9. Być wierzącym według Biblii.doc

(41 KB) Pobierz
Być wierzącym według Biblii – historia Abrahama

Być wierzącym według Biblii – historia Abrahama

 

Bóg nie napisał traktatu na temat wiary, ale stosuje metodę „żywych obrazów” — przykładów z życia wybranych ludzi. Pierwszym człowie­kiem, przez którego otrzymujemy od Boga lekcję wiary jest historia Abrahama. Św. Paweł, nawiązując do tej historii, nazywa Abrahama ojcem naszej wiary (por. Rz 4).

Wiara biblijna, którą Bóg przyszedł wzbudzić w sercu człowieka, różni się zasadniczo od religii naturalnej. W religii naturalnej człowiek siebie stawia w centrum. Szuka Boga ze względu na własne plany, ich realizację. W wierze natomiast nie tylko człowiek szuka Boga, ale bar­dziej jeszcze Bóg szuka człowieka. W tym szukaniu Bóg znalazł kogoś, kto Mu się świetnie spisał, otworzył się na Boże plany. To był Abraham. Jego dzieje Bóg ocalił od kurzu zapomnienia, by stały się dla nas mode­lem wiary. Dlatego też Abraham jest ojcem wiary w judaizmie i chrześcijaństwie. Ojcem, to znaczy postacią wzorcową, w której odbija się również moje życie. Semici widzieli swój klan w figurze swego ojca Izraela. Zobacz, czy znajdziesz punkty styczne z Abrahamem, z jego wiarą w swoim życiu.

Bóg przychodzi do Abrahama w późnej starości, przy końcu życia, kiedy stwierdził on, że stoi w obliczu bliskiej śmierci. W jego wierzeniach życie kończyło się wraz ze śmiercią. Potem było już tylko istnienie w szeolu, nędzna wegetacja cienia, równa dla wszystkich: dobrych i złych. Tam nikt się nie śpieszył, do tego ustawicznego półsnu, letargu. Ponadto Abraham nie miał potomka. Pod tym względem życie go skrzywdziło. Nie otrzymał od życia tego, czego bardzo pragnął.

Biblia ukazuje Abrahama sfrustrowanego, który widzi, że jego życie nie jest wypełnione żadną treścią. Nie umiał jej znaleźć. Odchodzi z tego życia rozgoryczony, z osadem głębokiego egzystencjalnego smutku. W tej sytuacji Abraham jest dla nas figurą biblijną człowieka, który — oderwany od Boga — uczynił swoje życie pustym, bez głębszej racji bytu. Jest zagubiony, nie widzi perspektyw.

W tej sytuacji przychodzi do niego Bóg z inicjatywą „słowa”. Treścią tego słowa jest obietnica, że to, czego nikt nie mógł mu dać, czego też sam nie mógł osiągnąć, to da mu Bóg. „Wiem, że pragniesz syna i stałego punktu oparcia na ziemi (Abraham był nomadą), która będzie twoją na stałe”. To była ewangelia, czyli dobra nowina dla Abrahama... Ale jest warunek: „Musisz pójść za Mną do ziemi, którą ci wskażę”. Zostawić wszystkie swoje zabezpieczenia: łączność z rodziną, klanem, szczepem i pójść w nieznane, sam. Ja cię będę prowadził.

To był moment, w którym Abraham otrzymał obietnicę i w nią uwie­rzył (por. Rz 4): „On to wbrew nadziei uwierzył nadziei, że stanie się ojcem wielu narodów zgodnie z tym, co było powiedziane; takie będzie twoje potomstwo. I nic zachwiał się w wierze, choć stwierdził, że ciało jego jest już obumarłe — miał już prawie sto lat — i że obumarłe jest łono Sary. I nie okazał wahania ani niedowierzania co do obietnicy Bo­żej, ale się wzmocnił w wierze. Oddał przez to chwałę Bogu i był przekonany, że mocen jest On również wypełnić, co obiecał” (Rz 4,18-21). W obliczu takiej obietnicy Abraham nie patrzy na swoje możliwości. Nie patrzy na to, czego po ludzku nie potrafi, do czego nie jest zdolny. Spojrzał na Tego, który mu obiecał. Jeśli obiecuje, to ma moc spełnienia obietnicy. Postawił na Boga, oparł się o Niego, przekroczył samego siebie, wyszedł z siebie i zawierzył Bogu: „Wiem, że Twoje słowo jest większe ode mnie, spełnię warunek: zostawiam wszystko i wychodzę”.

Wiara Abrahama na skutek tego, że uwierzył w słowo Boga, zmieniła jego życie w „drogę”. Coś się w jego życiu zmieniło, przestał dreptać w miejscu. Życie przestało iść donikąd. Nabrało sensu. Stało się życiem, w którym się zmienia horyzont. Ale na tej drodze wiara Abrahama jest poddana próbom. Abraham uczy się wiary. Oto najpierw Bóg po przeka­zaniu Abrahamowi obietnicy przez długie lata milczy. Abraham nie ma żadnych spotkań z Bogiem, które by go ożywiły. Musi wtedy iść mocą tego, co przeżył kiedyś. Mijają lata. Bóg nie wywiązuje się z obietnicy. A gdy Bóg się odzywa, Abraham żali się, że mija czas, a nic dotąd się nie stało. Wreszcie Bóg zapowiada syna (Rdz 15,21), zawierając z Abrahamem przymierze na znak, że tak się stanie. Abraham według ówczesnego rytu robi ścieżkę między przepołowionymi zwierzętami, a wieczorem o zmro­ku Bóg w postaci kuli ognistej przetoczył się przez połówki zwierząt i spalił je. Abraham już nie musiał dopełniać tej ceremonii. Bóg powie­dział, że przymierze jest oparte o Jego, a nie o Abrahama wierność. Bóg się zobowiązał i to wypełni, niezależnie od wierności Abrahama. Zatem były to bezwarunkowe Boże obietnice, które w przyszłości będą umoc­nieniem dla Izraela w czasie wygnania. Obietnica trwa, gdyż Bóg się zobowiązał bez względu na to, czy potomstwo Abrahama będzie wierne, czy też nie. Abraham, mimo iż ma chwile umocnienia, chce jakby pomóc Bogu. Za namową i zgodą Sary ma syna z niewolnicą Hagar. Ale wtedy życie jego staje się bardziej zagmatwane, pełne udręki. W końcu Bóg spełnia obietnicę, Sara urodziła Izaaka. Gdyby ktoś spytał Abrahama skąd wie, że Bóg istnieje. Patriarcha nie pokazałby mu piękna i celowo­ści przyrody, lecz zawołał syna Izaaka: „To jest mój dowód na to, że Bóg istnieje. On mi go obiecał i dał”.

Bóg także nam dał obietnicę, że w nas narodzi się nowy człowiek, mający nowe obyczaje, żyjący nową etyką, zdolny do miłości w duchu Krzyża. Chrześcijanin żyje tym nowym życiem. Jest nim szczęśliwy sam i innych tym uszczęśliwia, co po ludzku jest niemożliwe. A jeśli uwierzę, to przyjdzie moment, że Bóg swoją mocą da mi to nowe życie. Ta Miłość będzie ci dawała zdolność wchodzenia w krzyż, a krzyż to coś twardego. Gdy wejdziesz w krzyż, a miłość się nie rozwieje, lecz cię podtrzyma, to wiedz, że w tobie jest prawdziwe życie. Krzyż jest największą i najwspa­nialszą weryfikacją dla chrześcijanina. Tam dopiero widać kim jestem — człowiekiem według ciała czy według Ducha.

Wiara Abrahama jest coraz bardziej oczyszczana. Przychodzi mo­ment ofiary z Izaaka. Abraham zapatrzył się w syna. Zaczyna go sobie przywłaszczać, co mu przysłania dalsze horyzonty obietnicy. Dlatego Bóg go oczyszcza żądając, by sam własną ręką złożył Izaaka w ofierze. Abraham, choć z rozdartym sercem, jest Bogu posłuszny. Nauczył się jednej rzeczy, że Bogu trzeba być posłusznym.

Kiedy człowiek opiera się na Jego słowie, nigdy nie przegrywa. Sprawdza się zasada, że Bóg przewidzi i godzi paradoksy. Na górze Moria, gdy Izaak pytał ojca, gdzie jest ofiara, Abraham odpowiada:

„Bóg przewidzi”. Tego nauczyła go dotychczasowa szkoła wiary. Pomyślał bowiem, iż Bóg jest mocen wskrzesić także umarłych i dlatego odzyskał go, jako „podobieństwo śmierci i zmartwychwstania Chrystusa” (Hbr 11,19). Abraham na serio zamierza zabić Izaaka, lecz Bóg go powstrzymuje: „Teraz już wiem, że jestem u ciebie na pierwszym miej­scu”. I otrzymuje Izaaka w nowym wymiarze, ma wizję Jezusa Chrystusa i Jego dzieła. „Abraham, ojciec wasz, rozradował się z tego, że ujrzał mój dzień — ujrzał go i ucieszył się” (J 8,56).

Co to jest dzień Jezusa? To Jego śmierć. Gdy szedł na krzyż i zgodził się umrzeć, bo On jeden — w przeciwieństwie do nas — wiedział, że w miłości aż do śmierci znajdzie prawdziwe Życie, Ojca. I rzeczywiście to się sprawdziło w Jego zmartwychwstaniu. Bóg dał Mu nowe życie. Jezus nie został unicestwiony w swojej śmierci. Wrócił w nowym wymia­rze życia, aby móc nam je dawać. Wejście w śmierć i skonstatowanie, że tam czeka na mnie Bóg z nowym życiem, i doświadczenie tego nowego życia — to jest dzień Jezusa, istota godziny Jezusa, sens dnia Jezusa.

Tej tajemnicy śmierci, z której się rodzi życie, Abraham doświadczył na sobie. Dlatego widział dzień Jezusa w figurze — w tych dwóch wydarzeniach:

1. Otrzymał Izaaka z niepłodnej Sary w jej starczym wieku dzięki Duchowi Świętemu (Sara stała się obrazem Nowej Ewy — Maryi).

2. Na górze Moria, gdy miał zabić Izaaka, odzyskał go w nowym wymiarze —jako obraz Jezusa Chrystusa, Nowego Adama.

 

W tych dwóch faktach Abraham ujrzał Misterium Jezusa Chrystusa, dlatego się wzmocnił w wierze. Oddał przez to chwałę Bogu (por. Rz 4). Tą postawą oddał najwyższą chwalę Bogu.

Czym Abraham był dla Starego Testamentu, tym dla Nowego Testa­mentu jest Maryja. W niej widać tę samą tajemnicę. Maryja zaczyna swoją historię zbawienia od przyjścia posła niebieskiego z Dobrą Nowi­ną: „Bogu się spodobało, żeby z ciebie zrodziło się Dzieciątko — Jezus Chrystus”. I Maryja ma te same problemy, co Abraham i Sara. Jakże się to stanie, co po ludzku jest niemożliwe? Wtedy otrzymuje odpowiedź: „to nowe życie będzie Bożym dziełem”.

Maryja powinna być dla nas przykładem na porekolekcyjne dni. Mo­że jesteśmy w tym samym miejscu, co Abraham, gdy otrzymał obietnicę? To było w chrzcie, a potem gdzieś się zapodziało, zapomnieliśmy, że to Boża obietnica. Dziś można zacząć od początku. Bóg daje tę szansę. On ma plan, że i w tobie narodzi się i będzie żyt Jezus Chrystus. Bóg potrze­buje nas, żeby żyć w dwudziestym wieku i zbawiać świat. Trzeba Mu w sobie zrobić miejsce. Pytasz, jak to będzie możliwe? Bóg odpowiada:

„To nie będzie twoje dzieło, to Ja — Bóg uczynię w tobie Moją Mocą. Duch Święty osłoni cię i co się z ciebie narodzi, będzie Synem Bożym”. Bóg czeka na odpowiedź. Oby padła, jak u Abrahama i Maryi. To będzie początkiem tego, co się nazywa wiarą chrześcijańską.

Bóg rzucił chrześcijaństwo na ziemię po to, żebyśmy byli tym trzecim członem, w którym Bóg chce się objawić światu. Zrobił to przez Chry­stusa. Jako zmartwychwstały jest w Niebie i na ziemi — jako mistyczne ciało Kościoła. Tu ma jaśnieć Jego twarz, Jego moc, Jego miłość ta, której nie ma na ziemi, a na którą ludzie tak czekają. I dziś nam daje tę obietnicę, ale do tego potrzeba nam wiary Abrahama. Ona musi się rozwijać, dojrzewać, by nas zaprowadzić do owocu obietnicy — życia w nas Jezusa, który zaczyna w nas kochać w wymiarze krzyża. Bóg, który daje mi tę obietnicę, ma moc ją we mnie wypełnić. Kto się jednak nie posuwa na drodze świętości, staje się coraz gorszym. Objawia się to zaskorupieniem w grzechach.

Św. Paweł przed nawróceniem chciał zbudować swoją świętość w oparciu o własny wysiłek. Był nienagannym faryzeuszem. Sumienie mu nic nie wyrzucało (por. Flp 3,5-6). Przekonał się jednak, że cała doskonałość płynąca z Prawa tak go zaślepiła, że gdy prawdziwy Bóg przyszedł na ziemię i założył Kościół, to Paweł stał się jego prześladow­cą. Zaczął w imię Boga walczyć z Bogiem. Po ingerencji Chrystusa Zmartwychwstałego pod Damaszkiem zaczyna powoli rozumieć, do czego doprowadziła go duchowość teologii Prawa. Teraz wie, że usprawiedliwienie otrzymał od Chrystusa Zmartwychwstałego zupełnie darmo. W oparciu o to doświadczenie Paweł będzie głosił drogę wolności od Prawa. Dopiero wiara w miłość Zmartwychwstałego Chrystusa leczy z grzechu. Człowiek o własnych siłach nie może wyjść z sytuacji nie-zbawienia. Będzie dopasowywał Prawo do własnych możliwości, ale z tego Prawa wykluczy istotę — miłość i miłosierdzie. Realizując we własnym mniemaniu całe Prawo, jest dumny z siebie i taki staje wobec Boga. Staje się w swym sercu pyszny, a wobec ludzi niemiłosierny. Zaczyna wszystkich bezwzględnie sądzić i gardzić nimi. A grzech sądze­nia jest niestety jednym z bardzo poważnych grzechów. Przez ten grzech staję się faryzeuszem. Jeśli uważam się za lepszego od kogokolwiek sądząc innych, oddalam się o kilometry od Boga. Bardziej niż prostytut­ka, która zna swój grzech i niemoc. Dlatego ona pierwsza wejdzie do Królestwa Niebieskiego. Ona żyje w prawdzie, a my w zakłamaniu. Do czego więc może doprowadzić etyka nie oparta o wiarę i uczynki nie z wiary wypływające? Tylko do samouwielbienia. Tą metodą nie dojdzie się do przyjęcia miłości w wymiarze krzyża. Trzeba się przestawić na wiarę Abrahama, oprzeć się o obietnice Boże, a Pan będzie wiemy!

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin