Piece Oświęcimia-Zeznanie Henryka Taubera.pdf

(110 KB) Pobierz
Zeznanie Henryka Taubera
Zeznanie Henryka Taubera
Protokół zeznania członka Sonderkommando Henryka Taubera
Oświęcim, dnia 24 maja 1945 r. Sędzia śledczy w Krakowie Jan Sehn, członek Komisji
dla Badania Zbrodni Niemiecko-Hitlerowskich w Oświęcimiu przesłuchał na wniosek w
obecności i przy współudziale wiceprokuratora Sądu Okręgowego w Krakowie Edwarda
Pęchalskiego w trybie art. 254 w związku z art. 107, 115 kodeksu postępowania karnego
b. więźnia obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu nr 90124, który zeznał co następuje:
Nazywam się Henryk Tauber, urodzony 8.VII.1917 r. w Chrzanowie, syn Abrahama
Taubera i M i n d y z domu Szajnowic, kawaler, wyznania mojżeszowego, narodowości i
przynależności państwowej polskiej, z zawodu cholewkarz, zamieszkały w Chrzanowie,
ul. Grunwaldzka 1, nie karany.
Do czasu wybuchu wojny w roku 1939 mieszkałem wraz z moją najbliższą rodziną
liczącą 12 osób w Chrzanowie. Z rodziny tej pozostałem przy życiu ja i jeden z moich
szwagrów. O losie jednego z braci, który wywędrował do Rosji, nie mam dotąd
wiadomości. W związku z masowymi akcjami przesiedleńczymi i wysiedleńczymi rodzina
nasza została rozbita i ja znalazłem się w getcie krakowskim. Tam aresztowany zostałem
w listopadzie 1942 r. i osadzony w więzieniu żydowskiej służby porządkowej przy ul.
Józefińskiej 31. W dniu 19 stycznia 1943 r. przewieziony zostałem wraz z transportem
400 Żydów z getta krakowskiego i 800 aryjczykami z Monteluppich do Oświęcimia. W
transporcie tym było około 800 mężczyzn i 400 kobiet . Kobiety oddzielono zaraz na
dworcu w Oświęcimiu j umieszczono w obozie kobiecym w Brzezinkach, a ja w grupie 50
więźniów Zydów i około 550 aryjczyków dostałem się na blok 27 odcinka BIb. Był to blok
niewykończony, bez okien, bez drzwi i bez koi. Następnie przeszedłem z kolei przez blok
22, 20 tego samego odcinka obozowego, byłem przez parę dni w Bunie, skąd z powodu
stwierdzonej wśród więźniów tej grupy, do której należałem, choroby tyfusu, przeniesiony
zostałem z powrotem do Brzezinki i umieszczony na bloku 21 odcinka BIb. W
międzyczasie przeprowadzono rejestrację 2, w czasie której podałem się za
kwalifikowanego ślusarza-mechanika. Z początkiem lutego 1943 przybył na blok
Unterscharfiihrer Groll, Arbeitsdienst i Arbeitseinsatz więzień Mikusz i wybrali spośród
przebywających na naszym bloku więźniów fachowców rzekomo do pracy w warsztatach
w Oświęcimiu. Wybrano nas 20 młodych mężczyzn Z y d ów. Zaprowadzono nas na blok
IV, gdzie zbadani zostaliśmy przez lekarza i wszyscy uznani za zdrowych. Tego samego
dnia przewieziono nas autem pod eskortą esesmanów do Oświęcimia i umieszczono na
bloku XI w bunkrze nr 7. Następnego dnia zaprowadzono nas 20 pod silną eskortą
esesmanów do bunkra, w którym, jak się później okazało, mieściło się krematorium nr 1.
Tu zastaliśmy siedmiu Żydów, m. in. i Jankowskiego oraz trzech Polaków . Kapo był
Mietek Morawa z Krakowa. Był to mężczyzna wysokiego wzrostu, blondyn, szczupły,
wyglądał na około 24 lat. Jeden z braci jego był bokserem w Krakowie. Słyszałem, że
rodzina Morawy mieszkała na Dębnikach. Początkowo tu w czasie pracy w pierwszym
krematorium w Oświęcimiu był on bardzo surowym kapo, nakazaną przez Niemców
1
pracę wykonywał przepisowo. W późniejszym czasie przeszedł jako Oberkapo do
krematoriów II i III w Brzezince. Tam starał się żyć z nami w zgodzie, ponieważ było nas
tam około 400, pracowaliśmy już przez dłuższy czas przy krematoriach, byliśmy
zrezygnowani, zdecydowani na wszystko i dlatego nie pozwalaliśmy sobie pluć w kaszę.
W pierwszym dniu po przybyciu do krematorium przemówił tu do nas esesman
Unterscharfiihrer, którego nazwiska nie pamiętam. Powiedział nam, że wykonywać
będziemy pracę nieprzyjemną, że musimy się jednak do niej przyzwyczaić i po jakimś
czasie nie będzie ona przedstawiała dla nas żadnej trudności. Przemawiał on w języku
polskim. W całym przemówieniu nie wspomniał ani słowem, że zatrudnieni będziemy
przy paleniu zwłok ludzkich. Zakończył to przemówienie rozkazem "Los an die Arbeit" i
biciem po głowach bykowcem. Wraz z Mietkiem Morawą zapędzili nas do bunkra
krematorium nr I, gdzie ujrzeliśmy kilkaset zwłok ludzkich. Leżały one na stosach, jedne
na drugich, zabrudzone, zmarznięte, wiele zwłok było pokrwawionych, z rozbitymi
czaszkami, inne z rozciętymi, widocznie na sekcjach, brzuchami. Zwłoki te były
pozmarzane, musieliśmy siekierami odzielać jedne od drugich. Bici i poganiani przez
owego Unterscharfiihrera i kapo Morawę wyciągaliśmy te zwłoki do "hajcowni", gdzie
znajdowały się trzy piece, każdy po dwa mufle. Jako mufle oznaczam, zgodnie z
nomenklaturą przyjętą przez Komisję sowiecką, retorty do spalania zwłok. W "hajcowni"
układaliśmy zwłoki na wózku poruszającym się na szynach, biegnących między piecami.
Od drzwi prowadzących z bunkra, gdzie znajdowały się zwłoki, wózek ten jeździł na
"szajbie" obracającej się we wszystkich kierunkach i poruszającej się w poprzek
"hajcowni" na szerszych szynach. Do każdej retorty prowadziły od tych szerokich szyn
wąskie szyny, na których toczył się wózek, do retorty. Wózek ten poruszał się na
czterech małych, metalowych kółkach. Miał silną metalową podstawę w kształcie skrzyni.
Do skrzyni tej wkładano dla obciążenia kamienie i żelazo. Przedłużeniem wierzchniej
ściany owej skrzyni było metalowe koryto, długości ponad 2 m. Na korycie tym
układaliśmy po pięć zwłok. Najpierw dwoje zwłok zwróconych nogami w kierunku pieca,
brzuchami do góry, następnie w odwrotnym kierunku dwoje zwłok. I te zwłoki zwrócone
były brzuchami do góry. Piąte zwłoki kładziono nogami w kierunku pieca i grzbietem
zwróconym do góry. Ręce tych piątych zwłok opadały w dół i jak gdyby obejmowały
wszystkie zwłoki pod nimi leżące. Ponieważ ładunek taki przeważał nieraz ciężar
podstawy wózka, wobec tego podtrzymywaliśmy deską koryto od dołu, aby wózek nie
przechylił się i zwłoki nie spadły. Tak naładowane koryto wpychaliśmy do retorty. Gdy
zwłoki znajdowały się już w piecu, przytrzymywaliśmy je blaszanym pudłem
przesuwalnym wzdłuż koryta, a inni więźniowie wyciągali wózek spod zwłok. Specjalny
uchwyt na końcu koryta porywał ów suwak-pudło. Następnie zamykaliśmy drzwi. W
krematorium nr I były trzy piece po dwie retorty każdy, o czym już poprzednio
wspominałem. Każda retorta spalić mogła pięć ludzkich zwłok jednocześnie, można więc
było spalić w krematorium tym 30 zwłok ludzkich . W tym czasie, gdy ja przy obsłudze
tego krematorium pracowałem, spalenie takiego ładunku trwało do półtorej godziny. Były
to bowiem zwłoki ludzi wychudzonych, istne szkielety, które się bardzo powoli paliły. Z
późniejszej praktyki i obserwacji spalania w krematoriach II i III wiem, że zwłoki ludzi
tłustych palą się znacznie szybciej. Proces spalania przyspiesza palenie się tłuszczu
2
ludzkiego, które wytwarza dodatkowy żar . Wszystkie piece krematorium I znajdowały się
w hali, którą nazywam "hajcownią ". W pobliżu wejścia do tej hali znajdował się jeden
piec zwrócony generatorem w kierunku drzwi wejściowych, a piecami retortowymi w głąb
hali. Dwa dalsze usytuowane wprost odwrotnie, to znaczy z piecami retortowymi w
kierunku drzwi wejściowych, a generatorami w głąb hali, znajdowały się na drugim końcu
hali. Piece te opalane były koksem. Zostały wykonane, jak świadczyły o tym napisy na
drzwiach pieców i innych metalowych częściach, przez firmę " Topf und Sohne" z Erfurtu.
Wózek do przewożenia zwłok był również wyrobem tej firmy. Za "hajcownią" znajdowała
się mała koksownia, obok niej mała szreibsztuba, a dalej na prawo magazyn urn na
popiół ludzki. Drzwi wejściowe, które prowadzą obecnie do hali nazywanej przeze mnie
"hajcownią", przebite zostały dopiero później.
W tym czasie, kiedy ja w krematorium I pracowałem, drzwi tych nie było. Do hajcowni
wchodziło się wówczas drzwiami z korytarza na lewo od wejścia. Drzwi takich było
dwoje. Na prawo z korytarza prowadziły drzwi pierwsze do podręcznego magazynu, w
którym znajdowały się zapasowe ruszta. Tu rozbierali się ludzie przywiezieni małymi
transportami autami, których za czasów mej pracy w krematorium I w bunkrze tego
krematorium rozstrzeliwano. (Bunkrem nazywam tę część budynku, w której gazowano
ludzi). Transporty takie nadchodziły raz lub dwa razy w tygodniu i składały się z 30-40
osób. Byli to ludzie wszelkich narodowości. Na czas rozstrzeliwania, nas pracujących w
Sonderkommando, zapędzono do koksowni. Zwłoki rozstrzelanych znajdowaliśmy
następnie w bunkrze. U wszystkich zwłok widzieliśmy ranę postrzałową w tył czaszki
(Genickschuss). Rozstrzeliwań dokonywał stale jeden i ten sam esesman z oddziału
politycznego, w asyście drugiego esesmana z tego samego oddziału, który pisemnie
stwierdzał śmierć rozstrzelanych. Kapo Morawa nie był wraz z nami w koksowni w czasie
rozstrzeliwania. Co robił w tym czasie, nie wiem. Zwłoki rozstrzelanych wynosiliśmy z
bunkra do hajcowni, gdy jeszcze całkiem ciepłe były i ociekały świeżą krwią. Drugie
wejście z korytarza na prawo prowadziło do pokoiku, w którym składano popiół ze zwłok
ludzkich. Przez pokoik ten przechodziło się do właściwego bunkra, używanego za moich
czasów do rozstrzeliwania ofiar, a przedtem do gazowania ludzi. W grudniu 1942 r.
zagazowano w tym bunkrze 400 więźniów ze Sonderkommando. Opowiadali mi o tym
więźniowie, których przy pracy przy krematorium I zastałem, gdy do pracy tej zostałem
przydzielony. W krematorium nr I pracowałem od początku lutego 1943 r. do dnia 4
marca 1943 r., a więc przeszło jeden miesiąc. Przez cały ten czas trzymano nas w
bunkrze 7 bloku XI. Było nas tam 22 Żydów, ponieważ do grupy naszej przybyłej z
początkiem lutego z Brzezinki dodano dwóch dentystów Żydów czeskich. Owych siedmiu
Żydów, których zastałem przy pracy w krematorium I, trzymano również na bloku XI,
tylko w innej celi. Kapo Morawa i pracujący już przy krematorium nr I wraz z nim Polacy
Józek 6 i Wacek 7, mieszkali na bloku XV , a więc na bloku otwartym. Prócz owych
dwóch Żydów czeskich przydzielono w ciągu tego miesiąca do naszej grupy czterech
Polaków Staszka i Władka , których nazwisk nie pamiętam oraz Władysława Biskupa z
Krakowa i Agrestowskiego Jana z gminy P ..., koło Warszawy. Nazwiska ich dokładnie
pamiętam, ponieważ pisałem im listy po niemiecku do rodziny. I ci czterej ostatni
wymienieni Polacy mieszkali na bloku XV .Przy wyruszaniu do pracy nazywano stare
3
komando, zatrudnione przy krematorium I, "Komando Krematorium I". Naszą grupę, to
znaczy 22 Żydów z bloku XI i owych czterech Polaków przydzielonych do naszej grupy,
nazywano "Komando krematorium II". Oznaczenia tego nie rozumieliśmy wówczas.
Dopiero później przekonaliśmy się, że przysłano nas na miesięczną praktykę do
krematorium I, celem przygotowania się do pracy w krematorium II.
[...]
Przypominam sobie, jak kapo Mietek zwrócił się do Grabnera, ażeby mu przydzielił
jednego więźnia do pracy, ponieważ jeden z naszej grupy zmarł. Grabner odpowiedział
mu, że jednego "zugangu" dać mu nie może, żeby zabił jeszcze czterech Żydów, to
wówczas da mu "zugang" pięciu. Zapytał przy tym Mietka, czym bije więźniów. Mietek
pokazał mu kij. Grabner chwycił wówczas ruszt żelazny i oświadczył Mietkowi, by tym bił
więźniów. Po pierwszym dniu pracy w krematorium I pięciu z mej grupy zameldowało się
chorymi i pozostało na bloku. Następnego dnia przy wyciąganiu trupów z bunkra
krematorium I znaleźliśmy ich zwłoki nagie bez śladów postrzału. Przypuszczam, że
zostali zaszpilowani. Po miesięcznej pracy przy krematorium I pozostało nas z 22 Żydów
tylko 12. Grupę tę wraz w Władysławem Tomiczkiem z Cieszyna i czterema
wymienionymi już przeze mnie Polakami (Biskup i inni) przeniesiono w dniu 4.III.1943 r.
do Brzezinki, gdzie umieszczeni zostaliśmy w bloku nr II odcinka BIb. Był to blok
zamknięty. Jak się później dowiedziałem Tomiczek pracował w krematorium jeszcze w
roku 1941. Był to stary więzień, miał numer tysiąc czterysta kilka. Przed przydzieleniem
go do naszej grupy, co miało miejsce w marcu 1943 r., pracował on przez jakiś czas w
młynie i w rzeźni, skąd został z grupą dalszych 49 więźniów aresztowany pod zarzutem
działalności konspiracyjnej. Cała ta grupa osadzona została w bloku XI w Oświęcimiu i
przez sąd S S skazana na śmierć. Untersturmfiihrer Grabner rozpoznał Tomiczka
jeszcze przed wykonaniem egzekucji i przydzielił go do naszej grupy. W Brzezince
pracował Tomiczek jako kapo komanda zatrudnipnego w krematorium II, a później w
krematorium IV. Zdaje się w sierpniu 1943 r. wezwany został Tomiczek na oddział
polityczny, skąd jeszcze tego samego dnia Oberscharfiihrer Kwakernak przywiózł jego
zwłoki, które spaliliśmy w krematorium nr V. Głowa Tomiczka zawinięta była w worek,
jednak rozpoznaliśmy go wszyscy, ponieważ odznaczał się silną budową ciała.
Kwakernak pilnował nas osobiście tak długo, dopóki zwłoki Tomiczka nie znalazły się w
piecu, a następnie zaraz odszedł. Otwarliśmy drzwi pieca, wyciągnęli zwłoki, odwinęli
worek i z twarzy zupełnie dokładnie rozpoznaliśmy Tomiczka. Był to człowiek bardzo
dobry, obchodził się z nami przyzwoicie, wtajemniczyliśmy go w naszą pracę
konspiracyjną.
W dniu 4 marca 1943 r. pod strażą esesmanów zaprowadzeni zostaliśmy na teren
krematorium nr II. Tu objaśnił nam konstrukcję tego krematorium kapo August ,
sprowadzony w tym samym czasie z Buchenwaldu, gdzie pracował przy tamtejszym
krematorium. Krematorium nr II posiadało pod ziemią rozbieralnię (Auskleideraum) i
bunkier czyli gazownię (Leichenkeller). W przejściu między tymi oboma piwnicami
znajdował się korytarz, do którego prowadziły z zewnątrz schody i koryto do zrzucania
zwłok przywiezionych do spalenia w krematorium z obozu. Drzwiami z rozbieralni
4
wchodziło się do tego korytarza, a stąd drzwiami na prawo do gazowni. Od strony wjazdu
na teren tego krematorium prowadziły do korytarza drugie schody. Na lewo od tych
schodów znajdował się w rogu mały pokoik na włosy, okulary itp. rzeczy, a na prawo
mały pokoik, w którym przechowywano zapasowe puszki z "Cyklonem". W prawym kącie
korytarza na ścianie przeciwległej od wejścia z robieralni znajdowała się winda do
wyciągania zwłok.
Do robieralni wchodziło się z podwórza krematorium schodami. Schody te otoczone były
żelazną barierą. Nad drzwiami wisiała tablica z napisem "Zum Baden und Desinfektion".
Napis ten był w paru językach wypisany. W rozbieralni biegły wzdłuż ścian ławy
drewniane oraz drzewiane wieszaki ponumerowane. Nie było tam żadnych okien i stale
paliło się światło. Robieralnia miała również instalację wodociągową i była
skanalizowana. Z rozbieralni wchodziło się do korytarza przez drzwi, nad którymi wisiał
napis "Zum Bade", powtórzony w kilku językach. Przypominam sobie, że wypisane tam
było również słowo "Bania". Z korytarza tego wchodziło się drzwiami na prawo do
gazowni. Były to drzwi drzewiane,. zbudowane z dwóch warstw krótkich kawałków
desek, podobnie jak posadzka parkietowa jest układana, między tymi warstwami
znajdowała się płyta z masy uszczelniającej brzegi drzwi i fugi futryny również obite były
uszczelkami filcowymi. W drzwiach tych na wysokości głowy mężczyzny średniego
wzrostu znajdowało się okrągłe okienko, oszklone. Z drugiej strony drzwi, to znaczy od
strony gazowni, okienko to było zakratowane kratą w kształcie półkuli. Kratę tę założono
dlatego, ponieważ zdarzały się wypadki, iż ludzie znajdujący się komorze gazowej przed
śmiercią wybijali szybę w okienku. Ponieważ i krata temu nie zapobiegała i wypadki takie
mimo jej założenia powtarzały się, okienko to później zabito blachą lub deską. W tym
miejscu nadmieniam, że przeznaczeni na gazowanie i znajdujący się w komorze gazowej
ludzie uszkadzali nieraz przewody elektryczne, zrywali je, uszkadzali urządzenia
wentylacyjne. Drzwi te zamykane były od strony korytarza na żelazne rygle, które po
zamknięciu drzwi dociągało się dla uszczelnienia specjalnymi zakrętkami. Sklepienie
komory gazowej oparte było na cementowych filarach w środku swej szerokości. Na lewo
i na prawo od tych filarów znajdowały się cztery słupy. Zewnętrzną ścianę tych słupów
stanowiły kraty z grubego drutu, biegnące aż po sufit i na zewnątrz. Za tą ścianą
znajdowała się druga siatka z drobniejszymi oczkami i otworami, .a w niej trzecia gęsta.
W tej trzeciej siatce poruszało się pudełko, którym wyciągano przy pomocy drutu
proszek, z którego wyparował już gaz. Poza tym w komorze znajdowała się instalacja
elektryczna prowadzona po obu stronach belki nośnej podpartej na filarach
cementowych. Instalacja wentylacyjna wmontowana była w murach komory gazowej. Do
wnętrza komory prowadziły od niej małe otwory zaopatrzone siatkami z białej blachy,
które położone były w górnej części ścian bocznych oraz otwory dolne zabezpieczone
jak gdyby kagańcami żelaznymi. Wentylacja komory gazowłej połączona była z
systemem rur wentylacyjnych, znajdujących się w rozbieralni .
Wentylacja ta obsługująca również pokój sekcyjny, poruszana była motorami
elektrycznymi, znajdującymi się na strychu budynku krematoryjnego. Komora gazowa nie
posiadała instalacji wodociągowej. Kran wodociągowy znajdował się w korytarzu i z
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin