Zapomnieć przeszłość.doc

(196 KB) Pobierz
Zapomnieć przeszłość

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Zapomnieć przeszłość

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Autor: Paula3761 vel. Vampire87

Beta:Morphi

 


Rozdział 1

 

-Cholera!- zaklnęłam, widząc jak obcas mojego lewego buta ugrzązł w klatce ściekowej. Wiedziałam, że idąc na cmentarz nie będę miała ani minuty rezerwowego czasu, który pozwoliłby mi na stanie w korkach czy inne niespodzianki wyrastające jak grzyby po deszczu -zawsze wtedy gdy się spieszę. Pomimo tej świadomości poszłam Go odwiedzić, spędzić z Nim choćby małe 5 minut. Nikt nie wie jakie te 300 sekund ma dla mnie znaczenie. W pamięci wciąż miałam obraz sprzed 7 lat ,kiedy to spotkaliśmy się na ulicy- równo 84 miesiące temu utopiłam się w Jego czarnych oczach i buch- miłość od pierwszego wejrzenia, z której zamiast happy endu pozostały samotne wieczory, łzy spływające po policzkach i mały Jack. Cały czas w głowie mam powiedzenie, że do narodzin człowieka potrzeba śmierci drugiego - tak, żeby bilans ludności był zrównoważony .Do tej pory czuję ból rozsadzający moje serce - dlaczego ojciec musiał odejść na wieki by na świat mógł przyjść jego syn?!

Wiedziałam co muszę teraz zrobić i że na razie jedyną osobą na którą mogę liczyć w tym dużym mieście jest Jasper - mój przyjaciel od beztroskich czasów dzieciństwa, który widząc jak się męczę w małym Forks, ściągnął mnie do Nowego Jorku. Muszę po cichu przyznać,że było to całkiem dobre posunięcie.

Jazz miał artystyczną duszę - był malarzem. Jego godziny pracy nie były nigdzie określone, więc w awaryjnych sytuacjach, gdy niania nie mogła akurat zajmować się Jackiem, mogłam na niego liczyć.

-Cześć Jazz. Mój obcas utknął w cholernej klatce ściekowej i nie zdążę dojechać po Jack’a do przedszkola. Wiem, że tworzysz, ale mała przerwa dobrze Ci zrobi. Proszę.- mogę przysiąc, że skamlałam do tej słuchawki jak mały szczeniaczek.

-Doskonale wiesz, że możesz na mnie liczyć. Będę tam za15 minut i zaczekamy na Ciebie w tej kawiarni na rogu. Bello !! Pamiętasz o moim wernisażu w następną środę ? - zapytał z małym wyrzutem, gdyż po odejściu Jacoba nie zwracałam uwagi na jakiekolwiek formy życia towarzyskiego.

- Jasne, że tak – odpowiedziałam na poczekaniu.

- Już tyle razy Ci mówiłem, że nie potrafisz kłamać, ale i tak Cię kocham -powiedział tym swoim łobuzerskim tonem .

- Też Cię kocham. Do zobaczenia - odpowiedziałam chowając telefon do kieszeni i już wyciągałam stopę z buta by uwolnić go z więzienia w jakim się znalazł.

Uwolnienie potrwało troszkę krócej niż się spodziewałam i po chwili siedziałam w moim nowym nabytku - Audi Quattro A8.Duże i szybkie samochody były moją największą pasją -od zawsze, oprócz oczywiście dwóch wyjątków: Jacoba i Jack’a. Na szczęście moi rodzice, którzy zginęli 2 lata temu w katastrofie lotniczej, dobrze zabezpieczyli mnie i swojego ukochanego wnusia. Ich śmierć była dla mnie ogromnym ciosem, najpierw odszedł Jacob, a niecałe 2 lata po Nim- Oni. Mój synek miał zaledwie 10 miesięcy, gdy popadłam w depresję i na 2 miesiące przestałam być mamą a stałam się zombie. To właśnie Jazz wyciągnął mnie z tego odrętwienia i uzmysłowił, że mam dla kogo żyć, że bajka się skończyła i czas zacząć wychowywać dziecko i prowadzić interesy po rodzicach, którzy byli właścicielami drugiej co do wielkości agencji reklamowej w kraju. Mama zawsze ceniła sobie ciszę i spokój, więc ojciec sterował biznesem przez telefon, Internet i raz w miesiącu - na 3 dni -  latał obowiązkowo do siedziby firmy mieszczącej się w Nowym Jorku mówiąc, że „Pańskie oko konia tuczy”. Dwa lata temu, w lipcu, mama zabrała się z nim poszaleć na zakupach w modnych butikach. Podchodzący do lądowania samolot stanął w płomieniach. Nie mieli żadnych szans na przeżycie.

Rozmyślając i wspominając dotarłam do celu, zdziwiona, że droga tak szybko minęła.

Po otwarciu drzwi zauważyłam, że mój synek piję czekoladę i zajada się jakimś deserem – znając jego gust, z pewnością śmietankowym. W głowie powstała szybka notatka: poprosić Jaspera, żeby nie rozpieszczał Małego. Jazz jako ojciec chrzestny spisywał się doskonale, czasami -  aż za bardzo się starał - potem to ja byłam tą Złą, która na nic nie pozwala.

- Cześć Smyku - powiedziałam całując Jack’a - widzę, że wujek zdążył już zaserwować Ci „obiad”. W domku czeka na nas Twoja ulubiona pomidorówka i pieczeń więc nie zapychaj żołądeczka do pełna.

- Mamuś, ale to jest lepsze niż pomidorowa czy mięso -powiedziało moje Maleństwo przytulając swoją czarną buźkę do mojej białej koszuli, nie zrobiło to na mnie jednak większego wrażenia, ponieważ ta mała istota mogła ze mną zrobić wszystko, a ja i tak siedziałabym dalej uśmiechnięta.

-Mama, a wiesz, że wujek długo rozmawiał z jakąś Panią a na koniec zaprosił ją na kolację?

-Skarbie, tyle razy tłumaczyłam Ci, że nie można podsłuchiwać kiedy ludzie rozmawiają przez telefon. To jest niegrzeczne -tłumaczyłam spoglądając przepraszająco w kierunku Jazz’a. -obiecaj mamie, że postarasz się tego więcej nie robić.

-Obiecuję, ale czy mogę dostać jeszcze jeden deser? -jak na komendę roześmialiśmy się z Jasperem patrząc na błagalną minkę mojego dziecka.

-Kochanie, już idziemy do domku na obiadek. Ale obiecuję Ci , jeśli zostanie miejsce w twoim brzuszku, to zrobię Twój ulubiony kisiel z bananem -uśmiechnęłam się i ubierając synka spojrzałam na przyjaciela -Zadzwonię do Ciebie wieczorem. Opowiesz mi, co to za nowa Pani. Swoją drogą, nieładnie tak ukrywać coś przed najlepszą przyjaciółką. Jeszcze raz dziękuję za odebranie Jack’a.

Pozwoliłam Małemu pożegnać z wujkiem, a sama, starym zwyczajem - ucałowałam go w policzek i ruszyliśmy w stronę naszego apartamentu w Soho. Wiedziałam, że zastaniemy porządek, bo, co drugi dzień przychodziła Pani do sprzątania, a dziś był poniedziałek -początek długiego tygodnia, który od roku wyglądał według takiego samego schematu: pobudka o 6:30, o 8 wychodziliśmy z domu- Jack’a odwoziłam do przedszkola, potem jechałam do biura w którym przejęłam obowiązki po ojcu- spędzałam tam czas średnio do 15- następnie, moim rytuałem była jazda na cmentarz do Jacoba. Każdego dnia zostawiałam nową różę- na znak mojej wiecznej miłości. Ok 17 byłam zpowrotem w domu, gdzie czekało już na mnie moje –zawsze bolało mnie to, że nie mogłam użyć w tym wypadku słowa „nasze”- dziecko, odebrane o 16 z przedszkola przez opiekunkę. Od 17 do 20:30 to był nasz czas -mój i Jack’a- i nigdy nie naruszyłam tej świętej dla mnie granicy. Każde służbowe wyjście, kolacja czy inne spotkanie z kimkolwiek musiało się odbyć po 20:30 – musiałam, może nawet nie musiałam, ile po prostu chciałam być przy moim Maleństwie za każdym razem gdy zasypiał.

-Synku, zjedz ładnie to wyjmiemy farbki i coś pomalujemy. Co Ty na to? -widząc minę mojego dziecka wiedziałam, że trafiłam w samo sedno. Zresztą nic w tym dziwnego, skoro sama pomimo tego, że miałam już 23 lata nadal czułam się dzieckiem.

-Mamo! Mamo! A przebierz się w dres i będziesz ze mną malować -błagalna minka powaliła mnie na kolana. Cóż miałam odpowiedzieć?

-Jeżeli wszystko zniknie z talerzy to spełnię każde Twoje życzenie niczym złota rybka Skarbie, a na kolację dodatkowo usmażę Ci placuszki z jabłkiem i rodzynkami, takie jak lubisz - wiedziałam, że sukces został osiągnięty i wieczorem będę miała dużo sprzątania, ale zawsze lepsze to niż nudzenie się na skutek którego wpadałam w wir wspomnień, które mimo upływu czasu tak bardzo bolały. Jeżeli istniały rany które się nigdy nie goiły to moją z pewnością właśnie do takich należała.

Utulony do snu, po uprzednio opowiedzianej bajce, Jack powoli zamykając oczka udawał się do krainy sennych marzeń.

-Mamusiu kocham Cię -wyszeptał i zasnął.

Ja też Cię kocham Skarbie -odpowiedziałam mu w myślach. Zawsze będę. Po uśpieniu Małego, posprzątałam po naszym malowaniu, nalałam sobie lampkę wina, usiadłam wygodnie na kanapie i zadzwoniłam do Jaspera.

-No cześć Jazz, pewno szykujesz się już na tą kolację z piękną nieznajomą, ale poświeć mi minutkę i opowiedz coś o niej. Wiesz, że zawsze trzymam kciuki za Twoje randki ale wcześniej muszę coś o nich wiedzieć.

-Oj Bello, Bello czasem jesteś bardziej niecierpliwa niż Jack. Opowiem ci o niej w małym, pięcio- minutowym skrócie. Jest idealna. Zapewne widziałaś kiedyś przepiękne elfy w bajkach -ona właśnie jest takim elfem. Jasna karnacja, czarne, nastroszone włosy do ramion, ogromne, brązowe oczy, rysy twarzy jak na portretach pochodzących z okresu międzywojennego -Jazz rozmarzył się i wiedziałam, że nadszedł czas by przerwać tą wyliczankę.

-A jaka jest z charakteru, myślisz, że będzie pasować do takiego szaleńca jak Ty? -próbowałam się z nim podroczyć.

-Isabello Marie Swan, nie jestem żadnym szaleńcem, a ona, no cóż, jest taką samą artystyczną duszą jak Ja -odpowiedział zamyślony Jasper.

-Mam nadzieję, że w końcu spotkałeś swoją połówkę Jasperze- przyznałam szczerze, po czym nasunęło mi się jedno pytanie -Tyle mi już o niej opowiedziałeś więc zdradź jeszcze sekret jak nazywa się ta szczęściara?

-Alice Brandon- wyśpiewał radośnie Jazz.

 


Rozdział 2

 

-Wiesz co? Całkiem elfnie to brzmi- a zarazem jakoś znajomo dodałam w myślach – Dobra, koniec tej pogawędki Jazz, uciekaj do nowej właścicielki Twojego serca. A! I nie zapomnij do mnie jutro zadzwonić i zdać szczegółowej relacji. Miłej zabawy braciszku.

-Dziękuję Bello. Do jutra! -odpowiedział i rozłączył się .

Zajrzałam do Jack'a, żeby sprawdzić czy się nie rozkopał, przy okazji zgasiłam mu lampkę nad łóżkiem i ucałowałam raz jeszcze. Moim celem stał się gabinet. Nalałam sobie lampkę wina i usiadłam przed laptopem. Uruchomiwszy sprzęt, otworzyłam popularną wyszukiwarkę i wpisałam  w pustym okienku - Alice Brandon. Już pierwszy wynik przełączył mnie na jej oficjalną stronę internetową - wiedziałam, że stąd dowiem się wszystkiego. Biografia, jej dzieła, ulubione linki, wydane albumy i zdjęcie zajmujące całą stronę -tak, zdecydowanie Alice była elfem, ale pomimo, że byłam kobietą musiałam przyznać, że najpiękniejszym ze wszystkich elfów.

„ Alice Brandon- urodzona 31 lipca 1985 roku w słonecznym Phoenix w Arizonie. Od dziecka pasjonowała się fotografią, zabłysnęła na pokazie Diora w 2001 roku -jako najmłodszy profesjonalny fotograf obsługujący imprezę. Od tego momentu jej kariera rozwijała się błyskawicznie. Do dnia dzisiejszego wydała 6 albumów ze swoimi dziełami. Co roku współpracuje przy produkcji kalendarza Pirelli. Pomimo ogromnej ilości sukcesów w życiu zawodowym nie umie odnaleźć szczęścia w miłości.

Moje odczucie co do faktu, iż skądś znam wybrankę Jazza jak zwykle było nieomylne. Agencja mojego ojca, a właściwie teraz już moja, zatrudniała ją do największych zleceń związanych z promocją mody i perfum, jednakże nigdy nie dane mi było jej spotkać osobiście. Moi ludzie jednak, lubili z nią współpracować. Mówiono o niej, że pomimo faktu, iż jest największą profesjonalistką na tej półkuli, to także najsympatyczniejsza i najcieplejsza osoba z branży.

Moje rozmyślania przerwało spojrzenie na zegar stojący nieopodal. Wskazywał godzinę 23:41, nie mogłam uwierzyć, że czas tak szybko minął, jednocześnie jakby moje zmęczenie też spojrzało na swój zegar biologiczny i oczy same zaczęły mi się zamykać. Wiedziałam, że o kąpieli mogę zapomnieć i pozostał mi szybki prysznic. Wchodząc do łóżka pachniałam truskawkami. Wszystkie moje żele pod prysznic, płyny do kąpieli czy balsamy do ciała zawierały w sobie nutkę truskawek- uwielbiałam ten owoc. Mój status pozwalał mi na jedzenie ich przez cały rok i pod każdą postacią: z szampanem, z bitą śmietaną, z fontanny czekoladowej - naprawdę nigdy nie miałam ich dość.

Wydawało mi się, że minęła dopiero sekunda gdy do moich uszu dotarł natarczywy dźwięk budzika. Zachowałam się jak mała dziewczynka nakładając poduszkę na głowę i spróbowałam zagłuszyć ten dźwięk. Jednak zaraz głos rozsądku mnie dopadł i wstając wyłączyłam budzik, wzięłam prysznic, żeby się otrzeźwić ,a w drodze do pokoju Jack’a nastawiłam ekspres do kawę. Pocałowałam synka na dzień dobry i powiedziałam ,że czas wstawać, zanim wstał zdążyłam już naszykować mu ubranka. Potem odbyła się procesja do łazienki- musiałam dopilnować, żeby umył porządnie ząbki i zostawiłam w pokoju, a sama udałam się do kuchni naszykować śniadanie. Reszta poranka upłynęła nam na codziennej rutynie i już pięć po ósmej siedziałam sama w samochodzie, brnąc przez korki uliczne Nowego Jorku.

Dla zabicia czasu wyciągnęłam telefon i wybrałam numer mojej asystentki:-Dzień dobry Tanyo, stoję w dość długim korku więc parę minut się spóźnię i obawiam się ,że nie zdążę na spotkanie z panem Newtonem. Przeproś go proszę ode mnie i zapytaj czy byłby łaskaw chwilę zaczekać. Jeśli jednak ma napięty grafik, to umów go na inny termin, ale nie później niż w piątek. Pamiętaj proszę, że to bardzo ważny klient ,więc, mimo jego słabości do pięknych kobiet  -   postaraj się być dla niego miła.

-Dobrze panno Swan- odpowiedziała moja asystentka, ale wiedziałam, że nie jest do końca zadowolona z mojego polecenia.

-Tanyo, jeżeli uda nam się podpisać kontrakt z Newtonem to obiecuję Ci największą premię jaką kiedykolwiek ode mnie dostałaś- wiedziałam, że w tym wypadku muszę się uciec do szantażu, ale Tanya była dobrym pracownikiem i nie chciałam jej stracić.

 

Newton, od kiedy rozwiązał swój kontrakt z dotychczasową agencją, stał się łakomym kąskiem dla każdej agencji, jednak to właśnie z moją nawiązał - jak do tej pory - najdłuższe negocjacje i wiedziałam, że zrobię wszystko byle tylko go u siebie zatrzymać. Owo „wszystko” oznaczało, że nie zrobię tylko jednej rzeczy- nie nawiąże z nim romansu ani żadnej intymnej sytuacji - i to nawet nie dlatego, że to by było nieprofesjonalne czy niemoralne, ale dlatego, że dla mnie nie istniał żaden mężczyzna w pełnym tego słowa znaczeniu. Jasper, gdy w swoim obiegu krwi miał zbyt dużo wina, pozwalał sobie na niewybredne żarty mówiąc, iż zapewne złożyłam dozgonne śluby czystości. I nigdy w takiej sytuacji nie umiałam sobie pozwolić na ciętą ripostę. Poniekąd miał rację, gdyż zamierzałam być wierna mężczyźnie, którego kochałam- Jacobowi.

 

Moje rozmyślania przerwał dźwięk dzwoniącego telefonu. Odbierając go, zanotowałam w pamięci ,iż oto nadszedł czas by zmienić dzwonek.

-Isabella Swan, słucham?- odezwałam się niezbyt miłym głosem.

-Panno Swan rozmawiałam, tak jak pani prosiła z Panem Newtonem, i powiedział, że poczeka na Panią z przyjemnością- usłyszałam w słuchawce głos asystentki.

-Zaproponuj mu coś do picia, jeśli będzie chciał to możesz mu wyjąć coś z barku, powinna tam stać butelka Jack’a Daniells’a. Moje źródła doniosły, że uwielbia go, bez względu na porę dnia. Mam rozmowę na drugiej linii, więc do zobaczenia za parę minut.

Przełączając rozmowę zastanawiałam się kto to może być , ale odpowiedź nadeszła szybciej niż zdołałam cokolwiek z siebie wyrzucić.

- Bello! Nie uwierzysz, Ona jest cudowna. To najpiękniejsza, najmądrzejsza i najcieplejsza dziewczyna jaką kiedykolwiek poznałem. Żebyś Ty wiedziała ile w niej empatii dla świata- aż trudno uwierzyć skąd w takim malutkim człowieczku tyle dobroci. I najważniejsze- umówiła się ze mną znowu. Nawet nie wiesz jaki jestem szczęśliwy.- podekscytowany głos Jaspera sprawił, iż zaczęłam podzielać jego radość a mój humor uległ znacznej poprawie. Wiedziałam, że to zaprocentuje w czasie biznesowego spotkania.

-Jazz, nawet nie wiesz jak się cieszę z Twojego szczęścia. Czuje się ,jakbym to ja się w niej zakochała przez ten Twój entuzjazm. Swoją drogą, zapomniałeś dodać, że Twoją Panią zna cały świat i wszyscy zabiegają się o współpracę z Nią. Nawet nasza agencja z Nią współpracowała, wiedziałeś o tym?- zapytałam z uśmiechem na ustach

-Tak, rozmawialiśmy o tym. Była zadowolona z tej współpracy i miała nadzieję, że to nie był ostatni raz. Chwaliła sobie współpracę z Twoimi ludźmi.- Jazz jak zwykle wiedział ,jak podnieść moje JA.

-Jeżeli uda nam się podpisać kontrakt z Newtonem, to Twoja Alice będzie jedyną osobą zdolną do wykonania tej misji, ale bądź tak miły i nie wspominaj jej o tym na razie - poprosiłam pełna obaw, że powiedziałam za dużo, jednak ,z drugiej strony, kto jak kto - ale Jasper umiał zachować dyskrecję.

-Właśnie, a jak tam z Newtonem Bello?- usłyszałam pełne troki pytanie.

-Za mniej więcej 15 minut zaczynam z nim spotkanie i cholernie się denerwuję, ale wpadnij do nas na kolację to opowiem Ci o wszystkim ze szczegółami. Jack się strasznie ucieszy bo od ostatniego spotkania bardziej niż zwykle wznosi Cię na wyżyny, a potem wypijemy po jakimś drinku i pogadamy - wiedziałam, że jeśli tylko nie umówił się na wieczór z Brandon to zjawi się punktualnie o 19.

-Miałem zamiar pracować ,ale sztuka nie zając, nie ucieknie. A poprosisz panią Clearwater ,żeby zrobiła tą rewelacyjną rybę co zawsze i suflet czekoladowy?- usłyszałam głos nie 27- letniego mężczyzny, a 5 -letniego chłopczyka.

-Zaraz po spotkaniu z Newtonem do niej zadzwonię, i w Twoim imieniu poproszę o takie menu kolacyjne, a że Sue ma do Ciebie słabość na pewno nie odmówi. A teraz muszę się z Tobą pożegnać. Podjechałam już pod firmę. Do zobaczenie wieczorem. Buziak- powiedziałam.

Nim rozłączyłam się usłyszałam jednak:

-Do wieczora. Aha! Bello jesteś najlepszą siostrą na świecie. Kocham Cię.

To wyznanie poprawiło mi humor, więc szybko zaparkowałam samochód i weszłam do firmy. Na, zewsząd dochodzące do moich uszu „Dzień dobry” odpowiadałam jak nigdy z dużym i prawdziwym uśmiechem. Czułam, że ten dzień przyniesie sukces. Skierowałam się do windy, by dotrzeć do mojego gabinetu, który mieścił się na 47 piętrze. Zdziwiło mnie, że winda jest prawie pusta, bo o tej porze na ogół ciężko było znaleźć w niej kawałek miejsca dla siebie.

Wcisnęłam moje piętro i zaczęłam piąć się w górę, gdy nagle winda zatrzymała się na 18 piętrze. Do windy wsiadła wnuczka jednego naszych prawników - Jessica Stanley. Nie przepadałam za nią, bo sprawiała wrażenie wrednej i zdzirowatej, a do tego niezdarnej, ale dług wdzięczności wobec jej dziadka sprawił, że zatrudniłam ją jako gońca. Jednakże gdy tylko winda ruszyła całą sobą zaczęłam tego bardzo żałować - kawa którą komuś wiozła wylała się wprost na moją sukienkę w kolorze ecru.

-Najmocniej Panią przepraszam, ja nie zrobiłam tego specjalnie- usłyszałam

-Może do cholery to był wypadek, ale teraz powiedz mi, co mam ubrać na spotkanie z Newtonem?! Ta sukienka kosztowała prawie 2 tysiące dolarów i kupiłam ją specjalnie na dzisiejsze spotkanie, a teraz co? Może mam pojawić się na nim w samej bieliźnie?-zapytałam pełna wściekłości.

-Ja myślę, że Mike nie miałby nic przeciwko- usłyszałam bezczelną odpowiedź.

-Mike, ciekawe od kiedy jesteś z Panem Newtonem na Ty młoda damo. Bądź pewna, że wyciągnę konsekwencje z twojego dzisiejszego zachowania! -prawie,że jej wykrzyczałam to prosto w twarz, po czym wysiadłam z windy i udałam się w kierunku mojego gabinetu.

-Witaj Tanyu, mamy mały problem. Jessica oblała mnie kawą i potrzebuję czegoś na przebranie -wyszeptałam błagalnym tonem.

-Panno Swan jedyna opcja to taka, że Pani przebierze się w moje rzeczy, myślę,że nosimy ten sam rozmiar- usłyszałam odpowiedź.

Cholera! Zaklęłam w myślach, chyba nie mam wyjścia. Dlaczego moja asystentka musiała akurat dziś ubrać straszną mini (nie dłuższą niż 25 cm) i bluzkę, która więcej odkrywa niż zakrywa…


Rozdział 3

 

Po dziesięciu minutach miałam na sobie strój, który pomimo tego, że figurę miałam nie najgorszą - napawał mnie wstydem. Oczyma wyobraźni, już widziałam Newtona, obleśnie kierującego swój wzrok na mój dekolt i nogi. Wpadłam, we własne sidła, bo doskonale wiedziałam, jaką wagę mój kontrahent przywiązuje do miłej atmosfery na służbowych spotkaniach. Ubrałam na twarz uśmiech mówiący: „Jestem taka szczęśliwa mogąc przebywać w pana towarzystwie, panie Newton”, i w ostatniej chwili spytałam:

-Myślisz, że dobrze wyglądam?

-Wygląda pani rewelacyjnie. Proszę mi wierzyć, nie mówię tego, tylko dlatego, że jest pani moim szefem. Myślę, że czasem trzeba zaszaleć. Z takim wyglądem, kontrakt mamy już podpisany. – Wiedziałam ,że asystentka stara się podnieść mnie na duchu.

Po kilku sekundach, przekraczałam już próg mojego gabinetu.

-Witam panie Newton. Najmocniej przepraszam za to spóźnienie, ale czasem to nieuniknione.  Pan, jako kierowca doskonale zdaje sobie z tego sprawę, prawda? – próbowałam wyczuć w jakim jest nastroju.

-Panno Swan, czekanie na tak piękną kobietę jak pani, to czysta przyjemność. Pani Tanya poczęstowała mnie, moim ulubionym trunkiem - powiedział z uśmiechem, wpatrzony w moje piersi. Gdyby nie fakt, iż było to spotkanie służbowe, dałabym mu za coś takiego w twarz. Jednak w tej sytuacji, nie pozostało mi nic innego, jak słuchać z uśmiechem na ustach, tego, co mówi.

- Musze przyznać, że przygotowana przez pani firmę oferta, bije na głowę wszystkie pozostałe. Pozwoliłem sobie skonsultować ją ze wspólnikami oraz prawnikiem, i myślę, że jesteśmy w stanie ją przyjąć.

Moje serce zaczęło tańczyć z radości, w końcu nie codziennie podpisuje się kontrakt z General Motors.

-Mamy jednak małe zastrzeżenie.- Tak, wiedziałam, że to by było zbyt piękne, by stało się prawdą.

- Chcemy, by wyłączność na robienie zdjęć, miał ktoś z wyższej półki.

-Panie Newton, bardzo się cieszę. To naprawdę ogromny zaszczyt dla mojej firmy współpracować z takim gigantem. A co do pańskiej prośby, to myślę, że mam idealną kandydatkę na to stanowisko. Co by pan powiedział na Alice Brandon?- miałam nadzieję, że to go zadowoli.

-Panno Swan, czyta mi pani w myślach. Na kiedy pani prawnicy są w stanie przygotować umowę? – Wyczułam w jego głosie pośpiech.

-Możemy się umówić na jej podpisanie w czwartek. Podejrzewam, że potrzebna będzie konferencja prasowa, stąd moje pytanie: pańska firma się tym zajmie czy mam zlecić to moim ludziom?- zapytałam stanowczym głosem, mając już dość bycia rozbieraną wzrokiem.

- Pani niech zajmie się umową, a moi PR’owcy zajmą się organizacją. Czy piątek Pani odpowiada? -usłyszałam pytanie, a za nim kolejne- Panno Swan, skoro mamy zostać tak bliskimi współpracownikami, może zechciałaby pani mówić do mnie po imieniu?

-Z największa przyjemnością, Mike ,myślę że ułatwi nam to współpracę.

-Bello, a może zjadłabyś ze mną kolację, w celu uczczenia dzisiejszego wydarzenia? - Zamarłam po tym pytaniu na chwilę.

-Mike, bardzo mi przykro, ale mam już plany na dzisiejszy wieczór i nie mogę ich zmienić - a raczej nie chce, szczególnie dla takiego obleśnego typa jak ty - dodałam w myślach.

-Ach… Zastanawiam się, czy byłabyś zła, jeśli porwałbym na lunch twojego gońca?- Teraz zrozumiałam dlaczego ta mała zdzira, była z nim po imieniu..

-Spokojnie, dam sobie bez niej radę, przez jakiś czas. W takim razie, do zobaczenia w czwartek - dałam mu dyskretnie znać, że spotkanie uważam za zakończone.

Poczekałam, aż opuści mój gabinet, po czym wezwałam Tanyę:

-Udało się, podpisujemy umowę!-  Wykrzknęłam z radością.

-Gratuluje! To tylko i wyłącznie pani zasługa. Ojciec byłby z pani dumny. – Kiedy to usłyszałam,  zrobiło mi się bardzo smutno, że tata nie może tego zobaczyć.

-Czy mam dziś jeszcze jakieś spotkania? Jeśli nie, to uciekłabym teraz na chwilę na zakupy, kupić jakiś kostium.

-Dopiero o wpół do trzeciej, z ludźmi od Pumy. - W głowie, miałam już ułożony plan działania.

-Dziękuję. Możesz wyjść na śniadanie - dałam jej dyskretnie do zrozumienia, że powinna opuścić mój gabinet.

 

Wiedziałam, że zanim wyjdę, muszę zrobić jeszcze jedną rzecz. Chwyciłam słuchawkę i wybrałam dobrze znany mi numer. Do domu Jacoba. Wiedziałam, że jego ojciec będzie się cieszył z mojego sukcesu. Po trzecim sygnale odebrał telefon.

-Cześć Billy! Jak zdrowie? Jak radzisz sobie sam? Nic ci nie potrzeba?- Zasypałam go pytaniami.

-Bello, jak dawno cię nie słyszałem. Myślałem, że już o mnie zapomniałaś. Jak mój ukochany wnuczek? - Usłyszałam jego schorowany głos.

-Przepraszam cię najmocniej, miałam masę zawirowań w pracy. Udało mi się podpisać kontrakt reklamowy, z General Motors. A Jack ma się bardzo dobrze. Szaleje, chodzi do przedszkola, i pyta kiedy go odwiedzisz - wydusiłam z siebie jednym tchem.

-General Motors? Bello ! Gratuluje! Jestem z ciebie dumny. Charlie i Jacob też by byli. Kochanie, odwiedzasz czasem mojego synka? - spytał zdławionym głosem.

-Bill… Jestem tam codziennie, przecież wiesz. Opowiadam mu, co u nas się dzieje... Jak Jack się rozwija… Jak układa mi się w pracy – odpowiedziałam, a w oczach stanęły mi łzy.

-Wiem, że mój syn był dla ciebie całym światem, ale powinnaś sobie kogoś znaleźć Bello. Taka wspaniała kobieta jak ty, nie powinna być sama. Też jestem człowiekiem i wiem, jak brakuje bliskości, wspólnych posiłków, wypadów za miasto. Postaraj coś z tym zrobić. Jacob na pewno nie chciałby, żebyś była sama. -   Słyszałam to z jego ust, prawie za każdym razem.

-Nie jestem sama! Mam Jack’a. Jest też Jasper. Naprawdę wszystko jest porządku - próbowałam się bronić.

-Bello... Wiesz, że nie o tym mówię – po jego głosie poznałam, że nie zamierza się poddać.

-Bill, wiesz co? Następny weekend mam wolny, dobiorę sobie dwa dni wolnego, poniedziałek i wtorek i przylecimy z Jack’iem do ciebie, co Ty na to? - wiedziałam, że się ucieszy i na razie zamknie temat mojego szczęścia.

-Isabello, nawet nie wiesz, jak się cieszę. Zadzwoń, kiedy już będziesz wiedziała, którym samolotem przylecicie, żebym mógł odebrać was z lotniska.

-Dobrze, Bill. Obiecuję, że zadzwonię, a dziś powiem o tym Jack’owi, będzie szalał ze szczęścia. - Jak zwykle, przy pożegnaniu, było mi smutno, że został w Forks całkiem sam.

 

Wychodząc, zostawiłam na biurku asyatentki notatkę, o treści: „Zwołaj zebranie na czternastą, w sali konferencyjnej.”

Zakupy, jak nigdy, zajęły mi bardzo dużo czasu. Wydałam też, więcej niż zwykle. Zapomniałam już, jaką to sprawia przyjemność. Zakodowałam w pamięci, że muszę kupić większą garderobę.

 

O czternastej,  ubrana - już według własnych upodobań - wkroczyłam dumnie do sali konferencyjnej ,i pierwszy raz - bez tremy - zabrałam głos:

-Kochani! Jesteśmy tu dziś po to, by świętować ogromny sukces. Rano, na spotkaniu z panem Newtonem, została podjęta decyzja, iż podpisują z nami roczny kontrakt. Wszyscy zdajecie sobie sprawę z tego, co to znaczy dla naszej firmy, i doskonale wiecie, że mamy szansę stać się największą agencją w kraju. Postanowiłam, że w piątek -  jako firma- wydamy bankiet na cześć General Motors. Czujcie się wszyscy zaproszeni, wraz z osobami towarzyszącymi. Organizacją bankietu zajmuje się hotel Pensylwania, tam odbędzie się impreza. Zaczynamy o wpół do dziesiątej. Chciałabym wam także podziękować, bo to jest także wasz sukces. Możecie spodziewać się nagród na koncie, pod koniec miesiąca.

 

Spotkanie z ludźmi z Pumy udało się cudownie, wiedziałam, że podpiszą z nami umowę. Byłam świadoma, iż kontrakt z General Motors przyciągnie nam wielu klientów.

Z zamyślenia wyrwał mnie głos mojego synka:

-Mamo, kiedy w końcu przyjdzie wujek Jazz? Ja czekam i czekam, a jego nadal nie ma.

-Synuś, jeszcze piętnaście minut. Ach, zapomniałabym, mam dla ciebie niespodziankę. W następny weekend, pojedziemy do dziadka Billa - powiedziałam roześmiana.

-Hurra! Mamuń, a za ile to dni?- Spytał rezolutnie mój syn.

-Za jedenaście, ale zobaczysz, że to szybko minie. Skarbie, w piątek, po tym jak uśniesz, muszę wyjść. Moja firma podpisała dziś ważny kontrakt, z tej okazji musimy wyprawić przyjęcie - wiesz, takie jak dla ciebie, z okazji urodzin. W domku zostanie z tobą Sue.- Byłam zaskoczona, jak gładko poszło, ponieważ maluch nawet się nie skrzywił.

-A jak będę duży, to zabierzesz mnie ze sobą, dobrze? - Jedna obietnica w tym wypadku załatwiła wszystko.

Rozmowę przerwał nam dzwonek do drzwi. Dziwne, Jazz jest wcześniej, a przecież zwykle się spóźniał.

Otworzyłam drzwi, i zamarłam.

 

 


Rozdział 4

 

 

Za drzwiami stał, nie kto inny, tylko Jazz. W asyście swojego Elfa. Widząc, że nie mogę wydusić z siebie słowa, zaczął pierwszy:

- Mam nadzieję, że nie gniewasz się, iż przyprowadziłem ze sobą Alice.

- Oczywiście, że nie. Miło mi cię poznać, Alice. Jazz opowiadał o tobie same dobre rzeczy - wykrztusiłam.

- A mnie, miło poznać siostrę tego wariata - powiedziała bardzo miłym, lecz speszonym głosikiem.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin