Szczegółowe streszczenie Granicy Zofii Nałkowskiej.docx

(46 KB) Pobierz

GRANICA – ZOFIA NAŁKOWSKA___STRESZCZENIE SZCZEGÓŁOWE

I

Na początku utworu dowiadujemy się o śmierci Zenona Ziembiewicza, który był powszechnie znany i szanowany, „Jego(…) sylwetka, trochę pochylona, przemykająca prawie, co dnia długim, odkrytym autem przez ulice miasta, jego twarz o garbatym profilu i ascetycznie wydłużonej dolnej szczęce, dla jednych przyjemna i nawet rasowa, dla innych jezuicka i nienawistna”. Nagła śmierć zakończyła jego karierę polityczną, a wraz z nią wyszły na jaw skrywane tajemnice: romans z protegowaną własnej żony, W związku z tym wybuchł skandal, który podważył jego reputację porządnego człowieka. W związku ze śmiercią Zenona Ziembiewicza aresztowano dziewczynę, która miała z nim romans – Justynę Bogutównę, Przyznała się ona do winy i została osadzona w więzieniu zdradzając objawy obłędu. W prasie zaczęły pojawiać się pogłoski o życiu Bogutówny: podawano, że jest ona córką kucharki, po śmierci matki przeprowadziła się do miasta gdzie często zmieniała pracę. Jej pracodawcy opisywali ją:„dziewczyna inteligentna, grzeczna dla gości, nie kokietka, ale dosyć leniwa.” U innych zaś „zostawiła po sobie opinię pracowitej”.

Zenon Ziembiewicz pochodził ze szlacheckiej rodziny: jego ojcem był Walerian Ziembiewicz, zaś matką Joanna z Niemierów zwana Żancią. Ojciec, po stracie majątku swojego i żony, pracował jako zarządca majątku rodziny Tczewskich w Boleborzy. Nie był dobrym gospodarzem, ani zaradnym człowiekiem, od zajmowania się sprawami majątkowymi wolał majsterkowanie. Był też skłonny do zdrad, choć bardzo się tego wstydził. Uważał, ze kocha i szanuje głęboko swoją żonę Żancię, której o wszystkich zdradach opowiadał.

Dorastający Zenon Ziembiewicz„uczeń pilny i wzorowy, wiozący doskonałe stopnie i świadectwa”, gdy wracał ze szkoły, z miasta na wakacje do Boleborzy zaczął zauważać, że nie jest to idealne miejsce: ojciec nie zajmuje się niczym pożytecznym, matka nie jest tak wykształcona, za jaką chciałaby uchodzić. Dlatego Zenon zaczął się przywiązywać do domu pani Kolichowskiej, który w porównaniu z ubóstwem jego domu rodzinnego, oczarowywał go wielkością sprzętów, mebli i obrazów. Tam poznał i zakochał się w Elżbiecie Bieckiej, jednak dziewczynka nie odwzajemniała uczucia, ponieważ była zakochana w rotmistrzu Awaczewiczu. Gardziła i wyśmiewała się z młodego adoratora
II

„Cecylia Kolichowska z domu Biecka, wdowa po rejencie Aleksandrze, miała pięćdziesiąt lat i w życiu jej wszystko się już skończyło”. Była dwukrotnie zamężna: jej pierwszy mąż Konstanty Wąbrowski był socjalistą, przed wojną popełnił samobójstwo. Była z nim dziesięć lat i miała syna. Drugi mąż, starszy od niej o piętnaście lat rejent Aleksander Kolichowski był bardzo zaborczym mężem. Sam często wdawał się w romanse, ale swojej żonie nie pozwalał nawet wychodzić z domu, tak był o nią zazdrosny. Pierwsze małżeństwo Cecylii było małżeństwem z miłości i zdarzały się w nim chwile szczęścia mimo biedy. Drugie natomiast było małżeństwem z rozsądku i dla pieniędzy i przyniosło kobiecie wiele udręk. Odziedziczyła po mężu kamienicę i miała w nim mieszkanie, choć musiała je zredukować o połowę, więc było bardzo zagracone. Pani Kolichowska wynajmowała mieszkania w swojej kamienicy. Biedni lokatorzy: Chąśba, Wylamowie, Gołąbscy, Posztrascy, Gorońscy byli dla niej powodem ciągłych problemów, ponieważ często zalegali z czynszem.

III

Cecylia Kolichowska nie lubiła, kiedy zjawiali się u niej goście, bo oznaczało to najczęściej, że chcą załatwić jakieś lokatorskie sprawy. Jednak raz do roku, z okazji imienin, panią Kolichowską odwiedzały dawne przyjaciółki. Znajdowały się one w różnej pozycji majątkowej, niektóre były bardzo biedne, niektóre utrzymały swą dawaną pozycję, ale wszystkie łączyło to, że ich młodość się już skończyła. Ich ciała się zestarzały, twarze, naznaczone zmarszczkami zastygły w wyrazie zgryzoty lub impertynencji. Starość sprawiła, że czuły się one wyrzucone poza nawias życia. Pozostawało im jedynie wspomnienie dawnej młodości i piękności. Panie poruszały temat służących. Pani Kolichowska stwierdziła, że „służące to taki sam człowiek, jak każdy inny”. Natomiast jedna z jej przyjaciółek pani Gorońska opowiedziała historię o tym jak musiała wyrzucić swoją służącą Bogutową, ponieważ ta była w ciąży. Później Bogutowa zatrudniła się jako kucharka w majątku Tczewskich, w Chązebnej i miała się podobno bardzo dobrze. W związku z tym wywiązała się rozmowa, o tym, że kochankom zawsze wiedzie się w życiu lepiej niż żonom.

IV

Młoda Elżbieta obiecała sobie, że „Nie wyjdzie nigdy za mąż, nie ulegnie „zmysłom", będzie okrutna dla mężczyzn, o ile który odważy się ją pokochać”. W małżeństwie widziała źródło nieszczęścia. Cierpiała także z powodu tego, że rodzice wyjechali i ją zostawili, a ciotka nie darzyła jej miłością.

Przez okna swojego pokoju Elżbieta spoglądała na ogród, gdzie widziała psa Fitka, wiecznie karconego, którego życie było ograniczone przez łańcuch. W cieplejsze dni widziała także „ludność podziemi”, czyli lokatorów zamieszkujących piwnice, przerobione na mieszkania. Ludzie ci „Elżbiecie wydawali się zupełnie odrębną rasą, jak Murzyni lub

Chińczycy. Nie dlatego, że byli brudniejsi i mieli na sobie odzienie, którego niepodobna było określić kształtu ani koloru. Ale że byli wszyscy mniejsi od ludzi nawierzchni, inaczej się trzymali i ruszali, innych używali słów, mieli inny głos, inną barwę twarzy, inne stopy i palce, inny zapach.(…) Każdy, kto nie był młody, od razu nie miał zębów. Prawdziwie starych ludzi zresztą wcale nie było, może prędzej umierali. Dzieci było mnóstwo”. Dla Elżbiety świat biedy był obcy i odległy, łatwo mogła się odgrodzić.

Pewnego dnia, kiedy Elżbieta udała się na lekcje francuskiego do swojej nauczycielki panny Julii Wagner, spotkała tam swego ukochanego Awaczewicza, który przy wejściu ją pocałował. Jego zachowanie pozwoliło jednak jej zrozumieć, że ma on romans z panną Julią. Elżbieta zraniona uciekła z mieszkania. Po drodze spotkała Zenona Ziembiewicza, udali się do domu na podwieczorek, jednak później Elżbieta wymówiła się bólem głowy i poprosiła Zenona o odejście.

V

Zenon Ziembiewicz poznał Justynę Bogutównę w Boleborzy, gdzie pracowała jej matka Karolina. Dziewczyna miała wtedy dziewiętnaście lat i spodobała się Zenonowi, choć na początku starał się jej unikać. Matka Justyny trafiła do Boleborzy po tym jak wyrzucono ją z majątku Tczewskich gdyż była schorowana i za stara do pracy. Kiedy pracowała dla państwa Tczewskich, mimo, że przygotowywała nich dla nich najwykwintniejsze potrawy, nigdy nie było jej dane choćby ujrzeć państwa z bliska. Justyna przez jakiś czas bawiła się z małą panienką Różą, jednak, kiedy ta podrosła, nie było już o tym mowy.

Po utracie pracy u Tczewskich Karolina Bogutowa i jej córka mieszkały u Borbockich, potem Bogutowa dostała pracę w Boleborzy, o której myślała, że jest dla niej upadkiem na samo dno, bo dwór ani państwo nie prezentowali się okazale.

VI

Stan domu rodzinnego Zenona Ziembiewicza, w Boleborzy przedstawiał się fatalnie. Mimo, że nie było pieniędzy, ciągle zatrudniano służbę, choć coraz częściej nie wypłacano im pensji.

Zenon, młody student, powrócił do domu po pobycie w Paryżu. Rozmyślał nad swoim życiem i stwierdził, iż pragnie „rzeczy bardzo prostej: żyć uczciwie” Z listu przyjaciela Karola Wąbrowskiego, syna pani Kolichowskiej z pierwszego małżeństwa, Zenon dowiedział się, że Adela, dziewczyna, która się w nim zakochała, kiedy przebywał w Paryżu, nie żyje. Już, kiedy się poznali, chorowała na gruźlicę, a ponieważ wiedziała, że umrze obdarzyła Zenona ogromną miłością, która pomagała jej zapomnieć o śmierci. Zenon zostawił ją w Paryżu i wrócił do Polski. Tego dnia, gdy dowiedział się o śmierci Adeli, pierwszy raz rozmawiał z Justyną. Odtąd zaczął ją często spotykać. Opowiadała mu o życiu innych ludzi, nigdy o swoim, a np. o Jasi Gołąbskiej, której mąż się rozpił, a dwoje jej dzieci umarło i została jej jedynie córka Jadwisia. Zenon opierał się słabości do Justyny, bo przypisywał ją skłonności do rozpusty, którą odziedziczył po ojcu. Jednak, „Gdy stała blisko, chciał ją wziąć do rąk, chciał ją po prostu mieć”. Także pani Żancia zdawała się polecać ją Zenonowi. Justyna nie dostrzegała jego zainteresowania, ufała mu. W końcu została jego kochanką.

VII

Wkrótce Zenon mimo braku pieniędzy wrócił do miasta. Podczas spotkania z Czechlińskim, który zlecał mu napisanie artykuł, zobaczył, na zalanej deszczem ulicy Elżbietę Biecką. Była już dorosłą kobietą. Następnego dnia udał się do domu przy Staszica, żeby się z nią zobaczyć. Była dla niego bardzo uprzejma, ale „…niespokojna nerwowo, niepewna siebie, dawny urok pochmurna siły znikł bez śladu.(…) Poczuł nad nią swoją przewagę.” Mimo to, wyznał jej, że w dzieciństwie był w niej zakochany. Opowiedziała mu o tym, ze chciała stać się niezależna i pracowała w starostwie, ale odkąd ciotka zachorowała musiała zrezygnować. Mówiła także o tym, że pod podłogą salonu, w którym się znajdują, w piwnicy, mieszkają i umierają ludzie. Stwierdziła, że czasem wydają się jej szczurami. Zdała sobie z tego sprawę, kiedy zaczęła zajmować się lokatorami w zastępstwie ciotki. Zenon obiecał jej, że odwiedzi ją ponownie następnego dnia.

VIII

Cecylia Kolichowska stawała się coraz starsza i coraz bardziej rozchorowana i rozgoryczona utratą młodości. Miała za złe Elżbiecie, że ta traktuje jąkaj wroga, nigdy się z nią nie zgadza oraz to, że zabrania wyrzucać lokatorów, którzy zalegają czynszem. Rozmowy na ten temat kończyły się kłótniami i cichymi dniami między młodą i starą kobietą.

Cecylia Kolichowska całe życie obiecywała sobie, że kiedyś doprowadzi swoje zdrowie do porządku, wyjedzie do sanatorium. Jednak to nigdy się nie wydarzyło, a jej stan zdrowia ciągle się pogarszał, pojawiały się nowe ataki duszności i bóle w stawach. Kobieta zdała sobie sprawę, że jedyne, co ją jeszcze w życiu czeka to śmierć. Przy życiu trzymała ją myśl o synu oraz przywiązanie i sympatia dla Elżbiety. Chciała, żeby Elżbieta zawsze była przy niej i gniewało ją, kiedy tak nie było. Elżbietę zastępowała często przyjaciółka, Łucja Posztarska. Wpadała często by pożyczyć trochę węgla lub kilka złotych. Mimo, że pani Posztarska żyła w nędzy, jej mąż był alkoholikiem i popadał w długi, kobieta zawsze była pogodna i broniła Maurycego. Pani Kolichowska nie potrafiła tego zrozumieć. Wszystko to: niedostrzeganie beznadziejności swojej sytuacji przez Posztarską, stawanie Elżbiety po stronie lokatorów, a także to, że odwiedzał ją często Awaczewicz, sprawiało, że pani Kolichowska była bardzo przygnębiona.

Elżbieta wróciła do domu. W podróży spotkała się z matką, Romaną z Giezłowskich Biecką, obecnie Niewieską. Okazało się, że ta mimo swoich czterdziestu pięciu lat ma kolejnego kochanka. Po powrocie Elżbiety od razu odwiedził ją Awaczewicz, który choć już starzejący się bardzo dbał o wygląd. Pani Kolichowska bała się, że Elżbieta może zechcieć wyjść a niego za mąż. Tymczasem w odwiedziny do Elżbiety coraz częściej wpadał również Zenon Ziembiewicz. Pewnego dnia opowiedział jej o swojej znajomości z Adelą, czego ona słuchała wrogo. Następnie ona zwierzyła mu się, że jako mała dziewczynka wyobrażała sobie szczęście jako znajdowanie się przy jednym stole z obojgiem rodziców. Plan ten zniweczyła jednak śmierć ojca. Zenon przypomniał sobie, że kiedy był mały i bał się zjaw, zawsze myślał o tym, że ojciec jest tą osobą, która się nie boi i go obroni przed ciemnością i nieznanym. Wtedy Zenon zapytał Elżbietę o znajomość z Awaczewiczem, o to czy żywi do niego jakieś uczucia. Ona zmieszała się i odpowiedziała, że go nie kocha. On jednak jej nie uwierzył. Wtedy Elżbieta przyznała, że Awaczewicz był jej miłością w czasach, gdy Zenon przychodził dawać jej korepetycje. Zenon oburzony i zawiedziony chciał wyjść, jednak w końcu przyznał, że jest zazdrosny, bo tylko ją jedyną kochał w życiu. Elżbieta wyciągnęła ręce by go zatrzymać a on zaczął ją całować i przytulać. Tego samego wieczoru opowiedział jej o znajomości z Justyną. Przypisał swój romans nudzie i desperacji, jaka go ogarnęła w domu rodzinnym oraz „kompleksowi boleborzańskiemu”- skłonności do rozpusty, którą udało mu się już zwalczyć. Zapewnił Elżbietę, że jest to całkowicie zakończona sprawa. Rok później odbył się ślub Elżbiety i Zenona, ale wcześniej Elżbieta odbyła rozmowę z Justyną, która przyczyniała się do rozwoju późniejszych wypadków.

IX

Karolina Bogutowa na wiosnę rozchorowała się tak bardzo, że musiała udać się na operację do miasta. Pani Ziembiewiczowa serdecznie pożegnała ją i Justynę i obiecała je odwiedzić. Kobiety pojechały do miasta pociągiem. Matkę bardzo osłabiła ta podróż. Kiedy już dotarły, najpierw nie mogły dostać się do szpitala, a potem kazano im czekać. Justyna zostawiła matkę by zawieźć rzeczy do Jasi Gołąbskiej. Kiedy Bogutowa siedziała w poczekalni zrobiło jej się słabo i zemdlała. Justyny po powrocie nie chciano wpuścić do szpitala, ale w końcu płaczem i prośbami zdołała to wymóc. Kiedy czekała na widzenie się z matką, zakonnica, która zajmowała się chorymi, powiedziała jej, że Bogutową przywieziono za późno i że na wsi ludzie zawsze czekają do ostatniej chwili z przywiezieniem chorego. Justynę bardzo to przeraziło, zaczęła rozmyślać o tym, co zrobi, gdy matka umrze. Pomyślała, że uda się do Jasi Gołąbskiej, która bardzo się zestarzała, mąż zostawił ją w biedzie, w mieszkaniu tak ciasnym, że Justyna nie miała gdzie postawić rzeczy. Kiedy tak rozmyślała, lekarze i zakonnica wyszli z sali operacyjnej i oznajmili jej, że nic nie dało się zrobić i matka nie żyje. Zrozpaczona Justyna pobiegła do sali, gdzie ujrzała zakrwawione ciało matki. Widziała jak matkę wkładają do drewnianej skrzynki i niosą w miejsce gdzie było więcej zmarłych. Justyna usiadła na ławce, a kiedy się ocknęła stała przy niej zakonnica, która zapytała czy dziewczyna ma pieniądze by kupić trumnę i urządzić pogrzeb jak najszybciej. Justyna udała się do sklepu z trumnami, następnie zamówić karawan i do Jasi Gołąbskiej by z nią wybrać miejsce na cmentarzu. Wtedy też zobaczyła, że córka Jasi jest prawie niewidoma od przebywania w piwnicy i złego odżywiania. Na cmentarzu wybrały miejsce a Jasia pokazał Justynie groby swoich zmarłych dzieci. Wtedy Jasia powiedziała: „Szczęśliwa jestem, że mi te dzieci umierają(…)Pan Bóg wie, co robi. Jak ja bym sobie dzisiaj z czworgiem radę dała.” Justynie nie spodobały się te słowa. W drodze powrotnej Gołąsbka opowiadała o tym, że nie dostaje od nikogo pomocy, ani nie może dostać pracy, bo jest chora na gruźlicę. Następnie udały się do szpitala, żeby umyć i ubrać zmarłą. Okazało się, ze pogrzeb musi odbyć się bez księdza, bo Justynę nie było na niego stać.

Bogutówna musiała się zastanawiać, co zrobić dalej. Nie mogła się zatrzymać u Jasi, bo nie było tam miejsca a poza tym odkąd odszedł Gołąbski Jasia, jej matka Barbocka i córeczka były tak biedne, że często głodowały. Mieszkanie w piwnicy było maleńkie, ciemne, pachniało naftą i dymem.

Gołąbska opowiadała Justynie o tym jak jej mąż, na początku udawał dobrego człowieka, ale kiedy stracił pracę zajął się nielegalnymi interesami, oszustwami, a wszystkie pieniądze przepijał. W końcu zostawił zonę i dziecko i uciekł. Justyna zorientowała się, że córka Jasi jest chora i być może niedługo umrze.

W nocy, gdy wszystkie spały już w jednym łóżku, przyszedł brat Jasi, Franek Barbocki i spał na podłodze.

Następnego dnia rano odbył się pogrzeb Bogutowej, na którym były tylko cztery osoby. Justyna myślała o tym, jakie jej matka miała okropne życie, że jej najbogatsi pracodawcy tak łatwo się jej pozbyli i w ogóle ich nie interesowała.

X

Zenon wrócił z zagranicy po skończeniu studiów. Zdecydował, że miejscem jego życia i śmierci będzie jego rodzinny kraj. Czuł, że „Otrząsnął się ostatecznie ze swej głupiej, niezorganizowanej młodości.” Zadzwonił do Elżbiety, a następnie poszedł na kawę do cukierni Chązowicza i tam zajął się czytaniem miesięcznika niwa gdzie znalazł swój własny artykuł, ale potraktował go jak obcy.

Kiedy wyszedł na ulicę od razu zobaczył Justynę Bogutównę. Zauważyła go i przywitała się. Oznajmiła mu, że jej matka umarła. Pocieszył ją delikatnie, ale ciągle był zmieszany tym spotkaniem. Zaprosił ją do hotelu, żeby ludzie nie widzieli ich razem na ulicy, ale ona powiedziała, że pracuje u chorej kobiety i musi do niej wrócić z zakupami. Jednak po chwili zgodziła się pójść z nim. W pokoju Justyna kontynuowała swoja opowieść o śmierci matki i zaczęła płakać, jednak Zenon upomniał ją, że sąsiedzi mogą usłyszeć. Zaczął ją pocieszać, przytulać, a po chwili całować. Wtedy Justyna uspokoiła się i opowiadała dalej. Okazało się, ze w Boleborzy została połowa pieniędzy Justyny, a matka Zenona ich nie odesłała. Zenon obiecał załatwić tę sprawę. Justyna wyznała mu, że cały czas o nim myślała, a kiedy on próbował jej tłumaczyć, ze jego sytuacja uległa zmianie, ona objęła go i wyznawała mu swoje uczucia. Poczuł, że znowu jest dobra ufna i miła, nie mógł się oprzeć i po chwili znaleźli się w łóżku.

Odchodząc Justyna była zadowolona i zmieszana jednocześnie. Zenon dał jej trochę pieniędzy i umówił się z nią na następny poniedziałek. Kiedy wyszła zaczął wyrzucać sobie swój postępek. Tłumaczył sobie, że sprawiła to zbyt długa tęsknota do Elżbiety i Justyna, która to wykorzystała. Kiedy był w Paryżu korzystał z „nocnego życia”, był z różnymi kobietami, jednak uznawał to za coś tak oderwanego od życia, że można było uznać, że to się nie zdarzyło. Jednak sprawa z Justyną wyglądała inaczej, bo miało to miejsce w jego rodzinnym kraju, mieście, wywodziło się już z Boleborzy. Dlatego Zenon był bardzo niezadowolony.

Kiedy wyszedł z hotelu udał się do Czechlińskiego, który zaproponował mu posadę redaktora naczelnego Niwy, a Zenon ją przyjął. Awans sprawił, ze zaczął myśleć o życiu z Elżbietą, o wyrwaniu jej z domu ciotki. Chciał jej kupić kwiaty, ale zrezygnował. Przypomniał sobie, że cierpiał żegnając się z nią, a teraz na myśl o spotkaniu czuł radość zmieszaną jednak z odrobiną obawy.

Zenon znalazł Elżbietę w ogrodzie. Nie podbiegła do niego, tylko szła ku niemu wolno. Zenon poczuł, że jest chłodna. Zapytał czy nie cieszy się na jego widok, a ona odpowiedziała z przekorą, że nie. Zaczął całować jej ręce i dopiero teraz poczuł wzruszenie i skruchę. Przytuliła go do siebie. Zobaczył, że jej oczy mają w słońcu kolor przeźroczysto brązowy lub zielony. Elżbieta powiedziała, że już nigdy nie powinni się rozstawać na tak długo. Zaczęła opowiadać, że gdy widzieli się ostatni raz, to on, chociaż odwrócił się by spojrzeć w okno nie zobaczył jej. Zenon zapytał, czemu zgasiła światło w pokoju, a ona odpowiedziała, że nie chciała żeby ją widział. Odpowiedział jej: „ Widzisz, że to ty. Że to jest twoja wina. To ty nie jesteś dobra.” Elżbieta powiedziała, ze boi się cierpienia i przestraszyła się go szczególnie, gdy odchodził. Zenon zapewnił ją, że już nigdy nie będą osobno, a ona stwierdziła, że „to jest szczęście tak cierpieć przez drugiego człowieka”

Całowali się w salonie. Zenon zapytał, dlaczego Elżbieta się przed nim broni, jednak nie miał do niej o to żalu. Wiedział, że nie mogą się wycofać z związku, w który weszli. Wtedy przypomniał sobie o tym, że pod podłogą salonu, w którym teraz byli, w noc, w której umarła jej matka, spała Justyna i śniła o nim.

XI

W następny poniedziałek Justyna przyszła do hotelu po pieniądze. Zenon postanowił jej powiedzieć, ze to koniec ich znajomości jednak w końcu do tego nie doszło. Justyna przyszła bardzo wcześnie rano i zastała go jeszcze nieubranego, co pokrzyżowało jego plany bycia zdecydowanym. Justyna usiadła i zaczęła opowiadać o swoich sprawach, stwierdziła, ze chciałaby pracować w sklepie. Zenon zorientował się, że nie jest szczęśliwa pracując u chorej kobiety. Zapytał, w jakim sklepie chciałaby pracować, a jednocześnie przyglądając się jej stwierdził, ze nie jej skóra nie jest już tak biała i czysta jak na wsi, że otacza ją zapach smażonego tłuszczu. Widział ją w rożny sposób: raz jako zwykłą służącą, raz jako kochankę przychodzącą z pretensjami lub jako miłą i dobrą dziewczynę z Boleborzy, której los leżał mu na sercu. W zależności od tego jak ją widział takie przybierał w stosunku do niej zachowanie. Jej wrażliwość i bezbronność sprawiły, że miał ochotę się z nią kochać i przygarnął ją do siebie. Kiedy skończyli Zenon wiedział, ze nie muszą sobie niczego wyjaśniać ani usprawiedliwiać się. Zapragnął żeby Justyna już wyszła. Kiedy to zrobiła ubrał się szybko, pełen niespokojnych myśli i udał się do redakcji.

Pracował w brudnym, popielatym pokoiku. Przychodziło do niego wielu ludzi ze swoimi krzywdami, propozycjami lub talentami. Tego dnia przyszła do niego hrabina Tczewska Wojciechowa z Chozębnej w towarzystwie proboszcza parafii księdza Czerlona, który był „wielki, grubo-kościsty i brunatny, o dużym nosie i głęboko pod czaszką ukrytych czarnych, przepaścistych oczach.” Hrabina natomiast była kobietą o twarzy nieruchomej, miała wypukłe szare i matowe oczy, usta zbyt pełne, a fryzurę gładką. Problem, z jakim przyszli do Zenona Ziembiewicza dotyczył cyklu wykładów pt. O istocie doświadczenia religijnego, które prowadził ksiądz Czerlon dla Koła Pań. Chcieli by Zenon napisał o tym. Zenon zgodził się. Ksiądz i hrabina zebrali się do wyjścia. Patrząc na księdza Czerlona można było stwierdzić, że „jego sprawa ze sobą jest ciężka i niedobra. Mógł być okrutny wobec samego siebie i zarazem całkowicie bezradny”. Ksiądz był synem ubogiego człowieka, który dorobił się majątku, ale stracił go w czasie wojny. Święcenia przyjął po śmierci ojca. Hrabina traktowała księdza jak cenny skarb. Pożegnała Zenona westchnieniem, a ksiądz uśmiechnął się do niego. Wydawało się, że hrabina jest pogromczynią, a ksiądz Czerlon niebezpieczną bestią.

XII

Niedługo potem do Zenona przyszedł hrabia małżonek Wojciech Tczewski. Mówił o reformie rolnej, parcelacji, pożyczkach i długach, a także o teatrze regionalnym, którego był wielkim wielbicielem. Zaczął opowiadać o młodej aktorce Luci Wisłowskiej, która według niego była niedoceniana przez prasę, źle traktowana przez zazdrosne starsze aktorki i przez to mogłaby przyjąć propozycję obcej firmy kinematograficznej. Hrabia uważał, że byłaby to wielka strata, kiedy to mówił „na szlachetną twarz wypływał z głębi ciała rumieniec wzruszeń sekretnych i wstydliwych” Stało się oczywiste, że młoda aktorka jest jego kochanką.

Zenon na polecenie Czechlińskiego nie pisał niczego niepochlebnego o Tczewskich. Marian Chąśba, protegowany Elżbiety pisał do gazety krótkie żartobliwe opowiadania o wypadkach z miasta, bijatykach, samobójstwach, które przejmowały Zenona obrzydzeniem.

Zenon nie był zadowolony, ponieważ pismo tylko pozornie było pod jego nadzorem. Ciągle był naciskany by publikować tylko to, co zezwolono. Pracę w redakcji traktował jako tymczasową.

Elżbieta najlepiej czuła się popołudniami w ciemnym salonie. Myślała o kamienicy i o tym, że choć jest w niej elektryczność i są w niej poprowadzone rury kanalizacyjne, wodociągowe i centralne ogrzewanie to mieszkania, gdzie żyli najubożsi w piwnicy i na poddaszu nie były w nie wyposażone.

Kidy Elżbieta załatwiała sprawunki w mieście, Zenon jej towarzyszył. Kupowała tasiemki u starej obojętnej Żydówki. Potem szli razem za miasto. Widzieli dworzec kolejowy oraz „Zakopcone magazyny, remizy z poczerniałych cegieł, brudne szklane dachy, słupy z drzewa i żelaza wydźwigające w powietrze różne barwy, światła i kształty swych symbolów, pompy, pryzmy węglowego miału, długie złoża desek, druty w niebie i na ziemi.” Elżbieta zapytała, dlaczego jest tu tak smutno, kiedy byli na terenie nowego przedmieścia znajdującego się na dawnych ugorach i nieużytkach. Budowano tam dom, w którym Elżbieta i Zenon chcieli wynająć mieszkanie. Potem wrócili do domu na Staszica.

Między Justyną, Zenonem i Elżbietą „ (…) rzecz cała ułożyła się ściśle według wiadomego schematu: dziewczyna wiejska i panna z mieszczańskiej kamienicy, narzeczona i kochanka, miłość idealna i zmysły”. Zenon tłumaczył sobie, że nie doszłoby do tego gdyby nie umarła stara Bogutowa i gdyby nie okazało się, że w Boleborzy nie wypłacono jej całej pensji. Mógłby powiedzieć, Justynie, że jest zaręczony i nie mogą się spotykać, ale okazało się, że nie potrafił jej odepchnąć, kiedy była załamana i samotna. Kolejne spotkania wynikły z pierwszego.„Wszystko było zupełnie inaczej, niż się myśli, że jest u innych”. Z Elżbietą łączyła go miłość duchowa, idealna. Wzbraniała się od kontaktu cielesnego z nim, Zenon upajał się drobnymi pieszczotami, one mu wystarczały. Nie chciał pogodzić się z faktem, że schemat jego romansu jest podobny do innych. Myślał, że „każda najspokojniejsza sprawa od wewnątrz wydaje się jedyna i każdy schemat uczucia za każdym razem jest nowy.” Nie mógł znieść patrzenia na siebie oczami innych ludzi. Już jako dziecko chciał sobie wyobrazić siebie, tak jak widzą go inni ludzie, ale powodowało to w nim niepokój.

Postanowił ostatecznie zakończyć sprawę z Justyną. Zebrał pieniądze, które chciał jej oddać. Próbował złożyć jej wyjaśnienia, ale wtedy Justyna oznajmiła mu, że jest w ciąży. Zenon był zaskoczony, a Justyna przytuliła się do niego i oznajmiła, że wcale się tym nie martwi i nie przejmuje się tym, co mówią ludzie, dopóki ma Zenona. Mówiła, że cieszy się z dziecka i że da radę je wychować. Zenon pytał czy to rzeczywiście jest pewne, nie chciał w to uwierzyć, ale ona kategorycznie powiedziała, ze to prawda. Zenon przeraził się, zdał sobie sprawę, że Justyna jest dla niego obcą, głupią dziewczyną, z którą nigdy nie chciał być, a posiadanie dziecka z nią napawało go odrazą. Zaczął namawiać Justynę, żeby pomyślała racjonalnie nad całą sytuacją, a ona tylko zdziwiła się, że zachowuje się jakby był na nią zły. Po chwili wstała i zaczęła zbierać się do wyjścia, a Zenon wręczył jej pieniądze, na które ona prawie nie zwróciła uwagi. Wychodząc powiedziała Zenonowi, żeby już nie myślał o tym, co mu powiedziała i że może wszystko jeszcze się zmieni.

XIII

Elżbieta i służąca Ewcia weszły do pokoju ciotki Kolichowskiej, żeby ją umyć. Kobieta ostatnio nie mogła się samodzielnie poruszać, jej ciało było obolałe. Ciotka zapytała Elżbietę czy nie brzydzi się usługiwać jej. Elżbieta pomyślała o starym ciele: „Zgrubienia i guzy artretyczne nie były tak odrażające jak ten pospolity obraz przemiany spowodowany przez starość”, ale powiedziała, że ciotka robiła to samo dla niej, kiedy Elżbieta była małą dziewczynką i była chora. Mówiąc to Elżbieta przypomniała sobie o tym jak była z matką w willi nad morzem. Matka była bardzo piękną „pochmurnie i gniewnie” kobietą i czekała, na przybycie jednego ze swoich mężczyzn. Kiedy przyszedł nie uśmiechnęła się na jego widok. Elżbieta myślała, że jej matka jest niedobra. Teraz jednak przypomniała sobie, ze uśmiech jej matki był samą dobrocią.

Miała nadzieje, ze jej opiekuńczość w stosunku do ciotki przyniesie starszej kobiecie ulgę i radość, jednak pani Kolichowska ciągle była niezadowolona. Zapytała, kiedy zjawi się Zenon Ziembiewicz. Nie przychodził już od pięciu dni, jednak za każdym razem się usprawiedliwiał. Elżbieta bała się, że się nie zjawi, a wszystko, czego nie powiedziała i nie zrobiła chciała nadrobić na dzisiejszym spotkaniu. Postanowiła, ze będzie dla niego dobra. Ciotka zapytała czy Elżbieta ma zamiar wyjść za Zenona, a ona odpowiedziała twierdząco. Przeraziła ją jednak ta myśl i dlatego dodała, że ślub planują nieprędko. Pytanie ciotki zepsuło Elżbiecie doniosłość czekania na wizytę Zenona.

Tymczasem wynikła sprawa zwolnienia dozorcy kamienicy, który coraz bardziej się starzał i nie pracował dobrze. Pani Kolichowska nalegała na wyrzucenie dozorcy i jego żony, natomiast Elżbieta się nie zgadzała. Nie chciała by starzy ludzie głodowali. Coraz bardziej tęskniła za Zenonem. Tymczasem on przebywał w redakcji. Wydrukował wspomnienia Maurycego Posztarskiego, którego poleciła mu Elżbieta. Zenon chciał się pozbyć tego człowieka, który odwiedzał go codziennie, lekko pijany, przynosząc coraz to nowe wspomnienia. Posztarski nie mógł zrozumieć, że świat nie poznaje się na jego talencie literackim. Tłumaczył to sobie tym, że „Żydzi wszystkim trzęsą”, w czym przypominał Zenonowi ojca.

W redakcji spotkał też hrabinę Tczewską, Olgierdową z Pieszni, bratową Wojciechowej. Była ona Znana z posiadania wielu kochanków. Ludzie jednocześnie uwielbiali ją i nienawidzili. Zenon zobaczył ją jako kobietę, która chce zdobyć sympatię każdego napotkanego człowieka. „Mówiła wciąż o sobie, chociaż szło na pozór o wyborowe nasiona warzyw, jajka zielononóżek, opiekę nad sierotami i matkami, kursy niedzielne śpiewu chóralnego…” Zapraszała Zenona by wybrał się do Pieszni. „Olgierdowa Tczewska była kobietą, która nie odczuwała smaku miłości, kiedy nie towarzyszyły jej skandale, pojedynki, groźba ujawnien i strach.” Teraz była już starszą kobietą posiadającą dorosłych synów i zajmującą się urządzaniem swojej wsi Pieszni. Zenon spędził w Pieszni trzy dni.

XIV

Zenon zjawił się wieczorem u Elżbiety. Wypytywał ją, co robiła, kiedy go nie było. Ona chciała mu powiedzieć, że „(…)sprawił, że to najważniejsze jest tutaj, że ją ogarnia, że wciąga ją wewnątrz życia.” Udali się na kolację, a potem na taras gdzie Elżbieta siedziała Zenonowi na kolanach. Zjawiła się pani Kolichowska i dała do zrozumienia, że nie jest zadowolona z wizyty Zenona. Powiedziała Elżbiecie, że dziewczyna, która mieszka u Gołębskich jest niezameldowana. Kiedy Elżbieta wróciła na taras Zenon powiedział jej, że sprawa pomiędzy nim a Justyną nie jest skończona. Opowiedział jak on i Justyna spotkali się po śmierci jej matki i jak zabrał ją do hotelu i że było mu jej żal. Elżbieta siedziała bez ruchu. Zaczął jej wypominać, że jest obca i wroga, a ona nie mogła zrozumieć, dlaczego przespał się z Justyną. Wtedy powiedział, że to dlatego że tęsknił za nią. Wyznawał swoją zdradę tak jak dawniej jego ojciec wyznawał swoje zdrady matce. Powiedział Elżbiecie, że spotykał się z Justyną w poniedziałki i czwartki rano. Tłumaczył jej, ze to nie jest takie oczywiste, na jakie wygląda. Jednak fakty wyglądały tak, że „Justyna była w samej rzeczy uczciwą dziewczyną, którą uwiódł korzystając z jej zakochania. Elżbieta była narzeczoną, którą zdradził.” Elżbieta milczała, a Zenon zastanawiał się, nad czym czy rzeczywiście sprawy są takie, na jakie wyglądają, czy ważniejsza jest opinia ludzi na ten temat niż jego własna opinia i motywy.

Po chwili powiedział, że Justyna jest w ciąży, a wtedy Elżbieta wyrwała się z jego ramion. Chciała uciec, ale on kazał jej zostać. Była zrezygnowana, myślała o swoim wstręcie do tego, że matka miała kochanków. Czuła wstręt do spraw cielesnych. Zaczęła obwiniać siebie za całą sytuację, myśleć, że musiała zrobić coś źle. Pogłaskała Zenona po włosach, a on ucieszył się, ze mu wybaczyła. Zaczął ją całować a ona nie broniła się. „Stało się to w salonie pani Kolichowskiej, przy drzwiach niezamkniętych, na brzegu kanapki, ustawionej nad mieszkaniem Gołąbskich.” Później Zenon powiedział jej, że ją kocha a ona odpowiedziała, że tez go kocha. Powiedziała również, że muszą zająć się tą dziewczyną. Zapytała jak ona się nazywa. Zenon odpowiedział, że nazywa się Justyna Bogutówna.

XV

Tego wieczora, kiedy Elżbieta i Zenon rozmawiali na temat Justyny, ona już nie pracowała w domu chorej kobiety. „Nie było jej tak dobrze w tej służbie. Zawsze trochę głodna, zawsze czegoś winna. Żeby nie wiem jak pracowała, zawsze pani jej robiła | wymówki, zawsze była niezadowolona.” Pani miała męża, który ją zdradzał i dwóch synów. Pewnego dnia Justyna potłukła niebieską filiżankę, wtedy kobieta się zdenerwowała, a Justyna powiedziała, że w takim razie odejdzie. Nie wiedziała, co przyniesie jej przyszłość. Martwiła się, ze Zenon stał się obcy. Nie mogła pojąć, ze spotkał ją los taki jak innych dziewcząt, chociaż uważała się za mądrzejszą od nich, a Zenona za dobrego człowieka, który ją szanował. Mimo wszystkich niepokojów Justyna czuła, że będzie, co ma być. Było to dla niej przyjemne uczucie związanie z jej stanem.

Po zwolnieniu się z pracy Justyna przeniosła się do Jasi Gołąbskej. Pewnego dnia wezwano ją do mieszkania pani Kolichowskiej żeby się zameldowała. Tego samego dnia Elżbieta widziała na podwórku kamienicy jak rodzina nie chce przyjąć do domu Władziowej - kobiety, która wróciła do nich z dzieckiem, odebranym z opieki społecznej. Władziowa miała swojego syna Zbysia z człowiekiem, którego prawie nie znała i który jej nie obchodził, jednak kochała swoje dziecko. Nie mogła znaleźć stałej pracy, bo nikt nie chciał jej z nim przyjąć. W końcu któryś z pracodawców umieścił dziecko w zakładzie opiekuńczym, jednak Władziowa nie mogła żyć bez syna i odebrała go. Zbysio był siedmioletnim, uroczym chłopcem, lubianym przez wszystkich. W końcu Wylamowa...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin