Na lądzie, w wodzie i w powietrzu.doc

(33 KB) Pobierz
Na lądzie, w powietrzu i w wodzie

Na lądzie, w wodzie i w powietrzu

Wojciech Widłak

 

 

              Dziś o różnych niezwykłych – a czasem groźnych – zjawiskach.

 

              Płonące skały, ruchoma ziemia, ogromne wodotryski... Czego to nie można spotkać na Ziemi! Na szczęście raczej daleko od miejsca, w który mieszkamy.

 

              Gdy ziemia drży...

              Wyobraź sobie, że siedzisz w pokoju. Jest cicho i spokojnie. Nagle obraz na ścianie się przekrzywia, szklanki na stole zaczynają drżeć, a lampa na suficie się kiwa, jakby bujała się na niej niewidzialna małpka. Było to bardzo dziwne i niezbyt przyjemne. Przestraszyłem się, choć właściwie nie wiedziałem czego. Wybiegłem z domu i spotkałem tam wielu innych ludzi, którzy też wybiegli na ulice. Okazało się, że właśnie przeżyliśmy trzęsienie ziemi, zresztą bardzo łagodne.

              W naszym kraju nie ma trzęsień (nawet tak łagodnych). Ale są na świecie miejsca, gdzie ziemia drży często. Jak to możliwe? Pewnie trudno w to uwierzyć, ale ziemia tylko na samym wierzchu jest taka, jaką znamy z pola, parku i ogródka – czarna i miękka. Głębiej przypomina trochę jajko. Oczywiście ogromne jajko – tak duże, że mieszczą się na nim wsie, miasta, rzeki, lasy, góry, jeziora i morza.

              W każdym razie pod czarną warstewką ziemi kryje się skorupa twardej skały. Ta „skorupka” jest troszkę popękana i jej kawałki bardzo powoli przesuwają się i czasem zderzają. Wtedy to, co jest na górze, trzęsie się i drży. Blisko miejsca zderzenia mogą nawet walić się kominy, domy i mosty. Dalej – tylko bujają się lampy na suficie.

 

              Płonące skały

              Na pewno widziałeś płonącą zapałkę, świecę albo papier. Może drewno w ognisku też. Ale żeby płonęły kamienie?

              Tak, tak. To się zdarza. Zresztą jeszcze całkiem niedawno kamieniami palono w piecach, żeby było ciepło. Karmiono nimi też silniki statków i pociągów. Myślę o węglu, czyli o drewnie z czasów dawniejszych niż dinozaury – tak starym, że aż zmieniło się w kamień.

              Węgiel, tak samo jak zapałka, papier czy gałązka, zaczyna płonąć dopiero wtedy, gdy się go zapali. Ale są na świecie góry wyrzucające z siebie roztopione kamienie, których nikt wcześniej nie podpalał!

              Skąd się biorą takie kamienie? Nie wiem, czy uwierzysz, ale – ze środka Ziemi. Pod skalna skorupą, o której ci przed chwilą mówiłem, jest tak gorąco, że aż skała się rozpuszcza. Rozpuszczona skała jest bardzo gęsta i przelewa się z miejsca na miejsce – jak gęsty syrop albo białko w jajku. (Może widziałeś to kiedyś, gdy mama robiła ciasto?). Oczywiście ani syrop, ani białko nigdy nie są takie gorące!

              Ale miało być o górach. To jest tak: jeśli skorupka jajka pęknie, wypływa białko. A jeśli pęknie twarda skorupa ziemi, wypływa roztopiona skała. Czasem z taką siłą, że wylatuje w górę – jak woda z bąbelkami z nagle otwartej butelki...

              Na szczęście nie musisz się obawiać, że z górki niedaleko twojego domu nagle wylecą płonące kamienie. Takie góry są tylko w dalekich krajach. Aha, i nazywają się wulkany.

 

              Prysznic bez łazienki

              Płonąca rzeka roztopionych skał jest piękna, ale i groźna. Piękne, a znacznie mniej groźne, są też gejzery: wytryskające z ziemi od czasu do czasu fontanny gorącej wody. W Ameryce, W parku Yellowstone (może o nim słyszałeś, bo stamtąd pochodzą dwa znane misie – Yogi i Bubu) jest ich bardzo dużo. Jedne tryskają parę razy na dzień, inne – rzadziej, ale za to przez wiele godzin bez przerwy. Są takie, które pryskają jak prysznic ustawiony sitkiem do góry, i takie co wypychają strumień wody na niesłychaną wysokość wielopiętrowych wieżowców. Po niektórymi można by się kąpać, a niektóre lepiej podziwiać z daleka, bo mogą poparzyć. Prysznic w łazience z pewnością jest bezpieczniejszy...

 

              Trąba, która nie gra

              Czy wiatr jest dobry, czy zły? Trudno powiedzieć. Na pewno dobry, jeśli dmucha w żagle i pozwala poruszać się statkom. Albo jeśli przesuwa skrzydła wiatraka i (tak jak dawniej) pomaga przerobić ziarno na mąkę lub (tak jak dziś) uruchamia maszyny, które wytwarzają prąd. A jeśli porywa dzieciom baloniki, a dorosłym kapelusze? Chyba niezbyt dobry, co? To jeszcze nie najgorsza rzecz, jaką wiatr może zrobić.

              Bardzo silny wiatr potrafi zerwać przewody elektryczne, złamać wysokie drzewa, a nawet zniszczyć domy. Szczególne zdolności, jeśli chodzi o szkody, ma tornado, zwane też trąbą powietrzną. To wiatr, który zaczyna gonić w kółko, jak bączek albo jak pies, gdy próbuje złapać własny ogon. Tylko że taki zakręcony wiatr zmienia się jakby w gigantyczny odkurzacz. Ma niezwykłą siłę: wsysa, unosi pod chmury i wyrzuca gdzieś daleko wszystko, co napotka na swojej drodze – piasek, kamienie, ale i całe drzewa, dachy domów, samochody, a nawet wagony kolejowe. Jeśli tornado zdarzy się na morzu, tworzy się ogromna trąba wodna, równie groźna jak ta powietrzna.

 

              Pękające niebo

              Na naszym niebie dzieją się czasami niezwykłe rzeczy. Szczególnie latem można na nim czasem zobaczyć na tle granatowych chmur postrzępione, przeraźliwe jasne nitki – jak na pękniętym naczyniu. To błyskawica. Po jakimś czasie rozlega się grzmot – czasem jakby mruczenie niewidzialnego olbrzyma, a czasem jakby walenie w ogromny bęben. Im grzmot jest głośniejszy i im szybciej go słychać po błysku, tym burza jest bliżej.

              Trudno uwierzyć, ale błyskawica to poważna siostra malutkiej iskierki przeskakującej w zapalarce do gazu albo na niektórych sweterkach, gdy się je zdejmuje przez głowę. Powstaje z mnóstwa podobnych małych iskierek. Wtedy dopiero widać (i słychać!), ile można zdziałać, nawet gdy się jest bardzo malutkim. Ale tylko jeśli działa się razem z innymi!

 

              Kolorowe ognie

              Błyskawica wygląda pięknie, ale trudno jej się nie bać (powiem ci w  tajemnicy, że nam nawet pewną dzielną babcię, która bardzo nie lubi błyskawic). A zorza polarna to coś zupełnie niegroźnego i jak mówią ci, którzy ją widzieli – niezwykłego i pięknego. Trochę przypomina sztuczne ognie. Albo malowanki jakiegoś olbrzyma, który zamiast papieru używa nocnego nieba, a zamiast farb – różnokolorowego światła. A ktoś dawno temu napisał, że to jakby „ognista jama w  niebie”. Wyobraź sobie wielkie rozmazane smugi na ciemnym niebie – fioletowe, czerwone, żółte, zielone i srebrne, które poruszają się i przechodzą jedne w  drugie, czasem powoli, a czasem bardzo szybko... Najczęściej można je zobaczyć w dalekich i mroźnych krainach.

              Wcale nie żałuję, że nie ma u nas trzęsień ziemi i wulkanów. Ale powiem szczerze, że zorzy polarnej trochę mi szkoda.

 

              Fatamorgana

              O fatamorganie sam nie wiem, co myśleć. Na pewno jest niezwykła. Najkrócej mówiąc, polega na tym, że coś widać zupełnie gdzie indziej, niż to coś jest naprawdę. Może fatamorgana przydałaby się czasem w domu? Na przykład tata zostawałby z tobą, ale jego szef widziałby go w pracy. Ale nie byłoby to zbyt uczciwe, prawda? Poza tym to po portu niemożliwe.

              Zjawisko to można oglądać tylko na powietrzu, i to raczej tam, gdzie tego powietrza jest naprawdę sporo – na morzach, pustyniach, na ogromnych polach śniegu i lodu. Czasem wydaje się, że hen, daleko, jest miasto albo rosną drzewa. Jeśli ktoś wędruje przez pustynię i zechce iść w stronę tego miasta, po pewnym czasie bardzo się zdziwi. Choćby szedł i szedł, to wcale się do niego nie zbliży. A w końcu miasto może rozpłynąć się w powietrzu... To dlatego, że jest ono tylko czymś w rodzaju odbicia w lustrze. A prawdziwe miasto albo drzewa są o wiele, wiele kilometrów dalej. W dodatku nie wiadomo, w  którą stronę.

              Więc może jednak lepiej, że u nas nie ma miraży? I kiedy widzisz dom, to możesz mieć pewność, że to rzeczywiście dom, a nie  kupka piasku. No, chyba że na plaży...

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin