Szmaglewska Seweryna - 01 - Czarne stopy.txt

(377 KB) Pobierz
Seweryna Szmagtewska

Czarne Stopy

Dzi�kuj� wy�szym si�om, kt�re mnie odrywa�y od pi-
sania tej ksi��ki, ludziom, zwierz�tom, owadom, harce-
rzom w zaprzyja�nionym obozie, rakietom lec�cym na
Ksi�yc, Witkowi i Jackowi, pi�knym pogodom, co
mnie wyp�dza�y na wi�lane pla�e, pojazdom kosmicz-
nym, wiruj�cym wok� naszej planety, s�owikom w
Ujazdowskim Ogrodzie, kt�rych �piew dolatywa� nad
m�j e biurko, i wszystkim innym zawalidrogom - znacie
je, bo Warn nieraz utrudnia�y odrobienie lekcji.
Gdyby nie te przeszkody, pisa�abym, pisa�abym dzie�
i noc. Ksi��ka by�aby gruba - na pewno zacz�liby�cie
elektronowo ziewa�. A ja wol�, by�cie w czasie czytania
zdrowo si� �miali i zat�sknili do harcerskich wakacji.
Autorka
Wakacje za pasem
Zapachnia�o wakacjami. Ledwo wynie�li z harc�wki ca�y sprz�t obozowy
i zacz�li rozk�ada� na boisku gimnastycznym,ledwo brezent zaszele�ci� i
chuchn�� na nich swoim wspania�ym zapachem, a s�o�ce przygrza�o z
g�ry, przypiek�o plecy i g�owy, kiedy wst�pi�a w nich wielka rado��. I nie-
cierpliwo�� zarazem. Chcieliby ju� by� tam, w G�rach �wi�tokrzyskich,
o kt�rych tyle ciekawych rzeczy opowiada� im dru�ynowy. Jeszcze tak
d�ugo trzeba czeka�! Ca�y dzie� i ca�� noc. Kto ma tyle silnej woli, �eby
si� nie gry�� w pi�t�?!
Po raz ostatni sprawdzili dok�adnie namioty, chocia� od wczoraj pow-
tarzali ci�gle t� czynno��, patrzyli pod s�o�ce, czy nie ma gdzie szpary w
impregnowanej tkaninie, przeliczali �ledzie, zapa�ki, saperki, nape�niali
kot�y mniejszymi naczyniami, zapychali je do pe�na prowiantem, nak�a-
dali pokrywy, wi�zali sznurem z pomoc� wszystkich si�, kolan, a czasem
nawet z�b�w. Ustawili to wszystko w r�wnych rz�dach i wys�ali Felka z
meldunkiem do dru�ynowego.
Jak tu przetrwa� ostatni� dob�? .Czym wype�ni� d�ugie godziny? Dla-
czego nie mo�na znale�� sposobu na przyspieszenie czasu? Tyle jest wy-
nalazk�w, aparat�w, s� m�zgi elektronowe, a kiedy si� chce ju�, w tej
chwili, zamkn�� oczy i wyl�dowa� na polanie, gdzie ma by� ob�z, to nic
z tego nie wychodzi. Zniech�ceni snuli si� po podw�rzu. Patrzyli, jak
dwaj wo�ni, Jan I Mi�kki i Jan II Twardy, lustruj� ich ekwipunek, przy
czym jeden u�miecha� si� tylko i chwia� rzewnie g�ow�, drugi natomiast
ocenia� sytuacj� "po wojskowemu", powtarzaj�c przy ka�dej sposobno�-
ci: "U nas w koszarach porz�dek musia� by� jak ta cholewka!"
Za plecami Jana II Twardego stan�� podobny do marchwi, czerwono-
w�osy Franek Fobusz, ulubieniec ch�opc�w i utrapienie nauczycieli. Na-
tura wyposa�y�a go sowicie. Opr�cz p�omiennych w�os�w mia� jeszcze
niezwykle d�ugi nos w kszta�cie str�czka rozdzielonego po�rodku wyra�-
nym rowkiem.
Na�ladowa� ka�dy ruch wo�nego, a s�ysz�c chichot koleg�w zapyta�
piskliwie:
- Jak cholewkaaa, panie Janie? Jak cholewkaaa? Jak cholewa!!!
Wo�ny nie darmo wierzy�, �e r�wnowaga �wiata zale�y od musztry. U
niego w ty� zwrot by�y to dwa szurni�cia butami po �wirze. Silna d�o�
chwyci�a Fobusza za ucho.
- Co� ty powiedzia�? Powt�rz no! Powt�rz pr�dzej. Dobrze si� sk�a-
da, w�a�nie nadchodzi pani sekretarka...
- Powiedzia�em tylko "cholewa". Ka�demu wolno tak m�wi�, bo to
jest g�rna cz�� buta. Boooli... Prosz� mnie pu�ci�.
Wo�ny zrobi� w lewo zwrot. Trzasn�� obcasami, d�onie wyci�gn�� r�w-
no wzd�u� falistej linii spodni, zameldowa�. Ch�opcy wiedzieli, �e gniew
Jana II Twardego nie mija �atwo. To nie to, co Jan I Mi�kki, kt�ry pogro-
zi, zatupie butami, nap�dzi strachu, ale w ko�cu nie chodzi ze skarg� do
pokoju nauczycielskiego. Jan II Twardy mia� inne metody wychowaw-
cze. Nie tylko stara� si� przy�apa� ucznia na przest�pstwie, lecz wyolbrzy-
mia� je, ile si� tylko da�o, �eby ca�e zdarzenie i p�niejsza kara mog�y si�
sta� odstraszaj�cym przyk�adem dla innych. Opowiedzia� te� pani sekre-
tarce szczeg�owo, jakich to s��w u�ywaj� harcerze na zbi�rkach i co my-
�li o podobnym wp�ywie wychowawczym na m�odzie�. Po ka�dym zdaniu
czerwienia� coraz bardziej, a jego szeroko rozstawione oczy rozchodzi�y
si� niebezpiecznie ku skroniom, jakby chcia�y odby� narad� z uszami,
kt�re tak opacznie s�ysza�y fatalne s�owo "cholewa".
- Ja mam szeroki pogl�d na �wiat. Wiem, jak si� zabra� do takich
smarkaczy.
Kiedy ko�czy� swoj� relacj�, na szkolny dziedziniec wesz�a g�ra kwia-
t�w, rzodkiewek, wczesnych jab�ek i koszyczk�w z porzeczkami. Pod ist-
nym ruchomym straganem ujrzeli przekrzywion� chusteczk� okalaj�c�
rumian� twarz babci Fobusza. Pani sekretarka spojrza�a na Jana II Twar-
dego, potem na t� wysp� obfituj�c� w owoce i kwiaty.
- Panie Janie, prosz� i�� na poczt� z listami poleconymi. Le�� w kan-
celarii na biurku.
Wo�ny nie ruszy� si� z miejsca. Jego nogi, zamiast wykona� w lewo
zwrot i odmaszerowa�, przymarz�y tym razem do �wiru i nie pozwala�y
mu drgn��.
- A toto? - zapyta� i kciukiem wskaza� drobn� posta� harcerza z
k�p� marchwianych w�os�w nad czo�em.
Pani sekretarka zmarszczy�a brwi, ale to nie odlepi�o n�g Jana od �wi-
ru.
- Pom�wi� z babci� Fobusza-wyja�ni� a i posz�a naprzeciwko rzod-
kiewkom, kwiatom, porzeczkom. Odwr�ci�a si� nagle. Jan sta� w daw-
nym miejscu, patrzy�a wi�c na niego tak surowo, d�ugo, nieruchomo, a�
opu�ci� g�ow� i zaj�� si� ogl�daniem planety, zwanej Ziemi�. Wreszcie
ruszy� ku schodom odwracaj�c si� jeszcze. Dopiero kiedy zobaczy�, �e
pani sekretarka dotrzyma�a s�owa, poszed� ostrym marszem.
Babcia najpierw u�o�y�a jarzyny na �awce, ustawi�a koszyczki, potem
rozejrza�a si� po dziedzi�cu. Nast�pnie, nie przeczuwaj�c niczego z�ego,
zawo�a�a:
- Co to, Franek, nie przywitasz si� ze mn�?
Fobusz podszed� ostro�nie, uk�oni� si� i zacz�� przest�powa� z nogi na
nog�, jakby chcia� tym sposobem zadepta� swoj� win�. Ustawi� si� na
wprost pani sekretarki, podnosi� wysoko swoje rude brwi, lekkim ruchem
g�owy zaprzecza�. Ale zaj�te pierwszymi grzeczno�ciami kobiety nie
zwraca�y dostatecznej uwagi na jego ma�pie miny. Wtedy zastosowa�
inn� metod�. Ch�opcy, kt�rzy z zaciekawieniem obserwowali ca�e zda-
rzenie, us�yszeli nagle, �e Fobusz pod�piewuje. Palcami lewej d�oni doty-
ka� lekko ust, jakby od niechcenia gra� na fortepianie. Nuci� przy tym ci-
chutko melodi� gamy:
Do-re-mi-fa-soi-la-si-do...
Prosz� pani, �eby pani
Nie m�wi�a nic babuni,
Do-re-mi-f a-soi-la-si-do... ,
Bo inaczej ja na pewno
nie pojecha�bym na ob�z...
Do-re-mi-fa-soi-la-si-do...
Do-si-la-soi-fa-mi-re-do...
Ch�opcy os�upieli. A to bestia! Widz�, �e pani sekretarka ledwo panuje
nad ustami, by nie parskn�� �miechem. Przyg�ucha babcia pochyli�a si�
nad wnukiem:
- Co ty sobie tak nucisz, Franusiu? - zapyta�a. - Ju� chcia�by� by�
na obozie harcerskim? On si� nie mo�e doczeka�, prosz� pani. Ci�gle
�piewa... Ju� by chcia� rozpala� ognisko. Harcerstwo wywiera na nich
doskona�y wp�yw. Zauwa�y�a pani, �e ostatnio ch�opcy s� bardzo grze-
czni?
Pani sekretarka patrzy�a w oczy Fobusza z ironicznym u�mieszkiem.
Ch�opak opu�ci� nagle powieki, na jego blade policzki wype�zn�� rumie-
niec i podp�yn�� a� do w�os�w. Jasnorude rz�sy i brwi �a�o�nie wygl�da�y
na tle czerwonej sk�ry posypanej tu i �wdzie piegami. Twarz Fobusza p�-
cznia�a, okr�gla�a. Wewn�trzne napi�cie pompowa�o mu powietrze w
policzki, przyspiesza�o oddech, zaciska�o powieki. Zdawa�o si�, �e ch�o-
pak lada chwila p�knie ze wstydu.
Nagle uwag� wszystkich przyku�o gwa�towne dudnienie krok�w na
klatce schodowej, kt�re mog�o zwiastowa� nadej�cie wariata lub z�ej no-
winy. Felek wyskoczy� na podw�rze i bieg� daj�c im znaki machaniem ra-
mion.
- Druh egzaminuje!
- Kogo druh egzaminuje? - pytali.
- Nas.
- Jak to?
- Druh zaraz tu przyjdzie. B�dzie sprawdza� ekwipunek osobisty...
sprz�t obozowy... i w og�le!
Wobec tego, �e najgro�niej zabrzmia�o "i w og�le", zast�powi chwycili
gwizdki, rozleg� si� piekielny �wist w kilku tonacjach i krzyki;
- Baczno��! Zbi�rka w rz�dzie!
- Baczno��! Zbi�rka wsz�dzie! -przedrze�nia� Fobusz.
- Kolejno... odlicz!!! - wo�a�y basowe glosy.
- Kolejno... obli�!!
Kiedy na podw�rko wyszed� sam druh dru�ynowy, Andrzej Wr�bel,
owiany szumem harcerskiej peleryny, zast�py sta�y w szyku gwia�dzi-
stym, wyprostowane, jakby nawleczone na nitki. Zast�powi pewni po-
rz�dku we w�asnej gromadce spokojnie czekali chwili meldowania. Tylko
Maciek Osa tar� d�o�mi kieszenie, przedreptywa� w miejscu, wierci� si�,
spogl�da� w stron� bramy i w kierunku okien internatu. Najm�odszy
ch�opak w zast�pie zawieruszy� si� gdzie� i za chwil� trzeba b�dzie powie-
dzie� o tym dru�ynowemu. Co za wstyd!
Ale ju� by�o za p�no. Zast�powi stawali jeden obok drugiego, zerkali
w prawo i w lewo, r�wnaj�c wedle s�siad�w, pr�yli si�, chowali brzuchy,
prostowali plecy. Dru�ynowy, ledwo spojrza� na nich, od razu spostrzeg�
zak�opotanie Ma�ka Osy.
- Druhu dru�ynowy, melduj�... Jeden nieobecny...
- Kto?
- Marek Osi�ski.
Przyboczny zmarszczy� czo�o:
- No, naturalnie. Ju� si� zaczynaj� k�opoty z najm�odszymi! Dok�d
on poszed�?
- By� tu z nami. Przed chwil� go widzia�em. I wsi�k�.
- Nie usprawiedliwiony.
- Druhu! On pewno jest w internacie Zaraz nadejdzie.
Dru�ynowy spojrza� na zegarek, potem odwr�ci� si� w stron� baga�u
u�o�onego w idealnym porz�dku.
- Zenek! Zapytaj swojego tat�, czy b�dzie m�g� zajecha� o pi�tej
rano, tak jak si� um�wili�my.
Syn kierowcy ci�ar�wki wyr�s� pon?d innych. A� dysza� ch�ci� poroz-
mawiania z dru�ynowym o jutrzejszej podr�y.
- Druhu! Tatu� powiedzia�, �e dzi� po po�udniu zatankuje benzyn�.
Mo�e wyruszy� tak wcze�nie, jak tylko druh zechce. Nawet o czwartej.
Nawet o trzeciej! Nawet o p�nocy!!
- Ile czasu potrzebujecie na za�adowanie wszystkich bambetli? P�
godziny?
- P� godziny! Po co? Pi�� minut.
- No wi�c umawiamy si� tu o czwartej.
- Tatu� b�dzie punktualnie. Druhu... A mo�e ja bym skoczy� do
internatu. Osi�ski tak si� czasem zamy�li. W oknie stanie i zapomina, co
si� z nim dzieje. Skocz�, druhu!
- Skocz. Ale wracaj natychmiast. S�uchaj, Osa. Na obozie trzeba tro-
ch� podregulowa� takich indywidualist�w jak Osi�ski.
- Rozkaz, druhu! - krzyk...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin