146 Koniec r�kopisu. Ostateczne postscriptum M. T. By� ju� �wit, gdy od�o�y�em r�kopis. Deszcz usta�, milkn�ca burza wzdycha�a i pochlipywa�a na po�egnanie. Wszed�em do pokoju nieznajomego i nads�uchiwa�em przy p�otwartych drzwiach. Us�ysza�em jego g�os i zastuka�em. Odpowiedzi nie by�o, lecz g�os wci�� si� rozlega�. Zajrza�em. Le�a� na wznak w ��ku i rzuca� oderwane s�owa, pe�ne ognia, wskazuj�c na co� r�kami, kt�rymi gor�czkowo gestykulowa�. Cicho nazwa�em go po imieniu pochylaj�c si� nad nim. Bredzi� w dalszym ci�gu przerywaj�c be�kot okrzykami. Wym�wi�em jeszcze par� s��w, by zwr�ci� na siebie jego uwag�. Jego szklany wzrok o�ywi� si� na moment b�yskiem mi�o�ci, rado�ci, powitania... � O, Sandy, nareszcie przychodzisz! Tak d�ugo na ciebie czeka�em! Si�d� przy mnie... Nie porzucaj mnie ju� Sandy, nigdy nie porzucaj. Gdzie twoja r�ka? Daj mi j�, b�d� j� trzyma�... O, tak, teraz ju� dobrze, spok�j... Teraz ju� jestem szcz�liwy... jeste�my zn�w szcz�liwi, nieprawda� Sandy? Jeste� we mgle niby widmo, ob�ok, ale niemniej jeste� tu i jestem zadowolony. Trzymam twoj� r�k�, nie odbieraj mi jej... cho� nie na d�ugo pozostaw mi j�, nie ��dam na d�ugo. A gdzie nasze dzieci�? Hallo-Centrala?... Ona nie odpowiada. �pi, by� mo�e? Gdy si� zbudzi, przynie� mi j�, daj dotkn�� si� jej r�czki, twarzyczki, w�os�w... Pozw�l mi si� z ni� po�egna�... Sandy! Jeste� tu, s�dzi�em, �e� odesz�a. Czy d�ugo by�em chory? Zapewne d�ugo, wydaje mi si�, �e par� miesi�cy. A jakie mia�em sny! Taki ci�ki, m�cz�cy koszmar! I wszystko by�o takie podobne do rzeczywisto�ci. Oczywi�cie, to by�o bredzenie, ale takie realne. Widzia�em, �e kr�l umar�, �e� ty pozosta�a w Galii nie maj�c stamt�d powr�ci� i �e by�a rewolucja. W fantastycznej malignie widzia�em, jak Klarens wraz z gar�ci� moich uczni�w ze szk� wojennych walczy z ca�ym angielskim rycerstwem i niszczy je. Ale nie to by�o najdziwniejsze. Zdawa�o mi si�, �e jestem cz�owiekiem z innego, bardzo oddalonego stulecia, kt�re jeszcze nie egzystuje, i �e ona jest w�a�nie moj� rzeczywisto�ci� a nie ca�a reszta. O tak: wydawa�o mi si�, �e przelecia�em w ten dawno miniony wiek, a potem zn�w powr�ci�em do swego i �e zn�w zobaczy�em Angli� po 13 stuleciach, a mi�dzy mn� i tob� powsta�a przepa��! Pomi�dzy mn� a moim domem i moimi przyjaci�mi. Pomi�dzy mn� i wszystkim, co mi by�o drogie i dla czego warto by�o �y�! To by�o okropne! Okropniejsze od wszystkiego, co tylko mo�na sobie wyobrazi�, Sandy! Ach, nie odchod� ode mnie Sandy... nie pozw�l mi wraca� do moich sn�w... �mier� jest niczym wobec tego, niech przyjdzie, byle tylko bez tych sn�w, bez tych m�k... nie znios� wi�cej, Sandy!! Be�kota� jeszcze chwil par� bez sensu. Wtem zacz�� skwapliwie zbiera� doko�a siebie ko�dr� i przebiera� po niej palcami. Wywnioskowa�em z tego, �e koniec jest bliski. Nagle podni�s� si� i powiedzia�: � A tr�ba?... To kr�l! Pr�dzej, zwodzony most! Do fort�w! Obr�ci�... Szykowa� sw�j ostatni �efekt�, ale ju� go nie m�g� wyko�czy�. KONIEC KSI��KI
Biluklb