Wykład_schylek_poz_.doc

(94 KB) Pobierz
Wykład XVIII

Wykład XVIII

Schyłek pozytywizmu. Powieść o „wieku nerwowym”.

              Ideologia pozytywizmu zaczyna wyczerpywać się u schyłku lat 80-tych. Buńczuczność formułowanych przez pozytywistów manifestów wiary w możliwości zmian i programowy optymizm warszawskich „młodych” zderzyła się z rzeczywistością polskiej „nocy postyczniowej”, dając im gorzką lekcję dojrzałości. Życie w społeczeństwie zniewolonym, status obywateli drugiej kategorii rodzi poczucie bezradności; niedawnym „młodym” towarzyszy poczucie rozczarowania oraz izolacji. Wpływ ma również sytuacja polityczna w Europie: wybuch w 1876 roku kolejnej wojny rosyjsko-tureckiej, powstania narodowe na Bałkanach – sytuacja ta polaryzuje postawy i ujawnia głębokie podziały polskiej zbiorowości, które nie pozwalają już na serio wierzyć w możliwość realizacji projektu społeczeństwa-organizmu. Porównaj: Lalka – powieść o społecznym kryzysie, pisana w l. 1887/89 zostaje ulokowana w drugiej połowie lat 70. XIX stulecia (akcja powieści przypada na lata 1878/79).

Na wyczerpywanie się ideologii pozytywizmu mają wpływ następujące czynniki:

-          świadomość niespełnienia, niezrealizowania pozytywistycznego programu,

-          ideowe bankructwo,

-          znużenie pozytywistycznym pragmatyzmem, ograniczeniami racjonalizmu; zniechęcenie minimalizmem pozytywistycznych ideałów.

Człowiek zaczyna na powrót odczuwać tęsknotę do indywidualizmu, sztuka natomiast coraz gorzej znosi ograniczenia utylitaryzmu.

              Postawa światopoglądowa późnych lat 80-tych ujawnia zjawisko, które Henryk Markiewicz nazywa przemianą dominanty. Pozytywistyczny racjonalizm, pragmatyzm, determinizm – pojęcia dotychczas kojarzone z kultem wiedzy, wiarą w postęp, z cywilizacyjnym optymizmem zaczynają ujawniać swą negatywną stronę: determinizm kojarzy się ze zniewoleniem jednostki przez prawa natury i społeczeństwa, racjonalizm z ograniczeniem myśli; zawodzi nadzieja na polepszenie sytuacji społecznej, narodowościowej, wątpliwym zdaje się awans moralny. Uznanie zaczynają zyskiwać pesymistyczne konkluzje zawarte w filozofii Artura Schopenhauera czy Edwarda von Hartmanna.

              Literatura żywo reaguje na te zmiany. Z jednej strony, niczym barometr rejestruje zachodzące zmiany, z drugiej zaczyna upowszechniać nowe postawy wobec rzeczywistości.

Co ciekawe, symptomy zmian odczuwają jako pierwsi sztandarowi do niedawna propagatorzy pozytywizmu.

Pesymistyczny  intelektualista, zanim stał się bohaterem powieściowym, przemówił w formie eseju. Już w 1876 roku w „Przeglądzie Tygodniowym” Aleksander Świętochowski opublikował kilkuodcinkowy filozoficzny esej, odosobniony w swoim czasie, pt. Dumania pesymisty, będący wyrazem zwątpienia; zwątpienia w wartości dotychczas niepodważalne. Rok 1876 to jeszcze początki drogi Świętochowskiego, ale już w tym momencie (jak zauważa Ewa Paczoska) autor uświadamiał sobie osobność własnego myślenia o społeczeństwie i potrzebę zachowania dystansu – zarówno wobec dziennikarskiego kieratu, jak i wobec własnej roli „kierownika opinii publicznej”. W 1874 roku, nie przerywając działalności publicystycznej, rozpoczął studia filozoficzne w Lipsku, uwieńczone doktoratem O powstawaniu praw moralnych. (kontekst Dumań)

Świadomość klęski optymistycznych projektów spod znaku pozytywizmu i polskich marzeń o solidarności – stanowi to najważniejszy kontekst Dumań pesymisty. Tekst ów to zapis rozczarowania i kryzysu.

Autor Dumań pesymisty zauważa, iż wiedza nie przynosi poznania pewnego i absolutnego, a rozwój społeczny nie gwarantuje jednostce szczęścia. Tekst Świętochowskiego nie jest jakimś gwałtownym zwrotem przeciwko pozytywizmowi; ukazuje jednak przemianę świadomości autora czy być może pokolenia od entuzjazmu, poprzez krytycyzm do zwątpienia.

Publikacja została przerwana na życzenie czytelników i żądanie redaktora, Adama Wiślickiego. Było bowiem za wcześnie, by podważać pewniki nauki, głosić relatywizm wartości, obnażać samotność jednostki wobec świata, jej wyobcowanie ze społeczeństwa i samej siebie.

              W pierwszym eseju cyklu Zagadki wiedzy Świętochowski formułuje swoje Hamletowskie „być albo nie być” i podkreśla tęsknotę człowieka jako podmiotu poznającego do stanu nieświadomości, która pozwala odpocząć od trudu „błąkania się w mroku tajemnic wiedzy”. Sytuacja wiecznej niepewności poznania łączy się ze świadomością, iż byt nie ma początku ani końca, bo „rzeka jest bez początku”, a nasze życie płynie z tajemnicy i ku niej. Koncepcja bytu zarysowana w eseju Początek i koniec wpisuje się w nietzscheańską koncepcję „koła wiecznego powrotu”. Z Nietzschem łączy Świętochowskiego jeszcze np.: dystans wobec współczesności i jej form kulturowych, krytyka łatwych zbiorowych fantazmatów (wiara we „wspólne cele”) oraz opowiadanie się po stronie „życia” przeciw krępującym je konwencjom, co udowadnia w trzecim eseju pt. Człowiek. Kpi z idealistycznych wyobrażeń ludzi o samych  sobie, a za jedyną siłę utrzymującą społeczeństwo w całości i stabilizującą jego działanie  uznaje „samolubstwo”, egoizm. Już w doktoracie O powstawaniu praw moralnych Świętochowski uwalniał myślenie o moralności od przyczyn nadnaturalnych uważając, że to ludzie, nie bóstwa, tworzą normy moralne zależnie od momentu historycznego, sytuacji politycznej, form kultury. Za Epikurem (którego myśl patronowała też m. in. Millowi) przeciwstawiał się autor Dumań etyce jako opresji, ograniczaniu indywidualności dostosowaniem do kogoś lub czegoś, co oznaczało jawną polemikę z zasadami etyki „narodowej”, np. tymi, które ukształtowały się w Polsce w epoce romantyzmu, a p.w. oznaczało dyskusję z etyką chrześcijańską (tej dyskusji patronował Mill jako autor dzieła O wolności oraz Nietzsche). Rozwój dla Świętochowskiego to sprawa indywiduum, sprawa dramatycznych wyborów jednostki, które muszą odrzucić zbiorowe wyobrażenia.

Zagadką jest całe istnienie – to myśl, którą rozwija autor w eseju IV Kobieta i mężczyzna (E. Paczoska, cytat - wstęp do Dumań, s. 23[1]) to dalszy element konfrontacji pozytywistycznych marzeń o zbudowaniu doskonałego społeczeństwa i wiecznego królestwa szczęśliwej ludzkości z prawdą o naturze ludzkiej – i o kulturze, opartej jak dotąd, na gwałceniu natury.

              W eseju V – Zgoda dokonuje weryfikacji kolejnego fantazmatu swojej współczesności określającego normę tolerancji. Ludzie nie są ani równi, ani jednakowi; wszelka rozmowa o tolerancji pozostać musi w przestrzeni mistyfikacji. Argumentując tezę przywołuje przykłady nietolerancji związane z wojną toczącą się na Bałkanach (np. Węgrów wobec Serbów), a p.w. zajmuje się kwestią żydowską. Główna teza Świętochowskiego (jakże aktualna i świeża) brzmi: ideał społecznej „zgody” skonfliktowanych „żywiołów” musi brać pod uwagę interesy każdej ze stron. Przyczyny niepowodzenia pomysłów na zintegrowanie mniejszości żydowskiej upatruje w szlacheckiej i postszlacheckiej kastowości społeczeństwa polskiego. Wpływy tej kastowości okazały się silniejsze niż działanie Kościoła. A przecież, co podkreśla Świętochowski, właśnie dla Polaków, którzy podkreślają swój immanentny związek z chrześcijaństwem, „Izraelici powinni być najszlachetniejszą gałęzią”. Bez uświadomienia sobie historycznych zaszłości i sytuacyjnych ograniczeń, szlachetny proces asymilacji pozostanie kolejna niewykorzystaną szansą i fantazmatem ukrywającym prawdę o komplikacjach relacji polsko-żydowskich.

              Podsumowanie tych wątków daje ostatni esej: W społecznym wnętrzu, w którym szacunek dla osobności i tolerancja okazują się znowu mistyfikacją. „Niezmierzona przepaść” dzieli jednostkę czującą swoją odrębność od wspólnoty, która chciałaby go sobie podporządkować. Człowiek nie akceptujący przymusu ani obłudy jako fundamentu tej wspólnoty, musi się czuć często jak grecki sceptyk dostrzegający „obłęd masy”. Świętochowski podkreśla odległość, jaka dzieli „powszednią wiedzę tłumu” od trudnych prawd mędrca. Autor nie wierzy w społeczną mądrość: „ile fałszu tkwi w podstawach, na których się wspiera nasze życie”. Społeczeństwo ofiarowuje jednostce złudne poczucie bezpieczeństwa, a p. w. opresję wymierzoną w jej indywidualność i odrębność. Rodzina i jej motyw zostaje ujęty jak u młodopolan; to tylko konwencja, odgrywanie ról, świętowanie rodzinnych pamiątek. Zrytualizowane zachowania przy wigilijnych stołach nie mają nic wspólnego z przeżywaniem narodzin Boga, są wręcz jego swoistym unieobecnianiem. Normy wspólnoty rodzinnej nie przekonują, nie wzruszają, bo oparte są na kłamstwie, które skazuje na rezygnację z życia na rzecz cudzego projektu. Podobny, ale inaczej oddany stosunek do rodziny ma Prus w Lalce – por. wstęp BN Bachórza.

Dlatego, zdaniem Świętochowskiego konieczny jest dystans, który zapewnia otwarcie się na siły życia: Jeżeli więc bracie przekonałeś się, że mniejsza lub większa grupa ludzi stanowiących twoje otoczenie jest ci duchowo obcą, jeżeli nie widzisz koło siebie umysłowych podobieństw i pokrewieństw, [...] porzuciwszy daremne trudy i gniewy zamknij się w swoim własnym duchowym świecie, króluj w nim, ciesz się i śmiało otwórz go każdemu.

Rodzi się pytanie: Czy formułując ów program „pesymizmu” i sceptycyzmu, pozostaje jeszcze Świętochowski pozytywistą? Ewa Paczoska odpowiada twierdząco. Tak, bo Świętochowski pokazując, jak rzeczywistość poddaje weryfikacji programowe hasła, które głosił kilka lat temu z optymizmem, nie rezygnuje przecież z poszukiwań projektu rozwoju. Nie zatrzymuje się na sceptycyzmie wobec możliwości porozumienia się ze zbiorowością bez rezygnacji z samego siebie – jak młodopolanie w l. 90. XIX w. Nie buduje dekadenckiego poczucia niemożliwości czy utraty. Bowiem głoszony przez Świętochowskiego apel o skupienie się na budowaniu własnego wewnętrznego świata nie oznacza zgody na egoizm czy postawę „splendid isolation”, wyłączającą z odpowiedzialności za świat. Odwrotnie – wewnętrzny intelektualny i duchowy rozwój jest obowiązkiem myślącej jednostki wobec społeczeństwa i ludzkości. Ale jej obowiązkiem nie jest już zgoda na uczestniczenie w sytuacjach, których nie akceptuje. Nie jest też tym obowiązkiem porozumiewanie się z tymi, którzy chcą ją zdominować w imię najbardziej nawet szczytnych idei. Zniewolenie jednostki przez społeczne konwencje i jej konsekwencje to motyw także twórczości Prusa i Orzeszkowej. Głos Świętochowskiego bowiem współbrzmi z innymi. Prus np. też był zwolennikiem wizji rozwoje: od indywiduum do zbiorowości, akcentował rolę samoświadomości, tyle, ze autor Lalki inaczej określał szczytową fazę jej rozwoju – widząc ją w spotkaniu z Bogiem.

              Głos Świętochowskiego współbrzmiał z innymi.

Cezary Jellenta jest autorem Epidemii pesymizmu, ogłoszonej pod tytułem Epidemia rozpaczy w 1887 roku. Autor zwraca uwagę na powszechność postaw pesymistycznych, które z zachodu docierają do kraju i zyskują coraz większą popularność:

Pesymizm w całej swojej nagocie zawitał do nas [...]. Przebiegł on cywilizację europejską, którą niby cyklon spodziewał się spustoszyć, rozsypać w gruzy, jeśli nie rozwiać w nicość.

Jellenta w tym stosunkowo wczesnym, jeśli chodzi o genezę zjawiska artykule, zachowuje dystans do pesymizmu, traktuje go jako chwilową manierę, którą zajmują się jałowe i nietwórcze umysły. Jest zdania, że moda ta potrwa krótko i nie pozostawi po sobie jakichś poważniejszych śladów. Mimo to uznaje tchnienie pesymizmu za zjawisko groźne, zdolne ukształtować, a raczej zatruć świadomość młodego pokolenia:

Zatrute tchnienie pesymizmu obałamuciło już niejeden zdrowy rozsądek, oziębiło niejedną zapaloną głowę. Jeszcze zaraza całą potęgą nie wkroczyła, a już dostrzec można ślady apatii i pognębienia – oby nie stawały się częstszymi.

              To, co Jellenta w 1887 roku dopiero przeczuwa i przewiduje, to w 1899 Aleksander Świętochowski postrzega już z całą ostrością. W artykule pt. Młoda starość pisze o zalewie literatury pełnej pesymizmu, zniechęcenia, apatii, manifestów wewnętrznego cierpienia. Widzi w tym przykład pustej maniery, artystyczną pozę. Krytykuje brak artystycznej świadomości młodych twórców, ich egotyzm, jednak traktuje nowe zjawisko literackie jako obecne, trwale obecne w literaturze.

              W artykule pt. Smutna literatura z 1900 roku nie ma już Świętochowski wątpliwości, że smutek jest dominantą europejskiej cywilizacji schyłku wieku:

Wszędzie nastroje chmurne, posępne, zgryźliwe, wszędzie skłonność do przędzy dramatycznej, do odsłaniania cierpień i rozgłaszania rozpaczliwych żalów.

Świętochowski nie traktuje już tego zjawiska jako przejściowej mody; jest zdania, że odzwierciedla ono ogólny stan umysłowy, charakter kultury:

Smutek poezji – pisze – jest krytyką nauki; on także odsłania zło i wskazuje dobro, on także potępionej rzeczywistości przeciwstawia błogosławiony ideał.

              Na temat młodej literatury wypowiedział się też Bolesław Prus (Młoda literatura polska, styczeń 1899) i jak zwykle u tego autora bywa wypowiedział się rzeczowo, obiektywnie, bezstronnie i uczciwie. Prus omawia w swym artykule tekst Przybyszewskiego pt. „Na drogach duszy” i jego utwór pt. „Z cyklu Wigilii”. Prus – racjonalista, człowiek konkretny i rzeczowy zarzuca Przybyszewskiemu wielosłowie, niezręczności stylistyczne, dominację uczuć i fantazji nad rozsądkiem, nieliczenie się z prawami logiki i prawdopodobieństwem, ale podkreśla też Prus zarazem niepospolity talent literacki Przybyszewskiego, siłę jego wyobraźni. Obserwacja Przybyszewskiego i innych młodych twórców pozwala Prusowi na następującą konkluzję:

W każdym razie reforma polegająca na 1/ silniejszym uwzględnieniu zjawisk duszy i 2/ na szczegółowym i starannym ich obrabianiu jest reformą dobrą i już za nią samą należy się wdzięczność <nowej szkole>.

Kończy zaś swój artykuł w sposób rzeczywiście piękny:

Witamy naszą młodą literaturę, przyklaskując jej zwrotowi do psychologii, jej stylowi bogatemu i kipiącemu życiem, Nie wątpimy, że czas i doświadczenie rozwiną jej zalety, a uzupełnią braki.

              Specyfikę nowej literatury odsłaniają jej tematy, problemy, bohaterowie. Coraz częściej pojawiają się utwory, w których darmo by szukać tendencji oświeceniowych, utworów ukazujących nędzę ludu. Do literatury wkracza bohater skoncentrowany na własnym wnętrzu, na własnych przeżyciach i emocjach, indywidualista, wyrzekający się jakiegokolwiek ideowego zaangażowania. Wkracza nerwowiec nadmiernie wrażliwy, o zmiennych nastrojach, sprzecznych impulsach, uczuciu frustracji, osłabienia woli. Najciekawszą, wzorcową wręcz realizacją nowego typu bohatera jest baron Des Esseintes – jako bohater główny powieści Huysmansa pt. Na wspak; takimi są też bohaterowie Przybyszewskiego, takim jest również bohater Sienkiewicza z Bez dogmatu Sienkiewicza – Leon Płoszowski (prwd. powieści: „Słowo” 1889-1890; wyd. osobne Warszawa 1891).

              Za powieściową zapowiedź nowego bohatera można uznać Wokulskiego z Lalki Prusa (1887-89), który w czasie przechadzki po Powiślu przypomina sobie Salomona Wł. Zagórskiego i medytacje o przemijalności i znikomości ludzkich egzystencji zależnych od „jakiegoś fatalnego prądu mocniejszego od ich przewidywań i pragnień”, a później przez chwilę ujrzy dla siebie jedyne oparcie w „ziemi, prostym człowieku i Bogu”; w całościowym wizerunku jednak tej postaci są to tylko rysy uboczne i epizodyczne. Dzisiejsi badacze coraz w większym zakresie dostrzegają w Lalce zapis świata zdezintegrowanego, widzą w tej powieści forpocztę postaw dekadenckich, naukę o psychice człowieka, w której determinanty zewnętrzne odgrywają rolę nieznaczną w porównaniu z podświadomością. I choć dawniejsze studia sygnalizowały istnienie w powieści Prusa tonu dekadenckiego, to dzisiejsze dokonania mówią o wpisanej weń diagnozie filozoficznej, która w miejsce praw koniecznych stawia nieprzewidywalny przypadek, zdarzenia losowe w ogólnej teorii chaosu.

Ale jednym z pierwszych utworów dających pierwsze pełne wcielenie nowego bohatera (po Lalce), których głównym bohaterem jest postać przebywająca dotąd na marginesach literatury pozytywistycznej jest powieść Leona Belmonta o charakterystycznym tytule W wieku nerwowym (Moja spowiedź). Powieść w dwóch tomach (Warszawa 1890; prwd. „Tygodnik Romansów i Powieści” 1888). Markiewicz w Bezdogmatowcach i melancholikach tak charakteryzuje utwór: „Bohater ów nie reprezentuje żadnego wyraźnego „typu”, przeciwnie, w całym swoim uposażeniu duchowym odbiega od normy i sam nazywa siebie chorym i wyjątkowym. Narrator, student medycyny Jerzy Rymsza, przyjechawszy na wakacje do małego miasteczka, poznaje tu dziewczynę, która zrozpaczona z powodu obłędu ojca i sama zagrożona melancholią, zadaje sobie pierwsze pytania filozoficzne o sens życia i oceniając je miernikiem szczęścia – odmawia mu wartości. Jerzy wewnętrznie się z nią zgadza, postanawia jednak w celach leczniczych odegrać komedie optymizmu filozoficznego. Powołuje się na pragnienie życia obecne w całej naturze, [...] na radość pracy i spełnionego obowiązku [...] Jerzemu udaje się przekonać Cezarynę i przywrócić jej poczucie wartości życia”, ale sam po wstrząsie psychicznym doznanym w czasie wizyty w szpitalu dla obłąkanych, gdzie przebywa ojciec Cezaryny, odrzuca maskę psychicznej równowagi i „obowiązkowego optymizmu”, w pasji udręczenia i siebie, i partnerki odpycha jej miłość. Teraz Cezaryna broni wartości życia, idei postępu, chce ratować Jerzego przed rozpaczą. Jerzy obala argumentami agnostycyzmu i schopenhaueryzmu gmach światopoglądowy, jaki poprzednio wybudował. Głównym czynnikiem przemiany nie jest kryzys światopoglądowy, lecz psychiczny kryzys bohatera jako dziecięcia „wieku nerwowego”. Krzywdy i niepowodzenia wytworzyły w nim egocentryzm, samotne życie wyrobiło niebezpieczny dar autoanalizy, nawyk gromadzenia myślowych pro i contra i niemożność ich rozstrzygania, rozjątrzenie wyobraźni... Autokomentarz bohatera motywuje jego newrozę sytuacją osobistą – samotnością i niepowodzeniami życiowymi. Jerzy to uosobienie „myśli rozdwajającej się wiecznie”, nerwów „łaknących wrażeń, a nie wytrzymujących ich”, wyobraźni, która „szydzi z samej siebie”; Cezaryna symbolizuje wysubtelnienie wrażliwości uczuciowej, reagującej na wszelką niedolę.                                                     Wiek nerwowy nie kończy się w klimacie rozpaczy, lecz łagodnej rezygnacji: i Jerzy, i Cezaryna znajdują ukojenie w czynnym altruizmie. Podobnym apelem kończy się pierwszy szkic z cyklu Melancholicy Orzeszkowej pt. Z pomroku (1889) – tu retoryczny monolog bezimiennego bohatera (jako jednego z wielu) to uporządkowany i najkompletniejszy w literaturze rejestr przesłanek pozytywistycznego pesymizmu.

W latach dziewięćdziesiątych istnieje już spora grupa podobnych jak W wieku nerwowym okazów, tj. powieści o „wieku nerwowym”, np.: Hrabia August. Notatki i wrażenia Aleksandra Mańkowskiego (prwd. „Gazeta Polska” 1890- bohater to bogaty ziemianin, sybaryta i ironista podszyty melancholią, który w imię swobody życiowej zrywa z ukochana przez siebie panną, a gdy ta wychodzi za innego, nawiązuje romans i odczuwa wyrzuty sumienia; popada w końcu w rozstrój nerwowy, a w końcu w obłąkanie), Śmierć. Studium Ignacego Dąbrowskiego (prwd. „Biblioteka Warszawska” 1892; wyd. osobne Warszawa 1893; por. wykład o naturalistach), Dwa bieguny (prwd. „Kraj” 1893; wyd. osobne Petersburg 1893) i Ad astra (prwd. „Biblioteka Warszawska” 1902; wyd. osobne Warszawa 1904) Elizy Orzeszkowej.

Opowiadanie Dąbrowskiego ukazuje bezbronność psychiczną wobec śmierci jako następstwo „bezdogmatyzmu” – tego Sienkiewiczowskiego. Tu spowiada się nie filozofujący arystokrata, lecz ubogi student Rudnicki umierający na gruźlicę. Jak całe jego pokolenie, tak i on traci wiarę – pod wpływem przeczytanych książek i z konformizmu wobec otoczenia, a trochę z młodzieńczej chęci burzenia i potrzeby usprawiedliwienia się przed samym sobą ze swoich postępków. Traci ja stopniowo, niepostrzeżenie; ostatecznie wyzbywa się nawet mglistego deizmu i wiary w nieśmiertelność duszy. Pustka, jak powstaje, przynosi mu początkowo uczucie zadowolenia i niezależności, uprawnia do hulaszczego i beztroskiego trybu życia. Ale przychodzi zniechęcenie, przesyt, utrata zdrowia. Bohater wraca na drogę pracy i obowiązku, ale odmieniony wewnętrznie – bardziej złożony, kruchy i słabszy. Świadomość zbliżającego się zgonu budzi w nim pytania o porządek świata, o sens życia, o pozagrobowy los człowieka – na które nie potrafi odpowiedzieć. Rudnicki nie jest, jak Płoszowski, zrozpaczonym agnostykiem; utracił wiarę, ale nie zwątpił jeszcze w naukę, tyle że śmierć zaskakuje go w sytuacji niedojrzałości, niegotowości wewnętrznej. A strach przed śmiercią, ukazany jako następstwo materialistycznej laickości i użyty jako powieściowy przeciw niej argument, pojawia się też w Emancypantkach Prusa - por. umierający także na suchoty brat Madzi - Zdzisław Brzeski.

Największy jednak rozgłos zyskał niewątpliwie Płoszowski z Bez dogmatu (1889-1890). /O czym nieco więcej dalej./

Wszystko są to utwory należące do zbioru scharakteryzowanego przez Henryka Markiewicza jako proza o „bezdogmatowcach i melancholikach” (do tego tekstu odwołania w powyższej prezentacji), swoista – jak powiada badacz – „ufilozoficzniona” odmiana powieści, pojawiająca się u schyłku pozytywizmu, artykułująca najczęściej polemiczny stosunek autorów do przeżywającej się już doktryny światopoglądowej i literackiej. Ze względu na prymat pierwszoosobowej formuły narracyjnej proza ta włączona została przez Michała Głowińskiego w ramy "„powieści młodopolskiej"” dla której stanowi -–zdaniem autora monografii – fazę wstępną. Powieść lat dziewięćdziesiątych może być odczytana jako ostatnie ogniwo prozy pozytywistycznej i pierwsze - młodopolskiej. Jest zjawiskiem pogranicznym, w którym można dostrzec symptomy przełomu. W temacie kryzysu osobowości motyw pesymizmu światopoglądowego splatał się z motywem „newrozy”.

              A „Nerwowość” jest najczęściej używana jako określenie tzw. „choroby wieku”, która kojarzy się z obyczajowością romantyzmu. Nerwowiec różni się jednak od romantyka scjentycznym sposobem określania swej choroby.

              Wprowadzeniu nowego bohatera towarzyszy zwykle zmiana sposobu mówienia w powieści; powraca bowiem, odsunięta na długo, narracja w pierwszej osobie, dzięki której portret, a właściwie autoportret nerwowca, wypada niezwykle sugestywnie. Pierwsza osoba w narracji, traktowana jako odstępstwo od obowiązującej normy, przysparza w połączeniu z nowym bohaterem niemało kłopotu krytyce literackiej. Musi ona bowiem rozstrzygnąć, czy nerwowiec ma prawo głosu w literaturze, którą pozytywizm zwykle traktował jako podległą sobie instytucję.

              Tymczasem w powieści padają coraz częściej oskarżenia kończącego się wieku o to, że budując nową cywilizację „pary i elektryczności” wywołał zagrożenie nie znaną dotąd epidemią chorób nerwowych. Podobne oskarżenia formułują teraz popularni profesorowie psychiatrii i psychologii, których poglądy rozpowszechnia codzienna prasa.

Splot wszystkich wymienionych zjawisk współtworzy atmosferę czasów, określanych często jako przełom antypozytywistyczny. „Nerwowość”, jako określenie całego wieku XIX, dość szybko ustąpi pod naciskiem nowych haseł, wśród których największą popularnością cieszy się dekadentyzm. Te nowe hasła będą o wiele silniej związane z atmosferą kontestacji, podczas gdy „nerwowość” artykułuje głównie poczucie niepewności, kryzysu, niejasnych, choć dających się „ściśle”, „naukowo” opisać zagrożeń.

              Wraz z pojawieniem się  bohatera modernistycznego „nerwowość” traci swój walor odróżniający. Bohater Tetmajera, Przybyszewskiego, Berenta jest oczywiście „nerwowy”, bywa nawet okazem patologicznym, ale ten status przestaje być powodem bezustannych rozterek i podejrzeń. Nerwowość odczuwana najpierw jako odstępstwo od normy, jako choroba, teraz sama staje się normą.

 

Bez dogmatu.

              Powieść Sienkiewicza powstała w roku 1890-tym, a autor w liście do Jadwigi Janczewskiej pisał, że tematem jej jest:

Natura ludzka wzięta głębiej niż się ją powszechnie bierze. [...] Jednym słowem będzie to kawałek duszy złożonej, chorej, ale prawdziwej.

Tytuł steruje interpretację losów bohatera w stronę przeżyć intelektualnych i motywów światopoglądowych. Tak to Sienkiewicz zaplanował – pisał do Jadwigi Janczewskiej w toku pracy nad książką:

              Powieść [...] ma być i będzie bardzo wyraźnym ostrzeżeniem, do czego prowadzi życie bez dogmatu – umysł sceptyczny, przerafinowany i nie wspierający się na niczym.

              Fabuła jest melodramatyczna  i dość banalna: Oto trzydziestopięcioletni arystokrata, człowiek samotny, bez jakichś życiowych celów zostaje zaproszony przez ciotkę do jej majątku. Tu poznaje miłą dziewczynę, swą daleką kuzynkę. Ona się w nim zakochuje; on nie jest pewny swych uczuć. Stan zdrowia ojca pogarsza się, więc Leon wraca do Rzymu. Wokół Anielki pojawia się nowy adorator. Gdy Leon dowiaduje się o tym, zrywa więzi z Anielką. Ta poruszona jego reakcją i bez nadziei na odzyskanie ukochanego wychodzi za Kromickiego. Gdy Leon dowiaduje się o tym, uświadamia sobie dopiero siłę swych uczuć i postanawia Anielkę odzyskać. Jego zabiegi, problemy handlowe Kromickiego, komplikacje ciążowe Anielki przywodzą ją do śmierci. Zrozpaczony Leon popełnia samobójstwo. Fabuła ta stanowi bowiem tylko pretekst do analizy psychologicznej głównego bohatera i narratora zarazem.

              Powieść ma bowiem formę dziennikowej, pierwszoosobowej narracji, co pozwala narratorowi wniknąć w swoje wnętrze, przeżycia, doznania, słowem zaprezentować własną świadomość itd. Główny bohater i autor dziennika – Leon Płoszowski – to arystokrata, kosmopolita, żyjący w Rzymie, W Warszawie, w innych europejskich miastach według własnych życzeń czy potrzeb, człowiek o głębokiej inteligencji, wrażliwy esteta. Jak sam przyznaje:

Przyniosłem na świat nerwy bardzo wrażliwe, wydoskonalone przez kulturę całych pokoleń.

Przyznaje, że ze wszystkich dziedzin wiedzy najbardziej odpowiada mu filozofia, choć ma świadomość, że współczesna filozofia nie daje odpowiedzi na żadne pytanie. Jest człowiekiem majętnym, ale pozbawionym głębszych zainteresowań, pasji, nie czuje potrzeby by gdziekolwiek zużytkować swoją aktywność, choć zdaje sobie sprawę, że stan taki nie jest normalny:

Jest to bądź, co bądź dziwne, żeby człowiek który ma znaczne środki, wykształcenie, pewne zdolności i wolę nie miał o co rąk zaczepić.

              Ma świadomość, że jest ofiarą choroby wieku, nerwowości, jest ofiarą ogólnego zniechęcenia, marazmu, pesymizmu, apatii. W jednym z dziennikowych zapisów mówi tak:

Dziś jest dla mnie dzień odpływu woli, energii, chęci do jakiegokolwiek czynu, ochoty do życia. Przyszło to bez jakiegokolwiek powodu - - ot tak sobie! – rzecz nerwów.

              Nazywa siebie improduktywem – człowiekiem nieproduktywnym, nieprzydatnym, nieużytecznym, społecznie zbędnym. Jego stosunek do własnej kondycji jest ambiwalentny. Z jednej strony traktuje ten stan rzeczy z obojętnością, z drugiej wyczuwa niebezpieczeństwo:

Chwilami miewam poczucie jakiegoś ogromnego niebezpieczeństwa, które grozi całej kulturze. Fala, która nas spłucze z powierzchni ziemi, zabierze więcej niż ta, która spłukała świat pudrowanych peruk i żabotów.

Płoszowski przeczuwa zbliżającą się katastrofę kultury, swą własną jednostkową sytuację traktuje jako symptom cywilizacyjnego kryzysu, a jego wezwanie przed samobójstwem:

Ut...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin