Poczet Cesarzowych Rzymskich.pdf

(492 KB) Pobierz
746344184 UNPDF
Wprowadzenie
Książka ta jest uzupełnieniem i odpowiednikiem "Pocztu cesarzy rzymskich". Przedstawia losy wszystkich
żon cesarzy od Augusta do Teodozjusza Wielkiego włącznie, czyli od powstania cesarstwa jako nowej formy
ustrojowej do roku 395, kiedy to imperium uległo trwałemu i ostatecznemu podziałowi na dwie części,
zachodnią i wschodnią. Przy takim ujęciu Liwia jest pierwszą cesarzową, Galla zaś ostatnią. Jednakże dla
pełności obrazu uwzględniono również te żony, które przyszli władcy poślubili przed swym wstąpieniem na tron,
kiedy więc wielu z nich nawet jeszcze nie marzyło o cesarskiej purpurze. Z tej to przyczyny "Poczet" rozpoczyna
nie Liwia, pierwsza cesarzowa w dziejach Rzymu, a więc i Europy, ale Klaudia, już w starożytności niemal
całkowicie zapomniana dziewczyna, którą pojął za żonę Oktawian, późniejszy cesarz August, w samych
początkach swej kariery politycznej. Wyjątkowo znalazły swe miejsce w poczcie również te kobiety, które na
pewno lub przypuszczalnie były tylko konkubinami, jeśli związek z nimi miał charakter trwały i znaczący
historycznie. To przypadek Marcji, konkubiny cesarza Kommodusa, a także Heleny, również chyba tylko
konkubiny cesarza Konstancjusza I. Podane w "Poczcie" informacje o życiu cesarzowych zaczerpnięte zostały z
dzieł starożytnych historyków, pisarzy, poetów, słowem z całej zachowanej literatury. Wykorzystano też
materiał epigraficzny, czyli napisy, oraz numizmatyczny, to jest monety. Wykaz podstawowych źródeł oraz
nowszych opracowań załączony jest osobno.
Tytuły rozdziałów podają nazwisko cesarzowej w formie spolszczonej. Zamieszczona pod tytułem krótka
notatka zawiera: pełne nazwisko w formie łacińskiej; nazwisko i lata panowania cesarza, którego była żoną, i
którą z kolei; orientacyjną datę ślubu oraz ewentualnego rozwodu i śmierci; informację, czy miała tytuł augusty;
liczbę potomstwa.
Dla właściwego zrozumienia zarówno tych danych, jak też innych faktów i pojęć przywoływanych w toku
narracji, konieczne są pewne objaśnienia. Chodzi zwłaszcza o trzy obszary: rzymski system nazwisk, rzymskie
rozumienie instytucji małżeństwa, istotę i formę cesarstwa rzymskiego. Wszystkie one odbiegają od norm i
skojarzeń myślowych, do jakich przywykliśmy od wieków.
Typowe męskie nazwisko było w Rzymie trójczłonowe: imię, czyli "praenomen", nazwa rodu -
"gentilicium", gałąź rodu - "cognomen". Tak więc Gajusz to imię, Juliusz - nazwa rodu, Cezar - przydomek gałęzi
rodu. Identycznie zbudowane są nazwiska: Publiusz Korneliusz Scypion, Marek Tulliusz Cyceron, Publiusz
Owidiusz Nason. Pojawiały się też przydomki dodatkowe, np. Azjatyk lub Afrykański, bo tam wodzowie odnosili
zwycięstwa. Bywało też, że łączono w jednym nazwisku przydomki różnych gałęzi rodu i osób. Ale spotykamy
również nazwiska tylko dwuczłonowe, np. Marek Antoniusz. W sumie można powiedzieć, że ów system był
podobny do wciąż u nas spotykanych nazwisk góralskich, jak choćby Józef Gąsienica Krzeptowski. Rzymskie
przydomki były pierwotnie przezwiskami, jak się to często zdarza na wsi, bo też pierwotne społeczeństwo
rzymskie miało charakter chłopski. Cyceron to Grochal, Nason - Nosal, Brutus - Tępy. Jeśli chodzi o imiona, to ich
zasób był ograniczony i powtarzający się tradycyjnie w rodzinach. Najczęstsze to Aulus, Gajusz, Gnejusz, Lucjusz,
Markus, Publiusz, Kwintus, Sekstus, Tyberiusz, Tytus.
Były też imiona żeńskie, jak Gaja, Fausta, Lucja, Publia, Rutilia, także numeryczne: Prima, Sekunda, Tertia,
Kwarta, Kwinta, co jednak nie musiało oznaczać kolejności urodzin, były one bowiem, podobnie jak przydomki,
często dziedziczone po matce lub babce. Jednakże pod koniec republiki i w epoce cesarstwa, a więc w tym
okresie, który obejmuje "Poczet", imiona kobiet w dużej mierze wyszły z użycia, przynajmniej w warstwach
wyższych. Funkcję imion poniekąd przejęły nazwiska rodowe. Tak więc córka Gajusza Juliusza Cezara zwała się
Julia, córka Marka Antoniusza - Antonia, a Tyberiusza Klaudiusza - Klaudia. Jeśli było więcej dziewcząt w
rodzinie, starszą zwano "Maior", młodszą zaś "Minor". Stosowano też przydomki, brane od przodków zarówno
w linii męskiej, jak i żeńskiej. Córka Tytusa Olliusza powinna zwać się po ojcu Ollia, wzięła jednak nazwisko i
przydomek rodu matki, Poppei Sabiny, był on bowiem znacznie sławniejszy. Do historii więc żona Nerona weszła
nie jako Ollia, lecz Poppea Sabina. Przez dłuższy czas panowała też moda na rozbudowywanie nazwisk żeńskich
przez wzbogacanie ich członami nazwisk i przydomków poprzednich pokoleń, babek i prababek. "Annia Aurelia
Galeria Lucilla" brzmi jeszcze znośnie, bywały jednak dłuższe. W praktyce i w życiu codziennym posługiwano się
oczywiście tylko jednym imieniem, w przypadku więc wyżej przytoczonym mówiono o Lucylli.
Wypada przypomnieć, że od zwycięstwa chrześcijaństwa dawne rzymskie nazwiska rodowe funkcjonują
do dziś jako imiona męskie i żeńskie. Stąd Juliusz i Julia, Emil i Emilia, Klaudiusz i Klaudia, Antoni i Antonia.
Co ważne i znamienne, a zupełnie niezgodne z naszymi zwyczajami, Rzymianka wychodząc za mąż nie
zmieniała nazwiska. Pozostawała przy swoim rodzinnym. Zaznaczano jednak niekiedy: "Livia Augusti" - Liwia,
żona Augusta, lub "Plotina Traiani" - Plotyna, żona Trafiana.
 
Ów fakt, że zamężna Rzymianka nosiła dalej nazwisko rodzinne, ma swoją wymowę niemal symboliczną.
Kobieta, choć zazwyczaj przy ślubie przechodziła formalnie spod władzy ojca pod władzę męża, miała jednak i
zatrzymywała dużą samodzielność. Wynikało to z samej istoty rzymskiego małżeństwa. Był to dobrowolny akt
dwojga osób (ich samych lub rodziców, jeśli pozostawali pod ich władzą), spełniających odpowiednie warunki
(stosowny wiek, obywatelstwo, przynależność do odpowiedniego stanu, niezbyt bliski stopień pokrewieństwa),
zgodnie decydujących się na wspólne, trwałe pożycie. "Consensus facit nuptias", mówi zwięzła zasada rzymska -
dla zawarcia małżeństwa konieczna jest obopólna zgoda. Związek nie był nigdzie rejestrowany lub
potwierdzany, ani przez urzędników, ani też przez kapłanów w świątyni. Był instytucją prywatno-społeczną, a
nie urzędową. Oczywiście odbywały się tradycyjne ceremonie, składano bogom ofiary, byli świadkowie i goście,
uroczyście łączono prawice i wypowiadano piękną formułę "Ubi tu Gaius, ibi ego Gaia", wśród śpiewów
odprowadzano pannę młodą do domu męża, który wnosił ją przez próg na rękach, nade wszystko zaś spisywano
umowę majątkową. Wszystko to jednak miało znaczenie uboczne. Ważna i wystarczająca była tylko obopólna
wola utrzymywania związku, czyli "affectio maritalis". Jest wola, jest małżeństwo. Jeśli wygasa, po którejkolwiek
ze stron, nie ma małżeństwa. Następuje rozwód. I znowu nie wymagał on żadnego postępowania sądowego lub
kapłańskiego, nie wymagał nawet zgłoszenia do jakiegokolwiek urzędu. Wystarczało ustne lub pisemne
oświadczenie, powód nie miał znaczenia, choć często podawano bezpłodność, niezgodność charakterów,
uciążliwość obyczajów, podejrzenie o cudzołóstwo. Zasadę pełnej swobody w tym zakresie najzwięźlej ujmuje
konstytucja cesarza Aleksandra Sewera z roku 223: "Libera matrimonia esse antiquitus placuit" - od dawnych
czasów uznaje się małżeństwa za związek wolny. Nawet szczególnie uroczystą, pradawną ceremonię ślubną,
zwaną "farreatio", można było unieważnić przez "disfarreatio".
Dla uniknięcia nieporozumień należy dodać, że sławne ustawy małżeńskie cesarza Augusta, ustanowione
być może pod wpływem jego żony Liwii, w niczym nie zmieniały zasad, istoty i charakteru tej instytucji. Uściślały
przede wszystkim, kto może taki związek zawierać. Przyznawały pewne przywileje małżonkom, zwłaszcza
mającym dzieci, nakładały natomiast różne ciężary i ograniczenia prawne na trwających w celibacie oraz na
bezdzietnych. Regulowały wreszcie postępowanie w wypadku stwierdzenia cudzołóstwa oraz sposób
wymierzenia kary. Mówiąc językiem współczesnym, miały charakter prorodzinny, lecz nie dotyczyły samych
małżeństw. Ustawy te, podobnie jak wszystkie inne o szlachetnych intencjach, ale wkraczające zbyt głęboko w
sferę życia prywatnego, miały bardzo umiarkowane znaczenie praktyczne.
Pierwszy znany nam, bo odnotowany w kronikach, rozwód nastąpił w Rzymie w roku 231 p.n.e. Na pewno
wszakże nie był pierwszy w ogóle. Potem, zwłaszcza u schyłku republiki i w początkach cesarstwa, słyszymy o
nich często. Należy jednak mieć na uwadze, że zasób informacji, jakim w tym względzie dziś dysponujemy,
dotyczy głównie najwyższych warstw społecznych. Chodziło tam o wielką politykę i wielkie pieniądze. Z drugiej
zaś strony wiele świadczy, że przy całej łatwości rozwody byty źle widziane i źle oceniane; stosunkowo więc
rzadkie w niższych warstwach. Być może waśnie fakt, że każda ze stron mogła tak łatwo odejść, stwierdzając po
prostu, że afekt się skończył, zmuszał współmałżonka do dbania o to, by nie wygasł. Kto wie, czy nie był to
bardziej skuteczny sposób utrzymania związku niż prawny i religijny przymus.
Nam, wychowanym w przekonaniu, że małżeństwo jest związkiem nierozerwalnym, a jeśli
rozwiązywalnym, to tylko w ostateczności, z wyjątkowych przyczyn, które muszą być zbadane i uznane w toku
przykrego postępowania sądowego, rzymska koncepcja może wydać się osobliwa. Ale to właśnie Rzymianin
mógłby wielce się dziwić, jak można zmuszać kogoś, by współżył z osobą, która mu nie odpowiada i z którą
współżyć po prostu nie chce. Taki przymus jest przecież pogwałceniem prawa naturalnego, samej jego istoty.
Zupełnie tak samo, jak nie można nikomu nakazać, by trwał w miłości. Bogowie sprawiają, że rodzi się afekt,
bogowie też mogą go odebrać, osobom postronnym nic do tego.
Oczywiście od razu nasuwa się pytanie: a co z dziećmi, co ze sprawami majątkowymi? Jeśli chodzi o te
pierwsze, problem był o tyle prosty, że z mocy prawa i tradycji dzieci zawsze pozostawały pod władzą ojca, on za
nie odpowiadał. Kwestie zaś majątkowe regulowano już przy zawieraniu małżeństwa odpowiednimi umowami.
W praktyce to władza rodzicielska odgrywała decydującą rolę przy zawieraniu małżeństw. To ojciec i
matka postanawiali, z kim ma się żenić syn, za kogo wydać córkę. Oni oświadczali, że istnieje afekt małżeński.
Uznawano, że dziewczyna jest "nubilis", czyli gotowa do zamążpójścia, kiedy miała co najmniej 12-13 lat życia,
zwykle jednak nie więcej niż 15. Chłopiec bywał starszy, a nawet znacznie starszy, zgodnie ze starożytnym
poglądem, że czas biologiczny kobiety i mężczyzny biegnie inaczej.
Dziewczyny młodo wychodziły za mąż, młodo stawały się matkami, młodo też umierały. Statystyka jest
przerażająca, a obraz wydaje się podobny we wszystkich warstwach społecznych. Świadczą o tym zarówno
nagrobki - a jest ich tysiące - kobiet z rodzin zwykłych, jak też ten "Poczet cesarzowych". Najczęściej młode
 
matki padały ofiarą powikłań okołoporodowych. Przywykliśmy w naszych czasach do tego, że niemal we
wszystkich krajach przeciętna życia kobiety jest wyższa niż mężczyzny i że w rocznikach starszych przewaga
kobiet rośnie. Tymczasem w społeczeństwie rzymskim sytuacja była dokładnie odwrotna: występowała
nadumieralność kobiet młodych i w związku z tym tak zwana maskulinizacja grup starszych. Przypadki takie jak
cesarzowej Liwii, która przeżyła lat 86, lub też prawie równie wiekowych Eutropii czy Heleny, są wyjątkowe.
Czytelnik zauważy, że w notatkach informacyjnych daty urodzin i śmierci cesarzowych, podobnie jak i
ślubu, podawane są przeważnie tylko w pewnym przybliżeniu. Najczęściej bowiem nasz materiał nie zawiera
precyzyjnych danych i zmuszeni jesteśmy do ustalania ich za pomocą wskazówek pośrednich. W wielu
życiorysach przedstawiono, co może być pouczające, ów tok rozumowania i dochodzenia do dat
prawdopodobnych. Ubóstwo informacji, jeśli chodzi o cesarzowe, wiąże się oczywiście z tym, że z reguły
pozostawały one w cieniu mężów, nawet jeśli ich faktyczne i pośrednie znaczenie, wpływ na sprawy wielkiej
polityki, były ogromne. Dziejopisów wszakże interesowały głównie plotki, skandale obyczajowe, oszczerstwa.
Odnosi się wrażenie, że nawet poważni historycy starożytni stawali się, gdy przyszło im pisać o
cesarzowych, kimś w rodzaju współczesnych dziennikarzy, a nawet wręcz "paparazzi". Czytelnik sam osądzi, ile
w owym materiale jest prawdy, ile fikcji, które informacje zasługują na uwagę, które zaś są wytworem chorej
wyobraźni. Na ogół, trzeba to stwierdzić, los cesarzowych był ciężki, przeważnie nawet tragiczny. Wiele z nich
zapłaciło bardzo drogo za kilka lat, niekiedy tylko kilka miesięcy lub dni, blasku i chwały. Nie oszczędzali ich, a
zarazem nie doceniali współcześni, my zaś obecnie skazani jesteśmy na materiał źródłowy ubogi i stronniczy.
Przypomnijmy wreszcie, o czym była już mowa w "Poczcie cesarzy rzymskich", że należy strzec się
przenoszenia naszych wyobrażeń, związanych z określeniami cesarz i cesarzowa, na tamte czasy. Od wieków
wypowiadając te wyrazy mamy przed oczami koronację i strój koronacyjny, insygnia władzy monarszej,
majestat władcy panującego z łaski Boga. Tak było w średniowieczu, ale nie w starożytności. Forma ustrojowa
wprowadzona przez cesarza Augusta w roku 27 p.n.e., potocznie zwana cesarstwem, bardziej zaś naukowo
pryncypatem, polegała przede wszystkim na skupieniu w jednym ręku najważniejszych urzędów
republikańskich, co dawało faktyczną władzę przy zachowaniu pozorów istnienia Rzeczpospolitej i jej instytucji,
łącznie z senatem. Nie było więc aktu i ceremonii koronacji cesarza ani cesarzowej. Nie było też, przynajmniej w
pierwszych wiekach, żadnych szczególnych insygniów władzy, poza tymi, które można uznać za spadek po
czasach republikańskich, jak na przykład purpura, dawniej przysługująca wodzom. Z biegiem lat mnożyły się
przywileje, także dla cesarzowych.
Cesarz otrzymywał na mocy uchwały senatu przydomek Augusta, który stawał się częścią składową jego
nazwiska, i dlatego pisze się go dziś dużą literą. W miarę upływu lat jednak zyskał on charakter tytułu, a wtedy
już piszemy go małą literą. Natomiast z cesarzowymi bywało różnie. Niektórym ów tytuł przyznawano,
oczywiście zawsze za przyzwoleniem cesarza, inne otrzymywały go z pewnym opóźnieniem, inne w ogóle nigdy
nie dostąpiły tego zaszczytu. W ich wypadku był to tylko tytuł, dlatego przyjęło się obecnie pisać go małą literą.
Tylko cesarz miał prawo wybijania w Rzymie monet ze swoją podobizną, tytulaturą, symboliką. Podobizny i
tytuły cesarzowych pojawiały się natomiast w mennicach greckich, zwłaszcza w aleksandryjskiej. Dopiero od
czasów Domicji Longiny, żony cesarza Domicjana, również mennica rzymska regularnie emitowała monety
cesarzowych. Poprzednio wyjątkowo dostąpiła tego zaszczytu Agrypina, żona Klaudiusza i matka Nerona.
Podobnie jak cesarz, również cesarzowe odbierały cześć boską, to jest miały swoje świątynie i kapłanów,
ale tylko na wschodzie. W Rzymie przyznawano im ten zaszczyt pośmiertnie, poprzez uchwałę senatu, mocą
której otrzymywały tytuł "diva" - boska. Nie wszystkie oczywiście. Mogły też jednak pośmiertnie zostać skazane
uchwałą senatu na "damnatio memoriae", dosłownie "skazanie pamięci", czyli "skazanie na niepamięć".
Polegało to na obaleniu ich posągów oraz wymazaniu czy też wyskrobaniu i wydłutowaniu ich nazwisk z
napisów. Obyczaj barbarzyński, niewątpliwie, stosowany jednak na podstawie aktu prawnego, jawnie i uczciwie.
Znacznie bardziej barbarzyńskie, a w istocie ohydne jest skazywanie na niepamięć poprzez różnego rodzaju
tajne instrukcje, zapisy itp. Stawne do dziś są słowa Josepha Goebbelsa, który zakazywał swym pismakom
wymieniania osób jemu niewygodnych, wołając: "Macie zamilczeć go na śmierć!" Stosowano i stosuje się do
dziś podobne zabiegi, zarówno w ustrojach totalitarnych, jak też nawet w krajach mieniących się
demokratycznymi państwami prawa. Rzymianie, powtórzmy, byli pod tym względem uczciwsi. Zresztą te
orwellowskie próby wymazania z pamięci kończyły się na ogół i kończą do dziś efektem wręcz przeciwnym.
Życiorysy cesarzowych ułożone zostały chronologicznie, tak jednak, by każdy tworzył w miarę możliwości
zamkniętą i zrozumiałą całość. Stąd pewne powtórzenia. Dla zrozumienia losów cesarzowych konieczne było
oczywiście przynajmniej naszkicowanie osobowości i polityki ich małżonków, ale tylko na tyle, na ile jest to
potrzebne do zrozumienia toku wywodów. Pozostaje wreszcie kwestia ostatnia, interesująca i ważna: portrety
 
cesarzowych. Jak wiadomo, przykłady malarstwa antycznego nie są nam znane poza nielicznymi szczątkami.
W gruncie rzeczy mamy tylko jeden malarski portret cesarzowej: sławne tondo egipskie, przedstawiające
Julię Domnę, Septymiusza Sewera i Karakallę. Poza tym zdani jesteśmy wyłącznie na monety i posągi. Te
pierwsze są z reguły zbyt małe i nieprecyzyjne w oddawaniu rysów twarzy. Drugie nie zawsze można
zidentyfikować. Istnieje wiele znakomitych prac poświęconych ikonografii cesarzy i cesarzowych, ale też równie
wiele kontrowersji, jeśli chodzi o interpretację. Opracowanie tego materiału wymagałoby odrębnej książki. W
tej sytuacji najlepszym wyjściem wydaje się ograniczenie ilustracji do zaprezentowania przerysów antycznych
monet z podobiznami cesarzowych w XVII-wiecznym wykonaniu, przerysów wyraźnych i jednolitych
stylistycznie.
Klaudia
"Claudia". Pierwsza żona Gajusza Juliusza Cezara, zwanego Oktawianem, który panował później jako
cesarz August od 27 r. p.n.e. do 14 n.e. Poślubiła go w 43 r. p.n.e., rozwód nastąpił w 41 r. p.n.e.
Była córką osławionego trybuna ludu Publiusza Klaudiusza, zwanego też Klodiuszem. Ów wichrzyciel i
demagog, śmiertelny wróg Cycerona, zginął w bójce podmiejskiej w styczniu roku 52 p.n.e. Z małżeństwa z
Fulwią miał córeczkę, która nosiła jego nazwisko - Klaudię. Tracąc ojca, nie mogła liczyć sobie więcej niż dwa lub
trzy lata. Fulwia wychodziła potem jeszcze dwukrotnie za mąż. Po raz trzeci i ostatni za Marka Antoniusza,
jednego z najbliższych oficerów Cezara. Gdy w 44 roku p.n.e. spiskowcy zamordowali dyktatora w budynku
senatu, Antoniusz stał się jednym z głównych polityków walczących o przejęcie po nim władzy. Doszło do wojny
domowej. Uczestniczy w niej również młody, zaledwie dwudziestoletni Gajusz Oktawiusz, wnuk siostry Cezara.
Został adoptowany przezeń w testamencie, odtąd więc zwał się oficjalnie Gajusz Juliusz Cezar, choć potocznie
określano go niekiedy mianem Oktawiana, ponieważ pochodził z rodu Oktawiuszów.
Jesienią 43 roku p.n.e., podczas walk nad Padem pomiędzy wojskami Antoniusza i Oktawiana, żołnierze
obu stron wymusili porozumienie trzech wodzów: Antoniusza, Oktawiana i Lepidusa. Tak powstał drugi w
dziejach Rzymu układ zwany triumwiratem. Żołnierze domagali się również, aby to porozumienie umocnić
związkami małżeńskimi.
W tej sytuacji Oktawian poślubił pasierbicę Antoniusza, mniej więcej 12-letnią Klaudię. Nawet jak na
tamte czasy był to wiek zbyt wczesny dla zamążpójścia, zazwyczaj bowiem związek zawierano, gdy dziewczyna
miała około 15 lat. Mówiono, że Klaudia jest "vix nubilis", czyli zaledwie sposobna do małżeństwa.
Tak więc dwudziestoletni Oktawian pojął ze względów politycznych dziewczynę młodszą od siebie o
przynajmniej 7 lat. Zgodził się na to, choć był już zaręczony z Serwilią, córką wpływowego byłego konsula.
Zerwał jednak zaręczyny, a Serwiliusza ułagodzono dając mu po raz drugi konsulat na rok 41 p.n.e.
Małżeństwo z Klaudią pozostało białe. W każdym razie w 2 lata później Oktawian, odprawiając swą
młodziutką żonę, aby zawrzeć nowe, równie politycznie uwarunkowane małżeństwo, złożył formalną przysięgę,
że Klaudia jest dziewicą. Zastanawiano się wówczas, czy od początku planował, że nie tknie dziewczyny, licząc
się z możliwością nowych układów? Znając jednak późniejsze, dobrze poświadczone upodobania erotyczne
Oktawiana, można wysunąć inne przypuszczenie: miał zdecydowaną skłonność do kobiet dojrzałych, zwłaszcza
mężatek. Do rozwodu przyczyniła się też teściowa, Fulwia. Była to postać niezwykła i z pewnością niezbyt
sympatyczna: gwałtowna, chciwa, zżerana przez ambicję, wciąż knująca intrygi. Powiadano, że nie ma w niej nic
kobiecego prócz ciała. Oktawian jej nie znosił. W każdym razie tak twierdził, by w ten sposób okazać, że nie ma
nic przeciw samemu Antoniuszowi.
Dalsze losy Klaudii nie są nam znane. Jej matka zmarła w roku 40 p.n.e., a więc niedługo po rozwodzie
Klaudii, śmiercią naturalną. Przybrany ojciec, Antoniusz, związał się już wtedy całkowicie z Kleopatrą. Czy Klaudia
wyszła jeszcze za mąż? Czy pierwszy mąż, późniejszy cesarz, kiedykolwiek jeszcze się nią zainteresował? To
bardzo wątpliwe, Oktawian bowiem, jak wiadomo, bywał całkowicie obojętny i nieczuły nawet wobec swych
najbliższych.
Skrybonia
"Scribonia". Druga żona Oktawiana, panującego później jako cesarz August w latach 27 p.n.e. - 14 n.e.
 
Poślubiła go w 40 r. p.n.e., rozwód nastąpił w 39 p.n.e., zmarła po r. 17 n.e. Miała z Oktawianem córkę.
W przeciwieństwie do swej poprzedniczki, Klaudii, Skrybonia wychodząc za Oktawiana była już kobietą
dojrzałą, dwukrotnie zamężną, matką trojga dzieci. Z małżeństwa pierwszego z Korneliuszem Lentulusem miała
syna, z drugiego zaś, z Korneliuszem Scypionem, syna i córkę. Ci dwaj należeli oczywiście do stanu
senatorskiego. Dlaczego aż dwukrotnie się rozwodziła? 0 tym źródła milczą. Wśród arystokracji rzymskiej było to
jednak tak częste i łatwe, że nie budziło zdziwienia.
Jej brat, Skryboniusz Libon, wydał swoją córkę za Sekstusa Pompejusza, faktycznego władcę Sycylii, gdzie
utworzył jakby państwo pirackie. Oktawian, przygotowując się do wojny z Antoniuszem, musiał zabezpieczyć się
od strony morza i nie mógł dopuścić do tego, by Sekstus Pompejusz i Antoniusz sprzymierzyli się przeciw niemu.
Przyjaciel i doradca Oktawiana, Mecenas, porozumiał się w 40 roku p.n.e. ze Skryboniuszem Libonem. Zawarto
układ. Oktawian poślubił siostrę Skryboniusza, wszedł więc w rodzinne związki z Sekstusem Pompejuszem.
Małżeństwo jednak trwało bardzo krótko, zaledwie rok, udało się bowiem osiągnąć ugodę najpierw z
Antoniuszem, potem także z Sekstusem Pompejuszem. Do wojny na razie nie doszło. Pod koniec 39 roku
Skrybonia urodziła córeczkę, która oczywiście nosiła nazwisko oficjalne ojca, zwała się więc Julia. Natychmiast
po porodzie Oktawian rozwiódł się z nią. Twierdził, że czyni tak "propter perversitatem morum" - z powodu
przewrotności obyczajów żony.
To zgrabne sformułowanie łacińskie można rozumieć różnie. Czy Skrybonia była nieobyczajna, czy też po
prostu uciążliwa i nieznośna? Daje do myślenia, że już poprzednio się rozwodziła. Ale faktem jest również, że
właśnie w tym czasie Oktawian poznał piękną, młodą mężatkę i wcale nie ukrywał, jak wielkie na nim zrobiła
wrażenie.
Skrybonia, odsunięta od Oktawiana, żyła nadal w Rzymie. Jeden z jej synów doszedł do godności konsula,
córka również wyszła za senatora tej rangi. Zupełnie natomiast inaczej potoczyły się losy córki jej i Oktawiana, o
czym będzie mowa osobno, w życiorysie poświęconym Julii.
W 2 roku p.n.e. August skazał swą córkę, Julię, wówczas już wdowę po Agrypie, na wygnanie. Najpierw
przebywała na prawie bezludnej wysepce, potem w mieście Regium u południowego cypla Italii. Skrybonia
dobrowolnie towarzyszyła jej w tym nieszczęściu. A Julia zmarła dopiero w 14 roku n.e.
Wcześniej Skrybonia musiała jeszcze opłakiwać niespodziewaną śmierć swych dwóch wnuków, synów
Julii. Lucjusz zmarł w 2 roku n.e., a Gajusz w 4. Potem wygnano jej wnuczkę Julię Młodszą, a w roku 14
zamordowano trzeciego wnuka, Agrypę Pogrobowca.
Skrybonia żyła jeszcze w roku 17 n.e. Wtedy to doradziła swemu młodemu krewnemu, Skryboniuszowi
Druzusowi, gdy został oskarżony o spiskowanie przeciw cesarzowi Tyberiuszowi, by nie popełniał samobójstwa.
Powiedziała: A czemuż to chcesz załatwiać sprawę za kogoś? Chodziło jej o to, by cala odpowiedzialność za
śmierć młodego człowieka spadla na cesarza. Była to rada mądra i godna pani określanej mianem "gravis" -
poważna. Jednakże ten jej nie posłuchał. Odebrał sobie życie, a jego proces przed senatem i tak toczył się dalej.
Liwia
"Liwia Drusilla". Trzecia i ostatnia żona Oktawiana, panującego od 27 r. p.n.e. do 14 n.e. jako cesarz
August. Urodziła się 30 stycznia 58 r. p.n.e. Wyszła za mąż za Tyberiusza Klaudiusza Nerona w 43 r. p.n.e. Po
rozwodzie z nim poślubiła Oktawiana w dniu 17 stycznia 38 r. p.n.e. W r. 14 n.e. na mocy testamentu zmarłego
Augusta została adoptowana do jego rodu jako Julia Augusta. Zmarła w 29 r. n.e., mając 86 lat. Zaliczona została
w poczet bogów w r. 42 n.e. jako "Diva Augusta". Miała dwóch synów z pierwszego małżeństwa.
Wielu współczesnych jej Rzymian uważało, że była surową matką Rzeczypospolitej, a surową macochą
domu cesarskiego. To wieloznaczne określenia. Historyk dzisiejszy, pragnący obiektywnie ocenić Liwię i jej rolę
w dziejach jako pierwszej cesarzowej Rzymu, staje nieco bezradny wobec faktów i sprzecznych opinii. Była
matką czy macochą? Czy dążyła przede wszystkim i za każdą cenę do zapewnienia władzy swemu potomstwu,
czy też to tylko splot nieszczęsnych okoliczności sprawił, że przypisywano jej czyny, których w istocie nie
popełniła? Czy rację miał August, w sprawach polityki zawsze tak podejrzliwy i bezwzględny, darząc ją
całkowitym zaufaniem przez ponad pól wieku, czy też był po prostu ślepy, jak wielu mężczyzn, na to, co się
dzieje w jego własnym domu? A może to Klaudiusz, wnuk tak przez Liwię pogardzany, później zaś tak lojalny
wobec pamięci o niej, najtrafniej scharakteryzował ją słowami "Ulisses w niewieściej sukni", czyli kobieta mądra,
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin