Antologia - Spotkanie w przestworzach 5.doc

(1088 KB) Pobierz
Andrzej Drzewiński



Andrzej Drzewiński

Robert M. Faltzmann

Stanisław Kokesz

wybór i opracowanie:

Elżbieta Solak

Andrzej Wójcik

przedmowa: Andrzej Wójcik


Spotkanie

w przestworzach 5

antologia

młodych '81

KRAJOWA AGENCJA WYDAWNICZA WARSZAWA 1986


KRAJOWA AGENCJA WYDAWNICZA

RSW „PRASA-KSIĄŻKA-RUCH”

WARSZAWA 1986

Wydanie: I. Nakład 100 000+350 egz.

Objętość: ark. wyd. 13,62, ark. druk. 12,05.

Nr prod. XII-5/623/81. Skład: Z-dy Wklęsłodrukowe, Warszawa.

Druk i oprawa: RSW Prasa-Książka-Ruch” Z-dy Graf. w Pile,

ul. Okrzei 5. Zam. 1219/86. P-44.

Projekt okładki: Jan Fleischmann

Redaktor: Andrzej Wójcik

Redaktor techniczny: Maria Kucharska

Korekta: Barbara Czechowicz

Copyright by Krajowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1986

ISBN 83-03-01582-6

 


PRZEDMOWA

Bez rewelacji. Tak można by w największym skrócie określić plon 1981 roku w dorobku młodej polskiej science fiction. Zrodzone tendencjami „odwilżowymi” nadzieje licznych kry­tyków i czytelników na wygrzebanie z autorskich szuflad utworów skrzętnie tam przed cenzurą ze względu na ich bezkompromisowość i otwartość skrywanych, w większości przypadków spełzły na niczym. Posunąłbym się nawet do stwierdzenia, że zaistniała w 1981 roku w polskiej kulturze sytuacja jaskrawo wykazała niedojrzałość większości twór­ców do podjęcia tematyki dramatycznego przełomu. Nawet tak zdecydowanie kierująca się w stronę political fiction i social fiction naukowa fantastyka, która dla wielu twórców stała się pod koniec lat siedemdziesiątych „azylem” - polet­kiem, na którym można sobie było pohulać w sposób w miarę nieskrępowany, dziedzina, w której zdolny i umiejący analizo­wać społeczne procesy autor może sobie wymodelować prze­biegi zjawisk społecznych, raczej zawiodła. Oczywiście nie do końca, ale też bez spodziewanych „wystrzałów”. A szkoda.

Po formułę fantastyczno-naukowa sięgali w pewnych okre­sach swojego pisarstwa najwybitniejsi. Nazwiska Tołstoja, Mickiewicza, Tuwima, Słonimskiego, Dürrenmatta, Huxleya, Greena, Boule'a, Seghers, Blixeh, Żeromskiego, Żuławskiego, Dobraczyńskiego i innych pisarzy znanych przede wszystkim z twórczości niefantastycznej, nie są również obce zagorzałym czytelnikom tej

5


literatury, która często jeszcze bywa uważana za czystą rozrywkę.

Sięgali po nią wtedy, gdy budowany model! rzeczywistości nie mieścił się na znanej płaszczyźnie werystycznej. lub gdy model społeczny czy psychologiczny, jaki poddawali oglądo­wi, budzić mógł zastrzeżenia administratorów kultury,

Z biegiem czasu w wielu krajach fantastyka naukowa stała się specyficznym kodem, terenem ucieczki, na którym twórcy, skryci pod parawanem galaktyczno planetarnego bądź przyszłościowego sztafażu, budowali swoje obrazy zastanej rzeczywistości, próbowali antycypować kierunki i metody jej rozwoju.

W latach sześćdziesiątych, gdy przez świat kultury Zachodu przewalać się zaczęła fala społecznego buntu objawiającego się w swojej zewnętrznej formie między innymi ruchami hippisowskimi, kontestatorskimi, religijnymi, masowymi marsza­mi, terroryzmem i samounicestwieniami, literatura spod zna­ku science fiction w swej nowej formie, jaką stały się political fiction i social fiction, doczekała się specyficznej nobilitacji. Książka Roberta Heinleina „Stranger in a Strange Land” stała się biblią kontestującej młodzieży. W latach siedemdziesią­tych pałeczkę duchowego wodza i wyraziciela nastrojów młodzieży przejęła Alice Sheldon, psycholog z zawodu, pisu­jąca fantastyczno-naukowe opowieści pod pseudonimem Ja­mes Tiptree jr.

Część krytyków i badaczy literatury, wspomagana badania­mi socjologów i psychologów, wysnuła nawet teorię, iż fantas­tyka naukowa jest literaturą szeroko pojętego kryzysu, okresu przewartościowania pojęć, moralności, wiary. Jako przykłady podawano burzliwy rozwój fantastyki amerykańskiej zapo­czątkowany na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych naszego wieku, uwieńczony szczytowymi osiągnięciami pisa­rzy w latach czterdziestych oraz ponowny rozkwit „nowej fali” w amerykańskiej SF w okresie wojny wietnamskiej, wielki rozwój SF w Wielkiej Brytanii w latach sześćdziesiątych, gdy w gruzach legło kolonialne imperium, radziecką fantastykę naukową okresu rewolucji

6


październikowej i równie burzliwy rozwój tejże literatury na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, gdy olbrzymi kraj przeżywał wielkie prze­miany wewnętrzne.

Efektem każdego z tych przełomów było wprowadzenie do science fiction nowych elementów zbliżających ten „kosmi­czny gatunek do Ziemi, do człowieka, do codzienności. Schowana za kulisami galaktycznych wojen, ekologicznych problemów, „wydumanych” sytuacji przyszłościowych bądź innoplanetarnych. epatując katastrofami, najazdami, ekspe­rymentami na wszechświatową miarę, literatura ta ostrzegała przed możliwymi wypaczeniami dróg, po których wędrowały społeczeństwa ale i z zapałem propagowała i afirmowała słuszne z punktu widzenia swoich twórców tendencje aktual­nej polityki społecznej, naukowej czy kulturalnej. Owej krytyki lub afirmacji podejmowali się przede wszystkim ludzie, któ­rych bèz przesady zaliczyć można do elity intelektualnej swoich społeczeństw - znani i uznani naukowcy, wybitni dziennikarze, pisarze o światowej renomie, filozofowie.

Nazwiska Wienera, Russela, Ciołkowskiego, Sheckleya, Szilarda, Hoyla, Huxleya nim zabłysły w literaturze, znane już były jako nazwiska ludzi, którym nasz gatunek niemało ma do zawdzięczenia na drodze swojego cywilizacyjnego rozwoju. I nie zmienia tego fakt, iż ważkie i godne wysłuchania głosy tych, którzy mają coś do powiedzenia giną często rozmyte przez wrzawę sekundującej im gromady drugo- i trzeciorzęd­nych pisarzy SF, którzy widząc nośność tematów, wyczuwając ich rynkową popularność, przyłączają się ze swymi literackimi miernotami.

Powyższą hipotezę zdają się potwierdzać zjawiska literac­kie, jakie wystąpiły w Polsce pod koniec lat siedemdziesią­tych. Wskutek narastającego opóźnienia wydawniczego zja­wisko to daje znać o sobie publikowanymi ostatnio, a złożony­mi w wydawnictwach dwa do pięciu lat wcześniej książkami. Szczególnie silnie występuje ono w propozycjach twórców młodych, tych, którzy w drugiej połowie lat siedemdziesiątych i na przełomie lat

7


siedemdziesiątych i osiemdziesiątych wy­brali fantastykę jako najskuteczniejszy środek wyrażenia swo­ich niepokojów. Choć są w czołówce tego nurtu i twórcy starsi, ci, którzy czytelniczego miru dorobili się już przed laty: Truchanowski, Konwicki, Górec-Rosiński.

Tym, co ów nurt wyróżnia jest zdecydowane odejście od fantastyki kosmicznej. Jeśli nawet występują w nim atrybuty międzygwiezdnej przygody to są jedynie tłem dalekim, atrapą pozwalającą narzucić obrazowi głęboką perspektywę czasowoprzestrzenną. Pisząc przed kilku laty o zmianach zachodzących w polskiej science - fiction sygnalizowałem zjawisko, które wówczas nie wszystkim wydawało się całkiem realne - odejście od wzorów wypracowanych przez Lema i Fiałkowskiego, a zwrócenie się ku fantastyce propagowanej przez Borunia i Chruszczewskiego. Od wzorców techniczno-naukowych ku  problematyce socjologicznej i politycznej.

Gdyby dla tych propozycji szukać paraleli w literaturze zastanej, znaleźć by je można w „Roku 1984” Orwella, „No­wym wspaniałym świecie” Huxleya, „451° Fahrenheita” Bradburyego, „Mechanicznej pomarańczy” Burgessa, „Pianoli” Vonneguta, „My” Zamiatina czy „Dwóch końcach świata” Słonimskiego. Ostre, pełne protestu przeciwko wykorzysty­waniu ideałów i bohaterstwa do politycznej manipulacji, prze­ciwko próbom podporządkowania społeczeństw woli zadufa­nych w swe siły i umiejętności jednostek, były i być powinny ostrzeżeniem i propozycją. Ostrzeżeniem przed nadmierną wiarą w moc zajmowanych pozycji, propozycją uniknięcia niepotrzebnych starć i kontrowersji.

Trudno dziś znaczenia tych książek nie docenić. Wydawane w masowych nakładach, czytane głównie przez młodzież, poszukiwane i rozchwytywane niemalże w chwili swego uka­zania się na rynku, często poprzedzone famą bestselleru jeszcze przed opuszczeniem drukarni, odegrać mogą znacz­ną rolę w każdej dyskusji o społecznej rzeczywistości.

Jak wiadomo żaden ład społeczny nie tworzy się żywiołowo, lecz w rezultacie celowej, wytrwałej działalności ludzi. Taka

8


działalność zakłada jako warunek konieczny znajomość obiektywnych prawidłowości i tendencji rozwoju społe­czeństw. Fantastyka jako literatura dysponująca szerokim spojrzeniem czasoprzestrzennym, jako sposób modelowania przypuszczalnych zjawisk społecznych wynikających z róż­nych koncepcji rozwoju świata zastanego, otwiera przed pisarzem i przed czytelnikiem niezwykłe, nieprzeczuwalne często możliwości perspektywicznego oglądu spraw nurtują­cych go dziś jako drobne jedynie symptomy narastających problemów. Wpaja mu tym samym poczucie głębokiej odpo­wiedzialności za przyszłość budowaną także jego rękami.

W krajach o wysokim poziomie nauki i techniki, a jedno­cześnie o zakorzenionej kulturze politycznej, literatura scien­ce fiction uzyskała specyficzną rangę swoistego narzędzia badawczego i traktowana jest często na równi z modelowa­niem socjologicznym. Tym, co ją do tego predestynuje, jest jej właściwość podstawowa: dobra opowieść science fiction musi być konstruowana z żelazną logiką. Model budowany na podstawie konkretnych założeń rozwija się z precyzją analizy komputerowej. Każdy wprowadzony doń nowy element świa­ta przedstawionego wchodzi w określone swoją specyfiką stosunki z otoczeniem zmieniając je w zależności od odgry­wanej roli. A zmienia wiele: od stosunków instrumentalnych do psychiki swego twórcy. Toteż jest rzeczą ważną, by szcze­gólnie ten typ literatury rozwijał wielość modeli, wielość koncepcji, prezentował wielość światopoglądów. Tylko wtedy bowiem istnieje realna możliwość rzeczywistego, świadome­go prognozowania i świadomego wyboru modelu świata, do którego zmierzać zamierzamy.

Przez wiele lat w fantastyce naukowej podkreślano i wysu­wano na plan pierwszy jedynie rolę informacyjną i afirmatyw­ną. Utwory o charakterze dystopijnym rzadko zyskiwały apro­batę wydawców i animatorów kultury i stanowiły sporą sensa­cję na naszym czytelniczym rynku.

Pojawienie się ich ostatnio w tak dużej ilości wywołać może sporą sensację i być potraktowane jak swoista moda. Warunki

9


ich powstawania i waga poruszanych przez nie problemów wymagają jednak ich specjalnego odbioru - głębokiej zadumy i refleksji. Zastanowienia nad ukazanym obrazem i jego po­tencjalnymi,” zasygnalizowanymi konsekwencjami.

W artykule ..Człowiek pozostał ten sam” zamieszczonym w pierwszym numerze „Kultury” z 1981 roku Leszek Bugajski, analizując utwory sygnalizujące nurt dystopijny w najmłod­szej fantastyce polskiej, wysnuł konkluzję, iż nurt ten spełnił już swoją rolę i, że fantastyce pozostało teraz powrócić na dobre, stare tory literatury sensacyjnej i rozrywkowej. Sąd ten jest jednak chyba przedwczesny.

Przynajmniej w odniesieniu do publikacji książkowych. Tak się bowiem składa, że grupa pisarzy debiutujących w latach 1976 - 1980 w niewielkim stopniu poświęciła się krótkim formom literackim. Brak zorganizowanego rynku prasowego sprawił, że formą dominującą w polskiej fantastyce przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych staje się powieść. Co więcej od form krótkich na rzecz form większych odchodzić zaczynają również twórcy znani dotychczas przede wszystkim z małych form literackich: Żwikiewicz, Zajdel, Krzepkowski, Prostak, Kurpisz Na palcach jednej ręki policzyć można opowiadania Snerga- Wiśniewskiego, Peteckiego, Białczyńskiego. Znaczna liczba autorów debiutujących w ostatnich latach poprzestała na kilku utworach, bądź nie potrafiła sprostać wzrastającym wymaganiom wydawców.

Skutki tego stanu rzeczy widoczne są również w kolejnych dwóch tomach prezentowanej antologii. Ośmiu twórców, wśród których nazwiska czterech pojawiają się po raz pierw­szy na naszych łamach, prezentuje tym razem jedynie siedem­naście utworów. I znaczna część z nich to przede wszystkim minipowieści. Utwory Stanisława Kokesza, Andrzeja Drzewińskiego, Macieja Makowskiego, Andrzeja Zimniaka, Edmunda Wnuka-Lipińskiego wyraźnie wskazują na to, iż ich autorzy wyraźnie oscylują ku formom dłuższym, że formy małe nie zadowalają ich lub też… są jeszcze dla nich za trudne.

10


Istnieje bowiem i druga strona medalu. Dokładny ogląd dokonań literatury science fiction wskazuje na to. że niewielu jedynie autorom udaje się stworzyć opowiadania syntetyzują­ce problemy w sposób będący w stanie do końca zadowolić odbiorców.

Nie jest to zresztą nasz tylko problem. Z bardzo ciekawą inicjatywą wystąpiło ostatnio największe na świecie wydawni­ctwo SF - Wilhelm Heyne Verlag w Monachium rozpoczynając cykl publikacji antologii... powieści. Cieszą się one ogromnym powodzeniem i są chyba właściwą i zdrową reakcją na to, co prezentuje rynek autorski.

Co znajdzie zatem czytelnik w Spotkaniu w przestwo­rzach” piątym i szóstym?

Mimo małej w porównaniu do poprzednich edycji ilości tekstów i ograniczonej objętości udało się nam chyba zacho­wać dość dużą różnorodność proponowanych utworów. Od humoreski Nie czytaj przed snem” Stanisława Kokesza po­przez tradycyjne, utrzymane w klasycznym stylu opowiadania Faltzmanna i Kota do antyutopijnej political fiction Andrzeja Majchrzaka. Nie chciałbym się tu rozwodzić nad zasadnością takiego właśnie doboru tekstów, sądzę jednak, że niemal każdy miłośnik fantastyki znajdzie tu coś dla siebie.

*

I jeszcze, tradycyjnie, kilką słów o wydarzeniach w polskiej fantastyce roku 1981.

Faktem o dużym niewątpliwie ciężarze gatunkowym jest zakończenie działalności Ogólnopolskiego Klubu Miłośników Fantastyki i Science Fiction. Na ocenę dorobku tego działają­cego aktywnie przez pięć lat ruchu czytelników i twórców z pewnością przyjdzie czas. Nie przebrzmiały jeszcze emocje i spory na temat nowego kształtu organizacji polskich fantastów, nie wiadomo co nowi animatorzy ruchu uznają za celowe, od czego postanowią się odciąć. To, co z naszego punktu widzenia możemy podkreślić to fakt, że bez tego ruchu nie byłoby szturmem zdobywającej sobie

11


miejsce na krajowej i międzynarodowej arenie grupy młodych pisarzy nie byłoby tak dużego zainteresowania problemem rodzimej SF władz kulturalnych, nie byłoby również tej antologii.

Na miejsce rozwiązanego OKMFiSF powołane zostało Pol­skie Stowarzyszenie Miłośników Fantastyki obejmujące swym zasięgiem większość dotychczasowych oddziałów OKMFiSF i kierowane przez grupę działaczy dawnego Ogólnopolskiego Klubu. Wypada więc mieć nadzieje, że młodzi, acz doświad­czeni już animatorzy poradzą sobie z rosnącym ciśnieniem rynku autorów i zadowolą swoich członków     miłośników.

W dziedzinie debiutów książkowych rewelacyjnych odkryć również nie było. W sumie rok miniony uznać trzeba za burzliwy dla polskiej fantastyki, ale pozbawiony mocnych akcentów w dziedzinie twórczości. Pozostaje mieć nadzieję, że spełnią się programy powołania polskiego pisma SF i sa­modzielnego zrzeszenia twórców fantastyki, że cykliczne wy­dawanie tego typu antologii ożywi rynek krótkich opowiadań, że ogłoszone ostatnio przez PSMF i różne agendy mające w swym programie fantastykę naukową konkursy zaowocują nowymi, ciekawymi utworami, z którymi będziemy się mogli na tych łamach zapoznać za rok.

Warszawa, grudzień 1981 ANDRZEJ WÓJCIK


Andrzej Drzewiński

EPIDEMIA

PUNKT OSOBLIWY

ANDRZEJ DRZEWIŃSKI urodził się we Wroc­ławiu w 1959 roku. Jest studentem wydzia­łu matematyczno-fizyczno-chemicznego Uni­wersytetu Wrocławskiego. Twórczość fan­tastyczno-naukowa rozpoczął w 1978 roku. Debiutował opowiadaniami opublikowanymi na łamach ..Spotkania w przestworzach 1”. Ponadto publikował swoje utwory w ..Młodym Techniku” i miesięczniku literatury SF „Fan­tastyka”. W 1983 roku nakładem Krajowej Agencji Wydawniczej w Rzeszowie ukazał się pierwszy zbiór jego opowiadań ..Zabawa w strzelanego”.

Jest aktywnym działaczem  ruchu miłośni­ków fantastyki.


EPIDEMIA

Prolog

Jałowe, sprażone słońcem pustkowie. Spokój. W cieniu baraków siedzą rzędem ludzie. Jedynie złożone w kostki białe kombinezony z maskami nie pasują do sceny. Na pobliskim płaskowyżu stoją, tnąc niebo kratownicami wieże szybów wiertniczych. Słońce. W przeżarte skwarem powietrze wdzie­ra się jęk sześciocylindrowych silników i chrzęst ciężko pra­cujących opon. Dwa wozy transportowe w asyście łazików pożerają metr za metrem piaszczystą drogę. Ludzie flegmaty­cznie ustawiają się w szereg. Naspotkanie przybyłych wyszedł niski człowiek w okularach. Po nagiej skórze głowy spływają mu systematycznie kropelki potu. Zanim wyciągnie rękę, jeszcze co najmniej trzykrotnie przetrze czoło wierzchem dłoni.

-              Stoken, inżynier Stoken – przedstawia się.

-              Sierżant Molent - odpowiada wysoki blondyn. - Przy­wieźliśmy ładunki.

Z uwagą ogląda podaną mu kartę identyfikacyjną. Przecho­dzą na tył transportera Wojskowy, niby przypadkiem zasłania sobą zamek szyfrowy umieszczony na drzwiach. Po chwili stają otworem. Stoken łapczywie zerka do środka. W mroku, zablokowany amortyzatorami leży długi, srebrzyście lśniący walec.

-              Dziesięć kiloton - szepcze do siebie.
Sierżant kiwa głową.

14


-               W drugim jest to samo, ale wybaczy pan    dodaje zamyka­jąc wóz - musimy poczekać na pułkownika.

Stoken jest zbyt zmęczony upałem, aby zaprotestować:

-              Wicedyrektor Colins prosił, aby przekazać panu, że przy­będzie razem z pułkownikiem Patonem. Mają przylecieć - zerka na zegarek - ...za około godzinę.

-              Tak - mruczy Stoken zgryźliwie. - My musimy smażyć się na słońcu, a oni pewnie jeszcze do tej pory siedzą przy pełnej klimatyzacji.

Sierżant robi krok do tyłu, jakby szukał pewniejszego opar­cia dla nóg.

-              Pan Colins z pułkownikiem Patonem - znają się już od
ponad trzydziestu lat.

Stoken wzrusza ramionami.

-              Czy wszystko jest przygotowane? - sierżant nie daje zapomnieć o sobie.

-              Od trzech dni - ostatnie słowo zaakcentował bynajmniej nie przypadkiem. - Może byśmy zaczęli?

Sierżant pokręcił głową.

-              Niestety. Nie mam uprawnień. Miałem się tylko upewnić,
że wszystko jest w porządku.

-               Jasne - Stoken przygarbił się i pomaszerował w stronę baraków.

Boi się, że któryś z robotników dobierze się do jego lodówki, jedynego pocieszenia w tym skwarze. Sierżant z tyłu krótkimi komendami instruuje żołnierzy.

*

Trzy helikoptery wyskoczyły znad wydm wzbijając tumany piasku. Gdy zamarły silniki, dało się zauwa...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin