Palmowski Poszukiwanie świętych gadżetów.txt

(23 KB) Pobierz
MICHA� PALMOWSKI

poszukiwacze �wi�tych gad�et�w

1. �wi�ty Graal
Niedobrze. W Afryce znowu wojna. �rodkowej czy 
centralnej? - pyta si� Harriet, kt�ra w�a�nie maluje paznokcie. 
Wioski przechodz� z r�k do r�k, zdezorientowani Murzyni 
spogl�daj� spode �ba na swoich wsp�plemie�c�w (bo w 
wojennej zawierusze nie mog� by� pewni, czy to s� jeszcze 
ich wsp�plemie�cy, czy ju� cz�onkowie wrogiego szczepu) 
"Nie wiem" - odpowiada Bob, kt�ry w�a�nie myje  z�by; 
jednak po chwili reflektuje si� i dodaje: "Przecie� to to samo". 
"Rzeczywi�cie" - mruczy Harriet pod nosem. 
Po afryka�skiej sawannie przewalaj� si� zagony czo�g�w, 
wyl�knione jednoro�ce pierzchaj� na boki.  Zdesperowana 
Harriet przewraca pok�j do g�ry nogami w poszukiwaniu 
kredki do oczu. "Zobacz pod ��kiem" - �mieje si� Oleg. 
Ratujmy nosoro�ce! Ekolodzy protestuj�, ameryka�scy 
studenci demonstruj� na ulicach Seattle. Ich transparenty 
krzycz�: ratujmy afryka�skie nosoro�ce! Transparenty 
krzycz�, studenci krzycz�, Harriet krzyczy: "Nigdzie jej nie 
ma!". W Nowym Jorku, Londynie, Berlinie, Pary�u to samo. 
Ratujmy nosoro�ce, bo jednoro�c�w ju� uratowa� nie mo�na. 
"Kto powiedzia�, �e jednoro�c�w nie mo�na ju� uratowa�?" - 
niespodziewanie wtr�ca Oleg, jak zawsze pozostaje 
niepoprawnym optymist�. Lecz jednoro�ce ju� dawno 
wygin�y. 
Kierowcy grz�zn� w gigantycznych korkach i przeklinaj� 
nosoro�ce. Nawet w Warszawie grupka student�w urz�dza 
skromny wiec przed Pa�acem Kultury i Nauki, jest przemowa, 
s� oklaski. Harriet nigdzie nie mo�e znale�� swojej kredki. Pod 
prysznicem Oleg, niepoprawny optymista, nuci Beatles�w, 
"You're gonna lose that girl..."; na chwil� przerywa i krzyczy 
do Harriet: "M�wi�em ci, �eby� sprawdzi�a pod ��kiem. Na 
pewno tam jest!" Harriet odkrzykuje: "Nie ma! Ju� 
sprawdza�am".
W Afryce pora deszczowa, a wojna trwa dalej w 
najlepsze. Ci�kie dzia�a zapadaj� si� w b�ocie; lecz 
bosonodzy, ho�y partyzanci biegaj� w te i we wte, ochoczo 
wdaj�c si� w radosne wymiany ognia. Nie ma ratunku dla 
nosoro�c�w! Zbulwersowani ekolodzy ciskaj� gromy na 
mo�nych tego �wiata. Mo�ni wykonuj� pojednawcze gesty. 
Ekolodzy zach�caj� student�w, �eby podemonstrowali 
jeszcze troszeczk� w obronie nosoro�c�w, ale studenci s� 
zbyt zm�czeni - ju� im si� nie chce. Nieoczekiwanie w sukurs 
ekologom przychodz� w�a�ciciele pojazd�w 
zmotoryzowanych (przynajmniej ci, kt�rzy nie s� studentami) i 
z nienawi�ci do student�w ujmuj� si� za nosoro�cami; 
oskar�aj� tych pierwszych o hipokryzj�, kunktatorstwo, 
tudzie� atrofi� ducha walki i, last but not least, tamowanie 
ruchu ulicznego oraz biadaj� nad losem tych drugich - 
skazanych na wymarcie. Studenci podejmuj� r�kawic� i 
organizuj� wspania�� demonstracj�. Mimo �e pada. W�r�d 
kropli rz�sistego deszczu na ambasady pa�stw 
�rodkowoafryka�skich lec� kamienie, a nawet par� butelek z 
benzyn�. Do akcji wkracza policja. Media s� pod wra�eniem. 
Harriet ginie kolejna kredka, z�o�ci si� i u�ywa brzydkich 
wyraz�w. "Zobacz pod ��kiem" - radzi Oleg. "W Afryce jest 
coraz gorzej" - m�wi Bob. "Nigdy nie jest tak �le, �eby nie 
mog�o ju� by� gorzej" - m�wi Oleg.
 W Afryce faktycznie jest coraz gorzej. Hucz� dzia�a, 
grzechocz� karabiny maszynowe. Zreszt� ju� mniejsza o 
nosoro�ce. Ekolodzy ust�puj� pola obro�com praw 
cz�owieka. Masowe ludob�jstwa, sw�d spalonych cia�, 
b�yskawiczne dementi Prezydenta Demokratycznej Republiki 
Czego� Tam ("Jakie ludob�jstwa?" - dziwi si� Prezydent. - 
"Pierwsze s�ysz�"), a osierocone Murzyni�tka pl�saj� po  
spalonych wioseczkach z wzd�tymi brzuszkami, �ciskaj�c w 
r�czkach puszki po Coca-Coli - prezent od misji 
humanitarnej. Przedstawiciel �wiatowej Organizacji Zdrowia 
�le apele z pro�b� o wi�cej aspiryny, penicyliny i morfiny. 
"Przesta� si� tak cynicznie u�miecha�" - m�wi Harriet do 
Olega. "Wcale si� nie u�miecham cynicznie" - odpowiada 
Oleg nie przestaj�c si� cynicznie u�miecha�. "Uwa�am, �e 
powinni�my co� zrobi�" - m�wi Bob. I w chwil� potem 
siedzimy ju� wszyscy w samolocie do Kinszasy. Cyniczny 
Oleg, Szalony Bob, Pi�kna Harriet, S�odka Vera i ja - s�odki, 
pi�kny, cyniczny i szalony. Plan jest prosty. Odnale�� 
�wi�tego Graala, odkopa�, je�li zajdzie taka potrzeba, i 
przy�o�y� do tej j�trz�cej rany na ciele �wiata, jak� teraz bez 
w�tpienia jest Afryka, by ta znik�a jak r�k� odj��. Oczywi�cie 
rana, nie Afryka. Lecimy business class, wi�c nie musimy 
p�aci� za nadbaga�. "Dlaczego akurat do Kinszasy?" - pyta 
si� Vera. "Dlaczego nie?" - odpowiada Bob.
W Kinszasie nie bez pewnych drobnych problem�w (bo 
Bob nie ma licencji pilota, tylko prawo jazdy) 
wyczarterowywujemy samolot i lecimy Gdzie� Tam; a stamt�d 
roztelepanym autobusem w towarzystwie kur, indyk�w i 
owiec jedziemy jeszcze dalej, a potem na piechot�, a potem 
wp�aw i ju� jeste�my na miejscu (Bob tryumfalnie wskazuje 
palcem na punkt na mapie zakre�lony czerwonym 
krzy�ykiem). W�r�d gradu kul wykopujemy �wi�tego Graala. 
Hura!
Na lotnisku w Kinszasie Pi�kna Harriet pozuje do zdj�� ze 
�wi�tym Graalem. Potem szybko wyczarterowywujemy 
nast�pny samolot, s� problemy, bo samolot, kt�ry 
wyczarterowali�my uprzednio, zapomnieli�my zwr�ci� - le�y 
sobie teraz gdzie� tam porzucony w d�ungli biedaczek; ale 
czego nie robi si� dla bohater�w. W mi�dzyczasie Oleg 
udziela prasie szybkiego wywiadziku. Mamy lecie� do 
afryka�skich przyw�dc�w, by ich pogodzi� ze sob� i 
przywr�ci� spok�j i jedno�� sk��conej Afryce; ale Vera ma 
lepszy pomys�: "Skoro ju� tu jeste�my, czemu nie zaprosi� 
afryka�skich przyw�dc�w do Kinszasy?". "Czemu nie?" - 
m�wi Oleg. Afryka�scy przyw�dcy zlatuj� do Kinszasy, 
padaj� sobie w obj�cia, �ciskaj� si� i ca�uj�. O �adnym 
ludob�jstwie nie mo�e ju� by� mowy. Pi�kna Harriet daje 
afryka�skim przyw�dcom �wi�tego Graala do potrzymania. 
Zdj�cie u�miechni�tych afryka�skich przyw�dc�w ze �wi�tym 
Graalem oraz Pi�kn� Harriet l�duje na pierwszych stronach 
New York Timesa. W Afryce zn�w spok�j - t�ustym drukiem 
g�osz� nag��wki wszystkich gazet. Pi�kna Harriet odbiera 
afryka�skim przyw�dcom �wi�tego Graala (kt�rego da�a im 
tylko do potrzymania). Jeste�my bohaterami, prezydenci 
USA, Francji oraz kanclerz Niemiec serdecznie nam gratuluj�. 
(Vera si� dziwi, czemu tylko kanclerz, a nie prezydent, i Bob 
wyja�nia, �e w Niemczech prezydent jest tylko figurantem, 
Vera kiwa ze zrozumieniem g�ow�). �ycie znowu jest pi�kne. 
2. Intermezzo
Pi�kna Harriet ma romans z jednym z afryka�skich 
przyw�dc�w, t�ustym Desmonem Tutu (kt�rego Oleg 
przezywa Demonem Tutu). "Co ty w nim widzisz?" - pyta si� 
Bob, ale Harriet nie odpowiada zaj�ta poszukiwaniem kredki 
do ust. "Ja?" - pyta si� Oleg podejmuj�c zawieszone w 
powietrzu pytanie. "Co, ty?" - pyta si� Bob. A Harriet ju� 
siedzi w samolocie do Kinszasy (nerwowo przetrz�saj�c 
swoj� kosmetyczk� w poszukiwaniu puderniczki), gdzie ma 
przyby� po ni� na lotnisko swoim luksusowym mercedesem 
nie kto inny jak Desmon Tutu. A co porabia S�odka Vera, 
pewnie spytacie? Ostatnio widziano j� w towarzystwie 
prezydenta Niemiec, figurant nie figurant, zawsze to prezydent, 
a nie jaki� tam kanclerz czy sekretarz.
3. Bu�ka odrostka
Rany na ciele �wiata goj� si�, lecz zaraz pojawiaj� si� 
nowe. Znowu Afryka. Zn�kany wojn� kontynent nawiedza 
kl�ska g�odowa. Cze�� plon�w gnije, reszta usycha; jedzenia 
ledwie starcza dla Desmona Tutu. Wychudzone Murzyni�tka 
(w zasadzie to nawet nie Murzyni�tka, tylko same szkieleciki) 
biegaj� po opustasza�ych wioskach. Oczywi�cie boso. 
"Biedne Murzyni�tka" - m�wi S�odka Vera, kt�ra w�a�nie 
czyta pami�tniki z wyprawy na biegun po�udniowy - "nie maj� 
nawet sznurowade� do �ucia". Desmon Tutu ma ju� do��, 
emigruje. Zapraszamy go na obiad. W trakcie obiadu Desmon 
Tutu rozmawia z S�odk� Ver�: "Tak, to niestety prawda, 
droga pani. Nasze dzieci nie posiadaj� sznurowade�, kt�re, 
wzorem europejskich polarnik�w, mog�yby sobie po�u�, gdy 
zabraknie jedzenia". Twarz S�odkiej Very wykrzywia si� w 
podk�wk�. Widz�c to Desmon Tutu szybko dodaje: "Mog� 
za to �u� rozmaite korzenie, a nawet, przy odrobinie 
szcz�cia, mog� z�apa� chrab�szcza". Twarz S�odkiej Very 
rozja�nia nie�mia�y u�miech: "Naprawd�?" "Naprawd�" - 
zapewnia j� Tutu. "W przeciwie�stwie do naszych 
polarnik�w" - przytomnie zauwa�a Oleg. Pi�kna Harriet jest 
zazdrosna, �e Tutu po�wi�ca tyle czasu S�odkiej Verze. 
"Chod�my do domu" - m�wi. Bob p�aci i idziemy.
W domu Desmon Tutu rzuca si� na kolana. "Ratujcie 
Afryk�" - b�aga. "Pomoc nie dociera do najbardziej 
potrzebuj�cych. Wsz�dzie kradn� i malwersuj�". "Nie ma 
sprawy" - m�wi Bob. 
W chwil� potem mkniemy naszym jeepem po bezdro�ach 
Europy Po�udniowo-Wschodniej. "Dok�d tak mkniemy" - 
pyta Tutu �ci�niony mi�dzy S�odk� Ver� a Pi�kn� Harriet. 
"Przed siebie" - m�wi Szalony Bob. 
Parkujemy w ob�okach kurzu. Kurz osiada na makija�u 
Pi�knej Harriet. "Wysiadka" - komenderuje Bob. Pi�kna 
Harriet krztusi si� i wymy�la na Boba. Maszerujemy przez 
le��ce ugorem pola. "Daleko jeszcze?" - marudzi t�usty 
Desmon Tutu, kt�ry ledwo co nad��a za naszym dziarskim 
krokiem. Ale nie, ju� niedaleko, ju� naszym oczom ukazuje si� 
zmursza�e domostwo ch�opskie i ju� jeste�my na miejscu. 
Tutu dyszy i sapie. "To tu" - oznajmia uroczy�cie Bob. 
"Tata, Murzyn!" - krzycz� w miejscowym narzeczu bawi�ce 
si� w b�ocie dzieci, po czym rzucaj� si� do panicznej ucieczki. 
Ich strata, daliby�my im po cukierku.
Wkraczamy do cha�upy. Wyrzucamy na zewn�trz co� tam 
be�kocz�cego ch�opa, jego �on� i jeszcze jakiego� starucha, 
�eby nam czasem nie pl�tali si� pod nogami. Pi�kna Harriet i 
S�odka Vera przetrz�saj� kuchni�, my ruszamy do izby. Tylko 
Desmon Tutu nie bierze czynnego udzia�u w poszukiwaniach, 
siedzi na zydlu i sapie. Brz�cz� t�uczone gliniane garnki, 
trzeszcz� odrywane deski i w ko�cu jest, ciut st�ch�a i 
sple�nia�a, ale zawsze bu�ka odrostka wy�ania si� spopod 
pod�ogi....
Zgłoś jeśli naruszono regulamin