MICHALKIEWICZ - CHWILA SZCZEROŚCI.doc

(32 KB) Pobierz
Chwila szczerości - artykuł Stanisława Michalkiewicza Wysłane poniedziałek, 22, września 2003

Chwila szczerości - artykuł Stanisława Michalkiewicza Wysłane poniedziałek, 22, września 2003

Z woli Sejmu przyszły rok ma być zadedykowany Witoldowi Gombrowiczowi. Nalegały na to zwłaszcza ugrupowania podkreślające swoje przywiązanie do demokracji, co jest o tyle zabawne, że Gombrowicz demokracją pogardzał, podobnie zresztą, jak i demokratami. Ale parlamentarzyści pewnie o tym już nie wiedzą, a zresztą może wiedzą i nawet w głębi serca tę ocenę podzielają? To nawet byłoby ładnie, że choćby przy pomocy takiej aluzji, pragną dać wyraz potrzebie szczerości i autentyczności. Bo Gombrowicz starał się być szczery i autentyczny. Dlatego np. na pytanie, co sądzi o kształceniu młodzieży, odpowiedział pytaniem: A PO CO CHAMÓW KSZTAŁCIĆ?
Takie dictum mogłoby do niedawna wyłącznie oburzać wielu ludzi wrażliwych społecznie. Jednak po ujawnieniu scen znęcania się bandy zdziczałych wyrostków płci obojga nad nauczycielem języka angielskiego w jednej z toruńskich szkół średnich już nie można chować się za parawanem świętego oburzenia i u progu roku gombrowiczowskiego trzeba by jednak na to pytanie odpowiedzieć. Powinni odpowiedzieć sobie na nie zwłaszcza ci, którzy przez całe lata obcmokiwali pana Jerzego Owsiaka, nadymając go na przewodnika młodzieży. Trochę może skonfundował ich widok stada tarzającego się w błocie i lizusowsko komplementowanego przez „Jurka” na Przystanku Woodstock, ale byłoby jeszcze lepiej, gdyby wreszcie zauważyli związek przyczynowy między Żarami i Toruniem. Czegóż w końcu innego można oczekiwać od ludzi, których powszechnie okadzany idol corocznie tarza w błocie? I tak cud, że tego anglisty nie zamordowali.
Pierwszy wniosek, jaki nasuwa się po obejrzeniu „taśm grozy”, to spostrzeżenie, że młodzi ludzie wcale nie mają ochoty uczyć się czegokolwiek. W końcu prześladowany nauczyciel próbował uczyć ich języka angielskiego, którego przydatność nie podlega dyskusji nawet, gdy chodzi o prymitywów. Dlaczego zatem ci młodzi ludzie tak go zlekceważyli? Myślę, że dlatego, bo tę możliwość otrzymali ZA DARMO, a w dodatku POD PRZYMUSEM. Jeśli zatem zależy nam naprawdę na uzdrowieniu sytuacji w szkołach, powinniśmy poważnie zastanowić się nad skasowaniem przymusu szkolnego i darmowego nauczania. Utrzymywanie przymusu szkolnego nie ma najmniejszego sensu, przynajmniej z punktu widzenia edukacyjnego. Nikogo nie można przymusić, żeby się uczył. Można go zmusić do chodzenia do szkoły. To jednak niczego nie rozwiązuje, tylko stwarza problemy tym, którzy mieliby ochotę czegoś jednak się uczyć. Przykład toruński pokazuje, że w knajackiej atmosferze jakakolwiek nauka staje się już niemożliwa, a przecież jest on tylko najbardziej drastyczny, a nie wyjątkowy. Jeśli ktoś nie chce się uczyć, to niech nie musi. Po co chamów kształcić? - pytał retorycznie Gombrowicz. To syzyfowe prace, a nawet gorzej, bo tylko chamstwo rozszerza się z szybkością płomienia.
Ja oczywiście wiem, że rządzące dziś Europą bandy idiotów ustanowiły w tej dziedzinie „standarty”, ale - powiedzmy sobie szczerze - to właśnie jest prawdziwe nieszczęście, bo nie ma nic gorszego niż cham kształcony. Niczego się nie nauczy, tylko wbije się w pychę, zacznie gardzić pożyteczną pracą i powiększy grono roszczeniowców - społecznych pasożytów, przekonanych w dodatku o własnej niezastępowalności. Hordy tych osobników wysysają dziś siły żywotne z narodów Europy, ale ich głosy wyborcze są na tyle liczne, że już uniemożliwiają powrót do normalności. Zresztą do diabła z nimi. Chcą inne narody robić głupstwa, to niech robią, ale czy naprawdę we wszystkim musimy je naśladować? Ponieważ coraz częściej podnoszą się głosy o potrzebie zmiany konstytucji, to w ramach tych zmian można by również wykreślić stamtąd przymus edukacyjny i bezpłatność nauczania. Niech już rząd nie robi nam łaski, tylko odpowiednio obniży podatki, a kto będzie chciał się uczyć, to znajdzie drogę do nauczyciela. Nie po to, by mu wkładać na głowę kosz na śmieci, tylko żeby wykorzystać z pożytkiem jego wiedzę. Może wreszcie zrozumieją to również nauczyciele, którzy do tej pory jakoś nie bardzo potrafią uświadomić sobie własny interes, co skądinąd jest też niepokojące. I nie słuchajmy żadnych lamentów pani minister Łybackiej i jej kolegów po fachu. Ministerstwo edukacji trzeba bez gadania ROZPĘDZIĆ. Będzie i lepiej, i taniej.
Bo oto teraz do działania przystąpiły organa oświatowe. Muszą się wykazać, więc jestem pewien, że urządzą gigantyczną dintojrę, śmierdzącą pod niebiosa obłudną pscyhodramę. U rozmaitych filutów pozamawiają „ekspertyzy”, opracują specjalne „programy”, pewnie utworzą kilka nowych urzędów, słowem - nie przepuszczą takiej okazji, by nie wydoić grubej forsy. Swoje zrobi też policja i prokuratur, bo jużci - prawo zostało złamane, a wiadomo, że nie ma nic gorszego niż złamane prawo. Ciekawe, co zrobią; wsadzą dzikoludów do tiurmy, czy uwierzą w skruchę? Z jednej strony świetna okazja do pokazuchy, ale z drugiej - tylko patrzeć, jak podniosą klangor szermierze tolerancji i obrońcy dzieci.
I tu jest kolejny problem. Czyny, jakich dopuścili się ci uczniowie wobec nauczyciela, mają niewątpliwie charakter chuligański, to znaczy charakteryzują się ostentacyjnym lekceważeniem i porządku prawnego i wszelkich konwenansów. To prawda, ale z punktu widzenia prawno-karnego sprawcom tych łajdactw można by przypisać winę nieumyślną w postaci głupoty (nimia negligentia id est non intellegere quod omnes intellegunt - rażące niedbalstwo, to znaczy nierozumienie tego, co wszyscy rozumieją). Przy takiej kwalifikacji prawdopodobieństwo skazania na bezwzględne więzienie jest mało prawdopodobne. Z kolei kara w zawieszeniu tylko utwierdzi sprawców w poczuciu bezkarności. Jak się zatem okazuje, prawo w takich sytuacjach również zostało doprowadzone do stanu bezradności. Młodzież to widzi, bo spostrzegawcza to ona jest. Dlatego też konieczna wydaje się jeszcze jedna zmiana konstytucji; uchylenie przepisu zakazującego kar cielesnych. Potem można by zmienić kodeks karny, poprzez wzbogacenie arsenału kar - karą śmierci i karą chłosty.
Właśnie kara chłosty wydaje się idealna w takim przypadku, jak toruński. Odpowiedzią na chuligaństwo, a więc prowokacyjną ostentację w łamaniu wszelkich konwenansów powinno być umożliwienie odczucia dosłownie na własnej skórze siły prawa, żeby było wiadomo, że sprawiedliwość, to nie tylko morały, ale i ciężka ręka. Zresztą więzienia i poprawczaki to wylęgarnie przestępców, a w każdym razie - rozsadniki knajactwa, którym powoli przesiąka społeczna atmosfera. Umieszczanie tam młodych durniów, to nieodwracalne okaleczanie im duszy. W porównaniu z tym rózgi wydają się karą humanitarną i adekwatną. Jeśli zaś komuś potrzeba wsparcia wyższego autorytetu, to służę uprzejmie. Wprawdzie nie mamy roku Lwa Tołstoja, ale to też tęgi pisarz, a w każdym razie nie gorszy od Witolda Gombrowicza. Otóż Tołstoj w „Zmartwychwstaniu” pisze tak: „Chcę właśnie powiedzieć, że właściwie są tylko dwie rozsądne kary: te, które stosowano w dawnych czasach - kara cielesna i kara śmierci. (...) Oczywiście, zadać ból człowiekowi tak, żeby w przyszłości nie robił tego, za co mu ból zadano, jest rzeczą rozsądną; również jest rzeczą zupełnie rozsądną odrąbać głowę człowiekowi, który jest niebezpieczny dla społeczeństwa. Obie te kary mają głęboki sens”. Więc jakże będzie? Czy sprawa toruńska okaże się początkiem opamiętania, czy tylko przyśpieszy zjazd po równi pochyłej?

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin