5. Co ma być, to będzie.doc

(515 KB) Pobierz

Zrealizowano w

'Promocja Cz,

Ministra Kultu;

Шт zi

W serii

U з 6) ї і і ą n o\

Powroty

Po Ьиггу

ЧНавпа droga

Trudne decyzje

Co w\ci być, to będzie

 

А з o r 'i j л /i *i

Со №й być, to będzie

Lauren Brooke

przekład Donata Olejnik

Wydawnictwo Dolnośląskie

9 ^W-NajlepszyPrezenUM/

TWOJA KSIĘGARNIA INTERNETOWA

Zapoznaj się z naszą ofertą w Internecie i zamów, tak jak lubisz:

skiep(S>NajlepszyPrezent.pl

+48 61 652 92 60

+48 61 652 9200

Pubiicat SA, ul. CNebowa 24, 61-003 Poznań

książki szybko i przez catą dobę " łatwa obstuga • petna oferta • promocje I

L—~........—■-------------------------------------~—4V—

ff FILIA '

J  хУ І)

ъ<ъо^о

tytuł oryginału - Heartland. Соте What May

redakcja - Maria Szarf

korekta - Małgorzata Matuszewska

Copyright © Working Partners Ltd, 2000

Polish edition © Pubiicat SA, MMVII

Ali rights reserved

ISBN 978-83-7384-700-2

Wydawnictwo Dolnośląskie Sp. z o.o.

ul. Podwale 62

50-010 Wrocław

Dział Handlowy: tel. 071 785 90 50; Promocja: tel. 071 785 90 49

www.wd.wroc.pl

Rozdział 1

Na wybiegu treningowym hulał zimny, listopadowy wiatr i rozwiewał na wszystkie strony włosy Amy Fleming. Ona jednak tego nie zauważała, całą uwagę skupiając na Cygance, czarnej klaczy, która obiegała ją właśnie kłusem. Widząc, że Cyganka zwalnia, Amy rzuciła zwiniętą linę w kierunku jej tylnych nóg.

- Dalej! - ponagliła.

Klacz prychnęła i ruszyła do przodu, uderzając kopytami o wilgotny piasek, a pod jej lśniącą skórą widać było napinające się mięśnie. Amy poruszała się na środku wybiegu tak, by jej ramiona zawsze były ustawione równolegle do boku konia, i bacznie obserwowała Cygankę.

Po kolejnych dwóch okrążeniach jedno ucho klaczy nieco opadło i zdawało się, że jego czubek jest wycelowany w Amy. Po chwili Cyganka opuściła łeb i szyję ku ziemi, otwierając i zamykając przy tym pysk.

5

Amy od razu rozpoznała ten sygnał. Klacz w swoim języku - mową ciała - komunikowała gotowość do współpracy. Amy upuściła linę na ziemię, odwróciła wzrok i ustawiła się bokiem do konia. Przyszedł czas na to, by pokazać Cygance, że nie jest dla niej zagrożeniem, i zaprosić ją do wspólnego działania.

Kopyta klaczy coraz wolniej uderzały w podłoże, aż w końcu stukot ucichł zupełnie. Amy czekała. Nastąpiła dłuższa przerwa, a potem znów usłyszała stukot. Klacz była coraz bliżej. Dziewczyna wstrzymała oddech. Cyganka pojawiła się u jej boku, wyciągnęła miękki pysk i dotknęła nim jej ramienia. Na tym właśnie polegało porozumienie. Amy poczuła dreszcz radości, odwróciła się powoli i pogłaskała Cygankę po czole.

Techniki porozumienia Amy nauczyła się od swojej matki, Marion. Dzięki komunikowaniu się z koniem za pomocą jego języka - gestów i spojrzeń, między zwierzęciem a człowiekiem tworzyła się więź oparta na zaufaniu i zrozumieniu. W Heartlandzie -schronisku dla koni, które Marion założyła, by leczyć zwierzęta z problemami psychicznymi i fizycznymi -technika porozumienia była pierwszym etapem kuracji. Zanim mama Amy zginęła tragicznie przed pięcioma miesiącami, stosowała tę metodę w terapii każdego konia pojawiającego się w Heartlandzie.

Amy odwróciła się tyłem do Cyganki i przeszła na drugą stronę wybiegu. Klacz poszła jej śladem. Kie-

6

dy tylko Amy robiła krok, Cyganka podążała za nią. W końcu dziewczyna zatrzymała się i odwróciła w stronę wejścia na wybieg, gdzie stał Treg, siedemnastoletni pracownik Heartlandu, przyglądając się jej poczynaniom.

-1 co o tym myślisz? - zawołała, przypinając lon-żę do uzdy Cyganki.

- Dobrze jej idzie - odrzekł.

Przeskoczył zręcznie przez ogrodzenie i ruszył w jej kierunku, a wiatr targał przy tym jego ciemne włosy.

- To zupełnie inny koń niż ten, który tu przyjechał -powiedział, poklepując czarną klacz.

Amy przytaknęła skinieniem głowy. Pięcioletnia Cyganka była własnością Pameli Murray, która jeździła na niej w konkursach ujeżdżania. Klacz przyjechała do Heartlandu dwa miesiące wcześniej, nerwowa i nieskłonna do współpracy, a do tego z paskudnym nawykiem, jakim było wierzganie w chwilach podekscytowania. Amy i Treg wspólnie wyleczyli ją z nerwowości, stosując olejki do aromaterapii i środki na bazie kwiatowej, a następnie, dzięki technice porozumienia, zachęcili do współpracy z ludźmi. Cyganka stopniowo się odprężała i stawała się coraz mniej uparta. Minęły już ponad trzy tygodnie, od kiedy wierzgnęła po raz ostatni, a każde kolejne porozumienie przychodziło szybciej i płynniej.

Amy popatrzyła, jak Cyganka trąca pyskiem kołnierz kurtki Trega.

7

- Myślisz, że mogłaby już wrócić do właścicielki? W zielonych oczach Trega pojawił się wyraz niezdecydowania.

- Nie jestem tego pewien. Wiem, że zachowuje się poprawnie, ale nie jestem przekonany, czy znowu nie spróbuje wierzgać. A jeśli tak się stanie i uda jej się zrzucić jeźdźca, to wrócimy do punktu wyjścia, bo nauczy się, że wierzganie przynosi pożądany skutek.

- Masz rację - zgodziła się Amy. - Ja również tak uważam.

Uśmiechnęła się do niego, ciesząc się, że mają podobne przeczucia. Od kiedy jej mama zginęła w wypadku, Amy podejmowała wszystkie decyzje dotyczące koni wspólnie z Tregiem. Z wyjątkiem okropnego momentu, kiedy myślała, że chłopak chce odejść z Heartlan-du, zawsze się dobrze rozumieli, a Amy była świadoma tego, że wiele mu zawdzięcza. Miała wątpliwości, czy Heartland mógłby istnieć bez Trega. Pomagał jej przy koniach, podczas gdy dziadek Amy, właściciel całej farmy, zajmował się domem i ziemią, a Lou, jej starsza siostra, wzięła na siebie prowadzenie rachunków.

- Zadzwonię dzisiaj do pani Pameli - powiedział Treg. - Wytłumaczę jej, że Cyganka musi zostać trochę dłużej.

Otworzył bramę, po czym razem z Amy ruszyli zaprowadzić konia do stajni.

Kiedy mijali tylny budynek, ich oczom ukazał się wysoki, jasnowłosy Ben Stillman, nowy pomocnik

8

w Heartlandzie, który pchał napełnioną taczkę. Widząc ich, zatrzymał się.

-1 jak radziła sobie dzisiaj Cyganka?

- Dobrze, dzięki - odpowiedziała Amy.

- Wszystkie sześć boksów w tej stajni już wyczyściłem - powiedział Ben. -1 zrobiłem też cztery w tamtym budynku - dodał, wskazując głową stajnię z dwunastoma boksami.

- Zaraz przyjdę i pomogę ci z pozostałymi - powiedział Treg.

- Ja też - dodała Amy, która poczuła wyrzuty sumienia, że tylko Ben tak ciężko pracuje. - Ale najpierw skończę z Cyganką.

W tej samej chwili otworzyły się drzwi domu i na progu ukazała się Lou.

- Śniadanie! - zawołała.

Amy pomyślała o czekających na nich ciepłych bułeczkach, jajkach i szynce.

- Skończymy po jedzeniu - powiedziała szybko, czując burczenie w brzuchu. Zimą, w każdą niedzielę, dziadek przygotowywał wielkie śniadanie dla wszystkich w Heartlandzie.

-  Chodź - powiedziała, prowadząc Cygankę. -Wejdziemy do środka.

Po chwili dołączył do niej Treg, ale Ben został przy taczkach. Amy spojrzała za siebie przez ramię.

- Idziesz, Ben? - zapytała.

- Chyba sobie odpuszczę.

9

Zatrzymała się, zaskoczona.

- Co? Chcesz zrezygnować ze słynnego śniadania dziadka?

Ben wzruszył ramionami.

-Jest jeszcze mnóstwo rzeczy do zrobienia. Zabiorę się do boksów - powiedział.

Musiał dostrzec zdumione spojrzenie Amy, ponieważ dodał:

- Ale nie ma sprawy, naprawdę. Wcale nie jestem taki głodny.

Chwycił za rączki taczki i poszedł przez podwórze w stronę sterty nawozu.

- Na razie! - krzyknął.

Amy spojrzała na Trega. Nie pierwszy raz w tym tygodniu Ben zdecydował się nie przerywać pracy.

-  Słyszałaś - powiedział Treg, marszcząc brwi. - Przecież go nie zmusimy, jeśli nie chce.

- Ale on się teraz przepracowuje - powiedziała Amy, prowadząc dalej Cygankę.

- Chyba nie mamy powodu do narzekania - odrzekł Treg bez emocji. - Przypomnij sobie, jak było wcześniej.

Amy cofnęła się myślami do momentu, kiedy Ben miesiąc temu przyjechał do Heartlandu. Przysłała go ciotka, Lisa Stillman, właścicielka wielkiej stadniny arabów, która uważała, że pobyt w Heartlandzie dobrze zrobi Benowi. Początkowo chłopak podchodził sceptycznie do alternatywnych terapii stosowanych

10

w schronisku i niezbyt udawało im się z nim dogadać. Od kiedy jednak Amy i Treg uratowali Reda, jego ukochanego konia, po zatruciu, Ben zaczął się bardzo przykładać do pracy. „Aż za bardzo" - pomyślała Amy.

- Jakby uważał, że musi pracować bardzo ciężko, żeby odkupić to, jak się zachowywał na początku - powiedziała głośno, otwierając drzwi do boksu Cyganki.

- Przynajmniej dzięki temu wszystko jest zrobione - odrzekł Treg.

- Treg! - Amy skarciła go po przyjacielsku.

W gruncie rzeczy jednak uwaga Trega niezbyt ją zdziwiła. Pomiędzy Benem a Tregiem panowały chłodne stosunki właściwie od pierwszego dnia, gdy chłopak pojawił się w Heartlandzie. Sytuacja wprawdzie poprawiła się nieco, kiedy Ben zmienił trochę nastawienie do ich metod, ale Amy podejrzewała, że trzeba jeszcze czasu, by Treg i Ben mogli się traktować jak przyjaciele.

Wyszła z boksu, a Treg zamknął drzwi na skobel. Skierowali się w stronę starego, pokrytego klepkami budynku mieszkalnego. Zrzucili buty i weszli do ciepłej kuchni. W powietrzu unosił się zapach świeżo zaparzonej kawy i domowych bułeczek.

Jack Bartlett, dziadek Amy i Lou, stał przy kuchence i mieszał jajecznicę na patelni. Kiedy weszli, podniósł głowę, a na jego ogorzałej twarzy pojawił się uśmiech.

- Głodni? - zapytał.

11

- Jeszcze jak! - zaśmiała się Amy.

- Mogę w czymś pomóc? - zaproponował Treg.

- Nie. Siadaj - odpowiedział dziadek.

Lou nalewała sok pomarańczowy do szklanek. Jej krótkie, złociste włosy sterczały niesfornie, a jasna twarz zaróżowiła się od temperatury panującej w kuchni.

- A gdzie Ben? - zapytała.

- Na podwórzu - odpowiedziała Amy. - Postanowił nie robić sobie przerwy w pracy.

- Nie możemy mu na to pozwolić - odezwał się dziadek, a w jego bladoniebieskich oczach malowała się troska. - Lou, idź i go zawołaj - polecił, zdejmując patelnię z ognia.

- Nie, nie rób tego - powiedziała pospiesznie Amy. -Powiedział, że nie jest głodny - dodała, wiedząc, jak uparty potrafił być Ben. Kiedy coś postanowił, nic nie mogło go skłonić do zmiany zdania. Amy miała przeczucie, że jeśli Lou zacznie go przekonywać, dojdzie do awantury.

Lou spojrzała niepewnie na dziadka. Ten przejechał dłonią po przerzedzonych siwych włosach.

- Zgoda - powiedział. - Ale w przyszłym tygodniu nie przyjmuję żadnych wymówek.

Amy podniosła talerz z szynką.

- Można już nakładać? - zapytała, zmieniając temat. Dziadek kiwnął głową i zaczął wykładać jajecznicę do miski.

- No, dobrze - powiedział. - Siadajcie wszyscy, czas się zabrać do śniadania.

12

Pół godziny później półmiski stojące na stole świeciły pustkami, a wszystkie talerze były opróżnione do czysta. Amy odstawiła kubek z kawą i odetchnęła z zadowoleniem.

- Pyszne śniadanie, dziadku - pochwaliła.

- Tak, jedno z lepszych - zgodził się Treg. Dziadek uśmiechnął się.

- Cieszę się, że wam smakowało.

W tej samej chwili zadzwonił telefon.

- Odbiorę! - zerwała się Lou i podniosła słuchawkę. - Heartland, słucham? W czym mogę pomóc? -powiedziała zdecydowanie.

Przez chwilę słuchała, a Amy zauważyła, że jej twarz przybrała zatroskany wyraz.

- Rozumiem - odezwała się wreszcie, a jej głos brzmiał bardzo poważnie. - I nie zna pan nikogo innego, panie Phillips, kto mógłby panu pomóc?

Amy spojrzała na Trega, a on uniósł brwi. Wyglądało na to, że ktokolwiek rozmawiał z Lou, potrzebował pomocy w sprawie konia.

- Dobrze - ciągnęła Lou. - Proszę podać mi numer telefonu, skontaktujemy się z panem jak najszybciej.

- Kto to był? - zapytała Amy, kiedy tylko Lou odłożyła słuchawkę.

- Niejaki Ray Phillips - powiedziała. - Niedawno zmarła jego żona, a on chciałby, żebyśmy zabrali do siebie klacz, którą ona hodowała na farmie w Wil-

13

son's Peak. Klacz jest ciężarna, a pan Phillips nie zna się za bardzo na koniach.

- Wilson's Peak? Zdaje się, że to na odludziu - zauważył dziadek.

Lou przytaknęła.

- Właśnie dlatego chciałby ją przywieźć tutaj. Nie sądzi, aby zdołał odebrać poród.

- Oczywiście, że ją przyjmiemy - powiedziała natychmiast Amy. - Prawda, Treg?

Ten potwierdził skinieniem głowy, natomiast dziadek zmarszczył czoło.

- Wydawało mi się, że wszystkie boksy są zajęte.

- Tak, ale jeszcze dzisiaj przed południem właściciel zabiera Charliego - wyjaśnił Treg. - Zamierzaliśmy się skontaktować z następną osobą z listy oczekujących, ale chyba ta klacz to pilniejsza sprawa.

- W którym ona jest miesiącu? - Amy ponownie zwróciła się do siostry.

- W dziesiątym.

- To by oznaczało, że źrebak urodzi się za jakieś cztery tygodnie - obliczył Treg i zmartwił się. - Niedobrze, że będzie musiała podróżować w tak zaawansowanej ciąży.

- Ale pan Phillips nie ma chyba innego wyjścia -zauważyła Lou.

- Zadzwoń do niego, Lou - ponagliła Amy. -1 powiedz, że weźmiemy ją natychmiast.

- Jasne - odrzekła Lou i chwyciła za telefon.

14

-1 zapytaj, jak się nazywa, ile ma w kłębie i jakiej jest rasy - dodała szybko Amy, widząc, że siostra wybiera numer.

Odczekała z niecierpliwością, aż Lou zakończy rozmawiać przez telefon.

- No i co? - zapytała prędko, ledwie Lou odłożyła słuchawkę.

- Nazywa się Melodia - powiedziała Lou, zaglądając do notatek, które robiła w czasie rozmowy. - Ma siedem lat, 157 centymetrów w kłębie i jest kasztanką amerykańskiej rasy ąuarter. Pan Phillips przywiezie ją dzisiaj po południu. Zgodził się pokryć wszystkie koszty leczenia i żywienia do czasu, aż znajdziemy właścicieli dla niej i dla źrebaka.

- Powiem Benowi - oznajmiła Amy. Skoczyła na równe nogi, chwyciła dwie ostatnie

bułeczki i zawinęła je w serwetkę.

- Zaniosę mu.

- Może pomogę posprzątać po śniadaniu? - zaproponował Treg, spoglądając na brudne naczynia.

- Nie, dziękuję - dziadek pokręcił głową. - Wy się lepiej zajmijcie pracą przy koniach.

- Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę Melodię -powiedziała Amy, kiedy założyli już z Tregiem kurtki i buty i wyszli na zimne powietrze. - No i źrebaka, kiedy się urodzi.

Mama Amy ocaliła kilka klaczy ze źrebiętami, ale jeszcze nigdy źrebię nie narodziło się w Heartlandzie.

15

- To niesamowite! Wyobrażasz sobie, jakie to maleństwo będzie słodkie?

Treg spojrzał na nią.

- Nie zapominaj, że jak tylko podrośnie, trzeba będzie mu znaleźć nowy dom - ostrzegł.

- Wiem - odrzekła szybko.

Była to przecież jedna z głównych zasad Heartlan-du, że wszystkie konie powinny znaleźć nowy dom. Tylko dzięki jej przestrzeganiu można było ratować i leczyć kolejne zwierzęta. W tym momencie jednak Amy nie zamierzała przyjmować tego do wiadomości. Chciała się nacieszyć myślą, że w promieniach wiosennego słońca po ich wybiegach będzie biegał źrebak.

Treg od razu zauważył wyraz jej twarzy.

- No nie! Chyba nie zamierzasz się w nim zakochać? Amy podniosła brwi.

-Aty?

- Ja? W życiu!

Uśmiechnęła się. Znała go zbyt dobrze, żeby w to uwierzyć. Pokocha nowo narodzonego źrebaczka tak samo jak ona - a może nawet bardziej!

W tej samej chwili otworzyły się drzwi boksu we frontowym budynku stajni i na podwórze wyszedł Ben.

- Pójdę, przekażę mu nowinę - powiedziała Amy i pobiegła w stronę Bena.

- Cześć - powiedziała, wyciągając rękę z bułeczkami. - Przyniosłam ci śniadanie.

16

- Dzięki - powiedział z wdzięcznością, kiedy rozwinął serwetkę.

- Coś ci powiem - Amy ochoczo opowiedziała mu

0  Melodii. - Przyjedzie po lunchu, umieścimy ją w boksie Charliego.

- Jasne - zgodził się Ben. - Trzeba go dokładnie sprzątnąć i zdezynfekować, zanim się tam wprowadzi klacz. Wiadro do pojenia musi być przymocowane do ściany, żeby go nie przewróciła, kiedy zacznie rodzić.

1 żadnej siatki z sianem, bo źrebak mógłby się w nią zaplątać - powiedział, wpychając bułeczki do kieszeni, po czym ruszył przez podwórze.

- Skąd to wszystko wiesz? - zapytała zdziwiona, idąc obok niego.

Wzruszył ramionami.

- U mojej ciotki ciągle rodziły się źrebaki.

Amy przypomniała sobie stajnię Lisy Stillman z armią pracowników i nowoczesnymi budynkami. Mama Bena wysłała go do ciotki, kiedy miał dwanaście lat, po trudnej sprawie rozwodowej.

Dotarli w końcu do tylnego budynku stajni.

- Sprzątnę w boksie - powiedział Ben. Amy zdjęła z wieszaka uździenicę Charliego.

- A ja go wyczyszczę - powiedziała, poklepując konia, który wyglądał ponad drzwiami.

Wiedziała, że będzie za nim tęsknić, kiedy pojedzie do domu. Przywieziono go do Heartlandu, by wy-z lęku przed wchodzeniem do przyczepy. To

17

dzięki takim koniom jak Charlie czy Cyganka, za których leczenie właściciele sporo płacili, mogli sobie pozwolić na to, by w Heartlandzie ratować konie, które potrzebowały pomocy, ale nie miały dokąd pójść. Amy przywiązała Charliego w korytarzu i zaczęła go czyścić.

- Nadal planujesz zabrać Reda na eliminacje do zawodów halowych za dwa tygodnie? - zapytała Bena, który właśnie wkładał widłami na taczkę słomę z boksu Charliego.

- Mam taką nadzieję.

Przygotowywał się ciężko do zawodów, które miały być dla Reda pierwszym konkursem tej rangi. Red miał sześć lat, a jego konkursowe imię brzmiało Szczęściarz. Był bardzo utalentowany, a Amy wiedziała, że Ben marzy o tym, by pewnego dnia Red uzyskał tytuł mistrzowski.

-  Dasz radę przyjechać i popatrzeć? - zapyta! Amy. - Zawody będą po południu, możesz zabrać się ze mną, jeśli zechcesz.

- Bardzo chętnie - powiedziała ochoczo i pomyślała o przyjaciółce, Sorai Martin. - Soraya też by pewnie z chęcią pojechała, jeśli znajdzie się dla niej miejsce.

- Jasne. Byłoby mi bardzo miło - kiwnął głową. Amy uśmiechnęła się do siebie. Soraya uważała,

że Ben jest słodki, więc z całą pewnością ucieszy się z zaproszenia.

18

- A co z twoją mamą? - zapytała, wiedząc, że mama Bena najpierw planowała przyjechać na konkurs, a potem zadzwoniła, by powiedzieć, że jednak jej się to nie uda. - Nie przyjedzie?

Spojrzała w głąb boksu i zauważyła, że Ben się zachmurzył.

- Nie rozmawialiśmy od czasu, kiedy się rozmyśliła - powiedział krótko.

- Jak to? - Amy zmarszczyła brwi.

- A po co miałbym do niej dzwonić? - spojrzał na nią gniewnie. - I tak jej nie zależy.

- Ben! - zawołała Amy. - Przecież to twoja mama. Oczywiście, że jej zależy!

- Skądże. Moją mamę interesuje tylko wielka kariera prawnicza - powiedział gorzko. - Zawsze taka była. Kiedy mieszkałem u ciotki, była zbyt zapracowana, żeby się mną interesować.

- Jak to? Nie odwiedzała cię? - Amy była przerażona.

- Na początku tak. Ale potem coraz rzadziej - Ben pokręcił głową. - Mówię ci, jej nie zależy.

Amy zmarszczyła czoło. Nie mogła w to uwierzyć. Z relacji ciotki Bena nie wynikało, by mama chłopaka interesowała się bardziej własną karierą niż synem.

- Chyba nie jest aż tak źle - stwierdziła. Ben przyglądał się jej przez dłuższą chwilę.

- A skąd ty możesz wiedzieć, jak jest? Przecież ty tego nie zrozumiesz - mówiąc to, obrócił się tyłem i zaczął nerwowo przerzucać słomę.

19

Amy przez moment patrzyła na jego napięte plecy, a potem zaczęła rozczesywać ogon Charliego. Była wściekła. „Jak on śmie mówić, że nie rozumiem - pomyślała z furią. - Przynajmniej jego mama jest blisko. Nie zostawiła go, nie na zawsze. Nie tak, jak mój tata". Sama myśl o ojcu powodowała u Amy przypływ gniewu. Był skoczkiem o międzynarodowej sławie, a wypadek, jakiemu uległ wraz z koniem dwanaście lat temu, zakończył jego karierę. Nie potrafił sobie z tym poradzić, więc zostawił Marion, która od tego czasu samotnie wychowywała Amy i Lou. Nie widywały się z nim, a kiedy to wszystko się wydarzyło, Amy miała zaledwie trzy lata.

Był jednak jeszcze list z Anglii, który znalazły z Lou po śmierci mamy. Od ojca. Wysłał go pięć lat temu, błagając, by się pogodzili. Amy nie miała pojęcia, czy mama odpisała, ale z całą pewnością nic z tego nie wyniknęło.

Ben wyszedł z boksu.

- Amy - powiedział zakłopotany, przestępując z nogi na nogę. - Przepraszam. Nie miałem prawa tak na ciebie naskakiwać. Tyle że to dla mnie drażliwy temat.

Na widok szczerego żalu w oczach Bena Amy poczuła, że jej złość topnieje.

- Nie... nic nie szkodzi - odrzekła. - Słuchaj, a co byś powiedział na przejażdżkę po lunchu? - zapytała, pragnąc się z nim pogodzić. - Przydałoby się rozruszać trochę Figara. Wrócimy przed drugą, zanim przyjedzie Melodia.

20

- Dobrze - powiedział chłopiec z wdzięcznością. - Zróbmy tak.

Wiał silny wiatr, ale nie przeszkadzało to ani Re-dowi, ani Figarowi. Konie biegły kłusem po ścieżce wiodącej przez Teak Hill, zalesione wzgórze wyrastające stromo tuż za Heartlandem. Amy cieszyła się, że Ben zapomniał już o wcześniejszej sprzeczce. Opowiadał o konkursie i planach związanych z Redem. Pomyślała, że kiedy ma dobry humor, miło jest przebywać w jego towarzystwie. Miała nadzieję, że częściej uda się jej poprawić mu nastrój.

Wrócili do Heartlandu tuż przed drugą.

- Zobacz, Scott już jest - powiedziała Amy, widząc, że na podjeździe stoi jego rozklekotany dżip.

Ponieważ na podwórzu nie było po nim śladu, Amy odprowadziła Figara i poszła do domu. Scott był w kuchni i rozmawiał z Lou.

- Cześć! - przywitał się, kiedy weszła. - Lou zadzwoniła i powiedziała, że dzisiaj przyjeżdża ta klacz, więc pomyślałem sobie, że dobrze byłoby ją zbadać po podróży. Zresztą to doskonała wymówka, żeby tu się zjawić - uśmiechnął się do Lou.

Lou, zarumieniona, szybko odwróciła się w stronę zlewu.

Amy uśmiechnęła się pod nosem na widok siostry tracącej zwykłą pewność siebie. To dlatego, że Lou i Scott od niedawna chodzili ze sobą.

21

- Chyba właśnie przywieźli Melodię - oznajmiła Lou. - Pójdę po dziadka, jest na górze.

Amy wyjrzała przez kuchenne okno: przy dżipie Scotta zatrzymywał się właśnie samochód ze starą drewnianą przyczepą. Szybko wybiegła. Z auta wysiadał wysoki mężczyzna pod siedemdziesiątkę. Był prawie zupełnie łysy i garbił się.

- Dzień dobry - przywitała się Amy, podchodząc bliżej. -Jestem Amy Fleming.

- Ray Phillips - mężczyzna przedstawił się, mówiąc wolno: - Przywiozłem tę klacz, Melodię.

Rozejrzał się dookoła niewidzącym wzrokiem, jakby myślami błądził zupełnie gdzie indziej. Wtedy właśnie z domu wyszedł dziadek z Lou i Scottem.

- To jest pan Phillips - powiedziała Amy. Dziadek przywitał się i szybko przedstawił pozostałą dwójkę.

- Dziękuję bardzo za to, że zgodzili się państwo przyjąć Melodię - powiedział Ray Phillips. - Nie wiem, co bym zrobił, gdybyście państwo odmówili. Ostatnio wszystko idzie nie tak - spojrzał bezradnie na dziadka. - Pan jest żonaty, panie Bartlett?

Amy zauważyła, jak drgnął mięsień na twarzy dziadka.

- Moja żona zmarła na raka ponad dwadzieścia lat temu - odpowiedział.

- Przykro mi - Ray Phillips potrząsnął głową.

- Już dużo czasu minęło - powiedział cicho dziadek. - Potem jest łatwiej.

22

Ray Phillips wbił wzrok w ziemię i zatopił się w myślach.

Po chwili Lou odchrząknęła.

- Chyba powinniśmy wyprowadzić Melodię - powiedziała, przerywając ciszę.

- Sandy, moja żona, bardzo ją kochała - powiedział Ray Phillips i westchnął ciężko. Podniósł wzrok, po czym dodał:

- Czuję się, jakbym ją zdradził, przywożąc tu Melodię.

- Dobrze pan zrobił. Pana żona też by tego chciała - powiedziała delikatnie Lou. - Zajmiemy się nią odpowiednio, panie Phillips.

Rozmowę przerwał nagle dźwięk kopyt, wbijanych nerwowo w bok przyczepy. Scott podszedł do rampy.

- Jak minęła jej podróż? - zapytał.

- Trochę kopała - odrzekł Ray Phillips. - Zawsze była nerwowa, a nasiliło się to, od kiedy jest ciężarna. Mieszkaliśmy z Sandy samotnie, a Melodia nie jest przyzwyczajona do opuszczania farmy.

- Rozumiem - powiedział Scott i zaczął otwierać rampę. - Wyprowadźmy ją.

Na podwórzu pojawili się Treg i Ben.

- Pomogę ci - zaproponował Treg, podchodząc do Scotta.

- Chciałby pan, żebym ją wyprowadziła? - Amy zwróciła się do Raya Phillipsa.

Zawahał się, zanim udzielił odpowiedzi.

23

- Nie wiem. Może ja powinienem to zrobić. Nie jestem pewien, jak zareaguje na widok obcej osoby - powiedział i wszedł do przyczepy bocznymi drzwiami.

Usłyszeli pełne strachu parsknięcie i stukot kopyt.

- Spokojnie - Amy usłyszała nerwowy głos pana Phillipsa.

Podeszła do drzwi i ostrożnie zajrzała do środka. Dojrzała tylko zarys łba kasztanki, szeroko otwarte, przerażone oczy i podniesione uszy.

- Wszystko będzie dobrze - wyszeptała odruchowo i podeszła bliżej.

Ale przestraszona klacz nie usłyszała jej głosu. Całe jej ciało dygotało.

- No, dobrze, w takim razie opuszczamy rampę -zawołał Scott. - Niech pan ją wyprowadzi spokojnie i bez pośpiechu, panie Phillips.

Melodia nagle rzuciła się do tyłu. Ray Phillips krzyknął zaskoczony, a lina wyślizgnęła mu się z rąk.

- Uważajcie! - krzyknęła Amy. - Wyrwała się!

Scott i Treg puścili rampę i w ostatniej chwili uskoczyli na bok, unikając stratowania przez klacz, która wyskoczyła tyłem z przyczepy. Rampa miała starą, zniszczoną powierzchnię i nagle kopyto Melodii poślizgnęło się. Klacz zarżała przejmująco i odwróciła łeb. Amy ujrzała białka jej przerażonych oczu i rzuciła się, by chwycić za linę. Nie była jednak dostatecznie szybka. Klacz odwróciła się i popędziła cwałem prosto na Bena, a jej wydatny brzuch kołysał się w biegu.

24

- Łap ją, Ben! - zawołał Scott.

Ben rzucił się w kieru...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin