Żakiewicz To sen tylko danielu.txt

(266 KB) Pobierz
Zbigniew �akiewicz

To sen tylko,

Danielu...
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
�... a Danielowi da� wyrozumienie wszelakiego widzenia i sn�w.�
(Proroctwo Daniela, R. I, 17)
�Zl�k� si� duch m�j, ja, Daniel, by�em przestraszony tymi rzeczami, a widzenia 
g�owy
mojej strwo�y�y mi�.�
(Proroctwo Daniela, R. VII, 15)
Wyj�cie
1
Przy�ni� mi si� sen. �ni�em, �e jestem ma�y malutki niczym agrafka albo lekko 
zgi�ta
szpilka. Mie�ci�em si� w ko�ysce, lecz by�a to ko�yska r�wnie malutka i r�wnie 
ostra. Ostro��
mego le�a polega�a na tym, �e spoczywa�em jakby na ostrzu brzytwy � z dw�ch 
stron maj�c
przepa��, a pod sob� zbyt w�skie oparcie, nawet dla tak szpilkowej istoty, aby 
to oparcie nie
stawa�o si� rozdarciem.
Le�a�em ma�y, lecz ju� rozdzierany, i rozgl�da�em si� po �wiecie swym 
mikroskopijnym
okiem mr�wki. Widzia�em ogromny wiejski piec � zapewne gdzie� z ziemi wire�skiej 
� w
piecu tym gorza� i kot�owa� si� kra�ny, to zn�w z�oty i ��ty jak ��tko, 
p�omie�. Trawi� on w
ceglanym gnie�dzie �wierkowe szczapy: w piecu strzela�o raz po raz sucho i 
g�sto, i liza� aksamitny
i rozz�ocony okap. A potem pocz�� wyrywa� si� poza okap i zalewa� sw� �ar�oczn�
z�ocisto�ci�, i podmywa� sw� ��ci� � ca�� izb�.
Gdy wyt�y�em, nie wiadomo czy w przel�knieniu, czy w gwa�townej ciekawo�ci, swe
mr�wcze oczka, ujrza�em, �e ogie� nie jest ani tak ognisty ani tak �ar�oczny. A 
gdy jeszcze
mocniej si� nat�y�em, spostrzeg�em, �e to, co bra�em za j�zory z�otego ognia, 
by�o skupiskiem
malutkich drobinek, ni to kurzu, ni to suchej mg�y, ni to popio�u. Drobiny te 
�wieci�y
md�o i fosforycznie i wirowa�y wok� swej osi, a potem � p�ka�y bezg�o�nie i 
powoli sp�ywa�y
ku gliniastemu klepisku.
A kiedy w�widrowa�em si� okiem w ceg�y pieca, i ceg�y ju� nie by�y tak ceglane, 
zwarte i
gliniaste, a raczej porowate, jakby wy�arte przez malutkie i chybkie �yj�tka. 
R�wnie� klepisko
� co zwyczajem wire�skim zast�powa�o pod�og� � grozi�o zagubieniem si� w 
niezliczonych
dziurach, jakby bez przerwy pracowa�y tam wsz�dobylskie myszy. I rzeczywi�cie, w
dziurach pocz�y b�yska� mysie oczka � lekko zakrwawione i chciwe � i gdyby nie 
to, �e by�em
jak szpilka, ani chybi sta�bym si� ofiar� ich �ar�oczno�ci.
Na widok podobnej przemiany zrobi�o si� mi smutno i niedobrze � pocz��em p�aka�. 
P�aka�em
nieprzyzwoicie cienko i uparcie jak komar albo malutka mysz. Im d�u�ej p�aka�em, 
tym
ja�niejszym si� stawa�o, �e p�acz m�j nie jest w stanie gdziekolwiek dotrze�, 
gdy� w swej
szpilkowato�ci mijam si� w przestrzeni � a by� mo�e i w czasie � z lud�mi 
zar�wno bliskimi,
jak dalekimi.
I wtedy nad mym le�em pochyli�a si� twarz by� mo�e matki, by� mo�e ojca, gdy� w 
swej
ostrej przenikliwo�ci przenikn��em rysy pochylonego i ujrza�em cielist� materi� 
dr��on� ma�ymi
kawernami. Nie zwa�aj�c na nic, jeno na to, co by�o we mnie, pocz��em obja�nia� 
si� w
swej samotno�ci i w tym, �e darz� pochylonego ogromn� mi�o�ci� i to bez wzgl�du 
na to, czy
mog� by� obiektem mi�o�ci, skoro jestem tak ostry i tak ma�y, �e wprost 
nieobecny.
Twarz zdawa�a si� s�ucha� mnie z pewnym zainteresowaniem, cho� nie bez 
zniecierpliwienia.
Ale po chwili poj��em, �e z zainteresowania tego nic nie wynika, ku niczemu ono 
nie
prowadzi i nic w�a�ciwie nie znaczy.
Im g��biej wchodzi�em w p�acz, tym bardziej by�em bezradny i oddalony, tym 
mocniej
pragn��em i �akn��em, a� wreszcie pozosta�o samo uczucie g�odu i pragnienia. By� 
to g��d tak
mocny i trawi�cy, �e stawa� si� g�odo-b�lem, a wreszcie samym b�lem. Wtedy to, 
co by�o
nade mn�, zaofiarowa�o mi pier� i z piersi wyp�yn�a kropla mleka i zawis�a na 
sutce wiruj�c
wok� swej osi. Pocz��em wyci�ga� si� do wiruj�cej kropli, a� wreszcie 
osi�gn��em j� czubkiem
wyostrzonego j�zyka. Kropla p�k�a bezg�o�nie i poj��em, �e komu� sprawi�em b�l, 
bolej�c
nad tym, �e oto pozostan� nie nasycony, cho� sprawiaj�cy b�l i cierpienie.
Poj�wszy to, zrozumia�em r�wnie�, �e nie utrzyma� si� mi d�u�ej w moim le�u, i 
przechyli�em
si� w jedn� z dw�ch stron, i zacz��em spada�, a mo�e ulatywa� w powietrze, gdy� 
ogar-
n�o mnie przenikliwie niebieskie, wprost fio�kowe, kr�tkie i dotkliwe. A 
spada�em albo ulatywa�em
nie jak szpilka, ale jak ma�y, skrzydlaty i pyzaty, kt�ry by� jak z puchu albo z 
lotnych
pi�r.
Obudzi�em si� z blaskiem fio�kowego �wiat�a w oczach i z nie naruszonym stanem 
sennych
uczu� w sercu. I pocz��em duma� nad znaczeniem dziwnego snu, w czasie kt�rego
wchodzi�em oto w tajemne labirynty swej psyche, kt�ra wiele wie i wiele mo�e, �e 
nie r�wna�
si� z ni� najbardziej ezoterycznym prorokom przesz�o�ci.
Tak pomy�lawszy pocz��em zag��bia� si� w mroczno�ci psychiki, pr�buj�c rozja�ni� 
jej
przepastne g��bie, pr�buj�c rozwik�a� jej zawik�ania i przej�� jej pi�tra. Na 
nic jednak by�y
moje wysi�ki. Im bardziej wg��bia�em si� w stany �wiadomo�ci, tym silniej 
czu�em, �e mam
do czynienia z samym wg��bianiem, a mniej ze �wiadomo�ci�. Im bardziej 
pr�bowa�em zbli�y�
si� do tego, co by�o w strefach � ,,ponad� czy �pod�, tym szybciej znajdowa�em 
si�
gdzie� po�rodku: w idealnym stanie �pomi�dzy�.
A gdy wreszcie poj��em, �e w�a�ciwie nic nie mog� wiedzie� o prawdziwym sensie 
swego
dziwnego i wieloznacznego snu, poczu�em w przyp�ywie nag�ej i zgo�a dalekiej od 
jakichkolwiek
rozwa�a� pami�ci, i� gdzie� w ostatnich chwilach snu zasz�o co�, co by�o r�wnie,
je�li nie bardziej wa�ne od snu.
I kiedy sk�oni�em si� ku owej pami�ci, nas�uchuj�c i wypatruj�c jakim� trzecim 
nieznanym
uchem i okiem, wr�ci�a do mnie �wiadomo��, co nie ulega�a snom, �wiadomo��, co 
dawa�a
baczenie na to, co si� wok� dzia�o. Widzia�a ona mnie i to, �e �ni mi si� sen 
(i w�a�nie dzi�ki
temu wiedzia�em, �e nie jestem niemowl�ciem, ale �e si� �ni� niemowl�ciem), i to 
nawet � �e
mam �wiadomo�� snu!
By�a to wi�c w�a�ciwie nie �wiadomo��, ale ponad�wiadomo��; �wiadomo�� 
spogl�daj�ca
ponad �wiadomo�ci�, gdzie� z g�ry, panuj�ca nad przestrzeni� (i by� mo�e � 
czasem), lotna
jak obdarzony dusz� dym. I ona w�a�nie przywo�a�a t� rzeczywisto��, co wiedzia�a 
o �nie i
dzia�a si� ponad snem. I w�wczas przypomnia�em sobie, �e gdy w najlepsze 
pogr��a�em si�
we �nie rozdzierany w ko�ysce, a p�niej odczuwaj�c g�odo-b�le, kto� zapuka� do 
drzwi. Pukanie
by�o nadzwyczaj delikatne i uprzejme � ten kto� musia� puka� nie grzbietem 
zgi�tego
palca, lecz uderza� sam� poduszeczk�, jak to czyni� rozbawione koty.
�ni�em gorej�cy piec i twarz, i pier� z kropl� mleka, a r�wnocze�nie wiedzia�em, 
�e za
drzwiami kto� stoi, kto�, kto musi by� bardzo delikatny, subtelny i wiotki, gdy� 
tylko tacy
go�cie pukaj� poduszeczk� palc�w. Nie usi�owa�em wi�c nawet obudzi� si�, gdy� 
by�em pewien,
�e podobnie uprzejmy przybysz stwierdziwszy, �e �pi�, uszanuje m�j sen.
Pukanie sta�o si� jeszcze delikatniejsze, ale nie ustawa�o, co �wiadczy�oby, �e 
nieznajomym
kieruje jaki� mus silniejszy nawet od jego delikatnej i subtelnej natury. 
Przyzwoli�em
pukaj�cemu na wej�cie, przyzwoli�em samym przyzwoleniem, nie wychodz�c ze snu i 
nie
u�ywaj�c g�osu.
Drzwi lekko si� uchyli�y i do pokoju wnikn�� � niby promie� s�o�ca przez 
cieniutk� szpar�
� malutki, promienny ch�opczyk. W�osy mia� ch�opczyk jasne jak sierpniowe zbo�a, 
oczka
niebieskie niczym niebo odbite w wodzie, ca�y by� �wietlisty i lekko t�czowy.
Malutki promienny ch�opiec, skin�wszy leciutko z�ocist� g�ow�, stan�� w drzwiach 
i spl�t�szy
obie r�ce na piersiach, jak to czyni� ludzie w chwili nieokre�lonego czekania, 
przygl�da�
si� mi spod d�ugich, lekko rudawych rz�s. Wygl�da�o, �e ch�opczyk chce odczeka� 
m�cz�cy,
wieloznaczny sen, kt�rego nastr�j (a by� mo�e i obrazy) by� mu znany, aby 
nast�pnie wy�uszczy�
pow�d swego niespodziewanego, delikatnego i sennego przybycia. Ale gdy sen z 
uporem
i konsekwencj� czyni� mnie coraz bardziej g�odnym, smutnym i zagubionym � 
malutki,
promienny ch�opiec najwyra�niej straci� cierpliwo��. Uczyniwszy kilka krok�w 
nagle uni�s�
si� w powietrze jak s�oneczny zaj�czek.
By� to widok tak dalece niespodziewany i niebywa�y, �e gdybym nie by� pogr��ony 
we
�nie, zapewne spad�bym z tapczanu. Zew�ok m�j jednak dalej le�a� na tapczanie, 
cierpi�c i
wyrzekaj�c wraz ze �wiadomo�ci�, co pozbawiwszy cia�o zdolno�ci do samodzielnego 
czucia
i cierpienia czyni�a go na podobie�stwo naczynia snu pe�nego.
Wtedy malutki, promienny ch�opiec � unosz�c si� nade mn� leciutko i zr�cznie, 
cho� mog�em
spodziewa� si�, �e unoszenie to b�dzie podobne pokracznemu lewitowaniu pilot�w 
kosmicznych
� zacz��em przemawia� d�wi�cznym, cho� nieco za cienkim g�osikiem. Moja 
ponad�wiadomo��
pragn�c uchwyci� sens owego d�wi�cznego, cho� zbyt cienkiego g�osiku,
wyt�y�a si� i rozwar�a nadstawiaj�c swego nie znanego mi dot�d ucha i oka. I 
oto pocz�a
ona, a za ni� ja (cho� z pewnym op�nieniem) pojmowa� sens przemowy ch�opczyka.
C� wi�c m�wi� niespodziewany i tajemny przybysz, z jak� wiadomo�ci� przyby� do 
mnie
� zwyk�ego cz�owieka, a je�li tajemniczego, to z tajemnic� tak dalece ukryt�, �e 
nie moj�?
� Widz�, �e jeste� (a je�li nie jeste�, to wkr�tce b�dziesz) zaskoczony moj� 
wizyt� � rzek�
ma�y ch�opczyk odchrz�kn�wszy lekko. � Widz� te�, �e poczynam (a je�li nie 
poczynam � to
poczn�) wydawa� si� ci kim� niewiadomym i tajemniczym. Tymczasem tajemnica moja 
jest
nad wyraz prosta. Nie b�d� wi�c jej ukrywa� przed nimi, a szczeg�lnie przed tob� 
(jak te� nie
zatajam jej przed sob�, gdy� nie brakuje mi odwagi, aby spojrze� prawdzie w 
oczy); tajemnica
moja jest nad wyraz prosta: jestem czaro... czaro... jestem czarodziejem.
Wiem, �e wyznanie moje mo�e brzmie� w tych czasach (lecz nie w naszym z tob� 
czasie)
niezbyt powa�nie, je�li zgo�a nie komicznie. Ale co mi tam do tych czas�w, skoro 
jest mi si�
tak, jak si� jest! A je�li kto� (ale nie ty i nie ja) bardziej zawierzy� temu, 
co jest szare, md�e i
p�askie, co jest w dniu codziennym, a mo�e nawet nie ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin