Księżyc w Nowiu oczami Jacoba.doc

(248 KB) Pobierz

1. PRZEŁOMOWE SPOTKANIE

Billy od rana był jakiś nie w sosie. Nie rozumiem o co mu chodzi! Naprawde, na starość zupełnie zwariował. I jeszcze te jego śmieszne gadki ; ,,Uważaj synu, nie denerwuj sie zbytnio, bo wyjdzie ci to na złe’’ Serio- kompletnie mu odbiło. Zacząłem powoli podnośić się z fotela aby popracować troche przy moim rabbicie. Kilka razy trzasnęły mi stawy i ten dźwięk wywabił Billego z pokoju. Podjechał do mnie na wózku z jak zwykle nieodgadniętą miną.

-Co zamierzasz robić? -zapytał poważnie,jakbym co najmniej miał zamiar iść do nocnego klubu.

-Nic czym mógłbym się denerwować.- odparłem sarkatycznie. Już miałem zamiar wyjść do garażu kiedy zaalarmował mnie znajomy dźwięk- Silnik sędziwej furgonetki Billego! To auto prowadził nie kto inny jak urocza córka komendanta Swana. Moje serce zatrzepotało radośnie.Tak dawno jej nie widziałem! Od tego feralnego balu absolwentów nie mieliśmy okazji  nawet porozmawiać. Gdyby to ode mnie zależało nie zerwałbym z nią kontaktów na tak długi czas. Ale to Bella odcięła się ode mnie, ba , co ode mnie, od wszystkich. Słyszałem różne plotki z Forks; odejście Cullenów, znalezienie Belli w lesie, jej depresja ( to mało powiedziane) i jej dziwna egzystencja. Martwiłem się wtedy o nią bardzo i strasznie denerwowało mnie zachowanie Billego. Cieszył się jak kretyn że Cullenów nie ma już w Forks, a Bella wręcz przeciwnie.

Wybiegłem z domu związując włosy w kitkę. Teraz pragnąłem tylko jednego- Znowu ją ujrzeć.

-Bella!-krzyknąłem w jej stronę ciesząc się jak baran. Wtedy ją ujrzałem. – A niech mnie !- pomyślałem. Wyglądała gorzej niż trup! Schudła bardzo, skóra jej poszarzała, oczy zmartwiały,usta wykrzywione miała w grymasie. Lecz nie to było w jej wyglądzie najgorsze. Najgorsze było to,że nie miała w sobie chęci do życia którą widziałem u niej przy każdym spotkaniu. Nie dałem poznać po sobie nawet drgnieniem, że tak pomyślałem. Popatrzyła sie na mnie swoimi zmartwiałymi oczami, w których na chwilkę pojawiła sie malutka iskierka życia, która zaraz zgasła.

-Jacob-szepnęła zachrypniętym głosem. Moje serce o mały włos  rozsadziłoby mi pierś słysząc to małe słówko z jej ust. – Znowu urosłeś!- dodała z wyrzutem i znowu iskierka zapaliła sie w jej oczach, tym razem na dłużej. Snułem nadzieje , że to na mój widok się tak zmienia.

-1.78 m- odparłem z dumą i uśmiechnąłem się szerzej. -Miło cię tu widzieć znowu- MIŁO!- pomyślałem-nie ma takiego słowa żeby opisać jak bardzo sie ciesze że przyjechała.

-Mi też jest miło-odparła i uśmiechnęła się. Iskierki znowu pojawiły się w jej oczach na dobre kilka sekund.Stękniłem sie szalenie za nią.

-Choć, pójdzimy do Billego-zaproponowałem.I przytrzymałem jej drzwi furgonetki żeby mogła swobodnie wyjść.Poszliśmy spokojnym krokiem do domu.

-Billy!-zawołałem od progu.- Patrz kto nas odwiedził!- Billy podjechał do nas z uradowaną miną.

-Bella Swan! Co za niespodzianka! Co cie do nas sprowadza?-zapytał

-Poprostu stęskniłam się za Jacobem-odparła, na co moje serce wykonało zabójczy taniec.Billy roześmiał się z nutką ironii.

-No to co robimy?- zapytałem Belli. Billy odjechał bez słowa,ale zobaczyłem na jego twarzy dziwny grymas; ból,wspólczucie i zamyślenie.

-Czy ja wiem.-Bella wyrwała mnie z zadumy na temat zachowania ojca.- A co robiłeś kiedy przyjechałam?..Zawahałem się.Czy jeżeli nie będzie chciała patrzyć jak reperuję rabbita to pojedzie?Oj, raz kozie śmierć.

-Szedłem właśnie do garażu,ale jak nie chcesz to...

-Nie, nie !- zaaponowała z zapałem-Chętnie się poprzyglądam.-dodała.Hmm..Skoro chce to czemu nie?Ale ten jej zapał był trochę dziwny-Okej- Uśmiechnąłem sie do niej,a Bella odwzajamniła uśmiech co spowodowało że iskierki znowu pojawiły się w jej modrych oczach.Poszliśmy do garażu.Bardzo chciałem żeby po dzisiejszym dniu Bella dalej sie ze mną spotykała.Moze nawet nie tylko jak kumpel z kumpelą..Dosyć!- skarciłem się w duchu.Ona kochała Edwarda! Nie mnie! Nie moge snuć takich nadzei ;( Doszliśmy do mojej pracowni.Zapaliłem światło i wpuściłem pierwszą do środka.

-A niech mnie Jacke!-krzyknęła ujrzawszy rabbita.-To cudo!. Podłechtała moją próżność.

-Dzięki Bells! Siadaj.-powiedziałem otwierając jej dzrwiczki rabbita.Usiadła w środku i milczała, więc ja zacząłęm mówić przy okazji reperując mój samochód.Kiedy rozgadałem się już na dobre zacząłem myśleć , że pewnie ją zanudzam. Spytałem ją o to wprost.

-Pewnie nudzisz się jak mops-stwierdziłem smutno.

-Nie skąd!-zaprzeczyła co o dziwo zabrzmiało szczerze.-Jacke,mam pytanie-powiedziała cicho a iskierki znowu zalśniła w jej wzroku.

-Strzelaj!-rzuciłem z uśmiechem

-Znasz sie może na motorach.?Bo widzisz..Ale nikomu pary z ust-Kupiłam dwa motory i nie są w zbytnio dobrym stanie i pomyślałam,że..może mógłbyś mi pomóc-powiedziała rumieniąc się.Kolor dodał jej twarzy odrobinę więcej życia..Na motorach owszem znałem się,nie tak dobrze jak na samochodach ale ujdzie.

-Hmm..To może być ciekawe-powiedziałem uśmiechając się.-Okej,To kiedy je przywieziesz?-zainteresowałem się.

-Właściwie,to mam je ze sobą-wyznała odwracając wzrok i znów się rumieniąc.Miałem ochotę ująć jej zaczerwienioną twarzyczkę w swoje dłonie, ale sie powstrzymałem.

-No to jeszce lepiej!-ucieszyłem się.-Choćmy po nie.-powiedziałem gwałtownie się prostując.

-Billy nas nie zobaczy?-zanie pokoiła się.Ach co tam Billy,pewnie siedzi w swoim pokoju i plotkuje z Charliem jak stare baby.

-Dam głowę że nie –odparłęm z uśmiechem i pociągnąłem ją lekko w swoją stronę.Cicho podkaradliśmy się pod furgonetkę Belli. Motory nie były wcale w tak złym stanie,jak mówiła Bells.Czarny Harley nawet nieodrestaurowany budził mój podziw.Drugi czerwony też był niczego sobie.Podniosłem je oba dwoma rękami i zaniosłem z Bellą u boku do garażu.Zacząłem głośno myśleć w jakim są stanie.

-Zapłace ci za nie-mruknęła Bella

-No co ty!-żachnąłem się wywracając oczami.

-Ale chciałam jeszcze abyś nauczył mnie jeźdźić-dodała szybko z nikłym uśmiechem na ustach.No i jak myślisz ile skasował by ode mnie facet z warsztatu?-zapytała sprytnie

-Nie ma mowy-zaparłem się.Westchnęła.

-No dobra,niech ci będzie . Ale jeden motor jest dla ciebie.-powiedziała szybko zanim zdążyłem zaprotestować.-I koniec dysusji-dodała sadowiąc się z powrotem w samochodzie.Zacząłem rozkłądać sprzęty na części opowiadając przy okazji Belli na pytania które zapomniała zadać wcześniej. Kiedy zorientowałem się już jakich części brakuje i co trzeba naprawić zaprzestałęm robotę i przeciągnąłem się.

-No to może ty coś opowiedz-rzekłem siadowiąc sie koło niej-Na przykład co u twoich znajomych.

-Nic specjalnego-powiedziała szybko i odwróciła wzrok.Jednak zdążyłem zobaczyć w jej wzroku tyle bólu że zwątpiłęm czy ja kiedykolwiek tak cierpiałem.Wiedziałem o kim pomyślała. Było jej jeszce trudniej niż myślałem. Szybko zmieniłem temat.

-No to może ja opowiem ci o moich?-zapytałem.Spojrzała na mnie z ulgą.Zacząłem jej opowiadać o moich dwóch najlepszych kumplach- Quilu i Embrym. Byłem w połowie opowieści jak to Embry podpadł Charliemu kiedy usłyszeliśmy wołania.

-Hop hop Jacke ! To my! Gdzie jesteś!- O wilkach mowa –mruknąłem pod nosem zachodząc rumieńcem na myśl o tym co kumple pomyślą o moim spotkaniu sam na sam z dziewczyną.Ach gdyby to tak naprawde wyglądało..

-Tu jestem!-odkrzyknąłem do Quila i Embry’ego.Po chwili dwóch rosłych Indianinów weszło do mojego małego królestwa.Na początku obu ich zamórowało. Nie dziwiłem się im zbytnio. Po raz pierwszy zobaczyli mnie z dziweczyną. Nigdy wcześniej nie pragnąłem żadnej innej dziewczyny tak jak Belli. Jednak i tak spojrzałem na nich wilkiem widząc ich zaskoczenie i ukryty śmiech.

-Nie przeszkadzamy?-zapytał tłumiąc śmiech Embry.

-Nie skąd.-odparłem szorstko

-Co robicie?-spytał bez ogródek Quil.Ta ich Beztroska działała mmi już na nerwy. Bella jednak nie wydawała się zmieszana ani zszokowana.

-Nic specjalnego-odparłem szybko-Bello to są właśnie moi najlepsi kumple, Quil-wskazałem na osiłka który uśmiechnął się zalotnie do Belli.Miałem ochotę trzepnąć go w tą wykrzywioną gębe.- I Embry-przedstawiłem przyjaciela który stał nieco z tyłu i nieśmiało się uśmiechał.-Chłopaki to jest Bella Swan-powiedziałem z dumą,miałem nadzieję że nie zauważyli jak pieszczotliwie mój głos owinął się wokół jej imienia.

-Hej Bella-powiedzieli prawie chórem.

_Właśnie reperujemy z Bellą motory-To krótkie słowo całkowicie odwróciło ich uwagę od Belli i mnie.Zaczęliśmy dyskutować na temat wad i zalet takiego sprzętu. Kiedy już PRAWIE zdołałem zapomnieć o towarzystwie Belli ta z westchnieniem podniosła się z fotela.

-Zanudzamy cię na śmierć?- zapytałem, prawie jęknąłem. Nie chciałem żeby odchodziła. Nie chciałem tracić ją ze wzroku na sekundę. Powinienem przeprosić Quila i Embry’ego i kazać im się wynosić. Lubiłem ich ale nie dorastali Belii do pięt.

-Ależ skąd!-zaprotestowała. Zdziwiłem się widzać że nie kłamie. Łatwo można było ją przejrzeć. Musiała naprawde przez te kilka miesięcy cierpić w samotności, że nawet to ją interesowało.

-Przepraszam-powiedziałem skruszony

-Jacke nie masz za co!-rzekła prawie się uśmiechając. Coś zmieniło się w jej wyglądzie przez te kilka godzin. Jej oczy, spojrzenie nie było już takie martwe. Miało w sobie jakąś iskrę, mniejszą niż pół roku temu ale zawsze jakąś. Postaram się żeby jej spojrzenie unormowało się całkowicie po moim wpływem. To jest mój cel.

-To może jutro pojedziemy na zakupy? Potrzebne nam są kilka rzeczy do reperacji motorów-powiedziałem niemal błagalnie. Okropnie ją kochałem. Chciałem żeby spędzała każdy dzień ze mną. Jej oczy rozbłysły jakby też się cieszyła na perspektywę spędzenia ze mną dnia.

-Okej. Super!-wykrzyknęła.-To zrób listę,a ja zapłace za częśc.

-Dalej nie jestem przekonany co do tego,że..-Nie narzekaj Jacke. Ja załatwiam części a ty fachową robotę i naukę jazdy.-Quil prychnął. Zgromiłęm go wzrokiem.

-Niech Ci będzie-uśmiechnąłem się do niej

-No to do zobaczenia Jacob-też się uśmiechnęła i wyszła z garażu wolnym krokiem. Juz nie była taka przygaszona jak rano. Cieszyłem się, że tak na nią działam.

-Uuuuu- zawyli razem Quil i Embry.-no nieźle nieźle.-Dałem im sójkę w bok i oni nie pozostali mi dłużni. Szturchaliśmy się dopóki wszyscy trzej nie padliśmy na podłogę ze śmiechem na ustach. Tak bardzo byłem szczęśliwy,że mogłem śmiać się i śmiać przez całą noc. Wtedy spowarzniałem i rzuciłęm do kolegów złowrogo.

-Jeżeli któryś z was przekroczy próg mojego domu kiedy ona tu będzie to będzie żłował tego do końca życia.-Zarechotali obaj.

-Przystopój stary! Niech ci będzie ale mówię ci laska jest całkiem spoko- Warknąłem na niego wściekle, ale wtedy Billy niespodziewanie wjechał do garażu.

-Jacob choć mi pomóż!-krzyknął wściekle

-          Do zobaczenia jutro!- krzyknąłem przyjaciołóm na odchodne. Oni uśmiechnęli się do mnie łobuzersko i również wyszli z garażu.

-          Kiedy znależliśmy się z ojcem u progu domu i pstryknęło światło Billy popatrzył na mnie zagniewany.

-          Mówiłem Ci żebyś się nie denerwował niepotrzebnie!- Syknął do mnie. Spojrzałem na niego zaskoczony a potem gniewnie zmrużyłem oczy.

-          Bo co? Zaraz eksploduję?-zarechtałem z własnego żartu. Billy natomiast zrobił bardzo dziwną minę i pojechał do swojego pokoju gniewnie mrucząc pod nosem. Nie zastanawiałem się długo nad dziwnym zachowaniem ojca. Położywszy się w łóżku zacząłem rozmyślać o dzisiejszym spotkaniu z Bellą. Czułem , że było to przełomowe zdarzenie i teraz wszystko się zmieni. Zaraz potem przełożylem się na drugi bok i z uśmiechem na ustach fantazjowałem na temat mnie i Belli. Ona w moich ramionach, ona na moich kolanach, ona całująca mnie. Nie wiadomo kiedy fantazje przeszły w sen i całą noc- nów, śniłem o dziewczynie moich marzeń-Belli.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

2.Zmiany

  Obudziłem się z uczuciem, że jeszcze nigdy w życiu nie czułem się tak szczęśliwy. Początkowo nie wiedziałem czemu zawdzięczam ten stan, ale w miarę jak przytomniałem wszystko układało się w spójną całość. Usmiechając się przypomniałem sobie wydarzenia wczorajszego dnia. Wizyta Belli strasznie mnie ucieszyła! Nie mogłem się już doczekać kolejnych odwiedzin tej niesamowitej dziewczyny. Słońce zaczęło powoli przedzierać się  przez gałęzie drzew rosnących niedaleko mojego pokoju. Słyszałem już pierwsze odgłosy dzieci uciekających przed falami na plaży nr.1. Przeciągnąłem się  w łóżku z głośnym ziewnięciem i zacząłem wstawać.Nie ma co się wylegiwać, Bella niedługo przyjedzie. Zerwałęm się prędko z łóżka na tą optymistyczną wizję i pobiegłem do szafy skombinować jakieś ciuchy.Kiedy już zwarty i gotowy przygotowywałem sobie i Billy’emu śniadanie ten wjechał przez próg kuchni z dziwną miną. Cholera,co znowu!

-Co masz zamiar dzisiaj robić-spytał się niby  to od niechcenia, sięgając po talerz ze śniadaniem

-Bo pomyślałem sobie-dodał nie czekając na moją odpowiedź- że pojedziesz ze mną do Charliego. Jest bardzo fajny mecz w telewizji. No nie daj się prosić-ostatnie słowa wyrzekł niemal błagalnie. Odbija staremu. Pokręciłęm głową i dodałem wesoło

-Nie ma mowy, umówiłem się z Bellą. Przyjedzie do nas-rzekłem pusząc się niczym paw. Na jego twarzy pojawiło się coś w rodzaju paniki, ale szybko to zamaskował odwracając wzrok

-No trudno, ale pamiętaj nie.-Wiem, Wiem !-prawie krzyknąłem waląc pięścią w stół.

-Billy naprawde nie wiem co się z tobą dzieje?!O co ci chodzi?!-ojciec zmieszał się trochę, ale w tej chwili zatrąbił na podjeździe samochód Harry’ego, który miał przyjechać po niego.

-Baw się dobrze-mruknąłem na odchodne. Ojciec odczekał chwilę, po czym  z westchnieniem oddalił się na wózku. Denerwowało mnie już jego zachowanie więc odetchnąłem z ulgą kiedy nie było go w pobliżu. Nie miałem ochoty głowić się nad jego dziwactwem, bo zaraz potem usłyszałem ryk znajomej furgonetki. Nareszcie Bella!- chciałem krzyknąć. Najukochańsza osoba pod słońcem. Wydawała mi się taka mała i bezbronna w wichurze , która rozszalała się na dworze. Chciałem otoczyć ją swoją opieką, zakryć własnym ciałem przed wszystkim złym. Ach, Gdyby ona też tego pragnęła równie mocno jak ja byłbym największym szczęściarzem na świecie! Wybiegłem w podskokach z domu łapiąc przy okazji kurtkę i listę zakupów.

-Hej Bells-wrzasnąłem ledwo przekrzykując nawałnicę. Podniosła głowę zwracając ku mnie oczy. Jakież było moje zdumienie i radość kiedy mimo szalejącej burzy zdołałem zobaczyć jak jej oczy rozbłysły i nie gasły przez długi czas. Roześmiała się jakby moja obecność dawała jej ulgę.

-Cześć Jacke!Masz wszystko?-zapytała

-No jasne. Najpierw jedziemy na wysypisko. Można tam znaleźć kupe niezłych rzeczy-powiedziałem z uśmiechem idąc w stronę jej furgonetki i lekko ciągnąc ją za sobą.

Cały dzień spędziliśmy wesoło. Nadawałem oczywiście przez cały czas nie dając Belli dojść do głosu ale wydawało mi się , że jej to nie przeszkadza ,a nóż nawet odpowiada. Tylko jeden moment nie podobał mi się. Jechaliśmy właśnie do Port Angeles po potrzebne części kiedy spytałem się Belli czy jutro też do mnie przyjedzie.

-No oczywieście- niemal wykrzyknęła co spowodowało , że moje serce rozdęło się jak balon ze szczęścia.

-Licząc na to, że spotkasz Quil’a?- zażartowałem

-Kurczę wydało się- oboje wybuchliśmy śmiechem.

-Wydaję mi się, że mu się spodobałaś.-powiedziałem raptownie smutniejąc. A co jeżeli on też jej się podoba? A co jeżeli chce z nim być? Cholera, nie powinienem był tego mówić!

Bella zaśmiała się krótko i w jej oczach zamigotały znajome mi iskierki.

-Jest dla mnie odrobinę za młody- powiedziała nie świadoma tego, że wbija mi nóż w serce.

-          Między wami jest tylko dwa lata różnicy- mruknąłem cicho, aby nie dosłyszała bólu w moim głosie. Próbowała obrócić tą nieprzyjemną sytuację w żart, więc powiedziała.

- Może i tak ale dziewczyny szybciej dojrzewają psychicznie ;P. Zacząłem się z nią lekko droczyć.

-Niech ci będzie, ale tobie powinno się odjąć ze dwa lata za to , że jesteś strasznie niska jak na swój wiek. Udała nadąsaną.

-Ach tak? To tobie powinoo się odjąć ze trzy za to, że...-Spieraliśmy się ze sobą w ten sposób przez całą drogę, na zmianę odejmując i dodając sobie nawzajem lat.

Wracałem z Bellą znajomą drogą w La Push do domu. Zerkałem na nią ukradkiem. Siedziała rozmarzona wpatrując się niewidocznym wzrokim w zachodzące słońce. Włosy Belli falowały od morskiej bryzy lecącej z nad morza. Wyglądała tak..cudownie. Wydałem z siebie mimowolne westchnięcie. Spojrzała na mnie pytająco , ale ja pokręciłęm głową zawstydzony i znów wpatrywałem się w jezdnię. Ach jak marzyłem o tej dziewczynie siedzącej tóż obok mnie. Westchnąłem jeszcze raz. Ulżyło mi wiedząc , że nie czuje ona nic do Quil’a , ale z drugiej strony do mnie prawdopodobnie też nic nie czuła. Chciałem, żeby było inaczej.. Nawet nie zauważyłem ,kiedy wjechaliśmy na podjazd domu. Swiatło na ganku było zgaszone, więc Billego jeszcze nie było w domu. Z pomocą Belli wziąłem wszystkie części i zaniosłem do garażu. Zapaliłem światło i od razu zabrałem się do roboty prowadząc przy okazji pogawędkę z Bellą. Miałem zamiar dokończyć motory jak najszybciej żeby tylko ją uszczęśliwić, choć prawdę mówiąc zdziwiło mnie to, że chciała nauczyć się jeździć na czymś takim. Znałem na tyle Bellę, że wiedziałem iż była cicha i troche niezdarna oraz oczywiście bardzo nieśmiała. Nie pasowała do niej za grosz ta niebezpieczna maszyna. Moje rozmyślenia przerwał głos komentanta Swana!

-Bells?!- Dziewczyna zerwała się z przerażeniem wpatrując się z motory. Wiedziałem co myślała. Nie chciała, aby Charlie dowiedział się o jej nowym hobby. Uśmiechnąłem się do niej z pogodną miną.

-Nikt ich nie zobaczy-zapewniłem-Jeszcze dzisiaj tu wrócę.

-Okej-powiedziała z ulgą w głosie. Zgasiłem światło co lekko ją zdezorientowało. Z radością skorzystałem z jej chwilowej neuwagi i złapałem ją za rękę. Stłumiłem westchnienie. Jej dłoń była chłodna i w moim uścisku wydawała się bardzo krcha. Była też gładka jak jedwab z kilkoma wyjątkami gdzie prawdopodobnie widniały dowody jej niezdarstwa. Idąc do Charlie’ego co chwila na siebie wpadaliśmy co wywoływało u nas ataki chichotów. W końcu doszliśmy do obu panów- Charlie’ego i Billy’ego- i powiedzieliśmy zgodnie;

-Cześć tato- wywołało to u nas kolejny śmiech. Popatrzyłem na Billy’ego. Jego mina zbiła mnie z pantałyku. Był dziwnie niezdecydowany i zmartwiony, ale zarazem uszczęliwiony. Cóż niedługo muszę zastanowić się co sądzić o jego zachowaniu, ale narazie nie teraz.

-Przyjedziesz jutro Bello?- zapytałem . Pokręciła smutnie głową. Musiałem mieć okropną  minę, bo zaraz szybko dodała;

-Jutro nie, bo pracuje ale pojutrze na pewno będę.-Usmiechnęła się rozbrajająco. Kurczę , ta dziewczyna to istny anioł!

-Dobra-też się uśmiechnąłem- To do zobaczenia- powiedziałem uwalniając niechętnie jej dłoń z mojego uścisku.

-Cześć Charlie-powiedziałęm policjantowi, ale on zdawał się tego nie słyszeć. Wpatrywał się zaskoczony w córkę. Nic dziwnego. Wyglądał zupełnie inaczej niż ostatnio przyzwyczaił się ją oglądać.  Patrzyłem jak  Bella razem z Charlie’em odjeżdża i jak macha mi na pożegnanie. Też jej odmachałem szeroko się uśmiechając. Billy chrząknął, gwałtownie wyrywając mnie ze świata , w którym byłem tylko ja i ona.

-Sam wpadnie dzisiaj do nas na kolacje-powiedział. Sam Ulay? A on tu po co?. Nie lubie tego gościa. Działa mi na nerwy. Na początku było okej. Ale teraz ,cholera, facet otwarcie sie na mnie gapi. Nie wiem co mu obija! Ba, nie wiem co im obu odbija!

-          Zaraz tu będzie- ciągnął Billy nieświadomy moich myśli- więc może pomożesz mi coś przygotować. Pokiwałem bez słowa głową pchając wózek Billy’ego do domu.

Zgodnie z tym co powiedział  Billy, Sam zapukał do domu kiedy ledwo co udało nam się przygotować tradycyjne spaghetti. Otworzyłem drzwi. Sam uśmiechnął się do mnie, ale w jego  czarnych oczach nie było śmiechu. Były takie same jak Billy’ego- niezdecydowane, zatroskane. Odwzajamniłem uśmiech wpuszczając gościa do środka.

-Zapraszam- powiedziałem mając nadzieję , że zabrzmiało to szczerze.

-Dzięki- rzekł idąc do naszej kuchni. Już miałem zamiar skierować się do garażu , kiedy Billy mnie uprzedził.

-Hej Jacke! Chodź tu z nami posiedź chwilę

-Po co? – spytałem dośc niegrzecznie. Nic dziwnego. Zawsze jak przychodził Sam czy Harry albo Jared z Paul’em kazali mi wynosić się z kuchni.

-Pogadaj trochę z nami- dodał Sam z uśmiechem. Pomaszerowałem do kuchni  podejrzliwie zerkając na obu mężczyzn.

-No opowiadaj, co tam u ciebie?- zapytał Sam.

-Nic szczególnego- wymamrotałem zastanawiając się co skłoniło Sama i Billy’ego do przeprowadzenia ze mną rozmowy.

-Co dziś porabiałeś?- Billy się nie poddawał.

-Głównie to siedziałem w domu z Bellą- to ostatnie słowo wymówiłem z nabożną czcią. Tak, Bella była dla mnie bożkiem , który chciałem czcić. Billy chrząknął świadomy mojego stanu.

-Taak? Chyba cię polubiła.-powiedzał, a Sam przytaknął.

-A nawet jeśli to co? -Warknąłem

-Nic nic, poprostu jestem ciekaw czy ty też ją lubisz , tak wiesz?- chyba celem tej jego gadki było rozzłoszcenie mnie, co w zupełności mu się udało. Razem z Samem patrzył na mnie wyczekująco. Wszystko we mnie kipiało od ich natarczywych spojrzeń i pytań. Co ich to do cholery obchodziło?! Byłem na nich zły jak cholera! Ale był to inny gniew niż dotychczas się we mnie pojawiał. Był stokroć silniejszy, sam nie wiem dlaczego. Do tego poczułem w sobie jakieś źródło mocy. Kurde, wariuję-pomyślałem. Postanowiłem się uspokoić i choć raz zastosować się do rady Billy’ego abym się nie denerwował. Odetchnąłem raz, drugi i pomyślałem o Belli. Ta myśl miała taką moc , że uspokoiłem się bez trudu. Patrzyłem jeszcze jakiś czas spode łba na tatę i Sama , a potem wymaszerowałem z kuchni rzucjąc lakonicznie;

-Idę sobie!- zdążyłem jeszcze usłyszeć podniecone szepty Ulay’a i Billy’ego oraz nerwowe ,, Niesamowite!’’. Trzasnąłem z hukiem dzrzwiami kierując się w stronę garażu. Zaczęło mżyć , więc zarzuciłem kaptur i podbiegłem to miejsca gdzie zostawiliśmy z Belą motory. Nie mam pojęcia co w nich wstąpiło. Albo oszaleli albo coś przede mną ukrywają. Siedząc w garażu usłyszałem jak frontowe drzwi się otwierają i Sam mówi na pożegnanie Billy’emu;

-Do zobaczenia. Ach i oczywiście przekaże Jared’owi i Paul’owi. Och...No tak i Embry’emu. Trzeba się za niego już zabrać. Cześć Billy!

-Do widzenia Sam’ie.- Zamarłem. Co oni mówili? Co miał Sam przekazać chłopakom? I co do tego Billy’emu i Embry’emu? Zadrżałem i to nie z powodu niskiej temperatury. Mój przyjaciel kolegą Sama? Nie, to nie możliwe. Musiałem się przesłyszeć. Embry nie znosił Sama! Doskonale pamiętam co kiedyś mi mówił. To było wtedy gdy Sam poszedł do sklepu z jego „paczką” i Embry drażnił się z Paul’em. Wkurzył się wtedy nieźle,a Sam ,, powstrzymał’’ go przed rzuceniem się na nas! Embry śmiał się z niego , ale myślę , że w głebi ducha przeraziło go jego zachowanie. Od tamtej pory nienawidzi Sam’a za to , że manipuluje innymi. Mówił mi ,, Prędzej zaprzyjaźnił bym się Leah niż był kumplem Sama”. Tak, to musiała być pomyłka. A jeśli nie? Co ten Ulay kombinuje? Lepiej zadzwonie jutro do Embry’ego i ostrzegę go.

Ziewnąłemi przeciągnąłem się. Kurcze, nieźle się zasiedziałem. Na dworze panował już mrok, a mżawka przeszła w burzę. Jutro popracuję nad motorami. Wstałem z podłogi i ruszyłem w stronę domu...

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

3. Podejrzenia

Zgodnie z wczorajszą, danej sobie obietnicą, podeszłem do telefonu, aby zadzwonić do Embry’ego. Wykręciłem numer i niecierpliwie stukałem palcami w blat stołu. Po kilkunastu sygnałach włączyła się poczta głosowa. Zły, trzasnąłem telefonem w widełki i podreptałem trochę podłamany do kuchni. Nie miałem już tak szampańskiego humoru co wczoraj. Nic dziwnego. Bella miała przyjechać dopiero jutro i martwiłem się o przyjaciela. Dlaczego nie odbierał? Napewno nie wyszedł jeszcze do szkoły, bo było zdecydowanie za wcześnie, a jego mama zaczynała zmianę w sklepie o dziesiątej. Coś jest nie tak i muszę się dowiedzieć co. Chwyciłem tost leżący na stole, włożyłem go do ust i podniosłem z podłogi plecak. Było jeszcze za wcześnie na wyjście do szkoły, ale nie chciałem zobaczyć się z Billy’m. Od jego wczorajszej rozmowy z Sam’em nie zamieniliśmy ani słowa. Ostrożnie uchyliłem frontowe drzwi..

-Jacob?- zawołał Billy. Westchnąłem zrezygnowany i wściekły. Dlaczego mnie tak pilnuje ?! Nie jestem już dzieckiem do cholery!

-Właśnie wychodzę!- odkrzyknąłem, ale było juz za późno. Ojciec siedział na wózku tuż za mną. Spojrzał na mnie z ciekawością.

-Może nie idź dzisiaj do szkoły.-zaproponował-Nie najlepiej wyglądasz. Ochłoń trochę. Po co się denerwujesz?- Tymi słowami tylko bardziej mnie wkurzył. Co się taki nagle opiekuńczy zrobił? I o co mu chodzi z tym denerwowaniem? Nie miałem zamiaru się go posłuchać. Musiałem iść do szkoły i znaleźć Embry’ego zanim będzie za późno i Sam go dorwie.

-Nie dzięki-burknąłem Billy’emu.-Muszę już iść. Po tych słowach zatrzasnąłem za sobą drzwi i szybkim krokiem oddaliłem się od domu. Nie miałem co iść jeszcze do szkoły, więc skierowałem się razem z moimi pochmurnymi myślami na plażę. Pogoda była podobna do mojego stanu ducha. Było pochmurno i lekko kropiło. Do tego moją twarz smagał zimny wiatr. To wcale nie dodało mi otuchy. Szedłem po brzego plaży powłucząc nogami i zastanawiając się o co im wszystkim chodzi. Miałem już pewną teorię. Wymyśliłem ją podczas wczorajszej, prawie bezsennej nocy. Według mnie Sam miał przewodził pewną sektą. Nie miałem jednak pojęcia co w niej robili i dlaczego Paul i Jared się do niej przyłączyli. I dlaczego Billy nic z tym nie robi? Nie byłem na tyle głupi żeby nie zauważyć , że z moimi starymi kumplami działo się coś złego. Nie chodzili z nikim innym oprócz Samem. I jeszcze te ich głupie nazwy. Zaśmiałem się ponuro. Słyszałem jak kiedyś Sam mówił Billy’emu coś o obrońcach. Nie zaczaiłem o kogo mu chodziło, zanim nie wymówił imion moich dwóch, starych kumpli. To od tamtego czasu już z nikim się nie zadawali oprócz ,,wielkiego mistrza”. A teraz jest jeszcze Embry. Czy to znaczy, że Sam też go zmusi do bycia w swojej sekcie?Nie pozwolę na to! Z wściekłością rzuciłem kamieniem do wody, który od jakiegoś czasu kruszyłem w dłoni. Kurde, już późno. Pobiegłem truchtem do szkoły i w ostatniej chwili siadłem w ławce razem z Quil’em.

-Cześć-powiedziałem mu na wdechu.

-Hej stary, co ci?- zapytał roześmiany od ucha do ucha Quil.

-Zaspałem-skłamałem gładko. Rozejrzałem się po sali. Wydawało mi się dziwne, że jeden z dwóch moich najlepszych kumpli jeszcze sie ze mną nie przywitał. I wtedy przejrzałem na oczy. Miejsce koło Kim było wolne. Embry’ego nie było..

-Co jest Jacke?- zapytał zaalarmowany boją blednącą twarzą Quil. Zwróciłem na niego moje odręczone oczy.

-Embry-wyszeptałem.

-Co z nim?. Zignorowałem jego pytanie i zadałem swoje. Mogłem przecież dawno to zrobić.

-Kontaktował się z tobą Embry?-zapytałem-Od dnia, w którym była u mnie Bella?- Quil zawachał się.

-Mów Quil!-ponagliłem kumpla. Musiałem się czegoś dowiedzieć. Quil westchnął.

-Szczerze mówiąc, nie. Ostatni raz go widziałem wtedy u ciebie i jak wracaliśmy razem do domu i ...

-I co?-spytałem spięty.

-Wydawał mi się dziwny.Nie gadał tyle co zwykle  i wogóle.-W tej chwili coś sobie przypomniałem. Kiedy siedzieliśmy w garażu z Bellą i przedstwiłem jej moich kumpli Embry trzymał się na uboczy. Był...zastraszony! Quil wyrwałem mnie z zadumy.

-Spytałem go co się dzieje. Na początku zapewniał, że nic, ale w końcu się przełamał. Powiedział mi, że ten cały Ulay dziwnie się mu przygląda i wogóle często ostatnio przesiaduje u niego w domu.-A jednak..Poddałem się. Sam dobrał się do mojego przyjaciela.-Też się zastanawiałem co na ten temat trzeba myśleć-kontynuował Quil- ale doszedłem do wniosku, że jeśli dzisiaj się ze mną nie skontaktuje to pójdę do niego.

-Quil..-powiedziałem.

-No co?

-To Sam. On coś mu zrobił..-i opowiedziałem mu całą historię wczorajszego wieczoru; wizytę Sama, dziwne zchowanie ojca i Ulay’a i pożeganie panów.

-Myślisz, że on..mu coś zrobił?- zapytał Quil, kiedy skończyłem mówić.

-Nie wiem..

-Ale co on ma do ciebie? Chyba nie myśli, że dasz mu się tak łatwo jak Jared i Paul. A Embry?! Przecież ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin