Oblicze Ks Staniek.doc

(34 KB) Pobierz
Oblicze

Oblicze

     Język polski posiada dwa słowa na określenie portretu człowieka, są nimi twarz i oblicze. Znaczenie pierwszego z nich jest szersze. Rysy twarzy mogą być kreślone barwami jasnymi i ciemnymi. Mówi się o twarzy zbrodniarza, kryminalisty, sadysty... Rysy oblicza są kreślone wyłącznie barwami jasnymi.

     Polskie tłumaczenie Biblii korzysta z obu tych słów, na zasadzie pojęć zamiennych. Czyni to nawet w odniesieniu do Boga. On ma swoją twarz i zawsze jest nią oblicze. W rysach Jego twarzy, nawet surowej, nigdy nie ma barw ciemnych, a nawet jeśli jest mowa o Jego gniewie, to jest to wzmianka o reakcji na zło popełniane przez stworzenia, a nie znak zła mieszkającego w Jego sercu. Na pogodnym obliczu ojca mogą pojawić się smutek, gniew a nawet łzy, z powodu niewłaściwego postępowania dziecka.

     Twarz jest znakiem tożsamości człowieka. Z tej racji mówimy o "ludziach z twarzą" i mamy wówczas na uwadze takich, którzy są świadomi swej godności. Mają oni jedną twarz zawsze i wszędzie. Cenią ją wyżej niż swe życie. Gotowi są oddać życie, ale twarzy nie zmienią. Takich ludzi otaczamy szacunkiem.

     Mówimy również o "ludziach bez twarzy", którzy nie umieją się określić, którzy nie znają swej tożsamości, którzy nie są w stanie zająć stanowiska. To ludzie należący do masy bezimiennego tłumu, w którym się ukrywają, by nie rozpoznano ich wewnętrznej pustki. Są ludźmi niedojrzałymi, bez sprecyzowanej osobowości, często podszytymi lękiem lub kompleksami. Współczesna cywilizacja produkuje miliony takich "beztwarzowców", bo nimi łatwo manipulować.

     Mówimy o "ludziach w maskach". To ci, którzy wiedzą, że trzeba mieć twarz, ale jej nie mają i lawirują w życiu używając masek takich, jakie w danej sytuacji są najwygodniejsze, lub dzięki którym mogą dla siebie wiele osiągnąć. To aktorzy, którym nie zależy na tożsamości, na samookreśleniu. Często są to spryciarze, którzy umieją się w życiu urządzić. Nie można im jednak zaufać, bo zdanie potrafią zmienić w ciągu minuty.

     Kiedy używamy słowa oblicze, chcemy wskazać na szlachetność człowieka, i nierzadko na jego opanowanie oraz wielką łagodność. Przez oblicze promieniuje miłość do Boga, ludzi, świata i autentyczna miłość siebie samego. W odniesieniu do oblicza nie stosuje się tych określeń, jakie zostały zasygnalizowane przy słowie "twarz". Oblicze jest jedno i ma przed sobą drogę coraz większego doskonalenia. To jest ta jedna jedyna twarz, najdoskonalsza, na jaką może się zdobyć człowiek, płacąc za nią w życiu wysoką cenę.

     Do ludzi z jedną twarzą należy, przede wszystkim Chrystus. Dlatego chętnie na określenie Jego twarzy stosujemy słowo Oblicze. Warto zwrócić uwagę, jak wiele wysiłków podjęło zło, by tę Jego twarz zniszczyć. Bito w nią, pluto, raniono... Zło nie mogło znieść jej widoku.

     Można powiedzieć, że przez twarz objawia się serce człowieka i całe jego bogactwo lub ubóstwo; czasem potwornie głęboka nędza. Stąd we wszystkich szkołach duchowości, z jakimi mamy do czynienia w religiach świata, zawsze dużą wagę przywiązuje się do zharmonizowania serca z obliczem. Tylko wyjątkowo trudne dzieje pewnych ludów zmusiły ich do wypracowania kamiennej maski, by ukryć reakcje serca. Ujawnienie jej bowiem groziło przykrymi konsekwencjami. Czasem takich ludzi, o kamiennej twarzy, można spotkać i w naszej europejskiej kulturze. Ale to nie jest owoc duchowości, to jest owoc tresury lub auto-tresury, by nie dać nikomu dostępu do własnego serca.

     Głębsza refleksja nad twarzą i obliczem jest potrzebna, gdy zastanawiamy się nad ewangelicznym świadectwem, ono bowiem objawia się w pierwszej kolejności na twarzy, na obliczu świadka.

     Świadectwo wnętrza serca jest składane przez samą obecność, ono zawsze ma miejsce w spotkaniu. Jeszcze nie padnie żadne słowo, a już mamy do czynienia ze świadkiem wartości, jakimi promieniuje jego serce. W tym świadectwie ważne jest spojrzenie, ważna jest twarz, z jaką zwracamy się do drugiego człowieka. Można powiedzieć, że tam, gdzie ma miejsce ewangeliczne świadectwo, najważniejszą rolę odgrywa oblicze. Świadectwem jest jego szlachetność. Świadek nie musi nic mówić, nawet nie musi nic czynić. Wystarczy, że wymownie spojrzy na drugiego człowieka, i jeśli uczyni to autentycznie i z miłością, bliźni tego spojrzenia nie zapomni do śmierci.

     Dopiero na drugim planie w świadectwie liczy się czyn. Ten też nie wymaga słów. On jest dowodem wewnętrznej postawy człowieka. Czyn posiada wielka siłę przebicia. Już starożytni poganie dostrzegli prawdę: "słowa pouczają, czyny pociągają". Jest ona wpisana w Ewangelię, gdyż szkołą Chrystusa jest Jego naśladowanie. "Pójdź za mną" - to fundamentalne polecenie w szkole Ewangelii. Nie wystarczy słuchać Jezusa, trzeba Go naśladować: "Kto nie bierze swego krzyża i nie idzie za Mną, nie nadaje się do królestwa Bożego".

     W metodzie ewangelizacji dopiero na trzecim planie jest słowo. Jego zaś skuteczność zależy od harmonii z sercem, z którego pochodzi. Jego wartość można dostrzec, gdy jest ono komentarzem do spojrzenia, do obecności oraz do czynu.

     Ludzie widząc dobre czyny, winni chwalić Ojca naszego, który jest w niebie. To świadectwo obecności i czynów zmusza otoczenie do zastanowienia i do stawiania pytań, a gdy się one pojawią, dochodzi do głosu słowo.

     Słabością słowa jest to, że ono łatwo może być kłamstwem, czyli może przekazywać to, czego w sercu mówiącego nie ma. Wielkie treści są tylko w jego pięknych wyznaniach i deklaracjach, ale nie ma ich w sercu. Dlatego każde słowo prawdy wymaga świadectwa, potwierdzenia życiem głoszącego. Jeśli Ewangelii nie przekazuj ą świadkowie, to jej przekaz jest bezowocny.

     Chrześcijaństwo jest religią opartą na świadectwie i z tej racji w jej centrum jest troska o nieustanne harmonizowanie bogactwa serca z tym, objawia się na twarzy. Św. Paweł zapisał: "nie miłujcie słowem i językiem, ale czynem i prawdą". W tej wypowiedzi słowo prawda dźwięczy owym autentyzmem życia miłością. Ono promieniuje z serca przez oblicze na otoczenie.

      Kościół jest wspólnotą świadków Chrystusa. To szkoła, w której dorasta się do składania świadectw. Dlatego wchodząc do Kościoła trzeba się liczyć ze świadkami i należy się zastanowić nad tym, w jakiej mierze sami chcemy do nich należeć. Żyć w gronie świadków to wyjątkowa łaska i wielki przywilej. Ten, kto wchodzi w ich grono, stopniowo poznaje ich coraz więcej. Kościół ma wielu świadków. Jednych znamy z imienia, innych nie. Wszyscy oni jednak przynajmniej wobec jednego człowieka zaświadczyli o miłości, której źródłem jest Chrystusowy krzyż.

     Paweł niezwykle cenił świadectwo i całe swoje powołanie odczytał jako wezwanie do jego składania. On pamiętał oblicze Szczepana, które promieniowało, gdy ten "widział niebo otwarte i Syna Człowieczego stojącego po prawicy Boga". On pamiętał oblicze Szczepana, swego przyjaciela, gdy ten modlił się za niego i tych, którzy rzucali weń kamieniami. Następnie pamiętał oblicze Jezusa, którego spotkał na drodze do Damaszku... Gdy został ochrzczony wszedł do Kościoła i w nim spotkał wielu świadków. Do jego przyjaciół należeli Barnaba, Marek, Łukasz, w gronie jego uczniów znaleźli się Tymoteusz, Tytus, Filemon... Poznawanie owych świadków to pewna droga wchodzenia w głąb tajemnic Kościoła. Trzeba znać rysy ich twarzy, pokochać ich oblicza, przez które, jak przez witraż prześwieca światło prawdziwej miłości.

Ks. Edward Staniek (Kraków) 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin