Plaisir d'amour.pdf

(1517 KB) Pobierz
688286674 UNPDF
688286674.001.png
***
- Severusie! Coś ty zrobił?! Coś ty zrobił...
- Lily, ta nasza tarcza nie wystarczy. Nie rozumiesz?!
- Ale... TO?!
- Będę cię chronić. Nic już nie mów. Proszę...
- Och, Sev...
- Użyj zaklęcia Fideliusa. Poproś Dumbledore’a.
- Dobrze. Masz rację.
***
- Zabiję cię!
- Już próbowałeś, Potter. Kilkakrotnie. I zbyt długo byłeś bezkarny...
***
- Lily, ja się nie zgadzam!
- Nie masz w tej sprawie nic do powiedzenia, James. Nasz syn będzie miał dwóch
ojców chrzestnych. Już postanowiłam.
- Ale dlaczego on?!
- ...
***
- Lily! On poszedł dla ciebie na samo dno piekła! Nie zmarnuj jego poświęcenia!
- Margherito... Co mam zrobić?!
- Uciekaj!!!
***
Harry, mam nadzieję, mój Synku, że Ty będziesz miał w życiu więcej szczęścia
niż ja. Bardzo kocham Twojego Ojca, ale uwierz mi, straszne jest to, że go nie
szanuję. Kochać i nie móc szanować ukochanego, to potworne!
...........
- Czemu to napisałaś, Lily?
- Bo to prawda, Severusie. Mam nadzieję, naprawdę - mam taką nadzieję, że
Harry będzie miał więcej szczęścia niż ja.
- Kochasz Jamesa?
- Tak, kocham. Bardzo go kocham.
***
- Nicole?
- Słyszałam. Lily popełniła ten sam błąd, co jej matka. Związała się z
nieodpowiednim człowiekiem.
- Wiem. Czy mogę coś zrobić?!
- Nie. Nic. Nic nie możesz zrobić.
- Nie powiem Lily o jego „wyczynach”... Czy powinienem?
- I tak jest już za późno.
- Może jednak?
- Nie, Severusie. Ja znam Lily od dziecka. Zawsze była odważna... Opowiadałam
ci przecież! Mieszkałam w Anglii po sąsiedzku z Evansami. Lily jest tylko trzy lata
starsza od Margherity, bawiły się razem. Byłam nieraz świadkiem, jak ten łajdak
znęcał się nad Lily, Petunią i ich matką! Kiedyś rzucił Lily o ścianę, tak, że
doznała wstrząsu mózgu. Broniła Petunii, jak ojciec ją bił. Miała osiem lat, a
Petunia sześć...
- Nie zapominaj, że ja też znam aż za dobrze „tego łajdaka”, jak go trafnie
określiłaś!
- Pamiętam. Namawiałam tę nieszczęsną kobietę, by go zostawiła, ale wciąż mi
powtarzała, że go kocha. I została z nim, aż ją zabił! Nie mogę tego zrozumieć!
- Boję się o Lily...
 
- Ja też Severusie. Jest tak podobna do swej matki. I niestety obie dokonały
złego wyboru.
***
- Spotkała się z nim, James. W kawiarni na Pokątnej. Siedzieli razem przy
stoliku. Potem przysiadła się do nich jakaś kobieta. Hmm... Piękna, naprawdę
piękna kobieta! On wstał i odszedł z tamtą. A Lily została tam i coś pisała w
małym zeszycie. Potem znów poszła do Gringotta.
- Peter, czy oni... Długo siedzieli we dwoje w tej kawiarni?
- Nie. Kilkanaście minut. On przyszedł później niż Lily. Rozmawiali...
...
***
...
- Dlaczego mi tego wcześniej nie powiedziałaś, Lily! Dlaczego?!
- A jak myślisz?!
- Snape jest... Och, nie!!!
- Ufam mu, rozumiesz James?! Ufam Severusowi!
- A ja nie! Wierzę Syriuszowi! Łapa nas nie zdradził!
- Severus nie mówił, że to Syriusz!
- Boże... Co to? TO ON! Lily, bierz Harry’ego i uciekaj! TO ON! Idź! Uciekaj! Ja go
zatrzymam...
...
- Nie Harry! Nie Harry! Błagam...
...
Rozdział pierwszy
NOC PEŁNI
- Panie Weasley! Co pan tu robi?!
- PRZESZEDŁEŚ PRZEZ KREW I STRASZNE CIERPIENIA I PRZEJDZIESZ PRZEZ
JESZCZE GORSZE. ODDASZ WROGOWI SWÓJ NAJCENNIEJSZY, NAJSTARANNIEJ
CHRONIONY SKARB I ODDASZ GO CHĘTNIE...
...
- Ronaldzie Weasley! O, nie!
Ron mówił dalej, nie przerywając. Trząsł się i chwiał na nogach, patrząc gdzieś w
przestrzeń nieprzytomnym wzrokiem. Severus Snape chwycił chłopaka, chroniąc
go przed upadkiem. Rudowłosy skończył swoją tyradę i zwisł mu w ramionach
jak szmaciana lalka. Mężczyzna rozejrzał się w panice, ale o wpół do trzeciej w
nocy korytarz w lochach zazwyczaj bywał, jak i teraz, pusty. Nikogo nie było
widać, mrok rozpraszało tylko nikłe światło pochodni. Mistrz Eliksirów wziął
nieprzytomnego, rozpalonego gorączką chłopca na ręce i zaniósł do
ambulatorium.
***
Kominek w komnacie Minerwy McGonagall zapłonął zielonym płomieniem.
- Profesor McGonagall!
Nauczycielka poderwała głowę z poduszki i nieprzytomnym wzrokiem spojrzała
na twarz Mistrza Eliksirów, widoczną w jej kominku.
- Severus...? Co się stało?! Jest trzecia w nocy!
- Jestem w skrzydle szpitalnym. Proszę tu przyjść! Jak najszybciej! Ronald
Weasley...
- Już idę!
Głowa Snape’a znikła, a kobieta narzuciła szybko kraciasty szlafrok i wybiegła ze
swojej komnaty. Kiedy wpadła jak burza do skrzydła szpitalnego, Severus stał
przy łóżku, na którym leżał nieprzytomny chłopiec. Mistrz Eliksirów odwrócił
 
głowę.
- Przyszedł do mnie, do laboratorium. Miał szczęście, że pracowałem i nie
spałem. - powiedział zmęczonym głosem.
- To cud, że nie spadł ze schodów! – Minerwa spojrzała ze zgrozą na wysokiego
mężczyznę. - Dziwne, że pamiętał o wyjeździe Poppy do św. Munga...
- Podałem mu lekarstwa. Do rana gorączka spadnie. Niestety, musi pani przy
nim zostać. Przykro mi. Ja mam do zrobienia jeszcze trzy eliksiry.
- Popilnuję Rona, ale ty idź spać Severusie. Jutro zrobisz te eliksiry. Jesteś
bardzo zmęczony, widzę to – McGonagall z niepokojem popatrzyła na
wymizerowaną twarz Snape’a.
Mężczyzna uśmiechnął się z ironią.
- Dziękuję za troskę – mruknął.
- Że też Ron zwrócił się o pomoc właśnie do ciebie... – powiedziała profesor
transmutacji z zastanowieniem.
- A do kogo miał pójść? Przecież Poppy wraca dopiero rano!
- No, tak...
***
Harry, Hermiona i Ginny wpadli do skrzydła szpitalnego. Wszyscy troje
odetchnęli z ulgą widząc, że Ron się do nich uśmiecha.
- Ron, Ron! Jak się czujesz?! Co się stało?! – wrzasnęła Ginny.
- Nnie wieem... Obudziłem się tutaj, a przy moim łóżku siedziała McGonagall...
Powiedziała mi, że Snape przyniósł mnie na rękach do ambulatorium...
- Widocznie wypuściłam cię za wcześnie z łóżka – energicznie wtrąciła się
Madame Pomfrey podchodząc do nich – Profesor Snape powiedział mi, że
przyszedłeś do niego na wpół przytomny.
- Nic nie pamiętam!
- Pozwolę ci wstać na kolację, ale teraz leż spokojnie.
- Nic mi nie jest!
- Czy możemy zostać z Ronem? – Hermiona i Harry popatrzyli błagalnie na
pielęgniarkę.
Ginny z wystraszoną miną wpatrywała się w brata. Ron chciał jeszcze coś
powiedzieć, ale Madame Pomfrey zdusiła w zarodku wszelkie protesty.
- Możecie tu zostać kilka minut, ale nie męczcie go! – popatrzyła srogo na
Harry’ego i dziewczęta.
– Oczywiście – obiecała Hermiona w imieniu całej trójki.
- Ron, musisz być zdrowy! – Ginny usiadła na brzegu łóżka – Przecież pojutrze
wracamy do domu...
Harry i Hermiona usiedli z drugiej strony. Ron uśmiechnął się słabo.
- Naprawdę świetnie się czuję – zapewnił ich – I cieszę się, że ten straszny piąty
rok wreszcie się skończył!
***
Ron pogłaskał po grzywie testrala zaprzężonego do powozu, który miał ich
zawieźć na stację w Hogsmeade. Odwrócił się do Hermiony. Dziewczyna
zatrzymała się obok niego z dziwnym wyrazem twarzy. Wyglądała na
zdenerwowaną.
- Hermi, co się dzieje? Czemu nie wsiadasz? – zniecierpliwił się chłopak.
- Ron... Ja ich nie widzę! Nie widzę testrali!
- Nie rozumiem... CO?!
***
Harry gwałtownie usiadł na łóżku. Noc była jasna. Zegarek wskazywał godzinę
trzecią czterdzieści cztery. Za ścianą chrapał Dudley. Przez otwarte okno
bezszelestnie wleciała Hedwiga. Chłopak wstał. Czy to był tylko senny koszmar?
A może to Voldemort znów chce go zwabić w pułapkę? Ale zaraz! Toma Riddle’a
tam nie było! I blizna go nie boli... Natomiast jeśli ta wizja jest prawdziwa – nie
 
ma chwili do stracenia! Nie namyślając się dłużej, zaczął się ubierać. Plan
działania błyskawicznie zrodził się w jego głowie.
Piorunująco szybko spakował kufer, stawiając go na stoliku pod oknem.
Przymocował na wierzchu klatkę Hedwigi. Sprawdził, czy czegoś nie zostawił,
różdżkę oraz kilka monet schował do kieszeni, pelerynę niewidkę wepchnął za
pazuchę i pamiętając o zachowaniu ciszy, z butami w ręku zszedł na dół.
Podniósł słuchawkę i wykręcił numer telefonu komórkowego Hermiony, który
znali tylko Ron i on.
- Hermiono? Przepraszam, że cię obudziłem.
- Nie spałam.
- Spakuj trochę rzeczy do torby, zaraz po ciebie przylecę. Zostaw wiadomość
rodzicom, ale nie budź ich. Musisz mi pomóc!
- Harry...? - dziewczyna usłyszała w odpowiedzi jedynie trzask odłożonej
słuchawki.
P. & V. Dursley
Musiałem wrócić do Hogwartu.
Harry Potter
Umieścił kartkę koło telefonu, tak, żeby była dobrze widoczna i położył na niej
szklany przycisk do papieru.
„Niech to diabli!” – pomyślał – „Nie chcę ich oglądać już nigdy w życiu!”
Bezszelestne otwarcie okna w salonie nie sprawiło mu żadnej trudności.
Hardodziob czekał na trawniku. Gdy Harry zobaczył go wieczorem, tego samego
dnia, kiedy wrócił na Privet Drive z Hogwartu - poczuł jednocześnie złość,
niepokój i rozczulenie. Hipogryf go odnalazł i nie chciał opuścić. Przez te kilka dni
przylatywał codziennie, tuż po zachodzie słońca i czekał aż chłopak do niego
wyjdzie. W nocy znikał i wracał następnego dnia. Ale jakoś nikt nie zwrócił uwagi
na dziwnego skrzydlatego stwora, czającego się w krzakach ogródka Dursleyów.
Może mugole – jeśli nawet zauważyli Hardodzioba – po prostu myśleli, że mają
zwidy?
Teraz jednak obecność hipogryfa wydała się chłopcu szczęśliwym zrządzeniem
losu. Pogłaskał stworzenie i znów z rozpaczą pomyślał o Syriuszu. Nie! Siłą
wypchnął z głowy beznadziejną tęsknotę. Syriusza już nie ma. To on – Harry –
jest panem hipogryfa!
Hardodziob schylił łeb i ukląkł. Chłopak wdrapał się na jego grzbiet. Jedno
machnięcie skrzydeł i byli przy oknie pokoju Harry’ego. Hardodziob zawisł na
kilka chwil w powietrzu przy ścianie domu. Wyciągnięcie kufra zupełnie bez
hałasu okazało się niestety niewykonalne, ale na szczęście Dursleyowie się nie
obudzili. Peleryna niewidka osłoniła chłopca, kufer i koński zad Hardodzioba.
Gdyby ktoś przypadkiem spojrzał w górę, zobaczyłby jedynie olbrzymiego orła.
Po krótkim locie wylądowali na trawniku przed domem Hermiony. Dziewczyna
czekała przed drzwiami z niewielką torbą przewieszoną przez ramię. Harry bez
ceregieli wciągnął ją na grzbiet hipogryfa, pod pelerynę. Wystarczyło kilka chwil,
by domy zmalały do rozmiarów pudełek od zapałek, a ulice zamieniły się w strugi
światła.
- Hermiono – powiedział Harry dziewczynie do ucha. Czy jej się zdawało, czy w
głosie chłopaka brzmiała desperacja?
– Potrafisz zrobić świstoklik? Musimy jak najszybciej dotrzeć do Dumbledore'a!
Dziewczyna skinęła głową. Zorientowała się natychmiast, że zadawanie w tym
momencie jakichkolwiek pytań mija się z celem. Po chwili poczuła, że wcisnął jej
w dłoń galeona.
- Musimy wylądować na brzegu jeziora koło Hogwartu, przy wielkim buku.
Ponownie skinęła głową i wyciągnęła różdżkę.
- Portus! – krzyknęła, dotykając monety końcem różdżki.
Poczuła, jak Harry przesuwa prawą rękę tuż przy jej talii. Palce chłopca zacisnęły
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin