują. Dlaczego Feng nie ożenił się dotąd, skoro w jego ciemnych oczach i bacznym spojrzeniu widać było tęsknotę? Kilka lat temu, zaraz po przyjeździe do Zelandii, gdzie przybył wraz z Horwendilem, by przyjąć wyrazy wdzięczności od jej ojca, Gerucie zdawało się, że wzrok Fenga spoczywał na niej z więcej niż przelotnym zainteresowaniem, jakie dorosły okazuje wesołemu dziecku. Trudno było jej jednak rozmyślać o jednym mężczyźnie, gdy napierał na nią drugi, czyli górujący nad otoczeniem Horwendil, przyodziany w płaszcz koloru burgunda oraz kolczugę, której drobne ogniwa lśniły niby zmarszczki na wodzie w księżycową noc. Horwendil przywiózł Gerucie podarek - dwie pstrokate makolągwy w klatce z łoziny. Samiec był czarny w białe łaty, a pospolitszą i bledszą samiczkę kryły ciemne cętki. Kiedy ptaki milkły, Horwendil potrząsał klatką, a wtedy, przerażone, podejmowały znów pieśń, przypominającą świergotliwą kaskadę, która kończyła się zawsze ostrym wzniesieniem tonacji, niby człowiecze pytanie.

- Bliski jest już dzień, kiedy i ty, Geruto, zaśpiewasz o szczęściu we dwoje - zapowiedział obiecująco Horwendil.

- Nie jestem pewna, czy one śpiewają o szczęściu. Być może skarżą się głośno na swoją niewolę. Ptaki mogą podlegać rozmaitym nastrojom, podobnie jak ludzie, lecz mają tylko jedną, niezmienną melodię, żeby je wyrazić.

- A w jakim ty jesteś nastroju, moja śliczna? Jakoś nie słyszę, żebyś szczebiotała o naszych zrękowinach, które twój ojciec ogłosił, a mój pobłogosławił już zza grobu. Naszemu małżeństwu przyklaskuje zresztą każdy Duńczyk, pragnący ujrzeć swój naród umocniony związkiem walecznej krwi z płodną urodą; w tym związku drugi element osłania potęga pierwszego. - Horwendil wygłaszał te wyuczone frazesy silnym, lecz łagodnym głosem, jak gdyby badawczo, choć w jego podłużnych oczach, których tęczówki były tak blade, że wydawały się raczej tworem mineralnym niż organicznym, pojawiły się złośliwe błyski.

- Mniemam, że owa przenośnia odnosi się do ciebie oraz do mnie - odrzekła ostro Geruta. - Bacz jednak, panie, że cieszę się już opieką potęgi ojca, a ponadto sądzę, że to, co pochlebnie nazywasz moją urodą, mogłoby jeszcze dojrzeć ku pożytkowi mojemu i mego przyszłego małżonka, jeżeli nie zostanie skonsumowane zbyt szybko. - Księżniczka urwała na moment, ale ciągnęła dalej, cze piąc odwagę z zarozumiałej pewności Horwendila, że z nich dwojga jedynie on posiadł cnotę dzielności ducha. - Nie dostrzegam w tobie żadnych wad. Jesteś pod każdym względem wzorem wojownika. Zgładziłeś nieszczęsnego Kolla z zachowaniem wszelkich należnych mu pogańskich uprzejmości i podobnie postąpiłeś później w stosunku do nieszczęsnej Seli, która wszak była kobietą. Jesteś ponadto wybornym łupieżcą. Wodzisz hałastrę rabusiów na radosne rzezie, podczas których wycinacie słabo uzbrojonych rybaków i nagich w ubóstwie mnichów, zbrojnych jedynie w modlitwę. Powiadam, więc, iż nie dostrzegam w twej bohaterskiej osobie żadnych przywar, widzę jednak, że traktujesz mnie z wysoka; z powodu dawnej zażyłości naszych ojców wyczuwam w twoim stosunku do mnie niejaką interesowność i zimne wyrachowanie. Zaledwie wczoraj byłam dziewczęciem, panie, dla tego rumienię się, przedstawiając ci moje dziewczęce wciąż niepokoje.

Jak kiedyś śmiał się z jej zuchwałości Roryk, tak teraz Horwendil musiał się roześmiać na te słowa - a był to śmiech pewny siebie i już władczy, odsłaniający rząd ostrych, równych zębów. Prostacki zachwyt Horwendila nad jej urodą przyśpieszył puls Geruty, jak gdyby uprzedzając chwilę, gdy wątpliwości księżniczki zostaną obrócone wniwecz, a ona będzie należeć całkowicie do niego. Czy to jest właśnie owa poddańcza rozkosz, której zazna ły już i którą zrozumiały jej niańki i służące? Samozadowolenie uległej ofiary - kobieta wciśnięta w siennik i polewana tłuszczem niby nadziany na rożen kurczak, rozpięty między ogniem kuchni i sypialni. Jako dojrzewająca dziewica Geruta często nastawiała uszu na ton ohydnej, apatycznej uciechy, z którą zamężne kobiety wysokiego i niskiego stanu mówiły o nieobecnym, lecz wszechobecnym mężczyźnie, o “nim”, którego potężny korpus oddzielał ich ciała od całej reszty świata. Te kobiety zmiękły i stały się rozlazłe, ponieważ ich podbrzusza były przedmiotem miłości.

- Za bardzo oponujesz - powiedział Horwendil.

Zabrzmiało to jak sygnał jego późniejszego zwycięstwa i otoczyło ją niby uścisk ramion. Zadrżała w objęciach arogancji tego potężnego mężczyzny. Żywił dla niej namiętność, która nie płonęła wprawdzie żarem najgorętszym z możliwych, lecz której było dla Geruty dość - okazał się na tyle potężniejszy od księżniczki, że byle ułamek jego woli rozwiewał w nicość jej wewnętrzną silę.

Tymczasem Horwendil umęczył się, stojąc w wielkiej sali, gdzie go przyjęła dziewczyna, przysiadł, więc jednym pośladkiem na drewnianym stole, oczekującym na przyjęcie obrusów, którymi miano go nakryć do kolacji.

- Nie jesteś już młódką - oświadczył. - Twoje ciało jest mocne i może służyć naturze. A i ja nie powinienem dłużej zwlekać. W dzień moich najbliższych urodzin ukończę trzydziesty rok życia. Pora już, bym w dowód łaski bożej pokazał światu dziedzica. Słodka Geruto, co jest we mnie takiego, że budzę w tobie niechęć? Przypominasz mi tę klatkę, w której trzepoce się w pełni upierzona, gotowa do założenia rodziny samica. Nie chcę być nieskromny, ale powiadam ci, że często bywam obiektem podziwu i zachwytów, a moje wejrzenie ponoć jest szlachetne. Szczery człowiek ze mnie, choć twardy dla ludzi, którzy mi się sprzeciwiają, łagodny jednak dla tych, którzy wypełniają przysięgi lennej wierności. Wszyscy wokół pragną naszego związku, a pragnienie to nigdzie nie przejawia się tak silnie, jak w moim sercu. - Rozległ się chrzęst drobnych ogniw kolczugi, które zalśniły, gdy Horwendil demonstracyjnie położył na piersi swą szeroką dłoń, pokrytą odciskami od rękojeści miecza.

Lud opowiadał, że namiestnik Jutlandii wystawił śmiało rozłożysty tors na ostry miecz króla Kolla, okrutny wiking nie wykorzystał jednak sposobności, albowiem z powodu podeszłego już wieku opóźnił cios o jedną, śmiertelną dlań w skutkach sekundę. Teraz Horwendil odsłaniał pierś raz jeszcze - i Geruta odczuła coś w rodzaju litości dla tego zalotnika, przeświadczonego bezbronnie, ponieważ dogłębnie, o własnych przymiotach.

- Och, gdybym mogła odczuć to pragnienie i usłyszeć przysięgi, które składa twe serce! - rzuciła impulsywnie księżniczka, jak gdyby naprawdę chciała wyrwać się z klatki. - Lecz ty wydajesz się odwiedzać mnie z wyrachowania, bo raczej wskutek względów politycznych ogólniejszej natury niźli z własnej chęci.

Horwendil zdjął misiurkę. Jasne jak strużyny topolowego drewna włosy rycerza opadły olśniewającą chmurą na osłonięte kolczugą ramiona. Geruta postąpiła o krok w jego stronę, a Horwendil pochylił się ku niej, jak gdyby zamierzał powstać ze stołu, gdzie przysiadł jak na grzędzie.

- Wybacz mi - powiedziała Geruta. - Jestem krnąbrna. Brakuje mi oglądy. Moja matka umarła, kiedy miałam trzy lata, a wychowywały mnie służące i kobiety, którymi ojciec otaczał się z innych powodów aniżeli po to, by zajmowały się jego samotną córką. Okrutnie doświadczyłam braku matki. Zapewne sprzeciwiam się więc po prostu bezdusznej naturze... jeśli rzeczywiście się sprzeciwiam.

- Jak można nie sprzeciwiać się naturze? - odrzekł na to Horwendil, i teraz on z kolei uległ popędliwości. - Zostaliśmy tu wszak zesłani z siedliska aniołów, by żyć wśród dzikich zwierząt i plugastwa, skazani na śmierć w nędzy jej świadomości!

Wyprostował się i stanął tuż przed nią. Przewyższał księżniczkę o głowę, pierś miał szerszą niż hafciarskie krosna, a blada, połyskliwa szczecina na jego twarzy zdradzała, że rycerz ma za sobą pośpieszny, niespokojny poranek i wcześnie dosiadł konia, by ruszyć w dwugodzinną drogę do Elsynoru i prosić o rękę księżniczki. Jednocześnie była w Horwendilu, wzorcu nordyckiej urody, nieokreślona, rozłożysta miękkość, objawiająca się najbardziej niekorzystnie w postaci drugiego podbródka, zarysowującego się poniżej szczęki, i Geruta zaczęła się zastanawiać, czy kiedy zostaną małżeństwem, zdoła przekonać Horwendila, żeby zapuścił br...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin