5.Edward T.Hall-'ukryty wymiar'-referat --.doc

(136 KB) Pobierz
Edward T

Edward T. Hall

Ukryty wymiar

Przestrzeń trwała

Tworzenie przestrzeni trwałej jest jednym z podstawowych sposobów organizowania

działalności indywidualnej i grupowej. Obejmuje ono zarówno zmaterializowane,

jak niewidoczne wzorce, które kierują zachowaniem człowieka. Budowle są jednym

z przejawów wzorców przestrzeni trwałej; co więcej, są one również

w charakterystyczny sposób grupowane i dzielone wewnętrznie zgodnie z kulturowo

zdeterminowanymi modelami. Topografia wiosek, miasteczek i miast, a także przedzielającego

je pejzażu nie jest przypadkowa, wynika z planu, który zmienia się

w zależności od epoki i kultury.

Nawet wnętrze domu na Zachodzie jest zorganizowane przestrzennie. Znajdują się

w nim pomieszczenia nie tylko dla spełniania określonych funkcji, jak np. przygotowywania

posiłków, jedzenia, prowadzenia życia towarzyskiego, odpoczynku, relaksu

i prokreacji, ale również dla celów higienicznych. Jeżeli, jak to się czasem zdarza,

wytwory lub czynności związane z pewną przestrzenią zostaną przeniesione do innej

przestrzeni, fakt ten jest natychmiast zauważalny. Ludzie żyjący „w bałaganie”,

„w permanentnym zamieszaniu” to ci, którzy nie potrafią uporządkować czynności

i wytworów wedle jednolitego, konsekwentnego, dającego się sformułować planu

przestrzennego. Przeciwne miejsce na tej skali zajmuje taśma montażowa, precyzyjna

organizacja przedmiotów w czasie i przestrzeni.

W rzeczywistości współczesna wewnętrzna topografia domu, traktowana przez Amerykanów

i Europejczyków jako coś oczywistego, jest zupełnie świeżej daty. Aż do

XVIII stulecia, jak wykazuje Philippe Aries w Centuries of Childhood, pomieszczenia

w europejskich domach nie miały swych stałych funkcji. Członkom rodziny nie przysługiwała

taka prywatność jak obecnie. Nie było przestrzeni przeznaczonych do okreEdward

T. Hall UKRYTY WYMIAR

139

ślonego celu ani miejsc nienaruszalnych. Obcy wchodzili i wychodzili wedle własnego

uznania, a łóżka i stoły były zestawiane i rozkładane w zależności od nastrojów i apetytów.

Dzieci ubierano i traktowano tak jak małych dorosłych. Nic dziwnego, że pojęcie

dzieciństwa i związane z nim pojęcie rodziny nuklearnej musiały czekać na specjalizację

pomieszczeń wedle funkcji i na odseparowanie ich od siebie. W wieku XVIII dom

zmienił swoją formę. We francuskim zaczęto odróżniać chambre od salle. W angielskim

funkcje pokoju zaczęła wskazywać jego nazwa— bedroom, living room, dinning room.

Pokoje zaczęto planować tak, by otwierały się na korytarz lub hali, podobnie jak domy

na ulicę. Mieszkańcy przestali przechodzić z jednego pokoju do drugiego. Uwolniony

od atmosfery dworca czy zajazdu, chroniony przez nowe przestrzenie, wzorzec rodziny

zaczął się stabilizować i wyrażać w formie domu.

Książka Presentation of Self in Everyday Life Ervinga Goffmana1 jest drobiazgowym,

precyzyjnym zapisem obserwacji dotyczących związku między fasadą, jaką ludzie

ukazują światu oraz własnym „ja”, które za nią skrywają. Posłużenie się terminem

„fasada” jest już samo w sobie znaczące. Sygnalizuje istnienie pewnych płaszczyzn,

które powinny zostać zbadane, i napomyka o funkcjach pełnionych przez twory

architektoniczne. Zapewniają nam one coś w rodzaju parawanów, za którymi możemy

schować się od czasu do czasu. Napięcie wywołane utrzymywaniem fasady może być

ogromne. Architektura potrafi uwolnić nas od niego. Daje nam ona też możliwość

schronienia, w którym możemy włożyć domowe pantofle i być swobodnie sobą.

Faktu, że tak niewielu businessmanów ma biura we własnych domach, nie da się

wyjaśnić wyłącznie konwencją i trudną sytuacją dyrektora, gdy nie ma on wokół siebie

podwładnych. Spostrzegłem, że wielu ludzi ma dwie, a nawet więcej różnych osobowości:

jedną w pracy, a zupełnie inną w domu. Odseparowanie miejsca pracy od

domu w takich wypadkach strzeże owe dwie, często sprzeczne ze sobą osobowości

przed popadaniem w konflikty, a nawet służy ustabilizowaniu idealnej wersji każdej

z nich, wersji dostosowanej do obrazu zaprojektowanego przez architekturę

i otoczenie.

Związek między przestrzenią trwałą a osobowością i kulturą nigdzie nie jest tak widoczny

jak w wypadku kuchni. Kolidowanie ze sobą w kuchni mikrowzorców wywołuje

coś więcej niż tylko irytację u kobiet, z którymi przeprowadzałem wywiady. Moja

żona, borykająca się przez wiele lat z kuchniami różnego rodzaju, tak skomentowała

projektantów: „Gdyby któremukolwiek z mężczyzn projektujących kuchnię przyszło

w niej pracować, nigdy nie zrobiliby tego w taki sposób”. Niezgodność między elementami

projektu, wzrostem i budową kobiecą (kobiety zwykle nie są na tyle wysokie,

by mogły swobodnie sięgać po różne przedmioty) a czynnościami, które trzeba wykonać,

choć nie zawsze od razu widoczna, bywa niekiedy wręcz niewiarygodna. Rozmiary,

kształty, uszeregowanie i rozplanowanie wnętrz domu, wszystko to mówi gospodyniom

o tym, jak wiele lub mało wiedział projektant o szczegółach przestrzeni trwałych.

Poczucie właściwej orientacji w przestrzeni sięga u człowieka dość głęboko.

Umiejętność ta jest ostatecznie spleciona ze zdolnością do przeżycia i ze zdrowiem

psychicznym. Dezorientacja w przestrzeni to tyle co psychoza. Różnica pomiędzy

działaniem z szybkim refleksem a koniecznością zatrzymania się i zastanowienia

1 Erving Goffman, Człowiek w teatrze życia codziennego, przeł. H. i P. Śpiewakowie, Warszawa 1981

(przyp. red. tomu).

Edward T. Hall UKRYTY WYMIAR

140

w nagle powstałej sytuacji może oznaczać różnicę między życiem a śmiercią— reguła

ta odnosi się w równym stopniu do kierowcy manewrującego pomiędzy pojazdami,

co i gryzonia umykającego drapieżnikowi. Lewis Mumford zauważa, że jednolity,

kratkowy wzorzec, wedle którego zbudowane są nasze miasta, „sprawia, iż przybysze

czują się w nich równie zadomowieni jak starzy mieszkańcy”. Amerykanie przyzwyczajeni

do tego wzorca są często sfrustrowani, gdy zetkną się z czymś innym. Jest im trudno

czuć się jak w domu w stolicach Europy, które nie zostały zorganizowane wedle

tego prostego planu. Nieomal bez wyjątku przybysze używają słownictwa i tonu, które

kojarzą się z osobistym afrontem, jak gdyby miasto się przeciw nim sprzysięgło. Nie

należy też dziwić się, że ludzie przywykli do francuskiego systemu promienistej gwiazdy

czy rzymskiej kratownicy mają kłopoty w takich miejscach jak Japonia, gdzie cały

wzorzec przestrzeni trwałej jest zasadniczo i radykalnie odmienny. Istotnie, gdyby ktoś

zechciał zaprojektować dwa kontrastujące ze sobą systemy, nie mógłby tego zrobić

lepiej. Systemy europejskie akcentują i nazywają linie, japońskie zaś traktują w sposób

formalny wszystkie punkty przecięcia i o linie nie dbają zupełnie. W Japonii nazwy

nadaje się nie ulicom, lecz ich przecięciom. Domy są uporządkowane nie

w przestrzeni, ale w czasie i numeruje się je w tej kolejności, w jakiej zostały zbudowane.

Wzorzec japoński podkreśla hierarchie wyrastające wokół centrów; amerykański

zaś znajduje swój szczytowy wyraz w jednakowych przedmieściach, gdzie jakikolwiek

numer wzdłuż ulicy jest równie dobry jak każdy inny. W Japonii dom, który został

wybudowany w pierwszej kolejności, stale przypomina mieszkańcom pod numerem

20, że numer 1 był pierwszy.

Niektóre aspekty przestrzeni trwałej uwidaczniają się dopiero przy obserwowaniu

ludzkiego zachowania. W Ameryce na przykład powoli zanika instytucja dinning room,

ale do dziś jeszcze zauważa się linię oddzielającą strefę związaną z posiłkami od

reszty pokoju. Niewidzialna granica wyodrębniająca na przedmieściach jedno podwórze

od drugiego jest inną trwałą cechą kultury amerykańskiej lub przynajmniej niektórych

jej subkultur.

Architekci tradycyjnie zajmują się wizualnymi wzorcami struktur — tym, co się

widzi. Są oni całkowicie nieświadomi faktu, że ludzie noszą w sobie pewne internalizacje

przestrzeni trwałej, których nauczyli się na początku życia. Nie tylko Arabowie,

ale i Amerykanie popadają w depresję, jeśli nie mają dość przestrzeni. Jeden z moich

rozmówców powiedział: „Mogę sobie dać radę ze wszystkim, jak długo mam obszerne

pokoje i wysokie sufity. Widzi pan, wzrosłem w starym domu w Brooklynie

i nigdy nie przyzwyczaję się do czegoś innego”. Na szczęście są jeszcze architekci,

którzy znajdują czas na to, by uwzględnić głęboko zakorzenione potrzeby ich klientów.

Jednakże indywidualny klient nie jest tym, co interesuje mnie najbardziej. Problemem,

który staje dziś przed nami w projektowaniu i przebudowie naszych miast,

jest zrozumienie potrzeb większości ludzi. Budujemy olbrzymie budynki mieszkalne

i gigantyczne biurowce bez pojęcia o tym, czego pragną ci, którzy będą je zajmować.

Ważnym szczegółem przestrzeni trwałej jest to, że stanowi ona coś w rodzaju formy

odlewniczej, modelującej większą część naszych zachowań. To właśnie miał na

myśli Winston Churchill, gdy mówił: „Kształtujemy nasze budynki, a one kształtują

nas”. Podczas powojennej debaty nad odnowieniem Izby Gmin Churchill wyraził

obawę, że odejście od intymnego wzorca przestrzennego Izby, w której partie przeciwne

siedzą naprzeciw siebie po dwóch stronach wąskiej nawy, może poważnie

Edward T. Hall UKRYTY WYMIAR

141

zmienić styl rządzenia. Nie był on pierwszym, który wskazywał na doniosłą rolę przestrzeni

trwałej, ale nigdy przedtem pogląd ten nie został wyrażony tak dobitnie.

Jedną z wielu podstawowych różnic między kulturami jest to, że dokonują one

ekstensji odmiennych anatomicznych i behawioralnych cech ludzkiego organizmu.

Jeżeli dochodzi do zapożyczenia międzykulturowego, jest konieczne, by elementy

zapożyczane uległy adaptacji. W przeciwnym razie to, co nowe, i to, co stare, nie

harmonizuje ze sobą, a w niektórych wypadkach dwa wzorce są całkowicie sprzeczne.

Japonia na przykład miała trudności ze zintegrowaniem samochodu w kulturze, w której

do linii łączących pewne punkty (tj. dróg) przywiązuje się znacznie mniej wagi niż

do samych tych punktów. Stąd też Tokio słynie z doprowadzania do najbardziej

imponujących korków ulicznych na świecie. Motoryzacja źle się przyjmuje także

w Indiach, gdzie miasta są fizycznie zatłoczone, a społeczeństwo ma wyszukane cechy

hierarchiczne. Jak długo hinduscy inżynierowie nie zdołają zaprojektować dróg,

które izolowałyby powolnych pieszych od szybko poruszających się wehikułów, klasowo

uwarunkowany brak względów kierowcy dla nędzarzy wywoływać będzie

ciągle tragedie. Nawet budowle Le Corbusiera w Czandigarh, stolicy Pendżabu, musiały

zostać zmodyfikowane przez lokatorów, by stać się mieszkalne. Hindusi obudowywali

ścianami balkony Le Corbusiera i zamieniali je na kuchnie. Analogicznie Arabowie

przybywający do Stanów Zjednoczonych konstatują, że nabyte przez nich wzorce

przestrzeni trwałej nie godzą się z budownictwem amerykańskim. Czują się w nim

udręczeni — zbyt niskimi sufitami, zbyt małymi pokojami, brakiem należytej prywatności

i widoków przez okno.

Nie należy jednak sądzić, że niezgodność między wzorcami zinternalizowanymi

a zeksternalizowanymi zdarza się tylko na styku różnych kultur. W miarę jak rozwija

się nasza technologia, takie jej osiągnięcia, jak klimatyzacja, oświetlenie jarzeniowe,

ściany dźwiękoszczelne, pozwalają nam projektować domy i biura bez oglądania się na

tradycyjny wzorzec drzwi i okien. Ale innowacje te częstokroć dają w wyniku ogromne

pokoje-stodoły, w których terytorium dziesiątków urzędników tkwiących w swoich

klatkach jest nie ustalone.

 

Przestrzeń na pół trwała

Parę lat temu poproszono Humphry'ego Osmonda, utalentowanego i spostrzegawczego

lekarza, o pokierowanie ogromnym centrum zdrowotno-badawczym w Saskatchewan.

Szpital ten był jednym z pierwszych miejsc, w których wyraźnie zademonstrowano

związek między przestrzeniami na pół trwałymi a zachowaniem. Osmond

zauważył, że niektóre pomieszczenia, jak np. dworce kolejowe, skłaniają ludzi do

trzymania się z daleka od siebie. Nazwał je przestrzeniami odspołecznymi (sociofugal).

Inne znów, takie jak kramiki w staroświeckim drug-storze albo stoliki we francuskiej

kafejce pod gołym niebem, skłaniają ludzi do skupiania się razem. Te znów

nazwał dospołecznymi (sociopetal). W szpitalu, którym kierował, pełno było

przestrzeni odspołecznych, mało zaś takich, które można by nazwać dospołecznymi.

Co więcej, personel pomocniczy i pielęgniarski wyraźnie wolał te pierwsze, gdyż

łatwiej w nich było utrzymywać porządek. Krzesła w hallach, które po godzinach

Edward T. Hall UKRYTY WYMIAR

142

odwiedzin zostawały poustawiane w niewielkie kręgi, natychmiast szeregowano

w sposób niemal wojskowy, w długie rzędy wzdłuż ścian.

Szczególną uwagę Osmonda zwrócił nowo zbudowany „pokazowy” geriatryczny

oddział kobiecy. Wszystko w nim było nowe i błyszczące, czyste i jasne. Było tu dość

przestrzeni i dużo radosnych kolorów. Jedyny kłopot polegał na tym, że im dłużej

pacjentki przebywały na oddziale, tym mniej miały ochoty do rozmawiania ze sobą.

Stopniowo wszystkie upodobniły się do mebli, permanentnie cicho przylepionych do

ścian w regularnych odstępach pomiędzy łóżkami. W dodatku zdawały się wszystkie

być w stanie depresji.

Wyczuwając, że przestrzenie te były raczej odspołeczne niż dospołeczne, Osmond

zaangażował wnikliwego młodego psychologa Roberta Sommera, aby popracował nad

związkiem pomiędzy umeblowaniem pomieszczeń a rozmowami. Szukając takiego

naturalnego otoczenia, które nastręczałoby wiele różnych sytuacji, w jakich można

obserwować rozmawiających ludzi, Sommer obrał sobie kawiarnię szpitalną, ze stolikami

o powierzchni 90 na 180 cm, przeznaczonymi dla sześciu ludzi. Przy stolikach

tych możliwe było sześć różnych dystansów i tyleż orientacji jednego ciała w stosunku

do innego:

Pięćdziesiąt posiedzeń obserwacyjnych, w czasie których w regularnych odstępach

liczono rozmowy, wykazało, że: konwersacje po linii F-A (poprzez róg stołu) były

dwukrotnie częstsze od konwersacji po linii C-B (bokiem do siebie), które z kolei zdarzały

się trzykrotnie częściej niż konwersacje po linii C-D (w poprzek stołu).

W innych dystansach Sommer w ogóle nie zauważył żadnych rozmów. Innymi słowy,

układ narożny, gdzie ludzie siedzą pod kątem prostym do siebie, daje sześć razy więcej

rozmów niż układ twarzą w twarz — poprzez 90-centymetrową szerokość stołu

i dwa razy więcej niż układ bokiem do siebie.

Rezultaty tych spostrzeżeń zasugerowały rozwiązanie problemu stopniowego wycofywania

się z izolacji starszych ludzi. Zanim jednak cokolwiek zrobiono, trzeba było

dokonać wielu przygotowań. Jak wiemy, ludzie bardzo osobiście odbierają porządkowanie

przestrzeni i sprzętów. Ani personel, ani sami pacjenci nie zgodziliby się na to,

by ktoś obcy „bałaganił” w ich meblach. Osmond jako dyrektor mógłby wprawdzie

nakazać to, czego sobie życzył, ale wiedział dobrze, że personel zacznie spokojnie sabotować

jakiekolwiek arbitralne posunięcia. Pierwszym krokiem było więc wciągnięcie

personelu do serii „eksperymentów”. Zarówno Osmond, jak Sommer zauważyli, że

pacjentki tego oddziału znacznie częściej pozostawały do siebie w relacji B-C i C-D,

Edward T. Hall UKRYTY WYMIAR

143

niż siedziały w kafeterii, i że siadały w większych odległościach. W dodatku nie było

tam miejsca na położenie czegokolwiek, nie było miejsca na rzeczy osobiste. Jedynymi

elementami terytorialnymi związanymi z pacjentką było jej łóżko i krzesło.

W konsekwencji pisma kładzione były na podłogach, skąd szybko wymiatał je personel.

Niewielki stolik dla każdej pacjentki mógł zapewnić jej dodatkowe terytorium

i dogodne miejsce przechowywania pism, książek i materiałów piśmiennych. Gdyby

stoliki takie były nadto kwadratowe, można byłoby nadać oddziałowi taką strukturę,

która zachęcałaby do rozmów.

Gdy tylko wciągnięto personel do udziału w eksperymentach, wniesiono małe Muliki

i poustawiano wokół nich krzesła. Z początku pacjentki przeciwstawiały się innowacji.

Przywykły do rozmieszczenia „ich” krzeseł w określonych miejscach

i niechętnie godziły się z tym, że będą teraz przesuwane przez innych. Personelowi polecono,

aby starał się utrzymać w miarę możności nowy układ aż do momentu,

w którym zostanie on obrany jako coś raczej alternatywnego niż irytującego, na co

można nie zwracać uwagi. I ponownie zaczęto liczyć rozmowy. Liczba ich zwiększyła

się dwukrotnie, a czytywano trzy razy częściej, prawdopodobnie dlatego, że było już

teraz miejsce na trzymanie książek i czasopism. Podobne przemeblowanie pokoju

dziennego wywołało analogiczne opory i w ostatecznym wyniku rosnącą ilość rozmów.

Trzeba tu wyraźnie powiedzieć trzy rzeczy. Konkluzji, jaką wyciągnięto ze szpitalnych

obserwacji, nie da się zastosować wszędzie. To znaczy, dystans w poprzek

rogu sprzyja jedynie: a) rozmowom określonego typu, b) między ludźmi pozostającymi

względem siebie w określonej relacji i c) w ściśle określonym otoczeniu kulturowym.

Po drugie, to, co jest odspołeczne w jednej kulturze, może okazać się dospołeczne

w innej. Po trzecie, przestrzeń odspołeczna nie musi być bezwzględnie zła,

a przestrzeń dospołeczna uniwersalnie dobra. Tym, co byłoby naprawdę pożądane,

jest taka elastyczność i zgodność pomiędzy projektem a funkcją, aby istniała rozmaitość

przestrzeni i aby ludzie mogli być wciągani do towarzystwa w zależności od

swych pragnień i nastrojów. Dla nas głównym punktem eksperymentu kanadyjskiego

jest wykazanie tego, że struktura przestrzeni na pół trwałej może wywierać głęboki

wpływ na zachowanie i że wpływ ten daje się mierzyć. Fakt ten nie jest niespodzianką

dla pań domu, które stale próbują utrzymać równowagę między barierami przestrzeni

trwałej a umeblowaniem. Wiele z nich doświadczyło tego, że pomimo przyjemnego

urządzenia pokoju „nie wychodzą” w nim rozmowy, ponieważ zapomniano

o odpowiednim ustawieniu krzeseł.

Warto zauważyć, że to, co w jednej kulturze jest przestrzenią trwałą, może być

przestrzenią częściowo trwałą w innej kulturze i vice rersa. W Japonii na przykład

ściany są ruchome, zamykają się i otwierają w miarę zmian w codziennych zajęciach.

W Stanach Zjednoczonych ludzie przechodzą z jednego pokoju do drugiego lub

z jednej części pokoju do innej po to, by dokonać określonych czynności — zjeść, pospać,

popracować czy przyjąć wizytę. W Japonii natomiast przyjęte jest, że pozostaje

się cały czas w jednym miejscu, a zmienia się jedynie to, czym się zajmujemy.

U Chińczyków mamy inną sposobność do zaobserwowania różnorodności, z jaką ludzie

traktują przestrzeń, Chińczycy zaliczają do kategorii przestrzeni trwałej pewne

elementy, które Amerykanie traktują jako na półtrwałe. Gość w chińskim domu nie

porusza swym krzesłem, chyba jedynie na wyraźną sugestię gospodarza. Zrobić coś

Edward T. Hall UKRYTY WYMIAR

144

takiego to tak, jak wejść do czyjegoś domu i poruszyć zasłoną czy przepierzeniem.

Na pół trwały charakter mebli w amerykańskich domach jest kwestią rangi i sytuacji.

Lekkie krzesła są bardziej modne niż sofy i ciężkie stoły. Jednakże, jak spostrzegłem,

niektórzy Amerykanie mają opory przez poruszaniem mebli w cudzym domu. Na

czterdziestu studentów w mojej grupie połowa przejawia takie wahania.

Kobiety amerykańskie wiedzą, jak bardzo trudno znaleźć cos w cudzej kuchni.

I odwrotnie, ciężko jest porządkować własną kuchnię z pełnymi dobrej woli pomocnikami,

którzy nie wiedzą, gdzie jest „miejsce” jakiejś rzeczy. To, jak i gdzie poukładane

są przedmioty osobistego użytku, zależy od pewnych wzorców mikrokulturowych,

typowych nie tylko dla dużych grup społecznych, lecz także dla owych drobnych odchyleń

od kultury, które decydują o niepowtarzalności jednostki. Podobnie jak zróżnicowanie

tonu i posługiwanie się głosem pozwalają nam kogoś po nim rozpoznać, każdy

z nas przechowuje swoje rzeczy zgodnie z charakterystycznym, unikalnym wzorcem.

 

Przestrzeń nieformalna

Przejdziemy teraz do tej klasy doznań przestrzennych, która jest, być może, dla

jednostki ludzkiej najbardziej znacząca, gdyż obejmuje dystanse, jakie utrzymujemy

między sobą. Dystanse takie znajdują się na ogół poza zasięgiem świadomości. Klasę tę

nazwałem przestrzenią nieformalną nie dlatego, że brak jej formy, lub dlatego, że nie

jest ważna, lecz wyłącznie dlatego, że nie została ona wyraźnie skodyfikowana. [...]

Wzorce przestrzeni nieformalnej mają swe wyraźne i głębokie granice, które choć nigdzie

nie sformułowane, tworzą istotną część kultury. Brak zrozumienia dla ich ważności

może sprowadzić katastrofę. [...]

Dynamizm przestrzeni

[...] Ludzi odbieramy jako bliskich lub dalekich, ale czasem nie potrafimy wyraźnie

wskazać, co skłania nas do scharakteryzowania ich w taki właśnie sposób. Zdarza

się tyle rzeczy naraz, że jest nam trudno wydzielić te źródła informacji, na których

zasadzają się nasze reakcje. Czy w grę wchodzi tu ton głosu, pozycja czy też odległość?

Rozstrzygnięcia te stają się możliwe dopiero po dokładnych, długotrwałych obserwacjach

najrozmaitszych sytuacji i odnotowaniu każdej najmniejszej odmiany

w napływających informacjach. Na przykład brak lub obecność wrażenia ciepła ciała

drugiej osoby wyznacza granicę pomiędzy przestrzenią intymną a nieintymną. Zapach

świe...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin