MOJE DOTKNIĘCIE HERLINGIEM-GRUDZIŃSKIM.doc

(200 KB) Pobierz
MOJE DOTKNIĘCIE HERLINGIEM-GRUDZIŃSKIM

MOJE DOTKNIĘCIE HERLINGIEM-GRUDZIŃSKIM

ANDRZEJ M. KOBOS

Wiadomość o śmierci Gustawa Herlinga-Grudzińskiego dotarła do mnie 6 lipca 2000 r. w Lund w Szwecji. Spadła na mnie ciężkim ciosem, odszedł bowiem nie tylko wielki pisarz i intelektualista, ale i mój Przyjaciel. Interesował się moimi sprawami, niekiedy zatroskany moimi problemami pocieszał mnie.

Ostatni raz rozmawiałem z nim telefonicznie w niedzielę 18 czerwca. Przegadaliśmy prawie godzinę. Nic nie wskazywało na to, że miała to być nasza ostatnia rozmowa. Umówiliśmy się na następną rozmowę telefoniczną w połowie lipca. Już nie zadzwonię, nigdy nie usłyszę jego niskiego głosu: "Pronto?".

Nie wspomniał mi jakoby był chory, chociaż ostatnia wizyta w Polsce, dla odebrania doktoratu Honoris Causa Uniwersytetu Jagiellońskiego, bardzo go zmęczyła; powiedział mi: "wróciłem z Polski na ostatnich nogach – jak się to mówi, muszę teraz przyjść do siebie." Był właśnie po krótkich wakacjach w Ischii, nic teraz nie wskazywało sytuacji kryzysowej w jego zdrowiu, choć od dawna miał poważne problemy z sercem. Nie zdecydował się na operację "bypass".

Podziękowałem mu za wydrukowanie w ostatnim tomie Dziennika pisanego nocą (Czytelnik, 2000) dłuższego zapisu o mnie, nie zdobyłem się jednak na to, by wypomnieć mu, iż nie poprawił w nim kilku nieścisłości o mnie, co obiecał mi był dwa i pół roku wcześniej, pod koniec 1997. I dobrze, że nie powiedziałem mu o tym – miałbym teraz wyrzuty sumienia.

Nasze kontakty

Nigdy nie spotkaliśmy się twarzą w twarz. Nawiązaliśmy nasz kontakt listowny w maju roku 1991. Zaczęło się od mojego listu do niego, głównie o Innym świecie. Wkrótce później rozpoczęły się nasze dosyć regularne, długie rozmowy telefoniczne. Oszczędny w słowach pisanych w listach drobnymi, ale wyraźnymi, rozstrzelonymi literami, przez telefon Pan Gustaw był znakomitym, czujnym, choć czasem niecierpliwym rozmówcą. Teraz oczywiście żałuję, że nie mam nagrań tych rozmów a i moje notatki z nich są skąpe. Tyle pytań dopiero teraz, z perspektywy Końca, ciśnie mi się na wargi. Pozostało już tylko co Herling-Grudziński napisał, co weszło do kanonu literatury nie tylko polskiej. Żałuję też, że poza jednym, z dedykacją, nie mam jego rzeczywistych zdjęć.

Posyłałem mu niekiedy moje teksty, odbitki różnych materiałów źródłowych, później wydruki Zwojów (nie miał komputera, chociaż jego syn, Benedetto, był specjalistą komputerowym w Rzymie; twierdził, że jest "staroświecki w pisaniu" i że "komputery go przerastają"). Herling-Grudziński dał mi wolną rękę w wykorzystywaniu jego tekstów. Czytał i chwalił niektóre teksty zamieszczane w Zwojach. Opowiadałem mu o różnych moich kontaktach; niektórymi, np. z Janem Nowakiem-Jeziorańskim, był bardzo zainteresowany.

Przyjaźń przez 54 lata

 

To Jan Nowak pomógł Herlingowi-Grudzińskiemu otrząsnąć się po samobójczej śmierci pierwszej żony, Krystyny, 4 listopada 1952. Herling pracował wówczas w Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa w Monachium, której dyrektorem był Jan Nowak-Jeziorański. Przeniósł się tam z Londynu w październiku 1952. Prowadził w tym radiu audycję "List do komunisty", w której ujawniał tragiczne sprawy i okrucieństwa komunizmu, brał też udział w programach "Kultura w niewoli." (W roku 1956, ogłosił w londyńskich Wiadomościach, 27/535, znakomity artykuł Roztopy o kulturalnej odwilży w Związku Sowieckim i Polsce po XX Zjeździe; artykuł z nieznanych mi względów nie przypomniany przez Zdzisława Kudelskiego w 9. tomie "Pism zebranych" Wyjścia z milczenia).

W roku 1997, na moją sugestię w naszej rozmowie, Jan Nowak-Jeziorański odnowił swój kontakt telefoniczny z Gustawem Herlingiem-Grudzińskim (por. Dziennik pisany nocą, 30 listopada 1997). Muszę tu stwierdzić, że Jan Nowak uważał Grudzińskiego (jak o nim zwykł mówić) za bardzo ważny głos polskiego sumienia. Po jego śmierci powiedział dla Gazety Wyborczej m.in.:

"Gdy dotarła do mnie wiadomość o śmierci Gustawa, ogarnęło mnie uczucie osamotnienia... Łączyła nas przyjaźń od 54 lat... Znajdowaliśmy wspólny język ludzi należących do tego samego pokolenia. Łączyło nas wspólnie przeżywane oddalenie od pokoleń następców ukształtowanych w Polsce Ludowej, tych zwłaszcza, którzy rozpoczynali życie po roku 1956".

W roku 1992 Jan Nowak opowiedział mi o interesującym, mało znanym zdarzeniu, związanym z twórczością Herlinga-Grudzińskiego:

W późnych latach 1960., jadąc z żoną samochodem na wakacje na Sycylię, zatrzymaliśmy się w Neapolu u Herlingów. Gustaw powiedział mi wtedy, że właśnie kończy powieść. Po kilku tygodniach, wracając z Sycylii, zatrzymaliśmy się znowu u nich. Zapytałem Gustawa: – "Skończyłeś swoją powieść?" – "Nie, powieści już nie ma." – "Jak to nie ma?" – "Nie ma, spaliłem cały rękopis." – "Co?!" – "Bo ja nie umiem pisać dialogów, a dialog jest podstawą powieści."

Herling potwierdził później to zdarzenie w rozmowie ze mną. Niestety nie wiem i już nigdy się nie dowiem, o czym była owa powieść. Dopiero pod koniec życia napisał niezwykłą, krótką powieść pt. Biała noc miłości, poruszającą się w sferze "tabu": erotycznej miłości między rodzeństwem. W ostatniej naszej rozmowie wyraźnie ucieszył się, gdy szczerze pochwaliłem tę powieść, którą przeczytałem dopiero kilkanaście dni wcześniej, w samolocie z Toronto do Edmonton.

"Głęboki cień"

W roku 1994 Herling-Grudziński ogłosił w Kulturze 7-8/1994 opowiadanie Głęboki cień o procesie i śmierci na stosie Inkwizycji Giordano Bruno. W opowiadaniu, od Bruna na stosie "nie usłyszano ani słowa skargi, długo widziano jego nieruchomą, osmaloną twarz."

Napisałem wówczas Herlingowi, że wg książki Barnaby Conrad'a Famous Last Words (1962), ostatnie słowa Giordano Bruno na stosie miały brzmieć: "Moja dusza wzniesie się wraz z dymem do raju". Napisałem dalej: "Pańskie zakończenie Głębokiego cienia ze spadającym z nieba gołębiem, symbolizującym duszę Nolańczyka, jest jakby powrotem jego duszy z raju".

Zacytowałem Herlingowi także wypowiedź O. Józefa Bocheńskiego, dominikanina i filozofa, znieważającą pamięć Giordano Bruno (Między logiką a wiarą – rozmowy Jana Parysa z O. Józefem Bocheńskim, 1988). Ślad pierwszej mojej informacji znalazł się w Dzienniku pisanym nocą (17 października 1997), zaś o O. Bocheńskim napisał mi wtedy Herling odręcznie: "O. Bocheński jest człowiekiem o wielkiej inteligencji i wiedzy, ale gdyby urodził się był kilka stuleci temu, byłby gorliwym Inkwizytorem. Zrozumiałem to, kiedy go poznałem w Rzymie nazajutrz po wojnie."

Przez ponad rok namawiałem Herlinga-Grudzińskiego na napisanie opowiadania o Inkwizycji. Zgodził się, że powinien takie napisać, ale równocześnie to odkładał, mówiąc że pracuje nad czymś innym, że napisał już dużo o Inkwizycji w Dzienniku pisanym nocą i w zapisie Fra Diego w Z zeszytu lektury. Rzeczywiście, ale mnie chodziło o duże opowiadanie, w stylu jego opowiadań: ciemnych, tajemniczych, zakonnych, ponurych.

"Jeździec polski"

Herling-Grudziński był wielbicielem i znawcą dawnego malarstwa, barokowego przede wszystkim; rozmawialiśmy więc o Rembrandcie. Pamiętam, że w 1998 roku po obejrzeniu w The Frick Gallery w Nowym Jorku Jeźdźca Polskiego Rembrandta, w rozmowie z Herlingiem zakwestionowałem jego interpretację: "Jeździec w pościgu za umykającą Wolnością czy młodziutki myśliwy w pościgu za szybującym wysoko ptakiem?" (Rembrandt w miniaturze). Stałem był dwukrotnie długo przed tym obrazem. Nie dostrzegłem natchnionej młodej twarzy, widziałem zimne oczy, nawet okrutną twarz młodego zabijaki. Nie darmo zresztą obraz ten zwie się także "Lisowczyk". Herling odpowiedział mi, że odebrał ów słynny obraz właśnie tak jak napisał. Różnice odbioru: ja byłem świeżo pod wrażeniem obrazu, on pisał z pamięci sprzed lat.

"Błogosławiona, święta"

Lato roku 1997 przyniosło dwie ciekawe nasze dyskusje. Zaczęło się od mojej e-mailowej dyskusji z p. Joanna Suchożebrską na temat opowiadania Herlinga-Grudzińskiego pt. Błogosławiona, święta i Epilogu Innego świata. Opowiadanie Błogosławiona, święta, napisane w literackiej konwencji Herlinga mieszania zdarzeń prawdziwych i wymyślonych przez Autora, poruszające moralny (i kościelny) problem aborcji ciąży wynikłych ze zbiorowych gwałtów serbskich na kobietach bośniackich, stało się przedmiotem gorącej dyskusji. Za to opowiadanie i za swój sprzeciw wobec apelu Papieża Jana Pawła II do zgwałconych ciężarnych kobiet bośniackich o urodzenie dzieci poczętych z gwałtu i miłość do nich, Herling stał się niepopularny w niektórych wysokich kręgach kościelnych. (Echa tego pojawiły się w Rozmowach w Dragonei z Włodzimierzem Boleckim, 1997; pisała o tym także Jane Perlez w The New York Times, July 3, 1997).



 



Napisała do mnie Joanna:

..."nie chodzi tylko o kobiety, ale też o dziecko, które nie musi płacić życiem za grzech/przestępstwo swojego ojca. Oczywiście, gwałt – szczególnie taki, jak w obozach serbskich – jest czymś odpychającym, ale dlaczego karać zań dziecko? Oczywiście, nie sposób oddzielić brzemiennej matki od noszonego przez nią dziecka – ale jest to już inny człowiek... Jan Paweł II, moim zdaniem, miał prawo zaapelować do kobiet o taki gest heroizmu. Oczywiście, wcale nie jestem pewna, jak ja zdałabym taki życiowy egzamin, ale Herling-Grudziński jest za tym, że istnieją pewne zasady obiektywne, niepodważalne, jakieś "twarde jądro" w każdym człowieku..."

Posłałem te fragmenty Herlingowi, potem rozmawialiśmy o tym. Potwierdził swoje przekonanie, że nikt, nawet Papież, nie ma prawa wymagać takiej ofiary ze strony zgwałconej kobiety, której odebrano człowieczeństwo, a przede wszystkim nie można w dodatku wymagać jej miłości do dziecka poczętego w wyniku bestialskiego zbiorowego gwałtu. Nikt nie zna rozstrzygającej odpowiedzi, ani on-Herling, ani Papież. To kobieta musi z tym żyć, tylko ona może rozwiązać ten konflikt sumienia.


Opowiadanie to jest ogniwem w jednym z dwóch głównych nurtów myśli i twórczości Gustawa Herlinga-Grudzińskiego – uniwersalności problemu Zła oraz bezgranicznego, ostatecznego cierpienia, w tym i psychicznego, w ludzkim świecie. Herling odważnie stawia najtragiczniejsze może pytania.

Drugim nurtem jego twórczości jest doświadczenie komunistycznego totalitaryzmu, zarówno bezpośrednie, osobiste, jak i mentalne czy intelektualne u innych, oraz podobieństwo totalitarnych systemów komunizmu i nazizmu.

Epilog "Innego świata"

 

Drugi wątek mojej dyskusji z Joanną dotyczył autentycznej sceny zakończenia Epilogu Innego świata, konkretnie problemu odmowy przez narratora-Autora zrozumienia haniebnego, zbrodniczego wobec innych czynu w sowieckim łagrze. Opisałem Joannie i Herlingowi moje doświadczenie z pewnym Rosjaninem, profesorem uniwersytetu, dawnym oficerem Armii Czerwonej. Sprowadzało się ono do tego, że za przeszłość sowieckiej (rosyjskiej) zbiorowości zawsze odpowiadają jacyś "oni", nigdy "my". To moje doświadczenie Herling przytoczył w Dzienniku pisanym nocą (zapis z 17 października 1997), zamieszczony również w Zwojach 4/1997.

W Rozmowach Dragonei, Herling porównał zakończenie Epilogu Innego Świata do Milczenia morza Vercors'a. Porównanie, moim zdaniem, niezupełnie trafne, bo to nie były takie same milczenia. U Vercors'a jednak padło to ostatnie "Adieu" z ust owej milczącej cały czas dziewczyny. W Epilogu nie padło wyczekiwane słowo "rozumiem".

"Legenda o nawróconym pustelniku"

We wrześniu 1997 ukazało się w Plusie-Minusie opowiadanie Gustawa Herlinga-Grudzińskiego pt. Legenda o nawróconym pustelniku, w którym Autor popełnił dosyć istotną nieścisłość opisując obraz Paolo Ucello "Legenda o Sprofanowanej Hostii". Nie chodzi tyle o to, że paneli składających się na obraz Ucello jest sześć, a nie siedem, ile o to, że Herling-Grudziński twierdził, że z nieznanych przyczyn nie ma w muzeum w Urbino siódmego panelu. Wytknąłem Herlingowi tę nieścisłość, uznał jednak, że ujdzie ona w jego konwencji literackiej (w której nie wiadomo gdzie kończy się fakt, a zaczyna fikcja, często z pozoru autobiograficzne), ale sprostował to w Dzienniku pisanym nocą, (zapis z 17 października 1997) a później w Rozmowach w Neapolu w Włodzimierzem Boleckim.

Zerwanie:   Gustaw Herling-Grudziński versus Jerzy Giedroyc

W początkach roku 1996 Gustaw Herling-Grudziński zerwał 40-letnią bliską współpracę z Kulturą Jerzego Giedroycia. Nastąpiło jego definitywne rozstanie z Giedroyciem. Do końca życia tkwiło to w nim "szkłem bolesnym". W 1996 roku Herling powiedział mi: "przeżyłem to rozstanie bardzo boleśnie, to było gorzej niż rozejście się z ukochaną przez prawie całe życie kobietą".

Formalnie zerwanie Herlinga-Grudzińskiego z Giedroyciem poszło o żądanie Giedroycia, żeby Herling-Grudziński wykreślił pewne zdanie czy zdania ze swojego tekstu "Dekalog" w Dzienniku pisanym nocą (4 grudnia 1995) o sytuacji w postkomunistycznej Polsce. Herling-Grudziński odmówił skreśleń, Giedroyc odmówił druku w ogóle w Kulturze, nawet z zastrzeżeniem, że, jako redaktor, nie zgadza się z opiniami autora. Giedroyc takie decyzje zawsze podejmował autokratywnie, miał swoich autorów ulubionych, mniej ulubionych, tolerowanych i nie tolerowanych. Nazwiska przeskakiwały w tej klasyfikacji gdy zmieniały się sympatie Giedroycia. Giedroyc nigdy nie znosił konkurencji w "rządzie dusz".

* * *

Nikt już nie dojdzie prawdziwych szczegółów założenia Instytutu Literackiego w jesieni 1946 w Rzymie oraz szczegółów powstania pierwszego numeru Kultury, też w Rzymie w czerwcu 1947. Czy był to głównie Giedroyc, czy Herling-Grudziński? Jest faktem, że w pierwszym numerze Kultury wystąpili oni "jako równi"; podpisany jest on przez obu, jako redaktorów. Długie teksty Bernadotte Croce'go (Zmierzch cywilizacji) i Tadeusza Krońskiego (Filozofia egzystencjalna Sartre'a) wskazują na bardzo znaczny udział Herlinga. Herling twierdził, że koncepcja założenia pisma, a nie tylko wydawania książek była jego, nie Giedroycia.

W 1948 roku, gdy Instytut Literacki (z Kulturą) przeniósł się do Maisons Laffitte pod Paryżem, Gustaw Herling-Grudziński razem z żoną Krystyną wyjechał do Londynu. Nie lubił Londynu. Walczył tam z biedą, czuł się tam źle, przeżył tam tragedię osobistą. Pisał recenzje do Wiadomości Mieczysława Grydzewskiego, a przede wszystkim pospiesznie, prawie bez skreśleń, pisał Inny świat, którego 12 rozdziałów ukazywało się w latach 1949-1950 w Wiadomościach, począwszy od nr. 40/183 z 2 października 1949. Wydanie po angielsku pt. A World Apart, w świetnym angielskim przekładzie Josepha Andrzeja Ciołkosza (pod pseudonimem Joseph Marek) ukazało się w Londynie w roku 1951. W 1953 roku, nakładem wydawnictwa "Gryf" wyszło w Londynie polskie wydanie Innego świata. (Pierwotnie tytuł książki miał być Martwi za życia – Zapiski sowieckie.)

W roku 1952, z ramienia międzynarodowej organizacji Kongres Wolności Kultury, Herling odbył podróż do Burmy; powstała z niej książka Podróż do Burmy.



Do Kultury Herling-Grudziński wrócił w roku 1956, gdy odszedł z Wolnej Europy i w roku 1955 osiedlił się w Neapolu po poślubieniu Lidii Croce, córki filozofa Benedetto Croce. Przez kilka lat znowu publikował w Wiadomościach recenzje literackie, np. cykl Zapiski z lektury i wspaniały Il Gattopadro o "Lamparcie" Tomassi di Lampedusa, Camusowski w wymowie esej przeciwko karze śmierci oraz wrażenia z podróży po Europie roku 1955.

* * *

O rozstaniu się z Jerzym Giedroyciem i Kulturą Herling-Grudziński kilkakrotnie mówił publicznie, np. w wywiadzie "Dżuma i generał" z Elżbietą Sawicką, 1997 (Elżbieta Sawicka, Widok z wieży, Most, Warszawa 1997) oraz niedługo przed śmiercią w wywiadzie "Tak, taki jestem" z Anną Bikont i Joanną Szczęsną (Gazeta Wyborcza, 29 kwietnia 2000). Ta ostatnia wypowiedź była najbardziej emocjonalna i najbliższa temu, co wcześniej opowiadał mi był przez telefon. Cytuję odpowiedni fragment tego wywiadu:

"Uważam całą tę historię za skandal. Żeby Giedroyc zerwał z człowiekiem, który założył Kulturę, związał z nią życie, i to za jedno zdanie? Ja proponowałem mu takie wyjście z sytuacji, żeby dał przypis: w tym miejscu redaktor się nie zgadza. Ale on się uparł: Nie, musisz z tego zrezygnować. Po 25 czy 30 latach wspólnej pracy uznać, że jedno zdanie jest tak mordercze? Moje rozstanie z Giedroyciem to był dla mnie strasznie bolesny moment. Tak jak mężczyzna rozchodzi się z ukochaną kobietą. Przez dwa lata to przeżywałem, aż się wreszcie zagoiło. Ale to była cena, którą zapłaciłem za swoją absolutną niezależność. On, ten małomówny Giedroyc, mówił: 'Nie masz pojęcia, ile Kultura ci zawdzięcza.' A potem takie rozstanie. Grażyna Pomianowa ułożyła antologię Kultury z paru lat, wyszło to w dwóch tomach. Zwróciła się do mnie, a ja nie zgodziłem się na mój udział w tej antologii."

Od marca roku 1996 Herling-Grudziński publikował swoje utwory w Plusie-Minusie, dodatku kulturalnym do Rzeczpospolitej. Opublikował tam wiele nowych opowiadań i nowych zapisów z Dziennika pisanego nocą, owego, rozpoczętego w roku 1971, "portretu epoki, w której żył, z autoportretem w rogu wielkiego obrazu." Zaprzyjaźnił się z Elżbietą Sawicką, redaktorką Plusa Minusa, o której w rozmowach ze mną wypowiadał się w superlatywach.
W roku 1993, po tym, jak Jerzy Giedroyc udzielił wywiadu komunistycznej Trybunie, Jan Nowak-Jeziorański powiedział mi: "Do czego to podobne: Giedroyc sztandarowy antykomunista i największa postać wśród emigracji, udziela teraz wywiadu Trybunie Ludu. ... Co ten biedny Grudziński musi z nim przeżywać."

Niezależnie od bezpośredniej, finalnej przyczyny rozstania Herlinga-Grudzińskiego z Giedroyciem, konflikt między nimi narastał od co najmniej kilku lat wcześniej. Już w Autobiografii na cztery ręce (1994), Giedroyc zarzuca Herlingowi-Grudzińskiemu m. in. "ustawianie się na pozycji doradcy czy współpracownika, który jednak nie bierze odpowiedzialności za linię Kultury", "purytanizm", bycie "nie tyle politykiem, ile moralistą". W Kulturze 9/564, 1994, Jerzy Giedroyc pozwolił sobie na napastliwe i paternalistyczne uwagi o Herlingu i jego zapisie Druga podróż do Polski, opublikowane w Dzienniku pisanym nocą, w tej samej Kulturze. Herling nie odpowiedział na te komentarze Redaktora. Nie znam opinii Jerzego Giedroycia o ich rozstaniu, jest zapewne niewielu takich, jeżeli ktokolwiek, kto ją zna.

Giedroyc potraktował Herlinga-Grudzińskiego wyniośle, uznał go za poniżej kogoś, z kim mógłby dyskutować. Nie przymierzając, jak niegdyś książę swojego Żyda. W sposób widoczny uznał wielkiego pisarza za Orwellowską osobę nieistniejącą, wymazaną ze wspólnej fotografii.

Nie piszę tych gorzkich słów bezpodstawnie. Jest zaskakujące, wprost niewiarygodne, że w kilka godzin po śmierci Herlinga-Grudzińskiego, zapytany przez Rzeczpospolitą o swoją reakcję, Giedroyc, znający Herlinga od roku 1945 w Rzymie i współpracujący tam z nim jeszcze w Orle Białym, nie tak dawno dzielący z nim komunistyczny plakat "Z pnia narodowej zdrady", nie zdobył się na nic ponad dwa krótkie suche zdania: "Wszyscy jesteśmy wstrząśnięci i zaskoczeni tym nagłym odejściem. Polska kultura i literatura poniosły niepowetowaną stratę". Duży rozmiarami nekrolog w Kulturze 7-8/634-635, 2000, mrozi zimnem i lapidarnością starannie dobranych słów:

Ś.+P.
GUSTAW HERLING-GRUDZIŃSKI
wybitny pisarz,
przez wiele lat bliski
współpracownik "Kultury"
zmarł w Neapolu 4 lipca 2000 roku.

        Redakcja "Kultury".

W internetowym "chat" 11 sierpnia 2000, wyraźnie rozgadany, 94-letni Giedroyc, ubolewając, że tylu jego znajomych już nie żyje, słowem nie wspomniał o Herlingu-Grudzińskim.

Jak elegancko, w porównaniu z Giedroyciem, zachował się Adam Michnik, z którym Herling-Grudziński ostro spierał się był o oceny i akceptację spuścizny PRLu i którego określał słowami nieprzyjemnymi, gdy opublikował swoje dłuższe, pełne szacunku wspomnienie o Zmarłym w Gazecie Wyborczej. Tamże, Czesław Miłosz, wobec kilku książek którego Herling był bardzo krytyczny, wspomniał go z ogromnym uznaniem: "...Był człowiekiem bohaterskim i dużo wycierpiał z powodu niezłomności swoich przekonań."

W 72 dni po śmierci Herlinga-Grudzińskiego zmarł Jerzy Giedroyc.

 

Moralna bezkompromisowość

W którejś z naszych telefonicznych rozmów, Herling użył wobec kogoś trzeciego twardego sformułowania: "Najpierw trzeba zajrzeć w swoje własne sumienie." Takiej, wg niektórych czarno-białej, bezkompromisowości moralnej był wierny przez całe swoje życie. Wielu nie mogło tego znieść.

Jest faktem, że Herling-Grudziński w ostatnim okresie życia zrobił się jakby autorytatywny, nawet zaczepny, używał bardzo mocnych określeń wobec ludzi, którzy w okresie komunizmu moralnie i intelektualnie "ześwinili się". W wspomnianym już wywiadzie dla Gazety Wyborczej z 29 kwietnia 2000, powiedział o Zbigniewie Herbercie, coś, czego nie powinien był powiedzieć, szczególnie jeśli wyjąć to z kontekstu twardej rozmowy z dwiema dziennikarkami; inne sformułowania też brzmiały kontrowersyjne. Jego próba damage control w oświadczeniu w Życiu z 23 maja 2000, była nieudana. Wypowiedź o Herbercie sprostował wkrótce potem w wywiadzie (bodajże swoim ostatnim) Kraków jak Ferrara z Tomaszem Fiałkowskim w Tygodniku Powszechnym 23/2656, 4 czerwca 2000. Koniec końców jednak, mógł nawet Herling-Grudziński stać się dla niektórych irytujący w swojej bezkompromisowości, ale ileż w tym było racji, ile mówienia tego, co wielu chciałoby powiedzieć, ale albo nie mieli możliwości, albo nie starczało im odwagi! Bolesne echa tego nieszczęsnego wywiadu dla Gazety Wyborczej z 29 kwietnia 2000, być może były jedną ze spraw, które go dobiły.

Jeżeli Herling pod koniec życia stał się pewnym idolem polskiej prawicy, to na pewno niezamierzenie, biernie. Był przygnębiony wystąpieniami prawicy w Polsce, sam mi o tym mówił. W cytowanym już wywiadzie Gazecie Wyborczej powiedział: "A jaka jest dziś lewica? Zupełnie skurwiona..." – "Polska prawica się Panu podoba?" – "Naturalnie, że jest okropna. Wszyscy razem są okropni." ... "Moje sympatie polityczne, to są sympatie PPS-owskie."

Herling-Grudziński widział obecną lewicę w Polsce jako pustą, wyrosłą wprost z komunizmu, którego "pogrobowcy" nigdy nie przyznali zbrodniczości tego systemu, zamazali jego przeszłość. Przepraszające oświadczenia Aleksandra Kwaśniewskiego o powojennej przeszłości polskiego komunizmu, najpierw w roku 1993, jak również później, były mniej niż formalne i bardzo enigmatyczne.

Dumny, że to Papież-Polak...

Herling-Grudziński, chociaż bardzo krytyczny wobec instytucjonalnego Kościoła, miał ogromny szacunek dla Papieża Jana Pawła II, z którym jednak nie we wszystkim się zgadzał. W ostatniej naszej rozmowie powiedział mi, że jako Polak jest "dumny z tego, że to właśnie Papież-Polak zapoczątkował proces wyznania historycznych win Kościoła, wobec Żydów przede wszystkim, pomimo że musi to robić wbrew wielkim oporom w Kościele". Herling był pod wrażeniem tego, co Jan Paweł II powiedział i zrobił w Jerozolimie w marcu roku 2000. Odpowiedziałem mu, iż ja odbieram to, co Jan Paweł II robi wobec Żydów, jako "dwa kroki do przodu, po czym jeden krok do tyłu".

Powiedział mi wtedy z dumą, że ambasador RP w Watykanie, Stefan Frankiewicz opowiedział mu był niedawno, iż Papieżowi przeczytano jego wypowiedź o ofierze Abrahama w rozmowie z Włodzimierzem Boleckim, którą wydrukował Tygodnik Powszechny (10/2643, 5 marca 2000), oraz polemikę, która potem nastąpiła. Papież miał powiedzieć, że "tekst Herlinga-Grudzińskiego jest bardzo ważny".

Herling wobec Judaizmu i Szoah

Stąd oczywiście blisko do pozycji religijnej Herlinga-Grudzińskiego. Herling, z własnej inicjatywy, przeszedł z Judaizmu na Katolicyzm w wieku około osiemnastu lat (1938?). Z wiosną 1999 wyłożył mi swoje racje przeciwko Judaizmowi, gdy powiedziałem mu o moim procesie konwersyjnym z Katolicyzmu na Judaizm. Potem okazało się, że to, co mi wówczas powiedział, było w zasadzie powtórzeniem tego co powiedział był Włodzimierzowi Boleckiemu przy okazji ich dyskusji o opowiadaniu Ofiarowanie, w lipcu 1998 w Neapolu, teraz wydrukowanej w Tygodniku Powszechnym i w Rozmowach w Neapolu.

Dla Herlinga, Bóg w Torah (Starym Testamencie) jest Bogiem surowym, obojętnym, okrutnym. I to nie tylko przy okazji nieomal dokonanej ofiary Abrahama. Herling-Grudziński napisał w jednym z ostatnich swoich tekstów pt. Bóg surowy, Bóg obojętny:

... czytając i rozmyślając, miałem przed oczami na przemian dwie pary: Abrahama wiozącego do Moria swego synka, godzinami zatruwanego świadomością, że wiezie go w niewiedzy o przygotowywanym dlań losie, gdyż "Bóg tak chce", oraz anonimowego, bogobojnego Żyda współczesnego, który w wagonie kolejowym wiezie swego synka do gazu, też nieświadomego, co go czeka (jego i ojca); czyli współczesnego potomka Abrahama powtarzającego sobie z rozpaczą w sercu "Bóg nie pozwoli". Pozwolił, pozwolił, w milionach przypadków, aż do wymordowania całego prawie narodu wybranego.

Tygodnik Powszechny 16/2649, 16 kwietnia 2000.


Tutaj, oczywiście, jest problem Szoah, Holocaustu, Zagłady. Są to pytania; gdzie był Bóg? jak...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin