Gdzie są Twoi uczniowie.doc

(52 KB) Pobierz
Gdzie są Twoi uczniowie

Gdzie są Twoi uczniowie?

W roku 1933 świat chrześcijański obchodził wielki jubileusz 1900-lecia śmierci Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, Zbawiciela świata. Uważajmy sobie za zaszczyt, że Bóg pozwolił nam dożyć chwili, kiedy przez szczegółowe badania Męki Pańskiej możemy spojrzeć w oblicze Wszechmogącego Boga.

Zeszłego razu byliśmy z Jezusem na górze Oliwnej, gdzie pocałunkiem wydał Go Judasz w ręce nieprzyjaciół. Powleczono związanego Pana Jezusa i pospiesznie starono się załatwić formalności sądowe, żeby lud nie miał czasu zastanowić się nad biegiem wypadków tyczących się Chrystusa.

Całą noc i następnego dnia przed południem Żydzi biegali, agitowali, namawiali, przekonywali siebie i innych o rzekomej winie Pana Jezusa. Stąd biegnie do Annasza, do Kajfasza, do Piłata, do Heroda, ponownie do Piłata, który w końcu, bojąc się utracić łaski cesarskie, potwierdza wyrok śmierci, skazując Chrystusa na ukrzyżowanie.

Zanim do tego doszło, ile upokorzeń, bólu i hańby musiał przeżyć Chrystus! W dzisiejszem kazaniu chciałbym oświetlić niektóre szczegóły sądu nad Chrystusem, kryje się w nich głęboka nauka i ważne dla nas upomnienie

I.

Chrystus przed Najwyższą Radą.

Pojmanego Jezusa przyprowadzono do Annasza, a stamtąd do Kajfasza, najwyższego kapłana.

Chrystus stanął wobec faryzeuszów i kapłanów, których zwalczał z powodu ich fałszu i obłudy. Opuszczony przez swoich uczniów, stoi przed nimi w roli oskarżonego. "Wtedy najwyższy kapłan spytał Jezusa o Jego uczniów i naukę Jego" (Jan. 18, 19), pisze Jan Ewangelista. Jak szyderczo musiały zabrzmieć słowa z ust największego wroga Chrystusa: "Gdzie Twoi uczniowie?".

Pan Jezus nie odpowiedział na to pytanie. Milczy boleśnie, bo smutną musiałby dać odpowiedź. Jeden się Go wyparł, drugi teraz myśli Go zdradzić, a reszta się rozproszyła.

"Gdzie są Twoi uczniowie?" - Ile razy stawiali to pytanie Kościołowi katolickiemu wrogowie Chrystusa, ile razy słyszymy je i dziś?! Gdzie są uczniowie Chrystusa, gdy bezczelnie szerzy się rozpusta w naszym życiu rodzinnym i społecznym, gdy nasze miasta pełne są bezbożności i zepsucia? Gdzie są uczniowie Chrystusa, którzyby śmiało stanęli w obronie moralności i zdeptanej cnoty? Gdzie są uczniowie Chrystusa, kiedy stanowczo trzeba bronić zasad katolickich, nierozerwalności małżeństwa, czystości młodzieży, kiedy trzeba popierać dobrą prasę, akcję katolicką? Gdzie są Twoi uczniowie? - narzuca się pytanie na widok tylu obojętnych, niezdecydowanych, nieśmiałych dusz katolickich.

Przyszły mi na myśl wzruszające dzieje narodu Irlandczyków. W 1932 roku kongres Eucharystyczny, odbywający się w Dublinie, zwrócił uwagę całego świata katolickiego na wspaniałe bohaterstwo dziejów i męki tego narodu w obronie wiary katolickiej.

W Dublinie, stolicy Irlandii, ze szczególnym pietyzmem przechowują drewnianą figurkę Matki Boskiej, zwaną "Our Lady of Dublin", będącą symbolem męczeństwa Irlandczyków. Ta dębowa figura Matki Boskiej przetrwała w St. Mary's Abbey czasy prześladowania Henryka VIII-go, który rozpędził klasztor i zniszczył obrazy. Figurę tę rzucono na stos, ale dziwnym trafem ocalała; żeby ją ukryć przed wrogami wiary, ktoś odwracając ją twarzą w dół, zrobił z niej żłób. W XVIII-ym wieku odnaleziono dziwny żłób i z wielkim pietyzmem przechowują do dziś tę figurkę na znak i pamiątkę wierności narodu irlandzkiego względem Kościoła.

Straszne były czasy, kiedy chcąc przechować figurę Matki Boskiej, musiano z niej zrobić żłób dla zwierząt, ale zato o Irlandczykach nie może powiedzieć wróg Kościoła Chrystusowego: Gdzie są Twoi uczniowie? Tam uczniowie zostali wierni Chrystusowi, nie opuścili Go w Jego bolesnych cierpieniach. Pocieszeniem, radością i zadowoleniem napawa cierpiącego Chrystusa nasza wierność, zwłaszcza w tak trudnych czasach, jak dzisiejsze!

II.

Szydzenie z Chrystusa

Najwyższa Rada skazała Chrystusa na śmierć, ponieważ jednak żydzi byli pod panowaniem Rzymu, który mocen był szafować karą śmierci, więc musieli otrzymać potwierdzenie wyroku od namiestnika cesarskiego - Piłata. W ten sposób sprawa Chrystusa dostała się do rąk Piłata.

Znane są wam zabiegi Piłata, który chciał uwolnić Pana Jezusa. Z pewnością byłby tego dokonał, gdyby był mężczyzną z charakterem, śmiałym, odważnym, ale on był chwiejny, gnuśny, leniwy, więc uległ namowom i groźbom Żydów. Najpierw chciał w kompromisowy sposób załatwić sprawę i kazał ubiczować Jezusa, myśląc, że wzbudzi litość w rozjuszonych Żydach.

Zerwano więc szatę z Chrystusa, przywiązano Go do słupa i żołnierze rozpoczęli biczowanie.

Zrywają szatę z Chrystusa. O jaki rumieniec wstydu musiał oblać twarz Chrystusa, gdy Go obnażono! Czekał, żeby Go jak najprędzej zaczęto biczować, żeby strumienie krwi i sińce zastąpiły Mu szatę. Jeśli zastanowimy się nad obnażeniem Chrystusa i pomyślimy, ile wstydu musiał Pan Jezus cierpieć z tego powoduj, z niemałym oburzeniem myślimy o bezwstydnych modach balowych, karnawałowych, gdzie ludzie perfidnie obnażają się dla grzechu, który Chrystusowi sprawił tyle męki. Tak, zerwano szaty z Chrystusa i biczowano Go za grzechy wydekoltowanych pań... za bezwstydne zebrania towarzyskie... za wiarołomstwo mężów i żon... za niemoralne obrazy, widowiska, wyświetlania, za rozpustę, niszczącą dzisiejsze rodziny i społeczeństwo.

Pamiętajmy o tem, odmawiając tajemnicę różańca: "Którego za nas ubiczowanao!..."

Bracie, Siostro, czy litujesz się nad cierpiącym, ubiczowanym, znękanym Chrystusem? Czy spokojnie mógbyś patrzeć na bicze, szarpiące ciało Tego, który Swoje życie za ciebie ofiarował? Kto naprawdę żałuje Chrystusa, ten w chwilach rozbudzonych namiętności stara się zapanować nad sobą, przypomnieć sobie męki Pana Jezusa, cierpiącego za nasze grzechy. Jeśli ktoś sparzył się ogniem grzechu, niech klęknie obok słupa ubiczowanego Chrystusa, przy konfesjonale, niech krew Ubiczowanego zmyje brud i zagoi rany, niech dusza oczyści się w ogniu miłości Chrystusowego cierpienia!

To, cośmy dotąd słyszeli, to tylko początek upokorzeń Chrystusa. Potem ubrano Go w płaszcz purpurowy, oznakę głupców i w cierniową koronę, dano Mu trzcinę i szyderczo zaczęto go pozdrawiać: "Bądź pozdrowiony, Królu żydowski!". "Wtedy plwali na oblicze Jego, i bili Go kułakami" (Mat. 26, 67). "A plując Nań, wzięli trzcinę i bili głowę Jego" (Mat. 27, 30).

Dosłownie spełniło się o czem pisał później święty Piotr: "Który, gdy Mu złorzeczono, nie złorzeczył, gdy cierpiał, nie groził, lecz się poddawał niesprawiedliwie sądzącemu, który Sam na ciele Swem grzechy nasze nosił na drzewie, abyśmy umarłszy grzechom, żyli sprawiedliwości, którego sinością jesteście uleczeni" (I. Piotr. 2, 23-4).

Szydzono z Chrystusa na podwórku arcykapłańskiem.... jak Go to musiało boleć! Od tego czasu bardzo jednak rozszerzyło się miejsce, gdzie urągają i drwią z Niego - cały świat przynosi wstyd Chrystusowi, od 1900 lat urągając Bogu! O biedny, Chrystusie, ile to razy cierniem koronują Cię niewierne dusze!

Wkłada koronę cierniową na Twoją głowę człowiek niewierzący! Wieńcem cierniowym oplata Twą głowę człowiek pyszny, buntując się przeciwko Twym wyrokom!

Koronuje Cię koroną cierniową człowiek gnuśny, leniwy, kpiąc sobie z duszy, z życia wiecznego, z Boga!

Koronuje Cię cierniem rozpustnik, szydząc z czystości, z cnoty, z wierności małżeńskiej, - jako z przestarzałych zasad.

Ale my wiemy, kim jesteś dla nas, o Chryste, że jesteś, pomimo wszelkich obelg, oszczerstw i szyderstw, Panem i Królem nieba i ziemi, więc dlatego padamy przed Tobą na kolana, modląc się: "Panie, drwiono z Twojego Królestwa, - a jednak jesteś naszym Królem! Upokorzyłeś się, żeby nas podnieść! Złożyłeś w ofierze Swoje życie, by nas zbawić! Jesteś Królem, który pozwolił Sobie włożyć na skroń koronę cierniową, żebym mógł podnieść z ufnością swoje blade od grzechów czoło do Boga".

III.

Chrystusa skazują na śmierć

Piłat mylił się przypuszczając, że ubiczowanie Chrystusa uspokoi rozjuszonych wrogów, i że będzie Go mógł uwolnić. Czy widok krwi uspokoi lamparta? Na widok ubiczowanego Chrystusa, gniew zbuntowanego żydostwa zapłonął jeszcze większym ogniem i Piłat musiał wydać Chrystusa na śmierć.

Bierzcie i ukrzyżujcie Go - brzmiała decyzja Piłata.

Nowa niewinna ofiara złości ludzkiej! - powiesz. Nowa? Nie! Takiej ofiary jeszcze nie było. Kapłani zarzucali Chrystusowi, że buntuje lud (Łuk. 23, 2). O, kłamcy, kiedy, gdzie, słyszeliście, że sieje bunt? Kogo zbuntował? Czy biedną wdowę, wskrzeszając jej zmarłego syna? Czy ludzi na puszczy, których karmił chlebem i rybami? Czy gdy w czasie kazania na górze błogosławionym nazywał miłosiernych, łagodnych, spokojnych? Powiedzcie, kogo zbuntował? Może ślepego, któremu przywrócił wzrok, albo chromego, którego wybawił z kalectwa? Może kiedy wyciągał Swoje kochające ramiona do wszystkich i wołał: "Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy pracujecie i jesteście obciążeni, a Ja was ochłodzę" (Mat. 11, 28) Czy to jest podburzanie?

Na podstawie takich bezczelnych kłamstw i bezdennie głupich dowodów, skazano Chrystusa na śmierć. A dziś może rozumniej i sprawiedliwiej Go sądzą? Tak samo, jak i wtenczas!

Piłat - dawno umarł, lud, który wymógł śmierć Chrystusa, poszedł w zapomnienie, na Golgocie panuje cisza - a źli ludzie jeszcze i dziś skazują Chrystusa na śmierć.

Przypatrzmy się, jak często to czynia, jak pienią się ze złości krzycząc: Precz z Chrystusem! Precz z krzyżem! Tylko miasta i ludzie się zmienili, ale sąd pozostał ten sam, okrutny: niesprawiedliwy i głupi. Dziś nie w Jerozolimie skazują na śmierć Chrystusa, ale w Moskwie, Madrycie, w Meksyku, u nas! Wrogowie Jego nie nosza urzędowej togi, ale frak, jeżdżą eleganckimi samochodami. Akt oskarżenia przeciwko Chrystusowi spisują nie faryzeusze i biegli w Piśmie, ale przywódcy ludu i niedouczeni agitatorzy.... O, jak często skazują dziś Chrystusa na śmierć!

Nasuwa się wiele poważnych myśli!

Czy nie powinienem być apostołem, pocieszycielem, obrońcą Chrystusa, który tyle za mnie cierpiał, którego świat jeszcze i dziś niesłusznie potępia i uśmierca! Czy nie powinienem stanąć w obronie, jeśli w mojej obecności rzucają obelgi na Jego osobę i naukę, jeśli szydzą z wiary i spotwarzają jej przepisy?

Ale jest daleko smutniejsze zagadnienie - grzech! Czy w moim sercu nie skazałem Chrystusa na śmierć? Czy żyje we mnie łaska Pana Jezusa? Czy nie mam na sumieniu ciężkiego grzechu?

< b>Grzech ciężki? O, nie jeden, ale całe mnóstwo. Mój wzrok, słuch, mowa, umysł, niby przewody elektryczne wprowadzają grzechy do mojej duszy. Ile razy w tej pompie ssąco-tłoczącej, którą nazywamy pięknie sercem, wre wulkan ognia nienawiści, zemsty i gniewu? Często postępujemy podobnie, jak Piłat, który z początku opierał się żądaniom tłumu, ale wkońcu uległ, "chcąc ludowi zadość uczynić" (Mar. 15, 15). Ilu jest takich, którzy z początku walczą ze swoimi namiętnościami, ale wkońcu "zadość czynią" wymaganiom skażonej natury, staczając się w bagno występków - skazując na śmierć Chrystusa.

To najboleśniejsze dla Chrystusa, że Jego uczniowie co dzień, co minutę, co chwilę skazują Go na śmierć!

IV.

Chrystus bierze krzyż na ramiona.

Przynoszą krzyż. Straszne uczucia przenikały duszę Chrystusa na widok krzyża! Bo Chrystus był człowiekiem i to, co nam sprawia ból, i Jego bolało również. Co nas przeraża, przerażało i Jego. Z pewnością ozwał się w Nim na widok krzyża instynkt samozachowawczy.

Wyobraźmy sobie wzruszającą scenę - Chrystusa ugniatającego się pod ciężarem krzyża, litujmy się nad Nim i uczymy się od Niego, jak należy cierpieć.

Litujmy się nad Chrystusem dźwigającym krzyż!

Pewien nowożytny malarz stworzył smutny, bolesmy obraz pod tytułem: "Gdyby Chrystus jeszcze raz przyszedł na świat..." No, coby się stało, gdyby jeszcze raz stanął między nami? Na obrazie widać ulicę współczesnego miasta, którą idzie Chrystus w cierniowej koronie i niesie ciężki krzyż, jak niegdyś przez ulice Jerozolimy. Przygląda Mu się wielki tłum ludzi, jak przed jednym domem upada pod ciężarem krzyża. Znalazło się kilku dobrych, którzy Mu współczują, ale otwarcie nie ośmielają się przyjść Mu z pomocą, tylko w ukryciu nad Nim boleją. Ale zato pełne są okna i balkony gapiów, łaknących sensacji. Ludzie zrujnowani przez rozpustę, błędnym wzrokiem patrzą na upadającego Chrystusa pod ciężarem krzyża. Dalej całe rzesze grzeszników, ateuszów, śledzą z ironią krwawą drogę Chrystusową.

Czy to nie czczy wymysł artysty? Czy ludzie są tak okrutni wobec Chrystusa? Czyż ja jestem taki?... - To niemożliwe! - powiesz. - Gdybym spotkał Chrystusa, z pewnością byłbym dobry dla Niego....

Bracie nic nie mów, bo codziennie Go spotykasz a czy okazujesz należny Mu szacunek i pomoc? Czy nie ciąży na twoim sumieniu grzech obojętności względem uciśnionych? "Zaprawdę powiadam wam: Pókiście nie uczynili jednemu z tych najmniejszych, aniście Mnie uczynili". (Mat. 25, 45)

Czy nie widzisz w codziennym życiu krwawych śladów Chrystusa? Ja widzę wyraźnie, widzę mnóstwo grzechu, niesprawiedliwości, którą ludzie nieustannie obrażają Boga. Słyszę uderzenia młota, którym przybijają grzesznicy ręce Chrystusa do krzyża. Okradają kościoły, zbeszczeszają naczynia święte, dotykają Przenajświętszy Sakrament - oto razy, które zadają Chrystusowi nowocześni mordercy, - ale najbardziej boli Go rana zadana przez oddalenie się od Niego dusz ludzkich. Naokoło zło wabi, zwodzi młodzież i starców, rani Chrystusa. Rany zadane Chrystusowi, - to zaniedbane obowiązki, lekceważenie przepisów Kościoła, opuszczanie modlitwy, niezachowanie postów. Ranami zadawanemi Chrystusowi jest niemoralna prasa, złe książki, bezecne filmy i wszystkie przejawy życia społecznego, sprzeciwiające się etyce chrześcijańskiej.

Wokoło nas panuje straszna nędza ducha i ciała: każdy powinien poczuwać się do obowiązku. , by ją zwalczać!

"Czem mogę pomóc, kiedy sam nic nie mam. Jestem biedny, niewykształcony, nie mam wymowy, żeby brać udział w życiu publicznem, jestem biedną dziewczyną, zatroskaną matką, ojcem obarczonym rodziną!"

Nie mów tak, ale rób co możesz!

Możesz przecież zrobić dużo dobrego! Nie koniecznie musisz zabłysnąć jak gwiazda na firmamencie pracy społecznej, nie możesz być filarem, pochodnią gorejącą, nie możesz być potężnym ogniem, zapalającym tysiące dusz i serc, to bądź skromnem światełkiem w swojem kółku domowem, rodzinnem, bądź sumiennym ojcem, dobrą matką, grzecznem dzieckiem, - pomożesz znosić cierpienia Chrystusowi.

Uczmy się od cierpiącego Chrystusa! Czego? Cierpliwie znosić swój własny krzyż!

Gdyby Chrystus na Swoje cierpienie patrzał tylko wzrokiem ludzkim, byłby widział tylko podłość, gnuśność uczniów, zdradę Judasza, szyderstwo, nienawiść i przekleństwa..... byłby rozpaczał. Ale On we wszystkiem dostrzegał wolę Swojego Ojca Niebieskiego.

Wszyscy cierpimy. Każdy człowiek ma swój krzyż.

Powstaje pytanie, jak cierpieć: czy wśród narzekań i złości, czy spokojnie, zgadzając się z wolą Bożą. Z Chrystusem cierpiało dwóch łotrów, ale tylko jeden zasłużył na zbawienie. Wielu ludzi cierpi niedostatek, nędzę, ale nie mają w tem zasług, bo przeklinają Boga. Znośmy cierpliwie nawiedzające nas ciosy, wzorując się na Chrystusie i zgadzając się z wolą Bożą.

"Tak, - powiesz, łatwo rozumować, jeśli człowiekowi nie dokucza cierpienie. Nie da się powstrzymać łez bólu". Bracia, nie o tem mowa. Płacz w cierpieniu nie jest grzechem, tylko pamiętaj, żebyś nie zapomniał o Bogu, bo to ci ułatwi znoszenie krzyży.

Skąd to wiem? Wskazuje na to 19-to wiekowe doświadczenie. Owocnie cierpieli ci, którzy zrozumieli i zastosowali do swego życia słowa Chrystusa Pana: "jeśli kto chce ze Mną iść, niech sam siebie zaprze i weźmie krzyż swój a naśladuje Mnie".(Mat. 16, 24). Z pomocą Bożą mężnie znosili trudy i klęski ci, którzy w chwilach utrapień uciekali pod krzyż.

***

Bracia! Po zdobyciu prawie całej Hiszpani przez Arabów, urządzono w Cordowie podniosłą uroczystość z racji otwarcia wspaniałego meczetu; by uświetnić zwycięstwo nad chrześcijanami, w meczecie przykuto do filara niewolnika, chrześcijanina, pochodzącego ze znakomitego rodu. Wiecie, co dodało sił przykutemu do słupa niewolnikowi? Krzyż, który paznokciami wyrysował na kamieniu filara!

Hiszpania wkrótce pozbyła się tyranów, a meczet przeobiono na świątynię katolicką i pobożny lud z pietyzmem ogląda wyrysowany w skale krzyż, który był źródłem siły, nadziei i wiary dla opuszczonego, cierpiącego bohatera katolicyzmu.

O krzyżu święty, ozdobiony pięcioma płomiennymi różami ran Chrystusowych: bądź moją siłą!

Krzyżu święty - w tobie pokładam nadzieję w czasie cierpień i niebezpieczeństw grzehu: bądź moją podporą!

Krzyżu święty - w tobie mam ufność kiedy spadają na mnie twarde ciosy życia: bądź moją nadzieją!

Krzyżu święty, pozwól, żebym w chwili śmierci w twojej obecności żegnał się ze światem, żebym w tobie pokładał nadzieję żywota wiecznego. Amen.

(kazanie pochodzi z książki: Ks. dr Tihamer Toth, "Chrystus w cierpieniu i w chwale", Kraków 1934, s.150-158)

Bp.Tihamer Toth

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin