Shaw Patrycia - Dolina Lagun.pdf

(1680 KB) Pobierz
319942684 UNPDF
PATRICIA Shaw
Dolina Lagun
Patrycia Shaw urodziła się w Melbourne. Pracowała jako nauczycielka i
publicystka, zanim odkryła, że największą jej pasją i powołaniem jest
pisanie książek. W swych powieściach "dramatycznych i barwnych jak
sama Australia" zagmatwane losy bohaterów po mistrzowsku splata z
obrazem przemian na kontynencie.
Nakładem wydawnictwa "Książnica" ukazały się również powieści tej
autorki:
Ognie fortuny,
Pióro i kamień,
Rzeka słońca,
Zatoka orchidei.
PATRICIA Shaw
Dolina Lagun
Przełożyła z angielskiego Alina Siewior-Kuś
Wydawnictwo „Książnica".
Skan i korekta Roman Walisiak.
Tytuł oryginału Valley ofLagoons
Opracowanie graficzne Marek J. Piwko
Zdjęcie na okładce © Amanda Rohde
Copyright © 1989 by Patricia Shaw Wszelkie prawa zastrzeżone
For the Polish edition
Copyright © by Wydawnictwo „Książnica", Katowice 2006
ISBN 83-7132-926-1
Wydawnictwo „Książnica" Sp. z o.o.
Al. W. Korfantego 51/8
40-160 Katowice
tel. (032) 203-99-05, 254-44-19
faks (032) 203-99-06
Sklep internetowy:
http://www.ksiaznica.com.pl
e-mail: ksiazki@ksiaznica.com.pl
Wydanie pierwsze Katowice 2006
Skład i łamanie: Z.U. „Studio P", Katowice.
Opis z okładki.
W roku 1825 żaglowiec „Emma Jane" wypływa z portu
w Wielkiej Brytanii, kierując się ku Australii - krainie nowych
możliwości. Na pokładzie wiezie skazańców transportowanych do
kolonii karnych oraz garstkę pasażerów gotowych
stawić czoło wszelkim trudom niebezpiecznej podróży.
Jest wśród nich arystokrata, który ucieka przed wierzycielami
ścigającymi go za długi karciane. Pragnąc dołączyć
do elity Australii, nie cofnie się przed niczym,
byle osiągnąć cel. Będzie oszukiwał, wykorzystywał
i zdradzał każdego do czasu, aż piękna Irlandka
wymierzy mu sprawiedliwość.
Australijska historia nie przypomina historii,
ale najpiękniejsze kłamstwo...
Jest pełna niespodzianek i przygód,
sprzeczności i rzeczy niewiarygodnych,
ale wszystko to prawda, wszystko rzeczywiście się zdarzyło.
Mark Twain, Morę Tramps Abroad, 1897.
CZĘŚĆ PIERWSZA.
Stany Zjednoczone, rok 1957.
ROZDZIAŁ PIERWSZY.
Czarna limuzyna spokojnie przepłynęła przez bramę dla VIP-ów na
lotnisku La Guardia, strażnik na drugim punkcie kontrolnym machnięciem
dłoni dał znak, że droga wolna. Eduardo Rivadavia pochylił się i poklepał
kierowcę po ramieniu.
- Wiesz, gdzie jechać?
- Tak, sir - zapewnił go kierowca. - Jesteśmy dokładnie na czas.
Eduardo pokiwał głową i usiadł wygodnie. Lotniska tej skali wciąż
stanowiły dla niego labirynt; kiedy teraz jechał między rzędem
prywatnych samolotów z dziobami zadartymi w powietrze, nie potrafił
pojąć, jak właścicielom udaje się zlokalizować swoją własność.
Zapalił cygaro i zsunął się niżej, znikając z zasięgu wzroku przechodniów.
Nie cierpiał tego samochodu, czuł się w nim jak gangster, a przypuszczał,
że cygaro tylko umacnia to wrażenie. Jednakże jako ambasador Argentyny
w ONZ musiał się zgodzić na to, żeby po Nowym Jorku woził go kierowca
w tej długiej, brzydkiej, złowrogo wyglądającej limuzynie.
Gdyby nie mżawka, skorzystałby z okazji, żeby przyjrzeć się niewielkim
samolotom. Jego siostra Maria namawiała go, żeby taki kupił. Wyszła za
Teksańczyka i mieszkała w Dallas. Ponieważ reszta rodziny pozostała w
Argentynie, Maria obawiała się, że Eduardo czuje się w Nowym Jorku
samotny.
Westchnął. Teraz, kiedy jego jedyna córka wychodziła za mąż, Maria
zapewne będzie jeszcze usilniej upierać się przy konieczności kupna
samolotu. Nie potrafił jej przekonać, że taka ekstrawagancja spowoduje
tylko problemy. W Argentynie szalał kryzys,
7
wieści o tym, że dyplomata rozbija się prywatnym samolotem, tylko
ściągną na niego uwagę i nieuchronną krytykę. Nie mogła zrozumieć, że
ambasador nie jest żoną Cezara. Argumentowała, że samolot zakupi
konsorcjum Rivadaviów, że rząd nie wyda na to ani grosza. Nie był w
stanie jej uzmysłowić, że opinia publiczna nie będzie chciała znać prawdy.
Dla opozycji stanowiłoby to dowód, że jego też oplotły macki korupcji;
już i tak trudno było trzymać się z dala od ich oszczerczych strategii, nie
musiał jeszcze sam dawać im amunicji do ręki. A poza tym lubił wielkie
samoloty i sprawnie działające zatłoczone lotniska.
Maria zawsze taka była, zawsze chciała, żeby inni mieli to samo co ona.
Jej wybuchy entuzjazmu dla nowych zabawek, jak je nazywał Eduardo,
stały się tematem rodzinnych żartów. A ponieważ jej mąż, Hank
Wedderburn, miał prywatny samolot, tak długo będzie dręczyć rodzinę
Rivadaviów, aż coś innego zajmie jej uwagę.
Wciąż padało, szara drobna mżawka sprawiała wrażenie, że przeprasza, że
ma nadzieję, iż napuszeni nowojorczycy jej nie zauważą. Eduardo zgasił
cygaro i zamknął okno, przygnębiony i samotny.
Powinienem być szczęśliwy, mówił sobie, to dzień ślubu mojej córki.
Mam nadzieję, że deszcz przestanie padać na czas. Mówią, że tak. Elena
wychodzi za porządnego chłopaka, któremu na niej zależy, rozsądnego
człowieka pochodzącego z podobnej rodziny, ale z tak daleka! Kto by
pomyślał, że wybierze Australijczyka?
Elena śmiała się z niego.
- Tatusiu! Czemu ciągle powtarzasz „z tak daleka"? Do Argentyny też
zewsząd jest daleko, więc co za różnica? Zamieszkamy na ranczu. To ja
znalazłam się w dziwnej sytuacji. Wyjechałam z rancza, żeby zamieszkać
w Nowym Jorku, a kończę na innym ranczu.
Inne ranczo, tak powiedziała, jakby położone było przy tej samej drodze.
Ech, młodzi! Najczęściej nie mają pojęcia, w co się pakują. Eduardo nie
dowiedział się jeszcze, jaki to rodzaj gospodarstwa, usłyszał tylko tyle, że
tam też hodują bydło. Nie chciał za bardzo wypytywać narzeczonego i na
razie wywnioskował jedynie, że miejsce nie jest zaznaczone na żadnej
mapie i że leży daleko od miasta.
8
Lukę MacNamara powiedział mu, że dom jest komfortowo urządzony, że
Elena będzie miała wygodne życie, ale tamtejsze standardy są przecież
inne. Co rozumiał przez „wygodne życie"? Jego córka, Elena Maria
Rivadavia de Figueroa, przywykła do wysokiego standardu, jak cała
Zgłoś jeśli naruszono regulamin