Wszystko w jej uśmiechu - fanfick (Alice & Jasper) rozdział III [NZ].doc

(1532 KB) Pobierz
Wszystko w jej uśmiechu - fanfick (Alice & Jasper) rozdział II

Wszystko w jej uśmiechu - fanfick (Alice & Jasper) rozdział III


Widząc poszerzające się w szoku oczy Alice, Jasper szybko zrobił krok wstecz krytykując się w duchu.
Ledwo ją znasz- zbeształ się. Coś ty sobie myślał, całując ją?
-Przepraszam, Alice- powiedział. -To było nadzwyczaj natarczywe z mojej strony i obiecuję, że to się więcej nie powtórzy.
Zamrugała.
-Obiecujesz, że co się więcej nie powtórzy?- zapytała bezmyślnie.
-Nie pocałuję cię- odparł łagodnie,a jego oczy skupiły się na podłodze.
Alice zaśmiała się wbrew sobie i złapała jego rękę. Zbliżyła ją do swoich ust, pocałowała jej wewnętrzną część i owinęła wokół niej swoje palce.
-Jasper, to może nieodpowiednia chwila na taką rozmowę- zaczęła z udawaną powagą. - Ale w przyszłości zamierzasz całować mnie dość często.
Jego oczy podniosły się, a napotykając jej wzrok, uśmiechnął się szeroko.
-Zamierzam?- zapytał cicho, zatrzymując wzrok na niej.
Oddech zamarł jej w gardle i skinęła głową, gdy on odwracał się, by przed nią stanąć.
-Zaczekaj- powiedziała, trzymając rękę w górze.- Jest jeszcze coś.
Przechylił głowę i czekał.
-Twoje oczy- zdziwiła się, stając na palcach, aby zajrzeć w nie dokładniej.
Jasper zmarszczył brwi w niemym pytaniu. W jego tęczówkach błysnęło zakłopotanie.
-Masz trochę złota w oczach. - Alice odetchnęła, wycofując się z gracją na piętach.
Jasper patrzył na nią, wciąż zakłopotany.
-Muszę ci coś pokazać- dumała pod nosem.- Może wtedy zrozumiesz.
-Pokazać mi co?- zapytał.
Patrzyła na niego z kpiącym uśmiechem.
-Co myślisz o Ohio?- zapytała.
Zawrócili razem, lecąc przez śnieżną noc na lekkich stopach. Nie rozmawiali, dopóki nie doszli do ciemnego parkingu, gdzie stało czerwone auto Alice.
Gdy rozdzielili się na chwilę, aby wślizgnąć się do jego wnętrza, Jasper zatrzymał się.
Czuł się spokojniej niż przez cały wiek, a to wszystko z powodu drobnej kobiety, która obmacywała swoją torebkę i syczała czteroliterowe słowa pod nosem.
Dzwonienie przerwało ciszę na parkingu i Jasper podniósł wzrok, aby zobaczyć uśmiechającą się tryumfalnie Alice, trzymającą kurczowo błyszczące, srebrne kluczyki.
-Znalazłam je- powiedziała dumnie, a on zaśmiał się, nie będąc w stanie oderwać od niej oczu.
Oprawiona była światłem z parkingu, i jedynie latarnia uliczna i jej cytrynowy blask mienił się we włosach i nadał skórze Alice blasku w sposób, który widoczny był tylko dla jego krytycznego oka.
Wtedy zrobiła zeza, otworzyła samochód i zniknęła w środku z szybkim uśmiechem.
Jasper zaśmiał się i dołączył do niej, a niski gwizd wyrwał mu się z ust, ponieważ zobaczył samochód po raz pierwszy.
-To jest Barchetta, prawda?- zapytał z zachwytem.
Alice kiwnęła głową. -Mam słabość do włoskich samochodów- przyznała się z miną winowajcy.
Jasper rzucił na nią okiem, powoli mówiąc do siebie w myślach.
Czy ona kiedykolwiek przestanie mnie zaskakiwać?
…oraz…
Mam nadzieję, że nie.
Uśmiechnął się w ciemnościach.
-To bardzo drogi samochód- powiedział.
Alice pokręciła przecząco głową.
-Słyszałeś o giełdzie papierów wartościowych?- zapytała.
Gdy Jasper kiwnął głową, uśmiechnęła się i klepnęła się w czoło.
Jego głęboki śmiech wypełnił samochód, powodując, że uśmiech na wargach Alice rozszerzył się.
-To nie kradzież- powiedziała, trochę obronnie. -Nie mogę temu zapobiec, jeśli widzę, które akcje zamierzają spaść.
Jasper ucichł, ale wesołość wciąż tańczyła w jego oczach.
-Jesteś kobietą o rzadkich talentach-stwierdził poważnie, a kiedy obróciła twarz w jego stronę, uśmiechnął się niewinnie i puścił jej oko.
Żartobliwie wywróciła oczami i włączyła radio. Glenn Miller popłynął w głośników, gdy jechała ulicami Filadelfii, a śnieg łagodnie opadał na okna.
Podróż powrotna do Ohio przebiegła szybko, ponieważ oboje wymieniali się historiami.
Alice mówiła mu o Jacku, podczas błyskawicznej podróży przez Zachodnią Filadelfię, a Jasper opowiedział historię nomadów, których spotkał i miejsc, w których przebywał, podczas samotnych lat. Oboje dostali ataku śmiechu, bo odkryli, że byli w tym samym stanie na sześć różnych okazji.
Słońce dopiero zaczynało świecić poprzez drzewa, gdy Alice skierowała samochód na podjazd skromnego, dwupiętrowego, ceglanego domu, który należał do niej przez ostatnie 3 lata.
Jasper siedział cicho przez ostatni etap jazdy, zadowalając się pocieraniem jej kolana, gdy prowadziła i oglądając nieurodzajne drzewa, przemykające jak błyskawica.
Teraz, gdy samochód zatrzymał się na podjeździe, Jasper zwrócił się do niej z pytaniem.
-I co teraz?- Promienie zachodzącego słońca uderzały w jego miodowo zabarwione włosy i zamieniały je w złote nici.
Pokazała swój słoneczny uśmiech.
-Forks- powiedziała mimochodem, gdy wyciągnęła kluczyki ze stacyjki i wysunęła się z samochodu, kręcąc piruety do głównych drzwi domu.
-Forks?- powtórzył, marszcząc brwi i po fakcie zdając sobie sprawę, że mówił do pustego auta.
-Pytam o przyszłość, a ona mówi o naczyniach*- wymamrotał do siebie.
Wyszedł z samochodu i podążył za nią do domu, a lekki, kwiecisty zapach zaatakował jego nozdrza, gdy wszedł do salonu. Alice stała przy stoliku na prawo, przerzucając plik papierów na szczycie.
-Słyszałam to- powiedziała zza swojego ramienia, a kosmyk jej jedwabistych włosów opadł jej na oczy, gdy odwróciła się, by zerknąć na niego.
Jasper uniósł brwi i zapytał:
-Gdzie pojedziemy po Forks, Alice? Spoons? Spatulas?**
Zaśmiała się i zakręciła płynnie, dając mu jeden z kawałków papieru. Wziął go, oceniając szkic widniejący na bladej kartce.
To był rysunek przedstawiający szóstkę ludzi, naszkicowany węglem drzewnym i zacieniony ręką eksperta. Rozpoznał siebie na czele, ale pomyślał bezpodstawnie, że został naszkicowany z kochającym okiem; jego twarz miała więcej życzliwości niż ta, którą widywał w lustrze.
Gdy studiował rysunek, natychmiast zobaczył dlaczego Alice patrzyła taka zszokowana na zmianę koloru w jego oczach.
Poznał, że jego oczy na rysunku były szkarłatne.
Pozostała piątka ludzi miała oczy w kolorze czystego złota.
Alice dołączyła do niego tanecznym krokiem.
-To są Cullenowie- wyjaśniła.- Wampiry-wegetarianie, o których ci mówiłam.
Jej głos zabarwiony był uczuciem, gdy wskazywała każdą postać po kolei.
-Carlise i Esme- powiedziała,a jej maleńki palec obrysowywał postać przystojnego blondyna i brunetki ze słodkim uśmiechem na ustach. -Jeśli chcesz uważać ich za rodzinę, to ta dwójka zaliczałaby się do rodziców.
Jasper pomyślał, że wyglądają zbyt młodo by uważać ich za rodziców, ale siedział cicho, podczas gdy Alice kontynuowała swój recital.
-Emmett i Rosalie- ciągnęła, wskazując na dużego niedźwiedzia-człowieka i piękną blondynkę, ich ręce splecione były razem.
-I Edward- stwierdziła, stukając palcem w postać najmłodszego; mężczyzny ze świecącymi, brązowymi włosami i wesołą iskierką w oczach. Drobny ton adoracji wkradł się do jej głosu, gdy wymawiała jego imię i Jasper spojrzał na nią ze zmarszczonym czołem.
-Lubisz go-stwierdził dociekliwym tonem.
-Jest taki jak my- wyjaśniła. -Wyjątkowy. Potrafi czytać w myślach.
Jasper zbladł, a ona zaśmiała się słodko, dźwięk pozostał w harmonii z małym przedpokojem.
-On jest miły- powiedziała swobodnie.
-I oni są w Forks- zgadnął Jasper.
Potrząsnęła przecząco głową.
-Jeszcze nie- powiedziała.- Ale tam ich znajdziemy.
-Kiedy?- zapytał.
Wesoły błysk zagościł w jej oczach.
-Nie przez kilka najbliższych lat- powiedziała łagodnie, oczami objęła jego postać.- Wciąż mamy czas dla siebie.
Uśmiechnął się i chwycił jej rękę, a jego stopa łagodnie kopnęła główne drzwi, zamykając je za nim.

*Forks to po angielsku widelce, więc Jasper mówiąc o naczyniach, miał na myśli widelce
** Gra słów: Forks - widelce, Spoons – łyżki, Spatulas - łopatki


CDN ...
KOREKTA BY Karolcia955

Miłego czytania J

A teraz kilka zdjęć Alice i Jaspera XD:
 

Na stołówce xD
 

 

Gra w Baseball XD

 

 



Buhahahah!

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin