Królik w śmietanie.doc

(152 KB) Pobierz
STRESZCZENIE

1

Od:

 

Qwax - wyświetl profil

Data:

 

Wt. 13 Maj 2003 15:10

 

Email:

 

"Qwax" <Q...@Q.Q>

 

Grupy dyskusyjne:

 

pl.rec.kuchnia

 

 

Jeszcze nie oceniono

Ocena:

 

pokaż opcje


 

Odpowiedz | Odpowiedz autorowi | Przekieruj | Drukuj | Wiadomość prywatna | Pokaż oryginalną wiadomość | Zgłoś naruszenie prawa lub regulaminu | Znajdź wiadomości tego autora

Czas jakiś temu była rozmowa o króliku w śmietanie - i nikt nie podał
pomysłu (był królik duszony polany sosem śmietanowym)
No to popróbowałem - i świetne było chociaż...;-)))

Zadnie nogi królika natarłem mieszaniną przypraw: pieprz, papryka,
curry, sól, ziółek parę (to jak kto woli). a następnie rzuciłem na
głęboki rozgrzany tłuszcz (smalec!!! tak ok 1/4kostki) gdy obrumieniło
się z dwóch stron przeniosłem do brytfanki dorzuciłem trochę jałowca
polałem tłuszczykiem (tym z opiekania) i polałem ok 1/2l śmietany 32%
(niam). dolałem jeszcze ok 250ml czerwonego winka (czarny bez -
półwytrawne) i dusiłem ok 2h. Ponieważ już było dość późno wrzuciłem
do lodówki na 14h.Po podgrzaniu podałem z ziemniaczkami i ... czymś
tam jeszcze.
Niewiasta która pierwszy raz w życiu widziała używaną do jedzenia
śmietanę 32% (no z wyłączeniem kremów) i uważa że żywię się niezdrowo
zjadła wszystko i pytała o jeszcze.

Pozdrawiam
Qwax

 

 

1 krolik (moze byc mrozony i bez wnetrznosci i bez futra;-)) ),
200 ml bialego wina i 100ml wody,
rozmaryn najlepiej swierzy, kilka zabkow czosnku, sol i
ewentualnie pieprz, troche oliwy z oliwek.
Krolika dzielimy na kawalki a w przypadku mrozonego najpierw
rozmrozic i pozniej podzielic. Do gotowania najlepsza bedzie duza
patelnia. A wiec na patelnie wrzucamy pokrojony i obrany czosnek
na odrobine oliwy, i praktycznie od razu krolika, rozmaryn, solimy
wlewamy nasze plyny, przykrywamy i dusimy na srednim ogniu do
miekkosci. Trzeba uwarzac aby sie nie przypalilo i ewentualnie
dolac wody badz winka bialego. Ja wole dolac wina bo miesko jest
bardziej kruche.
Podawac z pieczywem.

W podobny sposob mozna przygotowac mloda baranine i w tym
przypadku tez daje biale wino.
Pozdrawiam Marychna
Elk, Mazury

 

 

 

 

Margit Sandemo

 

 

Dom hańby

 

 

z norweskiego przełożyła

Anna Marciniakówna

 

 

 

STRESZCZENIE

 

Są lata czterdzieste osiemnastego stulecia.

Od wielu lat islandzki czarnoksiężnik Móri i jego norweska żona, Tiril, cierpią z powodu prześladowań ze strony Zakonu Świętego Słońca, bardzo starego, przenik­niętego złem zakonu rycerskiego. Móri i jego rodzina posiadają nowe wiadomości na temat zagadki Świętego Słońca, ogromnej, złocistej kuli o magicznej sile. Kula za­ginęła przed tysiącami lat.

Istnieją ponadto jeszcze dwa ogromne kamienie szla­chetne, którymi rycerski zakon pragnie nade wszystko zawładnąć. Najstarszy syn Tiril i Móriego, obdarzony nie­zwykłymi zdolnościami młodzieniec imieniem Dolg o urodzie przypominającej elfa, znalazł wiele lat temu przepięknej urody szafir. Teraz Dolg jest już dorosły i właśnie niedawno zdobył również czerwony kamień, który rodzina nazywa granatem. Tajemniczy duch opie­kuńczy Dolga, Cień, pomógł mu znaleźć ten klejnot na Islandii, sam Cień, bowiem jest również osobiście zainte­resowany wszystkimi trzema kamieniami Słońca.

Niegdyś, bardzo dawno temu, kiedy czarnoksiężnik Móri przekraczał granicę pomiędzy światem realnym a zakazanym światem równoległym, przyprowadził ze so­bą na ziemię grupę duchów, które od tej pory wspierają rodzinę w jej walce ze złym zakonem.

Ostatnio zakon poniósł straszliwą porażkę. Na Islan­dii zostało unicestwionych siedmiu rycerzy, w Norwegii padli kolejni dwaj bracia zakonni, gdy próbowali pojmać w charakterze zakładniczki siostrę Dolga, Taran, za którą mogliby potem żądać wydania zakonowi wielkiego szafiru. Owi zakonnicy zostali zabici przez śmiertelnie niebezpieczną istotę, pozostającą na ziemi od czasów Świętego Słońca. Był to Sigilion, człowiek jaszczur, również pragnący pojmać Taran. W walce z tym potworem Taran otrzymała pomoc ze strony Sol z Ludzi Lodu.

Drugim obrońcą Taran był jej anioł stróż, Uriel, który się w niej zakochał i otrzymał pozwolenie, by żyć na ziemi, właśnie ze względu na Taran.

Pozostali członkowie rodu to matka Tiril, księżna Theresa, i jej mąż Erling Muller, oraz ich dwoje przybranych dzieci, Rafael i Danielle.

Wciąż towarzyszy rodzinie pies Nero. W podzięce za życzliwość Tiril duchy przedłużyły mu życie. Ma on te-raz blisko trzydzieści lat, ale jest sprawny i silny niczym młody szczeniak.

Obecnie Móri, Tiril i ich dwaj synowie, Dolg oraz Villemann, są w drodze powrotnej z Islandii. Rodzina ma się połączyć w Bergen, by opowiedzieć sobie nawzajem o swoich przygodach.

Do tej pory historia czarnoksiężnika dotyczyła przede wszystkim walki z zakonem rycerskim i bardzo niekiedy ponurych przygód, przeżywanych często na granicy światów, naszego i równoległego świata duchów. Romantycznych spraw było w niej stosunkowo niewiele. Teraz jednak dwie pary rodzeństwa są prawie dorosłe, wszyscy czworo doświadczają smutnych i radosnych przeżyć mi­łosnych, nie stronią także od erotyki. Taran podjęła już intensywne uwodzicielskie zabiegi wobec Uriela, i nie są to wcale zabiegi beznadziejne!

Móri i jego najbliżsi mieli okazję wysłuchać historii o obcych krajach i światach, powzięli, więc podejrzenie, że - być może - istnieją też na ziemi jakieś zapomniane, żywe istoty z dawno minionego czasu.

Są to jedynie niejasne przypuszczenia, ale jeśli legenda o Sigilionie została zrozumiana właściwie, to można przy­jąć, że tego rodzaju nieszczęsne istoty naprawdę żyją w naszym świecie. Daleko, daleko poza wszelkimi hory­zontami, w ukrytej twierdzy, cztery samotne istoty pro­wadzą być może żałosną egzystencję.

Rodzina Móriego pragnie je odnaleźć i uratować, ma przy tym nadzieję dowiedzieć się czegoś więcej o Świę­tym Słońcu.

Przede wszystkim jednak muszą wrócić do domu, prze­być drogę z Norwegii do Theresenhof w Austrii. Zwyczaj-na, nieskomplikowana podróż - tak im się przynajmniej wydaje.

 

 

CZĘŚĆ PIERWSZA

FRANCUSKA WIEDŹMA

 

1

Bergen, podczas oczekiwania na statek z Islandii

 

Okazało się, że będzie dużo trudniej niż sądzono nadać pięknemu blondynowi, eks-aniołowi stróżowi, nową toż­samość i przygotować go do życia wśród ludzi. Pojawił się przecież jako dorosły mężczyzna, a przybył dosłownie znikąd. Już samo znalezienie dla niego nazwiska nastrę­czało problemów. Minęło bardzo, bardzo wiele czasu od tamtej pory, kiedy prowadził ziemski żywot, i nazwisko, którego wówczas używał, było obecnie po prostu nie do przyjęcia. Wtedy bowiem był kobietą i jego ówczesne imię można by teraz przetłumaczyć jako Gustava.

On sam zresztą pragnął nosić jakieś wspaniałe imię i ca­ła rodzina przyznawała mu rację.

-              No, bo nie możemy się do niego zwracać per Kalle czy Sunę, czy jakimś podobnym, równie współczesnym imieniem - dowodziła Taran, która w tej sprawie była bardzo ważną stroną. - To po prostu do niego nie pasuje.

Uriel siedział na skrzyni przywiezionej z Christianii, której jeszcze nie zdążyli rozpakować. Powtarzał nieu­stannie, że podobają mu się wyłącznie wspaniałe imiona z czasów króla Artura. Galahad, Gawain, Lancelot, Tri­stan, Parsifal...

Taran jednak miała powyżej uszu wszelkiego rodzaju rycerzy i ich spraw, protestowała, więc stanowczo.

-                     A dlaczego nie Adalbert? - zaproponowała babcia Theresa i Uriel spojrzał na nią z zainteresowaniem.

              Taran to się nie podobało.

              - Nie! A poza tym dzisiaj nikt już nie używa formy Adalbert, a to już brzmi zupełni inaczej. Nie wujku Erlingu, Genzeryk także nie! To było piękne imię dla wodza Wandalów, ale posłuchajcie, jak to brzmi we współczesnym języku norweskim. Ludzie zaczną go pytać, jak mu się nosi pulower* ( w języku norweskim genser oznacza sweter wkładany przez głowę, pulower ( przyp. tłum.). Czy nie moglibyśmy mu znaleźć jakiegoś bardziej norweskiego imienia?

- Fjodolf brzmi bardzo norwesko – zaproponował Rafael z szelmowskim błyskiem w oku i taran cisnęła w niego podróżną poduszką.

 

              By dotrzeć na czas do Bergen i nie spóźnić się na powitanie statku płynącego z Islandii, musieli odłożyć na bok wszystko, co w jakikolwiek sposób wiązało się z weselem. Babcia Teresa prosiła Taran, by pamiętała o swoim panieńskim honorze i mogła z podniesionym czołem stanąć w bergeńskim kościele przystrojona w dziewiczy wianek. Dobrze znała swoją wnuczkę i nie miała wątpliwości, że takie napomnienia są jak najbardziej na miejscu.

              Ponadto Uriel i Taran powinni lepiej się nawzajem poznać, zanim zdecydują się na tak poważny krok, jak małżeństwo zawierane na cale życie. Podroż miała być dla nich czasem prawdziwej próby.

              I rzeczywiście, była to próba. Ale przeszli przez nią śpiewająco. NO może czasami pojawiały się jakieś mniej czyste tony, ale jednak. Zdarzyło się kiedyś, że mówili sobie dobranoc przed drzwiami pokoju Taran w gospodzie... Ale wszystko zakończyło się bardzo dobrze. Jeśli tak można określić błyskawiczną ucieczkę Uriela do swego pokoju. Podobnie jak wiele młodych panien Tarana wypróbowywała swe uwodzicielskie sztuczki, by widzieć, jak jej ukochany traci panowanie nad sobą. Niebezpieczeństwo polega tu na tym, że dziewczyna sama poddaje się czarowi chwili i dość łatwo przekracza wyznaczone granice.

              Taran również kilkakrotnie przeżyła szok, gdy posunęła się zbyt daleko. Nie miała pojęcia, jakie erotyczne siły w niej drzemią, trwała w przekonaniu, ze zawsze i wszystko jest wstanie kontrolować.

              A to, niestety, nieprawda. Kiedy Uriel tamtego wieczora opuścił ją pospiesznie, długo w noc siedziała w pokoju, zdumiona intensywnością ognia, trawiącego jej ciało.

              Ostatecznie pod koniec podróży nieustannie trzymała go, co najmniej na odległość ramienia od siebie. W obawie, ze to ona sama doprowadzi do skandalu.

              Początkowo Uriel czuł się zraniony. Później jednak okazywał zrozumienie. Erling twierdził, ze Uriel krąży z nieustannym uśmieszkiem na wargach i z miną zadowolonego kota.

              Ale dotarli na miejsce bez przeszkód i cnota nie została narażona na szwanki.

              Wciąż jednak pozostawał najtrudniejsze, a mianowicie jak ulokować Uriela we współczesnym społeczeństwie. Musiał w końcu odłożyć na bok anielskie maniery i stać się istotą materialną. Wszystko jedno jakim sposobem.

 

              Żadna z tych nowych spraw, imię, zawód ani status społeczny, nie została rozstrzygnięta, gdy znaleźli się na w końcu na nabrzeżu bergeńskiego portu, by witać płynący z Islandii szkuner. Villemann machał im radośnie z pokładu, oni odpowiadali tym samym.

-         Na szczęście wszyscy są – westchnęła Theresa z ulgą.

-         Nie widzę tylko Nera – szepnęła Taran zaniepokojona.

W tej samej chwili olbrzymi psi łeb oraz dwie czarne łapy ukazały się na relingu tuż obok Dolga.

-         Jakby cię usłyszał – mruknął Erling. – Co by mnie zresztą wcale nie zdziwiło.

Statek podszedł do nabrzeża. Po obu stronach, i wśród powracających, i wśród oczekujących, wyczuwało się niepokój. Taran zastawiała się, jak też ojciec i mama przyjmą Uriela, kiedy usłyszą, ze jest aniołem naprawdę, a nie tylko w przenośni. Uriel również się niepokoił czekającym go spotkaniem z najbliższą rodziną Taran. Villemann szukał wzrokiem Danielle i doznał ukłucia w sercu, gdy stwierdził ponownie, jaka jest drobna i maleńka, jaka bezradna i cudownie urodziwa. Danielle natomiast próbowała pochwycić wzrok Dolga, on jednak wołał coś do Erlinga i dla niej nie miał czasu. Był taki nieprawdopodobnie przystojny, kiedy się uśmiechał. Na ten widok Danielle ogarniała jakaś nieokreślona tęsknota i serce zaczynał jej bić mocniej. Ale on uśmiechał się do niej tak rzadko...

Danielle ubóstwiała Dolga od czasu, kiedy uratował ją i Rafaela z więzienia Virneburgów, co miało miejsce mniej więcej dziesięć lat temu. Wtedy go podziwiała. Teraz jej ubóstwienie przerodziło się w smutną, bolesną, budzącą poczucie pustki miłość. Czuła tę pustkę dlatego, że on nigdy nawet najmniejszym gestem nie dał do zrozumienia, iż byłby skłonny jej uczucia podzielać, że byłby zdolny do czegoś więcej niż tylko siostrzano-braterskie przywiązanie. A to sprawiało ból, czasami trudny do zniesienia.

Miłość Danielle do Dolga była czysto platoniczna. Dziewczyna marzyła o tym, by mieszkać razem, towarzyszyć mu zawsze, by obejmował ją i przytulał i by mogła mu kłaść głowę na piersi. On gładziłby ją delikatnie po głowie i szeptał pełne miłości słowa.

Dalej w swoich romantycznych marzeniach się nie posuwała. Danielle prowadziła życie spokojne, nie miała wiele kontaktów ze światem i wciąż mało co wiedziała o sprawach dorosłych ludzi. Jeden jedyny raz nadarzyła się okazja, by dowiedziała się, że istnieje coś więcej. Było to w ciągu tych kilku chwil, gdy w lesie spotkała Sigiliona. Wszystko trwało wprawdzie zbyt krótko, by zdążyła zobaczyć niego ogromny męski organ, ale promieniująca z niego zmysłowość wywołała w niej nie znane  dotychczas drżenie całego ciała. Gdyby wtedy została nieco dłużej i przyjrzała się uważniej... Może by potrafiła zrozumieć.

Ale wszystko wydarzyło się tylko ten jeden raz i nigdy więcej. Może więc sprawy miały się tak, że Danielle nieświadomie pragnęła być z Dolgiem, bowiem on w tych akurat sprawach oznaczał całkowite bezpieczeństwo? Dolg był bohaterem , o którym romantyczne dziewczyny mogły marzyć i niczym to nie groziło. Jeśli chodzi o stronę życia, które młody damy przyprawia o drżenie, o to nieznane, czego istnienie tylko czasami się przeczuwa, to bliskość Dolga nie stanowiła żadnego zagrożenia.

Danielle spoglądała teraz na niego w pełnym podziwu uniesieniu. Był tak cudownie zbudowany, z tą twarzą jak wyrzeźbioną ze złocistej kości słoniowej, od której wspaniale odbijały się czarne jak smoła, wielkie, lekko skośne oczy. Usta, niebywale kształtne, uśmiechały się do oczekującej rodziny, która nie widziała go od tak dawna. Uśmiechały się również do niej, Danielle, ale Dolg nikogo nie wyróżniał. Danielle nie była dla niego nikim specjalnym. Och, mogłaby umrzeć ze szczęścia, i z rozczarowania!

Tiril przyglądała się swojej matce, zatroskana, czy Theresa się zbyt mocno nie postarzała, jakby chciała sprawdzić, ile jeszcze czasu zostało im razem. Za nic nie chciałaby jej utracić. Ale Theresa wyglądała dokładnie tak jak zawsze, szczęśliwa ze swoim Erlingiem i przybranymi dziećmi, Danielle i Rafaelem. Nic w jej wyglądzie nie budziło niepokoju.

Móri, który wiedział, że podczas ich nieobecności Taran przeżyła w Norwegii nieprzyjemne przygody, odetchnął z ulgą na widok rozpromienionej twarzy córki

Rafael zmarszczył brwi.

-    Co jest z Dolgiem? – zastanawiał się głośno

-   Właśnie myślałam o tym samym – powiedziała Theresa. – Wydaje się jakiś jakby niepodobny do siebie.

Uriel na nic takiego nie zwrócił uwagi, ale on przecież nigdy jeszcze Dolga nie widział. Wszyscy pozostali zaś byli wyraźnie zaniepokojeni.

-    Nie wydaje mi się, żeby coś w nim przygasło – mówiła Taran w zamyśleniu. – W dalszym ciągu sprawia nieziemskie wrażenie. Powiedziałabym raczej, ze pojawiły się jakieś nowe cechy, choć nie umiem tego określić.

-         Tak jest – poparła ją Theresa. – Stał się jakby wyraźnie władczy.

-    Masz rację. – Erling też zauważył to samo. – Ale to nie jest złe pragnienie władzy, raczej... autorytet.

Rafael kiwał głową.

              -    To wprost od niego promieniuje. Siła i władza. Zastanawiałem się, jak do tego doszło. I dlaczego

              Statek przybił do brzegu. Villemann wyskoczył, zanim jeszcze ustawiono trap. Nero poszedł za jego przykładem. Na szczęście obaj wylądowali na kei.

              Kiedy już wszyscy wysiedli i wielka ceremonia powitalna dobiegła końca, Theresa szepnęła do Móriego:

-         Co się stało z Dolgiem? Wszyscy się nad tym zastanawiamy.

-         Zauważyliście ? Wy także? Po raz pierwszy zwróciliśmy na to uwagę na morzu, podczas podróży. To jakaś niezwykła władczość w jego zachowaniu, w wyglądzie, prawda?

-         Właśnie.

-         Ale nie ma w tym ani odrobiny zła – szepnął Móri. – To po prostu siła.

Theresa zgadzała się z nim, mimo to nie mogła przestać się dziwić.

-         O wszystkim opowiemy wam później – zakończył Móri uspokajająco.

Tiril przyglądała się uważnie Urielowi. Zauważyła, że wargi młodzieńca poruszają się w bezgłośnej modlitwie, po łacinie, co pewnie bardzo musi cieszyć jej matkę. Gdzież to Taran go wynalazła?

Wszyscy nowo przybyli słyszeli już sporo na temat Uriela od pani powietrza, ale żeby to miał być prawdziwy anioł stróż? Na myśl o tym uśmiechali się ukradkiem. Znowu fantazja i dziwne marzenia Taran, to oczywiste!

Już tutaj, na nabrzeżu bergeńskiego portu, wszyscy witali go serdecznie jako nowego członka rodziny, a jeśli żywili jakieś wątpliwości, to się one powoli rozwiewały. Anioł? Głupstwa! To po prostu wspaniały młody mężczyzna, nic więcej. Widzieli oto jego zgrabną sylwetkę o długich do ramion włosach i niebieskich, ufnych oczach. Jego ogromne zauroczenie Tarana miało najzupełniej ziemski charakter.

Bądź dla niego dobra, Taran, myślał Móri.

-         No córeczko, tym razem miałaś szczęście - powiedziała Tiril ze śmiechem. – Witaj w rodzinie, Urielu, mój zięciu!

On uśmiechał się także, uszczęśliwiony, choć skrępowany. Wszyscy okazywali mu tyle sympatii.

I tylko brat Taran, Dolg, wpatrywał się w Uriela z wyrazem powagi w oczach.

On wie, pomyślał anioł lekko przestraszony. On wie, ze nie jestem całkiem z tego świata. Ale czy rozumie, kim jestem tak naprawdę? Czy domyśla się, że ma do czynienia w najdosłowniejszym sensie, z zabłąkanym aniołem stróżem?

A poza tym ty, mój przyszły szwagrze, też nie jesteś całkiem ziemski, trzeba powiedzieć. Kimkolwiek jednak jesteś, to nie należysz do rodu aniołów. Do przeciwnej strony zresztą także nie. Czy to prawda, co mówi Taran, ze w twoich żyłach płynie krew jakiejś wymarłej rasy? Gotów jestem uwierzyć, ze mówi prawdę.

Villemann, gdy tylko znalazł się na lądzie, szukał wzrokiem Danielle. Tak bardzo chciałby się przekonać, czy do niego tęskniła. Ona jednak widziała wyłącznie Dolga. Villemann czuł, że serce przygniata mu bardzo ciężki kamień. Tyle tęsknoty!. Tyle marzeń! A Dolg nawet nie spojrzy w jej stronę. Villemann widział, że nadzieja gaśnie również w oczach Danielle.

To sprawiało mu ból. Podwójny. Cierpiał za siebie i za nią również.

Villemann, bowiem miał dobrą i szczerą duszę, w której nie było miejsca na zazdrość. Odczuwał jedynie żal na myśl o ukochanej Danielle.

Opanował się jakoś i bardzo serdecznie uściskał babcię. Jakby ona właśnie najlepiej go rozumiała.

-    &#x...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin