Canetti_Elias-Eseje.doc

(109 KB) Pobierz



..( ELI AS CANETTI



ESEJE

Prezentowane szkice pochodzą z tomu Rozbita przyszłość, wydanego w 1972 roku. Autor oprócz czterech esejów (dwa z nich: Hitler, według Speera i Zapiski o Tołstoju ukazały się w przekładzie Ireny Krońskiej w 1972 i 1973 na łamach Twórczości) zamieścił tam również rozmowy z Theodorem W. Adorno, Horstem Bienek i Joachimem Schickel.

W przedmowie do tego tomu Elias Canetti napisał:

„Nadchodzące jest obecnie czymś innym, niż było kiedykolwiek przed­tem, zbliża się szybciej i jest świadomie powodowane. Jego niebezpie­czeństwa są naszym oryginalnym dziełem; ale naszym dziełem są ró­wnież jego nadzieje. Realność nadchodzącego została rozbita: z jednej strony zagłada, z drugiej strony lepsze życie. Obie strony są jednocze­śnie aktywne, zarówno w świecie jak i w nas samych. Owe rozbicie, to nadchodzące dwójnasób jest bezwzględne i nie znajdziemy nikogo, kto mógłby je pominąć. Każdy widzi równocześnie ciemny i jasny kształt, które zbliżają się do niego z zatrważającą prędkością. Można trzymać się z daleka od jednego, żeby widzieć tylko drugie, jednakże oba są wciąż obecne."

Odczytując te słowa dziś, po 12 latach, jesteśmy wstrząśnięci trafno­ścią rozpoznania sytuacji, w jaką uwikłała się społeczność ludzka. Jed­nakże laureat Literackiej Nagrody Nobla wolał nie przewidywać, że ów .,ciemny kształt" zacznie w pewnym momencie wyraźnie przyspie­szać.

*       E.D.


Konfucjusz   w   ,,Dialogach"

Odraza Konfucjusza do oratorstwa: waga dobieranych słów. Boi się ich nieważkości, gdy się nimi posłużyć lekko i gładko. Odwle­kanie, namysł, czas przed słowem jest wszystkim, ale zarazem czas po nim. Coś tkwi w rytmie wyizolowanego pytania i odpo­wiedzi, to coś podnosi ich wartość. Prędkie jest słowo sofistów, on nienawidzi namiętnej żonglerki słowem. Nie chodzi o świst szybkiej odpowiedzi, lecz o zapaść słowa, poszukującego swej o 1-powiedzialności.

Lubi mieć oparcie w czymś rzeczywistym i na tym wspiera interpretację. Dłuższych dialogów nie ma w jego spuściźnie, brzmiałyby jak sprzeczne z naturą.

Uczniowie w odróżnieniu od niego byli dla rządzących bardziej przydatni swym oratorstwem niż wiedzą. A zatem ci spośród nich, którzy dzięki oracjom zyskali poklask świata, w rzeczy samej nie byli uczniami bliskimi jego sercu.

Najgłębsze wrażenie sprawia Konfucjusz swoim brakiem suk­cesów, zwłaszcza w okresie wędrówek z miasta do miasta. Trudno byłoby traktować go poważnie, gdyby rzeczywiście gdziekolwiek został ministrem i utrzymał się na stanowisku. Władza jako taka mało go obchodziła, interesowały go tylko jej możliwości. Nie stanowiła ona dla niego celu samego w sobie, lecz była zadaniem, odpowiedzialnością za ogół. Był mistrzem w mówieniu Nie i umiał całkowicie z tym się utożsamić. Ale nie był ascetą i uczestniczył, we wszystkich aspektach życia, a tak naprawdę, to nigdy z niego się nie wyłączał. Tylko w okresach żałoby po zmarłych uznawał coś takiego jak ascezę, ta służyła żywotniejszemu obcowaniu ze zmarłym.

Szczęściem bez końca było dla niego uczenie się. Jego zaintere­sowania starożytnością odnosiły się zawsze do spraw ludzkich i służyły porządkowaniu życia. Jego pęd do porządkowania po­suwał się bardzo daleko. Ów rytualny charakter stawał się dla niego w rezultacie czymś wcielonym. „Jeżeli mata nie była sto-

50


sownie rozłożona, Mistrz na niej nie siadał" *). Miał wyczucie dy­stansu i odmierzał go we własnym sumieniu.

Konfucjusz nie pozwalał człowiekowi być narzędziem. Z tym łączy się jego odraza dla specjalizacji, cecha szczególnie istotna^ tak istotna, że do dziś widać w Chinach jej skutki. Nie chodzi o to, że to lub owo się umie, lecz o to, żeby poprzez każdą po­szczególną umiejętność pozostać człowiekiem.

Jednak kładzie także wielki nacisk na to, żeby nie postępować z wyrachowaniem; uściślając, znaczy to, żeby nie traktować ludzi jak narzędzia. Jakkolwiek myśleć o społecznym rodowodzie tego rozumowania, które niesie z sobą pogardę dla działalności komer­cyjnej — żeby jasno się wyrazić, tedy przez studiowanie Dialo­gów konfucjańskich, nawet gdyby nie miało to decydującego zna­czenia, rozumowanie takie w jakimś sensie pozostaje nadal w mo­cy, jest tym, co dałoby się określić jako relikt chińskiej kultury w znaczeniu całości, a to ma wielkie znaczenie.

Wzorcowym człowiekiem zostanie ten, kto nie kieruje się wy­rachowaniem.

Konfucjusz jest cierpliwy w swoich wysiłkach o posłuch u tych, którzy mają władzę, u rządzących książąt. Nie można powiedzieć aby im schlebiał, a jeśli uznał ich autorytet to dlatego, że wiele wymaga, jeśli ma go szanować.

O naturze władzy, o tym czym jest ona w swojej zasadniczej istocie, w ogóle nie przejawia jakiejkolwiek wiedzy. Tę wiedzę przekażą dopiero jego późniejsi wrogowie, legiści. To bardzo oso­bliwe, że w historii ludzkości wszyscy myśliciele, którzy cokol­wiek pojmowali z istoty władzy, potwierdzali ją. Myśliciele, któ­rzy byli przeciw władzy, nie wnikali w jej istotę. Ich wstręt do niej był tak duży, że nie mieli ochoty nią się zajmować, obawiali się zbrukania nią, taka postawa ma w sobie coś religijnego.

Naukę o władzy rozwinęli tylko tacy myśliciele, którzy ją akce­ptowali i lubowali się w roli jej doradców. Jak ją pozyskać i le­piej  sprawować?  Na  co  trzeba   baczyć,  by ją   zachować?  Jakie



•) Wszystkie   cytaty   z   Dialogów   konfucjańskich   w   przekładzie  z   j.              chińskiego

Krystyny    Czyżewskiej-Madajewicz,    Mieczysława    Jerzego    Kunstlera,              Zdzisława
Tłumskiego, Ossolineum, Wrocław 1976. (Przyp. tłum.)

4*              51


skrupuły należy wyplenić, by nie utrudniały jej sprawowania? Do najciekawszych spośród znawców władzy, nastawionych do niej pozytywnie, należy Han Fej (żyjący 250 lat po Konfucjuszu). Jego studium jest wprost nieodzowne dla zatwardziałego wroga władzy.

Dialogi Konfucjusza należą do najstarszych, całościowych por­tretów duchowych człowieka. Sprawiają wrażenie współczesnej książki, w której nie tylko wszystko co w soibie zawiera jest waż­ne, ale też wszystko, czego w niej brak.

Człowiek, którego poznajemy, jest tam pełnym, ale nie jakim­kolwiek człowiekiem. Jest to człowiek, który baczy na swoją przy-kładność i poprzez nią pragnie wpływać na irmyGh. Każda cecha, a można znaleźć ich w tych zapiskach bardzo wiele, ma swój setns. Z luźnego układu nie zorganizowanego wedle jakiejkolwiek vwi-docznej metody, wyłania się całościowa, wiarygodnie działająca istota myśląca, oddychająca, rozmawiająca, milknąca, któxa jest przede wszystkim jednym: wzorcem.

U Konfucjusza można szczególnie dobitnie nauczyć się jak po­wstaje wzorzec i jak się sprawdza. Przede wszystkim chodzi tam o to, że trzeba samemu być przepojonym owym wzorcem, trzymać się go w każdej sytuacji i w niego nie wątpić, nigdy mu się nie sprzeniewierzać, dążyć do jego osiągnięcia, a przy tym nigdy w pełni go nie osiągnąć. Osiągnięty wzorzec traci swoją moc. Wzmacnia tylko tego, który widzi go z dystansu. Próbę pokonania owego dystansu, próbę, by talk powiedzieć, złapania owego wzor­ca za kark, należy nieustannie ponawiać, choć ta nie powinna się nigdy powieść. Jak długo próba ta się nie powiedzie, jak dłu­go utrzyma się napięcie na owym dystansie, tak długo można wciąż na nowo gotować się do skoku w jego stronę. Idzie o te pozornie bezskuteczne próby, pozornie bezskuteczne, gdyż w ich trakcie zdobywa się doświadczenie, zdolności, jedną umiejętność po drugiej.

Konfucjusz stawia swój wzorzec na dalekim dystansie, jest nim książę Czbu, żył on 500 lat wcześniej, jemu przypisuje się więk­szość dokonań tej nowej ówcześnie dynastii. Żeby go lepiej zro­zumieć, interesuje się wszystkim co wówczas i później się wyda­rzyło, historyczną dokumentacją, pieśniami, ceremoniałami. Bada owe przekazy, ocenia i porządkuje; przyjęło się później, że wszy-

52


stko co db nas doitarło, on tak ustalił. Ów wzorzec zjawia mu się we śnie, lecz z biegiem lat staje się niespokojny, kiedy wzorzec przestage mu się chwilami ukazywać. Jego niepojawianie się uwa­ża za znak przygany, wiele z tego, co powiodło się księciu, jemu nie udało się osiągnąć.

Jednakże nie jesit to jego jedyny wzorzec. Chciałoby się powie­dzieć, że wokół wzorców gromadzi całą chińską historię, na tyle, na ile mu się wydaje, że ją poznał, stawia na początku każdej z trzech udokumentowanych dynastii, choć nie pomija też poprze­dzających te trzy, jedneij lub dwóch postaci, które swoją przy-kładnością określiły na długi okres późniejsze czasy. Uświadamia soibie nie tylko ogromne znaczenie wzorców, wie także, iż wzorce się zużywają i dlatego dba o ich odnawianie. Wiedzę o skutecz­ności tafcich zabiegów czerpie z przykładu własnego i swoich uczniów. Książęta, którym próbuje doradzać, a którzy nie chcą go słuchać, dostarczają mu wiedzy w negatywach. Choć owe ne­gatywy nie budzą jego sympatii, nie pomija ich. Wprowadza je do historii i z upoidoibaniem lokuje u schyłku każdej dynastii. Za­wsze diba też o to, żeby wzorce w historii zatriumfowały i prze­zwyciężyły negatywy.

Zajmując się wzorcami, sam stał się wzorcem, a co szczególnie godne uwagi, stał się nim w znacznie większym stopniu i na dy-sitans o wdele dłuższy w czasie od tamtych.

„Są powody" — rzekł Mistrz — „aby z szacunkiem spoglądać,, na młodych. Któż wie, jak dalece mogą nas jutro przewyższyć? Gdy kto jednak doszedł lat pięćdziesięciu i nie zasłynął, ten nie jest już szacunku godzien" *)

Do tej sentencji doszedł Konfucjusz w wyniku długotrwałego kontaktu z uczniami. Jak on ich obserwował! Jak powściągliwie ich oceniał! Wystrzegał się przedwczesnych pochwał. Nie ograni­cza! ich w niczym i był szczęśliwy, gdy zasłużyli na wyjątkową pochwałę. Nie ganił ich dopóty, dopóki wpierw nie przytępił ostrza nagany. Pozwalał się krytykować uczniom i nie uchylał się od odpowiedzi. Przy zachowaniu wszystkich pryncypiów na jakich się wspierał, charakter jego ocen pozostał empiryczny. Gdy dwóch spośród uczniów było razem, wypytywał ich o najskrytsze pragnienia, a później wyjawiał im własne. Nie wyczuwa się przy tym przygany, a raczej konfrontację odmiennych natur.

53


Również nie czynił tajemnicy ze swej głębokiej miłości do Jen Huei, nieskalanego i bez powodzenia w świecie; a gdy ów uko­chany młodzian w wieku 32 lat umiera, nie skrywał swej roz­paczy.

Nie znam innego mędrca, który podchodziłby do śmierci tak poważnie jak Konfucjusz. Na pytanie o to, co po śmierci, odma­wiał odpowiedzi. „Póki nie pojąłeś życia, jak możesz śmierć zro­zumieć?" *) Zdania, które byłoby trafniejsze w tej materii nikt nigdy nie wypowiedział. Wie doskonale, że wszelkie takie pyta­nia odnieść trzeba do czasu po śmierci. Toteż każda odpowiedź przelatuje błyskawicznie przez śmierć i poprzez to usuwa zarówno ją samą, jak też jej niepoznawalność. Jeśli po niej coś jest, tak jak było coś przed nią, tedy śmierć jako taka traci swój wymiar. Konfucjusz nie daje się wciągnąć do tej wyjątkowo niegodziwej, kuglarskiej zabawy. Nie mówi, że po niej nie ma nic, on tego nie może wiedzieć. Przy tym odnosimy wrażenie, że wcale mu na tym nie zależy, żeby się tego dowiedzieć, choćby to było możli­we. Dzięki temu cały ciężar przenosi wprost na życie, które od­zyskało ponownie zabraną mu niegdyś powagę i blask, tę dobrą, może najlepszą część jego siły, przerzuconą poza granicę śmierci. Zatem życie pozostaje wyłącznie tym czym jest, również śmierć pozostaje nietknięta, są niewymienialne, nieporównywalne, nie łączą się ze sobą, pozostają rozbieżne.

Czystość i ludzika godność- tego rozumowania znakomicie współ­gra z emfatycznym rozwojem obchodów ku czci zmarłego, jak to przekazują Li-ki, czyli Zapiski o obrządkach u Chińczyków. W Za­piskach o obrządkach znajd...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin