Akcja uwolnić obraz.odt

(40 KB) Pobierz
Akcja: uwolnić Obraz

Akcja: uwolnić Obraz


Z ks. infułatem Józefem Wójcikiem, proboszczem parafii św. Andrzeja Apostoła w Suchedniowie, niezłomnym kapłanem, prześladowanym i wielokrotnie więzionym w czasach PRL, odznaczonym m.in. odznaczeniem Cavaliere della Republica Italiana, Orderem Świętego Stanisława, Krzyżem Armii Krajowej, Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski, a niedawno również Orderem Uśmiechu, Rycerzem Grobu Bożego, pomysłodawcą i współuczestnikiem akcji uwolnienia kopii Obrazu Jasnogórskiego zaaresztowanego przez władze komunistyczne - rozmawia Justyna Wiszniewska

Aby dobrze opowiedzieć zarówno tę bulwersującą historię aresztowania kopii Obrazu Jasnogórskiego, jak i wspaniałą historię jego uwolnienia, warto sięgnąć myślą do innego zdarzenia, a mianowicie do aresztowania i uwięzienia przez władze komunistyczne Prymasa ks. kard. Stefana Wyszyńskiego. Wtedy bowiem zrodziła się myśl o Wielkiej Nowennie - odważnym kroku ku wolności...
- Prymas Polski ks. kard. Stefan Wyszyński, aresztowany przez władze komunistyczne, przez trzy lata izolowany, pozbawiony kontaktu z wiernymi i z kapłanami, obmyślał, jak ratować Polskę przed ateizmem. Pisze wówczas Jasnogórskie Śluby Narodu. Uważa bowiem, że trzeba Naród oddać Matce Najświętszej. Z tych Jasnogórskich Ślubów Narodu rodzą się wówczas pomysły Wielkiej Nowenny, która miała przygotować naszą Ojczyznę na jubileusz tysiąclecia chrztu oraz peregrynacji kopii Obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej. Ksiądz Prymas wychodzi z tego założenia, że do tej pory Naród przybywał na Jasną Górę do swojej Królowej, a teraz w kopii Obrazu Jasnogórskiego to Matka Królowa przybędzie do swoich dzieci i odwiedzi wszystkie parafie w naszej Ojczyźnie. Ksiądz Prymas zdawał sobie sprawę z tego, że jest to jedyny sposób na to, aby Polacy nie upadli na duchu i przetrwali te trudne czasy. I to była rzeczywiście piękna myśl! Po wyjściu z więzienia ksiądz Prymas udaje się do Rzymu, aby otrzymać kapelusz kardynalski od Ojca Świętego Piusa XII, ale nie jedzie sam, bo wiezie ze sobą kopię Obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej. Na audiencji 13 maja 1957 r. ksiądz Prymas skierował takie słowa do Namiestnika Chrystusowego: "Ojcze Święty, cały Naród Polski pokłada nadzieję w swojej Pani i Królowej, która ma swój tron na Jasnej Górze, i mocno wierzy, że tylko Ona potrafi utrzymać jedność i pokój w naszym Narodzie". Jakże aktualne słowa na dzisiejsze czasy... "I dlatego proszę Cię, Ojcze Święty, abyś poświęcił, pobłogosławił i pozwolił mi przywieźć ten Obraz do Ojczyzny, by nawiedzał wszystkie parafie". Ojciec Święty wyraził zgodę i 26 sierpnia 1957 r. na Jasnej Górze rozpoczęło się wielkie Nawiedzenie przez Matkę Boga i naszą Królową.

W jaki sposób odbywała się peregrynacja kopii Jasnogórskiego Obrazu w poszczególnych parafiach?
- Obraz przybywał do parafii na 24 godziny. Aby jak najgodniej przyjąć Matkę Bożą, wierni przygotowywali się, uczestnicząc w rekolekcjach lub misjach świętych. Na powitanie Obrazu przyjeżdżał miejscowy biskup, kapłani, siostry zakonne i dosłownie, jak na jakiś rozkaz żołnierski, przybywała cała parafia. Poruszenie było niesamowite! Po uroczystej Mszy św. rozpoczynała się adoracja, w której brały udział wszystkie stany: dzieci, młodzież, ojcowie, matki, emeryci, renciści, chorzy. Po adoracji następowała procesja na cmentarz i modlitwa za zmarłych parafian. Pamiętano w tym dniu o wszystkich. O godzinie 24.00 odbywała się tzw. Pasterka Maryjna, na którą przybywały również wszystkie osoby konsekrowane: kapłani, siostry zakonne, które pochodziły z tej parafii. Niejednokrotnie zdarzało się, że osoby te przyjeżdżały nawet z zagranicy, bo tam pracowały, ale w tym momencie starały się być w swojej parafii.

To poruszenie w Narodzie Polskim musiało mocno zaniepokoić władze komunistyczne, bo dalszy etap peregrynacji Obrazu nie przebiegał już tak spokojnie...
- Kiedy Matka Boża w kopii Obrazu Jasnogórskiego przybywała do parafii, działy się nadzwyczajne rzeczy! Ludzie masowo się spowiadali. Pod osłoną nocy przychodzili nawet urzędnicy państwowi. I wtedy padł strach na władze komunistyczne. Zrodziła się obawa, że przez peregrynację zaczyna się walić komunizm w Polsce. Być może przypomniano sobie słowa Prymasa ks. kard. Stefana Wyszyńskiego z 1957 r., które dziś można potraktować jako prorocze: "Losy komunizmu rozstrzygną się nie w Rosji, losy komunizmu rozstrzygną się w Polsce. Polska, kiedy umocni się wiarą, zabierze się za komunizm, obali go i za to będzie jej wdzięczny cały świat". Niestety, dziś wielu Polaków nadal jeszcze tego nie rozumie. Ale ówczesne władze komunistyczne bardzo szybko zrozumiały powagę sytuacji. Kiedy Obraz przybywał do parafii, zaczynało nagle brakować światła i uroczystości peregrynacyjne musiały odbywać się przy świecach. Dzieciom i młodzieży organizowano atrakcyjny wypoczynek tylko po to, żeby uniemożliwić im udział w uroczystościach peregrynacyjnych. Funkcjonariusze UB jeździli po trasie i fotografowali osoby dekorujące np. kościół, plebanię, a potem wzywali je na rozmowy i albo zwalniali z pracy, albo w inny sposób karali. Ale pomimo tych szykan peregrynacja odbywała się nadal. Dlatego też władze coraz bardziej czuły się bezsilne...

I dojrzewała w nich myśl o radykalnym rozwiązaniu?
- Mogą o tym świadczyć próby zatrzymywania samochodu przewożącego Obraz, przejmowania go przez milicję i przewożenia pod eskortą w określone miejsce, co niejednokrotnie zakłócało przebieg uroczystości. Spotkało to nawet ks. Prymasa Wyszyńskiego, gdy 20 czerwca 1966 r., po zakończeniu uroczystości we Fromborku, osobiście przewoził Obraz do Warszawy. Ksiądz Prymas tak opisywał to wydarzenie: "Przed uroczystościami powiadomiłem władze, podając dokładnie program. (...) Jednak na drodze między Pasłękiem a Ostródą wóz, którym jechał obraz, został mi pod silną eskortą zmotoryzowanej milicji odebrany i przewieziony do katedry. Przez trzy godziny byliśmy zatrzymani, a później eskortowani na Miodową. Tego rodzaju czyny ograniczają prawo do publicznej czci Matki Najświętszej". Ksiądz Prymas bardzo przeżył to wydarzenie. Obraz pozostawał w katedrze przez trzy miesiące. Księża umieścili go w zakrystii, za kratami. Ludzie przychodzili, składali na ulicy kwiaty, klękali, modlili się. Władze dawały coraz wyraźniej do zrozumienia, że nie chcą, aby Obraz dalej wędrował po Polsce.

Ale kiedy zbliżał się termin peregrynacji w diecezji katowickiej 4 września 1966 r., mimo wszystko podjęto ryzyko, żeby przewieźć Obraz do Katowic...
- Podejmowano próby, aby Obraz kontynuował nawiedzanie diecezji. Na początku września ks. bp Józef Kurpas, sufragan katowicki, przyjechał do Warszawy i razem z księdzem proboszczem archikatedry warszawskiej usiłowali przewieźć Obraz do Katowic. Byli już prawie u celu, gdy nagle z lasu będzińskiego wyłoniła się milicja, zatrzymała samochód, siłą odciągnęła od kierownicy księdza proboszcza, wyciągnęła z samochodu księdza biskupa, a za kierownicą siadł milicjant i odwiózł Obraz na Jasną Górę. Tam oficerowie milicji i przedstawiciel rządu oświadczyli ojcu generałowi i przeorowi klasztoru, że jeżeli Obraz opuści Jasną Górę, to zostaną zlikwidowane trzy paulińskie domy zakonne. Ojcowie umieścili obraz za kratami, w kaplicy św. Pawła Pustelnika. Przy bramie do klasztoru milicja ustawiła swój posterunek. Obraz został aresztowany i pozostawał uwięziony przez sześć lat!

Czy w aresztowaniu kopii Obrazu Jasnogórskiego pełnił jakąś rolę Edward Gierek, wówczas I sekretarz KW PZPR w Katowicach?
- On się tłumaczył w jednym z wywiadów, że o zatrzymaniu Obrazu nic nie wiedział. Mówił, iż zapytał Kliszkę, kto pozwolił na aresztowanie, a Kliszko odpowiedział, że to nie jego sprawa i żeby się tym nie interesował.

Mimo wszystko uroczystości Nawiedzenia odbywały się nadal, ale po Polsce peregrynowały już tylko symboliczne puste ramy. Okazało się jednak, że ożywienie wśród wiernych było równie duże...
- Pięć kolejnych diecezji: katowicka, krakowska, przemyska, lubaczowska i lubelska, nie przyjmowało już Obrazu, ale puste ramy. Ale to też robiło wrażenie, bo przy każdym takim powitaniu informowano, że tu miała być kopia Obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej, lecz władze ją aresztowały... To działało. Kiedy Gierek doszedł do władzy, wówczas ks. Prymas Wyszyński wystosował do niego list z prośbą o uwolnienie Obrazu, ale Gierek odpisał, iż nie widzi podstaw do zmiany dawnej decyzji. Trzeba było więc szukać innego rozwiązania i - jak ja to mówię - pojawiło się rozwiązanie partyzanckie.

W jakich okolicznościach przyszedł Księdzu do głowy pomysł uwolnienia Obrazu? Było to przecież ogromne ryzyko!
- Kiedy byłem wikariuszem w parafii Opieki Najświętszej Maryi Panny w Radomiu (dzisiejsza parafia katedralna), będąc na urlopie, uczestniczyłem w uroczystościach peregrynacyjnych przy pustych ramach w jednej z parafii w diecezji tarnowskiej. Wszystko było wspaniale przygotowane. Szedł pochód: najpierw dzieci przedszkolne na rowerach, potem motocykle, samochody, konnica, pięknie to wszystko wyglądało, a potem... te puste ramy! Pomyślałem sobie: nie! Nie zgadzam się, żeby w czasie peregrynacji w naszej diecezji sandomierskiej były puste ramy. Muszę zrobić wszystko, żeby tam był Obraz Matki Bożej. Wtedy właśnie zrodziła się we mnie myśl, żeby ten Obraz uwolnić.

Jakie były dalsze losy tego pomysłu?
- Najpierw porozmawiałem z moim księdzem proboszczem Wojciechem Staromłyńskim. Mówię: "Księże proboszczu, byłem na uroczystościach w diecezji tarnowskiej i nie było Obrazu, tylko puste ramy... to nie jest to! Przyszła mi do głowy myśl, żeby ten Obraz uwolnić na nasze uroczystości w Radomiu. Co ksiądz proboszcz na to?". I otrzymałem odpowiedź: "Działaj! To byłaby niesamowita historia, gdyby to się udało!". Tak więc miałem już za sobą księdza proboszcza. Wtajemniczyliśmy również ks. Romana Siudka, który był rezydentem w naszej parafii. On też się bardzo ucieszył i zapalił niesamowicie do tej sprawy. Powiedziałem więc: "Kochani, wszystko biorę na siebie i jadę do księdza Prymasa zwierzyć się z tego pomysłu!". Chciałem wykorzystać moje bogate doświadczenie, miałem już wtedy za sobą 18 wyroków sądowych i administracyjnych, 9 razy siedziałem w więzieniu, czyli byłem "recydywistą" nie z tej ziemi. Nie bałem się. Poza tym ksiądz Prymas dobrze mnie znał.

Jak ksiądz Prymas kard. Stefan Wyszyński zareagował?
- Ksiądz Prymas spojrzał mi w oczy i mówi tak: "Słuchaj, widzę, że cię świerzbi!". To ja już odczytałem, iż w tym stwierdzeniu mam przyzwolenie. "Słuchaj, Józef, to byłaby nadzwyczajna rzecz, gdyby to się udało, ale jak ci się nie uda, to ja jako Prymas ostrzegam cię, że ty z więzienia nie wyjdziesz. Oni byli u mnie, postawili mi warunki, powiedzieli mi 'księże Prymasie, my wiemy, jak księdzu Prymasowi zależy na tym, żeby ten Obraz wędrował, i on może wędrować, ale niech ksiądz Prymas spełni warunki'... Ja tych warunków nie mogę spełnić. Oni traktują ten Obraz jako zakładnika i liczą na to, że może ksiądz Prymas się ugnie, a oni wtedy pozwolą, żeby Obraz wędrował dalej. A ja się nie ugnę!". Wówczas odpowiedziałem, że też się nie ugnę! Siedziałem w więzieniu dziewięć razy, mogę siedzieć dziesiąty raz dla Matki Bożej. I wtedy ksiądz Prymas powiedział: "Spróbuj!". Odpowiedziałem: "Dziękuję, spróbuję!". Ustaliliśmy, że mam wolną rękę, jeśli chodzi o sposób przeprowadzenia akcji, a w razie wystąpienia jakichś trudności mam kontaktować się z księdzem Prymasem w każdej chwili, żeby problem omówić.

Czy długo trwały przygotowania?
- Razem z ks. Siudkiem jeździliśmy do Częstochowy kilka razy. Postanowiliśmy dokładnie zlokalizować miejsce, w którym znajduje się Obraz. Docierały do nas sprzeczne informacje, że albo jest w kaplicy Paulinów, albo jest wynoszony na Szczyt, albo znajduje się w kaplicy św. Pawła Pustelnika. Sprawdziliśmy również, ile czasu zajmuje dojazd z Radomia do Częstochowy. Okazało się, że 3 godziny i 5 minut. Dorobiliśmy również klucz do kraty z kaplicy. Udało nam się także ukradkiem wymierzyć Obraz, kiedy z okazji uroczystości 3 Maja został wyniesiony na Szczyt. Ponieważ nie zmieściłby się do mojego samochodu, wtedy zrodziła się myśl, żeby włączyć do akcji siostry ze Zgromadzenia Sióstr Służek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanej z Mariówki, z którymi się dobrze znałem, i pożyczyć od nich nyskę. Tak więc za zgodą matki generalnej s. Heleny Dąbrówki dołączyły do nas s. Maria Kordos - ekonomka zgromadzenia, i s. Helena Trentowska - kierowca. Podczas uroczystości 3-majowych spotkałem się na Jasnej Górze z księdzem Prymasem, który w pewnym momencie szepnął mi do ucha: "Coś postanowił?", a ja odpowiedziałem: "Będę kradł" - tak się wyraziłem. A ksiądz Prymas na to: "To ja już dzisiaj cię rozgrzeszam". Polecił mi powiadomić o sprawie ks. abp. Bronisława Dąbrowskiego, sekretarza Episkopatu Polski, i ustalić z nim plan działania oraz, jeśli zajdzie potrzeba, generała paulinów o. Jerzego Tomzińskiego. Zasada była taka: im mniej osób będzie wiedzieć, tym większa szansa, że akcja się uda.

12 czerwca 1972 r. to dzień, na który została zaplanowana akcja uwolnienia kopii Obrazu Jasnogórskiego, ale jak to czasem bywa, wypadki potoczyły się nieco inaczej...
- Pojechaliśmy do Częstochowy razem: ks. Siudek i ja moim samochodem, a siostry swoją nyską. Wszystko było przygotowane. Idziemy do kaplicy św. Pawła, a tu proszę sobie wyobrazić: obrazu nie ma! Myślimy: co tu robić? Może ktoś nas uprzedził? Może sprawa się wydała? Kiedy tak się nad tym zastanawialiśmy, wyszło dwóch braci zakonnych na spacer i od nich się dowiedzieliśmy, że obraz znajduje się na Szczycie, gdyż poprzedniego dnia, w niedzielę, odbywał się ogólnopolski zjazd panien i homilię głosił ks. kard. Karol Wojtyła. Obraz tam pozostał, ale już powinien być zniesiony, tylko nie miał kto tego zrobić. Zaofiarowaliśmy się więc, że pomożemy. Przekonaliśmy się wtedy, że obraz jest bardzo ciężki. Była to dla nas cenna informacja. Bracia zaczęli ustawiać obraz, umocowując go w specjalny sposób. Miałem wówczas okazję przyjrzeć się, jak oni to robią, co było bardzo istotne z punktu widzenia powodzenia akcji. W przeciwnym razie moglibyśmy coś uszkodzić, narobić hałasu itd. Czekaliśmy teraz na dogodną sposobność, żeby zabrać obraz. Zaczynało się właśnie Nabożeństwo czerwcowe, a miejsce wokół kaplicy św. Pawła było całkiem puste, mogliśmy spokojnie otworzyć kratę, niezauważeni przez nikogo... Ale była jedna przeszkoda. Przy wyjściu z bazyliki usiadło dwóch pracowników Jasnej Góry, to chyba byli zakrystianie... Jak tu wynieść obraz - przecież nas zauważą. Czekamy więc, nabożeństwo się skończyło, a oni wciąż siedzą. Stało się więc jasne, że tego dnia nie uda nam się tego obrazu uwolnić. Zapadła więc decyzja, że akcję przekładamy na następny dzień - 13 czerwca, a wtedy przypadało wspomnienie św. Antoniego (od rzeczy zagubionych). Jestem pewien, że nam pomógł.

Jak zatem przebiegało uwolnienie Obrazu?
- Zbliżała się godzina 6.00. Zaczynały grać fanfary. Rozpoczynało się odsłonięcie Cudownego Obrazu Matki Bożej. I wtedy wkroczyliśmy! Trwało to może dwie minuty. Zarzuciliśmy na obraz pokrowce i chociaż się rwały, jakoś podołaliśmy. Właściwie wynieśliśmy go, przeciskając się przez tłum, który napływał do bazyliki. Siostra co chwilę wołała: "Przepraszam! Przepraszam!". Ktoś tam krzyknął: "Przepuście księży, bo dźwigają jakiś obraz!". Nyska stała bardzo blisko wejścia, zapakowaliśmy Obraz do środka. Pamiętam, że z wrażenia nie mogłem wymówić ani słowa. Przeżegnałem tylko siostry na drogę, a one pojechały...

Dlaczego po uwolnieniu Obrazu księża nie wrócili razem z siostrami do Radomia?
- Zostaliśmy, żeby obserwować, co się będzie działo, kiedy wyda się, że obraz zniknął. Potrzebowaliśmy tylko 3 godzin i 5 minut spokoju. Zająłem konfesjonał położony jak najbliżej kaplicy św. Pawła. Spowiadam i co jakiś czas spoglądam na to miejsce. Po dwóch godzinach przyszła siostra zakonna, która podlewała i zmieniała kwiaty w bazylice, razem ze swoją ciocią i już z daleka mówi do niej: "Ciociu, tu znajduje się obraz, który wędrował po Polsce, a komuniści go aresztowali". Ta ciocia podchodzi do kraty i mówi: "Gdzie tu jest jakiś obraz? - tu nic nie ma!". Siostra pobiegła do zakrystii i powstało zamieszanie, dochodzenie, wypytywanie... Przerwaliśmy spowiedź. Poprosiłem kustosza, żebym mógł odprawić Mszę św. w kaplicy Cudownego Obrazu. Chodziło mi o to, żeby ojcowie mnie widzieli i w razie czego żeby mieć alibi. Zamieszanie wywołane zniknięciem obrazu było coraz większe. Na szczęście w klasztorze nie było wtedy władz zakonnych. Pomyślałem sobie, że zanim sprawa dotrze do przeora, to jeszcze trochę czasu upłynie... Przyszedł wreszcie moment, w którym miałem pewność, że jeśli wszystko poszło zgodnie z planem, to siostry z pewnością są już na miejscu. Wtedy wróciliśmy z ks. Siudkiem do Radomia. Siostry rzeczywiście szczęśliwie dojechały. Kiedy powiedziały księdzu proboszczowi: "Jesteśmy z obrazem!", ksiądz proboszcz złapał się za głowę.

Czy w związku ze sprawą zaginięcia Obrazu wzywany był Ksiądz na przesłuchanie?
- Zostałem wezwany do prokuratury i przesłuchanie trwało przez cały dzień. Przesłuchiwane były również siostry z Mariówki. Ale nic na temat obrazu nie powiedzieliśmy.

Zapewne grożono Księdzu jakimiś konsekwencjami...
- Prokurator mówił mi np.: "Ksiądz nawet nie wie, w jakiej sytuacji się ksiądz znalazł. Ksiądz Prymas już o tym wie, ks. abp Dąbrowski wie. Wszyscy potępiają księdza za ten czyn. Co ksiądz zrobił? To jest nie do pomyślenia, żeby kraść obraz", itd. Tak mnie umoralniali. Ja się z tego tylko śmiałem w duchu. Wreszcie pod koniec dnia prokurator się zdenerwował, zaklął i powiedział: "Dokąd tu będziemy siedzieć, zginął jakiś obrazek w Częstochowie i ksiądz tam był, powiedziałby ksiądz kilka słów i już byśmy księdza puścili!". Ja się wtedy upewniłem, że oni nawet nie wiedzą, czego szukają... Mówili, że teraz toczą się rozmowy na temat normalizacji sytuacji Kościoła na ziemiach zachodnich i jak się zjawi ten Obraz, to wszystko popsuje i że to będzie moja wina. Nie dowiedzieli się jednak ode mnie niczego!

Co działo się w tym czasie z Obrazem?
- Kiedy byłem na przesłuchaniu, przyjechał ks. bp Piotr Gołębiowski, administrator apostolski diecezji sandomierskiej, żeby zobaczyć, jak idą przygotowania do uroczystości, i dopiero wtedy dowiedział się o Obrazie. Na słowa księdza proboszcza, że boi się rewizji i aresztowania, odpowiedział z wiarą: "A teraz to Matka Boża niech sama się broni!". Obraz został na wszelki wypadek wyniesiony na dwa dni do komórki na węgiel. Potem przenieśliśmy go do pokoju na plebanii i napisaliśmy na drzwiach: "Klauzura". Kiedy przyjechał ks. Prymas kard. Stefan Wyszyński z Puław, bo tam mieliśmy przejąć puste ramy - symbol peregrynacji, zaczęliśmy się jeszcze zastanawiać, czy włączyć odzyskany Obraz do uroczystości, bo tyle było szumu wokół niego, tyle milicji. Ksiądz Prymas sugerował początkowo, żeby Obraz włączyć następnego dnia, po cichu. Ja radziłem, żeby to zrobić od razu na rozpoczęcie peregrynacji, kiedy jest dużo ludzi - ok. 80 tysięcy. Mówię: "Dzisiaj mamy siłę, nawet gdyby im przyszło do głowy odbijać ten Obraz, to ludzie nie pozwolą". Wtedy Gierek mówił, że szuka porozumienia z Kościołem itd. Gdyby ponownie dopuścił do aresztowania Obrazu, straciłby wiarygodność. No i ksiądz Prymas się zgodził. Wynieśliśmy Obraz na korytarz. Jak ksiądz Prymas go zobaczył, to uklęknął przed nim i ucałował go, podobnie zachował się ks. kard. Karol Wojtyła, który przybliżył się później do mnie i powiedział: "Józefie, odważnym fortuna sprzyja!".

Na to wygląda, bo spełniło się Księdza marzenie i Maryja Królowa Polski powróciła na szlak nawiedzenia w kopii Obrazu Jasnogórskiego...
- 18 czerwca 1972 r. ośmiu biskupów dźwigało Obraz w stronę podium pod kościołem: w pierwszej parze - ks. Prymas kard. Stefan Wyszyński i ks. kard. Karol Wojtyła. Ludzie klękali, machali chusteczkami, płakali, śpiewali. Euforia była niebywała! Po sześciu latach uwięzienia obraz wracał na szlak nawiedzenia. Ksiądz Prymas wygłosił wtedy piękne kazanie, mówił m.in.: "Cieszymy się, że wróciła... Ale jeżeli matka jest tak potrzebna na drodze do pomyślności doczesnej, to cóż dopiero w drodze do nieba? Tu także potrzeba matki! Kościół musi mieć swoją Matkę. Była już na godach w Kanie. Jakże się cieszymy, że wróciła! Każdy nas rozumie... Narodowi potrzebna jest Matka! Kościołowi, Ludowi Bożemu potrzebna jest Matka! (...) Lepsze czasy nadchodzą... - Oznaki normalizacji. Wnikliwym spojrzeniem szukamy po całej Ojczyźnie wszelkich znaków normalizacji: Jeżeli więc ktoś uśmiechnie się pogodniej i swobodniej, mówimy - lepsze czasy nadchodzą. Jeżeli ktoś lepiej się ubiera czy też pożywniej odżywia, mówimy - lepsze czasy nadchodzą. Jeżeli gdzieś wybudują kaplicę czy kościół, mówimy - lepsze czasy nadchodzą. Jeżeli otwierają się więzienia, jeżeli sądy są łagodniejsze, jeżeli nasza kochana milicja jest przyzwoitsza, mówimy - lepsze czasy nadchodzą. Jeżeli przychodzi do nas Maryja w swym Obrazie Nawiedzenia, tutaj - przed fronton kościoła pod wezwaniem Opieki Najświętszej Maryi Panny, mówimy - lepsze czasy nadchodzą! Jest to wszystkim bardzo potrzebne. Muszę Wam powiedzieć, Dzieci Boże, że w tej chwili w Rzymie przebywa biskup Dąbrowski, sekretarz Episkopatu Polski. Pracuje on nad tym, aby zgodnie z naszymi nadziejami, jak najprędzej doszło do pełnej normalizacji, zwłaszcza na Ziemiach Zachodnich, aby oznaczone zostały diecezje i biskupi rezydencjalni. Gdy do Rzymu dojdzie wiadomość, że tu przed kościołem Mariackim jest Ona, na pewno będzie to poczytane za znak normalizacji i będzie przyjęte z wielką ulgą i radością! A my już dziś tym się cieszymy. Radujcie się i Wy, kochani Kapłani, i Ty, cierpliwy nad miarę, odważny a roztropny Arcypasterzu świętego Kościoła sandomierskiego! Wszyscy będziemy się modlić, aby na waszej żyznej ziemi, która słynie z pięknej pszenicy 'sandomierki' - czerwonej może od krwi Męczenników - jak najwięcej było radości i owoców z Nawiedzenia. Cieszymy się, że ten Obraz - dar Ojca Świętego - który jest własnością Episkopatu Polski i oddany został pod moją opiekę i odpowiedzialność - będzie Waszą radością. Daję go Wam na ten rok, jako własność Episkopatu, abyście posługiwali się nim na 'Godach w Kanie' diecezji sandomierskiej".

Ksiądz Prymas po raz kolejny okazał się prawdziwym mężem stanu. Jak władza zareagowała na to, co się wydarzyło?
- Do księdza proboszcza zgłosił się funkcjonariusz SB i powiedział, że tak się pogmatwały te sprawy z Obrazem, iż chyba dopiero historia wykryje tego złodzieja, bo myśmy posądzali księdza Wójcika... Czyli odstąpili.

Dlaczego?
- Docierały do mnie poufne wiadomości, że w tej sprawie był nawet premier Jaroszewicz w Moskwie i radził się, co ma robić, czy ma ponownie aresztować Obraz. Otrzymał podobno odpowiedź, żeby nie robić tego na siłę. Pogodzili się z tym, iż przegrali, bo trzymali obraz w charakterze zakładnika.

Przyjęli więc scenariusz nakreślony w wygłoszonym przez księdza Prymasa kazaniu...
- Tak.

Czy ksiądz Prymas wspominał jeszcze potem to wydarzenie w rozmowach z Księdzem?
- Na rok przed śmiercią, 31 maja 1980 r., ksiądz Prymas podziękował mi za uwolnienie Obrazu w specjalnym liście odręcznie napisanym: "Drogiemu Księdzu Józefowi przekazuję błogosławieństwo, w szczególny sposób dziękując za wyzwolenie Obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej, najpiękniejsze dzieło Jego Życia Kapłańskiego".

Dziękuję za rozmowę.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin