Zbigniew �akiewicz BIA�Y KARZE� Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 Dominice... Cz�� pierwsza I Otoczony solidn� staro�wiecczyzn�, co zwija�a �elazo w kapry�ne zawijasy, jakby dotkni�te by�o ono j�zorem ognia, kt�ry wybuchn�wszy zastyg� w mgnieniu oka, zag��bia�em si� w pluszow� kanapk� przedzia�u pierwszej klasy. Ca�y by�em przesycony zapachem starego pluszu, w�glowego czadu, md�ego i s�odkiego zarazem, kt�ry m�g� by� te� wspomnieniem dawno wykurzonej fajki lub nachalnych perfum nieznanej mi damy. Gdy rzuci�em okiem na szyb� przedzia�u, i tam ujrza�em md�e i ��tawe, jakby kto� lekko podw�dzi� szk�o siarczanym oddechem. Wystarczy�o jednak szyb� obdarzy� nieuwag� � gin�o md�e i siarczane, natomiast gdzie� z wn�trza czy te� spoza wn�trza szyby wyp�ywa� strumie� przedmiot�w i rzeczy, widok�w i widoczk�w. Powstawa�y pojedyncze domy, lekko od�te, cho� wyra�nie sze�cienne i sk��cone z �agodno�ci� horyzontu, wyje�d�a�y drzewa ustawione skrz�tnie obok siebie, tkane z zielonych dym�w gwa�conych nag�� czerwieni� lub ostrym jak szk�o s�o�cem. Wreszcie powstawa�y ca�e miasteczka i k�ad�y si� d�ugo, jakby z rozmys�em, za wzg�rza ja�niej�ce od letniej ��cizny oraz lekko siniej�ce od fiolet�w lekkich i p�ynnych niczym drzewny spirytus. Co� tam zazgrzyta�o pod kanapk�, co� pisn�o przeci�gle i taniec za szyb�, czy te� w szybie, sta� si� szybszy i bardziej oberkowy, jakby za chwil� wszystko mia�o zawirowa� i wej�� w jaki� �ar�oczny lej. Ale oto najspokojniej w �wiecie wyskakiwa�a zza ramy bia�a, murowana stacyjka, jak�e bia�a i jak�e murowana, i dzi�ki temu � jak�e stacyjka! I wszystko wraca�o do normy, i zn�w szyba pulsowa�a wewn�trznym, cho� tak widocznym na zewn�trz �yciem, niebaczna ani na ��ty zaciek, kt�ry mdli� si� na jej szklanej sk�rze, ani na mnie, com j� przenika� czy te� tylko przyjmowa�, co mi raczy�a ukaza�. Kiedy tak trwa�em zag��biony w plusz, spowity w r�ne zapachy (i w ten zapach r�wnie�, kt�ry m�g� by� kolorem) oraz owini�ty w widoki i widoczki, czuj�c pod pluszem, a r�wnie� pod chodniczkiem, zakurzonym i zeszmaconym mocno, nieko�cz�c� si� prac� k�, kt�re okrywa�y swym startym do �ywego grzbietem wci�� dalszy i dalszy odcinek szyny, gdy wi�c tak pogr��y�em si� w czym�, com za spraw� przyzwyczajenia nazywa� siedzeniem, g�ow� moj� na wskro� przewierci� mocny zgrzyt, co by� te� piskiem, i to tak dokuczliwym, jakby kto� nawija� na palec m�j, ju� nieco zm�czony, m�zg. Gdy otworzy�em oczy (a �e je zamyka�em, poj��em w�wczas, kiedy uderzy�o we mnie �wiat�o, bij�c w �renice jak w �rodek tarczy) i gdy przetrzyma�em pierwsz� inwazj� jasno�ci, dostrzeg�em, �e nie wiedzie� jak i sk�d zjawi� si� w przedziale nieznany mi cz�owiek, zajmuj�c skromnie miejsce przy drzwiach. � M�j Bo�e, c� to takiego? Przecie� mo�na od tego pisku g�ow� straci� � rzek�em, jak si� mi zdawa�o, p�g�osem, lecz przybysz, siedz�c w k�ciku �awki prosto i nieco nawet za sztywno, odpar�: � W rzeczy samej, drzwi w tym przedziale s�, mo�na rzec, bezczelnie piskliwe. Po tych s�owach zapad�o milczenie, lekko k�opotliwe i troch� niezr�czne, gdy tymczasem wagon dalej czyni� swoje, a i szyba ci�gle ukazywa�a to, co by�o zewn�trzne czy te� wewn�trzne. W istocie � pomy�la�em w�wczas � drzwi s� nie po prostu piskliwe, ale �bezczelnie piskliwe�. Sprawiedliwy jest ten nieznany mi cz�owiek wobec drzwi, nie tylko �e sprawiedliwy, ale te� zadziwiaj�co przenikliwy. � Sprawiedliwie pan rzek� � odezwa� si� nagle nieznajomy � a mo�e wi�cej ni� sprawiedliwie, bo zadziwiaj�co przenikliwie, �e mo�na od tego pisku nawet g�ow� straci�. � Co pan powiedzia�?! � zawo�a�em przygl�daj�c si� bacznie m�czy�nie. � To w�a�nie, co pan us�ysza� � odpar� grzecznie przybysz. � M�g�bym te� powiedzie� � podj�� za chwil� � �e s�ysz�c podobnie przera�liwy pisk ma si� wra�enie, �e kto� nawija na palec nasz, ju� nieco zm�czony, m�zg... � Trafi� pan w sedno � odpar�em w miar� spokojnie. � Kropka w kropk� m�g�bym rzec to samo. Przybysz sk�oni� lekko g�ow�, jakby oddaj�c mi nale�ny ho�d, i rzek�: � �wiat powinien uczy� si� od nas, gdyby cho� w cz�ci by� podobnie jednomy�lny, jak jeste�my jednomy�lni z panem, nie by�oby w�wczas ani tych przekl�tych wojen, ani innych niedorzeczno�ci. � Rzeczywi�cie � odpar�em � ma pan racj�, jeste�my jednomy�lni. Nawet wi�cej: powiedzia�bym, �e jeste�my wprost zadziwiaj�co jednomy�lni... Nieznajomy u�miechn�� si� skromnie i rozk�adaj�c r�ce w ge�cie, kt�ry m�g� oznacza�, �e ca�a zas�uga le�y po mojej stronie, powiedzia�: � C�, czy mamy z tego powodu si� martwi�? Rzeczywi�cie � pomy�la�em, jak si� mi zdawa�o, w duchu � czy� nie nale�y si� cieszy�, i� si� spotka�o jak�e blisko my�l�cego cz�owieka, co rozumie w p� s�owa, je�li nie w p� my�li. � Nale�y si� tylko cieszy� � podj�� po d�u�szym milczeniu przybysz � i� rozumiemy si� w p� s�owa, je�li nie w p� my�li... � Prosz� mi wybaczy� � odpowiedzia�em � ale rozwa�ywszy ca�� spraw�, jak si� to m�wi, na zimno, znowu tak bardzo nie ma z czego si� cieszy�. Chyba �e, chyba �e... � tu umilk�em i tkni�ty pewn� niezbyt jasn� my�l� jeszcze raz zlustrowa�em przybysza. � Chyba �e? � podchwyci� ten, lekko si� rozlu�niaj�c, lecz nie na tyle, aby straci� ow� sztywno��, z kt�r� zjawi� si� w mym przedziale. � Chyba, �eby�my si� ju� sk�d� znali! � Tak? A to ciekawe � przyzna� m�czyzna u�miechaj�c si� pod w�sem. � Prosz� mi wybaczy� � zawo�a�em z jak�� dziwaczn�, wprost nieprzyzwoit� szczero�ci� � ale w�a�ciwie od samego pocz�tku, jak tylko us�ysza�em pierwsze zdanie, kt�re pan wypowiedzia�, poczu�em, �e ju� sk�d� znam pana. I to nie od dzi� ani te� nie od wczoraj! Ma�o tego, poczu�em te�, lecz nie w pe�ni u�wiadomi�em sobie, �e znam pana w jaki� szczeg�lny spos�b, mo�na rzec � znam pana oko w oko, bez jakichkolwiek por�wna� i analogii, tak zapewne znaj� si� niemowl�ta albo ludzie pierwotni nale��cy do tego samego plemienia. Inaczej, jak�e wyt�umaczy� ow� dziwn� zgodno�� naszych my�li? Przybysz zarumieniwszy si� lekko, lecz spokojnie wytrzymuj�c m�j wzrok pewnym siebie spojrzeniem, w kt�rym mog�em te� odczyta� co� na kszta�t wyrzutu, odpar�: � Musz� si� przyzna�, nic nie skrywaj�c, gdy� dlaczego� mi si� wydaje, �e trudno tu cokolwiek skry�, �e ja r�wnie� zosta�em dotkni�ty podobnym stanem uczu�. � Pozosta�o wi�c nam jedynie wyja�ni�, gdzie�my si� zd��yli z panem pozna�... � stwierdzi�em z godno�ci�. � Rzeczywi�cie, jest rzecz� nad wyraz interesuj�c�: gdzie i kiedy zd��yli�my zawrze� z panem znajomo��, i to tak� znajomo��... Przy s�owie �tak�� przybysz nie wiadomo dlaczego pu�ci� perskie oko, co wyda�o si� mi niezbyt uprzejme, powiedzia�em wi�c z nienaruszonym spokojem: � Je�li chodzi o mnie, to wi�ksz� cz�� swego �ywota, je�li nie ca�y, sp�dzi�em na ustawicznych w�dr�wkach, przeprowadzkach z miasta do miasta, cz�ciowo z w�asnej winy, cz�- �ciowo, jak to si� m�wi, za spraw� historii. Niewykluczone wi�c jest, je�li nie pewne, �e mog�em si� spotka� z panem oko w oko na jednym z zakr�t�w mojej, czy te� �wiata, historii: w jednym z miasteczek czy miast, w kt�rych przebywa�em czas pewien. � Podobna ewentualno�� czy te� pewno��, jak pan woli, jest raczej wykluczona � odpar� przybysz uwa�nie i przyja�nie mnie wys�uchawszy. � Prowadz� bardzo osiad�y tryb �ycia i z zasady nie lubi� zmienia� miejsca zamieszkania. W�a�ciwie dzisiejsza podr� jest moj� pierwsz� podr�, nie licz�c tej, kt�r� odby�em lat temu trzydzie�ci i par� w drodze ze szpitala do domu albo, wyra�aj�c si� �cislej, kt�r� odbyto ze mn�, gdy zaistnia�em na �wiecie. W�tpi� wi�c, abym m�g� pana pozna� w podr�ach, a dzi� rozpozna�. Pozosta�a zatem jedyna mo�liwo��, �e w swych podr�ach, o kt�rych pan wspomnia�, zahaczy� pan i o te okolice, i o nasz� dolin�, kt�ra jest nie tak zn�w daleko... � Okolice, przez kt�re obecnie jedziemy � odpar�em r�wnie grzecznie i spokojnie � ogl�dam po raz pierwszy w �yciu. Jak do tej pory, podr�e moje wiod�y przez krain� r�wninn� albo najwy�ej pag�rkowat�, s�dz�c za� z pana s��w oraz po tym, co mi ujawni�a szyba, musi pan zamieszkiwa� w okolicach g�rzystych, je�li nie g�rskich. � Wynika�oby z tego � rzek� przybysz z wci�� nie wygasaj�c� kurtuazj�, chocia� policzki jego zdradza�y jaki� burzliwy proces zachodz�cy w g��bi serca � �e musia�em spotka� kogo�, kto jedynie z pozoru by� panem, kogo�, kto by� pana, �e si� tak wyra��, fizyczn� kopi�. � Czyli �e i ja r�wnie� natkn��em si� na kopi� pana? � spyta�em, czuj�c, i� przybysz co� pokpi�. � Ale, m�j szanowny panie, zapewne przyzna pan, �e i pan do dzisiejszego dnia nie rozmawia� z kim� tak bardzo znajomym, znajomym t a k � znajomo�ci�, a wi�c znajomo�ci� bez jakichkolwiek por�wna� i analogii, znajomym, �e si� tak wyra��, bez znajomo�ci. Pozostawmy to jednak na boku, gdy� widz�, i� z�yma si� pan na podobn�, musz� przyzna�, �e i dla mnie samego zaskakuj�c�, szczero��. By�by to, szanowny panie, nadzwyczaj rzadki zbieg okoliczno�ci, aby�my spotkali nasze kopie, gdy� oznacza�oby to, �e po �wiecie chodz� dwie pary nas i my�my po kolei spotykali jednego z pary, czyli ja spotka�em pana sobowt�ra, a pan mojego... � Tak... � zaduma� si� przybysz i nagle poczerwieniawszy wypali�, patrz�c mi prosto w oczy: � A czy nie uwa�a pan, �e mog�o by� tak, i� spotkali�my nie dwie osoby przypominaj�ce nas nawzajem, lecz �e spotkali�my jedn� osob� przypominaj�c�... � Przypominaj�c� r�wnocze�nie mnie i pana?! � Ano w�a�nie! � ucieszy� si� przybysz i zn�w oko jego uczyni�o pewien a� za bardzo okre�lony tik. � Je�li mia�by istnie� kto� �udz�co podobny do mnie i r�wnocze�nie do pana � odpowiedzia�em nad podziw spokojnie � oznacza�oby to, �e jeste�my podobni do siebie jak dwaj bracia syjamscy albo dwie krople z tego samego morza. Co znowu oznacza�oby, gdyby�my dodali jeszcze t� trzeci� hipotetyczn� osob� podr�uj�c�...
ZuzkaPOGRZEBACZ