Rowling J K - HP 7 - Harry Potter i Smiertelne Relikwie.PDF

(5026 KB) Pobierz
Microsoft Word - Rozdział 00 Dedykacja.doc
Rozdzia 00.
Dedykacja
Dedykacja tej ksiki rozbita jest na siedem:
Dla Neila,
Jessici,
Davida,
Kenzie,
Di,
Annie
i dla Ciebie,
jeli wytrwa z Harrym
do samego koca
Dziedziczny grzechu nasz!
Kltwa to twoja stra,
O ty najkrwawsza z ran!
Komu wytchnienie dasz?
12651587.001.png
Któ twego bólu pan?
Tylko Atrydów pód,
Rozetnie dawny wrzód:
Dziedzicu, dom swój lecz!
Bogów tu wzywam wprzód,
By twój nie chybi miecz.
O mieszkacy tych podziemnych stref!
Jeli dotar do was przysig zew,
Dajcie dzieciom pomci ojca krew!
Ajschylos, Ofiarnice
tum. J.Kasprowicz
mier to tylko podró, a przyjaciele, wyruszajc za morze, wci pozostaj w nas, bowiem s
oni niezbdn czci mioci i ycia, czyli tego, co wszechobecne. Przyjaciele widz swe
twarze w boskim zwierciadle, a ich zwizek jest wolny i czysty. To najwiksza zaleta
przyjació, bo cho mówi si, e umarli, ich przyja i wsparcie s, w najlepszym tego sowa
znaczeniu, zawsze obecne, bo niemiertelne.
William Penn, Owoce samotnoci
tum. P.Darski
Rozdzia 01.
Czarny Pan ronie w si
Dwaj mczyni pojawili si znikd, o par jardów od siebie, na wskiej alei zalanej wiatem
ksiyca. Przez moment tkwili w bezruchu, celujc w siebie ródkami, a po chwili,
rozpoznawszy siebie nawzajem, schowali ródki pod szaty i ruszyli szybkim krokiem w tym
samym kierunku.
- Nowiny? - zapyta wyszy.
- Najlepsze - odpar Severus Snape.
Z lewej strony alejka ograniczona bya przez dzikie, poce si jeyny, z prawej przez
wysoki, starannie przystrzyony ywopot. Krokom obydwu mczyzn towarzyszy opot
peleryn.
- Ju mylaem, e si spóni - rzek Yaxley, jego nieruchoma twarz to pojawiaa si w
jasnym wietle ksiyca, to gina w cieniu konarów zwieszajcych si nad drog. - Byo
trudniej, ni si spodziewaem. Ale mam nadziej, e bdzie zadowolony. Bo ty wydajesz si
tego pewny?
Snape przytakn, ale nie podj tematu. Skrcili w prawo, w szeroki podjazd odchodzcy od
alei. Wysoki ywopot zakrca wraz z nimi i bieg dalej, poza wspania bram z kutego
elaza, zagradzajc przejcie. aden z nich jednak nie zwolni kroku, w milczeniu kady
12651587.002.png
uniós lew rk, niejako w gecie powitania i przeszli przez bram, jakby ciemny metal by
jedynie dymem.
Cisowy ywopot wygusza ich kroki. Gdzie po prawej stronie co zaszelecio, Yaxley
uniós ródk, celujc w mrok ponad gow towarzysza, ale okazao si, e ródem haasu
by tylko nienobiay paw, kroczcy majestatycznie po ywopocie.
- Ten Lucjusz to umie si urzdzi. Pawie... - prychn Yaxley, chowajc ródk.
Elegancka rezydencja ukazaa si na kocu prostej alei, w otaczajcej ciemnoci byszczay
wiata zza krysztaowych szyb w oknach na parterze. Gdzie w ciemnym ogrodzie szemraa
fontanna. wir chrzci im pod stopami, gdy Snape i Yaxley pieszyli w kierunku drzwi
frontowych, które otwary si przed nimi, cho nie byo przy nich nikogo widzialnego.
Korytarz by duy, sabo owietlony i wystawnie urzdzony, cudowny dywan przykrywa
wikszo kamiennej podogi. Oczy wiszcych na cianach portretów o bladych twarzach
ledziy przechodzcych mczyzn. Zatrzymali si przed cikimi, drewnianymi drzwiami,
prowadzcymi do nastpnej komnaty, na uamek sekundy zawahali si, a potem Snape
nacisn brzow klamk.
Wielki salon wypeniali milczcy ludzie, siedzcy przy dugim, rzebionym stole. Pozostae
meble beztrosko zsunito pod ciany. Pokój owietlony by tylko ogniem buzujcym w
eleganckim kominku, nad którym umieszczono lustro w zoconych ramach. Snape i Yaxley
zatrzymali si na chwil w progu. Gdy ich oczy przyzwyczaiy si do ciemnoci, zauwayli
najdziwniejszy element scenografii: posta ludzk, wiszc do góry nogami nad stoem i
obracajc si powoli. Nieprzytomny czowiek, jakby zawieszony na niewidzialnej linie,
odbija si zarówno w lustrze, jak i w gadkiej, wypolerowanej powierzchni stou. adna z
osób siedzcych przy stole nie zwracaa uwagi na ten szczególny widok, z wyjtkiem bladego
modzieca, zajmujcego miejsce niemal dokadnie pod zawieszonym ciaem. Wydawao si,
e chopak nie moe si powstrzyma od nieustannego zerkania na nie.
- Yaxley, Snape. - Wysoki, czysty gos dobieg wprost sprzed kominka, nowo przybyli z
pocztku mogli dostrzec jedynie sylwetk mówicego. Jednak gdy si zbliyli, zajaniaa w
ciemnoci jego twarz, bezwosa, przypominajca pysk wa - z wskimi szczelinami w
miejsce nosa i czerwonymi oczami o pionowych renicach. By tak blady, e wydawao si,
e emituje z siebie perowy blask.
- Severusie, tutaj - rzek Voldemort, wskazujc miejsce po swojej prawicy. - Yaxley, koo
Doohowa.
Obaj mczyni zajli wskazane miejsca. Wikszo zgromadzonych ledzia wzrokiem
Snape'a i to do niego pierwszego odezwa si Voldemort.
- A wic?
- Mój panie, Zakon Feniksa zamierza przenie Harry'ego Pottera z obecnej kryjówki w
nastpn sobot, o zmroku.
Zainteresowanie wokó stou stao si niemal namacalne. Niektórzy zamarli, inni zaczli si
krci, wszyscy wpatrywali si w Snape'a i Voldemorta.
- W sobot... O zmroku - powtórzy Voldemort. Czerwone oczy wpatryway si w czarne
oczy Snape'a tak intensywnie, e niektórzy z obserwujcych ich miercioerców odwrócili
wzrok, najwyraniej bojc si, e oni sami mogliby pa ofiar tego spojrzenia. Jednake
Snape spokojnie patrzy w twarz Voldemorta, a po chwili pozbawione warg usta Czarnego
Pana rozcigny si w czym na ksztat umiechu.
- Dobrze. Bardzo dobrze. A ta informacja pochodzi...
- ...ze róda, o którym bya mowa - odpar Snape.
- Mój panie...
Yaxley wychyli si, by spojrze wzdu dugiego stou na Snape'a i Voldemorta. Wszystkie
twarze odwróciy si do niego.
- Mój panie, syszaem co innego.
Yaxley czeka, lecz Voldemort nie odrzek nic, wic kontynuowa:
- Ten auror, Dawlish, da cynk, e nie bd przenosi Pottera a do trzydziestego, do wigilii
siedemnastych urodzin chopaka.
Snape si umiechn.
- Moje ródo donosi, e Zakon zamierza rozpuci faszywe tropy, to musi by jeden z nich.
Najprawdopodobniej na Dawlisha zostao rzucone zaklcie Confundus . To nie byby pierwszy
raz, powszechnie wiadomo, e on jest podatny.
- Zapewniam ci, mój panie, Dawlish wydawa si cakiem pewny.
- Jeli zosta potraktowany Confundusem , to oczywiste, e jest pewny - powiedzia Snape. -
Zapewniam ci, Yaxley, e Biuro Aurorów nie bierze ju udziau w ochronie Harry'ego
Pottera. Zakon uwaa, e przeniknlimy do Ministerstwa.
- No to przynajmniej w jednym si nie myl - zachichota nerwowo przysadzisty mczyzna
siedzcy nieopodal Yaxleya, tu i ówdzie wzdu stou odpowiedziay mu podobne chichoty.
Voldemort nawet si nie umiechn. Powdrowa wzrokiem do ciaa unoszcego si powoli
nad gowami zgromadzonych i wydawa si zatopiony we wasnych mylach.
- Mój panie - cign Yaxley. - Dawlish uwaa, e cay zastp aurorów wemie udzia w
transportowaniu chopaka...
Voldemort uniós du, bia do i Yaxley umilk natychmiast, patrzc niechtnie, jak
Czarny Pan odwraca si do Snape'a.
- Gdzie zamierzaj teraz ukry chopaka?
- W domu jednego z czonków Zakonu - odrzek Snape. - To miejsce, zdaniem mego
informatora, bdzie objte tak ochron, jak Zakon i Ministerstwo razem wzite s w stanie
mu zapewni. Uwaam, e kiedy ju si tam znajdzie, mae bd szanse, by go tam dopa,
mój panie, oczywicie, o ile Ministerstwo nie upadnie do przyszej soboty, co mogoby da
nam szans odkrycia i unieszkodliwienia takiej iloci zabezpiecze, by przedrze si przez
reszt.
- I có, Yaxley? - zapyta Voldemort przez stó, ogie z kominka wywoywa dziwne byski w
jego czerwonych oczach. - Czy Ministerstwo upadnie do przyszej soboty?
Ponownie wszystkie oczy zwróciy si do Yaxleya, który ukry gow w ramionach.
- Mój panie, mam dobre wieci w tej kwestii. Udao mi si - z trudnoci i wielkim wysikiem
- rzuci zaklcie Imperius na Piusa Thicknesse.
Wielu z siedzcych wokó Yaxleya byo pod wraeniem, jego ssiad, Doohow, mczyzna o
dugiej, wykrzywionej twarzy, poklepa go po plecach.
- Niezy pocztek - powiedzia Voldemort. - Ale Thicknesse to tylko jeden czowiek.
Scrimgeour musi by otoczony naszymi ludmi, zanim zaczniemy dziaa. Jedna nieudana
próba zamachu na ycie ministra powanie opóni mój plan.
- Tak, mój panie, to prawda, ale jak wiesz, jako szef Departamentu Przestrzegania Prawa
Thicknesse jest nie tylko w staym kontakcie z ministrem, ale równie z pozostaymi szefami
departamentów. Myl, e teraz, kiedy mamy pod kontrol urzdnika tak wysokiej rangi,
bdzie atwiej zdoby pozostaych, by dziaajc razem doprowadzili do upadku Scrimgeoura.
- O ile nasz przyjaciel Thicknese nie zostanie zdemaskowany, zanim przekabaci reszt. W
kadym razie, nadal pozostaje bardzo wtpliwym, e ministerstwo bdzie moje do przyszej
soboty. Jeli za nie dopadniemy chopaka w jego kryjówce, musimy tego dokona podczas
podróy.
- Tutaj te mamy przewag, mój panie - odpar szybko Yaxley, najwyraniej
zdeterminowany, by uzyska cho lad aprobaty. - Mamy swoich ludzi w Departamencie
Magicznego Transportu. Jeli Potter spróbuje si aportowa lub skorzysta z sieci Fiuu,
natychmiast si tego dowiemy.
- Nie zrobi nic z tych rzeczy - wtrci Snape. - Zakon unika kadego rodka transportu
kontrolowanego przez Ministerstwo, nie ufaj niczemu, co ma z nim zwizek.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin