O Annie Świrszczyńskiej; Fragment książki Czesława Miłosza Jakiegoż to gościa mieliśmy.doc

(38 KB) Pobierz
Fragment książki Czesława Miłosza Jakiegoż to gościa mieliśmy, poświęconej twórczości poetyckiej Anny Świrszczyńskiej

Fragment książki Czesława Miłosza Jakiegoż to gościa mieliśmy, poświęconej twórczości poetyckiej Anny Świrszczyńskiej
(Wydawnictwo Znak, Kraków 1996).

 

 

Budowałam barykadę [Anny Świrszczyńskiej] jest książką straszliwą. Jeżeli [jej] cykl Wojna daje się jeszcze czytać, bo składają się na niego wyodrębnione sytuacje zła i cierpień, to nagromadzenie obrazów piekła w tym zbiorze wykracza poza wytrzymałość czytelnika i każe zapytać, czy nie są tu pogwałcone zasady, dzięki którym literatura jest literaturą. W światowym piśmiennictwie nie brak opisów rzezi i zbiorowych nieszczęść, choć w takich dziełach jak Iliada forma heksametru niejako przesłania nagą rzeczywistość. Inne wielkie katastrofy otrzymują przynajmniej dystans kroniki: oblężenie Jerozolimy przez Rzymian według Józefa Flawiusza, podbój państwa Azteków przez Hiszpanów, dżuma w Londynie, wojna okopów 1914-1918. Czytałem kiedyś (nigdy nie wydany) polski pamiętnik kogoś, kto jako żołnierz niemiecki walczył pod Verdun. Ani to, ani Ogień Hénri Barbusse'a, ani Na zachodzie bez zmian Remarque'a nie mogą się równać tragizmem ze Świrszczyńską, zapewne dlatego, że są kroniką wojny, bez udziału cywilów, dzieci i kobiet. [...] Świrszczyńska stara się odtworzyć postacie i sytuacje w jakiś sposób dla tego wydarzenia typowe i za ich pośrednictwem uchwycić całość.[...]

 

Budowałam barykadę jest literaturą dzięki kompozycji, w której przeplatają się jasność i ciemność, nadzieja i rozpacz, a przebieg powstania znajduje wyraz w podziale, niby tragicznej sztuki, na akty. Wstęp i trzy części odpowiadają mniej więcej trzem tematom:

1.       Walka i ludzie w niej;

2.       Oczyma pielęgniarki;

3.       Klęska.

Ocena moralna i polityczna jest sprowadzona do minimum, jednak istnieje. Otwiera całość wiersz Ostatnie polskie powstanie. Dlaczego "ostatnie"? Skąd ona wie? Jest w tym świadomość historycznej doniosłości wydarzenia, które zakończyło pewien okres w dziejach kraju, zakreślając wyraźną linię, za którą wrócić już nie można, co zdaje się zakładać, że skończyła się jedna Polska, a zaczęła się inna, obarczona traumatycznym przeżyciem zbiorowym. W niejakim sensie Budowałam barykadę jest żałobną pieśnią pożegnalną:

OSTATNIE POLSKIE POWSTANIE

Wyznaniem osobistym jest wiersz Do mojej córki:

Również wyznaniem autorki jest Moja pokora:

 

Paroma kreskami są narysowane portrety - tych, którzy się boją, a jednak budują barykadę, łączniczek, z których większość ginie, żołnierzy czternasto- i piętnastoletnich, harcerzy i harcerek. Są nawet dwa wiersze o dziecinnych marzeniach nastolatek: umierająca harcerka prosi koleżanki, żeby ją ubrały w sukienkę z koronką, bo nigdy nie była na balu. Młodociana sanitariuszka zasypiając myśli, że gotowa jest zginąć wiele razy, byle ludzie już nie musieli umierać. Przy całym tonie żałobnym tego dzieła jest w nim też ton ekstatyczny, podziwu dla wspaniałości człowieka, jeżeli jest zdolny do aktów czystego samopoświęcenia. Forma poematu prozą zostaje zarzucona, jakby była zanadto dopracowana, i zastępuje ją jak najbardziej "przeźroczysty" wiersz wolny. Warto się zastanowić nad nieprzystosowaniem poezji rymowanej czy w ogóle inkantacyjnej do takich zadań.

Zagłada całego miasta jako temat. To znaczy, że trzeba sięgnąć jak najszerzej, wydobywając z wnętrzności miasta to wszystko, co normalnie pozostaje zakryte, a co jedynie w ogniu i pyle rozpadających się kamienic staje się jawne. Wiadomo, że trudniej jest opisywać dobro i bohaterstwo, znacznie łatwiej zło i egoizm, toteż uwagę czytelnika przyciągają w pierwszym rzędzie sceny, w których człowiek sprowadzony do odruchów elementarnych, zadaje kłam zbyt górnym o nim wyobrażeniom. Mężczyzna ginie, kiedy kradnie futra z rozbitego sklepu, doktór nie pójdzie do rannego, dlatego że boi się przebiec przez ulicę, matka nie odpowie na prośbę umierającego syna-żołnierza, żeby przyszła, żona, której męża zabiło, zaprasza na noc sąsiada, bo boi się być sama, kobieta żąda biżuterii w zamian za chleb i mleko dla dziecka, narzeczony przestaje odwiedzać tę, która żywcem gnije od rany, zakochani widzą swoje twarze przerażonych zwierząt i w strachu, kiedy każde na własną rękę szuka ocalenia, kończy się ich miłość. Nawet Człowiek i stonoga:

Wielu z tych, co tak sobie mówili, zginęło w zasypanych bombą piwnicach, ten motyw głosów spod gruzów i daremnych prób odkopania powtarza się kilka razy.

Żeby prawdzie stało się zadość, nie brak zwyczanej chciwości. Podając te przykłady spostrzegam, że łatwiej cytować, niż streszczać, tak duża jest zwięzłość. Na przykład w wierszu Pan Bóg ją ocalił:

 

Równocześnie jednak pełno przykładów troski o bliźniego - u sanitariuszek, które pod ostrzałem noszą rannych, u dziewczyny-żołnierza, która dźwiga na plecach rannego kanałami, u dwóch sióstr garbusek, z których każda, umierając, myśli tylko, jak siostra bez niej sobie poradzi.

Część "szpitalna" ma w poemacie charakter najbardziej osobisty. "Byłam posługaczką w szpitalu bez lekarstw i bez wody," powiada autorka. Stąd udręka współczucia całkowicie bezradnego, kiedy chodzi się pomiędzy rzędami konających na podłodze i "poniewierają się klejnoty męstwa i nadziei." W pewnym sensie te obserwacje szpitalne składają się na traktat o umieraniu. Umieranie tym przede wszystkim się odznacza, że każde ciało jest "twierdzą zamkniętą na oczy i usta," wewnątrz której odbywa się zmaganie organizmu ze śmiercią, natomiast znika już wszystko naokoło, co nie jest częścią tego ostatecznego wysiłku. jak u tego męża i żony, ktorzy konają w tej samej sali, ale każde jest zamknięte w swojej agonii, zupełnie oddzielone. W wierszu Dwudziestu moich synów żołnierze z raną brzucha to dwadzieścia brzuchów "walczących na zęby z nicością." I jeszcze jedno spostrzeżenie się nasuwa: w całym poemacie, ale zwłaszcza w części "szpitalnej," ciągle narzuca się kontrast pomiędzy życiem i materią nieożywioną. Ciało ludzkie jest zadziwiająco kruche, kiedy sprzymierzą się przeciwko niemu metal bomb, kul i pocisków artyleryjskich z twardością walących się murów, spadających cegieł i kamieni.

Autorka zrealizowala swój zamiar złożenia świadectwa i wystarczy trochę wyobraźni, żeby z poszczególnych fragmentów, które udało się jej utrwalić, odtworzyć całość wydarzenia. Pomija jednak pewien aspekt tamtych dwóch miesięcy, co wydaje mi się godne uwagi. Jak wiadomo, katolicyzm dość silnie uczestniczył w powstaniu, księża odprawiali msze, słuchali spowiedzi, udzielali sakramentów, brali udział w pogrzebach. Oczywiście u Świrszczyńsklej ludzie w trwodze się modlą, jednak zabrakło miejsca dla religii zorganizowanej. A chyba wiara religijna wpływała jakoś na zachowanie się zwłaszcza harcerzy i harcerek? Z artystycznego punktu widzenia to pominięcie wychodzi na korzyść, redukując bogoojczyźniany patos. Powstanie było przecież krzykiem Hioba: gdzie Bóg, który na takie nieszczęście pozwala? Jego wyroki zyskują odcień ironiczny, jak kiedy ratuje kobietę, która ukradła dolary. Cierpienie niewinnych - olbrzymi to temat i autorka go nie podejmuje. Świętość i męczeństwo dokonują się pod pustym niebem. [...]

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin