Armer Karl Michael - Przez Wszechświat Gnam, Szubiduba.txt

(21 KB) Pobierz
Karl Michael Armer - Przez Wszech�wiat gnam, szubiduba 

 

Kiedy wtoczy�em si� do sali narad, by�em nabuzowany jak rzadko kiedy. Mia�em to gdzie�. Powietrze by�o przesycone narkotykami do tego stopnia, �e i tak poczu�bym si� od razu jak na�pany. 

    Ch�opcy siedzieli rozwaleni w fotelach, gadaj�c co� bez �adu i sk�adu, jeden przez drugiego. Rzecz jasna, same g�upoty. Ale na pok�adzie tego statku kosmicznego to nic nowego: chrzani si� tak ju� od pi�ciuset lat. Mo�na si� do tego przyzwyczai�. 

    Opad�em na sw�j fotel, k�ad�c nogi na karcianym stoliku, i rozejrza�em si� doko�a. 

    Admira� Jennings znowu udawa� wilko�aka i wpatrywa� si� we mnie, szczerz�c z�by. 

    - Grrrr - odezwa� si� gro�nie. 

    - Wzajemnie - odpar�em uprzejmie. 

    - Dum bam bam, dum bam bam - wydziera� si� admira� Carona, prztykaj�c palcami tak gwa�townie, �e czeka�em tylko kiedy z jego wypomadowanej czupryny zsun� mu si� s�uchawki. 

    Co za dure� z tego Chicano! M�g�by latami s�ucha� w k�ko tej samej p�yty. Ale kiedy� wreszcie ca�y ten be�kot - kiedy ju� przepe�ni mu uszy - wydostanie si� z powrotem na zewn�trz, owinie mu si� wok� szyi i udusi. Dum bam bam, dum du� du�, d�aw si�, j�cz i krztu�. Finito, hihihi. 

    Spojrza�em na zawieszony nad nami ekran, ale gwiazdy by�y tak krzykliwie barwne, a ca�y wszech�wiat pulsowa� i t�tni� �yciem tak bujnym, �e zebra�o mi si� na wymioty. Po�piesznie odwr�ci�em si� i wyrzyga�em admira�owi Caronie na mundur. 

    Nawet tego nie zauwa�y�. 

    Bob Anderson, admira� admira��w, podni�s� si� z trudem i spojrza� na nas oczami nabieg�ymi krwi�. 

    - Ch�opcy - powiedzia� - mamy do spe�nienia donios�� misj�. 

    - Do ataku! - wrzasn�� admira� O'Duffy. - Ca�� burt�! Bum, bum! 

    Anderson powiewa� gniewnie kartk� papieru. - To nie takie proste. S�k w tym: wiemy, �e mamy zaatakowa� gdzie� w pobli�u jak�� planet�. Nie wiemy jednak, kt�r�. Ten �wistek nic nam nie wyja�nia. 

    - Nic dziwnego - zachichota� admira� Neumaier, g��wny radiooperator. - Meldunek ma ju� w ko�cu czterysta lat i trudno go odczyta�. 

    - Mo�emy przecie� wys�a� do nich pro�b� o wyja�nienie - zaproponowa�em. Oczywi�cie uznali to za kawa� miesi�ca. Wybuchom �miechu i gwizdom nie by�o ko�ca. Admira� O'Duffy a� si� pok�ada� i wreszcie spad� pod st�, a admira� Jennings swoim zwyczajem zawy� jak wilk. 

    No tak, ch�opcy byli dzi� w dobrym nastroju. Zreszt� trzeba przyzna�, �e rzeczywi�cie mia�em krety�ski pomys�: czeka� potem kilkaset lat na odpowied� z Ziemi! 

    - To jest w�a�nie odpowiednia postawa, ludzie - ucieszy� si� admira� admira��w. 

    - Zawsze na luzie, nawet wtedy, gdy niebezpiecze�stwo ju� bliskie i patrzymy wrogowi w oczy, ngg, ngg. - Prze�kn�� dwie pastylki, a potem jeszcze czerwon�. - Ngg. Na czym to stan��em? Ach tak, wr�g. No wi�c, tu w pobli�u znajduj� si� trzy zamieszka�e planety. Zaatakujemy t� najbli�sz�, w systemie s�onecznym USNSC 3318-59a. Nasz komputer jest pewien w 60 procentach, �e w�a�nie o t� planet� chodzi. Sze��dziesi�t procent to niedu�o, ale przecie� kt�r�� planet� musimy w ko�cu wybra�, prawda? 

    - �wi�te s�owa! - wykrzykn�� spod sto�u admira� O'Duffy. 

    - Zwalimy im niebo na dach! - wrzeszcza� admira� Carona. - Dum, bam, bam, dum, bam, bam! 

 
 
 
  
 
  

 

Ch�opcy z pogotowia alarmowego nie podnie�li nawet wzroku, kiedy planeta eksplodowa�a na ekranie. 

    - Znowu o sze�� miliard�w tego paskudztwa mniej - skomentowa� kapitan Crocciante, rzucaj�c na plansz� kostki do gry. 

 
 
 
  
 
  

 

Nazwa statku: ZAB�JCA DOSKONA�Y 

    Port macierzysty: GUAM 

    Typ: Kr��ownik PGI (Kr��ownik zwiadowczy Planetarnej Grupy Inspekcyjnej) 

    Wymiary: d�ugo�� 600 m, szeroko�� 70 m 

    Misja: Prewencyjna akcja obronna 

    Cel przeznaczenia: nieznany 

 
 
 
  
 
  

 

Ludzie, nie mo�ecie sobie nawet wyobrazi�, jak bardzo si� nudz�. Znowu le�� sobie w 5 sektorze wypoczynkowym i nie ma dos�ownie nic do roboty. Zd��y�em przeczyta� ju� na tym statku wszystkie cholerne komiksy i obejrze� wszystkie cholerne filmy, w og�le zrobi�em ju� wszystko, co mo�na na tym cholernym statku, ale teraz zabrak�o mi ju� pomys��w, ch�opcom te� ju� nic nie przychodzi do g�owy, le�ymy wi�c i gramy sobie wzajemnie na nerwach. 

    Co za cholerna nuda, NUDA wypisana samymi wielkimi literami! 

    No c�, ca�y ten projekt by� ju� od samego pocz�tku jedn� wielk� bzdur�, niech to diabli! Wygrali�my w�a�nie wa�n� wojn� p�nocno-po�udniow�, co zrodzi�o spor� dawk� dumy narodowej i nadmiern� ch�� do wojaczki. I wtedy rz�d pomy�la� sobie: skoro podbili�my ca�� Ziemi�, to teraz kolej na wszech�wiat. 

    I w ten oto spos�b wyruszyli�my w kosmos: ZAB�JCA DOSKONA�Y i jego bli�niaczy statek TYRANNOSAURUS REX oraz kilka mniejszych niszczycieli klasy PIRANIA. Otrzymali�my zadanie: "rozszerzy� i zabezpieczy� stref� wp�yw�w Ziemi", co w praktyce oznacza�o po prostu: "przej�� wszystkie planety bogate w surowce i wysadzi� w powietrze wszystko, co mog�oby stanowi� dla nas zagro�enie!" 

    Brzmia�o nie�le, ale realizacja polecenia okaza�a si� totaln� plajt�. Relatywne zwalnianie up�ywu czasu przy naszym locie z pr�dko�ci� �wiat�a sprawi�o, �e rozdzielili�my si� ca�kowicie. Ziemia i ZAB�JCA DOSKONA�Y. Jeste�my od pi�tnastu lat w drodze, a na Ziemi up�yn�o w tym czasie oko�o sze�ciuset lat. Oczywi�cie trudno w takim przypadku m�wi� o wsp�lnej bazie. Ca�� ��czno�� diabli wzi�li. I to gruntownie. 

 
 
 
  
 
  

 

Papierowy go��bek przelecia� tu� obok mojej g�owy i wyl�dowa� z gracj� troch� dalej, na korytarzu. 

    Pi�kna Rita wystawi�a g�ow� z centralki radiowej i zawo�a�a: - Dwadzie�cia osiem metr�w! Nawet nie�le, panie admirale! 

    Z wewn�trz dobieg� nas okrzyk triumfu i Neumaier wybieg� na korytarz, aby przekona� si� samemu, jaki by� dobry. 

    - Super! - zawo�a�. - Cze��, doktorku! 

    Potrz�sn��em z dezaprobat� g�ow�. 

    - �adnie to, tak si� obchodzi� z meldunkami? 

    Wykona� pogardliwy gest. - Cz�owieku, od chwili naszego startu up�yn�o na Ziemi pi��set pi��dziesi�t lat. Oni m�wi� ju� tam inaczej. I zdaje si�, �e my�l� te� inaczej. Dlatego wyrzucam wszystkie meldunki radiowe, przecie� i tak nie rozumiem tego g�wna. 

    - A rozkazy?! Sk�d mamy wiedzie�, co robi�? 

    U�miechn�� si� lekcewa��co. - I tak tego nie wiemy. A mo�e ty si� orientujesz, co my tu w�a�ciwie robimy? 

 
 
 
  
 
  

 

Okay, to znowu my, moja nuda i ja sam. Nadal w pi�tym sektorze wypoczynkowym.- Jaki to rok mamy teraz na Ziemi? - pytam swojego s�siada. 

    Kapitan Crocciante wy��cza sw�j hologramowy peep-show i przez ciemne jak noc okulary s�oneczne przesy�a mi oleiste spojrzenie krwawego mafioso. 

    - 3600 - m�wi. - Albo 2600. Zreszt� co za r�nica. To przecie� tylko cyfry. W�dz M'Boto (kapitan Ross) o�ywia si�. - Mam dla was co� nowego, ch�opcy - oznajmia i rozbawiony potrz�sa swoj� afro-grzyw�. 

    - No, to opowiadaj, czarnuchu! Czy�by Jennings i kapitan Speckschwarte znowu si� pobili? 

    - Co� o wiele lepszego! Admira� O'Duffy opu�ci� nas. 

    �mieje si�, patrz�c na nasze miny: - Spotykam go przy �luzie powietrznej. Widz�, �e nie ma na sobie skafandra, pytam go wi�c: Co tu robisz? - Przecie� widzisz, odpowiada, id� do ubikacji. To powiedziawszy, zamyka za sob� drzwi �luzy i katapultuje si� w kosmos. Niez�e odej�cie, co? 

    -   Hej, ale numer! 

    -   Niech �yje O'Duffy! 

    I tak to wygl�da. Ka�dy z nas to pomyleniec. Nie jeste�my na statku kosmicznym prowadzonym zgodnie z dyscyplin� wojskow�, lecz stanowimy zgraj� wariat�w, kt�rzy uzyskali stopnie wojskowe, i to naturalnie najwy�sze. Podstaw� do awans�w jest czas ziemski, po dw�ch latach sp�dzonych na pok�adzie mieli�my ju� wi�c za sob� tyle lat ziemskiej s�u�by, �e byli�my wszyscy w randze admira�a. 

    Przynajmniej oficerowie. Reszta otrzyma�a awans na kapitan�w. Oczywi�cie ucierpia� na tym autorytet. Nie by�o ju� przecie� prze�o�onych. Tylko 300 admira��w i 700 kapitan�w. No tak, a poza tym nie mieli�my w�a�ciwie zielonego poj�cia, jakie jest nasze zadanie. I ten lot, ci�gn�cy si� w niesko�czono��. I ta ca�a masa pastylek na pok�adzie. Tak oto dlaczego z up�ywem czasu wszystko si� rozpad�o. 

    Obecnie jeste�my ju� tylko zgraj� alkoholik�w z olbrzymim zapasem g�owic bojowych do niszczenia planet i nie wiemy, o co tu w�a�ciwie chodzi. 

    Nieraz jest ca�kiem weso�o. Gdyby tylko nie ta cholerna nuda! 

    Chyba znowu musz� w��czy� moje stare, dobre kino m�zgowe. Si�gam do pojemniczka i wyci�gam kilka b��kitnych pastylek. Ngg ngg, ngg. Zobaczymy, jak� niespodziank� przygotuj� mi dzi� moje drobne, szare kom�rki. 

 
 
 
  
 
  

 

- Baczno��! - krzykn�� sier�ant Schultze, zgarniaj�c swoje kubki na kostki. Spogl�daj�c surowo spod stalowego he�mu, wypr�y� si� regulaminowo i wsun�� kciuki za sw�j szeroki pas wojskowy. 

    - Dzi�kuj�, prosz� sobie nie przeszkadza� - powiedzia� cicho hrabia von Adelstein. Utykaj�c, wszed� do centralki. Jego buty by�y nieskazitelnie czyste, jak zwykle zreszt�. Na d�oniach mia� r�kawiczki, a w prawej r�ce trzyma� szpicrut�, kt�r� uderza� niedbale o banki danych. 

    - Dzi�kuj�, Schultze. 

    - Tak jest! 

    Nagrodzili�my ich brawami, gdy� dobrze odegrali swoje przedstawienie. A na pok�adzie naszego statku ka�da odmiana dawa�a pow�d do rado�ci.Schultze to w�a�ciwie kapitan Masterson, a hrabia von Adelstein - admira� de Leary, nasz Pierwszy Oficer.     Ostatnio takie maskarady zdarza�y si� u nas coraz cz�ciej. Superman, M�ciciel w Masce, Hegar Gro�ny, Luke Skywalker i, i, i.      W ko�cu trzeba by�o si� jako� odr�nia� na statku, kt�rego za�oga sk�ada�a si� tylko z admira��w i kapitan�w. 

    - Dobrze, �e pan przyszed� - powiedzia� do Adelsteina Humphrey Bogart. 

    Siedzia� przed monitorem dziobowym z podniesionym ko�nierzem p�aszcza i kapeluszem �ci�gni�tym na czo�o. W k�ciku ust tkwi� wygas�y papiero...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin