Pro Fide Rege et Lege 06.pdf
(
277 KB
)
Pobierz
120927149 UNPDF
Jacek Bartyzel
„[…] Jeżeli przeto Redakcji organu konserwatywnej młodzieży nie zabraknie
cierpliwości w wysłuchiwaniu zrzędzeń konserwatysty zramolałego, postaram się z
równą cierpliwością wyjaśnić tak p. Gwieździe , jak i naszym wspólnym Czytelnikom,
czego to z kolei On, pomimo niewątpliwej bystrości i erudycji, nie rozumie. […]”
Spis treści
Artur Górski – Stanąć na wysokości zadania
Jacek Bartyzel – Polemika – Ceterum Censeo
Adam Gwiazda – Moje eksplikacje
Monika Wolska – Frak wśród waciaków.
Adam Gwiazda – Musimy być ortodoksyjnie wierni zasadom (rozmowa z Jackiem Dębskim)
Mirosław Skorupka – List do redakcji
3
5
10
12
14
17
Redakcja: Artur Górski, Adam Gwiazda, Andrzej Kaśmirowski
Adres do korespondencji:
www.konserwatyzm.pl
;
e-mail:
kzm@konserwatyzm.pl
Klub Zachowawczo-Monarchistyczny, ul. Żubrowa 7, 01-978 Warszawa
Konto bankowe:
Klub Zachowawczo-Monarchistyczny: 77-1240-1066-1111-0000-0006-1131
Opracowanie elektroniczne: Portal Młodzieży Prawicowej – www.xportal.pl (1 XI 2008 r.)
Pro Fide Rege et Lege
Numer 4 (6) AD 1989
Strona 2
Stanąć na wysokości zadania
Artur Górski
ako legalista uznaję każdą
władzę, która została wy-
brana według obowiązują-
cego prawa. W związku z tym,
kierując działalnością Klubu,
staram się nie wykraczać prze-
ciwko władzy, ale za swój obo-
wiązek uważam dążenie do
ideału władzy, jaki wyznaję
chia. Obawiam się jednak, że
prezydent z powodu swej ogra-
niczonej władzy, lecz także z
racji swego komunistycznego
pochodzenia, nie zdobędzie na-
leżytego autorytetu w społe-
czeństwie. Jak można być –
panie generale – mandatariu-
szem w przeważającej części
katolickiego narodu, nie będąc
mandatariuszem Boga?
Prezydent winien stać ponad
parlamentem, być źródłem wła-
dzy. Jako nadrzędny element
władzy nie powinien angażo-
wać się w walki partii, stron-
nictw, czy związków zawodo-
wych. Powinien w sposób nale-
żyty koordynować ich działal-
ność i jako zwierzchnik winien
je godzić oraz jednoczyć. Oba-
wiam się jednak, że stanie się
on elementem przetargowym
między poszczególnymi siłami
w parlamencie. Najpierw jedni
nie mieli interesu w powołaniu
tego ciała, a drudzy twardo
optowali za jego ustanowie-
niem. Teraz ci, co byli przeciw-
ko, będą domagać się, by był
on silny, stanowczy, a po cichu
„swój człowiek”, gdy z kolei ci
drudzy będą dążyć do osłabie-
nia jego władzy i wpływów.
Wszyscy przy tym będą starali
się doprowadzić do tego, by
był im uległy. Niewątpliwie, je-
śli prezydent będzie chciał
przypodobać się swym poten-
cjalnym wyborcom, by za sześć
lat znów go powołali na tę
funkcję, stanie się im uległy.
Ciekawe jednak, czy pan gene-
rał będzie potrał być uległym
tym, co z dnia na dzień tracą
wpływy, tym, co „zdradzili”
jego ideowych pobratymców,
lub tym, których – niekoniecz-
nie w głębi serca – nie lubi.
Prezydent korzystając z licz-
nych prerogatyw ma predyspo-
zycje do przeprowadzenia kon-
solidacji narodu, choć oczywi-
ście mniejsze, niż miałby król.
Do przeszkód wcześniej wy-
mienionych można dorzucić
jeszcze jedną. W wyborach pre-
zydenckich zainteresowane by-
ły i będą państwa ościenne,
mocarstwa, które za pośrednic-
twem idei, pieniędzy i ludzi
będą starały się wpłynąć na
wybór dogodnego człowieka.
(Przy dziedzicznym monarsze
problem ten odpada).
Co się zaś tyczy konkret-
nych prerogatyw, to uważam,
że prezydent musi: za przykła-
dem króla być naczelnym wo-
dzem armii (obecnemu prezy-
dentowi nikt nie może zarzucić
niefachowości), regulować sto-
sunkami międzynarodowymi i
zawierać traktaty, obok sejmu i
rządu mieć inicjatywę ustawo-
dawczą, podpisywać ustawy
wymagające kontrasygnaty,
mianować nieusuwalnych sę-
dziów oraz ministrów, przez
których sprawowałby władzę, a
którzy byliby odpowiedzialni
tylko przed nim. Pewna część
senatorów także powinna być z
jego nominacji. Co się zaś ty-
czy sejmu, musi zwoływać go
w ustalonych terminach, lecz
również może rozwiązać go
wedle uznania.
Tych kilka zdań ostatecznie
winno naświetlić moje wyobra-
żenie o głowie państwa, którą
nazwano umownie: prezydent.
W tym roku polityczny ob-
raz Polski został wzbogacony o
funkcję prezydenta. To novum
nie ma jeszcze wyraźnego obli-
cza. Abstrahując od osoby pre-
zydenta – choć nie do końca –
mam własne wyobrażenie tej
funkcji oparte na poglądach
moich ideowych antenatów.
Rzecz jasna w perspektywie hi-
storycznej widzę prezydenta,
jako twór przejściowy. Jeśli
jednak Bóg obdarzył polski na-
ród, a więc i mnie, funkcją pre-
zydenta, muszę starać się, a
przynajmniej nie przeszkadzać,
by spełniła ona swoją rolę.
Prezydent nie może być re-
prezentantem części społeczeń-
stwa, jednej partii; nie może
być wyrazicielem interesów,
aspiracji i poglądów zamkniętej
grupy; nie może stylizować się
na „ojca” całego narodu. Musi
być rzeczywistym reprezentan-
tem narodu i państwa, faktycz-
nym ojcem narodu. Prezydent
winien być urzeczywistnieniem
silnej władzy państwowej.
Władza ta winna być oparta nie
na sile bagnetów, które odbie-
rają zaufanie, nie na masach,
które ją wyniosły, bo równie
dobrze mogą ją znieść, lecz na
naturalnym autorytecie instytu-
cji, która trwa, jest niezmienna
i niezachwiana, niczym monar-
Pro Fide Rege et Lege
Numer 4 (6) AD 1989
Strona 3
J
Zobaczymy, czy polscy prezy-
denci staną na wysokości zada-
nia.
Żadnej władzy nie życzę
źle, a tym bardziej takiej, która
jeszcze się nie skompromito-
wała, a tym bardziej takiej, na
której czele stoi katolik. Jed-
nakże uważam, że zarówno
głowa państwa, jak i szeroko
pojęta władza muszą na swój
autorytet zapracować, udowod-
nić społeczeństwu i sobie, że
wybór był słuszny. Słuszność
wyboru zaś będzie mierzona
głównie sukcesami gospodar-
czymi.
Jestem przekonany, że tylko
wprowadzenie całkowicie wol-
nego rynku może przyczynić
się do podniesienia stopy ży-
ciowej i zadowolenia tzw. mas.
Tonie prawda, że nasza gospo-
darka nie wytrzyma „końskiej
kuracji” kapitalizmu, skoro ja-
koś przeżywa „kurację marksi-
stowską”. Dopóki będzie ist-
niała niczym nie ograniczona,
chroniona prawem wymiana
między jednostkami, gospodar-
ka nie ma prawa upaść. Wycho-
dzenie z kryzysu inną metodą
niż radykalna będzie trwało ok.
100 lat. Może uratować nas tyl-
ko kapitalizm i prawdziwi eko-
nomiści. Ponieważ jednak
nowo wybrany premier nie jest
znawcą ekonomii ani nie wyda-
je się być silną indywidualno-
ścią potraącą iść konsekwent-
nie i przebojem raz wybraną
drogą, drogą wyznaczoną przez
ekonomistów – zwolenników
kapitalizmu – odnoszę się scep-
tycznie do oczekiwanej (głów-
nie przez społeczeństwo) go-
spodarczej poprawy. Olbrzy-
mim sukcesem nowego premie-
ra i jego gabinetu będzie nie-
wielka poprawa sytuacji rynku.
W całokształcie przemian
politycznych także jestem
ostrożny, a szczególnie, jeśli
chodzi o ocenę procesu demo-
kratyzacji. Z jednej strony uwa-
żam, że głoszona przez obecny
parlament demokracja stanie
się faktem, gdy zaistnieją na
arenie politycznej partie prawi-
cy: konserwatywna (liberalna) i
narodowa Jednakże z drugiej
strony obawiam się, że nad-
mierna demokratyzacja może
przyczynić się do rozwoju ru-
chów radykalnych o tenden-
cjach anarchistycznych podko-
pujących lary każdego pań-
stwa: Kościół, rodzinę, armię; a
także może spowodować różne
negatywne następstwa o któ-
rych wielokrotnie można było
przeczytać na łamach „Pro
Fide, Rege et Lege”.
Tymczasem jednak mam na-
dzieję, że władza będzie rządzi-
ła rozsądnie, a społeczeństwo
stanie na wysokości zadania
zarówno teraz, jak i w przy-
szłości wobec propozycji kon-
serwatystów
Pro Fide Rege et Lege
Numer 4 (6) AD 1989
Strona 4
Polemika –
Ceterum Censeo
Jacek Bartyzel
(p. Adamowi G. w odpowiedzi)
[…]
eżeli przeto Redakcji orga-
nu konserwatywnej mło-
dzieży nie zabraknie cier-
pliwości w wysłuchiwaniu
zrzędzeń konserwatysty zramo-
lałego, postaram się z równą
cierpliwością wyjaśnić tak p.
G., jak i naszym wspólnym
Czytelnikom, czego to z kolei
On, pomimo niewątpliwej by-
strości i erudycji, nie rozumie.
uświadomionego konserwaty-
sty jest staranie o maksymalną
„arystokratyzację” demokracji i
„przesycanie” jej pierwiastka-
mi ładu naturalnego; równole-
gle zaś wytrwała praca forma-
cyjno-wychowawcza wśród eli-
ty umysłowej, rokująca nadzie-
ję, że zdoła ona kiedyś prze-
zwyciężyć w sobie i wokół sie-
bie egalitarny konstruktywizm
społeczny, i wyprowadzić nas z
tych ciężkich, bezkrólewskich
czasów. Supozycja moja nie za-
wiera więc nic takiego, co by
konserwatyście (i rojaliście)
nakazywało deptać własny
sztandar, a co więcej, to wła-
śnie przekonanie, iż pewien
ideał społeczny można urze-
czywistnić za jednym „zama-
chem”, zbliża niebezpiecznie
do granicy, za którą rozpościera
się domena konstruktywistycz-
nej utopii; kłóci się też najwy-
raźniej z postawą chrześcijań-
skiego realizmu, który nakazu-
je nam szczepić dobro w naj-
bardziej nawet niekorzystnej
sytuacji, a zatem licząc się z
ograniczonością naszych doko-
nań tu i teraz. Cóż natomiast
proponuje mój Polemista w za-
mian? „Dyktatura”, kilkadzie-
siąt arystokratycznych rodzin i
bliżej nieokreślony „przymus
ekonomiczny”! Pytani więc
„naiwnie”: czy ten „trochę bar-
dziej reakcyjny” polski Pino-
chet to niedawny przewodni-
czący WRON, czy też pojawi
się on na zaklęcie p. G. na za-
sadzie „deus ex machina”? A
czy wzmiankowane rodziny
arystokratyczne to na przykład
rodziny aktualnych 19 sekreta-
rzy Komitetów Wojewódzkich
PZPR, czy też „stawiając na
proces cywilizowania” arysto-
kracji należy rodzinom tym
nadać herby i tytuły? Mogło by
to być nawet zabawne, zwłasz-
cza jeśli zdarzyłoby się coś po-
dobnego do historii napoleoń-
skiego władcy Szwecji, Bernar-
dotte’a, na którego piersi od-
czytano po zgonie wytatuowa-
ny napis: „śmierć królom i ty-
ranom” . Proponowane przez p.
G. „preludium do restauracji”
jest więc jednocześnie i wydu-
mane i mało sensowne. (…)
Tymczasem rzeczywistość
jest o wiele bardziej złożona,
niż uważają obaj moi antagoni-
ści, albowiem „diabeł”, jak
wiadomo, „jest w szczegó-
łach”. „Złem” demokracji jest
oparta o teorię kontraktu spo-
łecznego zasada „suwerenności
ludu”. Przeczy ona bowiem su-
werenności ustanowionego wo-
lą Stwórcy prawa moralnego;
w konsekwencji tegoż, neguje
także nadprzyrodzone źródło
autorytetu władcy, jako piastu-
na suwerennej władzy zwierz-
chniej, powołanego do strzeże-
nia i wykonywania Bożego
prawa nad poruczoną mu
wspólnotą ludzi. Przyczyna
sprawcza pierwiastka władzy
znajduje się więc poza społecz-
nością (tak samo jak władza
ojca nad dziećmi nie pochodzi
stąd, że one mu ją nadały). Teo-
ria umowy społecznej jest
oczywiście z gruntu fałszywa;
nie zmienia to jednak faktu, iż
władza ta, jeśli istotnie służyć
A nie zrozumiał przede
wszystkim mój Szacowny (acz
zadziorny) Polemista zasadni-
czego celu i przesłania mego
artykuliku. Świadczy o tym do-
wodnie sam tytuł Jego polemi-
ki: „Trzy po trzy, czyli monar-
chista w obronie demokracji”.
Tytuł ten sugeruje jakobym to
ja właśnie był tym defensorem
demokracji, podczas gdy uważ-
ny Czytelnik powinien bez tru-
du zorientować się, że problem:
pro czy contra demokracji w
ogóle nie był przedmiotem za-
sadniczych roztrząsań w moim
tekście. Przedmiot ów był nato-
miast ściśle praktyczny, ten
mianowicie, co konserwatysta
winien, w obliczu nieuchronnej
w horyzoncie miesięcy i lat de-
mokracji czynić? Demokracja
ta jest bowiem stającym się
faktem, a na temat faktów
dżentelmeni, jak wiadomo,
dyskutować nie powinni. Sens
zatem mojej wypowiedzi moż-
na by streścić następująco: sko-
ro demokracja na dziś jest nie-
unikniona, a restauracja trady-
cyjnej monarchii w dającej się
przewidzieć perspektywie nie-
możliwa, to obowiązkiem
Pro Fide Rege et Lege
Numer 4 (6) AD 1989
Strona 5
J
Plik z chomika:
profidearchiwum
Inne pliki z tego folderu:
Pro Fide Rege et Lege 09.pdf
(385 KB)
Pro Fide Rege et Lege 08.pdf
(399 KB)
Pro Fide Rege et Lege 07.pdf
(377 KB)
Pro Fide Rege et Lege 06.pdf
(277 KB)
Pro Fide Rege et Lege 05.pdf
(325 KB)
Inne foldery tego chomika:
Format ODT
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin