Pacyński Scherwood.txt

(1406 KB) Pobierz
Tomasz Pacy�ski 

Sherwood

Spis Tre�ci
Cz�� Pierwsza - Oszust i rze�nik
Cz�� Druga - Sherwood
Cz�� Trzecia � Kr�g
Cz�� pierwsza
OSZUST I RZE�NIK
I
Palcami bosej stopy uderzy� bole�nie w ostry, wystaj�cy korze�. Pomimo 
odr�twienia dochodz�cego ju� do kolan b�l by� tak silny, �e nagi m�czyzna upad� 
i 
zwin�� si� w k��bek. Le��c na boku, odgarn�� z twarzy d�ugie, zlepione mokrym 
�nie-
giem w�osy Spojrza� na stop�. Cho� przed chwil� w�a�nie pomy�la�, �e gorzej by� 
JU� nie mo�e, okaza�o si�. i� si� myli�, po raz koleiny w ci�gu ostatnich dw�ch 
dni. 
Dwa palce zranionej stopy stercza�y pod dziwnym k�tem, krew plami�a na-
si�kni�te wod� i pokryte topniej�cym �niegiem li�cie. - Diabli, powinno przecie� 
bar-
dziej bole�, - b�ysn�o w zamroczonym umy�le, - prawie urwane. Zacz�o go 
ogarnia� 
obezw�adniaj�ce ciep�o, nie czu� ju� zacinaj�cego, jesiennego �niegu z deszczem 
Dobrze jest tak le�e�, bez ruchu, chocia� chwil�, zasn��. W zakamarkach umys�u 
zn�w zamajaczy�a my�l o wilkach, nied�wiedziach, lisach, wampirach, wilko�akach 
i 
innym zwierzu zamieszkuj�cym ten przekl�ty las Nie chcia� umiera�, rozdzierany 
�ywcem przez jak�� g�odn� besti�, przyzwyczai� si� do my�li o �mierci przez ca�e 
�y-
cie ociera� si� o ni� cz�sto, lecz zawsze s�dzi�, �e przyjdzie do niego w inny, 
nie tak 
straszny spos�b. Ba� si� �mierci z r�ki kata, gdy otoczony drwi�c�, 
podekscytowan�, 
gawiedzi�, b�dzie sta� z p�tl� na szyi Zawsze jednak s�dzi�, �e to najgorsze, co 
mo-
�e go spotka� Okaza�o si�, �e jeszcze gorsza mo�e by� cuchn�ca paszcza pe�na 
po��k�ych, ostrych z�b�w. Ta �wiadomo�� gna�a go przez mroczny, lodowaty las, 
pomimo i� zdawa� sobie spraw�, �e nie uda mu si� nigdzie dobiec I nieistotne 
by�o 
to, �e wcale nie wiedzia�, w kt�rym kierunku ucieka�. Tymczasem, jak zwykle 
ostat-
nio, obawia� si� nie tego, czego powinien 
W ten ponury, jesienny dzie�, w zacinaj�c�, mokr� �nie�yc� ka�dy szanuj�cy 
swe zdrowie wilko�ak siedzia� w suchym, przytulnym bar�ogu Nie m�wi�c ju� o wil-
kach i nied�wiedziach Prawdziwy zab�jca by� przy nim od dawna. Nie mia� 
naje�onej 
k�ami paszczy i cuchn�cego oddechu. Nie mo�na by�o go unikn��, biegn�c na o�lep 
przez las, to tylko odsuwa�o chwil� nieuchronnego dopadni�cia ofiary, kt�ra 
wycie�-
czona ucieczk� stawa�a si� �atwiejszym �upem. Tym zab�jcom nie przeszkadza�o 
zimno, atakuj�ce nagie cia�o m�czyzny mokrym, zacinaj�cym �niegiem i powiewami 
zimnego, wilgotnego wiatru. Przed tym zab�jc� nie mo�na uciec, mo�na si� 
najwy�ej 
przed nim ukry�. Znale�� zaciszny wykrot, os�oni�ty si�gaj�cymi do ziemi �apami 
wiekowego �wierku, zagrzeba� si� w pok�adach suchych igie�, nie traci� ciep�a i 
si� 
wysysanych bezlito�nie przez wiatr i �nieg. Zwin�� si� jak najcia�niej i, 
ogrzewaj�c 
w�asnym oddechem, mie� nadziej�, �e cierpliwy, niewidzialny nie b�dzie mia� do 
nie-
go dost�pu. 
Wielu do�wiadczonych, puszcza�skich my�liwych, osaczonych przez mr�z po 
niespodziewanej k�pieli w oparzelisku, potrafi�o w ten spos�b UJ�� �mierci. Nagi 
m�czyzna nie by� puszcza�skim my�liwym. Ostatnim zrywem energii usi�owa� d�wi-
gn�� si� z powrotem na nogi Uda�o si�, no, prawie si� uda�o Tak Jak wszystko w 
ci�gu ostatnich dw�ch dni. Co �mieszniejsze, zawiod�a druga noga. W tej 
zranionej 
uderzenie przywr�ci�o czucie, lecz druga, zdr�twia�a z zimna i zm�czenia, 
okaza�a 
si� gi�tka jak zasady moralne kr�lewskiego poborcy podatk�w. Nie poczu�, jak 
kola-
no ugina si� pod ci�arem za�ywnego cia�a. Zobaczy� tylko, jak ziemia nagle 
staje 
pionowo i wali go z rozmachem w twarz Ujrza� z bliska pojedyncze igie�ki 
sosnowe, 
czerwony b�ysk i zapad� w ciemno��. Zimno nie zabija szybko i bezbole�nie, p�ki 
utnie bawi si� z ofiar�. 
Nag�y poryw wiatru chlasn�� mokrym �niegiem po nagim ciele Cz�owiek 
drgn��, palce wczepi�y si� w mokre igliwie Lecz to by�o wszystko, na co sta� 
by�o wy-
ch�odzone, okradzione z energii cia�o. W wype�nionym szar� mg�� umy�le pocz�y 
kr��y� ospa�e, urywane my�li. Ju� si� nie ba�, nie walczy� Patrzy� na wszystko 
jakby z 
zewn�trz, jakby dotyczy�o to kogo� innego. Powiadano, �e wielu w�r�d 
umieraj�cych, 
oczywi�cie, je�eli dany im jest na to czas, widzi przed oczyma ca�e swoje �ycie 
Dzie-
ci�stwo, u�miech matki, pierwsze zwyci�stwa i pierwsze poca�unki. Wszystko, co w 
�yciu by�o wa�ne, wszystko, co by�o drogie Co warto zobaczy� w tej ostatniej 
godzi-
nie Je�eli to prawda, m�czyzna do ko�ca mia� pecha. Przed jego oczyma 
przewija�y 
si� bez ko�ca obrazki z ostatnich dw�ch dni. A nie by�y to najlepsze dni prawd� 
m�-
wi�c, zwa�ywszy na fina�, by�y to najgorsze dni w jego �yciu Widzia� siebie 
przed ow� 
ruder� nazywan� przez miejscowych, z braku innego okre�lenia,,, �karczm�" Zapew-
ne s�usznie, gdy� by�o to jedyne tego typu miejsce w promieniu wielu mil Widzia� 
czterdziestoletniego, t�giego m�czyzn� z pe�n�, rumian� twarz� siedz�cego na 
do-
brze wypasionym koniu Odzienie, aczkolwiek niezbyt ostentacyjnie bogate i kord z 
drewnian� r�koje�ci� przy pasie �wiadczy�y o przynale�no�ci w�a�ciciela do 
kt�rego� 
z szacownych cech�w kupieckich Daleko, zdawa�oby si� do tego zab�oconego, za-
krwawionego strz�pu cz�owieka, le��cego w coraz g�ciej padaj�cym �niegu na mo-
krym poszyciu. Daleko. Ca�e dwa dni. Jason pchn�� krzywe drzwi, zawieszone z 
bra-
ku zawias�w na przybitych do futryny starych sk�rkach od s�oniny. W 
poczerwiema�� 
od wiatru twarz uderzy� go jak mi�kka poduszka niemal materialny zaduch kiszonej 
kapusty, skwa�nia�ego piwa i brudnych onuc. Zaduch by� wr�cz g�sty, zabarwiony 
na 
szaro dymem ze �le ci�gn�cego komina. Nie, nie z komina - karczma nie zna�a ta-
kich luksus�w. Dym mia� uchodzi� przez dwa otwory w szczytach dachu, zatkane te-
raz prawie w ca�o�ci z powodu wichury. Wichurze to nie przeszkadza�o, co chwil 
sil-
niejsze podmuchy wpada�y przez szczeliny, spychaj�c sin� chmur� dymu do samej 
polepy. Bywalcom karczmy najwidoczniej nie przeszkadza�o. R�wnie�.
Przepychaj�c si� przez g�sty smr�d jak �aba przez zaro�ni�ty rz�s� staw. Ja-
son wszed� na �rodek izby i stan�� w kr�gu �wiat�a smolnego �uczywa, dodaj�cego 
dzielnie sw�j g�sty dym do og�lnej puli �uczywo by�o niezb�dne, gdy male�kie, 
za-
smolone b�ony w jedynym oknie przepuszcza�y niewiele �wiat�a jesiennego, i tak 
mrocznego dnia. Rozejrza� si�, g�adz�c si� po wydatnym brzuchu, opi�tym barwnym 
kubrakiem. Karczma nie wygl�da�a na tak�, kt�ra posiada poddaszek z beczkami wi-
na. W og�le nie wygl�da�a na karczm�. Trudno, trzeba poprzesta� na piwie Karcz-
marz, ma�y, przypominaj�cy zezowatego szczura cz�owieczek, wylaz� niech�tnie ze 
swego k�ta. Wprawnym rzutem oka oceni� nowego klienta i jego twarz rozja�ni�a 
si� 
w nieszczerym u�miechu, okraszonym imponuj�cymi siekaczami. Prawy by� nad�a-
many.
- Powita�, powita�! - zahucza�, zgi�ty w przymilnym uk�onie. - Dok�d to droga 
prowadzi? 
G�os mia� niespodziewanie niski i g��boki. Jason zafascynowany wpatrywa� si� w 
po-
��k�e z�biska. To nie szczur, przemkn�o mu przez g�ow�, to, co tam stoi to 
bobi we-
teran. Zdziwiony przed�u�aj�c� si� cisz� karczmarz zgi�� si� jeszcze g��biej, 
zerkaj�c 
niespokojnie na boki. Przysz�o mu to spodziewanie �atwo, zwa�ywszy rozbie�nego 
zeza Jason ockn�� si�. 
- A prowadzi, prowadzi! - rzek� jowialnie. - A na razie, m�j dobry cz�owieku, 
zagrzejcie no onych szczyn, kt�re tu nazywacie piwem
- Ale�. panie oburzy� si� karczmarz - sam warz� one szczyny. to jest, chcia�em 
rzec, piwo - przerwa� ura�ona ambicja toczy�a w nim walk� z ch�ci� jak 
najlepszego 
oskubania najwyra�niej zamo�nego klienta Tacy nie zjawiali si� zbyt cz�sto w 
jego 
karczmie Walka by�a zaci�ta, lecz kr�tka. Ambicja przegra�a
- Co prawda. to prawda, panie Szczyny to s� w rzeczy samej Ale dla takich 
go�ci jak wy. panie. znajdzie si� anta�ek wina, albo i dwa 
Jason o�ywi� si� C�. Mo�e nie jest tak z�e Nawet najgorszy sikacz b�dzie 
lepszy od tego, jak ten cz�owiek m�wi�, piwa Sam je warzy, no, no, nie najlepsza 
re-
komendacja. Karczmarz wyra�nie si� rozkr�ca� Jego b�yszcz�ce oczka biega�y po 
ca�ej, obszernej postaci Jasona, usi�uj�c dostrzec, gdzie nosi sakiewk�, by, 
chocia� z 
grubsza oceni� jej ci�ar. Jason by� przyzwyczajony do takiej reakcji. Wiedzia�, 
�e 
robi solidne i zamo�ne wra�enie Sakiewka tak�e z kszta�t�w przypomina�a 
w�a�cicie-
la - gruba i okr�g�a, niedbale zawieszona przy pasie Postronni nie wiedzieli 
jednak, 
�e zawiera troch� miedziak�w oraz, dla nadania odpowiedniego ci�aru, spor� 
gar�� 
hufnali Prawdziwe pieni�dze Jason nosi� w specjalnym pasie, skrytym pod kubra-
kiem. 
Jason skrzywi� si� bezwiednie. Wzrok karczmarza, bezwstydnie wlepiony w 
sakiewk�, przypomnia� mu, �e pas pod kubrakiem jest ostatnio bardzo lekki Z 
prostej 
przyczyny, sama sk�ra wa�y niewiele A nie by�o nic, co mog�oby j� obci��y�, 
ostatnie 
sztuki srebra prze�o�y� w�a�nie do sakiewki na koszta bie��ce, tej ho�ocie nie 
daj�! - 
B�br weteran postanowi� i�� na ca�o�� 
- Tylko dla szlachetnych go�ci! Pan�w kupc�w!
- Dobry cz�owieku - Jason, spragniony ju� obiecanego wina usi�owa� przerwa� 
potok wymowy Bezskutecznie. Dla stra�nik�w pana hrabiego? Sam pan hrabia, jak 
jedzie na �owy. to u mnie - Karczmarz zaj�kn�� si�, lecz bezczelne k�amstwo nie 
wy-
wo�a�o rumie�ca na zapadni�tych policzkach, prawdopodobnie po prostu zabrak�o 
mu oddechu Jason wykorzysta� chwil� przerwy 
- Tak, tak, dobry cz�owieku - powiedzia� dobrotliwie. - Tymczasem id�cie ju� i 
zagrzejcie tego wina
- Ju�, ju�, szlachetny panie. Tymczasem spocznijcie, spocznijcie Ot tu na �a-
wie - 
Cofaj�c si� ty�em, wci�� zgi�ty w p�, karczmarz okr�g�ym gestem wskazywa� miej-
sce przy palenisku, pod kopc�cym �uczywem Jason zawaha� si� Zawsze stara� si� 
siada�, maj�c za plecami solidn� �cian�, zw�aszcza w miejscach takich, jak to. 
Zna� 
zbyt wielu ludzi, kt�rzy siedz�c plecami do izby, zn�ceni ciep�em paleniska i 
wido-
kie...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin